-
Christmas is doing a little something extra for someone.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji1os (bio), 3os (reszta)czas narracjiprzeszłypostaćautor
— O, to jest bardziej wykonalne. Wystarczy, że zgodzę się na sesję u niego za jednym wyjątkiem, którym będziesz ty. I zrobione. — ucieszyła ją ta perspektywa, przez co aż klasnęła w dłonie. Nagle wizja kolejnej wymuszonej sesji nie była aż tak posępna. Ojciec też pewnie by się zdziwił, gdyby tak łatwo się zgodziła, ale w życiu by nie oponował.
— Tak, możesz nagrać, proszę bardzo. — aż parsknęła, śmiejąc się i wyobrażając sobie, co tak naprawdę miałby filmować. Chyba, że szykował dla niej jakiegoś pranka z udziałem Sebastiana Stana, a ona jeszcze o tym nie wiedziała. Nie narzekałaby, co prawda, gdyby przyszło jej się zmierzyć z takim twarzą w twarz… Ale zaliczyłaby porażkę, w dodatku sromotną. I wolałaby raczej, żeby to nie była walka, tylko może jakiś uścisk czy coś.
Zaśmiała się wesoło, gdy Filippo wyciągnął w jej kierunku mały palec u ręki. Nie czekała długo, by samej również wyciągnąć swój, zahaczając nim o paliczek jego palca. Mimo wszystko chciałaby pomóc przyjacielowi w zdobyciu sławy, więc raczej była w stanie zrobić wszystko co w jej mocy, by coś z tym zdziałać. Problemem byli rodzice, często uparci, staroświeccy no i z obsesją na punkcie tych wszystkich list celebrytów.
Akurat o jej bycie stratną nie musiał się martwić. Jeden talerz w te czy we wte niewiele zmieniał. Tak szczerze to przy takich imprezach pewnie każdy wynosił takie niepozorne przedmioty. Im więcej się posiadało, tym trudniej było tego upilnować. Przynajmniej w kwestii dóbr materialnych, w dodatku tych… bardziej przyziemnych.
— Tak, po prostu… Takie imprezy mnie czasami przytłaczają. Wiesz, dużo ludzi, dużo się dzieje i w ogóle. — powiedziała całkiem szczerze, choć na samym końcu nawet parsknęła, jakby rozbawiona swoimi słowami. — To absolutnie niepodobne do kogoś z mojego środowiska, co nie? — mruknęła z rozbawieniem. A jednak ona się tak czuła. Często miała wrażenie, jakby nie pasowała do swojej pełnej przepychu rodziny. Ona jedyna zdawała się być krucha i niezgrabna przy nich wszystkich.
Przez swoje przemyślenia nawet nie zauważyła, dokąd zaszli. Dopiero pod samym cmentarzem przystanęła, przekrzywiając głowę z lekką dezorientacją.
— Co? Nie… Nie jest źle. — zanim wyszli, zdążyła zgarnąć kurtkę, pasującą odcieniem czerni do całej reszty stroju. Co prawda było chłodno, a jej oddech był praktycznie widoczny za każdym razem, gdy opróżniała swoje płuca z powietrza, ale zawsze mogło być gorzej.
Filippo Carissoni
-
Wszystkiego nawzajem!
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- Podoba mi się to. Jestem totalnie za. - odparł, skinąwszy głową oraz wyciągając dłoń w stronę przyjaciółki, by przybić z nią piąteczkę, jakby miała to być pieczęć złożona na obietnicy. Zaraz oczywiście parsknął śmiechem, ponieważ wyobraził sobie taką scenę.
- Ekstra! Dziękuję Ci bardzo. - powiedział, posyłając Lei szczery uśmiech - bo przecież zawsze mogła powiedzieć nie.
- W sumie ciekawe, czy wkrótce Sebastian zostanie zaproszony na jakieś wydarzenie. - Byłoby fajnie. A na pewno w przyszłym roku odbywało się coś dla fanów fantastyki, superbohaterów oraz sci-fi. On oczywiście planował się na niego wybrać, bo fajnie było spotkać ludzi, którzy również lubili uniwersum DS. Jeśli fundusze będą się dobrze odkładać, to możliwe, iż na tenże konwent przybędzie w stroju Flasha albo jakiegoś innego bohatera (lub wroga Batmana).
Uśmiechnął się, kiedy Leia skrzyżowała swój mały palec z jego małym palcem.
On naprawdę bardzo doceniał każde wsparcie i cieszył się, gdy widział znajome twarze w klubie gdzie grywał prawie co wieczór - podbudowywało go to i czasami nawet chcąc się odwdzięczyć, puszczał lubiany przez tego konkretnego znajomego (lub znajomą) utwór - a jak nie dał rady, to po prostu stawiał drinki.
- Rozumiem. - skinął głową, bo faktycznie, sam zaczął mieć wrażenie, że w pomieszczeniu z którego brał przekąski oraz gdzie był dj, było dość duszno.
- Każdy może w pewnym momencie odczuwać przebodźcowanie i zmęczenie. - stwierdził, nie mając pojęcia, z czym na co dzień Leia musiała się mierzyć, ponieważ nie należał do grona celebrytów ani jego rodzice nie byli jakimiś ważnymi osobistościami, a słysząc pytanie, po dłuższej chwili pokręcił głową.
- Myślę, że w tym momencie powinnaś tańczyć na stole i robić milion zdjęć. - odparł i parsknął śmiechem. Oczywiście powiedział to pół żartem pół serio, lecz widząc dokąd ich nogi zaprowadziły, przestało mu być do śmiechu.
- To dobrze. - powiedział ciszej, chuchając sobie w dłonie, a nagle miał wrażenie, że coś usłyszał - chyba, że albo a) wyobraźnia płatała mu figle; albo b) po spotkaniu z Madame Anastazją coś się do niego przyczepiło.... i ze względu na miejsce, postanowiło dać o sobie znać.
- Czy Ty też to słyszałaś? - spytał, lecz zamiast ominąć cmentarz, zaczął iść wgłąb, jakby chciał sprawdzić, co spowodowało dźwięk, który przed momentem usłyszał.
Leia Royce
-
Christmas is doing a little something extra for someone.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji1os (bio), 3os (reszta)czas narracjiprzeszłypostaćautor
— Nie ma za co. — bo faktycznie nie było za co. I pewnie nie będzie za co dziękować, bo cała ta wizja, choć niezwykle intrygująca, mogłaby mieć miejsce jedynie w ich własnych głowach. A przynajmniej Royce miała taką nadzieję.
— Słyszałam, że chyba na coś w Anglii ma jechać, ale czy będzie w Kanadzie to nie mam zielonego pojęcia. — po raz kolejny wzruszyła ramionami. Niby mogłaby nawet zapytać mamę o jakąś możliwość spotkania, bo na pewno miała takie znajomości w swojej branży, ale… Za bardzo by się wstydziła. I gdyby przyszło co do czego, pewnie umarłaby tu przed takim wydarzeniem.
Mimo wszystko to też nie była jej stała codzienność, choć zdecydowanie była to duża część jej życia, której nie dało się unikać. Ucieszyła się zatem, że ktoś rozumiał nie tylko jej potrzebę odpoczynku od takich bodźców, ale również nie sugerował jej, że powinna być do tego przyzwyczajona. Przez to czułaby się zdecydowanie gorzej.
Na słowa pokiwała zdawkowo głową, bo nie było sensu powtarzać po koledze lub strzępić język na proste „tak, to prawda”. Zaraz jednak parsknęła krótko, słysząc to, czym powinna się zajmować. Wyczuła żart od razu, więc podeszła do niego raczej na luzie.
— To wychodzi na to, że jestem dziwadłem. Bo o ile parę zdjęć bym zrobiła, tak o tańczeniu na stole chyba nie ma mowy. — nie była chyba dostatecznie odważna, by coś takiego uczynić. I potem tego nie żałować.
Teraz natomiast musiała mieć na tyle odwagi, by po prostu stanąć przy cmentarzu i instynktownie nie rzucić się w ucieczkę. Pierwszy odruch sprawił jednak, że jedynie stała w miejscu czując, jak myśli pędzą jej naprzód. Serce również popędziło w szybszy rytm, gdy zauważyła, że Filippo zaczął się oddalać, wchodząc prosto na cmentarz.
— Co? Nie wiem... — naprawdę zaczynała się obawiać – nawet nie wiedziała czego. Dlatego też prędko dogoniła kolegę, choć zaczęła czuć napierające na nią ze wszystkich stron niepokojące uczucie. — Ale, um… Czemu idziemy na cmentarz? Jest noc. — miała nadzieję, że tymi słowami go zawróci, albo chociaż zatrzyma. Nie bardzo miała ochotę tutaj być.
Filippo Carissoni
-
Wszystkiego nawzajem!
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
- W sumie ciekawe, czy gdybym założył worek na śmieci, to uznano by to za swag. - a w sumie, przecież taki worek był bardzo dobrym zamiennikiem kurtki przeciwdeszczowej. Wystarczyło tylko wyciąć pięć otworów i voilà! Czy FIlippo tak kiedyś zrobił? Owszem - musiał, ponieważ jego kurtka została raz w szkole a raz u znajomego.
Uśmiechnął się w odpowiedzi na nie ma za co sądząc iż wręcz przeciwnie, jest ale postanowił nie kontynuować tej dyskusji.
- W Anglii powiadasz... - powiedział, na chwilę jakby się wyłączając, ponieważ zastanawiało go, czy byłoby go stać na podróż tam.
- Chciałabyś tam polecieć, by go spotkać? - spytał i choć można było odnieść wrażenie, że pytał dla żartów, to pytał całkiem serio. Martwiło go tylko, że taki lot to pewnie kosztował bardzo dużo, a gdyby faktycznie byłoby go stać, to musiałby jeszcze opłacić hotel... Może jakbym wziął więcej zleceń.... tylko pytanie, czy to wydarzenie miało się wydarzyć jakoś na dniach, czy dopiero za pewien czas.
Naprawdę nie mógł się doczekać, aż jego kariera się rozwinie, by móc latać sobie właśnie na różne wydarzenia, w różne części świata.
- A niech to... - odparł, pstrykając palcami i robiąc ruch ręką w dół. - A już myślałem, że jednak zmienisz zdanie i będę mógł obrzucić Cię mnóstwem pieniędzy. - ciągnął swój żarcik, klepiąc się po kieszeniach, w których nie miał ani grosza, a jedynie telefon. Czy rzuciłby więc telefonem? Raczej wątpliwe, ponieważ go potrzebował... znaczy mógłby o ile: 1) nie zostałby uszkodzony; 2) zostałby zwrócony w dość krótkim czasie. Oczywiście zaraz parsknął śmiechem.
Nie było mu natomiast do śmiechu, kiedy znaleźli się naprzeciwko grobów. Kiedy słowa Lei do niego dotarły owszem, zatrzymał się na chwilę, lecz tylko po to, by zaraz skręcić w lewą stronę.
- Ja... coś słyszałem. Może kogoś? Sam nie wiem. Jak chcesz, to poczekaj na mnie przed cmentarzem. - powiedział, zatrzymując się nagle, lecz tym razem na dłużej.
- Chyba właśnie... zobaczyłem ducha. - wyszeptał, przełykając ślinę i mając wrażenie, jakby nogi przymarzły mu do ziemi. Czy właśnie strach go sparaliżował? Czy może coś w niego weszło?
Leia Royce
-
Christmas is doing a little something extra for someone.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji1os (bio), 3os (reszta)czas narracjiprzeszłypostaćautor
— Jakbyś zrobił do tego dobry PR w postaci promocji, posta na instagramie i tak dalej to nawet wyszłoby, że promujesz recykling czy coś. — musiała podumać nad tym dobrą chwilę, ale wniosek sprawił, że jej mina wyrażała swego rodzaju dumę. Jednak rodzice zaszczepili w niej odrobinę influencerskiej kreatywności.
Pokiwała głową, potwierdzając tym samym informację po raz kolejny.
— Czy ty mnie chcesz ustawić na tą kłótnię z Zimowym Żołnierzem, że o to pytasz? — najpierw brwi Lei delikatnie się uniosły, a następnie z jej ust wydostało się krótkie, rozbawione parsknięcie. Cały czas miała to z tyłu głowy, zatem przy tych słowach nasunęło jej się to od razu. — Teoretycznie mogłabym pojechać, ale nie wiem czy zepnie mi się to z grafikiem. Musiałabym zobaczyć. — po krótkiej chwili odpowiedziała jednak całkiem poważnie, biorąc pod uwagę faktyczne realia, do których się stosowała. — A co, chciałbyś tam polecieć? — skoro był zainteresowany, była ciekawa jak on spoglądał na tę możliwość.
— Gdyby zamiast pieniędzy była to moja ulubiona przekąska to może bym się skusiła. — odparła, śmiejąc się cicho. Pieniądze nie były dla niej takie ważne jakby mogło się wydawać. Może dlatego, że miała ich pod dostatkiem, a może nawet i więcej. Dziwne, że nie pragnęła mieć ich więcej i więcej, jak każda klasyczna, bogata rodzina. Może jednak została wychowana dobrze i w tym aspekcie.
I o ile na wstępie z wejściem na cmentarz kryła w sobie jedynie obawy i lekki niepokój, te nasiliły się z każdą upływającą minutą. Słowa Filippo zdecydowanie jej nie pomagały. Zaczęła się faktycznie bać i rozglądać dookoła, jakby w każdych krzakach mogło się coś czaić.
— Żartujesz? Nie zostanę tutaj sama. — prychnęła, natychmiast wręcz materializując się u jego boku. W kupie raźniej czy coś takiego. Tyle, że jej wcale nie było lepiej.
— Ej, nie strasz mnie... — miała wrażenie, że serce zaczyna jej walić niczym młot, próbując uciec z jej klatki piersiowej. Nawet nie wiedziała jak, ale kurczowo złapała się rękawa Carissoniego, jakby to miało uchronić ją przed wszelkim złem.
Filippo Carissoni
-
Wszystkiego nawzajem!
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Słysząc słowa przyjaciółki, Filippo pstryknął palcami i tak ułożonymi jakby strzelał, zaczął nimi wymachiwać w górę i w dół.
- Ej... Ty wiesz co? Pewnie byłoby tak jak mówisz. Grunt to dobra promocja i PR. Choć pewnie znaleźli by się i tacy, co wylaliby na mnie jad albo wiadro pomyj. - powiedział, bo zawsze istniały dwa obozy - ludzi nie dało się zadowolić, bo zawsze znajdował się taki, co miał jakieś ALE.
Szybko pokręcił głową, gdy usłyszał pytanie Lei o to, czy planował ją wysłać na bójkę z kimś, kto posiadał protezę zamiast ręki. W dodatku bioniczną protezę, więc nie byle co.
- Ależ skądże, gdzież bym śmiał! O co Ty mnie posądzasz, pf! - przewrócił teatralnie oczami i pokręcił głową, udając wielce urażonego - choć prawda była, że chętnie by zobaczył taką bitkę oraz - oczywiście jeśli by musiał - pomógłby, stając po stronie przyjaciółki. Aż mu oczy zaświeciły na samo wyobrażenie. Bylibyśmy jak nowi młodzi Avengersi... tylko bez specjalnych mocy...
- Jasne, rozumiem. Jak będziesz wiedziała, to dawaj znać. - powiedział z uśmiechem, a słysząc pytanie o to, czy chciałby polecieć do miejsca, o którym wcześniej wspomniał, skinął głową.
- Myślę, że byłoby fajnie. Poza tym, zobaczylibyśmy jakieś fajne miejsca, zjedli coś, czego wcześniej nie jedliśmy... - a przynajmniej tak sobie zaczął wyobrażać i aż westchnął z tego rozmarzenia - no ale za marzenia nikt jeszcze nie karze, prawda?
- Ahh, a więc w ten sposób, okej. Zapamiętam. - odparł, posyłając przyjaciółce ciepły uśmiech, lecz nie szedł po żadną przekąskę, ponieważ właśnie opuszczali dom, by się przejść bez większego celu. Chociaż Filippo nie przypuszczał, że koniec końców wylądują na cmentarzu.
Skinął głową, przyjmując decyzję Lei do wiadomości - poza tym on też wolał, by trzymała się blisko niego, bo wolałby jej później nie szukać (jeszcze by ją porwał ktoś z workiem po ziemniakach na głowie albo przebrany za klauna).
- Pamiętaj, jak zobaczysz czerwony balon, nie idź w jego stronę. Ani nie odpowiadaj gdy ktoś pyta czy znasz Amandę. - powiedział szeptem, przypominając sobie horrory które oglądał.
- L....L...Leia..... czy Ty.... - zaczął, zaczynając się trząść jak galareta. - Duch. Widziałaś? Tam.... - - powiedział, wskazując ręką przed siebie. Na wszelki wypadek przetarł oczy, a zaraz potem, znowu usłyszał jakby krzyk.
- C... co tu sie odpierdala?! - jęknął, zaczynając wykonywać tył zwrot.
Leia Royce
-
Christmas is doing a little something extra for someone.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji1os (bio), 3os (reszta)czas narracjiprzeszłypostaćautor
— Jakbyś PRowo zrobił to bezbłędnie, wiadra pomyj wylałyby się tylko i wyłącznie na tych, którzy usiłowaliby coś ci zarzucić. — najpierw zaśmiała się cicho, finalnie wtrącając drobną myśl, znajomą jej poniekąd z własnego (no prawie) życia. Jej rodzina była doskonałą kopalnią wiedzy w tej dziedzinie. I nie tylko – jak się jest bogatym i sławnym, trzeba było znać sztuczkę czy dwie. Albo odpowiednie osoby. Wtedy nawet te kilka niepochlebnych komentarzy tak jakby nie było w ogóle. Nikt na to nie zwracał uwagi.
— No ja mam nadzieję. Nie jest mi tak śpieszno na tamten świat. — parsknęła, z rozbawieniem kręcąc głową. Royce miała dość realistyczny pogląd na sytuację, oczywiście przyjmując ten jeden punkt, gdzie taki Żołnierz byłby realną osobą i faktycznie miałby metalową rękę czy super-siłę. Z takim nie miałaby żadnych szans. Gimnastyka mogłaby jej pomóc co najwyżej wymijać ataki, ale pewnie prędzej czy później straciłaby cały pokład swojej siły.
Najpierw pokiwała tylko głową w ramach potwierdzenia, natomiast obserwując kolejne reakcje Filippo na taki scenariusz tylko utwierdzała się w przekonaniu, że powinna tam z nim jechać. Nie dlatego, że sama chciała zobaczyć Stana na żywo. Widziała, że Filippo byłby przeszczęśliwy, gdyby mógł wybrać się w taką podróż.
— To prawda. I wiesz co? Poproszę w takim razie o załatwienie nam biletów i wrzucimy do tego jeszcze jakąś wycieczkę. Chętnie pozwiedzam. — obiecała, nie kryjąc uśmiechu, który był drobną oznaką jej podekscytowania. Nie była jakąś mega mocno ekspresywną osobą, ale to wystarczyło by pokazać, że ta wizja również jej się spodobała. — Jeden z takich wczesnych prezentów na święta. A może spóźniony? Bo nie wiem w sumie, kiedy miałoby to być. — zastanowiła się przez moment, czy załapaliby się akurat na moment, w którym w innym miejscu na ziemi padałby śnieg. Ciekawe też, czy mieliby tam taką ogromną choinkę w jakimś mocno odwiedzanym, publicznym placu. Może nawet jakieś jarmarki?
Te zimowe przemyślenia rozwiały się prędko niczym wiatr, który targał jej włosami, gdy już wyszli z rezydencji i zmierzali przed siebie. Dodatkowo, złowieszcza atmosfera wprawiała ją raczej w czujność, aniżeli w świąteczny nastrój. Zresztą, w czasie trwania ich „spaceru” do świąt było jeszcze dobry kawałek czasu.
— Kto to jest Amanda? — spytała cicho, czując się trochę głupio z tematem horrorów i jakichś creepypast. Możliwe, że znała temat, ale w tamtej chwili trudno było jej się skupić na skojarzeniu faktów.
— Co? — od razu zauważyła, że jej towarzysz zaczął się trząść niczym osika. Sama zanotowała, że temperatura wokół jakby spadła. Aż mimowolnie podniosła dłonie do ramion w celu ich potarcia, delikatnie drżąc. Nie sądziła jednak, że Carissoni może mieć inny powód do takiej reakcji. — Duch? Jaki... — nie zdążyła dokończyć, a sama usłyszała jakieś zawodzenie. Aż wybałuszyła oczy, czując jak serce podchodzi jej do gardła. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku oznaczającego strach, bo zwyczajnie nie była w stanie.
— Czy my możemy sobie stąd iść, proszę... — wypluła z siebie słowa tak szybko, że aż sama była zdziwiona. Im prędzej jednak sobie stąd pójdą, tym lepiej.
Filippo Carissoni