ODPOWIEDZ
39 y/o, 189 cm
front-end developer w microsoft canada
Awatar użytkownika
do you still think of me when you're under the sheets or does he give you everything?
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

jeden
Wyjście na kawę brzmiało bardzo przyjemnie po ich ostatnim spotkaniu na wyjątkowo długim i przepełnionym łzami żałobników pogrzebie, który sprawił, że ich drogi w ogóle się przecięły. Tym razem pogoda była znacznie łaskawsza. Chłód późnego popołudnia zawisał nad ceglanymi fasadami Distillery District niczym przejrzysty welon. Wiedział, że to ostatnie podrygi świeżości przed męczącymi upałami, od których ratowała go tylko zainstalowana w mieszkaniu klimatyzacja i cieszył się, że minione dni pozwalały mu jeszcze na chowanie się w bluzach i swetrach. Podczas pogrzebu, kiedy spotkali się po raz pierwszy, nawet padał deszcz, a ukrycie się pod płaszczem i parasolem sprawiło mu większą radość niż wypadało.
Nie był pewien, co właściwie robi. Szedł powoli brukowaną aleją, którą znał doskonale i spoglądał ukradkiem na witryny, za którymi kryły się stare piekarnie, butiki z rękodziełem i niezliczone galerie, które znał ze sporadycznych spacerów. Wszystko było tak zwyczajnie znajome, tylko nie cel jego dzisiejszego wyjścia i sama myśl o tym sprawiała, że czuł oddech na karku. Kiedy poznali się w kościele, przypadkiem usadzeni obok siebie w jednej z ostatnich ław, wszystko wydawało się naturalne i zupełnie na miejscu, ale teraz nie mieli spotkać się w żałobnej otoczce. Wchodzili w scenerię, która była mu nieomal obca, a w dodatku w konwencji, która nie była mu do końca znana. Spotykali się bez większych ustaleń, umówieni pomiędzy umieszczeniem urny w grobie, a złożeniem kwiatów, a on sam już nie pamiętał, które właściwie wpsomniało, że mogliby kiedyś wyjść razem na kawę. Logika podpowiadała, że nie on, ale z drugiej strony nie mógł być niczego pewien.
Z typową dla siebie niepewnością rozważał, jak to spotkanie mogło potoczyć się dalej. Z tego, co zdołał zapamiętać, to nie była jej część miasta. Jeżeli mieli wybrać się na spacer, mógł powiedzieć coś o tym, co ich otaczało: o cegłach pamiętających czasy destylacji whisky albo o muralu nad drzwiami księgarni, który wciąż jeszcze łuszczył się po ostatniej zimie. Miał mnóstwo takich nieznaczących ciekawostek i zdarzało się, że serwował je bliskim, ale przy nowo poznanej osobie nie chciał brzmieć jak przewodnik turystyczny po swoim własnym życiu.
Spotkali się, zgodnie z ustaleniami, na rogu ulicy i ruszyli do kawiarni, o której wspomniał jej w wiadomości. Nie był przyzwyczajony do tego, by tak po prostu spacerować z kimś i rozmawiać o tym, jak minął mu dzień, a jeszcze mniej do tego, by ktoś zadał sobie trud wyciągnięcia go z kościelnej ławki i potraktowania jak człowieka, który zasługuje na więcej niż uprzejme skinienie głową... ale nic tego dnia, a może w ogóle w ostatnim czasie, nie było takie jak zazwyczaj i pomału zaczynał się z tym oswajać.
Zatrzymali się dopiero wtedy, gdy dostrzegł znajomy szyld kawiarni z oknami parującymi od środka. W środku pachniało kawą i syropem waniliowym i o dziwo, nie było tak tłoczno, jak przypuszczał, że będzie. Złapał jej spojrzenie, gdy zajmowali stolik i przez moment zastanawiał się, co właściwie o niej wie. Poznał jej imię, rozpoznałby też ton jej głosu, gdyby przypadkowo wpadli na siebie na ulicy. Pamiętał też wspomnienie o sztuce, co chyba miało związek z ich zmarłym znajomym, na którego pogrzebie oboje się zjawili. Nie było tego zbyt wiele.
Nie wyglądasz na kogoś, kto często chodzi na pogrzeby – powiedział nagle, przerywając swoje rozmyślania. To stwierdzenie zaskoczyło nawet jego samego, ale nie na tyle, by się tym zestresować, przecież nigdy nie słynął z nadmiernego talentu do rozpoczynania rozmów. Wiele lat temu sprawiało mu to problem, a być może nawet stanowiło swoisty kompleks, ale już dawno przestał walczyć z czymś, na co w ogóle nie miał wpływu.

Dahlia Edelstein
-
nie lubię niedbałych postów na ostatnią chwilę
35 y/o, 178 cm
artystka Gallery 1313
Awatar użytkownika
'cause I'm an actress, all of the medals I won for ya, breaking my back just to be your favourite daughter
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkione/jej
postać
autor

Ciemna powierzchnia trzymanego w dłoniach smartfonu błysnęła promieniem słońca. Blondynka zgarbiła się lekko, nie tyle przygnieciona ciężarem przeczytanej przed chwilą wiadomości, ile za sprawą osiadającego miękko w czaszce obrazu. Julian.

Ostatnie wspomnienie związane ze zmarłym, jakie Edelstein zachowała w pamięci, budziło w niej uczucie ogromnego wstydu.

Fitzpatrick stał w drzwiach jej mieszkania. Ściągając wściekle brwi, przyglądał się jej wysyconymi oskarżeniem, ciemnymi oczami, od czasu do czasu krzywiąc dziwacznie usta - ni to kpiąco, ni tym bardziej czule. Złość mężczyzny, jak zawsze, pojawiała się wraz z jej pierwszym słowem, tak, jakby zakładał, że wszystko, co robiła, było wymierzone w niego. Że istniała tylko po to, żeby go zranić.

Ty naprawdę w to wierzysz? ― ciśnienie w czaszce Juliana rosło z każdą minutą, aż w końcu było nie do zniesienia. Wydawało mu się nawet, że jego mózg zaraz wyleje się uszami. Im mocniej pocierał knykciami skronie, tym bardziej był rozsierdzony. ― Nie jestem odpowiedzialny za to, jak się czujesz.

Dahlia miała wrażenie, że wszystkie życiowe niepowodzenia - wszystkie błędnie podjęte decyzje - ją przytłoczyły. Czuła się tak, jakby wisiało nad nią jakieś przekleństwo.

Świadomość, że znowu to sobie robiła. Znowu pragnęła jego uwagi, wybaczenia, zaangażowania, budziła zmagazynowane w głębi duszy pokłady niewytłumaczalnej w chwili satysfakcji. Choć może było to jedynie spowodowane zadowoleniem ze spójności charakteru w wyuczonym, schematycznym już toku postępowania. Błękitnooka zacisnęła palce prawej dłoni w sposób, który przywodził na myśl przygotowanie do ciosu, przez moment udając, że mogłaby faktycznie coś z tym zrobić.

Kąciki jej ust drgnęły niespokojnie. Początkowo ułożyły się w sztucznie czuły uśmiech, choć po chwili dopiero przyjęły ostateczną formę. ― Nie dam już z siebie robić idiotki. Mam dość.

Przez chwilę milczał, jakby ważył wartość słyszanych już wielokrotnie słów. ― Sama ją z siebie robisz. Nie potrzebujesz mojej pomocy.

Nie pamiętała, co wydarzyło się dalej - czy to ona go wyrzuciła, a może wyszedł sam. Pamiętała jednak, że rano odebrała telefon. Matka Fitzpatricka, znalazłszy przypadkiem jej numer, oznajmiła, że mężczyzna wpadł pod koła pijanego kierowcy, a Dahlia zamiast współczucia i smutku, poczuła ulgę.

Westchnęła bezgłośnie, zaskoczona tym, że myśl o Julianie pojawiła się właśnie teraz, w obliczu wyczekiwanego od pogrzebu spotkania. Abernathy zafascynował ją od chwili, w której po raz pierwszy go zobaczyła. Marszcząc czoło w charakterystyczny dla siebie sposób, spróbowała zobaczyć go przed sobą. Jawiąca się pod powiekami twarz była rozmyta. Mimo to wyraźnie widziała to ciepłe, cielęce oczy. I lekko przyprószoną siwizną brodę. Zamrugała, lecz wizja nie znikała. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że naprawdę tam był.

Drogę do kawiarni, w większości, pokonali w ciszy. Brunet sprawiał wrażenie zamyślonego, a kobieta nie miała serca, by zamącić jego spokój. Kilkukrotnie spoglądała na towarzysza, wyczekując odpowiedniego momentu do rozpoczęcia rozmowy. Przez jej umysł przewinęło się wiele historii - o rzekomej pladze szczurów na posterunku policji, zmarłej przed laty kolekcjonerce żab i oszalałej z miłości włoskiej zakonnicy. Ten jednak nigdy nie nadszedł.

Dolna warga blondynki drgnęła. Delikatnie. Prawie niezauważalnie. Pozorna błahość zasłyszanego stwierdzenia wzbudziła w niej niepotrzebną podejrzliwość. Błękitne spojrzenie badawczo przemknęło po przystojnej twarzy, starając się ustalić, czy chciał przekazać jej coś, czego nie potrafił wyrazić słowami. Coś, na co chciał ją naprowadzić. Sprawić, by to ona przejęła ciężar rozmowy.

Relatywnie prędko zrozumiała bezcelowość podjętego zadania. Nie znali się przecież na tyle długo, o ile można powiedzieć, że znali się w ogóle, aby mogła założyć, że odczyta cokolwiek z jego min. Pokręciwszy głową, próbowała odpędzić to głupie przeświadczenie. Odruchowo sięgnęła dłonią do przydługiej, opadającej swobodnie na powieki grzywki, chcąc zapanować nad wprawionymi w ruch jasnymi puklami.

A jak wygląda taka osoba? ― zawtórowała, unosząc kąciki ust w subtelnym, jak na nią uśmiechu.

Zawiesiła wzrok za plecami Jude’a. Jasne tęczówki powoli przesuwały się po wnętrzu kawiarni. Dahlia ciekawsko przyglądała się kolejno: dwóm żywiołowo debatującym nad czymś kobietom i kelnerce z wyraźnym kryzysem egzystencjalnym. Na dłuższą chwilę jej uwagę przyciągnął elegancki mężczyzna w garniturze. Smętnie wgapiał się w laptopa. Edelstein wyobraziła sobie, że czytał kolejny wygenerowany przez Chat GPT mail z HRu i zaśmiała się pod nosem. ― Może tak? ― sugestywnym ruchem brwi, starała się zagarnąć zainteresowanie rozmówcy.

To nie tak, że chciała mu dokuczyć albo wyśmiać niekoniecznie zgrabny, acz zarazem uroczy w swojej nieporadności, zaczyn rozmowy. Czepialstwo leżało w kobiecej naturze, toteż nim zdała sobie sprawę, że Abernathy niekoniecznie mógł odebrać jej zachowanie za przejaw sympatii, słowa już dawno opuściły wargi.

Nie chciała go speszyć, dlatego też jedynie przelotnie spojrzała w kierunku bystrych oczu. Chociaż nie wiedziała o nim wiele, w trakcie ceremonii pogrzebowej, zdołała zauważyć, że interakcje społeczne nie były dla niego łatwe - a przynajmniej takie odniosła wrażenie. Pustkę między uszami, wypełniły te wszystkie, przyswojone naprędce neutralne, banalne wręcz tematy. Problemem było jednak, że prostota ją dusiła. Problemem było też to, że jedynym, o czym potrafiła w tej chwili myśleć, było to, że właściwie to nie lubiła nawet kawy.

Dotychczas nie wierzyłam w przypadki. ― odezwała się wreszcie. ― A przynajmniej nie w takie. Zawsze sądziłam, że ludzi poznaje się na weselach albo urodzinach. Ale pogrzeb?


jude abernathy
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
bxlter
Wątki, które do niczego nie prowadzą. Nie lubię nudy. Brak konsekwencji w prowadzonej historii. Brak szacunku ze strony współautora. Wspomaganie się AI.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Balzac's Coffee Roastery”