A tym razem to coś leżał kilka metrów dalej, oddychał spokojnie i miał twarz Navi.
Nie potrafił przestać myśleć o tym co powiedziała. Że zrobiłaby to znowu. Nie jako głupią prowokację rzuconą na przekór niemu, nie jako dramatyczną deklarację by uczynić to wszystko filmowym, tylko jakby to było coś oczywistego. Jakby to była informacja, imperatyw taki sam jak te, którymi posługiwał się on. To w tym wszystkim było najbardziej niepokojące, bo on nie miał możliwości ani by się z tym kłócić, ani faktycznie zapobiec. Ona po prostu postawiła go wyżej niż siebie, jakby to było całkowicie naturalne i nie wymagało uzasadnienia, którego on zawsze potrzebował.
To nie był błąd w jej rozumieniu, ale nie potrafił przestać widzieć w tym błędu w swoim własnym systemie. Tyle że coraz częściej miał wrażenie, że ten system, który tak desperacko próbuje naprawić, by odzyskać porządek, nie leży po jej stronie. Gdyby chodziło tylko o jej impulsywność już dawno by ją odsunął i sobie z tym poradził. Tymczasem problem polegał na tym, że on reagował; ze jej decyzja nie odbiła się od niego jak od ściany, choć przecież skrajnie nielogiczna tylko zostawiła ślad, którego nie potrafił już zignorować tak po prostu.
Nie lubił tego.
Bardzo tego nie lubił.
Nie lubił świadomości, że w jego działaniach pojawiła się zmienna, której wcześniej tam nie było, a jeszcze bardziej nie podobało mu się to, że ta zmienna nie osłabiała jego. Nie w sensie wywoływania chaosu czy utraty kontroli. Próbował to rozwiązać w inny sposób, izolując ją od siebie i siebie od niej, ale to nie dało niczego dobrego.
A odczuwał głęboką potrzebę naprawę schematu, który nie zadziałał a który miał być jego odpowiedzialnością.
Nie kochał jej.
Nie w taki sposób, w jaki mogłaby sobie tego życzyć. Nie w sposób emocjonalny, bo po prostu nie potrafił nawet tego tak nazwać. Ale, jak jej mówił, stała się integralną częścią każdego jego dnia – a jej brak również odczuwał. I przez to, że jednak stała się jego częścią, tym glitchem, przez który jego myśli się dławiły, odczuwał głęboką potrzebę zapobieżenia wszystkiemu, co mogłoby postawić ją kolejny raz przed podjęciem decyzji tak skrajnie nielogicznej – a wręcz: głupiej – jak ta poprzednia.
Jak rzucenie się przed odbezpieczoną broń, celem ochrony jego samego.
Przed absurdalnym wyborem uzasadnionym słowami nie chciałam, abyś to był ty.
I właśnie dlatego myśl o formalnym rozwiązaniu nie była ucieczką ani desperacją. Była konsekwencją w jego działaniach i konsekwencją w jego postanowieniach. Bo jeśli nie potrafił sprawić, by Navi przestała podejmować decyzje, które narażały ją na śmierć, jedynym sensownym wyjściem było sprawienie, by nie musiała ich podejmować sama. Nie przez zakazy, nie przez zamykanie jej w klatce, bo to było absolutne sprzeczne z tym, jak ją wcześniej układał – co też odbiło się buntem z jej strony. Jeśli już, to przez włączenie jej w jego własną strukturę, w której jej bezpieczeństwo nie będzie kwestią jednego wyboru, tylko czymś, co ta struktura zapewniała.
Siedząc na krześle w drugim rogu pokoju, w którym spoczywała, już na kanapie, obracał w dłoniach jedyną część biżuterii, jaką kiedykolwiek na sobie nosił. Starą, złotą obrączkę, która nie była jedynie ładną i drogą błyskotką, a stanowiła jego przynależność. Przynależność do tej właśnie struktury, której potrzebował, aby lepiej zapobiegać błędom wobec i z ręki Navi.
Podniósł spojrzenie z biżuterii na wnętrze pokoju, kiedy usłyszał pomniejszy ruch z naprzeciwka. Utkwił spojrzenie ciemnobłękitnych oczu w przebudzającej się sylwetce kobiety i tylko w ciszy analizował. Obserwował, jak wraca do jawy, zawieszając wzrok na każdej nieestetycznej, a jakże naturalnej zmianie w układzie jej włosów. Zdał sobie sprawę, że nawet ta nieestetyczność w niej była… estetyczna. Coś, co absolutnie mu nie przeszkadzało.
— Ból dalej jest? — spytał, gdy zauważył, że ma na sobie jej uwagę.
Navi Yun