-
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealousnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
— Czyli ostatni raz zaliczyłaś tego typu akcję w liceum? No to dobra, wierzę, że wspomnienia mogą być rozmyte. — Starała się brzmieć tak bardzo obojętnie, jak tylko było to fizycznie możliwe. Odwróciła nawet na moment wzrok i od niechcenia kopnęła butem jakiś losowy kamyk. Potem zdała sobie sprawę, że ma na sobie tylko skarpetki i siedzą w mieszkaniu, a nie na chodniku, więc ten ruch musiał wyglądać wyjątkowo idiotycznie. Skarciła się za niego w myślach, znów nie chcąc dać po sobie poznać, że dotarła do niej bezsensowność tej akcji. Na szczęście na co dzień również była często dziwaczna i bez sensu, więc może Bonnie nawet nie poczuje różnicy? Oby.
— Daj spokój, nie zgrywam się. Powinnaś emanować pewnością siebie co najmniej na poziomie Cardi B albo losowej drag queen. — Obróciła się tyłem do blatu, opierając się o niego plecami. Śledziła Miller wzrokiem w drodze na kanapę, zastanawiając się nad przyczyną rumieńców na jej policzkach. Już się nawaliła? A może jednak przyjęła ten komplement z większą przyjemnością niż klasyczną pochwałę od kumpeli?
Przygryzła nerwowo dolną wargę, obserwując żarzącą się końcówkę skręta. Czuła się nieco jak niewinna nastolatka, której serce zaczyna bić dwa razy szybciej na samą myśl o takich treningach całowania ze swoją skrytą crush. Opróżniła kieliszek, zrzucając winę za reakcję organizmu na alkohol.
— Ja w liceum namówiłam kumpelę, żebyśmy poćwiczyły razem całowanie się, zanim znajdziemy sobie porządnych chłopaków. Żadna z nas do tej pory nie znalazła sobie faceta, więc nie wiem, czy treningi mogę uznać za udane. — Uśmiechnęła się do tego wspomnienia. Dzisiaj trudno było jej uwierzyć, jak durnowate to było. I jak durnowata sama była, wmawiając wszystkim wokół (głównie sobie), że jest najzwyczajniejszą i najporządniejszą heteroseksualną dziewczyną, jaką widziało Toronto.
— A coś się stało czy tak po prostu cię naszło? — Przymknęła oko i zajrzała w głąb swojego pustego kieliszka, szukając na dnie szczęścia albo sensu życia. Czegokolwiek właściwie. Na pewno nie alkoholu, bo tego się przecież przed chwilą pozbyła. Odchyliła głowę, przechyliła szkło i otworzyła szeroko usta, wlewając w nie ostatnie kropelki, leniwie spływające po naczyniu. Oblizała wargi po kontakcie z tą smutną nicością i odłożyła pusty kieliszek na blat. Śmiało ruszyła w stronę Bonnie. Usiadła po turecku naprzeciwko niej, moszcząc się na stoliku kawowym.
— Jakbyś zmieniła zdanie, to ja się zawsze chętnie z tobą zeszmacę. — Mruknęła konspiracyjnym szeptem, nachylając się w jej stronę.
Bonnie Miller
-
Make my wish come true, all I want for Christmas is you.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona / jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
—Nic takiego nie powiedziałam. To znaczy… to nie do końca tak jak mówisz — odpowiedziała, drapiąc się po głowie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jednak nadal niewystarczająco wyraźnie wyjaśniając co takiego miała na myśli. Bo owszem - tego typu akcje zdarzyły się jej właśnie w tamtych czasach, jednak nie był to ostatni raz kiedy całowała inną kobietę.
— Do takiego poziomu, to mi baaardzo daleko. Ale jestem pewna siebie! Po prostu… nie w dziedzinie randkowania i uwodzenia — powiedziała, odpalając skręta i mając nadzieję, że złagodzi on nieco szum w jej głowie oraz pomoże się rozluźnić. Wzięła pierwszy powolny wdech, który od razu zmusił ją do krotkiego kaszlu. Z każdym kolejnym, które na dłużej przytrzymywała w płucach, czuła jak napięcie zaczyna puszczać. Zaczęła znów przyglądać się April - temu, jak ostatnie krople z kieliszka lądują na jej języku, jak oblizuje i przygryza usta. Gdy napotkała jej wzrok, przywołała ją do siebie machnięciem głowy i wyciągając blanta w jej stronę.
— Jak to? Oczywiście, że udane, chociaż… w sumie nie wiem jak całujesz. No ale nieważne! Faceta nie znalazłaś, ale może właśnie to uświadomiło cię, że wcale nie chcesz go szukać? — musiała mocno się już pilnować, bo powoli wszelkie filtry znikały, a Bonnie zaczynała paplać wszystko co przychodziło jej na myśl. Panowanie nad sobą, własnymi reakcjami i słowami było nadzwyczaj trudne pod wpływem mieszanki używek. Podała skręta przyjaciółce, gdy ta usadowiła się już wygodnie na stoliku. Sama usiadła na samym brzegu kanapy, by być jeszcze bliżej i nachyliła się nieco w jej stronę, pozwalając dłoniom spocząć na kolanach blondynki.
— Uważaj, Finch. Twoje propozycje brzmią bardzo dwuznacznie — odezwała się, naśladując ten sam ton głosu, a kącik jej ust drgnął w rozbawieniu. Przez chwilę wstrzymała oddech, czując to samo napięcie między nimi, co chwilę wcześniej. Tym razem jednak nie chciała tak łatwo się poddać. Chciała zbadać na ile jest w stanie sobie pozwolić, nim to April stchórzy i zdecyduje się wycofać.
April Finch
-
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealousnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
— Fake it till you make it — pouczyła ją znów w kwestii pewności siebie. Tego również nie mogła zaakceptować. Była dziś w wyjątkowo buntowniczym nastroju! Ale przecież nie pozwoli na to, by ktoś tak jej bliski miał jakiekolwiek wątpliwości co do swojej wspaniałości. Pal sześć każde szaleństwo, jakie wywoływała w jej sercu na co dzień. Nie godzi się po prostu zostawić przyjaciółkę na takim lodzie. Nawet w Kanadzie.
— Możliwe — mruknęła, bo tylko tyle przyszło jej do głowy. Zdecydowanie schadzki z Teddy pomogły jej zrozumieć własną seksualność i dodały jej odwagi w akceptowaniu siebie. Dużo mocniej jednak dotarło do niej to, że Bonnie nie wiedziała, jak całuje. Nie żeby to było coś zaskakującego, to przecież oczywiste, ale w tym momencie powiedzenie tego na głos otworzyło nowe drzwiczki w głowie Finch. Pojawiło się za nimi coś, co bardzo nie pasowało do wystroju jej głowy, było jakimś paskudztwem, którego chciała się szybko pozbyć. Usunąć to stwierdzenie. Sprawić, by nie było prawdą. Ale przecież nie były głupimi licealistkami. A może w środeczku trochę były?
Przyjęła skręta odruchowo. Odruchowo też się nim zaciągnęła, obserwując, jak Bonnie się do niej zbliża. Wypuściła dym z płuc, starając się nie dmuchać jej prosto w twarz, co nie było proste, biorąc pod uwagę, jak blisko siebie znów się znalazły. Czuła, że jej serce znów znacznie przyspiesza i robi się jej cieplej.
— Mój pierwszy kot miał na imię Gacek. Zawsze podobała mi się Raven z Młodych Tytanów i Sam z Odlotowych Agentek. W DnD najczęściej gram bardką... — Nadal mówiła szeptem. Między jednym faktem a drugim zdążyła zaciągnąć się skrętem i jeszcze bardziej zbliżyć do Miller. Wydmuchała dym w dół, na jej dłonie, przyglądając się im przez moment. Pokonywała dzielące je milimetry powoli, przysuwała się słowo po słowie, jak w zwolnionym tempie. Paplała trochę bez sensu, zapominając, gdzie zaciąga się w jej głowie hamulec ręczny. Wyrzucała nieoczywiste fakty na swój temat, o których przyjaciółka faktycznie chyba wcześniej nie wiedziała. A może coś z tych rzeczy jej kiedyś mówiła? Cholera wie. W końcu oparła czoło o jej skroń.
— To, jeszcze raz, czego o mnie nie wiesz? — Zapytała na tyle cicho, że nawet obserwujące je w pomieszczeniu duchy lesbijskiej żenady nie były w stanie tego dosłyszeć. Przymknęła oczy, rozkoszując się bliskością Bonnie, dotykiem jej skóry, otulającym zapachem. Wszystkie używki w głowie April wykrzykiwały polecenia natychmiastowego rzucenia się na przyjaciółkę. Ostatnie szare komórki zwalczyły tę pokusę. Nie powstrzymały jej jednak przed muśnięciem wargami ust Miller. To nie był jeszcze pocałunek. Raczej pozbycie się ostatnich, wrogich im milimetrów. Dobrze, że dla niej czas zatrzymał się w miejscu, bo pewnie zaraz poparzyłaby się wciąż palącym się skrętem, który trzymała między palcami.
Bonnie Miller
-
Make my wish come true, all I want for Christmas is you.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona / jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Chyba najwyższa pora, by wzięła sobie tę radę do serca. Zwykle przecież nie miała z tym problemu - była wręcz wyborną aktorką, gdy trzeba było ukryć smutek za szerokim uśmiechem albo w samym środku załamania nerwowego machnąć dłonią i powiedzieć „nic mi nie jest”. Ale flirt z kobietami? To już wyższy poziom wtajemniczenia. Ciężko jej było uwierzyć w siebie, własny wdzięk i możliwości - prawdopodobnie stały za tym dotychczasowe niewypały na randkowym polu. Ciężko było nawet udawać, że to potrafi, czego świadkiem chwilę wcześniej była sama Finch.
Bonnie czuła się całą sytuacją bardzo zawstydzona i chyba także trochę sfrustrowana. Nie mogła pojąć własnych reakcji i wypowiedzi, nie rozumiała czemu przy April zupełnie traciła głowę i zachowywała się właśnie tak - jak durna licealistka oraz totalny żółtodziób. Nie była to przecież pierwsza kobieta jaka jej się spodobała. Nie była pierwszą, którą chciała pocałować, zabrać na randkę, czy… zrobić z nią dużo, dużo więcej. Czemu więc nie potrafiła tego zakomunikować? Czemu brakowało jej odwagi, by zrobić krok w tym kierunku? Być może fakt, że zdążyły się zaprzyjaźnić miał z tym coś wspólnego. Po prostu bała się to spieprzyć - wmawiała więc sobie, że należy działać ostrożnie, a najlepiej to może pozbyć się całkowicie tych myśli z głowy. Tak byłoby najrozsądniej.
Na ten moment jednak pozwoliła rozsądkowi wziąć sobie wolne. April była na tyle blisko, że Miller nie potrafiła się już powstrzymywać. Przyglądała się jej i przysłuchiwała w zupełnym milczeniu, gdy przyjaciółka wyjawiała kolejne fakty o sobie. Lekko spanikowała, zauważając, że blondynka zbliżyła się jeszcze bardziej, ale nadal cierpliwie czekała na dalszy rozwój i na to, że to pewnie jej towarzyszka stchórzy tym razem jako pierwsza.
Oprócz smrodu zielska, czuła też jej zapach i było w tym coś uzależniającego. Złośliwy głos w głowie podpowiadał jej, by się wycofała, by znów obróciła wszystko w żart, ale nie mogła się poruszyć. Jak zahipnotyzowana. Nie mogła też oderwać wzroku od ust Finch, tym samym dość wyraźnie dając do zrozumienia jakie miała zamiary. W końcu przymknęła oczy, czując gorący oddech na swojej twarzy, gdy April oparła czoło o jej skroń. Mogłaby słuchać tych szeptów bez końca, nieważne co mówiła. Bo mogła równie dobrze czytać instrukcję obsługi pralki - Bonnie i tak byłaby totalnie zafascynowana. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że przyjaciółka zadała jej pytanie. Odpowiedzieć jednak nie zdążyła, ale otworzyła na chwilę oczy, czując przelotnie jej wargi na swoich. To wystarczyło.
Dłonie natychmiast znalazły twarz kobiety, gdy nieśmiało składała pocałunek na jej ustach. Bardzo delikatnie, powolnie, jakby chciała się tą chwilą nacieszyć, zapamiętać każdy detal. Co ja wyprawiam?!
Znów oparła czoło o jej i nie poruszyła się. Z wyjątkiem kciuków, które delikatnie gładziły policzki blondynki — Znajdzie się pewnie jeszcze kilka rzeczy o których nie mam pojęcia.
April Finch
-
I like my girls just like I like my honey; sweet
A little selfish
I like my women like I like my money; green
A little jealousnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Serce podeszło jej do gardła, gdy poczuła jej ciepłe dłonie na policzkach. Dobrze, że wygodnie siedziała, bo mogłaby nie utrzymać równowagi przy dotyku, przez który miękły jej nogi. Delikatny pocałunek sprawił, że wszystkie systemy alarmowe w jej głowie, zamiast wyć szaleńczo – zamknęły się. Wokół zrobiło się wręcz nienaturalnie cicho. Istniało tylko bicie serca April i ciepły oddech Bonnie. Byłoby prościej, gdyby wyczuła w tym geście coś nieodpowiedniego. Jakby ją po prostu teraz odrzuciło, jakby magia gdzieś zniknęła. Było jednak całkowicie na odwrót. Miała wrażenie, że rozświetla się aurą szaleństwa jak zamek Disneya w początkowej animacji. Położyła dłoń na jej karku, łaskocząc go nieśmiało opuszkami palców. Trzy sekundy, które dała sobie na zastanowienie, w jej głowie trwały całe wieki. Miała wrażenie, że zaatakowały ją wszystkie możliwe scenariusze – zarówno te najprzyjemniejsze, jak i skrajnie okropne. Pieprzyć to wszystko.
Pocałowała ją. Wszystko to było nieśmiałe, niepewne, jak pierwsze pocałunki w liceum. Jakby całkowicie zapomniała, jak to się robi i wróciła do dnia, gdy dotknęła kobiecych ust po raz pierwszy. Całowanie Bonnie nie było jednak podobne do żadnego innego, więc może faktycznie los wrzucił ją z powrotem na sam początek drogi? Kolejny pocałunek był nieco śmielszy, jakby stery zaczęły przejmować używki, które nie mają żadnego wstydu i hamulców. Trzeci z nich był najbliższy temu, jak pocałunek powinien smakować. Nie było w nim już strachu ani wstydu. Czułość mieszała się z tęsknotą za nieznanym i pierwszymi oznakami rodzącego się pożądania, z którym jeszcze nie było wiadomo, co się właściwie robi. Czwarty był... NIE, CHWILA.
Żaden czwarty. Płytki oddech wprowadził nieco tlenu do mózgu April, który natychmiast uruchomił z powrotem uśpione czujniki ostrzegania. Odsunęła się od przyjaciółki nieco zbyt szybko i gwałtownie, by wyglądało to naturalnie. Podtrzymała się wolną ręką, bo niemal stoczyła się ze stolika, na którym siedziała. Czuła, że jej policzki wręcz płoną – trudno powiedzieć, czy ze wstydu, czy z ekscytacji.
— No to wiesz też, że zabójczo całuję... i że ten towar chyba był mocniejszy, niż myślałam, bo przez chwilę widziałam gwiazdy... a sufit jest, no wiesz, biały. Znaczy wcale nie, że gwiazdy, że... — Zaplątała się we własnych słowach, nie wiedząc, czy powinna uciec z tej sytuacji, udawać, że nigdy do niej nie doszło, czy po prostu rzucić się na Bonnie. Spojrzała na skręta, którego wciąż trzymała między palcami. Strzepnęła popiół do popielniczki i spróbowała się zaciągnąć. Niestety nic z tego – zdążył zgasnąć.
— Mam uczulenie na kiwi? — Bardziej zapytała niż oświadczyła. To nawet nie była prawda, lubiła kiwi i nic jej po nim nie było. To była po prostu pierwsza myśl, jaka przyszła jej do głowy, którą wyrzuciła z siebie szybciej, niż zdążyła pomyśleć, że to idiotyzm. Chryste, April, kurwa mać.
Bonnie Miller