-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Lucky Martino
— Dobrze — skinęła jedynie krótko głową. Nieważne, jak wielkie by miała chęci. Nie każdy mógł je przyjąć. Mogła chcieć, lub nie. Sama przyjmowała to z chłodną głową, jakby nie miało wydarzyć się nic niecodziennego. Claire nie lubiła dostawać darowizny, nawet współprace prezentowe przyjmowała z niezbyt sporą chęcią. Zdawała sobie sprawę, że przy pewnym poziomie zasięgów było to normą. Wpierw prezenty, a dopiero później większe kampanie. Musiała się do tego dostosować. Podobnie chciała przygotować pracę dla Martino. Jednak groźba braku przyjaźni była dla niej zbyt skuteczna. Jej zdaniem mogłyby się dalej widywać, ale miała delikatnie przysłonięte oczy. Była w lepszej pozycji niż jej przyjaciółka. W takich sytuacjach lepiej by człowiek zamilkł i nic nie mówił — koniec tematu. — powtórzyła za Lucky. Teraz będzie musiała zamilknąć na cztery spusty. Jakakolwiek pomoc pieniężna nie wchodziła w grę. Dopiero kiedy dostanie taką prośbę, przygotuje ofertę. Bez wyraźnego sygnału, wolała się wycofać i celebrować chwilę.
Zwłaszcza że całkiem dobrze szły im niezbyt poważne żarty.
Śmiała się wraz z nią. Śmiech zaraźliwy? Przy ich dwójce wyraźnie było widać, że tak. Claire uśmiechała się szeroko, próbując uspokoić się. Co gorsza nadchodził gorszy żart. Kiedy dwie myśli się połączą, może wyjść coś naprawdę niecodziennego. Coś na co nikt nie był przygotowany.
— Nie brykaj mnie, bo jak Cię bzyknę to raz— i nagle zaczęła wykonywać te przedziwne ruchy kopulacyjne, których nikt się nie spodziewał. Po czym jak gdyby nigdy nic, spłonęła rumieńcem. Claire, w przeciwieństwie do jej brata, niezbyt komfortowo czuła się w tego typu żartach. Chociaż dawała sobie z nimi radę przy dużo większej ilości alkoholu. Inaczej była drętwa jak to ścięte drzewo w lesie. Zaraz z niego robaki zaczną wychodzić.
— Lucky! — krzyknęła, leżąc na podłodze. Dobrze, że woda zdążyła ostygnąć po makaronie i zmieszała się z tą z kranu. Inaczej Claire zostałaby ugotowana — nie, tylko gapa ze mnie — odpowiedziała z szerokim uśmiechem — i wiesz, teraz mogę mówić, że jestem przez Ciebie mokra — słaby żart, oj słaby. Choć gdyby nie biegła, nie leżałaby teraz w kałuży — no w czoło i trochę nogi mnie bolą, ale jest okej — odpowiedziała z uśmiechem, przesuwając odpowiednie itemki po podłodze — masz akcesoria. Mój dom jest ważniejszy niż moje ciało — zacmokała Claire, podnosząc się z podłogi. Usiadła i popatrzyła, co się stało. Więcej krzyku niż faktycznie obrażeń ją to kosztowało.
— Dobrze — skinęła jedynie krótko głową. Nieważne, jak wielkie by miała chęci. Nie każdy mógł je przyjąć. Mogła chcieć, lub nie. Sama przyjmowała to z chłodną głową, jakby nie miało wydarzyć się nic niecodziennego. Claire nie lubiła dostawać darowizny, nawet współprace prezentowe przyjmowała z niezbyt sporą chęcią. Zdawała sobie sprawę, że przy pewnym poziomie zasięgów było to normą. Wpierw prezenty, a dopiero później większe kampanie. Musiała się do tego dostosować. Podobnie chciała przygotować pracę dla Martino. Jednak groźba braku przyjaźni była dla niej zbyt skuteczna. Jej zdaniem mogłyby się dalej widywać, ale miała delikatnie przysłonięte oczy. Była w lepszej pozycji niż jej przyjaciółka. W takich sytuacjach lepiej by człowiek zamilkł i nic nie mówił — koniec tematu. — powtórzyła za Lucky. Teraz będzie musiała zamilknąć na cztery spusty. Jakakolwiek pomoc pieniężna nie wchodziła w grę. Dopiero kiedy dostanie taką prośbę, przygotuje ofertę. Bez wyraźnego sygnału, wolała się wycofać i celebrować chwilę.
Zwłaszcza że całkiem dobrze szły im niezbyt poważne żarty.
Śmiała się wraz z nią. Śmiech zaraźliwy? Przy ich dwójce wyraźnie było widać, że tak. Claire uśmiechała się szeroko, próbując uspokoić się. Co gorsza nadchodził gorszy żart. Kiedy dwie myśli się połączą, może wyjść coś naprawdę niecodziennego. Coś na co nikt nie był przygotowany.
— Nie brykaj mnie, bo jak Cię bzyknę to raz— i nagle zaczęła wykonywać te przedziwne ruchy kopulacyjne, których nikt się nie spodziewał. Po czym jak gdyby nigdy nic, spłonęła rumieńcem. Claire, w przeciwieństwie do jej brata, niezbyt komfortowo czuła się w tego typu żartach. Chociaż dawała sobie z nimi radę przy dużo większej ilości alkoholu. Inaczej była drętwa jak to ścięte drzewo w lesie. Zaraz z niego robaki zaczną wychodzić.
— Lucky! — krzyknęła, leżąc na podłodze. Dobrze, że woda zdążyła ostygnąć po makaronie i zmieszała się z tą z kranu. Inaczej Claire zostałaby ugotowana — nie, tylko gapa ze mnie — odpowiedziała z szerokim uśmiechem — i wiesz, teraz mogę mówić, że jestem przez Ciebie mokra — słaby żart, oj słaby. Choć gdyby nie biegła, nie leżałaby teraz w kałuży — no w czoło i trochę nogi mnie bolą, ale jest okej — odpowiedziała z uśmiechem, przesuwając odpowiednie itemki po podłodze — masz akcesoria. Mój dom jest ważniejszy niż moje ciało — zacmokała Claire, podnosząc się z podłogi. Usiadła i popatrzyła, co się stało. Więcej krzyku niż faktycznie obrażeń ją to kosztowało.
-
Forza!nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor
Odetchnęła nieco swobodniej, kiedy zostawiły poważne kwestie za sobą. Nie był to co prawda temat tabu, Lucky nie miała nic przeciwko rozmowom o pieniądzach. Na pewno jednak nie w takim tonie, nie kiedy musiała manewrować między swoim honorem a dbałością o uczucia przyjaciółki. Nie chciała jej zranić i nie zamierzała jej ulegać, a wiedziała że jakakolwiek zależność finansowa pogrzebałaby ich relację na dobre. Co z tego, że miała jeszcze inne kumpelki; utraty każdej z nich byłoby żal, bo to zawsze przykre, gdy rozpada się coś dobrego.
W końcu bawiły się razem naprawdę dobrze, szczególnie kiedy nad głową nie wisiały żadne niepokoje. W swobodnym śmiechu i żartobliwych docinkach zawierało się tyle radości, że starczyłoby i dla dziesięciu. Mimo swoich różnic, nierzadko widocznych już na pierwszy rzut oka, dogadywały się z reguły całkiem nieźle. Jedna na drogą zawsze mogła liczyć, jeśli trzeba było się komuś pożalić na życie i wyrzucić z siebie emocje, kiedy trzeba było towarzystwa albo poprawy humoru głupkowatym komplementem.
— Raz a dobrze, czy raz i więcej już nie będziesz chciała? — odbiła natychmiast, chichocząc dziko z przedstawienia, które odprawiała Claire. Scenka była tym zabawniejsza, gdy gospodyni raz po raz pokrywała się rumieńcem, a na twarzy drugiej dziewczyny nie pojawił się nawet cień zażenowania. W gruncie rzeczy Lucky uważała tę wymianę zdań za do cna prześmieszną, przez co z trudem łapała oddech i resztki energii zużywała już wyłącznie na odpowiednie odgryzanie się początkującej alvaro.
Price miała na razie średnie podejście do amantki rodem z brazylijskich telenowel, płynnie przeszła za to do slapsticku. Płynnie. Skupiona na kapaniu z rur Martino początkowo wystraszyła się nie na żarty, a kołatające się z nerwów serce zaczęło zwalniać dopiero po kilku powolnych oddechach, kiedy zobaczyła już, że jej koleżanka jest mimo wszystko w miarę w jednym kawałku. Nie straciła przytomności, nie krwawiła, nigdzie też nie było widać powybijanych zębów. To połowa sukcesu! Nadal jednak należało się zatroszczyć, żeby poszkodowana doszła do siebie po niefortunnym upadku.
— Ta, i padasz mi do stóp — skomentowała żarcik przyjaciółki, odrobinę kąśliwie ale i z lekkością. — Jesteś pewna, że wszystko okej? — upewniła się raz jeszcze. — W razie jakby gdzieś bardziej bolało, to przyłóż sobie lód zawinięty w woreczek i ścierkę. Albo jeśli masz, to taki kompres żelowy. — Akurat za tym się nie rozglądała, kiedy jeszcze chwilę temu buszowała w zamrażarce Price'ów, ale mieszkanka tego domu chyba powinna wiedzieć, co mają na podorędziu. Lucky tymczasem zmrużyła jeszcze oczy podejrzliwie, powoli łapiąc miskę i rolkę ręcznika papierowego.
— Twoje ciało jest świątynią, czy jakoś tak — upomniała. — A dom to dom. W najgorszym wypadku wezwiesz hydraulika — podsunęła na pociechę. W końcu to nie tak, że były zdane wyłącznie na siebie. Ba, mogłyby nawet od razu dzwonić po specjalistę, ale w rodzinie Martino nie tak załatwiało się sprawy. W obliczu problemu należało najpierw zakasać rękawy i własnymi rękami wziąć za bary z przeszkodą, a dopiero kiedy to zawiedzie, szukać pomocy.
Dlatego też wiedziała co nieco o tym, co powinna sprawdzić i jak działać. Zaczęła od wytarcia plam wody na podłodze i w szafce, tak żeby nie ryzykować kolejnego poślizgnięcia, a potem podstawiła miskę pod dno zlewu i zaczęła ostrożnie wykręcać kolejne elementy syfonu. Wkrótce miała w rękach kilka plastikowych rurek i zbiornik pełen szlamu, na co skrzywiła się z niezadowoleniem.
— Chyba się po prostu przytkał, skubaniec. Doczyścimy go i będzie cacy.
Claire Price
W końcu bawiły się razem naprawdę dobrze, szczególnie kiedy nad głową nie wisiały żadne niepokoje. W swobodnym śmiechu i żartobliwych docinkach zawierało się tyle radości, że starczyłoby i dla dziesięciu. Mimo swoich różnic, nierzadko widocznych już na pierwszy rzut oka, dogadywały się z reguły całkiem nieźle. Jedna na drogą zawsze mogła liczyć, jeśli trzeba było się komuś pożalić na życie i wyrzucić z siebie emocje, kiedy trzeba było towarzystwa albo poprawy humoru głupkowatym komplementem.
— Raz a dobrze, czy raz i więcej już nie będziesz chciała? — odbiła natychmiast, chichocząc dziko z przedstawienia, które odprawiała Claire. Scenka była tym zabawniejsza, gdy gospodyni raz po raz pokrywała się rumieńcem, a na twarzy drugiej dziewczyny nie pojawił się nawet cień zażenowania. W gruncie rzeczy Lucky uważała tę wymianę zdań za do cna prześmieszną, przez co z trudem łapała oddech i resztki energii zużywała już wyłącznie na odpowiednie odgryzanie się początkującej alvaro.
Price miała na razie średnie podejście do amantki rodem z brazylijskich telenowel, płynnie przeszła za to do slapsticku. Płynnie. Skupiona na kapaniu z rur Martino początkowo wystraszyła się nie na żarty, a kołatające się z nerwów serce zaczęło zwalniać dopiero po kilku powolnych oddechach, kiedy zobaczyła już, że jej koleżanka jest mimo wszystko w miarę w jednym kawałku. Nie straciła przytomności, nie krwawiła, nigdzie też nie było widać powybijanych zębów. To połowa sukcesu! Nadal jednak należało się zatroszczyć, żeby poszkodowana doszła do siebie po niefortunnym upadku.
— Ta, i padasz mi do stóp — skomentowała żarcik przyjaciółki, odrobinę kąśliwie ale i z lekkością. — Jesteś pewna, że wszystko okej? — upewniła się raz jeszcze. — W razie jakby gdzieś bardziej bolało, to przyłóż sobie lód zawinięty w woreczek i ścierkę. Albo jeśli masz, to taki kompres żelowy. — Akurat za tym się nie rozglądała, kiedy jeszcze chwilę temu buszowała w zamrażarce Price'ów, ale mieszkanka tego domu chyba powinna wiedzieć, co mają na podorędziu. Lucky tymczasem zmrużyła jeszcze oczy podejrzliwie, powoli łapiąc miskę i rolkę ręcznika papierowego.
— Twoje ciało jest świątynią, czy jakoś tak — upomniała. — A dom to dom. W najgorszym wypadku wezwiesz hydraulika — podsunęła na pociechę. W końcu to nie tak, że były zdane wyłącznie na siebie. Ba, mogłyby nawet od razu dzwonić po specjalistę, ale w rodzinie Martino nie tak załatwiało się sprawy. W obliczu problemu należało najpierw zakasać rękawy i własnymi rękami wziąć za bary z przeszkodą, a dopiero kiedy to zawiedzie, szukać pomocy.
Dlatego też wiedziała co nieco o tym, co powinna sprawdzić i jak działać. Zaczęła od wytarcia plam wody na podłodze i w szafce, tak żeby nie ryzykować kolejnego poślizgnięcia, a potem podstawiła miskę pod dno zlewu i zaczęła ostrożnie wykręcać kolejne elementy syfonu. Wkrótce miała w rękach kilka plastikowych rurek i zbiornik pełen szlamu, na co skrzywiła się z niezadowoleniem.
— Chyba się po prostu przytkał, skubaniec. Doczyścimy go i będzie cacy.
Claire Price
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Wu (dc: dziarski_tuptacz)
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Lucky Martino
Poważne kwestie trzeba było wyrzucić do śmietnika, lub poczekać na większą ilość procentów we krwi. Claire rozumiała przyjaciółkę. Sama jeszcze nie tak dawno miała starcie z pewnym bogaczem. Sukienka, którą sobie kupiła, była najdroższą rzeczą, jaką miała. Za to palant oblał ją kolorowym drinkiem i wziął za obsługę. Może nie miałaby w sobie tyle agresji, gdyby nie wewnętrzny syndrom oszusta. Obawiała się jakichkolwiek starć mentalnych z mężczyzną. Wolała na spokojnie podejść do rzeczy, przeprosić, pójść dalej. Zamiast tego wywołała skandal.
— Raz a dobrze, bo później... — musiała zamilknąć na chwilę, bo nie wiedziała, co powiedzieć. Nigdy nie była typem rasowego podrywacza. Bliżej jej było do chihuahua'y. Głośno szczeka, nic nie zrobi. Trochę tak można było określić Claire — już będziesz ode mnie uzależniona, kochanie — zacmokała, czując na policzkach dalszą przegraną, powiedziała w głowie basta. Musiała zakończyć tę spiralę śmiechu. Nie była Joey'em Tribbiani. Mogła uchodzić za rasową uwodzicielkę, ale nigdy się nią nie stanie. Nawet relacje damsko-męskie wydawały się jej niezwykle płytkie. Nie szukała miłości, chłopaka, a i tak została wsadzona do medialnego związku. To historia na dalszą część wieczoru z Martino. Teraz miała podziwiać jej wewnętrzną katastrofę wizerunkową. Jak inaczej można by nazwać spalenie się burakiem przez własne żarty.
W tym całym nieszczęściu pechowego kota, Claire też miała dziewięć żyć. Jej zęby podobnie. Miała dwie lewe ręce, kiedy zaczynała się denerwować. Przyjaciółka mogła być prawdziwym hydraulikiem, który nie zna litości dla nieszczelnych rur, a ona w tym czasie była dziewuszką fiforafafoo, co mało o świecie wie. Zresztą zamiast zatrzymać się, kiedy na podłodze była mokra, to ona biegła, jakby jutra miało nie być. Tak poważnie wzięła do siebie sprawę kuchni własnej matki. Nic dziwnego, jeszcze by ją wydziedziczyła.
— Ale stópkary to ty ze mnie nie rób — odparła, wytykając język jeszcze na podłodze. Stopy to był jeden z tych fetyszy, których nie była w stanie zrozumieć, ani objąć własnym umysłem — tak, chociaż przez Ciebie spadłam z nieba. Jestem twoim aniołem — kolejny słaby tekst na podryw. Takie się najlepiej sprzedawały. Może to kwestia posiadania starszego brata. Nie była tego pewna, ale chłonęła je całą sobą. Co gorsza niektóre z nich ktoś powiedział jej w twarz — nie, daj spokój. Siniaki za parę dni znikną. Wytrę tę podłogę i ... — wtedy popatrzyła na własne ubrania — samą siebie — dodała. Po chwili wyjęła szmaty, by mokra plama zniknęła ze środka jej kuchni. Zostawiła je jeszcze na wierzchu, by wytrzeć szafkę. Sama weszła do swojego pokoju, wieszając na fotelu mokre ubrania. Szybko wzięła swoje drugie ulubione zielone ubrany i wróciła w nich.
— Moje ciało to świątynia pełna usterek, chociaż świątynia świątyni, niech będzie bez nich — brzmiała niczym Paulo Coelho Toronto, ale widziała w tym dużą prawdę. Jej ciało mogłoby się rozsypywać, ważne że dom rodzinny stał. Było to miejsce, do którego chciała powracać. To tutaj czuła się bezpiecznie, dorastała, przepychała się z Xavierem. Zawsze to miejsce będzie budziło w niej sporą nostalgię.
— Może dam Ci rękawiczki? — spytała, spoglądając badawczo na przyjaciółkę i szlam, który się wylał. Musiało być w nim sporo... dziadostwa.
Poważne kwestie trzeba było wyrzucić do śmietnika, lub poczekać na większą ilość procentów we krwi. Claire rozumiała przyjaciółkę. Sama jeszcze nie tak dawno miała starcie z pewnym bogaczem. Sukienka, którą sobie kupiła, była najdroższą rzeczą, jaką miała. Za to palant oblał ją kolorowym drinkiem i wziął za obsługę. Może nie miałaby w sobie tyle agresji, gdyby nie wewnętrzny syndrom oszusta. Obawiała się jakichkolwiek starć mentalnych z mężczyzną. Wolała na spokojnie podejść do rzeczy, przeprosić, pójść dalej. Zamiast tego wywołała skandal.
— Raz a dobrze, bo później... — musiała zamilknąć na chwilę, bo nie wiedziała, co powiedzieć. Nigdy nie była typem rasowego podrywacza. Bliżej jej było do chihuahua'y. Głośno szczeka, nic nie zrobi. Trochę tak można było określić Claire — już będziesz ode mnie uzależniona, kochanie — zacmokała, czując na policzkach dalszą przegraną, powiedziała w głowie basta. Musiała zakończyć tę spiralę śmiechu. Nie była Joey'em Tribbiani. Mogła uchodzić za rasową uwodzicielkę, ale nigdy się nią nie stanie. Nawet relacje damsko-męskie wydawały się jej niezwykle płytkie. Nie szukała miłości, chłopaka, a i tak została wsadzona do medialnego związku. To historia na dalszą część wieczoru z Martino. Teraz miała podziwiać jej wewnętrzną katastrofę wizerunkową. Jak inaczej można by nazwać spalenie się burakiem przez własne żarty.
W tym całym nieszczęściu pechowego kota, Claire też miała dziewięć żyć. Jej zęby podobnie. Miała dwie lewe ręce, kiedy zaczynała się denerwować. Przyjaciółka mogła być prawdziwym hydraulikiem, który nie zna litości dla nieszczelnych rur, a ona w tym czasie była dziewuszką fiforafafoo, co mało o świecie wie. Zresztą zamiast zatrzymać się, kiedy na podłodze była mokra, to ona biegła, jakby jutra miało nie być. Tak poważnie wzięła do siebie sprawę kuchni własnej matki. Nic dziwnego, jeszcze by ją wydziedziczyła.
— Ale stópkary to ty ze mnie nie rób — odparła, wytykając język jeszcze na podłodze. Stopy to był jeden z tych fetyszy, których nie była w stanie zrozumieć, ani objąć własnym umysłem — tak, chociaż przez Ciebie spadłam z nieba. Jestem twoim aniołem — kolejny słaby tekst na podryw. Takie się najlepiej sprzedawały. Może to kwestia posiadania starszego brata. Nie była tego pewna, ale chłonęła je całą sobą. Co gorsza niektóre z nich ktoś powiedział jej w twarz — nie, daj spokój. Siniaki za parę dni znikną. Wytrę tę podłogę i ... — wtedy popatrzyła na własne ubrania — samą siebie — dodała. Po chwili wyjęła szmaty, by mokra plama zniknęła ze środka jej kuchni. Zostawiła je jeszcze na wierzchu, by wytrzeć szafkę. Sama weszła do swojego pokoju, wieszając na fotelu mokre ubrania. Szybko wzięła swoje drugie ulubione zielone ubrany i wróciła w nich.
— Moje ciało to świątynia pełna usterek, chociaż świątynia świątyni, niech będzie bez nich — brzmiała niczym Paulo Coelho Toronto, ale widziała w tym dużą prawdę. Jej ciało mogłoby się rozsypywać, ważne że dom rodzinny stał. Było to miejsce, do którego chciała powracać. To tutaj czuła się bezpiecznie, dorastała, przepychała się z Xavierem. Zawsze to miejsce będzie budziło w niej sporą nostalgię.
— Może dam Ci rękawiczki? — spytała, spoglądając badawczo na przyjaciółkę i szlam, który się wylał. Musiało być w nim sporo... dziadostwa.
-
Forza!nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor
— Tak? — pociągnęła, unosząc brwi w udawanym niedowierzaniu. — Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę. — A widziała przede wszystkim narastające zażenowanie przyjaciółki. Drażnienie się z nią w ten sposób było zaiste wyborną rozrywką, nawet jeśli momentami przypominało już znęcanie. Na swoją obronę miała jednak to, że Claire sama zaczęła! Poza tym, może to będzie dla niej dobry trening w aktorskiej karierze; w końcu jeśli będzie się dalej rozwijać w tym kierunku, to z pewnością napotka jeszcze w życiu wiele sytuacji, gdy będzie musiała zagrać sceny dalekie od swojej prawdziwej natury. W pracy zaś trzeba schować wstyd do kieszeni i zrobić to, co do człowieka należy, nie oglądając się na to, co inni sobie pomyślą. No i na kim ćwiczyć, jak nie na uprzejmej koleżance, które pośmieje się tylko trochę, tak z sympatii? Nigdy nie oceniała swoich znajomych zbyt surowo i kibicowała wszelkim próbom rozwoju, była więc dobrą widownią dla takich starań.
Mogłaby się z Claire podroczyć jeszcze przez chwilę, miała na to nawet kilka wesołych pomysłów, jednak chwilowo ręce miała zajęte ratowaniem domu przed powodzią. Pozostawały jej za to słowne przepychanki na zmianę z upewnianiem się, że gospodyni mimo upadku pozostawała cała i zdrowa.
— Powiedzmy, że nadasz się na aniołka... ja mogę robić za diabełka i pójdziemy komuś siedzieć na ramionach, jak w kreskówkach — zaśmiała się. To by chyba nawet pasowało, każda podszeptywałaby delikwentowi swoje pomysły i na pewno ten ktoś daleko by w życiu zaszedł. Albo by upadł i sobie głupi ryj rozwalił na pierwszym lepszym kamieniu, bo by go tak zagadały, że by się nie pozbierał.
— Ale co do fetyszy to wiesz, nie oceniam. Mogę wyśmiać, ale nie oceniam — dodała, nadal ewidentnie rozbawiona. Nikomu do sypialni nie zaglądała i wcale nie chciała wiedzieć, co tam kogo kręci. W żartach jasne, mogła gadać o wszystkim, a jeśli zaś chodziło o realne zwyczaje, to starała się nie wnikać w szczegóły. Nie ze wstydu czy skrępowania, bynajmniej — bardziej dlatego, że jej to po prostu nie interesowało.
— No dobrze, rób jak uważasz — zgodziła się, zarzuciwszy dalsze próby przekonywania Claire do tego, żeby się czymś poobkładała. W końcu to duża dziewczynka i skoro mówiła, że nic jej nie jest, to zapewne tak musiało być. Lucky nie zamierzała siedzieć przyjaciółce na głowie i zachowywać się jak nadopiekuńcza matka, mimo że czasami ten instynkt obronny się w dziewczynie odzywał. Głęboko zakorzenione poczucie tego, że swoimi należy się zajmować, nie opuszczało jej nigdy, potrafiła jednak tonować te zapędy odpowiednio do sytuacji. Zazwyczaj.
— Niee, spoko — pokręciła głową, dobierając się już do skomplikowanego układu rurek. — Nie takie rzeczy już się widziało. — I nie w takich się grzebało, a Martino o wiele lepiej operowała rękami bez niepotrzebnego ograniczenia w formie rękawiczek. Szlam nie obrzydzał jej na tyle, by nie dała sobie z nim rady, mimo że krzywiła się za każdym razem gdy nieprzyjemny zapach docierał do jej nozdrzy. Przynajmniej miała motywację, by sprawnie zabrać się do czyszczenia i kolejno wydłubała niepotrzebne osady z kilku rur i kolanek. Przemyła je na koniec pod bieżącą wodą, pilnując kątem oka żeby wszystko grzecznie lądowało w misce podstawionej pod wylot zlewu. Oczyszczone elementy instalacji przetarła od zewnątrz ręcznikiem papierowym, żeby łatwiej się przykręcało i zabrała się znów za montowanie.
— Zobaczymy czy to coś da, bo uszczelki są miejscami nieco podejrzane, ale na moje oko powinny jeszcze trochę pożyć — wyjaśniła, nie przerywając pracy nad łączeniem kolejnych fragmentów. Co będzie, to będzie, najwyżej czeka ją więcej pracy.
Claire Price
Mogłaby się z Claire podroczyć jeszcze przez chwilę, miała na to nawet kilka wesołych pomysłów, jednak chwilowo ręce miała zajęte ratowaniem domu przed powodzią. Pozostawały jej za to słowne przepychanki na zmianę z upewnianiem się, że gospodyni mimo upadku pozostawała cała i zdrowa.
— Powiedzmy, że nadasz się na aniołka... ja mogę robić za diabełka i pójdziemy komuś siedzieć na ramionach, jak w kreskówkach — zaśmiała się. To by chyba nawet pasowało, każda podszeptywałaby delikwentowi swoje pomysły i na pewno ten ktoś daleko by w życiu zaszedł. Albo by upadł i sobie głupi ryj rozwalił na pierwszym lepszym kamieniu, bo by go tak zagadały, że by się nie pozbierał.
— Ale co do fetyszy to wiesz, nie oceniam. Mogę wyśmiać, ale nie oceniam — dodała, nadal ewidentnie rozbawiona. Nikomu do sypialni nie zaglądała i wcale nie chciała wiedzieć, co tam kogo kręci. W żartach jasne, mogła gadać o wszystkim, a jeśli zaś chodziło o realne zwyczaje, to starała się nie wnikać w szczegóły. Nie ze wstydu czy skrępowania, bynajmniej — bardziej dlatego, że jej to po prostu nie interesowało.
— No dobrze, rób jak uważasz — zgodziła się, zarzuciwszy dalsze próby przekonywania Claire do tego, żeby się czymś poobkładała. W końcu to duża dziewczynka i skoro mówiła, że nic jej nie jest, to zapewne tak musiało być. Lucky nie zamierzała siedzieć przyjaciółce na głowie i zachowywać się jak nadopiekuńcza matka, mimo że czasami ten instynkt obronny się w dziewczynie odzywał. Głęboko zakorzenione poczucie tego, że swoimi należy się zajmować, nie opuszczało jej nigdy, potrafiła jednak tonować te zapędy odpowiednio do sytuacji. Zazwyczaj.
— Niee, spoko — pokręciła głową, dobierając się już do skomplikowanego układu rurek. — Nie takie rzeczy już się widziało. — I nie w takich się grzebało, a Martino o wiele lepiej operowała rękami bez niepotrzebnego ograniczenia w formie rękawiczek. Szlam nie obrzydzał jej na tyle, by nie dała sobie z nim rady, mimo że krzywiła się za każdym razem gdy nieprzyjemny zapach docierał do jej nozdrzy. Przynajmniej miała motywację, by sprawnie zabrać się do czyszczenia i kolejno wydłubała niepotrzebne osady z kilku rur i kolanek. Przemyła je na koniec pod bieżącą wodą, pilnując kątem oka żeby wszystko grzecznie lądowało w misce podstawionej pod wylot zlewu. Oczyszczone elementy instalacji przetarła od zewnątrz ręcznikiem papierowym, żeby łatwiej się przykręcało i zabrała się znów za montowanie.
— Zobaczymy czy to coś da, bo uszczelki są miejscami nieco podejrzane, ale na moje oko powinny jeszcze trochę pożyć — wyjaśniła, nie przerywając pracy nad łączeniem kolejnych fragmentów. Co będzie, to będzie, najwyżej czeka ją więcej pracy.
Claire Price
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Wu (dc: dziarski_tuptacz)
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Lucky Martino
— Tak — odparła bez zawahania — nie będziesz miała, na co patrzeć. Musisz to czuć, moja droga — to był dosłownie moment przed tragedią. Wszystko mogło się zadziać w trakcie tej krótkiej chwili myślenia Claire. Czerwona od myśli próbowała wymyślić przedziwną propozycję. Tylko co mogłaby zrobić? Szpagat? Kolejną wywrotkę? Salto? — to może... — zaczęła, zastanawiając się. Cokolwiek przychodziło jej do głowy skręcało ją niesamowicie. Obróciła się tyłem do przyjaciółki, uderzając się kilka razy dłońmi w twarz. Czas na teatrzyk, którego nigdy nie zapomni — STRIPTIZ? — spytała, zdejmując z siebie koszulę. Na szczęście miała jeszcze top. Chwyciła za telefon, puszczając piosenkę Rihanny. W międzyczasie zaczęła wykonywać jakiś trend taneczny z tiktoka. Minęło dwadzieścia sekund i umarła. Dosłownie. Tak zaczęła się śmiać z samej siebie, że ponownie upadła. Chyba zaliczała drogę krzyżową.
— Kusząca propozycja — stwierdziła, wyobrażając sobie to w głowie — trzeba znaleźć trzecią atomówkę, to będziemy jej wiecznie paplać — niby był mit tej trzeciej, jednej, odrzuconej przyjaciółki, ale Claire totalnie to widziała. Ta trzecia byłaby tą kiwającą głową jamnika w aucie, próbującą zdecydować się, po której stronie barykady stanąć — o jakim najdziwniejszym fetyszu słyszałaś? — stópki były ohydne, ale czy było coś gorszego? Price zaczęła analizować cały repertuar, który znała. Nic jej nie przychodziło do głowy. Nigdy nie interesowała się nad to takimi sprawami. Bardziej tyle co usłyszała o nich z mainstreamowych mediów.
— Jesteś pewna? — spytała, spoglądając trochę na rury. Od razu sam zapach ją odrzucił. Sprawami specjalnymi w jej oczach powinni zajmować się mężczyźni. Na szczęście miała przy sobie mentalnego faceta, na którego będzie mogła liczyć — tego się nie zdezynfekuje — po chwili dostała delikatne odruchy wymiotne. Mokre jedzenie było najbardziej obrzydliwą rzeczą, jaką musiała dotykać. Stąd zawsze, ale to zawsze myła naczynia w rękawiczkach — czyli muszę pojechać zakupić nowe do...? — zgubiła słowo — gdzie się kupuje takie dziadostwa? — hydrauliczny? spożywczy? a może po prostu budowlany?
— Tak — odparła bez zawahania — nie będziesz miała, na co patrzeć. Musisz to czuć, moja droga — to był dosłownie moment przed tragedią. Wszystko mogło się zadziać w trakcie tej krótkiej chwili myślenia Claire. Czerwona od myśli próbowała wymyślić przedziwną propozycję. Tylko co mogłaby zrobić? Szpagat? Kolejną wywrotkę? Salto? — to może... — zaczęła, zastanawiając się. Cokolwiek przychodziło jej do głowy skręcało ją niesamowicie. Obróciła się tyłem do przyjaciółki, uderzając się kilka razy dłońmi w twarz. Czas na teatrzyk, którego nigdy nie zapomni — STRIPTIZ? — spytała, zdejmując z siebie koszulę. Na szczęście miała jeszcze top. Chwyciła za telefon, puszczając piosenkę Rihanny. W międzyczasie zaczęła wykonywać jakiś trend taneczny z tiktoka. Minęło dwadzieścia sekund i umarła. Dosłownie. Tak zaczęła się śmiać z samej siebie, że ponownie upadła. Chyba zaliczała drogę krzyżową.
— Kusząca propozycja — stwierdziła, wyobrażając sobie to w głowie — trzeba znaleźć trzecią atomówkę, to będziemy jej wiecznie paplać — niby był mit tej trzeciej, jednej, odrzuconej przyjaciółki, ale Claire totalnie to widziała. Ta trzecia byłaby tą kiwającą głową jamnika w aucie, próbującą zdecydować się, po której stronie barykady stanąć — o jakim najdziwniejszym fetyszu słyszałaś? — stópki były ohydne, ale czy było coś gorszego? Price zaczęła analizować cały repertuar, który znała. Nic jej nie przychodziło do głowy. Nigdy nie interesowała się nad to takimi sprawami. Bardziej tyle co usłyszała o nich z mainstreamowych mediów.
— Jesteś pewna? — spytała, spoglądając trochę na rury. Od razu sam zapach ją odrzucił. Sprawami specjalnymi w jej oczach powinni zajmować się mężczyźni. Na szczęście miała przy sobie mentalnego faceta, na którego będzie mogła liczyć — tego się nie zdezynfekuje — po chwili dostała delikatne odruchy wymiotne. Mokre jedzenie było najbardziej obrzydliwą rzeczą, jaką musiała dotykać. Stąd zawsze, ale to zawsze myła naczynia w rękawiczkach — czyli muszę pojechać zakupić nowe do...? — zgubiła słowo — gdzie się kupuje takie dziadostwa? — hydrauliczny? spożywczy? a może po prostu budowlany?
-
Forza!nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor
Musiała chyba osiągnąć limit, bo na kolejny komediowy występ w wykonaniu Claire po prostu zaniosła się śmiechem, z trudem utrzymując pion. Aż zgięła się wpół, zmuszona trzymać się za brzuch jedną ręką, a drugą podeprzeć o najbliższy blat. Ta scena była po prostu zbyt absurdalna, odważne słowa i striptiz w wykonaniu osoby, po której chyba nigdy nie spodziewałaby się podobnych akcji — chyba że może zawodowo, ale to wtedy zupełnie inna kategoria. Kontrast między wyzywającymi tekstami i rumieńcem na policzkach był jednocześnie uroczy i rozbrajająco zabawny.
— Jak ci się kiedyż znudzi aktorstwo, to kluby ze striptizem mogą się o ciebie bić — stwierdziła, opanowując wreszcie salwy śmiechu. Przetarła wierzchem dłoni łzy zbierające się już w kącikach oczu, ostatecznie zmuszając się do normalnego oddychania; do powagi już nie, bo nadal pozostawała w dobrym nastroju, ale teraz przynajmniej się nie dusiła.
— Pewnie by się jakaś znalazła, ciekawe czy z nami wytrzyma — dorzuciła pół żartem. Tak naprawdę to by się o taką trzecią kumpelkę nie martwiła; już żeby przyjaźnić się z jedną z nich trzeba było mieć odpowiednio mocne nerwy i poczucie humoru, więc jeśli ktoś dawał radę z jedną, to i dwóm by podołał. Tak przynajmniej uważała, a skoro tak, to z pewnością nie brakowałoby odpowiednio pozytywnie zakręconych osóbek do kompletu. Lucky miała całkiem sporo znajomych z różnych kręgów swojego życia i chyba nikogo nie wstydziłaby się przedstawić pozostałym. Nie zrobiła tego jeszcze tylko dlatego, że nie natrafiła się ani okazja, ani potrzeba.
— Tak żeby znać kogoś kto ma, to chyba o żadnym — stwierdziła, niewzruszona tematem. — A pewnie każda najobrzydliwsza rzecz jaką jesteś w stanie wymyślić może być czyimś fetyszem i nawet by mnie to nie zdziwiło. — I stopy nie były tu nawet blisko top dziesiątki. Zdarzało jej się czytać różne artykuły o byle czym albo rozmawiać ze znajomymi o tym, co oni posłyszeli ze świata, jednak w kwestii dziwnych upodobań nie mogła sobie przypomnieć nic wartego opowiedzenia.
— A co, masz fetysz przepychania rur? — rzuciła żartobliwym tonem. — Luz, dam sobie radę — uspokoiła zaraz, żeby już się Claire nie martwiła niepotrzebnie. Dla panny Martino babranie się w różnych rzeczach nie było żadną nowością, a żołądek miała wystarczająco mocny. Szybko uporała się z czyszczeniem i ponownym montowaniem odpływu, po czym stanęła w końcu prosto, aż strzeliło jej w kolanach.
— Patrz przez chwilę czy nie cieknie — poleciła przyjaciółce i ponownie odkręciła kran, a przy okazji umyła ręce aż po łokcie. Nawet jeśli nie brzydziła się chwilą zabawy ze szlamem, to nie chciała ani śmierdzieć, ani tym bardziej nanieść czegoś do jedzenia.
Claire Price
— Jak ci się kiedyż znudzi aktorstwo, to kluby ze striptizem mogą się o ciebie bić — stwierdziła, opanowując wreszcie salwy śmiechu. Przetarła wierzchem dłoni łzy zbierające się już w kącikach oczu, ostatecznie zmuszając się do normalnego oddychania; do powagi już nie, bo nadal pozostawała w dobrym nastroju, ale teraz przynajmniej się nie dusiła.
— Pewnie by się jakaś znalazła, ciekawe czy z nami wytrzyma — dorzuciła pół żartem. Tak naprawdę to by się o taką trzecią kumpelkę nie martwiła; już żeby przyjaźnić się z jedną z nich trzeba było mieć odpowiednio mocne nerwy i poczucie humoru, więc jeśli ktoś dawał radę z jedną, to i dwóm by podołał. Tak przynajmniej uważała, a skoro tak, to z pewnością nie brakowałoby odpowiednio pozytywnie zakręconych osóbek do kompletu. Lucky miała całkiem sporo znajomych z różnych kręgów swojego życia i chyba nikogo nie wstydziłaby się przedstawić pozostałym. Nie zrobiła tego jeszcze tylko dlatego, że nie natrafiła się ani okazja, ani potrzeba.
— Tak żeby znać kogoś kto ma, to chyba o żadnym — stwierdziła, niewzruszona tematem. — A pewnie każda najobrzydliwsza rzecz jaką jesteś w stanie wymyślić może być czyimś fetyszem i nawet by mnie to nie zdziwiło. — I stopy nie były tu nawet blisko top dziesiątki. Zdarzało jej się czytać różne artykuły o byle czym albo rozmawiać ze znajomymi o tym, co oni posłyszeli ze świata, jednak w kwestii dziwnych upodobań nie mogła sobie przypomnieć nic wartego opowiedzenia.
— A co, masz fetysz przepychania rur? — rzuciła żartobliwym tonem. — Luz, dam sobie radę — uspokoiła zaraz, żeby już się Claire nie martwiła niepotrzebnie. Dla panny Martino babranie się w różnych rzeczach nie było żadną nowością, a żołądek miała wystarczająco mocny. Szybko uporała się z czyszczeniem i ponownym montowaniem odpływu, po czym stanęła w końcu prosto, aż strzeliło jej w kolanach.
— Patrz przez chwilę czy nie cieknie — poleciła przyjaciółce i ponownie odkręciła kran, a przy okazji umyła ręce aż po łokcie. Nawet jeśli nie brzydziła się chwilą zabawy ze szlamem, to nie chciała ani śmierdzieć, ani tym bardziej nanieść czegoś do jedzenia.
Claire Price
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Wu (dc: dziarski_tuptacz)
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Lucky Martino
— Tak twierdzisz? — spytała, wykonując jakieś falujące ruchy całym ciałem. Nie byłaby dobrą tancerką. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Śmiech przyjaciółki dolał tylko oliwy do ognia. Teraz rozpoczęła końcową fazę całego projektu — teraz to za co inni zapłaciliby grube miliony. Striptiz stóp! — usiadła na krześle, wyginając się, by udawać najseksowniejszą sztunię w całym Toronto. W tego typu sytuacjach zawsze chodziło o zabawę. Pierwsze wygięcie i pierwsza skarpetka poszła latać, następnie kolejne i poszła druga.
— To się nazywa sztuka — rzuciła, zarzucając swoimi czarnymi włosami do tyłu i usiadła zadowolona, słysząc śmiech przyjaciółki — i co? — spytała, zmieniając odrobinę swój własny głos — czy teraz będziesz ode mnie uzależniona, piękna istoto? — zaczęła udawać uwodzicielską sztunię, spoglądając na nią wielkimi oczami. Po chwili przegryzła swoją dolną wargę. Miała już takie ćwiczenia na uniwersytecie, teraz musiała je jedynie odrobinę podkręcić. Wszystko dla jej największej fanki aka przyjaciółki, zwanej inaczej jako Lucky Martino!
— Myślę, że... — zaczęła dosyć poważnym tonem, milcząc przez dobre kilka sekund — że uciekłaby po moim pierwszym występie — parsknęła finalnie Claire. Obie dziewczyny były stosunkowo specyficznym duetem. Miał w sobie odrobinę cringe'u, braku wstydu, a wszystko było ze sobą wymieszane w jakiejś dziwnej, niezrozumiałej dla niej proporcji. Cokolwiek by się nie działo między tą dwójką, było naturalne. Wparowanie kogokolwiek do takiej relacji zmieniłoby całą jej dynamikę. Nie chodziło o wstyd. Tylko o zmianę. Przy niektórych ludzie zaczynają zachowywać się inaczej. Może nie byłoby wtedy takiego luzu?
— Ale w sensie, że ze samego słyszenia — rzuciła, by doprecyzować. Nikt raczej nie spowiadał się nigdy ze swoich upodobań seksualnych. Sama Claire nawet nie wiedziała, czego by chciała. Za to zdawała sobie sprawę z jednego. Stopy niesamowicie ją obrzydzały. — robaki? fetyszem? niby jak? — spytała, marszcząc przy tym prześmiewczo brwiami. Nie była w stanie wyobrazić sobie z nimi niczego. Ktoś musiałby być największym obrzydliwcem, by zbliżać je do stref intymnych.
— Fuuu, Lucky! — krzyknęła, wyobrażając sobie stosunek randomowych osób przy udrażnianiu rur? Czy sam w sobie stosunek tym właśnie był? Dziwne myśli wtargnęły do głowy Price — to Ci kibicuję — powiedziała, chwytając się za kciuki. Będzie od teraz najlepszym możliwym wsparciem, jakie ktoś mógłby tylko zaoferować.
— Tak jest pani kapitan — zasalutowała i patrzyła w stronę kranu — pani kapitan, nie cieknie!
— Tak twierdzisz? — spytała, wykonując jakieś falujące ruchy całym ciałem. Nie byłaby dobrą tancerką. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Śmiech przyjaciółki dolał tylko oliwy do ognia. Teraz rozpoczęła końcową fazę całego projektu — teraz to za co inni zapłaciliby grube miliony. Striptiz stóp! — usiadła na krześle, wyginając się, by udawać najseksowniejszą sztunię w całym Toronto. W tego typu sytuacjach zawsze chodziło o zabawę. Pierwsze wygięcie i pierwsza skarpetka poszła latać, następnie kolejne i poszła druga.
— To się nazywa sztuka — rzuciła, zarzucając swoimi czarnymi włosami do tyłu i usiadła zadowolona, słysząc śmiech przyjaciółki — i co? — spytała, zmieniając odrobinę swój własny głos — czy teraz będziesz ode mnie uzależniona, piękna istoto? — zaczęła udawać uwodzicielską sztunię, spoglądając na nią wielkimi oczami. Po chwili przegryzła swoją dolną wargę. Miała już takie ćwiczenia na uniwersytecie, teraz musiała je jedynie odrobinę podkręcić. Wszystko dla jej największej fanki aka przyjaciółki, zwanej inaczej jako Lucky Martino!
— Myślę, że... — zaczęła dosyć poważnym tonem, milcząc przez dobre kilka sekund — że uciekłaby po moim pierwszym występie — parsknęła finalnie Claire. Obie dziewczyny były stosunkowo specyficznym duetem. Miał w sobie odrobinę cringe'u, braku wstydu, a wszystko było ze sobą wymieszane w jakiejś dziwnej, niezrozumiałej dla niej proporcji. Cokolwiek by się nie działo między tą dwójką, było naturalne. Wparowanie kogokolwiek do takiej relacji zmieniłoby całą jej dynamikę. Nie chodziło o wstyd. Tylko o zmianę. Przy niektórych ludzie zaczynają zachowywać się inaczej. Może nie byłoby wtedy takiego luzu?
— Ale w sensie, że ze samego słyszenia — rzuciła, by doprecyzować. Nikt raczej nie spowiadał się nigdy ze swoich upodobań seksualnych. Sama Claire nawet nie wiedziała, czego by chciała. Za to zdawała sobie sprawę z jednego. Stopy niesamowicie ją obrzydzały. — robaki? fetyszem? niby jak? — spytała, marszcząc przy tym prześmiewczo brwiami. Nie była w stanie wyobrazić sobie z nimi niczego. Ktoś musiałby być największym obrzydliwcem, by zbliżać je do stref intymnych.
— Fuuu, Lucky! — krzyknęła, wyobrażając sobie stosunek randomowych osób przy udrażnianiu rur? Czy sam w sobie stosunek tym właśnie był? Dziwne myśli wtargnęły do głowy Price — to Ci kibicuję — powiedziała, chwytając się za kciuki. Będzie od teraz najlepszym możliwym wsparciem, jakie ktoś mógłby tylko zaoferować.
— Tak jest pani kapitan — zasalutowała i patrzyła w stronę kranu — pani kapitan, nie cieknie!
-
Forza!nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor
Na całe szczęście przestała się dusić, zanim Claire zdążyła wkroczyć na najwyższe poziomy absurdu, w przeciwnym wypadku oprócz szczelności instalacji pod zlewem umarłaby także samozwańcza mistrzyni hydrauliki. Salwy śmiechu nadal wstrząsały jej ciałem, a chichot ginął stłumiony w pięści przyciśniętej do ust. Chociaż dla przeciętnego obserwatora mogło się to wydawać nieprawdopodobne, to jednak obecne dowody wskazywały na konieczność przyznania gospodyni palmy pierwszeństwa w kategorii wesołego zwariowania.
— Kurde, a ja mam za darmo, ależ mnie zaszczyt kopnął — prychnęła. Nie wątpiła, że gdyby nagrać te szalone występy Claire, to filmiki mogłyby pójść za niezłą kasę. Wolała chyba nawet nie myśleć za ile, bo wtedy musiałaby do reszty stracić w wiarę w ludzkość i zacząć się zastanawiać nad tym, czy nie lepiej by było, gdyby w Ziemię walnęła jakaś porządna asteroida i zmiotła ich z powierzchni planety. Mogła nie oceniać tego, co kogo kręci, ale to że ludzie potrafili na tym jeszcze zarobić... to się zdawało bardziej obrzydliwe niż ten szlam z syfonu.
— Sztuka to jest z ciebie — odgryzła się ze śmiechem. Uwodzicielskie rozrywki kumpeli nie robiły na niej tego rodzaju wrażenia, uważała je jednak za całkiem rozczulające. — Wiesz że nie przeżyłabym bez ciebie, wariatko. — Poklepała dziewczynę po ramieniu z pewną czułością. Nie bez powodu ceniła sobie ich przyjaźń, czasem do reszty szaloną, czasem spokojniejszą, ale nigdy nudną — nawet jeśli z różnych powodów nie widziały się przez dłuższy czas.
— Jakby uciekła to by znaczyło, że do nas nie pasuje — stwierdziła, wzruszywszy ramionami. Nigdy nie uważała, by ich duet był w jakiś sposób zamknięty na innych ludzi, tak jak się to czasami zdarza. Gdyby trafiła się osoba, której odpowiadałaby panująca pomiędzy studentkami dynamika i również miałaby podobnie zakręconą osobowość, z pewnością dogadałyby się doskonale w trójkę, a może nawet i w liczniejszym gronie. Sęk w tym, że takich ludzi wcale nie jest łatwo znaleźć, a i chyba lepiej nie szukać. Kiedy ma się ktoś pojawić, to pojawi się sam i wpasuje tam, gdzie jego miejsce.
— A to ze słyszenia... jejku, nie pamiętam — zmuszona była przyznać, chociaż może jeśli pogrzebałaby trochę we własnej głowie, to sobie przypomni. Zapewne odpowiednia myśl wróci do niej za parę godzin, jak to zwykle bywa z takimi zagubionymi informacjami. — Robaki pewnie mogłyby być... na pewno chcesz wiedzieć, jak to mogłoby wyglądać? — zaśmiała się. Wyobraźnia podpowiadała Lucky różne sceny, nie była jednak pewna czy warto je opisywać przyjaciółce. Jeszcze biedactwo straci apetyt, i tak chyba nadszarpnięty widokiem i zapachem zapchanych rur. Zresztą właśnie, reakcja na żart o fetyszu hydraulicznym była wystarczającą odpowiedzią na wszelkie wątpliwości.
Ważniejsze od cudzych fantazji było to, żeby naprawić kuchnię i móc wracać do zabawy, a to najwyraźniej udało się za pierwszym podejściem. Lucky dopilnowała, żeby porządnie wyszorować ręce, po czym zgarnęła miskę z szafki pod zlewem.
— Bosko, to ja się pozbędę zwłok i wracamy do gotowania. Robię się głodna — zakomunikowała, znikając na chwilę z kuchni celem wylania brudnej wody i powyrzucania zużytych ręczników papierowych.
Claire Price
— Kurde, a ja mam za darmo, ależ mnie zaszczyt kopnął — prychnęła. Nie wątpiła, że gdyby nagrać te szalone występy Claire, to filmiki mogłyby pójść za niezłą kasę. Wolała chyba nawet nie myśleć za ile, bo wtedy musiałaby do reszty stracić w wiarę w ludzkość i zacząć się zastanawiać nad tym, czy nie lepiej by było, gdyby w Ziemię walnęła jakaś porządna asteroida i zmiotła ich z powierzchni planety. Mogła nie oceniać tego, co kogo kręci, ale to że ludzie potrafili na tym jeszcze zarobić... to się zdawało bardziej obrzydliwe niż ten szlam z syfonu.
— Sztuka to jest z ciebie — odgryzła się ze śmiechem. Uwodzicielskie rozrywki kumpeli nie robiły na niej tego rodzaju wrażenia, uważała je jednak za całkiem rozczulające. — Wiesz że nie przeżyłabym bez ciebie, wariatko. — Poklepała dziewczynę po ramieniu z pewną czułością. Nie bez powodu ceniła sobie ich przyjaźń, czasem do reszty szaloną, czasem spokojniejszą, ale nigdy nudną — nawet jeśli z różnych powodów nie widziały się przez dłuższy czas.
— Jakby uciekła to by znaczyło, że do nas nie pasuje — stwierdziła, wzruszywszy ramionami. Nigdy nie uważała, by ich duet był w jakiś sposób zamknięty na innych ludzi, tak jak się to czasami zdarza. Gdyby trafiła się osoba, której odpowiadałaby panująca pomiędzy studentkami dynamika i również miałaby podobnie zakręconą osobowość, z pewnością dogadałyby się doskonale w trójkę, a może nawet i w liczniejszym gronie. Sęk w tym, że takich ludzi wcale nie jest łatwo znaleźć, a i chyba lepiej nie szukać. Kiedy ma się ktoś pojawić, to pojawi się sam i wpasuje tam, gdzie jego miejsce.
— A to ze słyszenia... jejku, nie pamiętam — zmuszona była przyznać, chociaż może jeśli pogrzebałaby trochę we własnej głowie, to sobie przypomni. Zapewne odpowiednia myśl wróci do niej za parę godzin, jak to zwykle bywa z takimi zagubionymi informacjami. — Robaki pewnie mogłyby być... na pewno chcesz wiedzieć, jak to mogłoby wyglądać? — zaśmiała się. Wyobraźnia podpowiadała Lucky różne sceny, nie była jednak pewna czy warto je opisywać przyjaciółce. Jeszcze biedactwo straci apetyt, i tak chyba nadszarpnięty widokiem i zapachem zapchanych rur. Zresztą właśnie, reakcja na żart o fetyszu hydraulicznym była wystarczającą odpowiedzią na wszelkie wątpliwości.
Ważniejsze od cudzych fantazji było to, żeby naprawić kuchnię i móc wracać do zabawy, a to najwyraźniej udało się za pierwszym podejściem. Lucky dopilnowała, żeby porządnie wyszorować ręce, po czym zgarnęła miskę z szafki pod zlewem.
— Bosko, to ja się pozbędę zwłok i wracamy do gotowania. Robię się głodna — zakomunikowała, znikając na chwilę z kuchni celem wylania brudnej wody i powyrzucania zużytych ręczników papierowych.
Claire Price
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Wu (dc: dziarski_tuptacz)
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Lucky Martino
Śmiech przyjaciółki był dla niej niczym ulubione danie dla dziecka. Sama zaczęła się śmiać. Salwa radości trwała długo. Uśmiech był dla niej za każdym razem zarażający. Wystarczyło tylko unieść kąciki ust, by ktoś podobnie jak my odwzajemnił ten mały gest. Price była jedną z osób, która mogła śmiać się całymi dniami. Nigdy jej to nie przeszkadzało. Uwielbiała te krótkie chwile spędzane z przyjaciółmi spoza show biznesu, bo te reakcje nie były udawane.
— Za darmo? Płacisz mi w walucie zwaną przyjaźnią — zawołała Claire, uśmiechając się jeszcze szerzej. Mogłaby zrobić prawdziwy pokaz swoich aktorskich umiejętności. Tylko nigdy nie widziała w tym jasnego celu. Chociaż może powinna? Patrząc po reakcji Lucky, nic dawno nie trafiło jej tak bardzo w serce. Potrzebowała jej przy sobie. Dopiero wtedy zaczynała rozkwitać.
— Nie przypominam Mona Lisy, nie jestem aż tak nijaka — rzuciła, kręcąc głową na przyjaciółkę. Na jej twarzy przez moment namalowała się powaga, której nikt nie mógłby jej odebrać. Dla niej ta cała interakcja była zabawniejsza niż śmieszne kotki na youtubie. Sztuka była dla niej czymś więcej niż przedziwne namalowane obrazy — chyba, że chodziło Ci o sztunię. Z Ciebie też jest seksi dżaga jak ta lala — roześmiała się, a poważna mina poszła latać gdzieś na drugi koniec tego wątku. Poruszyła zabawnie brwiami. Claire miała kilka przedziwnych twierdzeń, które dla jednych bywały komplementem, a dla innych wręcz przeciwnie. Sztunia była jedną z nich. Pozytywne, choć nie tak bardzo jak. Gdyby tylko brał ją czasem słyszał, to modliłby się i ruszył dalej przed siebie.
— Nie wątpię, Lucky. Chociaż wiesz, kiedyś umrę, tak jak każdy — prychnęła Claire, patrząc na nią badawczym wzrokiem. Czasami Price miała w sobie te dziwne zawiechy w trakcie, których zaczynała rozkminiać zbyt poważne rzeczy. Śmierć przerażała ją jak nic innego. Czuła dreszcze na samą myśl. Co mogłaby zrobić lepiej? Czego powinna unikać? Może stąd miała delikatne zacięcie na zdrowe odżywiania, chociaż nie zmieniało to jednego. Nawyków. Gdy zbyt mocno się zdenerwowała, wychodziła na spacer, by móc w spokoju zapalić papierosa.
— Jakby uciekła... to znaczy, że jest popierdolona. My za to jesteśmy zdrowo popierdolone — poprawiła przyjaciółkę. Coś było w tym stwierdzeniu. Dziewczyny tkwiły w całkiem zdrowej przyjaźni. Tego nikt nie mógłby im odmówić. Dzieliły ze sobą każdą najmniejszą drobnostkę. Było w porządku wobec siebie, ale też wobec innych. Takie fałszywki szybko uciekłyby od ich duetu. W końcu miały w sobie magię przyjaźni prawie tak samą dużą jak kucyki pony.
— Wiesz... chyba nikt się nie spowiada, lub nie opowiada o swoich wyczynach seksualnych? — dopytała lekko nerwowym głosem. Sama nie znalazła się w takiej sytuacji. Bardziej opowiadała o toksycznych chłopakach, od których trzeba było trzymać się z daleka. To zdecydowanie było dla niej. Opowieści o złamanych sercach, niepoprawnych normach. Za to jakiekolwiek intymne? Jeśli się zdarzały, to szła wtedy zapalić, byle tego nie słuchać. — nie chcę. — odpowiedziała szybciej niż ktoś mógłby się zastanowić. Robaki i seks? To się kupy nie trzymało. Już sam w sobie był obrzydliwy dla dziewczyny, a w dodatku z czymś obślizgłym? To się kupy nie trzymało.
— Tak jest, szefowo — zasalutowała Claire, a sama przeszła do kolejnych czynności. Jeszcze musiałaby się rozpłakać nad krojeniem cebuli — Lucky... a powiedz mi jedno. Skąd ty umiesz takie rzeczy? Zostałaś super hero moje domu?
Śmiech przyjaciółki był dla niej niczym ulubione danie dla dziecka. Sama zaczęła się śmiać. Salwa radości trwała długo. Uśmiech był dla niej za każdym razem zarażający. Wystarczyło tylko unieść kąciki ust, by ktoś podobnie jak my odwzajemnił ten mały gest. Price była jedną z osób, która mogła śmiać się całymi dniami. Nigdy jej to nie przeszkadzało. Uwielbiała te krótkie chwile spędzane z przyjaciółmi spoza show biznesu, bo te reakcje nie były udawane.
— Za darmo? Płacisz mi w walucie zwaną przyjaźnią — zawołała Claire, uśmiechając się jeszcze szerzej. Mogłaby zrobić prawdziwy pokaz swoich aktorskich umiejętności. Tylko nigdy nie widziała w tym jasnego celu. Chociaż może powinna? Patrząc po reakcji Lucky, nic dawno nie trafiło jej tak bardzo w serce. Potrzebowała jej przy sobie. Dopiero wtedy zaczynała rozkwitać.
— Nie przypominam Mona Lisy, nie jestem aż tak nijaka — rzuciła, kręcąc głową na przyjaciółkę. Na jej twarzy przez moment namalowała się powaga, której nikt nie mógłby jej odebrać. Dla niej ta cała interakcja była zabawniejsza niż śmieszne kotki na youtubie. Sztuka była dla niej czymś więcej niż przedziwne namalowane obrazy — chyba, że chodziło Ci o sztunię. Z Ciebie też jest seksi dżaga jak ta lala — roześmiała się, a poważna mina poszła latać gdzieś na drugi koniec tego wątku. Poruszyła zabawnie brwiami. Claire miała kilka przedziwnych twierdzeń, które dla jednych bywały komplementem, a dla innych wręcz przeciwnie. Sztunia była jedną z nich. Pozytywne, choć nie tak bardzo jak. Gdyby tylko brał ją czasem słyszał, to modliłby się i ruszył dalej przed siebie.
— Nie wątpię, Lucky. Chociaż wiesz, kiedyś umrę, tak jak każdy — prychnęła Claire, patrząc na nią badawczym wzrokiem. Czasami Price miała w sobie te dziwne zawiechy w trakcie, których zaczynała rozkminiać zbyt poważne rzeczy. Śmierć przerażała ją jak nic innego. Czuła dreszcze na samą myśl. Co mogłaby zrobić lepiej? Czego powinna unikać? Może stąd miała delikatne zacięcie na zdrowe odżywiania, chociaż nie zmieniało to jednego. Nawyków. Gdy zbyt mocno się zdenerwowała, wychodziła na spacer, by móc w spokoju zapalić papierosa.
— Jakby uciekła... to znaczy, że jest popierdolona. My za to jesteśmy zdrowo popierdolone — poprawiła przyjaciółkę. Coś było w tym stwierdzeniu. Dziewczyny tkwiły w całkiem zdrowej przyjaźni. Tego nikt nie mógłby im odmówić. Dzieliły ze sobą każdą najmniejszą drobnostkę. Było w porządku wobec siebie, ale też wobec innych. Takie fałszywki szybko uciekłyby od ich duetu. W końcu miały w sobie magię przyjaźni prawie tak samą dużą jak kucyki pony.
— Wiesz... chyba nikt się nie spowiada, lub nie opowiada o swoich wyczynach seksualnych? — dopytała lekko nerwowym głosem. Sama nie znalazła się w takiej sytuacji. Bardziej opowiadała o toksycznych chłopakach, od których trzeba było trzymać się z daleka. To zdecydowanie było dla niej. Opowieści o złamanych sercach, niepoprawnych normach. Za to jakiekolwiek intymne? Jeśli się zdarzały, to szła wtedy zapalić, byle tego nie słuchać. — nie chcę. — odpowiedziała szybciej niż ktoś mógłby się zastanowić. Robaki i seks? To się kupy nie trzymało. Już sam w sobie był obrzydliwy dla dziewczyny, a w dodatku z czymś obślizgłym? To się kupy nie trzymało.
— Tak jest, szefowo — zasalutowała Claire, a sama przeszła do kolejnych czynności. Jeszcze musiałaby się rozpłakać nad krojeniem cebuli — Lucky... a powiedz mi jedno. Skąd ty umiesz takie rzeczy? Zostałaś super hero moje domu?
-
Forza!nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiona/jejpostaćautor
— To dobra waluta, mocna — skomentowała, jeszcze nieco rozchichrana. — Gdyby można nią było płacić w sklepach, żyłabym jak królowa. — I pewnie właśnie dlatego prawdziwego skarbu przyjaźni nie da się przeliczyć na pieniądze. Gdyby zaś się dało, Lucky byłaby obrzydliwie bogata; w końcu była uważana za dobra kompankę, a i sama miała sporo znajomych, którzy pozostawali bliscy jej sercu. Z Claire łączyła je zaś całkiem wyjątkowa więź, może dlatego że miały tak podobne poczucie humoru, a może tak kompatybilne charaktery, że utrzymywanie znajomości wydawało się nie wymagać żadnego wysiłku. Przychodziło równie naturalnie jak oddech, a odkąd się znały, wydawało się równie kluczowe dla życia. Gdyby teraz miały się z jakiegoś powodu rozejść, pustka byłaby zbyt dotkliwa.
— A kto coś mówi o Monalizie? — zdziwiła się. — Ty to byś była z jakiegoś bardziej żywego nurtu. Ale zabij mnie, nie wiem jakiego, nie znam się. — Wyciągnęła przekornie język i wzruszyła ramionami. Jeśli już któraś z nich uczyła się o sztuce, to raczej panna Price na tych swoich studiach aktorskich, chociaż tam pewnie niewiele mieli zajęć na temat epok malarskich. Lucky tymczasem pamiętała z liceum jakieś nazwy i nawet przykłady dzieł i twórców, ale to na pewno nie było wystarczająco, by zanalizować przyjaciółkę pod kątem tego, który styl najlepiej do niej pasuje.
Do tego byłby im potrzebny po prostu quiz na Buzzfedzie.
— No ba — potaknęła dumnie na ten osobliwy komplement ze strony przyjaciółki, zrobiła dumną pozę złapawszy się pod boki i nawet mrugnęła wesoło, jakby miała zaraz wylądować na najnowszej okładce kolorowego czasopisma. Na szczęście takie życiowe fanaberie nie groziły jej naprawdę, bo jako gwiazda zdecydowanie by się nie sprawdziła — stanowiłaby żywy koszmar każdego speca od PR.
— Obie umrzemy, ale najpierw rozniesiemy w drzazgi jakiś dom spokojnej starości — stwierdziła beztrosko. Już wyobrażała sobie, że jako osiemdziesięcio- albo nawet dziewięćdziesięciolatki mogłyby siać zamęt w domu starców, wycinając numery współmieszkańcom i doprowadzając opiekunów do białej gorączki. Zupełnie tak, jak pewnie zrobiłyby z każdą osobą, która chciałaby się z ich dwójką przyjaźnić, ale nie miała odpowiedniej aury. Tego zdrowego popierdolenia, jak to Claire zgrabnie podsumowała.
— Mi się nikt nie spowiada, ale podejrzewam że w internecie ludzie o tym piszą ile dusza zapragnie. Trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać... a w twoim przypadku, dokąd nie zaglądać — wyszczerzyła się wymownie do przyjaciółki. Lepiej było, żeby niewinne oczka nie oglądały takich stron i nie czytały zwierzeń, które wypływały z ludzi o wiele łatwiej w otoczce pełnej anonimowości. Po co sobie psuć psychikę... i apetyt?
— Żadne tam super hero... — zaśmiała się pod nosem. — Pomagałam trochę dziadkowi, a że on nie zawsze już daje radę z plecami i kolanami, to czasami mówi mi co mam robić, a ja jestem jego rękami — wyjaśniła. — To co mam robić teraz? — Nie zamierzała też stać bezczynnie podczas gotowania, w końcu napracowała się przy zlewie właśnie po to, żeby można było w spokoju przygotowywać obiad.
Claire Price
— A kto coś mówi o Monalizie? — zdziwiła się. — Ty to byś była z jakiegoś bardziej żywego nurtu. Ale zabij mnie, nie wiem jakiego, nie znam się. — Wyciągnęła przekornie język i wzruszyła ramionami. Jeśli już któraś z nich uczyła się o sztuce, to raczej panna Price na tych swoich studiach aktorskich, chociaż tam pewnie niewiele mieli zajęć na temat epok malarskich. Lucky tymczasem pamiętała z liceum jakieś nazwy i nawet przykłady dzieł i twórców, ale to na pewno nie było wystarczająco, by zanalizować przyjaciółkę pod kątem tego, który styl najlepiej do niej pasuje.
Do tego byłby im potrzebny po prostu quiz na Buzzfedzie.
— No ba — potaknęła dumnie na ten osobliwy komplement ze strony przyjaciółki, zrobiła dumną pozę złapawszy się pod boki i nawet mrugnęła wesoło, jakby miała zaraz wylądować na najnowszej okładce kolorowego czasopisma. Na szczęście takie życiowe fanaberie nie groziły jej naprawdę, bo jako gwiazda zdecydowanie by się nie sprawdziła — stanowiłaby żywy koszmar każdego speca od PR.
— Obie umrzemy, ale najpierw rozniesiemy w drzazgi jakiś dom spokojnej starości — stwierdziła beztrosko. Już wyobrażała sobie, że jako osiemdziesięcio- albo nawet dziewięćdziesięciolatki mogłyby siać zamęt w domu starców, wycinając numery współmieszkańcom i doprowadzając opiekunów do białej gorączki. Zupełnie tak, jak pewnie zrobiłyby z każdą osobą, która chciałaby się z ich dwójką przyjaźnić, ale nie miała odpowiedniej aury. Tego zdrowego popierdolenia, jak to Claire zgrabnie podsumowała.
— Mi się nikt nie spowiada, ale podejrzewam że w internecie ludzie o tym piszą ile dusza zapragnie. Trzeba tylko wiedzieć gdzie szukać... a w twoim przypadku, dokąd nie zaglądać — wyszczerzyła się wymownie do przyjaciółki. Lepiej było, żeby niewinne oczka nie oglądały takich stron i nie czytały zwierzeń, które wypływały z ludzi o wiele łatwiej w otoczce pełnej anonimowości. Po co sobie psuć psychikę... i apetyt?
— Żadne tam super hero... — zaśmiała się pod nosem. — Pomagałam trochę dziadkowi, a że on nie zawsze już daje radę z plecami i kolanami, to czasami mówi mi co mam robić, a ja jestem jego rękami — wyjaśniła. — To co mam robić teraz? — Nie zamierzała też stać bezczynnie podczas gotowania, w końcu napracowała się przy zlewie właśnie po to, żeby można było w spokoju przygotowywać obiad.
Claire Price
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Wu (dc: dziarski_tuptacz)