ODPOWIEDZ
24 y/o, 186 cm
hokeista; środkowy napastnik Toronto Varsity Blues
Awatar użytkownika
meet me in the penalty box.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

1.
Wysiadł z Ubera gdzieś między Drake Hotel a Tranzac, z torbą sportową przewieszoną przez ramię i czapką z daszkiem naciągniętą tak, żeby nikt go nie poznał, chociaż przecież i tak nikt go tu nie zna — Toronto przypomina Nowy Jork po wylewie; jest wielkie i rozlane jak sen, który wymknął się spod kontroli. Nie zna tego miasta, choć mieszka tu od czterech lat. Cztery sezony, trzy awanse, dwie kontuzje. Pięć razy najlepszy mecz tygodnia w Sportsnet.

Kroki rozlewały się nad brukiem, kiedy szedł uliczką w dół — pod jednym ramieniem trzymał pusty bidon, pod drugim — dziwną niepewność, jakby miał coś do odrobienia. Zza szyby baru już z daleka zalotnie mrugnął do niego neon — The Painted Lady. Logo: koktajlówka w pończosze, usta z brokatem, serce z plastiku.

Bez wahania zanurzył się we wnętrzu; pachniało dymem i wanilią, a muzyka grała tak, jakby nic innego się nie liczyło. Nie musiał rozglądać się długo — w obcym mieście znajome spojrzenia to magnesy, które instynktownie przyciągają się nawzajem. Elia stała tam, gdzie nie jej życiowe miejsce — za barem — i Billy przez chwilę miał pewność, że zaraz uśmiechnie się na jego widok tak, jak uśmiechała się zawsze — nawet, kiedy miał szesnaście lat i przewracał się na lodowisku, a ona kibicowała z trybun z transparentem zrobionym z prześcieradła. Toronto nie miało nic wspólnego z ich dzieciństwem — z domem z ogrodem, z mamą, która czytała im do snu, i tatą, który cierpliwie naprawiał urwane drzwi szafki — ale teraz było ich.

Trochę wspólne; trochę zmęczone.

Trochę jak oni.

Pić.

Na poziomie podstawowym to akt fizjologiczny. Pić znaczy gasić pragnienie. Napić się wody. Wziąć łyk po biegu, po ostrym curry, po gorzkiej nocy — ale to tylko pierwsza warstwa. Najczystsza, najbardziej niewinna. Potem zaczyna się to drugie pić; pić — bo coś trzeba z siebie zdjąć. Bo trening był za długi, bo noc obiecuje ulgę, bo samotność nie chce się skończyć. Pić to pomost pomiędzy cześć, a wszystko w porządku?

Niewygodny, barowy stołek zapiszczał pod ciężarem obcego ciała — krótkie spojrzenie nad lepkim blatem baru (ich ojciec byłby zdegustowany) to nieme porozumienie. Elia wie, że jej brat pije rzadko; wciąż na diecie, wciąż w sezonie. Wciąż ten sam chłopak, który trenuje do upadłego, bo boi się, że jeśli choć raz odpuści, to wszystko się rozleci — ale przy niej zawsze był sobą, bez logo uczelni na piersi, bez presji. Każda kolejna sekunda wypełniała płuca spokojem; w barze, w którym kobiety tańczą burleskę, a mężczyźni siedzą z kieszeniami pełnymi napiwków i pustką tam, gdzie kiedyś była duma, nie powinno się odczuwać ulgi.

Jemu — w pokraczny sposób — się udaje.

Rozmawiałaś dziś z Lenny?

Ophelia Vandenberg
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
26 y/o, 168 cm
głodująca artystka; barmanka The Painted Lady
Awatar użytkownika
I can paint you like one of them french girls
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

1.
Pisk przecieranej szmatką szklanki ledwo przebijał się przez dźwięk trąbek z wieczornego show. Czerwone światła rozświetlały scenę, skąd brokatowe elementy spódnic odbijały światełka w stronę wpatrzonych widzów. Elia znała już ten segment na pamięć, a Felicity — dzisiejsza tancerka — wyglądała nawet na trochę znudzoną. Twarze mężczyzn na widowni musiały się jej po takim czasie zlewać w całość. Nawet Elia, drink za drinkiem, zaczynała widzieć jedynie niewyraźną sylwetkę tej samej osoby. Dziś nie było ich dużo; winiła środek tygodnia i darmowe shoty w klubie trzy przecznice dalej. Nie było tłumów, więc gdy przedstawienie się skończyło, a Blondie poleciała w przerwie między kolejnym, musiała obsłużyć jedynie trzech, nim powiew chłodu otwieranych drzwi przywiał znajome—

Pić.

Spojrzała na niego spod uniesionej do góry brwi — zawsze śmiali się, że Elia musiała się nauczyć tego od taty — i postawiła przed nim świeżo wyczyszczoną szklankę. Była nieskazitelnie czysta; w przeciwieństwie do blatu.

Z nim nawet Elia nie wygra.

Wyglądał na zmęczonego. Zmęczonego w znaczeniu podstawowym (właśnie wróciłem z treningu, przestań się gapić i mi polej) oraz w znaczeniu znacznie pogłębionym, którego Ophelia wolała nie rozszyfrowywać za blatem The Painted Lady. Jej na służbie pić nie wolno.

Gdy zna się kogoś już na tyle długo, jak długo znać się może rodzeństwo, łatwo jest popaść w pułapkę przemilczania słów, które normalnie powinny paść w rozmowie. Idealnym przykładem jest pominięcie przez Billy'ego cześć, a przez Elię pytania coś się stało?

Zamiast tego zapytała:

Chcesz czysty burbon czy whiskey sour?

Wbrew pozorom wybór dużo jej powie. Jeśli weźmie czysty, to znaczy, że tęskni za domem wyjątkowo mocno; był to pierwszy alkohol, który ukradli z barku rodziców i popijali w tajemnicy w domku na drzewie, aż Billy zwymiotował przez okno prosto na huśtawkę z opony.

Jeśli zmieszany, to znaczy, że wcale nie jest tak źle.

Pokręciła głową, ale zatrzymała się na moment, szukając w kieszeni telefonu.

Kurwa, dzwoniła. Musiałam nie słyszeć przez— — machnęła głową w stronę sceny, z której sprzątali resztki piór z boa. — Myślisz, że to coś ważnego?

Lenny często dzwoniła bez powodu. Często też z konkretnym, ale niewypowiedzianym na głos powodem, który ujawniał się dopiero w połowie rozmowy, gdy przypadkiem wymykało się jej coś o złej ocenie z egzaminu czy koledze, który nie odpisuje na jej wiadomości. Ophelia wolałaby się tym nie martwić, ale się martwi.

Chciałaby wielu rzeczy; kariery, dłuższych przerw w pracy, nowego płaszcza, znaleźć zagubioną płytę Dead Can Dance i—

Chciałaby być lepszą siostrą. Taką, która słyszy, gdy Lenny dzwoni i która nie podaje właśnie bratu alkoholu, bo miał zły dzień.

Billy Vandenberg
Ostatnio zmieniony ndz lip 13, 2025 6:54 pm przez Ophelia Vandenberg, łącznie zmieniany 1 raz.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
przemoc seksualna; przemoc domowa; złamania otwarte
24 y/o, 186 cm
hokeista; środkowy napastnik Toronto Varsity Blues
Awatar użytkownika
meet me in the penalty box.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Światła odbijały się od boa, od szkła, od oczu wygłodniałych uwagi i piękna — a najlepiej obu na raz i żeby do pakietu dorzucono długie nogi (Felicity, co robisz potem?) — facetów, którzy nawet nie zauważyli, że gdzieś przy barze właśnie wydarza się coś ważnego.

Czysty bourbon czy whiskey sour?

To pytanie rozrysowało skalę tęsknoty za domem; było wskazówką na szybkościomierzu wspomnień, których odwrócona klepsydra przesypywała ziarenka obrazów. Czysty bourbon był sylwetką taty w fotelu; zmęczone ciało, przymknięte oczy i mama przycupnięta na podłokietniku. Jej dłoń przeczesywała z czułością włosy ojca — czasem szeptał, że robi się stary i siwy; wtedy odpowiadała, że lubi jego siwiznę; może być jej srebrnym lisem psem.

Zrozumienie, że taka miłość zdarza się raz do potęgi tysięcznej, zajęło Billy'emu o wiele krócej, niż Elii — ona wciąż wierzyła, że przytrafia się każdemu.

Whiskey sour.

Więc nie tęsknota; nie chciał przywoływać do burleski widma dzieci, których największym zmartwieniem było to, czy ktoś usłyszy ich chichot z domku na drzewie i czy rano mama znajdzie pustą butelkę w krzakach.

Przyglądał się siostrze, jak szuka telefonu w kieszeni, z tym nerwowym, krótkim ruchem palców, który znał od zawsze. Tak samo majstrowała przy kieszonce dresu, kiedy w szkole uderzyła dwa razy większego chłopaka za nazwanie innego ucznia pedałem. Ta sama nerwowość wprawiała w ruch jej dłonie, kiedy tata nie wracał po pracy o siedemnastej dziesięć, tylko o dwudziestej drugiej trzydzieści i pachniał stacją benzynową oraz czymś, czego nie dało się nazwać. Mimo podobieństw, Elia nie jest tamtą wersją samej siebie — to nie dziewczyna z rodzinnych zdjęć w falbaniastej bluzce i farbą na palcach.

Wygląda dorosło i trochę niebezpiecznie. Jak ktoś, kto wie, co robi, ale już nie wierzy, że wszystko się jeszcze może ułożyć dokładnie tak, jak sobie kiedyś wymarzył. Wygląda jak ktoś, kto nauczył się żyć z małymi stratami, codziennie, bez melodramatu.

Billy podświadomie zawsze czuł, że największą stratę w jej życiu rozpoczął on.

Jeśli to ważne, zadzwoni drugi raz — powiedział w końcu cicho, bez presji, bez tonu jedynego brata, który wie lepiej. — Wiesz, że ufa ci najbardziej na świecie, nie? Ty jesteś tą normalną. Ja tylko jeżdżę na łyżwach i biję ludzi kijem.

Przez chwilę słuchali, jak scena znowu się budzi do życia — inna muzyka, inne światło, ta sama maskarada. Ktoś się zaśmiał, ktoś stłukł kieliszek, ktoś przeklinał pod nosem. Noc nie miała zamiaru się kończyć. Billy odruchowo spojrzał na blat; ten bar od pewnego czasu był częścią ich rodzinnego domu. Jakby każde zadrapanie na drewnie było kolejną rozmową, którą przeprowadzili za późno.

Kiedy znów podniósł wzrok, pomyślał, że to wszystko mogło potoczyć się inaczej; Elia mogła malować gdzieś w Nowym Jorku i robić karierę, o której zawsze marzyła. On mógłby grać w Nashville, Lenny mogłaby być zakochana w kimś, kto odpisuje. Ale nie — wszystko, co spotykało ich w życiu, było miarą decyzji, które samodzielnie podjęli.

Ich rodzice byli gatunkiem na wyginięciu; świętym Graalem wypełnionym zrozumieniem — mama mówiła, że nie są od tego, żeby im czegokolwiek zabraniać. Są po to, żeby chronić ich przed konsekwencjami popełnionych błędów — tyle, że mama jest teraz w Nowym Jorku i pewnie dopiero wychodzi z próby. Tata czeka na nią przy samochodzie i ma całą garść argumentów, żeby dała zaprosić się na kolację — chociaż oboje wiedzą, że nikt nie musi nikogo namawiać do spędzenia późnego wieczoru w dwójkę.

Wiele tysięcy mil dalej, w Toronto, trwa ta sama noc. Jest bar, neony i znikające pióra na scenie.

I chociaż ani Elia, ani Billy nie powiedzieli tego na głos, oboje wiedzieli, że chodzi o więcej niż o telefon, więcej niż o drinka, więcej niż o środę, która nie była jeszcze końcem tygodnia.

Była środkiem. I w środku tego wszystkiego byli oni — wciąż razem.

Ophelia Vandenberg
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
26 y/o, 168 cm
głodująca artystka; barmanka The Painted Lady
Awatar użytkownika
I can paint you like one of them french girls
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Felicity spełniała większość wymogów Billy'ego co do kobiet: była śliczna, blond i istniała. Zazwyczaj więcej nie było mu potrzebne. Była też bardzo zabawna — na backstage'u opowiadała historie niemal z gracją ich matki, stąd Elia była pewna, że Billy mógłby jej słuchać godzinami.

Ale teraz była zajęta; niekoniecznie mówieniem.

Elia i Billy też byli zajęci — również niekoniecznie mówieniem, a z pewnością nie-mówieniem o rzeczach najważniejszych. Pozwalali niedopowiedzeniom dopowiedzieć między słowami to, co było najważniejsze, naiwnie licząc, że jest to wystarczające, aby uznać to wszystko za zdrową komunikację. Uważny obserwator mógłby bezpośrednio pociągnąć czerwony sznurek ciągu przyczynowo skutkowego do taty, który po — wprawdzie rzadkich, ale wciąż obecnych — kłótniach nie mówił przepraszam; chwytał dłoń mamy i zmęczonym kciukiem robił kółka, aż smutek znikał z jej twarzy. Elia w dzieciństwie była przekonana, że był magiczny; dzisiaj wciąż nie potrafiła rozgryźć jego tajnego składnika.

Pewnie dlatego po prostu zaczęła przygotowywać drinka.

Myślałam, że nie wolno wam się nimi bić — znów ta brew; znów do góry. Ton miała rozbawiony, ale ostrzegawczy. Zaczęła się zastanawiać czy Billy nie cierpi na tę samą przypadłość, co Lenny i powód wizyty przemyca w połowie nieważnego zdania. — Nie dostajecie wtedy czerwonego nu-nu, czy jak to się tam nazywa?

Doskonale wiedziała. Przez tyle lat przyswoiła zasady hokeju niczym przez osmozę; wszystko, co wie o tym sporcie, nastąpiło wbrew jej woli, ale dzięki miłości, którą darzyła brata. Wiedziała też — i niepokojąco często musiała z tej wiedzy korzystać — co najlepiej sprawdza się na siniaki i obolałe mięśnie.

Pamięta jego pierwsze rozbite kolano. Biegł za szybko na placu zabaw i zahaczył o wystającą z piasku oponę. Przeleciał przez połowę chodnika i wył niesamowicie, aż mama nie otoczyła go ramionami i scałowując grochy łez z policzków, nie powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Obiecała mu podmuchać na kolano, a on zapytał, czy Elia też może. Wyprostowała się dumnie i podmuchała, dając bratu bonusowe cacy po głowie. Czuła się wtedy taka ważna; taka potrzebna.

To samo poczuła, gdy rozpoznała przerażenie w jego oczach na myśl o samotnej przeprowadzce do Kanady — potrzebna.

Masz — szklanka na serwetce powędrowała pod jego ręce. Lód świeżo zrobionego drinka brzęczał o krawędzie szkła, gdy przesuwała ją na blacie. — Na koszt firmy, ale rzuć Felicity napiwek. Za gapienie się jej na nogi.

Powiadomienie nieodebranego połączenia przyprawiało Elię o ścisk żołądka. Nie potrafiła myślami objąć żadnego scenariusza, w którym nie będzie się obwiniać za to, że nie odebrała telefonu od siostry. Każdy kolejny był coraz czarniejszy, więc schowała dłonie pod barem i napisała szybkie "coś się stało?".

Minęła cała wieczność (pół minuty) nim Lenny odpisała "obejrzałam nowy sezon White Lotos".

Z uśmiechem sztucznie zirytowanym pokazała bratu wiadomość.

Więc tak wygląda teraz nauka do egzaminów. Zniszczyliśmy ją, Billy. Miała być tą mądrą.

Billy Vandenberg
Ostatnio zmieniony ndz lip 13, 2025 8:34 pm przez Ophelia Vandenberg, łącznie zmieniany 1 raz.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
przemoc seksualna; przemoc domowa; złamania otwarte
24 y/o, 186 cm
hokeista; środkowy napastnik Toronto Varsity Blues
Awatar użytkownika
meet me in the penalty box.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Drink przed nim jak zbroja — ładna, chłodna, mająca chronić przed czymś, czego i tak nie da się zatrzymać. Sour on the rocks, zupełnie jak jego życie — na lodzie, które trzeba przetrzymać w trzech tercjach i dogrywce. Elia patrzyła na niego tymi swoimi idealnie odwzorowującymi wzrok mamy oczami — jakby trzymała dla niego coś miękkiego i dobrego, tylko nie chciała się z tym narzucać od razu.

Nagle, bez żadnego ostrzeżenia, wróciła do niego odbitka wspomnienia. Zatarta, ale prawdziwa — miał wtedy cztery, może pięć lat i leżał z gorączką w starym pokoiku siostry — ten był jeszcze różowy, bo Elia się upierała, że kolor nie jest polityczny, a on nie miał na to argumentu. Przyniosła mu wtedy Hau—Hau — trochę poplamionego, z uchem przyszytym muliną — i powiedziała, że kiedy się go przytuli, to śni się, że się lata.

I Billy go przytulił — co prawda nic mu się nie przyśniło, ale na chwilę poczuł się lepiej.

Hau—Hau był pierwszą maskotką, którą Elia dostała od taty, chociaż wtedy nie był dla niej tatą, tylko Babą — Billy dopiero kilka lat później dowiedział się, że Ophelia nie jest jego pełną siostrą. Że ten facet, którego nazywał tatą, nie był jej ojcem. Że jej tata odszedł, zanim on, Billy, w ogóle się pojawił na świecie. To, co go wtedy najbardziej zaskoczyło, to nie sama wiadomość.

Tylko to, że nikt nigdy mu tego nie powiedział. Jakby nie miało to znaczenia.

I wtedy zrozumiał — naprawdę nie miało.

Ich rodzina była jak jeden z tych filmów, które lata temu oglądali w sylwestra — stara kaseta VHS, obraz zniekształcony, ścieżka dźwiękowa nie do końca zgrywała się z ustami aktorów, ale nikt nie przełączał, bo wszyscy znali już dialogi na pamięć. I choć nie zawsze wszystko działało tak, jak powinno, to działało wystarczająco dobrze.

Wziął kolejny łyk i zerknął w stronę Felicity, która właśnie wsuwała frytki za kotarą, rozmawiając z jakimś kolejnym chłopakiem bez historii.

Dostałem w twarz na treningu — powiedział w końcu, jakby przyznawał się do czegoś gorszego. — Tak po prostu. Sędzia nie zauważył, faul spierdolił mi akcję na bramkę, więc postanowiłem wziąć sprawy we własny kij i oddać. Wtedy trener powiedział, że mam nie dramatyzować.

Zrobił krótką pauzę. Palcem przesunął po rysie na blacie, jakby chciał coś zetrzeć, ale tam nic nie było — tylko stara zadra, może po kieliszku, może po nożu, może po czyimś pierdolonym życiu.

I wiesz co? Nie dramatyzuję. Tylko boli mnie, że miał rację.

Patrzył na Elię. Na jej dłoń, która pisała do Lenny, na brwi zmartwione, ale już trochę spokojniejsze. Myślał o tym, jak kiedyś namalowała mu na kolanie buźkę po wywrotce na placu zabaw — trzymała dłużej niż plaster. Wziął łyk, pochylił się nad blatem i spojrzał na telefon Elii, który wisiał między nimi jak Zordon z Power Rangers.

White Lotus.

Parsknięcie w drink groziło zachłyśnięciem.

Zniszczyliśmy ją — w tonie przycupnęła czułość; ta, która przychodzi, gdy człowiek zda sobie sprawę, że miłość wcale nie musi być doskonała, żeby była prawdziwa. — Ona miała być tą mądrą, ja tym wysportowanym, a ty tą, co będzie malować barwne zachody nad Central Parkiem — zamieszane kostki lodu zaczęły obijać się o szkło. — Tymczasem jedno polewa za barem, drugie zalewa się przed, a trzecie binge’uje seriale, zamiast się uczyć na egzamin.

Tym razem to on uniósł brew; wyszło mu zdecydowanie gorzej, niż Elii — obwiniał praktykę.

W końcu znała tatę dłużej.

Gdybyś dziś miała coś namalować, to co by to było?

Naprawdę liczył, że nie kutasy.

Ophelia Vandenberg
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
26 y/o, 168 cm
głodująca artystka; barmanka The Painted Lady
Awatar użytkownika
I can paint you like one of them french girls
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Mhmm — ciche mruknięcie, dźwięk przecieranej do sucha szmatką szklanki. — Miał rację.

Mogła to powiedzieć delikatniej; milej. Mogła ubrać przesłanie w kwieciste słowa, aby złagodzić cios na i tak już obolałą twarz. Ale nie od tego była rodzina — nie od tego była siostra. Jej rolą było podejście do niego, wyrwanie mu z rączki samochodzika, którym nie chciał się podzielić z Lenny, i oświadczenie, że zachowuje się jak rozwydrzony (trudne słowo dla sześciolatki) bachor.

Nie każda zniewaga wymaga ofiary z krwi i wybitego zęba — kontynuowała, odkładając szklankę i przecierając następną.

Bała się, że któregoś dnia zabraknie trenera, który wbije mu rozum do głowy; że uniesie kij na wysoko i zrobi komuś prawdziwą krzywdę. Nie dlatego, że jest okrutny, ale dlatego, że jest porywczy i nieostrożny; bo ma za dużo do udowodnienia, chociaż jeszcze więcej do stracenia.

Niektóre konflikty można wyjaśnić słowami. Wiesz, jak cywilizowani ludzie.

Przyganiał kocioł garnkowi. Wciąż pamięta, jak bolała ją pięść, gdy czekała na rodziców przed gabinetem dyrektora. Ale ten chuj sobie zasłużył, a w oczach ojca wcale nie widziała rozczarowania, tylko dumę, którą starał się ukryć przed czujnym spojrzeniem matki. Wieczorem zapytał ją, dlaczego to zrobiła.

Bo to sprawiedliwe, odpowiedziała.

Widzisz, kruszynko, westchnął ojciec, w sposób, który tylko on potrafił. Sprawiedliwe nie zawsze jest właściwe.

To wspomnie wróciło do niej,niespodziewanie. Jak lekcja z przeszłości, która istniała po to, aby teraz się nią podzieliła. Nie potrafiła jednak powtórzyć pełnego powagi spojrzenia ojca ani tonu głosu, który nie był karcący, ale nie znosił sprzeciwu.

Brzmiała po prostu jak ona.

Oko za oko może wydawać się sprawiedliwe, ale nie znaczy to, że jest właściwe — skrzywiła się. Miała wrażenie, że brzmiała jak tania karykatura ojcowskiej mądrości, którą próbowała emanować. Może wychowanie młodszego rodzeństwa powinna dodać do listy rzeczy, które jej nie wychodzą. Możne powinna się zamknąć i polać następnego.

Problem polegał na tym, że nie potrafiła nigdy się zamknąć.

Ale to nic; Billy doskonale wiedział, kiedy próbowała udawać kogoś innego, a kiedy była sobą. Lepiej od niej zdawał się wiedzieć, kim ona jest. Kim powinna być. Powinna malować zachody słońca nad Central Parkiem; zacisnęła mocniej dłoń na szklance na samo wspomnienie domu. Może to ona dzisiaj przesunęła się zbyt daleko na liczniku tęsknoty?

Cóż — zaczęła. — ty wciąż jesteś wysportowany, Lenny wciąż jest genialna, a ja—

Wzruszyła ramionami. Wolała użalać się nad sobą w myślach, nie na głos.

Łatwo było jej dostrzegać wciąż istniejący potencjał jej rodzeństwa, bo posiadała coś, czego oni nie — perspektywę zapewnioną dystansem. Ale dokładnie z tego samego powodu oni nie tracili wiary w nią.

Hmmm — zacisnęła usta, naprawdę zastanawiając się nad tym pytaniem. Odpowiedź zawsze była złożona i ona sama niekoniecznie potrafiła ją zrozumieć. Malowanie przychodziło z miejsca, do którego zdrowy rozsądek — a nawet i samoświadomość — nie miały wstępu. — Ostatnio za mną chodzi takie wspomnienie. Nie wiem, czy jest prawdziwe, ale czytałam gdzieś, że nieprzepracowana trauma może—

Pokręciła głową. Nie chciała schodzić z tematu.

Mam w głowie wspomnienie matki i ciebie bardzo małego. Jest przerażona i smutna, ale nie wiem dlaczego. Taty nie ma — jakby długo go już nie było, więc pokój staje się coraz ciemniejszy, a powietrze cięższe, a ona próbuje nas przed tym wszystkim osłonić. Gdybym miała coś teraz namalować, to namalowałabym to.

Przymykając oczy, widziała ciemne od farby płótno i znajomy, złoty kształt na jego środku.

Matka zawsze była złota.

Billy Vandenberg
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
przemoc seksualna; przemoc domowa; złamania otwarte
24 y/o, 186 cm
hokeista; środkowy napastnik Toronto Varsity Blues
Awatar użytkownika
meet me in the penalty box.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Reakcja nadeszła dopiero po chwili; szklanka w dłoniach Elii była czysta, ta w jego — do połowy pełna (skąd ten optymizm?), pokryta mozaiką odcisków palców, z samotną kroplą whiskey płynącą po niewłaściwej stronie ścianki. Próbował pogrążyć się w zamyśleniu podobnym do tego, które zasnuwało twarz taty — gęste chmury myśli, zmarszczka między brwiami, palce szukające zajęcia — ale z ich dwójki to Ophelia imitowała go lepiej.

Billy był kalką ekspresji mamy; wyraziście, z przebłyskami i dźwiękiem w tle. Wciągnął powietrze przez zęby, jakby właśnie obejrzał brutalne powtórki z meczu — nie te, które kończą się golem, tylko te, przy których czujesz, że ktoś komuś zrobił coś, co będzie czuć jeszcze za trzy dni. Albo trzy lata. Albo do końca życia.

Spojrzał na Elię i przez sekundę, krótszą niż trzepot piór w różowym boa, widział ich tatę; cień wspomnienia, który siedział gdzieś za jej ramieniem, ledwie zauważalny. Ta sama zmarszczka między brwiami, kiedy próbowała być przekonująca. Ten sam ton głosu, w którym troska miała ostrze i niosła lekcję, której nie prosiłeś, ale i tak ją dostałeś — jak mandat za złe parkowanie pod własnym domem.

Nie każda zniewaga wymaga ofiary z krwi i wybitego zęba.

Zabrzmiało jak coś, co powinnaś wytatuować sobie na nadgarstku — spojrzał na drinka, który już zdążył się rozwodnić; jak wszystko, co zbyt uporczywie się trzyma. — Żeby nie zapomnieć następnym razem, jak znów komuś przypierdolisz za bycie idiotą.

Uśmiechnął się pod nosem; w oczach miał coś miękkiego, może nawet wdzięczność, która balansowała zbyt blisko łzawego sentymentalizmu, więc utopił ją w kolejnym łyku.

Wiem — cicho, prawie niesłyszalnie; z Blondie przeszli w kierunku she's my cherry pie, więc noc zaczęła przypominać bazarek. — Wiem, że nie wszystko da się załatwić kijem, ale na tafli nie ma miejsca na słowa. Tam rządzi instynkt. Zanim pomyślisz, już odpowiadasz. A jak nie odpowiesz, to nie jesteś graczem. Jesteś ofiarą.

Dłoń odruchowo potarła piekące miejsce pod daszkiem czapki; poczuł pod palcami opuchliznę, która dopiero zaczynała się rozrastać. W hokeju nie chodzi o moralność, tylko o funkcję — w tej grze nie ma miejsca na godność. Jest wynik. Jest liczba. Jest prosty efekt: zwycięstwo albo klęska.

Nie mieli tarcz, na których mogliby wrócić do domu; żadna filozofia wujka nie sprawdzała się na lodzie. Pociągnął łyk whiskey; zimny alkohol otarł się o język jak nóż o rant szkła, kiedy Elia zaczynała mówić o tym obrazie, o matce i o ciemniejącym pokoju. O tej złotej obecności w środku smutku, która zawsze próbowała być światłem, nawet jak nie miała już baterii.

Skinął głową; doskonale znał ten blask, tę ochronę, to ciepło — i chociaż nie może wiedzieć, czy Elia mówiła o wspomnieniu, czy koszmarze, Billy rozumiał. Kiedy byli więksi, a tata musiał wyjechać — czasem na dwa dni; czasem na dwa tygodnie — dom naprawdę wydawał się mniejszy, a powietrze cięższe.

I tylko mama — złota plama na tle mroku — smutek zamykała w ich sypialni.

Namaluj to — słowa skapnęły szybciej niż ta samotna kropla z brzegu szklanki. — Nie dla lajków. Nie dla mnie. Tylko po to, żeby przestało ci chodzić po głowie jak duch.

Utkwiony w siostrze wzrok miał przyczepność nóżek chrząszczy, o których opowiadała żona ich innego wujka.

I nie mów mi, że nie jesteś już tą, która miała malować Central Park — pauza głęboka jak druga tercja przy remisie; Elia musiała zrozumieć, że mówił poważnie. — Central Park to nie tylko impresjonistyczne drzewka i sikające fontanny. To też zmęczone matki, które patrzą w niebo, jakby chciały tam znaleźć powód, żeby nie płakać przy dziecku. To złoto na tle ciemności.

Uniósł szklankę w jej stronę; drżenie w kącikach ust było zwiastunem oczywistego.

Wiem, że masz to w rękach. Zawsze miałaś.

Ophelia Vandenberg
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
26 y/o, 168 cm
głodująca artystka; barmanka The Painted Lady
Awatar użytkownika
I can paint you like one of them french girls
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Za bycie homofobicznym idiotą — poprawiła go, dzieląc ten sam uśmiech. Pomimo wielu różnic, uśmiechali się w ten sam sposób, z tym samym dołeczkiem po lewej stronie twarzy.

Słuchała go. Nie brzmiało to na wymówki; wiedziała, że brat nie jest jednym z tych, którzy wybrali ten sport jako usprawiedliwienie swojej przemocy. Wiedziała też, że tacy istnieli i że ten fakt nie powstrzyma jej brata przed zrobieniem czegoś głupiego. Czegoś, co konsekwencje będzie miało długowieczne.

Nikt nie może zrobić z ciebie ofiary, Billy — tym razem to nie słowa taty przemawiały echem przez jej usta. Ta lekcja płynęła od matki. Nigdy jej nie pytali, co dokładnie miała wtedy na myśli ani skąd to wie — może podświadomie wiedzieli, że nie chcą znać odpowiedzi. — O ile mu na to nie pozwolisz.

Spojrzała śladem za dłonią brata, która grzebała coś pod daszkiem. Bardziej cywilizowana, mniej wścibska osoba, zostawiłaby to bez słowa, ale Elia poszła o krok dalej — szybkim ruchem dłoni zrzuciła mu daszek z głowy.

Nie bądź bucem, nie siedź w czapce — wymamrotała pod nosem.

Tak naprawdę próbowała dostrzec siniaka, który jeszcze nie zdążył się uformować. Dlatego włożyła do czystej ścierki kilka kostek lodu i podała mu zawiniątko bez zbędnych wyjaśnień. Wiedział, co należy z tym zrobić.

Nie był to pierwszy — ani ostatni — raz, gdy okładał stłuczenie lodem.

Trochę udawała, że go nie słucha, próbując doczyścić idealnie czystą już szklankę. Zawsze to robiła, gdy zaczynała się czymś stresować — ścierała niewidzialne brudy, zawijała papierki w kwadraty i układała wszystko na stole w równe odstępy. Ale słuchała i Billy wiedział, że słuchała, bo nie dało się oszukać kogoś, kto zna ją lepiej niż ona sama.

Miał rację; tylko akt przeniesienia lęku na płótno sprawi, że ono zniknie. Nie było innego — a przynajmniej do tej pory go nie odkryła — sposoby na okiełznanie emocji, szczególnie tych, którego źródła nie była w stanie nazwać. Czasami naprawdę wierzyła, że to trauma przeszłych żyć — jej matki, jej prababki, wszystkich kobiet jej rodziny — która manifestuje się w koszmarach i przeczuciu, że coś zaraz pójdzie tragicznie nie tak.

Nawet jeśli nikt o niej nigdy nie mówił.

Tak jak matka nigdy nie mówiła o tym, co stało się jej w dzieciństwie, ale oni wiedzieli. Na pewnym podświadomym poziomie wiedzieli, że musiało stać się coś strasznego; coś, przez co mama czasami nie wstaje z łóżka; coś, przez co nigdy nie poznali mamy-mamy, chociaż Billy ją kiedyś wygooglował i według Wikipedii wciąż gdzieś żyje. Tato był wtedy wściekły — w ten swój milczący, spokojny sposób — i powiedział, żeby nigdy więcej tego nie robili.

Niektórych duchów przeszłości nie warto wywoływać.

Impresjonistyczne drzewka i sikające fontanny, hm? — rozbawieniem ukrywała wdzięczność. Nigdy tego (na trzeźwo) nie przyzna na głos, ale Billy był jedną z nielicznych osób, które potrafiły podnieść ją na duchu. — Jak ci nie wyjdzie to całe ślizganie się, to masz przed sobą obiecującą karierę krytyka sztuki.

Doskonale wiedział, że nie miała tego na myśli.

Była jedną z tych osób, które głęboko i szczerze wierzyły w jego sukces.

W końcu tyle dla niego poświęciła.

Billy Vandenberg
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gall anonim
przemoc seksualna; przemoc domowa; złamania otwarte
ODPOWIEDZ

Wróć do „The Painted Lady”