-
In the end even the stars
choose destruction over life.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona / jej / jątyp narracjitrzecioosobowa / pierwszoosobowaczas narracjiprzeszły / teraźniejszypostaćautor
— Nie zgub — poprosiła, po czym cofnęła ramię, wracając do dalszej pracy, zostawiając nakrętkę na śrubę pod opieką jej faktycznej właścicielki. Zapewne nie to miała na myśli, gdy oferowała Blythe swoją pomoc, ale teraz było już za późno, aby się wycofać.
Odłączenie przewodu nie było jakoś przesadnie skomplikowane i kilka minut później Rems wepchnęła końcówkę przez niewielki otwór w obudowie, aby móc wyciągnąć go swobodnie od drugiej strony. Cofnęła się, wyprostowała, a potem podeszła do maski i wyciągnęła uszkodzoną linkę.
— To bardziej kwestia tarcia niż drgań — oznajmiła, obracając się ku blondynce. Obciągnęła osłonę i pokazała jej metalowy kłaczek. — Przewód przesuwa się w tą i z powrotem w trakcie używania gazu, ocierając się o tubkę i pozostałe elementy — kontynuowała, odkładając zużytą część na szafkę z narzędziami. — Częste, gwałtowne zmiany po prostu przyspieszyły ten proces — wyjaśniła i wzruszyła niedbale ramionami.
Zostawiła dziewczynę obok Ferrari, a sama podeszła do jednej ze ścian. Otwierała jedną szufladę za drugą aż znalazła odpowiednią część. Rozerwała kartonik jeszcze w marszu i wyjęła nowiutki przewód, aby móc od razu zabrać się za montaż.
Najpierw wepchnęła kabel przez otwór od strony maski, a potem ponownie zanurkowała pod kierownicą, aby podłączyć go do pedału gazu. Gdzieś w trakcie znów wyciągnęła ku nieznajomej dłoń, aby odebrać nakrętkę i umieścić ją w poprzednim miejscu. Pracowała sprawnie, ale dokładnie, nie chcąc dopuścić, aby w mechanizmie pozostały jakieś zbędne luzy. Kiedy znów przeniosła się pod maskę, przepuściła linkę dokładnie tą samą drogą, z której wcześniej musiała ją rozplątać. Najwyraźniej zapamiętała jej ułożenie, co mogłoby być nawet godne podziwu, gdyby nie fakt, że jej doskonała pamięć zwykła szwankować, gdy tylko Blythe opuszczała warsztat i wracała do codziennych, bardziej przyziemnych spraw.
— Naciągnę ją odrobinę mocniej — oznajmiła po dłuższej chwili milczenia. — Przy normalnym prowadzeniu różnica raczej nie będzie jakoś szczególnie odczuwalna, ale jeśli w grę wchodzi bardziej brawurowa jazda, reakcja będzie szybsza w rozliczeniu na setne sekundy. Pedał będzie minimalnie wrażliwszy — ostrzegła blondynkę.
Gdy w końcu skończyła, sięgnęła do maski i zatrzasnęła ją ostrożnie, po czym obeszła wóz i odciągnęła zabezpieczenia podnośnika, aby dziewczyna mogła swobodnie wyjechać. Zsunąwszy z dłoni drugą rękawiczkę, wepchnęła ją z powrotem do kieszeni, gdzie spoczywała już pierwsza, po czym cofnęła się o kilka kroków.
— Jeśli chcesz, możesz od razu przejechać się po okolicy i sprawdzić czy na pewno wszystko jest w porządku. Ja w tym czasie wystawię rachunek — zaproponowała i ruszyła do biurka. Zatrzymała się jeszcze na moment w połowie drogi, rzucając klientce przez ramię znaczące, wyraźnie rozbawione spojrzenie.
— Wątpię żebyś uciekła, ale gdyby cię kusiło musisz wiedzieć, że zapamiętałam rejestrację i numer VIN — oznajmiła.
Mówiła szczerze, nieznajoma nie wyglądała na taką, której podobny pomysł przeszedłby przez myśl, ale z drugiej strony nie zrobiła przecież nic, czym mogłaby zdobyć zaufanie Remy. Ludzie byli zwodniczy i nie byłby to pierwszy raz, kiedy błędnie oceniłaby czyjś charakter, a przecież nawet nie miała pewności z jakim typem człowieka miała tak naprawdę w tej chwili do czynienia.
kira finch
-
w domu, w głowie, w sercu mam ciemnię
może mnie wywołasz jak zdjęcie?
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Szybko zrozumiała, że sama przyczyniła się do powstania usterki. Gdyby nie chaotyczne wciskanie pedału gazu, możliwe, że linka posłużyłaby jeszcze przez wiele lat, choć żadna z nich nie miała co do tego stuprocentowej gwarancji. Może to częsta wada sportowych samochodów, które przecież nie służą do podwożenia babci do kościoła. Owszem, Ferrari mogłoby znaleźć takie zastosowanie, gdyby jedna babcia Kiry wciąż żyła, a druga była jakkolwiek religijna, ale w pakiecie znajdował się również zawał nieodłącznie związany z zawrotną prędkością.
— Powinnam uderzyć się w pierś, bo to jednak moja wina? — zagadnęła, podrzucając do góry część, która spadła na otwartą dłoń. I jeszcze raz. A potem kolejny. Nie zgubiła jej, ale prawie upuściła, wiec szybko zreflektowała się i podparła ręce o biodra, udając, że nic się takiego nie wydarzyło. — Podoba mi się wizja z szybszą reakcją. Gdybym wiedziała, że tak można, przetarłabym linkę dużo wcześniej — rzuciła dziewczynie rozbawione spojrzenie, kiedy ta kończyła swoją pracę, a po warsztacie rozniósł się dźwięk zatrzaskiwanej maski.
Przez chwilę Kira wahała się, czy faktycznie nie odbyć próbnej jazdy, zanim sfinalizuje transakcję. Istniało prawdopodobieństwo, że zamontowana linka była lewa i przetrze się szybciej, niż Ferrari rozpędzić się na proste drodze, a mimo to Finch postanowiła całkowicie zaufać umiejętnościom dziewczyny. W razie czego wiedziała, gdzie ją znaleźć.
— Mogłabym zapomnieć wrócić, dlatego wolę poczekać na rachunek — odpowiedziała jej równie rozbawionym spojrzeniem. — Chyba że bardzo nalegasz, to mogę zrobić rundkę po Scarborough — dodała jeszcze, chociaż wciąż uważała, że to nie było konieczne. Gorzej, jak ona tutaj wlewała w nią całe pokładu zaufania, a po wyjeździe z warsztatu okaże się, że samochód rozkraczy się w trakcie wyścigu. Wtedy dopiero będzie siara przed kumplami, o ile dodatkowo Kira nie spowoduje jakiejś niezamierzonej kolizji i nie wyśle rywali na SOR. Z drugiej strony, to wcale nie był taki idiotyczny pomysł. Zawsze to większa szansa, żeby stanąć na undergroundowym podium.
— Długo tu pracujesz? — zapytała luźno, przechadzając się po warsztacie, kiedy pani mechanik pochylała się nad biurkiem. I oczywiście całkiem przypadkiem Finch omiotła wzrokiem jej pośladki. Zresztą nie pierwszy raz podczas korzystania z dzisiejszych usług. Ale to nie jej wina, że miała takie rozbiegane oczy i nie wiedziała, gdzie patrzeć. Wnętrze warsztatu fascynowało ją, ale wystawiająca rachunek dziewczyna wydawała się znacznie ciekawsza.
Remy Blythe
-
In the end even the stars
choose destruction over life.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona / jej / jątyp narracjitrzecioosobowa / pierwszoosobowaczas narracjiprzeszły / teraźniejszypostaćautor
— Tak czy inaczej, wiesz gdzie mnie znaleźć w razie problemów — odpowiedziała, chociaż nie sądziła, że dziewczyna wróci do warsztatu wcześniej, niż przed pojawieniem się nowej części.
Z tą myślą Blythe wślizgnęła się za biurko i opadła ciężko na stary fotel na kółkach, chwytając za myszkę od komputera, aby wybudzić sprzęt ze stanu uśpienia. Przysunęła się bliżej, uruchomiła odpowiedni program, a potem kilkoma szybkimi kliknięciami odpaliła przeglądarkę i stronę dostawcy. Od razu zamówiła nową linkę dedykowaną dla tego modelu Ferrari i przeszła do wprowadzania danych do systemu.
— Niedługo — mruknęła odruchowo, mrużąc oczy w skupieniu. Moment później przerwała jednak stukanie w klawiaturę, bo uświadomiła sobie, że zwykle po takim niezobowiązującym pytaniu ludzie oczekiwali jakiegoś rozwinięcia. Co prawda, nie czuła się w obowiązku do udzielenia blondynce wyjaśnień, ale nie istniał też żaden powód, dla którego nie mogłaby kontynuować rozmowy.
Zerknęła na nieznajomą ponad monitorem komputera i uniosła kącik ust w nieznacznym uśmiechu, dokonując w głowie pośpiesznych obliczeń.
— Czternaście miesięcy, dwadzieścia osiem dni i — zerknęła na wiszący na ścianie zegar — jedenaście godzin. Niedługo — powtórzyła ze zdawkowym rozbawieniem i wróciła do pracy, a kilka minut później drukarka za jej plecami obudziła się do życia.
Rems odepchnęła się stopami od betonowej posadzki i podjechała pod szafkę, aby wyciągnąć z podajnika wciąż ciepłe arkusze papieru, z którymi wróciła do blondynki. Podsunęła je dziewczynie bez słowa i wręczyła jej długopis.
Na pierwszej kartce widniało potwierdzenie, że usługa została wykonana na miejscu z zastrzeżeniem użycia zapasowej części do czasu domówienia oryginału, a klient jest tego w pełni świadomy i zobowiązuje się do pokrycia kosztów obu elementów wraz z usługą. Na drugiej znajdował się krótki kwestionariusz: imię oraz nazwisko, numer dokumentu, dane kontaktowe.
Podczas, gdy jej towarzyszka zajęła się wypełnianiem papierów, Remy wystawiła paragon i nabiła na terminal odpowiednią kwotę, po czym rozsiadła się w fotelu wygodnie i zerknęła na rażąco żółty wóz, pogrążając się w zamyśleniu.
— Długo jeździsz Ferrari? — zagadnęła w pewnym momencie, odbijając piłeczkę. Wiedziała, że na inne, te zdecydowanie bardziej interesujące odpowiedzi nie miała co liczyć, więc skupiła się na czymś pozornie prostszym.
kira finch
-
w domu, w głowie, w sercu mam ciemnię
może mnie wywołasz jak zdjęcie?
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Nie oczekiwała odpowiedzi, więc wcale nie musiały wdawać się w jakąś luźniejszą konwersację, która nijak miała się do przetartej linki.
— A ile minut? — posłała dziewczynie rozbawione spojrzenie, po czym zaparła się o biurku, żeby móc wypełnić dokumenty, a wszystkie wypisane dane potwierdziła zgrabnym podpisem. — Rzeczywiście niedługo — potwierdziła, przesuwając w jej stronę arkusz papieru, tym samym dając do zrozumienia, że właśnie skończyła.
Sama wymownie zerknęła na Ferrari i podświadomie czuła, że może w innych okolicznościach pytanie, które padło o furkę, brzmiałoby inaczej. I może wtedy Finch byłaby skora uchylić rąbka tajemnicy, do czego głównie używała tego samochodu. Chociaż akurat nietrudno było się domyślić, że szybka jazda nie wiąże się z niczym legalnym.
— Jakieś dwa lata — odparła po chwili. — W przybliżeniu — dodała, ale nie mogła podzielić się tak dokładną odpowiedzią, jak jej rozmówczyni. — No tak mniej więcej — pi razy drzwi i pewnie więcej niż mniej, bo dostała je na dwudzieste trzecie urodziny i był to wspólny prezent od rodziców i dziadków. Jakby się nad tym bardziej zastanowić, to całkiem długo wytrzymał w tych miejskich wojażach.
Sięgnęła po telefon i zbliżyła go do terminala, nie zwracając uwagi na kwotę, a wydrukowany kwitek wcisnęła do tylnej kieszeni jeansów. Kira miała to do siebie, że rzadko kiedy nosiła gotówkę w portfelu. W ogóle rzadko kiedy nosiła portfel. Nawet dowód i prawo jazdy leżały wrzucone gdzieś do samochodowego schowka.
— Wcześniej pracowałaś w innym warsztacie czy to świeża zajawka? — znów zapytała niby ot tak, bo skoro już prowadziły nie tylko wymianę części, ale też zdań, a dziewczyna podpisywała dokument ze swojej strony, to mogły jeszcze chwilę podyskutować. A jak już wcześniej Kira wspomniała, potrzebowała mieć sprawny wóz na wieczór, więc na razie nigdzie jej się nie spieszyło. Zresztą tutaj też nikt nie dobijał się drzwiami i oknami, chociaż dziewczę mogło mieć trochę pracy, o czym świadczyły zaparkowane w środku samochody, które również czekały na diagnozę, a potem na naprawę. Jedne były w paskudnym stanie, inne prezentowały się przyzwoicie i na pierwszy rzut oka wyglądały tak, jakby zupełnie nic im nie dolegało. Ale czy tak nie było również z żółtym Ferrari? Gdyby nie szarpnięcia, Finch w ogóle nie zakodowałaby, że usterkę trzeba naprawić.
Remy Blythe
-
In the end even the stars
choose destruction over life.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona / jej / jątyp narracjitrzecioosobowa / pierwszoosobowaczas narracjiprzeszły / teraźniejszypostaćautor
— Czterdzieści dwie minuty, trzydzieści sekund — wymamrotała, ponownie zerkając na zegar i zacisnęła usta z wyraźną dezaprobatą dla samej siebie. Minęło półtorej roku, a ona wciąż nie potrafiła całkowicie wyzbyć się pewnych nawyków…
Blythe westchnęła cicho i sięgnęła po papiery. Upewniła się, że wszystkie rubryczki są zapełnione, po czym spięła je pospiesznie za pomocą zszywacza i odłożyła na wierzch równego stosu obok monitora. Ekran wszedł w tryb uśpienia, ukazując świąteczną tapetę, ustawioną zapewne przez jednego z pozostałych mechaników na przestrzeni ostatnich kilku dni.
Parsknęła cicho, kiedy blondynka próbowała uściślić od jak dawna była w posiadaniu Ferrari, ale każde kolejne określenie zdawało się być jeszcze bardziej ogólnikowe od poprzedniego. Tak to już jednak bywało z prezentami, człowiek zwykle nie przywiązywał aż tak wielkiej uwagi do czasu ich otrzymania, jak do samych okoliczności.
Remy podniosła się z fotela, oparła dłonie na krawędzi blatu i pochyliła się do przodu, zerkając na terminal. Kiedy płatność została zaakceptowana, wydała paragon i obeszła biurko, po czym niespiesznie skierowała się w stronę podwójnych drzwi.
— Niezupełnie — odpowiedziała na kolejne pytanie i wcisnąwszy odpowiedni guzik na pilocie, obróciła się ku blondynce. — Ale praktycznie dorastałam w warsztacie samochodowym, więc to wydawało się naturalną alternatywą — dodała, podczas gdy mechanizm unosił segmentowe wrota.
Niebo na zewnątrz zdążyło już znacząco pociemnieć. Okolica nie pogrążyła się jednak w typowym półmroku; gęsto owinięta światełkami choinka, którą jeden z sąsiednich właścicieli wystawił na placu, rzucała ciepłą poświatę na ulicę. Odgarnięty na pobocza przy chodnikach śnieg mienił się odcieniami żółci i pomarańczu, nadając wszystkiemu charakterystycznego, świątecznego klimatu.
Blythe wsunęła dłonie do kieszeni, odprowadzając klientkę do samochodu. Zatrzymała się tuż obok drzwi po stronie kierowcy i zakołysała się na stopach. Nietrudno było właściwie odgadnąć, co dziewczyna miała na myśli, kiedy wspominała o prędkości, brawurowej jeździe i wieczornych atrakcjach, ale uznała, że nie będzie szukała potwierdzenia dla swoich podejrzeń. Ostatecznie im mniej wiedziała, tym lepiej, a wciskanie nosa w cudze sprawy nie leżało zwykle w zakresie jej zainteresowań… Nawet jeśli wiedziała, że jej wrodzona ciekawość zapewne jeszcze przez kilka kolejnych godzin da jej popalić, ugryzła się w język i zamiast tego oparła łokieć na dachu żółtego Ferrari, nachylając się nad szybą. Zaczekała aż nieznajoma ją opuści i skinęła w stronę kierownicy.
— Nieważne jak bardzo będzie cię kusiło, zacznij powoli — oznajmiła, a kącik jej ust uniósł się w znaczącym uśmieszku. — Daj lince popracować przez chwilę w normalnych warunkach zanim dociśniesz gaz do dechy. Kiedy część będzie gotowa do montażu, dam znać — zapewniła, po czym poklepała karoserię i cofnęła się o kilka kroków, dając blondynce więcej przestrzeni do manewru.
kira finch
-
w domu, w głowie, w sercu mam ciemnię
może mnie wywołasz jak zdjęcie?
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Mimo to Finch nie była w swojej niepokorności odosobniona. Jej starsze siostry również wybrały własne, bardzo odmienne ścieżki, co doprowadzało rodziców do szczerej irytacji. Jakim prawem żadna z trzech córek nie podążyła ich śladem? Gdzie popełnili błąd wychowawczy? Z tymi i podobnymi pytaniami zmagali się każdego dnia, bijąc się w piersi.
Po sfinalizowaniu transkacji ruszyła w stronę Ferrari, gdzie zajęła miejsce za kierownicą. Zerknęła przez szybę na dziewczynę, odwzajemniając spojrzenie i unoszą z rozbawieniem brwi.
— Zacząć powoli — powtórzyła po niej i przekręciła kluczyk w stacyjce. — Jasne — dodała, wdeptując pedał gazu. Ryk silnika wypełnił warsztat. — Obiecuję, że będę grzeczna — zasalutowała, bo niby została udzielona jej taka prosta rada, która akurat dla niej była wyjątkowo trudna do zrealizowania. — I będę grzecznie czekać na telefon. Zastrzegam jednak, że jak linka zerwie się w trakcie dzisiejszych wojaży, to pewnie zjawię się u ciebie dużo wcześniej — puściła do niej oko, a potem zacisnęła mocniej dłonie na kierownicy i powoli — bardzo powoli, jak na Kirę — zaczęła wyprowadzać samochód na wyjazd z warsztatu. Odnosiła wrażenie, że samochód tylko czeka na moment, w którym przestanie się hamować.
Mimo wcześniejszych obaw dotrzymała danego słowa i przez większą część wyścigu pilnowała, by nie przesadzić z gazem. Dopiero gdy adrenalina naprawdę uderzyła jej do głowy, pozwoliła Ferrari popracować pełną mocą. Na szczęście linka, o której w warsztacie zapewniano ją z uporem, że wytrzyma wszystko, rzeczywiście zdała egzamin i ani razu nie zawiodła. Owszem, Finch nie zdobyła wymarzonego pierwszego miejsca i ponownie przecięła linię mety jako druga. Tylko tym razem sama obecność na torze była małym zwycięstwem, bo udało jej się wystartować, przejechać bez awarii cały dystans i jednocześnie udowodniła, że nic nie może wykluczyć jej z gry.