20 y/o
Welkom in Canada
161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
I've got thick skin and an elastic heart, but your blade it might be too sharp
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Zagryzła wewnętrzną stronę policzka, w głowie analizując jego reakcję. Szukała w nim czegokolwiek, co powiedziałoby jej, że nie podoba mu się taki obrót sprawy. I choć znała go dość dobrze, to nie była pewna, czy te jego pierwsze słowa, w reakcji na jej wyznanie, traktować faktycznie jako luźny żart, czy jako pretensję, pod maską beztroskiego dowcipu. Tego dnia była napięta bardziej niż zwykle. Tego dnia była wyczulona na wszystko, co się z nim działo. Bo na ten dzień miała swój plan, swoje postanowienie.
Nie chciała dłużej czekać, ani tym bardziej ukrywać przed nim czegoś, co powinno być oczywiste, ale dopóki nie zostanie oficjalnie nazwane, to przecież miało nie mieć aż takiej siły. Bo wtedy to było jak dopowiedzenie, a tych nigdy nie mogliśmy być pewni, bo nas zdradzały.
  Ugryzła się nieco mocniej, kiedy zadał to pytanie, jednocześnie odwracając od niego spojrzeniem.   Mieliła w głowie jego słowa krótką chwilę, próbując samodzielnie oszacować jak i czy był zły. Jeśli miałaby stawiać, to powiedziałaby, że trochę, chociaż dobrze to ukrywa.
  — To nie tak — zaczęła cicho, wzdychając krótko. Zacisnęła palce swojej dłoni na rękawie kurtki, odruchowo go naciągając mocniej. — Tutaj chodzi o to, że po prostu muszę wybrać święta z mamą, bo… — Zrobiła pauzę, chcąc zastanowić się nad tym, co miało być powodem. Wiedziiała, że było ich kilka, ale w tym momencie zaczęła się nawet zastanawiać nad tym, czy faktycznie cokolwiek powinno być ważniejsze od spędzenia świąt z partnerem. — To dla niej ważny okres, podchodzi do tego bardzo rodzinnie. Zawsze spotykają się w ogromnym gronie, bo chcą być najbliżej z rodziną.
  Tutaj pojawił się jednak pewien zgrzyt – uważała Huntera za kogoś bliskiego, kogoś kto był jej rodziną. Bo był jej po prostu bliski, zawsze był za nią i zawsze o nią dbał, a poza tym – spędziła z nim tak wiele czasu, że już dawno przestał być po prostu chłopakiem.
  Przylgnęła, choć nieco początkowo spięta, do jego boku, gdy zagarnął ją ramieniem. Spojrzała na niego, by wyłapać ten drobny, luźny gest, który miał pomóc rozmiękczyć atmosferę. Nie pomógł. Wciąż była napięta i zmartwiona, że być może dokonywała złego wyboru.
  — Też nie wiem. — W końcu nigdy nie spędzała tych modelowych świąt, bo jej własny ojciec był więcej nieobecny, niż obecny w jej życiu. A kiedy był, zawsze była napięta. Pilnowała się, aby nie popełnić żadnego błędu i tylko to się liczyło. — Ale to bez znaczenia. Powinnam chyba móc wybierać z kim chcę spędzać jaki dzień świąt? — zapytała o to w pełni retorycznie, samej zaraz zamyślając się nad tymi słowami.
  Należało mieć tylko nadzieję, że jej mama nie wpadnie na pomysł, aby zamknąć ją na klucz w szafie po tym, jak się dowie, że jej córka jednak pogodziła się z chłopakiem, przez którego tak długo płakała, a który nie zachował się, lekko mówiąc, w porządku.
  — Chyba że — zaczęła, na krótką tylko chwilę zawieszając głos — ty chciałbyś przyjść? To znaczy… zrozumiem, jeśli nie. Będzie tam dużo ludzi, dużo obcych i pewnie to nie twoje klimaty, takie spotkania. — Konkretnie: spotkania rodzinne. Nie mógł być do tego przyzwyczajony, skoro nie miał od małego rodziny. Z drugiej strony – i ona do tego typu zdarzeń nie była przyzwyczajona, bo zawsze była tylko z ojcem. Tylko on był jej światem i rodziną. — Jeśli nie będziesz chciał, to zostaniemy na robieniu tego, na co ty będziesz miał ochotę. Więc najpewniej na przyuczaniu jej w szubidubi.
  Odczuwała, już teraz, potrzebę zaaranżowania możliwości odpracowania samego faktu, że nie spędzi z nim świąt, ale przede wszystkim tego, że nie pochwaliła się jeszcze mamie o tym, że z nim znów była. Trochę też podkładała mu się, żeby zmyć jakiekolwiek złe wrażenie w dniu dzisiejszym.
  Ale może niepotrzebnie się stresowała tym wszystkim. Może jednak za chwilę uzna, że atmosfera nie ta i planety w złym układzie i zrezygnuje z odkrywania się przed nim z... rzeczy.

Hunter Jang
25 y/o
Welkom in Canada
183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Kąciki ust mu drgnęły wyżej w rozbawionym smirku. Odgryzł kolejny kawałek jabłka w karmelu, przeżuwając chrupiącą cząstkę, kiedy słuchał jej odpowiedzi. Hunter miał głupie teksty i głupie żarty, ale był też mocno beztroski i nie przejmował się wieloma rzeczami, które normalnie mogłyby na kogoś wpłynąć. Powinno go obchodzić to, że teściowa za nim nie przepada, prawda? Może nie spotkał się z nią twarzą w twarz, ale doszedł do kilku wniosków po rozmowach z dziewczyną. Przez to też nie naciskał, aby się wkręcić na jakiś rodzinny obiad czy wyjście. Wcześniej nie zależało mu na tym, aby lubił go ktokolwiek poza samą osobą zainteresowaną.
Ale może powinno zacząć?
Ej, Księżniczko, nie musisz mi się tłumaczyć — powiedział, zerkając na nią kątem oka z tym swoim spokojnym, rozluźnionym uśmiechem. — Spoko, serio. Nie mam żalu — dodał, wzruszając ramionami. Nigdy wcześniej nie miał rodziny, więc nie uważał, że ten czas powinien być jakiś specjalny. Dla niego był to dzień jak każdy inny, tylko z dodatkową, komercyjną otoczką. Nie czuł magii świąt, nie czuł się bardziej samotny niż normalnie. Więc jeśli nie spotka się z Soojin przez te kilka dni, w jego mniemaniu nic się nie stanie. Ona spędzi czas z odnalezioną rodziną po tym, jak wróciła do Kanady po porwaniu i byciu zaginioną przez x czasu, a on będzie obrywał szmatą w głowę od pani Ahn za to, że spalił ciastka czy inne danie. Bo chciał pomóc.
To było takie typowe dla niego.
Nie napierał więc na spotkanie, bo też nie było to dla niego tak ważne. Przejechał po jej ramieniu dłonią w geście rozluźnienia, aby się nie przejmowała, bo on nie widział w tym wszystkim problemu. Może jakby był z normalnej rodziny, to by odczuwał to inaczej, ale gdy się było z bidula, to nie zwracało się uwagi na takie drobnostki.
Mnie się nie pytaj. Święta to podobno rodzinny czas — rzucił. Tak mówiono w telewizji i takie zdanie krążyło wśród ludzi, którzy naprawdę się cieszyli na ten magiczny okres. On ten czas spędzi z Hatim i swoją dodatkową rodziną, która go zaadoptowała mentalnie już dawno temu, gdy był jeszcze głupim, problematycznym nastolatkiem. Teraz był głupim i problematycznym młodym dorosłym, więc wiele się nie zmieniło.
Zerknął na nią zaskoczony, kiedy zaproponowała mu wspólne spędzenie świąt… u niej. Brew mu wyżej drgnęła w wyraźnym sygnale wątpliwości.
Mam ci wbić na chatę, pełną rodziny, której jeszcze nie poznałaś i matką, która będzie mnie chciała zabić spojrzeniem? Mam zepsuć wam święta? — spytał retorycznie, bo uważał to raczej za kiepski pomysł. On co prawda mógł się pojawić, ale miał dziwne wrażenie, że nie wypadłby zbyt dobrze. Powiadomienie matki o jej związku z nim w święta w taki sposób było odważnym posunięciem i w zasadzie postawieniem jej przed ścianą. Z jednej strony chyba powinien się tym nie przejmować, ale z drugiej wolałby, aby Soojin czuła się swobodnie we własnym domu. Na świętach z rodziną. Bez większych kwasów. — Spotkamy się po świętach. Nie przejmuj się. W tym czasie i tak będę siedzieć pewnie z Jiwoongiem i resztą ekipy — dodał luźno. Nie wiedział jeszcze jak dokładnie będzie to wyglądać, bo to też miały być jego pierwsze święta takie… pełne. Pełne innych ludzi, „zastępczej” matki biegającej po kuchni, w domu z ludźmi, choinką i całą resztą. Sora już odwalała i ubierała całe mieszkanie w jakieś ozdóbki, światełka i inne pierdoły, a Jiwoongowi kazała przynieść wielkie, żywe drzewko, którym teraz waliło w całym domu.
Dziwne to było, ale z jakiegoś powodu całkiem znośne.
To twoje pierwsze święta w pełni rodzinne, bez psychopaty nad głową. Naciesz się tym, piecz ciasteczka, śpiewaj piosenki czy co tam się robi. Nigdzie się nie wybieram, nie? — rzucił, zerkając na nią i mocniej przyciskając do swojego boku. Sprzedał jej krótki pocałunek w czubek głowy na pocieszenie i potwierdzenie swoich słów. — Poza tym, to nie są nasze ostatnie święta. Za rok spędzimy je razem — dodał. Mieli przed sobą jeszcze wiele, wspólnych lat. Jeśli odpuszczą pierwsze święta, to nadrobią je za rok, nie?
W końcu nie planował tym razem niczego spierdolić.
Ale podobno tego się nie planuje.

Raina Bouchard
20 y/o
Welkom in Canada
161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
I've got thick skin and an elastic heart, but your blade it might be too sharp
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Drugi dzień świąt, po tym jak ogłosiłaby w pierwszym, że jest w związku z chłopakiem, o którym jej mama z pewnością miała same niepochlebne przemyślenia, wydawał się być – z początku – w porządku rozwiązaniem. Bo nie stawiałaby jej od razu przed faktem dokonanym, a jakby było źle, to przecież mogła jeszcze odwołać wszystko. Faktycznie kiepsko by to wypadło, gdyby przyszła z nim od razu na świąteczny obiad, zrzucając bombę informacyjną na rodzicielkę przy wszystkich, stawiając ją w bardzo niekomfortowej sytuacji.
  Strategicznie – to byłoby całkiem mocne zagranie, bo o ile zdołała już trochę poznać kobietę, to wiedziała, że nie zrobiłaby awantury przy wszystkich. Relacyjnie – byłby to strzał w kolano i zagranie niezgodne z charakterem Soojin.
  Chciała pogodzić swoje dwa światy, ale chyba zbyt późno się do tego zabrała. Mogła mieć już tylko do siebie wyrzuty, że tak długo to odwlekała.
  Opuściła więc spojrzenie. Chciała mu powiedzieć, że wcale by niczego nie zepsuł, na pewno nie dla niej, że przecież to on był dla niej jak rodzina, o wiele bardziej przez ostatni czas, gdy była w Seulu, niż ktokolwiek.
  Ale nie powiedziała nic. Nie potrafiła znaleźć w sobie głosu, bo czuła się winna całej tej sytuacji. I wciąż, mimo jego zapewnień, miała wrażenie, że trochę go zawiodła – nawet jeśli tego wszystkiego od niej nie oczekiwał.
  Cały czas było jak wcześniej – znów musieli się ukrywać, a on nie mógł wejść frontowymi drzwiami do niej. Chyba, że jej mama miała nie być w kraju.
  Podniosła na niego spojrzenie, gdy znów się odezwał. Ta lekkość w jego tonie osiadała na niej w kojący sposób, ale jednocześnie coś nie pozwalało jej tego tak po prostu przyjąć. Mogła teraz spróbować odsunąć od siebie temat, ale ten z pewnością do niej wróci i nie pozwoli jej zasnąć.
  Napsuł jej krwi na tyle, że zastanawiała się, czy to aby na pewno odpowiedni moment, odpowiedni dzień, aby mówić mu o czymś większym, opowiadając o swoim uczuciu, kiedy zachowała się, w swoim odbiorze, niesprawiedliwie wobec niego.
  — Moje pierwsze rodzinne święta były w zeszłym roku. Z tobą — odpowiedziała, początkowo puszczając mimo uszu jego zapewnienie. Nie chodziło o to, że nie było dla niej ważne, bo brzmiało jak przepiękna perspektywa, ale zajęło ją coś znacznie mocniejszego.
  W końcu on był jej bliski i to z nim spędziła święta. Nie było to nic filmowego, ale z drugiej strony – przecież w Korei wcale tak hucznie tego nie obchodzono. Tym bardziej, że tam traktowano to bardziej jako święto zakochanych, niż rodzinne. Być może właśnie dlatego źle się czuła także z tym, że nie miała opcji, aby spędzić je razem z Hunterem.
  To znaczy – miała. Ale do tego musiałaby dokonać wyboru, aby kogoś zawieść. Nawet jeśli jedna z tych osób jasno mówiła o tym, że wcale jej nie zawodziła. Soojin najwyraźniej wiedziała lepiej. Albo lepiej dopowiadała sobie sens.
  Westchnęła cicho, wtulając się w niego całkowicie. Wciskając buzię w jego korpus, przywierając do niego całą sobą. Nie była pewna, czy w ten sposób bardziej próbowała go przeprosić czy okazać wdzięczność, że był tak… wyrozumiały? Albo raczej: że próbował jej pokazać, że nie ma żadnego problemu, kiedy podświadomie mógł jednak jakiś mieć.
  Ale nie wypuściła przez cały ten czas dłoni, którą po nią sięgnął jeszcze przed budynkiem lodowiska.
  Stała tak przez parę długich chwil, w absolutnym milczeniu. Miała wrażenie, że bicie jego serca czuje przez grube warstwy ubrań. Że jego ciepło czuje przez te same grube warstwy ubrań. A razem z tym wszystkim – wewnętrzny spokój. Przeczucie, że mimo wszelkich perturbacji wszystko się ułoży. Bo przecież mieli za sobą już sporo wzlotów i upadków, a pewnie nie były one ostatnie. Spora droga przed nimi, a skoro obiecywał, że to nie są ich ostatnie święta, to mogła myśleć już tylko pozytywnie.
  No nic, Soojin. Skoro on złożył taką małą, owiniętą deklarację, to może ty też powinnaś. Zobaczyłabyś, czy miała ona w ogóle sens.
  Podniosła głowę, zadzierając ją, by spojrzeć na niego.
  — Pójdziemy się jeszcze przejść?
  W głąb pobliskiego parku, niedaleko jej domu. Tego samego, w którym spotkała go po raz pierwszy po rozłące. Nie był to wybór celowy, a praktyczny.

Hunter Jang
25 y/o
Welkom in Canada
183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Mogło się wydawać, że udawał, aby nie było jej przykro. Że robił dobrą minę do złej gry, aby nie czuła się źle z faktem, że nie mogli spędzić razem świąt. Tylko, że jemu naprawdę na tym nie zależało. Głęboko w poważaniu miał święta, choinkę i wspólne śpiewanie kolęd. Równie dobrze całe to przedsięwzięcie mogło się ograniczyć do zupki na szybko z Seven Eleven i leżenia w łóżku. Dla niego nie byłoby żadnej różnicy, chociaż domyślał się, że dla zdecydowanej większości osób, było to coś wyjątkowego. Specjalnego i magicznego.
Soojin jednak nie musiała się obawiać, że Hunter będzie płakać w poduszkę.
Zerknął na nią, a brew mu się wyżej uniosła, gdy stwierdziła, że już pierwsze rodzinne święta miała. W dodatku z nim. Rok temu.
Uważasz je za rodzinne? — spytał, a morda mimo wszystko jakoś tak mu się wykrzywiła w uradowanym uśmiechu. Nie wiedząc czemu. Może cieszył go fakt, że uznawała go za część rodziny? Jego, tego włochatego kundla oraz najwyraźniej jego skromne dwadzieścia pare metrów kwadratowych w Korei, które uznawano za kawalerkę. Miejsce, które było mniejsze od jej prywatnego, bogatego pokoju w willi.
Zdawał sobie sprawę, że nie potrzebowała luksusów, bo inaczej nie byłaby z nim… w zasadzie nigdy, ale z jakiegoś powodu jej stwierdzenie osiadło jakoś ciężej na jego żołądku. W ten przyjemny, jeszcze nieoswojony sposób.
Nigdy nie miał swojej własnej, biologicznej rodziny, ale umiał sobie ją wybrać. Jiwoonga i panią Ahn uważał za jakiś substytut rodziny, Hatiego, a także oczywiście Soojin, która zaczęła odgrywać w jego życiu o wiele większą rolę niż jakakolwiek kobieta wcześniej. Tych zaledwie kilka osób były dla niego ważne, nawet jeśli samemu nigdy o tym nie mówił na głos. I zapewne gdyby w pewnym etapie życia pojawiła się jego prawdziwa matka czy ojciec, to zapewne by ich wyśmiał. Pokazałby środkowy palec i odwrócił na pięcie.
Po dwudziestu pięciu latach miał do tego pełne prawo.
Tak więc jeśli uważała, że potrzebowała spędzić te kilka dni z matką oraz resztą osób, które specjalnie przyjadą po to, aby ją zobaczyć, to on machał na to ręką. Wolał, aby czuła się swobodnie, niż jakby miał tam wbić ze swoją niewyparzoną gębą i zrobić kiepskie wrażenie. Bo nie liczył na to, że zrobi dobre. Przez cały czas uważał, że nie był dobrym typem dla Soojin, bo był frajerem, złodziejem, gadał to co mu ślina na język przyniosła i najpierw działał, a dopiero potem myślał, a to czyniło z niego… raczej kiepski materiał na zięcia.
Ale czasami był zabawny. Podobno to było na plus.
Objął ją mocniej jednym ramieniem, gdy się w niego wtuliła, kładąc brodę na jej głowie. Nie ruszał się, nie puszczał jej, ani też od siebie nie odganiał. Trzymał ją przy sobie, lustrując otoczeniem mijających ich ludzi, przynajmniej dopóki sama nie zdecydowała się ruszyć.
No pewnie — odpowiedział, ciaśniej zaciskając palce na jej dłoni.
Odwrócił się w kierunku wybranej trasy i nie puszczając jej ręki, bo ta już należała najwyraźniej do niego, zaczął iść przed siebie. Dostosował swoje tempo do dziewczyny, drugą dłoń wsadzając do kieszeni zimowej kurtki.
Ej, Soojin — zagaił w pewnym momencie, bo najwyraźniej kilka jego komórek mózgowych się nagle uaktywniło. — Co ty w zasadzie chcesz na święta? — spytał otwarcie, zerkając na nią z boku. — Nie wiem czy zauważyłaś, ale ssę w prezenty i czasem się boję, że kupię ci coś chujowego, a ty się uśmiechniesz i powiesz, że super, bo w ogóle się postarałem. A się staram. — Musiał to podkreślić, bo może czasami nie było tego widać, ale naprawdę pytał, robił rozeznanie i starał się wstrzelić z prezentem. Nie robił ich wiele, bo ledwie na jej urodziny, ale jako człowiek, który Jiwoongowi kupiłby pudełko zapałek, bo to zabawne, wolał w jej przypadku nie zrobić niczego głupiego. Jak chodziło o ranking, to widniała pod nieco innym tytułem niż „idiotic brother from another mother”.
Chociaż prawdziwej matki nie znał, to równie dobrze mogła to być pani Ahn.
Wolę dać ci coś super, coś co chcesz, a ja nie umiem pamiętać ważnych rzeczy. — Ważnych jak to, że kiedyś podczas rozmowy wspomniała o czymś przypadkowo i on to zapamiętał, aby wykorzystać. On ledwo pamiętał co zjadł na śniadanie i nie przykładał wagi do takich szczegółów.
Ale zapytajcie go jakie wejścia i zabezpieczenia ma ten wielki dom w bogatej dzielnicy, to opowie wszystko ze szczegółami, jakby sam projektował alarm.
Co chcesz? I nie mów, że nic, błagam — mruknął z teatralną prośbą, mając nadzieję, że rzuci mu jakimś konkretem, a nie „niczego nie potrzebuję”. Zawsze mogła powiedzieć „skarpetki”. Te to chociaż umiałby znaleźć.

Raina Bouchard
20 y/o
Welkom in Canada
161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
I've got thick skin and an elastic heart, but your blade it might be too sharp
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Nie odpowiedziała, a przynajmniej nie przy pomocy słów na jego prośbę o potwierdzenie. Spojrzała jedynie na niego wtedy w takie sposób, który oddał za nią znacznie więcej, niż kiedykolwiek zrobiłyby to całe zdania.
  Tego, że był dla niej jak rodzina była pewna. Bo był nią bardziej niż ktokolwiek do tej pory. Nawet bardziej, niż jej własna, biologiczna rodzina. To przy nim czuła się najlepiej i to jemu najbardziej ufała.
  Odwróciła spojrzenie na niego, kiedy zagaił do niej, przerywając spacer w tak błogiej i komfortowej ciszy, jaka potrafiła zapanować tylko między nimi. Już w pewnym odruchu zmarszczyła delikatnie czoło, ledwie padło pytanie o to, co chciałaby dostać na święta. Odpowiedź miała już na końcu języka, jednak Hunter ciągnął dalej swój monolog.
  W jednym musiała mu przyznać rację – faktycznie zawsze mówiła, że to, co jej dawał było super, niezależnie czy miał to być trafiony czy średnio trafiony prezent. Nigdy nie patrzyła przez ten pryzmat. Sam też spiął to bardzo dobrze, jedynie wypowiadał to w taki sposób, jakby nie miało to dla niego większego znaczenia i oczekiwał od siebie, że to musi być naprawdę coś, aby była szczerze – a nie sztucznie i z grzeczności – zadowolona.
  W odróżnieniu od niego ona miała już zaplanowane to, co chciałaby mu dać. Ale to właśnie przez to, że znów - w odróżnieniu od niego – ona przykładała uwagę do drobnych detali, wspomnianych mimochodem potrzeb. Nie oczekiwała jednak od niego tego samego, bo wiedziała, że zupełnie inaczej funkcjonował. On był dzikim impulsem, kiedy ona była spokojnym harmonogramem.
  I chyba przez to bardzo do siebie pasowali – on jej dawał iskrę do działania – tu i teraz, a ona dawała mu porządek – by nie zapaść się absolutnie w chaosie.
  Otworzyła usta, chcąc zakończyć to wszystko zapewnieniem, że ona niczego nie potrzebuje, jednak Hunter najprawdopodobniej przewidział to, co chciała ułożyć w zdanie i odebrał jej tę możliwość tym krótkim dopowiedzeniem. Na jego prośbę, aby nie było to nic, zamknęła usta, a delikatny, czuły uśmiech pojawił się w ich kącikach.
  — Wszystko, co od ciebie do tej pory dostałam było super — powiedziała, świadomie korzystając z tego epitetu, który sam wybrał dla określenia rzeczy, którą chciałby jej podarować. — Właśnie dlatego, że się postarałeś i chciałeś mi coś dać. Sam z siebie, nie dlatego, że poprosiłam. — Nigdy by też nie poprosiła, bo chociaż wychowana była w luksusie i dobrobycie, to nie oczekiwała wiele. Ciesząc się tym, co dla innych było zwyczajnością lub niczym takim. — Wystarczy mi to, że mogę być z tobą, że chcesz mnie słuchać, że dbasz o mnie. To, że czuję się z tobą dobrze i bezpieczna. To się dla mnie liczy, Hyunwoo. Tego nie da się kupić, a jest dla mnie najcenniejsze.
  Opuściła spojrzenie na ich dłonie i westchnęła cicho, pozwalając by stróżka pary opuściła jesj usta.
  — Ale jeśli to koniecznie musi być coś, co będziesz mógł zapakować w pudełko, bo bez tego nie zaśniesz, to przydałyby mi się nowe rękawiczki na treningi. Te, wiesz, takie materiałowe. Zwykłe, zimowe. — Nie jeździła w żadnych skórkowych rękawiczkach, żadnych drogich wariantach, ot – w prostych, pięciopalczastych, takich które można było znaleźć w sklepie. Dlatego, że po prostu były dla niej wygodne, łatwo się je zakładało i spisywały się znakomicie.
  Więc nie zamierzała prosić o wiele, też nie z powodu, aby go instynktownie nie naciągać, ale przez to, aby znaleźć coś, co faktycznie byłoby dla niej przydatne i pozwoliłoby mu odetchnąć, bo dostałby świadomość, że coś kupił.
  Średnio wierzyła, że przekonałaby go samym tym, co powiedziała na początek, nawet jeśli mówiła szczerze i z pełnym przekonaniem, że tak właśnie było. Każdy moment z nim ceniła najbardziej; każdą wiadomość od niego, każde zdjęcie Hatiego przesłane w losowym momencie dnia, każda pytanie o pizzę. Doceniała nawet to, jak zawsze czekał wpatrzony w jej porcję jedzenia, oczekując tylko na to jedno hasło – gdzie ona mówi, że jest już pełna.
  A on może dojeść po niej, jeśli jest głodny.
  — Ale pamiętaj, że rękawiczki to żadna konkurencja dla ciebie — zażartowała krótko, posyłając mu ciepły uśmiech. — Dla mnie jesteś ligą samą w sobie, oppa. Deklasujesz wszystko i wszystkich.
    Nawet, jeśli sam w to nie wierzysz.

Hunter Jang
25 y/o
Welkom in Canada
183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Domyślał się jaką odpowiedź dostanie, kiedy ją zapyta, dlatego wolał już się odpowiednio zabezpieczyć przed „niczym”. Soojin była najskromniejszą dziewczyną jaką znał. A została wychowana w sporym dobytku. Pieniędzy jej nie brakowało, albo raczej - jej pojebanemu ojcu. To czego tak naprawdę potrzebowała to wolność, którą otrzymała, jak w końcu się wyrwała z piekła, które jej stworzył. I on wcale się do tego nie przyczynił. Do dzisiaj było mu za to wstyd, chociaż głośno o tym nie mówił. Dlatego też teraz starał się jej to wszystko wynagrodzić, chociaż wiedział, że nie wszystko dało się tak po prostu naprawić.
Prezenty były jakimś gestem materialnym, a chociaż czasami nie umiał samemu się ogarnąć, to wolał jej po prostu coś… dać. Nie mówiąc o tym, że nauczony był tym, że przedmioty były cenne. Jako człowiek, który nie miał nic, chciał dać wszystko, jakby to miało przekazać, że faktycznie mu zależy.
Kąciki ust mu drgnęły. Spodziewał się takiej odpowiedzi. Spodziewał się, że powie mu, że niczego nie potrzebuje, bo on sam w sobie jest wystarczający. Nawet jeśli uważał siebie za beznadziejny i wadliwy materiał na chłopaka, w dodatku ze sporą ilością minusów na koncie, to ona miała o nim zupełnie inne zdanie. Z jednej strony kompletnie nie rozumiał dlaczego, ale z drugiej… chyba cieszył się, że tak było, bo wprowadzała do jego życia porządek i stabilność. Coś czego nie miał i nie spodziewał się, że potrzebuje.
Bez sensu, nie zapakuję tego w karton — mruknął z teatralnym, przerysowanym wręcz zawodem. Zawsze mógł przecież siebie samego zawiązać w kokardkę i udawać, że jest jedynym, idealnym prezentem o który prosiła. Jak te wszystkie laski z tiktoka, co nie chciały wydawać pieniędzy czy nie miały pomysłu, więc dawały siebie.
Ale nie był dziewczyną z tiktoka.
Nawet tiktoka nie miał.
Zerknął na nią, gdy podała mu odpowiedź, a potem spojrzał na ich splecione dłonie.
Rękawiczki? Tak… po prostu? — spytał, unosząc brew.
Oczywiście, że tak po prostu. To była Soojin, nie spodziewał się, że nagle poprosi o coś dziwnego, niesamowicie drogiego. Nie była taką Malditą. Kimkolwiek była. Nigdy nie prosiła o dużo, a w zasadzie, to nie prosiła o nic, poza nim, jego uwagą i wolnym czasem. Dlatego też nie potrzebowała żadnych prezentów. To on na nie nalegał.
To był jego pierwszy poważny związek. Nie wiedział jak to ma wyglądać, ale mógł sobie popatrzeć na takiego Jiwoonga i Sorę. Problem w tym, że charakter miał nieco inny. Nie tylko on. I chociaż nie powie tego na głos, to nieco podpatrywał. Szkoda tylko, że nie umiał ogarnąć też tych dobrych rzeczy i uczyć się na błędach przyjaciela, ale tu już wchodziło wychowanie w innym środowisku.
Niestety wiele się musiał jeszcze nauczyć.
Prychnął rozbawiony pod nosem na jej słowa.
Nie no, to to ja wiem. Nie będę się bić z rękawiczkami, jestem cieplejszy. I większy. Rozgrzewam większą powierzchnię ciała. — Dosłownie i w przenośni, bo przecież jak już by się miał do niej przytulić, to będzie jej ciepło nie tylko w dłonie, ale też korpus, ramiona i w ogóle. Tak więc rękawiczki nie miały z nim szans. Był o wiele lepszy.
Może jednak musiał rozważyć zawinięcie się w papier prezentowy.
Na pewno tylko to? — spytał, zerkając na nią kątem oka. — Tak, Hunter, więcej nie potrzebuję — odpowiedział za nią, wydając z siebie dziewczęcy głosik, na tyle wiarygodny na ile mógł. Wcale jej nie udawał. Może trochę. — Nie chcesz czegoś… nie wiem, jeszcze? Spinek czy coś tam? Nie wiem co poza łyżwami i ładnymi sukienkami się tam nosi. — Tam, w sensie na lodowisku.
Lakier i guma do włosów, ale tego pewnie miała ogrom. I raczej kiepski z tego prezent. Nie żeby spinki miały być lepsze, ale na pewno wybrałby jakieś super.


Raina Bouchard
20 y/o
Welkom in Canada
161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
I've got thick skin and an elastic heart, but your blade it might be too sharp
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

   Tak po prostu.
  Nie oczekiwała wiele, a sama świadomość, że mogła na treningach nosić coś, co miałaby od niego, była wystarczająca. Mogła potraktować zwykłe, pięciopalczaste strzępki skrojonego materiału jako swój talizman. Sentymentalne odwołanie, które pozwalałoby myśleć, że ma jakąś część, która przypominałaby o jego obecności. Teraz miała naszyjnik, który od niego otrzymała, ale biżuterię i tak musiała zdejmować na treningach – czy to na lodzie, na siłowni czy w sali gimnastycznej.
  Dlatego nie podsunęła mu innego pomysłu, a przypomnienie o tym, że to i tak będzie dla niej jako dodatek. Gratis, bez którego mogłaby się obejść, ale który zamierzała docenić, bo był od niego.
  A on był lepszy niż jakieś rękawiczki.
  — To prawda — przyznała żywo, ze skrzącym się, czułym rozbawieniem w spojrzeniu. Wiele cech, które miał i które czyniły go nim, a nie kawałkiem materiału, pozwalało mu zdetronizować w kategorii wspomnianą część ubioru. Tę i każdą inną.
  Doceniała jednak, w tym wszystkim, tę ciepłą lekkość, z jaką to wszystko przyjmował. A była uważna, i teraz, jak i wcześniej, kiedy odpowiadała mu na pytania szerzej i głębiej, zahaczając o wartość tej relacji dla niej. On tego mógł nie wiedzieć, ale ona uważnie go obserwowała, próbując wyczuć jego nastrój i to, czy moment był odpowiedzi, a przede wszystkim – czy on byłby w stanie przyjąć tego typu rzeczy.
  Już otworzyła usta, by mu potaknąć – owszem, to było jedyne, co chciała, jeśli już w ogóle musiała coś chcieć – ale ubiegł ją, przedstawiając wierną imitację jej osoby. Przechyliła delikatnie głowę, w rozbawieniu, przyglądając mu się podczas tego krótkiego performensu, by następnie nawet zaklaskać mu dwa lub trzy razy.
  Jedyne co by poprawiła, to sposób w jaki adresował sam siebie w roli Soojin. Bardzo, bardzo dawno temu przestała na niego mówić Hunter; ledwie dowiedziała się, jakie ma prawdziwe imię. Instynktownie wybierała właśnie je; nie dlatego, że do niego większość, jeśli nie wszyscy, mówili do niego Hunter, a ona miała potrzebę wyróżniania się na ich tle. Ale przez to, że to był jego rdzeń. Jak również przez to, że nigdy nie pouczył jej, że ma tak nie robić.
  — Wszystko, co potrzebuję, już mam — odpowiedziała.
  Nie musiała mieć stu różnych par spodni i ocieplaczy na łyżwy; nie musiała mieć szafy pełnej polarowych koszulek z długim rękawem i bluz sportowych. Ale rękawiczki mogła zmienić – obecne i tak były już trochę wysłużone. Sukienki czekały na okazję, na sezon i turnieje
  Ale przede wszystkim – wszystko, czego potrzebowała, miała – bo miała jego z powrotem. Miała też swobodę i możliwość poznawania świata. Więc, upraszczając – miała życie.
  Umilkła, pogrążając się w zamyśleniu, wpatrując się gdzieś w przestrzeń w widocznej zadumie. Aż w końcu niespodziewanie przystanęła.
  — Hyunwoo-ya, jest w sumie jeszcze coś, co chciałam ci powiedzieć — odezwała się, gdy po cichym, głębokim oddechu, zdawała się przekonać samą siebie, by poruszyć temat. I kiedy już zwróciła na niego swoją uwagę, poczuła ciężar w żołądku; jak gdyby jednak pożałowała, że go zaczepiła.
  Ale skoro powiedziała już A, to wypadałoby powiedzieć już B.
  — W zasadzie chciałam ci to powiedzieć już dawno temu, ale odkładałam to i odkładałam, bo trochę bałam się twojej reakcji. — Zasadniczo wciąż jej nie była pewna, ale nie tak dawno temu postanowiła, że wolałaby go dłużej nie oszukiwać i dać do zrozumienia, że stał jej się bardzo bliski. Obawiała się, że to może być za szybko, że uzna to jako nastoletnie hormony i emocje, przez co nie będzie to traktowane poważnie.
  Zacisnęła palce na rękawie własnej kurtki, zaciągając go dalej, niż to konieczne w stresie. Spojrzenie uciekło jej gdzieś na bok, kiedy ona naprędce składała w głowie sposób, w jaki chciała mu to przekazać.
  — Po prostu chodzi o to, że — zaczęła, ciszej niż planowała — o to, że może już zauważyłeś, albo i nie, ale ja już dawno przestałam cię widzieć tylko jako kogoś, z kim po prostu jestem. — Ścisnęła mocniej materiał pod palcami, próbując odnaleźć w sobie na tyle odwagi, by spojrzeć mu prosto w oczy. Dopiero, gdy to zrobiła, podjęła dalej. — Stałeś się dla mnie kimś znacznie więcej, Hyunwoo-ya. A kiedy to zrozumiałam, to zrozumiałam też, że — zawahała się, wewnętrznie popychając samą siebie w przepaść o niewdzięcznej nazwie ‘teraz albo nigdy’ — że cię kocham. — Całość domknęła jeszcze ciszej, ledwie szeptem, którego nic nie było jednak w stanie zagłuszyć. To tak jakby nagle cała dzielnica umilkła i wstrzymała oddech, razem z nią, tylko po to, aby nic nie mogło zabrać Hunterowi ciężaru tego wyznania.

Hunter Jang
25 y/o
Welkom in Canada
183 cm
nocą okradam ludzi, a za dnia tańczę jako backup z twoimi idolami
Awatar użytkownika
I’m not the good guy, remember? I’m the selfish one. I take what I want, I do what I want. I lie, I fall in love with a good girl. I don’t do the right thing. But I have to do the right thing by you.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie zamierzał się z nią kłócić co do prezentu, bo jeśli chciała zostać na rękawiczkach, to przecież nie będzie jej wciskać na siłę czegoś droższego, skoro i tak tego nie chciała. Soojin, mimo tego w jakim dobrobycie się wychowywała, była najskromniejszą osobą jaką znał. Wydawałoby się, że będzie rozpieszczona, a bardzo szybko okazało się, że była jedną z niewielu, jak chyba jedyną osobą, które nie prosiły o dużo. W zasadzie, jakby się zastanowił, to nie prosiła o nic.
Tylko o jego czas. A tego akurat miał sporo.
Kącik ust mu drgnął wyżej w odpowiedzi. Skoro miała wszystko, to rękawiczki miały wystarczyć. Jako, że gust miał, jaki miał, czyli nijaki i wygodny, to prawdopodobnie nie będzie to zbyt ładny prezent, ale miał być przede wszystkim praktyczny, prawda?
Nie mieli daleko do jej domu. W zasadzie byli już nieopodal, co oznaczało, że albo wejdą do środka, albo po prostu się rozstaną pod wejściem, aby przypadkiem matka Soojin go nie zauważyła i nie zganiła za to, że w ogóle trzyma za rękę jej córkę. Nie wiedział za bardzo czego się spodziewać, ale jeśli dziewczyna jeszcze nie powiedziała rodzicielce o swoim kilkumiesięcznym związku, to wolał nie robić tego z zaskoczenia. Zwłaszcza, że jak słyszała, to miała już plan. Na święta. Czyli za jakieś kilka tygodni.
On z tym problemu nie miał. Umiał być incognito. I niespecjalnie zależało mu na rodzinnych imprezach i brzydkich sweterkach od teściowej.
I wtedy zaczęła temat. Taki, którego w życiu by się nie spodziewał, a który mimo wszystko z jakiegoś powodu skręcił mu żołądek. I nie bardzo wiedział dlaczego. Może przeczucie, a może po prostu samo stwierdzenie, że chciała mu coś jeszcze powiedzieć sprawił, że wyczuł podstęp.
Co? — spytał, zerkając na nią z boku, jak gdyby w ten sposób chciał odczytać coś z jej twarzy czy postury. Im dłużej jednak na nią patrzył, tym bardziej się utwierdzał w przekonaniu, że… coś jest, ale nie ma pojęcia co.
Zmarszczył brwi na jej kolejne słowa.
Okay, teraz zaczynam się bać — stwierdził, czując jak żołądek jeszcze mocniej mu się wywija na drugą stronę. Nie, nie podejrzewał, że zaraz powie mu, że jest w ciąży, bo doskonale wiedział, że się zabezpieczał za każdym razem. Z drugiej strony to podobno nie było w stu procentach pewne.
Więc może jednak serce mu podskoczyło na samą myśl o… ojcostwie. Na które zdecydowanie nie był przygotowany i na którym w życiu by się nie sprawdził. On to nie Jiwoong.
Zatrzymał się, lustrując ją uważnie spojrzeniem. Jej twarz, postawę, każdy drobny ruch. Stresowała się, a przez to on też miał już wiele różnych myśli. Dlatego kiedy zaczęła ponownie mówić, słuchał jej i nie wchodził w słowo.
…że cię kocham.
Error404. Brain not found.
Ty co — wyrzucił z siebie bez większego pomyślunku.
Kocha. Kocha? Co to miało znaczyć? Że… ona naprawdę miałaby go darzyć tak silnym uczuciem? Jego? Ktoś go kocha? Za co?
Po jego ciele zamiast przyjemnego odczucia, rozlało się coś, co spięło każdy jego mięsień. To nie było ciepło, to był dziwny dyskomfort. Błąd systemu, który kazał mu uciekać. Wycofać się. Coś było nie tak, bo on nie miał wgranej odpowiedzi, ani działania na coś takiego. Nie wiedział jak się zachować i co powiedzieć.
Nikt w życiu go nigdy nie kochał.
Te słowa usłyszał pierwszy raz w ciągu dwudziestopięcioletniego życia.
Soojin ja-
Telefon. Na bogów, lepszego timingu nie było.
Dzwonek rozległ się po okolicy. Urządzenie wibrowało w jego kieszeni. Każda jedna osoba powiedziałaby, że jebać osobę, która teraz dzwoni. Ale dla niego to była doskonała ucieczka. Ucieczka tam, gdzie nie musiał się mierzyć z odpowiedzią oraz tym dziwnym uczuciem, które go rozpierało od środka.
Odebrał połączenie i po wymianie kilku słów, rozłączył się.
Uśmiechnął się, pociesznie. A przynajmniej się starał przez tę masę dziwnych odczuć, które płynęły w jego żyłach. Starał się być jednak przekonywujący.
Muszę lecieć, wybacz. Zgadamy się jutro?
Gdyby cię Jiwoong widział, to by cię zdzielił szmatą przez łeb.
Sprzedał jej szybkiego buziaka w policzek i odwrócił się na pięcie. I poszedł. Po prostu, kurwa, poszedł.

/eot
20 y/o
Welkom in Canada
161 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
I've got thick skin and an elastic heart, but your blade it might be too sharp
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjitrzecioosobowa, ograniczona
czas narracjiprzeszły
postać
autor

  Nie wiedziała, czego ma się po nim spodziewać.
  Może dlatego tak bardzo się wahała, czy w ogóle powinna mu mówić o takiej rzeczy. Uważała jednak, że uczucia są ważne, a ona była dumna z tego, jak jej rozkwitło. Powoli, pomimo tych wszystkich skaz, pomimo wszelkich potknięć – bo uważała, że dzięki temu było prawdziwe i znacznie silniejsze, niż takie, które mogłoby przyjść po spokojnym, słodkim okresie bliskiej znajomości.
  Więc chciała się tym pochwalić. Bo to była jego zasługa.
  Patrzyła na niego przez cały czas.
  Ledwie skończyła mówić, ledwie odsłoniła przed nim to, z czego miała być dumna, a już widziała, że zrobiła źle. Widziała to po nim, po jego spojrzeniu, po jego pierwszym braku reakcji. A później widziała to w jego postawie, jego półsłówkach i… wciąż w jego oczach.
  Chciała mu wytłumaczyć, że ona niczego nie oczekuje po tym; że nie oczekuje wielkiej zmiany, bo przecież zakochała się w nim poprzez to, co mieli do tej pory. Chciała mu powiedzieć, że nie musi jej absolutnie odpowiadać, a na pewno nie musi tym samym – bo ona chciała po prostu, aby wiedział, co czuje i nic więcej. Wiele rzeczy chciała mu powiedzieć, by spróbować obronić swój głupi ruch i obronić jego reakcję przed samą sobą, ale wtedy rozbrzmiał dzwonek jego telefonu.
  Tąpniecie, jak dwóch zderzających się płyt tektonicznych, rozeszło się po jej ciele, gdy tak po prostu odebrał. Zazwyczaj tego nie robił, gdy byli razem, a gdy jednak – to nie w taki sposób. Odwróciła spojrzenie, chcąc dać mu choć odrobinę prywatności dla rozmowy. Starała się nie słuchać tego, co mówił, szczególnie jak mówił, bo miała wrażenie, że każda wychwycona zmiana w jego naturalnym brzmieniu, które znała, jedynie mocniej by ją utwierdziła, że to ona postąpiła źle.
   Muszę lecieć.
  Tak po prostu.
  Hunter był znacznie lepszym kłamcą niż to, co pokazywał jej teraz. Znacznie lepszym i bardziej wiarygodnym pozorantem, kiedy coś się działo, a on nie chciał o tym mówić.
  Odpowiedziała mu, że jasne, bez wyrzutu i powściągnąwszy własne emocje, które mieszały się chaotycznie w jej głowie. Bez poczucia winy, które teraz ciągnęło ją na dno żałosnej toni.
  Ale coś w niej pękło, kiedy ucałował ją w policzek. Zamiast słodkiego mrowienia, które zjawiało się na jej skórze zawsze, zostawił na niej, palące żywym ogniem, uczucie sztuczności. Zbyt intensywne, aby tak po prostu je zignorować; zbyt intensywne, żeby tak po prostu zgasło prędko z chwilą.
  Stara, jeszcze niezasklepiona rana sprzed kilku miesięcy znów otworzyła się pod kolejnym, nagłym, emocjonalnym szarpnięciem, kiedy się odwrócił i podjął kroku. A ona stała w miejscu, obserwując go przez cały czas, dopóki nie zniknął jej z pola widzenia. Nie ruszała się, do ostatniej chwili w nadziei, że to zaraz okaże się być jednym z kolejnych jego nierozsądnych żartów, które poznała u niego. Ale w głębi wiedziała, że to nie był dowcip.
  I wiedziała, że nie wróci.
  I to był znów ten sam park, co ostatnio. Ten sam, który przyniósł im pierwsze spotkanie po rozstaniu, wcale nie takie piękne i romantyczne.
  Czuła, jak w środku powoli zaczyna się rozpadać. Jak sypią się jej własne elementy, w ślad za pęknięciem, które było ledwie preludium, powstałym wraz z tym pocałunkiem.
  Poczuła jak palce jej dłoni drżą, zacisnęła je więc na rękawach swojej kurtki i spróbowała, chociaż przez sekundę, uwierzyć że to obiecane jej jutro, będzie chociaż trochę prostsze.
  W końcu przestała patrzeć za nim, bo już wiedziała, że nie był to kiepski żart, tylko po prostu prawda. Realia, w których ona popełniła błąd, przytłaczając go niepotrzebnie własnymi uczuciami. Zrobiła więc pierwszy krok w stronę domu, powolny i niepewny. Nie próbowała uspokoić własnego oddechu, bo… nie było czego uspokajać. Została tylko pustka i echo wypowiedzianych przez nią słów.
  Czuła jak nie ma już siły dłużej walczyć z łzami i pozwoliła im się potoczyć strumieniem po jej policzkach, zostawiając za sobą pasma, mokrego palącego żalu.
  Ten sam park, co ostatnio.
  Była już pewna, że na dobre przestanie wybierać tę konkretną drogę do domu.

    e o t
ODPOWIEDZ

Wróć do „Scotiabank Pond”