23 y/o, 160 cm
aktorka, studentka agencja aktorska
Awatar użytkownika
Wschodząca gwiazda
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Lucky Martino

— Dobrze — skinęła jedynie krótko głową. Nieważne, jak wielkie by miała chęci. Nie każdy mógł je przyjąć. Mogła chcieć, lub nie. Sama przyjmowała to z chłodną głową, jakby nie miało wydarzyć się nic niecodziennego. Claire nie lubiła dostawać darowizny, nawet współprace prezentowe przyjmowała z niezbyt sporą chęcią. Zdawała sobie sprawę, że przy pewnym poziomie zasięgów było to normą. Wpierw prezenty, a dopiero później większe kampanie. Musiała się do tego dostosować. Podobnie chciała przygotować pracę dla Martino. Jednak groźba braku przyjaźni była dla niej zbyt skuteczna. Jej zdaniem mogłyby się dalej widywać, ale miała delikatnie przysłonięte oczy. Była w lepszej pozycji niż jej przyjaciółka. W takich sytuacjach lepiej by człowiek zamilkł i nic nie mówił — koniec tematu. — powtórzyła za Lucky. Teraz będzie musiała zamilknąć na cztery spusty. Jakakolwiek pomoc pieniężna nie wchodziła w grę. Dopiero kiedy dostanie taką prośbę, przygotuje ofertę. Bez wyraźnego sygnału, wolała się wycofać i celebrować chwilę.
Zwłaszcza że całkiem dobrze szły im niezbyt poważne żarty.
Śmiała się wraz z nią. Śmiech zaraźliwy? Przy ich dwójce wyraźnie było widać, że tak. Claire uśmiechała się szeroko, próbując uspokoić się. Co gorsza nadchodził gorszy żart. Kiedy dwie myśli się połączą, może wyjść coś naprawdę niecodziennego. Coś na co nikt nie był przygotowany.
— Nie brykaj mnie, bo jak Cię bzyknę to raz— i nagle zaczęła wykonywać te przedziwne ruchy kopulacyjne, których nikt się nie spodziewał. Po czym jak gdyby nigdy nic, spłonęła rumieńcem. Claire, w przeciwieństwie do jej brata, niezbyt komfortowo czuła się w tego typu żartach. Chociaż dawała sobie z nimi radę przy dużo większej ilości alkoholu. Inaczej była drętwa jak to ścięte drzewo w lesie. Zaraz z niego robaki zaczną wychodzić.
— Lucky! — krzyknęła, leżąc na podłodze. Dobrze, że woda zdążyła ostygnąć po makaronie i zmieszała się z tą z kranu. Inaczej Claire zostałaby ugotowana — nie, tylko gapa ze mnie — odpowiedziała z szerokim uśmiechem — i wiesz, teraz mogę mówić, że jestem przez Ciebie mokra — słaby żart, oj słaby. Choć gdyby nie biegła, nie leżałaby teraz w kałuży — no w czoło i trochę nogi mnie bolą, ale jest okej — odpowiedziała z uśmiechem, przesuwając odpowiednie itemki po podłodze — masz akcesoria. Mój dom jest ważniejszy niż moje ciało — zacmokała Claire, podnosząc się z podłogi. Usiadła i popatrzyła, co się stało. Więcej krzyku niż faktycznie obrażeń ją to kosztowało.
23 y/o, 166 cm
studentka lingwistyki/kurier rowerowy
Awatar użytkownika
Forza!
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

Odetchnęła nieco swobodniej, kiedy zostawiły poważne kwestie za sobą. Nie był to co prawda temat tabu, Lucky nie miała nic przeciwko rozmowom o pieniądzach. Na pewno jednak nie w takim tonie, nie kiedy musiała manewrować między swoim honorem a dbałością o uczucia przyjaciółki. Nie chciała jej zranić i nie zamierzała jej ulegać, a wiedziała że jakakolwiek zależność finansowa pogrzebałaby ich relację na dobre. Co z tego, że miała jeszcze inne kumpelki; utraty każdej z nich byłoby żal, bo to zawsze przykre, gdy rozpada się coś dobrego.
W końcu bawiły się razem naprawdę dobrze, szczególnie kiedy nad głową nie wisiały żadne niepokoje. W swobodnym śmiechu i żartobliwych docinkach zawierało się tyle radości, że starczyłoby i dla dziesięciu. Mimo swoich różnic, nierzadko widocznych już na pierwszy rzut oka, dogadywały się z reguły całkiem nieźle. Jedna na drogą zawsze mogła liczyć, jeśli trzeba było się komuś pożalić na życie i wyrzucić z siebie emocje, kiedy trzeba było towarzystwa albo poprawy humoru głupkowatym komplementem.
Raz a dobrze, czy raz i więcej już nie będziesz chciała? — odbiła natychmiast, chichocząc dziko z przedstawienia, które odprawiała Claire. Scenka była tym zabawniejsza, gdy gospodyni raz po raz pokrywała się rumieńcem, a na twarzy drugiej dziewczyny nie pojawił się nawet cień zażenowania. W gruncie rzeczy Lucky uważała tę wymianę zdań za do cna prześmieszną, przez co z trudem łapała oddech i resztki energii zużywała już wyłącznie na odpowiednie odgryzanie się początkującej alvaro.
Price miała na razie średnie podejście do amantki rodem z brazylijskich telenowel, płynnie przeszła za to do slapsticku. Płynnie. Skupiona na kapaniu z rur Martino początkowo wystraszyła się nie na żarty, a kołatające się z nerwów serce zaczęło zwalniać dopiero po kilku powolnych oddechach, kiedy zobaczyła już, że jej koleżanka jest mimo wszystko w miarę w jednym kawałku. Nie straciła przytomności, nie krwawiła, nigdzie też nie było widać powybijanych zębów. To połowa sukcesu! Nadal jednak należało się zatroszczyć, żeby poszkodowana doszła do siebie po niefortunnym upadku.
Ta, i padasz mi do stóp — skomentowała żarcik przyjaciółki, odrobinę kąśliwie ale i z lekkością. — Jesteś pewna, że wszystko okej? — upewniła się raz jeszcze. — W razie jakby gdzieś bardziej bolało, to przyłóż sobie lód zawinięty w woreczek i ścierkę. Albo jeśli masz, to taki kompres żelowy. — Akurat za tym się nie rozglądała, kiedy jeszcze chwilę temu buszowała w zamrażarce Price'ów, ale mieszkanka tego domu chyba powinna wiedzieć, co mają na podorędziu. Lucky tymczasem zmrużyła jeszcze oczy podejrzliwie, powoli łapiąc miskę i rolkę ręcznika papierowego.
Twoje ciało jest świątynią, czy jakoś tak — upomniała. — A dom to dom. W najgorszym wypadku wezwiesz hydraulika — podsunęła na pociechę. W końcu to nie tak, że były zdane wyłącznie na siebie. Ba, mogłyby nawet od razu dzwonić po specjalistę, ale w rodzinie Martino nie tak załatwiało się sprawy. W obliczu problemu należało najpierw zakasać rękawy i własnymi rękami wziąć za bary z przeszkodą, a dopiero kiedy to zawiedzie, szukać pomocy.
Dlatego też wiedziała co nieco o tym, co powinna sprawdzić i jak działać. Zaczęła od wytarcia plam wody na podłodze i w szafce, tak żeby nie ryzykować kolejnego poślizgnięcia, a potem podstawiła miskę pod dno zlewu i zaczęła ostrożnie wykręcać kolejne elementy syfonu. Wkrótce miała w rękach kilka plastikowych rurek i zbiornik pełen szlamu, na co skrzywiła się z niezadowoleniem.
Chyba się po prostu przytkał, skubaniec. Doczyścimy go i będzie cacy.

Claire Price
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
Wu (dc: dziarski_tuptacz)
23 y/o, 160 cm
aktorka, studentka agencja aktorska
Awatar użytkownika
Wschodząca gwiazda
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Lucky Martino

Poważne kwestie trzeba było wyrzucić do śmietnika, lub poczekać na większą ilość procentów we krwi. Claire rozumiała przyjaciółkę. Sama jeszcze nie tak dawno miała starcie z pewnym bogaczem. Sukienka, którą sobie kupiła, była najdroższą rzeczą, jaką miała. Za to palant oblał ją kolorowym drinkiem i wziął za obsługę. Może nie miałaby w sobie tyle agresji, gdyby nie wewnętrzny syndrom oszusta. Obawiała się jakichkolwiek starć mentalnych z mężczyzną. Wolała na spokojnie podejść do rzeczy, przeprosić, pójść dalej. Zamiast tego wywołała skandal.
— Raz a dobrze, bo później... — musiała zamilknąć na chwilę, bo nie wiedziała, co powiedzieć. Nigdy nie była typem rasowego podrywacza. Bliżej jej było do chihuahua'y. Głośno szczeka, nic nie zrobi. Trochę tak można było określić Claire — już będziesz ode mnie uzależniona, kochanie — zacmokała, czując na policzkach dalszą przegraną, powiedziała w głowie basta. Musiała zakończyć tę spiralę śmiechu. Nie była Joey'em Tribbiani. Mogła uchodzić za rasową uwodzicielkę, ale nigdy się nią nie stanie. Nawet relacje damsko-męskie wydawały się jej niezwykle płytkie. Nie szukała miłości, chłopaka, a i tak została wsadzona do medialnego związku. To historia na dalszą część wieczoru z Martino. Teraz miała podziwiać jej wewnętrzną katastrofę wizerunkową. Jak inaczej można by nazwać spalenie się burakiem przez własne żarty.
W tym całym nieszczęściu pechowego kota, Claire też miała dziewięć żyć. Jej zęby podobnie. Miała dwie lewe ręce, kiedy zaczynała się denerwować. Przyjaciółka mogła być prawdziwym hydraulikiem, który nie zna litości dla nieszczelnych rur, a ona w tym czasie była dziewuszką fiforafafoo, co mało o świecie wie. Zresztą zamiast zatrzymać się, kiedy na podłodze była mokra, to ona biegła, jakby jutra miało nie być. Tak poważnie wzięła do siebie sprawę kuchni własnej matki. Nic dziwnego, jeszcze by ją wydziedziczyła.
— Ale stópkary to ty ze mnie nie rób — odparła, wytykając język jeszcze na podłodze. Stopy to był jeden z tych fetyszy, których nie była w stanie zrozumieć, ani objąć własnym umysłem — tak, chociaż przez Ciebie spadłam z nieba. Jestem twoim aniołem — kolejny słaby tekst na podryw. Takie się najlepiej sprzedawały. Może to kwestia posiadania starszego brata. Nie była tego pewna, ale chłonęła je całą sobą. Co gorsza niektóre z nich ktoś powiedział jej w twarz — nie, daj spokój. Siniaki za parę dni znikną. Wytrę tę podłogę i ... — wtedy popatrzyła na własne ubrania — samą siebie — dodała. Po chwili wyjęła szmaty, by mokra plama zniknęła ze środka jej kuchni. Zostawiła je jeszcze na wierzchu, by wytrzeć szafkę. Sama weszła do swojego pokoju, wieszając na fotelu mokre ubrania. Szybko wzięła swoje drugie ulubione zielone ubrany i wróciła w nich.
— Moje ciało to świątynia pełna usterek, chociaż świątynia świątyni, niech będzie bez nich — brzmiała niczym Paulo Coelho Toronto, ale widziała w tym dużą prawdę. Jej ciało mogłoby się rozsypywać, ważne że dom rodzinny stał. Było to miejsce, do którego chciała powracać. To tutaj czuła się bezpiecznie, dorastała, przepychała się z Xavierem. Zawsze to miejsce będzie budziło w niej sporą nostalgię.
— Może dam Ci rękawiczki? — spytała, spoglądając badawczo na przyjaciółkę i szlam, który się wylał. Musiało być w nim sporo... dziadostwa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „#24”