serena almendarez
Może właśnie dlatego, to ich spotkanie, chociaż krótkie, miało w sobie coś nadzwyczajnego, bo nie musieli się na nie specjalnie szykować, zastanawiać co powiedzą, co zrobią, mogli po prostu być i rozmawiać. Mówić to, co im przyszło do głowy, robić nie to co wypada, a to co dyktuje serce. To było niespodziewane i chyba w tym wszystkim najlepsze.
-
No tak, można nią straszyć dzieci, a starszym pewnie też trochę kojarzy się z Hannibalem Lecterem, więc to zawsze jakieś plusy - roześmiał się, szczerze. W zasadzie ta blizna nie ujmowała mu jakoś specjalnie uroku, wręcz przeciwnie dodawała jakiegoś takiego charakteru. A przede wszystkim to była takim cieniem, który przypominał mu zawsze, że na oddziale wszystko może się wydarzyć. On już tego oświadczył na własnej skórze.
Zmarszczył brwi chyba wyobrażając sobie ten tort, chwilę myślał o tym intensywnie, a później parsknął śmiechem.
-
Myślę, że ta dziewczyna z cukierni obok szpitala miałaby dziwną minę, gdybym tam poszedł i powiedział... A w tym torcie ukryjemy pacjenta, z jakąś egzotyczną chorobą, w odpowiednim momencie on wyskoczy, żeby można było go zbadać i postawić diagnozę... Ale będę próbował, najwyżej rzeczywiście wyślą mnie na psychiatrię, ale na szczęście mam tam wtyki - znowu się zaśmiał, znowu szczerze. Już sam nie pamiętał, kiedy tak dużo się śmiał, nie licząc zabaw z Sophie, które jednak też zawsze poprawiały mu humor. Pomyślał o niej jakoś odruchowo.
-
Może spotkamy się wcześniej?... - zapytał, i zapadała taka chwila milczenia, ale do Wyatta dotarło, że to brzmi źle, że przecież nawet nie znał jej imienia, nie powinien proponować takich rzeczy, więc dodał -
daje Callaghan jeszcze trzy lata... Na oddziale, nie to, że życzę jej źle - powiedział trochę ciszej, bo jednak jakby go usłyszała, to pewnie by zaczęła jakiś swój wykład, a tego nie chciał. Zresztą możliwe, że i tak będzie musiał go wysłuchać, kiedy jej podziękuje podczas nominacji.
A właśnie ta cała nominacja...
Doktor Kahn zamierzał w końcu ją ogłosić, bo przecież to wszystko przybyło tu właśnie po to, żeby poznać nowego Ordynatora Urazówki. Właściwie było na to stanowisko kilka nazwisk, jakiś Ward, jakiś McCoy, jakaś Gutierrez. Gutierrez wszyscy kojarzyli, bo była na dniówkach, była świetnym lekarzem, a do tego uczyła się pod okiem samego Khana. Wyglądała dzisiaj jak milion dolarów i chyba tylko czekała, aż zostanie wypowiedziane jej nazwisko. Doktor Khan jednak szukał wzrokiem kogoś innego, i właściwie go już odnalazł, brakowało kilka chwil, żeby go przycupił. Wyrosła przed nim jednak najmłodsza z jego podopiecznych, ulubienica, która chyba miała zostać po nim taką ostatnią gwiazdką, ostatnią perełką, którą odkrył zanim się pożegnał z posadą, nie mógł sobie odmówić chwili rozmowy. Wyatt korzystając okazji, którą dla niego stworzyła tajemnicza nieznajoma, wycofał się, zniknął gdzieś w tłumie.
-
Serena, bardzo Ci dziękuję, naprawdę bardzo, ja też się cieszę, że tutaj jesteś. Ja odejdę, ale dzięki Tobie czuję, że zostawię po sobie w tym szpitalu coś dobrego, moich uczniów... - zaczął ten swój wywód i poklepał dziewczynę po ramieniu, a później spojrzał jakoś tak w przestrzeń, pustym wzrokiem -
tyle lat minęło, a ja nauczyłem was wszystkiego, co sam potrafię. Czas jednak jest nieubłagany, a ty jeszcze jesteś taka młoda... - doktor Khan chyba wypił już trochę, a do tego te wszystkie emocje. Ta gadka mogła trwać do rana.
Na szczęście na scenę wkroczył dyrektor szpitala, który zaczął dziękować wszystkim za przybycie.
-
Ach, wybacz, muszę tam iść - doktor Khan potoczył się do sceny. A ludzie, którzy jeszcze przed chwilą rozmawiali, śmiali się i pili drinki zaczęli zwracać uwagę na dyrektora. Wszyscy byli ciekawi kto zastąpi Khana.
Przemowa dyrektora była krótka, podziękował Khanowi i oddał mu mikrofon, później było ciut dłużej, bo Khan miał w kieszeni wymiętą kartkę, z której zaczął czytać swoje podziękowania, a dziękował chyba wszystkim lekarzom, pielęgniarkom, a nawet i sprzątaczom, trzeba mu przyznać, że był lubiany. Ciekawe jak będzie z tym nowym Ordynatorem...
W końcu dotarli jednak do tego momentu kulminacyjnego, najważniejszej części tej całej imprezy.
-
… więc nowym Ordynatorem Oddziału Ratunkowego Szpitala Mount Sinai zostaje Wyatt Ward. Wyatt, czy możesz tutaj podejść? - przy scenie zrobiło się małe zamieszanie, wszyscy rozglądali się dookoła, a doktor Khan łkał wycierając się chyba swoją przemową. Na scenę jednak wkroczyła Callaghan, szepnęła coś dyrektorowi, a potem przejęła mikrofon.
-
Doktor Ward musiał wyjść, to bardzo ważna sprawa rodzinna, poprosił jednak, żebym podziękowała za tę nominację i powiedziała kilka słów w jego imieniu - Guttierez też wyszła, wyszło jeszcze kilka innych osób, którym pewnie taki rozwój wydarzeń się nie spodobał. Zrobiła się trochę luźniej, a Callaghan zaczęła swój wywód.
Zaczęła od tego jak była młoda, a później wspomniała coś, że widziała jak pierwsze kroki stawiał tu Ward, Gutierrez i McCoy, a później znowu chciała wrócić do lat swojej młodości, więc znowu zareagował dyrektor.
-
Dobrze więc od jutra Oddział Ratunkowy podlega Doktorowi Wardowi, na pewno będzie chciał z wami omówić szczegóły, ale teraz zapraszam na drinki, bar jest jeszcze otwarty, więc korzystajcie - zakończył tę całą szopkę i sam podszedł ze starszymi lekarzami do baru. Jeszcze chwila a zostaną tylko oni, same stare wygi, bo reszta gości zaczęła się już coraz szybciej ulatniać...
/koniec