A przynajmniej tyle miała mieć.
Rzeczywistość okazała się zupełnie inna, bo ledwie po kilku dniach przebywania na lotniskowcu, faktycznego oswajania się z nowym myśliwcem po roku przerwy ; ledwie po paru godzinach od poprzedniego treningu, kiedy zasiadała już na krawędzi łóżka z propozycją kolejnego filmu na ustach, został podniesiony przez Rosjan alarm. W ciągu jednej krótkiej chwili nastąpiła mobilizacja załogi, a pokład zapełniła ekipa techników, mechaników i shooterów, szykujących maszyny do startu. W pokoju z kolei pojawił się jeden z oficerów, aby przekazać informacje. O tym, że ruszają teraz-zaraz, bo przyszła informacja od ich źródła. Transport do przechwycenia miał przemieścić się dzisiaj. Tak jakby przeczuwano, że wcześniej ustanowiona data była już spalona.
Na parę kolejnych minut złożyły się jej przygotowania. Ubranie g-suitu w łazienkowym zaciszu, odnalezienie partnera do lotu i spotkanie się z nim na mostku, gdzie dowódca przekazał rozkazy. Kolejne kilka krótkich minut było przejściem na lotniskowiec i wejściem do ciasnego kokpitu rosyjskiego myśliwca piątej generacji. Nie znalazła w tym wszystkim czasu na pożegnanie się z kimś, kto był przy niej przez cały czas. Z kimś, z kim zaczynała mieć większą nic porozumienia. I to przez głupią, niewinną grę w pytania. Bez kart.
Zamknęła szybę od kokpitu, wcześniej nakładając hełm. Połączyła się z maszyną maską tlenową i sprawdziła szczelność zamknięcia kabiny. Wraz z jej shooterem sprawdziła lotki, ogon oraz napęd. A następnie wysunęła maszynę na pas startowy, zgodnie z sygnałami wizualnymi przekazanymi przez mężczyznę. Sprawdziła łączność. Z dowództwem i skrzydłowym, oglądając się krótko na niego.
Wszystko działało.
Shooter dał sygnał, krótki ale zrozumiały dla pilota, pozwalając jej ruszyć. Nie było w tym już żadnej zabawy. Sucha, znajoma kombinacja znaków. Silnik odrzutowy ryknął, a nowy SU-57 przeciął szybko pas startowy lotniskowca, tuż przy jego krawędzi odrywając się od ziemi i nabierając wysokości i szybko znikając z pola widzenia. Drugi myśliwiec dołączył do pierwszego, aż światła obu przestały być widoczne na nocnym niebie.
Damon mógł przejść na mostek, gdzie przeniosło się całe serce wydarzenia. Rosjanie wydawali się szanować go. Może przez posturę, a może przez jego znajomość.
Pierwsza część wyglądała całkowicie spokojnie. Przez radio słychać był czystotechniczną rozmowę pomiędzy pilotami i wspólne z dowództwem sprawdzanie parametrów.
Aż radar zaczął pokazywać, że zbliżają się do celu.
— Mam kontakt. Dwie grupy, po dwa, namiar trzy-zero-pięć. — Głos skrzydłowego zabrzmiał w słuchawkach spokojnie, choć poczuła w nim znajome napięcie. Senna przesunęła wzrok na ekran radaru, odurchowo w radu potwierdzając odczyty.
W słuchawkach odezwał się głos dowództwa, stanowczy, bez emocji:
— Macie zielone. ROE: Fire at will.
Senna odruchowo zacisnęła dłoń mocniej na przepustnicy, zwiększając ciąg maszyny. Serce na sekundę przyspieszyło, przypominając o czasie, jaki minął od jej ostatniej realnej walki powietrznej. Miała wrażenie, że to było stanowczo za mało czasu. A nie powinna tak teraz myśleć. Nie w tej chwili.
Wrogie maszyny rozdzieliły się, a ona już wiedziała, że nie oddadzą ładunku bez walki.
— Zajmuję pierwszą parę, druga twoja — rzuciła do skrzydłowego, przechodząc w ostre, niemalże pionowe, wznoszenie maszyny. W odpowiedzi usłyszała krótkie potwierdzenie. Głos partnera był spokojny i pewny. Jej, miała wrażenie, zadrżał. Ale może to tylko przeczucie. Jej SU-57 przeszedł na pełny ciąg, wbijając ją w fotel. Zmieniła kąt podejścia, odcinając przeciwnikom drogę do transportowca. Poczuła znajomą satysfakcję, gdy celownik jej HUD-a zatrzymał się na pierwszym bandicie.
— Fox Three. — Rakieta oderwała się spod skrzydła jej maszyny, przecinając niebo w stronę przeciwnika. Przez chwilę nic się nie działo, aż eksplozja oświetliła chmury. Na moment tylko rozjaśniając nocne niebo. — Splash jeden — skwitowała to krótko. Praktycznie. Tak jak zawsze. Tak jakby to była po prostu kolejna misja. Gdzie rzeczywistość była przecież inna. Od roku miała nie być pilotem a ratownikiem medycznym. Od przysługi do przysługi, a teraz spłacała dług. Chociaż forma spłaty nie była najgorsza.
— Splash dwa — odezwał się, dosłownie sekundę później głos, skrzydłowego, gdy drugi myśliwiec zamienił się w kulę ognia. Ale nim zdążyła odetchnąć, radar ostrzegł ją o kolejnych dwóch banditach schodzących z góry. W uszach zabrzmiał ostrzegawczy, piszczący ton namierzania.
— Viper, na twojej szóstej — rzuciła w słuchawce. Widoczność była katastrofalna. Misje przeprowadzane po zmierzchu nie należały do najprostszych. I aby nie powiedzieć, że była to jej pierwsza taka.
— Widzę, robię unik!
Ale za późno. Przez szybę kokpitu zobaczyła jasny błysk, a chwilę później głos skrzydłowego przerwał trzask. Zawiódł go refleks. Albo coś innego. Nie miała teraz możliwości o tym myśleć. Ani aby się zastanawiać, czy zdążył się katapultować. Wcisnęła drążek, gdy na HUD-zie pojawił się kolejny lock. Ścisnęła zęby, wchodząc w ciasną spiralę, a maszyna przeciwnika minęła ją o włos. Kolejne ostrzeżenie rozbrzmiało w kokpicie, ale tym razem to ona była szybsza.
— Fox Two. — Druga rakieta pomknęła prosto za gorącym silnikiem wroga, zmieniając go w płonący wrak, jeszcze zanim zdążył uruchomić flary obronne. — Splash trzy.
Szło stanowczo za łatwo. Nie świętowała sukcesu. Ani drugiego zdjęcia. Kiedy próbowała złapać oddech, jej kokpit znów rozjaśnił się ostrzegawczym światłem. Ledwie zdążyła obejrzeć się przez ramię, gdy w słuchawkach usłyszała długi, monotonny sygnał. Tym razem to ją zawiódł refleks. Została trafiona. Kabina wypełniła się ostrzegawczymi komunikatami, maszyna zaczęła tracić wysokość, w końcu nieuchronnie i chaotycznie pikując w kierunku skutej lodem, syberyjskiej ziemi . Zero łączności z dowództwem. Wysłała tylko parametry z maszyny. Choć nie liczyła, że wyślą za nią śmigłowiec. Misja była nieudana, teraz prawdopodobnie wkraczali ich agenci.
Wszystko, co mogła zrobić, to sięgnąć za uchwyt katapulty i pociągnąć go z całej siły.
Damon Tae