40 y/o
CHRISTMASSY
173 cm
Inżynier energetyki / dawniej złodziej Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I wrapped it up and sent it,
With a note saying "I love you" - I meant it.
Now I know, what a fool I've been,
But if you kissed me now I know you'd fool me again.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimieszane
typ narracji3 osoba
czas narracjiPrzeszły
postać
autor

Szczerze mówiąc Alvaro nie miał pojęcia co się stało na tym spotkaniu i jakim sposobem eskalowało to tak szybko, mimo że teoretycznie w nim uczestniczył. Nadal nie rozumiał skąd wybuch Sandy, dlaczego w jednej chwili kazała mu wrócić na weekend do domu, mówiąc, że potrzebuje chwili dla siebie, a w drugiej mówiła, że nie ma potrzeby, żeby wracał na weekend do domu. Nie rozumiał, dlaczego zabrała mu dziecko z rąk, skoro tylko chciał się z nim przywitać - i to w całej tej sytuacji zabolało go chyba najbardziej. Poczuł się tak, jakby nie miał prawa witać się z synem, który był przecież tak samo jego dzieckiem, jak i Sandy. I prawdę powiedziawszy nie do końca był pewny jakim cudem udało mu się utrzymać nerwy na wodzy na tyle, żeby nie zacząć rzucać rzeczami, bo w środku był tak roztrzęsiony, że przekładało się to także na drżenie rąk, a u człowieka, który był inżynierem takie drżenie nie występowało zbyt często, jedynie w silnych emocjach właśnie.
Stał na środku salonu, z drżącymi dłońmi, mocno bijącym sercem i ciężkim, nierównym oddechem, próbując pozbierać myśli. Trzaśnięcie drzwiami przez Santiago sprawiło, że jego ciało wzdrygnęło się lekko, a gdy zamknął oczy, poczuł nieprzyjemne pieczenie pod powiekami.
- Wiedziałaś, ile znaczyło dla mnie to spotkanie - odezwał się wreszcie, jakimś cudem bez drżenia w głosie, tonem chłodnym i ewidentnie zranionym. - Mówiłem ci, że zależy mi na tym, żebyś poznała Santiago. Zanim mały się urodził wielokrotnie opowiadałem ci o tym, ile Tiago dla mnie zrobił i jak ważny był... jest w moim życiu. Nie wymusiłem na tobie, żebyśmy nazwali tak syna, ale zgodziłaś się na to. - teraz odnosił się rzecz jasna do jej słów o tym, że Tiago nie jest niczyim imiennikiem. - Chciałem, żebyś go poznała, bo jest dla mnie ważny i chciałem też, żeby on poznał ciebie i małego... - zaczął oddychać nieco ciężej, zbierając swoje rzeczy; telefon, klucze, kurtka, którą niedbale zarzucił sobie na ramiona. - Wiem, że opowiadałem ci o nim nie tylko te dobre rzeczy, zważywszy na sytuację, więc wyrobiłaś sobie o nim opinię, która jest niepełna, ale... - wziął kolejny głębszy oddech, ale pomogło mu to w uspokojeniu się. - To jedyny człowiek, którego kiedykolwiek kochałem tak mocno i którego nadal kocham, to też wiedziałaś. Miło by było, gdybyście chociaż spróbowali się dogadać, a nie na siebie wrzeszczeć, na miłość boską! - znów zamknął oczy, a jego drżąca dłoń wylądowała wreszcie na klamce. Nacisnął ją, otworzył drzwi i stojąc w progu najpierw spojrzał na czekającego pod furtką Santiago, a potem znów na Sandy. - Czy tego chcesz czy nie, będzie się widywał z naszym synem, bo - czego nie zdążyłem ci powiedzieć, bo nie dałaś mi ku temu okazji - jesteśmy teraz razem. - przywołał na usta nieszczery, raczej drapieżny uśmiech. - Dobrze, przyjdę jutro, ale pamiętaj, Sandy - odwrócił się w stronę Santiago, przyglądając się stojącemu w oddali mężczyźnie, po czym dodał jeszcze, wciąż chłodnym tonem. - jeśli jeszcze raz wyrwiesz mi syna z rąk, to porozmawiamy inaczej: w sądzie, a nie w domu. To tak samo moje dziecko, jak i twoje, nie zapominaj o tym.
W końcu i on wyszedł z domu kobiety, zatrzaskując za sobą drzwi, po czym w milczeniu wsiadł do samochodu razem z Santiago i odjechali.

/zt.

Santiago de la Serna Sandy Clark
palermo (palermo.pbf)
nie lubię kierowania moją postacią i wiecznych śmieszków w grach, ale poza tym piszę dosłownie wszystko
ODPOWIEDZ

Wróć do „#107”