Udaje się to jej znajomym ze studiów, którzy namawiali ją na wyjście już od kilku tygodni. Astrid spławiała ich tak długo, jak tylko mogła, ale w końcu wyczuła, że zaczyna kończyć się im cierpliwość do jej wiecznych uników. Nie miewa ostatnio ochoty na socjalizację tego typu; żarty, intensywne dyskusje, alkoholowa mgła mieszająca się z trawką wypaloną w zaułku za barem.
To ostatnie jeszcze bardziej intensyfikuje dziwny dyskomfort, który rośnie z każdą chwilą spędzoną przy stoliku ze znajomymi. Astrid nie wie, skąd dokładnie się on bierze; uwielbia swoich przyjaciół, ale dziś zagryza zęby, by tylko nie rzucać przesadnie kąśliwych komentarzy do wszystkich kierowanych w jej stronę słów i wygrywa palcami niecierpliwy rytm na blacie stolika. Obecność zaznacza jedynie pomrukami i zdawkowymi odpowiedziami; po każdym zadanym jej pytaniu, oczekiwanie w kierowanych na nią spojrzeniach stygnie coraz szybciej.
Wszyscy widzą, że coś jest nie tak i to działa jej na nerwy jeszcze bardziej, bo zaczyna dostrzegać przebłyski zmartwienia albo współczucia.
Wymyka się do toalety, bo coraz trudniej jest jej utrzymać na wodzy niesprawiedliwie ostre słowa; w końcu to byli jej przyjaciele. Oczywiście, że się o nią martwili. Z jakiegoś powodu czuła jednak, że nie mają do tego prawa – i nie chciała się nad tym zastanawiać ani tego roztrząsać, dlatego przemierza bar jak strzała, by pomyśleć nad wyjściem awaryjnym, wbijając wzrok w zabazgrane markerem lustro.
Zanim jednak dociera do celu, wpada na kogoś z impetem. Upuszcza torebkę – blaszane puzderko w fikuśnym kształcie, które z impetem uderza o podłogę; zawartość częściowo rozlatuje się na wszystkie strony, mieszając się też z jakimiś rzeczami drugiej osoby, a Astrid patrzy na to z rezygnacją i niezadowoleniem. Unosi wzrok – gotowa ostatecznie dać upust frustracji – ale zamiera.
Riley Davis. Stoi przed nią Riley Davis.
Rozpoznaje jej twarz, bo około miesiąca temu w przypływie niezdrowej ciekawości i dziwnego ucisku pod mostkiem, przescrollowała połowę zdjęć na jej instagramie.
Kobieta, która niedawno stała się sierotą – przez Astrid. Córka ludzi, którzy zginęli w spowodowanym przez nią wypadku. Osoba, która nie zjawiła się jak dotąd na żadnej z rozpraw, jednocześnie tą decyzją rodząc w Finch ulgę i ten ucisk, który uporczywie się czegoś domagał.
Astrid zdaje sobie sprawę z tego, że stoi jak zmrożona, wpatrując się intensywnie w kobietę, nie wypowiedziawszy ani słowa – więc nabiera oddech. I tylko przez moment zastanawia się, co powiedzieć.
— Przepraszam — mówi odrobinę nieprzytomnie. Jak dziwnie to brzmi. Ugh. Aż skręca ją od środka. To trochę jakby próbowała ugasić płonący olej szklanką wody.
Wyobrażała sobie już wcześniej, co by powiedziała, gdyby stanęła z Riley Davis twarzą w twarz – dziwna, sadystyczna fantazja. Wtedy nie miała pomysłu. Przepraszam wydawało się zbyt błahe. A jednak to właśnie te słowa wypowiada w jej stronę w pierwszej kolejności, mimo że w zupełnie innym kontekście. Aż się wzdryga, nawiązując kontakt wzrokowy z kobietą.
A potem zdaje sobie sprawę z tego, że ta wcale nie patrzy na nią jak na kogoś, kto zabił jej rodzinę. Chyba w ogóle nie rozpoznaje, kim Astrid jest.
Maskuje swoje zaskoczenie, schylając się po rozsypane rzeczy. W pierwszej kolejności podnosi z podłogi należący do Davis telefon z roztrzaskaną szybką.
— Czy to stało się teraz? — pyta z pewnym wahaniem, wyciągając urządzenie w jej stronę. — Kurwa, mogę zapłacić za wymianę. Albo przynajmniej postawić ci drinka w ramach zadośćuczynienia — ostatnie słowo znów smakuje dziwną goryczą na języku.
riley davis