Być może.
Niespecjalnie jednak zamierzał się tym przejmować. Zresztą, na swoje usprawiedliwienie mógłby stwierdzić, że przecież wysłał wcześniej Ericowi wiadomość. Jakieś pół godziny przed tym, zanim uznał, że zamiast czekać na odpowiedź, mógł się przecież do niego przejść. Bo jednak cierpliwość nigdy nie należała do jego najmocniejszych stron – i raczej nic nie wskazywało na to, by miało się to kiedykolwiek zmienić.
A jeśli Stones nie zamierzał przyjmować niezapowiedzianych gości… najpewniej powinien pomyśleć o zmianie adresu. Przeprowadzka do innej dzielnicy powinna w jakimś stopniu pomóc i skutkować choćby tym, że Dante mógłby w takim wypadku dojść do wniosku, że tak samo jak nie chciało mu się czekać na odpowiedź zbyt długo, tak samo nie chciało mu się fatygować na drugi koniec miasta. Choć pewnie i tak nie wykluczałoby to ryzyka całkowicie…
– Lepiej żebyś był w domu, Stones, nie zamierzam sobie odmrażać tyłka na darmo… – oznajmił drzwiom, kiedy już dotarł pod te odpowiednie i zapukał. Mniej więcej pół sekundy przed tym, zanim zdecydował, że również tym razem nie zamierza czekać i że nie ma przecież absolutnie nic niewłaściwego w bezceremonialnym wpakowaniu się komuś do domu. Bez zbędnego zastanowienia nacisnął klamkę, z nieznacznym tylko zaskoczeniem przyjmując fakt, że drzwi były otwarte.
– I naucz się zamykać drzwi – rzucił tym razem w przestrzeń, na moment zatrzymując się tuż za progiem i kalkulując, w którą stronę powinien się skierować. – Wiesz, że w całym tym okołoświątecznym dzieleniu się dobrem niekoniecznie chodzi akurat o to, żeby zapraszać do siebie włamywaczy z całej okolicy i pozwalać im na wyniesienie połowy domu…?
Przynajmniej zamiast kręcić się po cudzym domu, odczekał tych kilka chwil na jakąkolwiek odpowiedź, by ostatecznie pójść tam, skąd miałby dotrzeć do niego głos Erica. O ile ci wspomniani włamywacze nie zdążyli go już odwiedzić i nie okazali się przy okazji jakimiś chorymi psycholami, którzy mieliby przy okazji pozbyć się ewentualnych świadków włamania. W takim wypadku Dante musiałby poszukać sobie nowego kumpla…
– Odpisywać na wiadomości też mógłbyś się nauczyć – rzucił jeszcze, choć zdecydowanie więcej było w tym rozbawienia niż jakichkolwiek pretensji. Zwłaszcza, że wypowiadając te słowa, uniósł jednocześnie rękę, dokonując wymownej prezentacji przyniesionej ze sobą whisky. Przynajmniej więc nikt nie mógł zarzucić mu, że nie tylko pakował się do kogoś nieproszony, ale w dodatku przychodził z pustymi rękoma. Najwyraźniej chociaż pod tym względem jakieś szczątkowe wychowanie nie zawiodło aż tak bardzo…
Eric Stones