Kroki rozlewały się nad brukiem, kiedy szedł uliczką w dół — pod jednym ramieniem trzymał pusty bidon, pod drugim — dziwną niepewność, jakby miał coś do odrobienia. Zza szyby baru już z daleka zalotnie mrugnął do niego neon — The Painted Lady. Logo: koktajlówka w pończosze, usta z brokatem, serce z plastiku.
Bez wahania zanurzył się we wnętrzu; pachniało dymem i wanilią, a muzyka grała tak, jakby nic innego się nie liczyło. Nie musiał rozglądać się długo — w obcym mieście znajome spojrzenia to magnesy, które instynktownie przyciągają się nawzajem. Elia stała tam, gdzie nie jej życiowe miejsce — za barem — i Billy przez chwilę miał pewność, że zaraz uśmiechnie się na jego widok tak, jak uśmiechała się zawsze — nawet, kiedy miał szesnaście lat i przewracał się na lodowisku, a ona kibicowała z trybun z transparentem zrobionym z prześcieradła. Toronto nie miało nic wspólnego z ich dzieciństwem — z domem z ogrodem, z mamą, która czytała im do snu, i tatą, który cierpliwie naprawiał urwane drzwi szafki — ale teraz było ich.
Trochę wspólne; trochę zmęczone.
Trochę jak oni.
— Pić.
Na poziomie podstawowym to akt fizjologiczny. Pić znaczy gasić pragnienie. Napić się wody. Wziąć łyk po biegu, po ostrym curry, po gorzkiej nocy — ale to tylko pierwsza warstwa. Najczystsza, najbardziej niewinna. Potem zaczyna się to drugie pić; pić — bo coś trzeba z siebie zdjąć. Bo trening był za długi, bo noc obiecuje ulgę, bo samotność nie chce się skończyć. Pić to pomost pomiędzy cześć, a wszystko w porządku?
Niewygodny, barowy stołek zapiszczał pod ciężarem obcego ciała — krótkie spojrzenie nad lepkim blatem baru (ich ojciec byłby zdegustowany) to nieme porozumienie. Elia wie, że jej brat pije rzadko; wciąż na diecie, wciąż w sezonie. Wciąż ten sam chłopak, który trenuje do upadłego, bo boi się, że jeśli choć raz odpuści, to wszystko się rozleci — ale przy niej zawsze był sobą, bez logo uczelni na piersi, bez presji. Każda kolejna sekunda wypełniała płuca spokojem; w barze, w którym kobiety tańczą burleskę, a mężczyźni siedzą z kieszeniami pełnymi napiwków i pustką tam, gdzie kiedyś była duma, nie powinno się odczuwać ulgi.
Jemu — w pokraczny sposób — się udaje.
— Rozmawiałaś dziś z Lenny?
Ophelia Vandenberg