-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— No, zacznijmy od tego, że umówiłaś się ze mną. A potem chciałaś ze mną być. A potem stwierdziłaś, że też mnie kochasz. — Wyliczył na poczet tych „głupich decyzji”, o których rzekomo miała mówić. Wiedział, że nie chodziło konkretnie o to, bo jeśli już – to o to całe popełnianie sportów ekstremalnych i to chyba tylko dlatego, że on je lubił (chociaż wcale jej nie zmuszał). Ale jego natura nie pozwalała mu tego nie przekuć w ten zaczepny, znany jej aż za dobrze żart.
I znów można napisać: widziały gały, co brały.
Chociaż żadne gały faktycznie nie widzą od razu, co tak naprawdę kryje się pod taką ładną buzią, jak ta Jiwoonga.
Sora już to odkrywała i przerabiała z nim swoją własną wersję Na Wspólnej. Bardziej ekstremalną, nieco mniej poplątaną, ale na pewno też na jakiś sposób zawiłą i z rozbudowaną fabułą. Taką, dzięki której czekało się na kolejne odcinki, bo żadne motywy się nie powielały.
I kto by się spodziewał, że w tym konkretnym odcinku, Jiwoong wpadnie na genialny pomysł, aby nastraszyć Sorę. I to w dość oczywisty sposób, bo to zejście do piwnicy nie stało się ani nagle, ani niespodziewanie. A nie było ono wywołane ani podejrzanym szmerem czy nagłym, podejrzanym wyłączeniem prądu.
Po prostu schodził, bo tak stanowiły instrukcje nadesłane przez gospodarza. Włączyć korki i uruchomić boiler, żeby za parę godzin mogli cieszyć się ciepłą wodą pod prysznicem. Tak na wszelki wypadek, gdyby przyszło im na myśl w nocy wymrozić sobie dupę.
Jiwoong to ciepłej wody potrzebował też do porannego prysznica, żeby nie klękać przed Sorą śmierdzący a pachnący.
Najlepiej jej płynem do kąpieli. Albo tym drogim szamponem, którego miał nie ruszać.
I jak już zaległ na ziemi, wchodząc w swoją rolę, tak czekał. Bardzo, ale to bardzo starał się nie uśmiechnąć głupawo, kiedy to Sora pojawiła się, z oświadczeniem, że nie było to zabawne. On z kolei miał wokół siebie taką aurę, która zdradzała, że sądził przeciwnie.
I musiał naprawdę walczyć ze sobą, żeby nie drgnąć, kiedy go szturchała, poklepywała czy właśnie dźgała. Ale to był już ten moment krytyczny, bo chociaż dalej był „martwy”, to już po chwili złapał ją w swój uścisk, wytrącając z równowagi i ściągając na siebie, z jakimś dzikim, pewnie w jego głowie: przerażającym, okrzykiem.
Żaden potwór tak nie brzmiał.
Dopadł ją, zamknął w uścisku i jeszcze prutnął jej w szyję, jak tylko po tym okrzyku wcisnął mordę i docisnął do jej skóry.
— Mówiłem ci że miałaś uciekać — powiedział, z wielkim niby wyrzutem. — Nie uciekłaś, to masz przegwizdane. Teraz zostaniesz ze mną, leśnym Quasimodo. tutaj, w piwnicy. Na zawsze. Będziemy razem opierdalać szczury i kąpać się w tym, co skapnie z rur. A raczej nie skapnie dużo, bo woda jest zakręcona. A jak się nam przyfarci, to będziemy doprowadzać do delulu wszystkich innych gości, którzy tu przyjadą. — Brzmiało jak plan dojrzałego mężczyzny, który opowiedziałby swojej partnerce.
Jiwoong był dojrzały. Gdy sytuacja tego wymagała. Jednak na co dzień był raczej lekko duchem, chętnym i skorym do żarcików o różnym poziomie śmieszności. Czasem nawet nie były one zabawne, ale nie dało mu się zarzucić, że próbował.
— Dobra, jednak trochę mnie poniosło z tym „na zawsze” — powiedział, wypuszczając ją na tyle, by móc na nią spojrzeć. — Kto by tyle z tobą wytrzymał, co? — zagaił, z głupawym, zaczepnym półuśmiechem. Tym samym, który mówił za niego, że to był tylko jeden z jego głupich dowcipów, za które nie można było się na niego gniewać. Bo przecież Sora wiedziała, że on za nią szalał.
Ale formalnie jeszcze tego nie przyznał. Chociaż poczynił już kroki w tym kierunku, dając jej pierwszy z pierścionków. Jeszcze dwa, jeden z nich wkrótce, jeśli wszystko dobrze pójdzie, i spełni to formalne „na zawsze”.
— Wstawaj, kochanie, ciężka jesteś. — Nie była wcale. Jeśli już, to był słodki ciężar, ale dla niego ledwie wyczuwalne. I to nie dlatego, że Jiwoong był jakimś siłownianym koksem. To Sora ważyła tyle, co nic. Pewnie kości miała puste w środku.
Jak on czaszkę.
Sora Wolff
I znów można napisać: widziały gały, co brały.
Chociaż żadne gały faktycznie nie widzą od razu, co tak naprawdę kryje się pod taką ładną buzią, jak ta Jiwoonga.
Sora już to odkrywała i przerabiała z nim swoją własną wersję Na Wspólnej. Bardziej ekstremalną, nieco mniej poplątaną, ale na pewno też na jakiś sposób zawiłą i z rozbudowaną fabułą. Taką, dzięki której czekało się na kolejne odcinki, bo żadne motywy się nie powielały.
I kto by się spodziewał, że w tym konkretnym odcinku, Jiwoong wpadnie na genialny pomysł, aby nastraszyć Sorę. I to w dość oczywisty sposób, bo to zejście do piwnicy nie stało się ani nagle, ani niespodziewanie. A nie było ono wywołane ani podejrzanym szmerem czy nagłym, podejrzanym wyłączeniem prądu.
Po prostu schodził, bo tak stanowiły instrukcje nadesłane przez gospodarza. Włączyć korki i uruchomić boiler, żeby za parę godzin mogli cieszyć się ciepłą wodą pod prysznicem. Tak na wszelki wypadek, gdyby przyszło im na myśl w nocy wymrozić sobie dupę.
Jiwoong to ciepłej wody potrzebował też do porannego prysznica, żeby nie klękać przed Sorą śmierdzący a pachnący.
Najlepiej jej płynem do kąpieli. Albo tym drogim szamponem, którego miał nie ruszać.
I jak już zaległ na ziemi, wchodząc w swoją rolę, tak czekał. Bardzo, ale to bardzo starał się nie uśmiechnąć głupawo, kiedy to Sora pojawiła się, z oświadczeniem, że nie było to zabawne. On z kolei miał wokół siebie taką aurę, która zdradzała, że sądził przeciwnie.
I musiał naprawdę walczyć ze sobą, żeby nie drgnąć, kiedy go szturchała, poklepywała czy właśnie dźgała. Ale to był już ten moment krytyczny, bo chociaż dalej był „martwy”, to już po chwili złapał ją w swój uścisk, wytrącając z równowagi i ściągając na siebie, z jakimś dzikim, pewnie w jego głowie: przerażającym, okrzykiem.
Żaden potwór tak nie brzmiał.
Dopadł ją, zamknął w uścisku i jeszcze prutnął jej w szyję, jak tylko po tym okrzyku wcisnął mordę i docisnął do jej skóry.
— Mówiłem ci że miałaś uciekać — powiedział, z wielkim niby wyrzutem. — Nie uciekłaś, to masz przegwizdane. Teraz zostaniesz ze mną, leśnym Quasimodo. tutaj, w piwnicy. Na zawsze. Będziemy razem opierdalać szczury i kąpać się w tym, co skapnie z rur. A raczej nie skapnie dużo, bo woda jest zakręcona. A jak się nam przyfarci, to będziemy doprowadzać do delulu wszystkich innych gości, którzy tu przyjadą. — Brzmiało jak plan dojrzałego mężczyzny, który opowiedziałby swojej partnerce.
Jiwoong był dojrzały. Gdy sytuacja tego wymagała. Jednak na co dzień był raczej lekko duchem, chętnym i skorym do żarcików o różnym poziomie śmieszności. Czasem nawet nie były one zabawne, ale nie dało mu się zarzucić, że próbował.
— Dobra, jednak trochę mnie poniosło z tym „na zawsze” — powiedział, wypuszczając ją na tyle, by móc na nią spojrzeć. — Kto by tyle z tobą wytrzymał, co? — zagaił, z głupawym, zaczepnym półuśmiechem. Tym samym, który mówił za niego, że to był tylko jeden z jego głupich dowcipów, za które nie można było się na niego gniewać. Bo przecież Sora wiedziała, że on za nią szalał.
Ale formalnie jeszcze tego nie przyznał. Chociaż poczynił już kroki w tym kierunku, dając jej pierwszy z pierścionków. Jeszcze dwa, jeden z nich wkrótce, jeśli wszystko dobrze pójdzie, i spełni to formalne „na zawsze”.
— Wstawaj, kochanie, ciężka jesteś. — Nie była wcale. Jeśli już, to był słodki ciężar, ale dla niego ledwie wyczuwalne. I to nie dlatego, że Jiwoong był jakimś siłownianym koksem. To Sora ważyła tyle, co nic. Pewnie kości miała puste w środku.
Jak on czaszkę.
Sora Wolff
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie powiedziałaby, że decyzja z umawianiem się z nim, zejściem i odwzajemnieniem uczuć była głupia. Na dobrą sprawę, to była jedna z lepszych jakie w życiu podjęła. I szczerze mówiąc niczego nie żałowała. Gdyby miała okazję wybrać jeszcze raz, zrobiłaby dokładnie to samo, w taki sam sposób. Znowu by go wybrała, tylko musieliby rozegrać kilka rzeczy inaczej. Chociaż z drugiej strony, jakby od początku wiedział kim jest, to przez swój strach zrezygnowałby już wtedy i nic nie przyciągałoby go do niej na nowo. Nie mieliby swoich rozmów, randki czy spotkań, więc nie mógłby za nimi tęsknić. I by wtedy nie wrócił, aby stanąć w jej drzwiach i przeprosić.
I teraz nie byliby razem. A znając Sorę, to pewnie w dalszym ciągu byłaby sama, tylko o wiele bardziej zapracowana, planując kolejne ruchy jako idola, a nie wyjazdy nad jezioro. Nie musiałaby też kombinować tyle z wolnym. Byłaby tylko zapracowanym robotem bez życia prywatnego oraz społecznego.
Nie, zdecydowanie niczego nie żałowała.
Ale chciała go czasami zabić. Jak chociażby za próby straszenia jej czy topienia w jeziorze. Ale to były tylko krótkie zapędy mordercze, bo bardzo szybko jej przechodziły. Zwykle wystarczyło, że się odezwał lub zrobił cokolwiek, aby ją udobruchać, a stety niestety, wiedział doskonale co miał robić, aby przeszła jej złość. Nie żeby często się złościła, ale jak w każdym związku, mieli swoje gorsze momenty, gdzie się nie zgadzali w niektórych sprawach. Ale ostatecznie i tak w końcu dochodzili jak nie do kompromisów, to jakichś rozwiązań. I tak sobie funkcjonowali.
I naprawdę dobrze im to szło.
Dlatego nie chciała, aby teraz umierał w piwnicy. Musiała więc podjąć bardzo drastyczne środki, które miały go dobudzić. Owszem, stawiał się, ale już po jego twarzy widziała, że długo nie wytrzyma tego personalnego ataku. Nie spodziewała się chyba tylko, że ją zaraz pochwyci i zamknie w uścisku. Gdy tylko ją zaatakował niczym piwniczany potwór, krzyknęła rozbawiona, nawet się nie broniąc, tylko w pełni poddając. Nieźle Sora, w razie faktycznego stwora, walka o życie wyjdzie ci fenomenalnie.
— I za to zapłaciłeś? — spytała w pół śmiechu, oglądając się na niego, a zaraz potem na ciemną piwnicę w której się znajdowali. — Abyśmy stali się czyimś śmierdzącym, obrzydliwym przekleństwem? — Tak miał właśnie wyglądać ich weekend? Będą się wić po piwniczanej ziemi, karmić się gryzoniami i zarastać smrodem oraz warstwą brudu, czekając aż jakiś naiwniak wynajmie dom nad jeziorem, aby potem mogli ich zaatakować? — Słuchaj, mogliśmy to zrobić za darmo. — Wkradliby się do domu i co? Nikt by ich nie zaskarżył, ani nic, bo gdyby właściciele przyjechali, to także by umarli… albo coś. Albo oni by żyli, by dalej mogli wynajmować ich domek.
Chyba powinni przestać grać w gry i oglądać dziwne filmy.
Uśmiechnęła się szerzej na jego słowa, podpierając się przedramieniem o niego, co by móc na niego spojrzeć.
— Myślę, że nie byłoby to takim problemem — powiedziała, sięgając do niego drugą ręką, co by ściągnąć mu z policzka jakiś syf, który przypałętał się z tej brudnej ziemi na jego twarz. Wizja „na zawsze” nie była zła, bo przy nim akurat wydawało się to być nie tyle co możliwe, co bardzo komfortowe. I takie… naturalne. — Tylko musiałbyś się nauczyć gotować potrawki ze szczurów, bo jak wiemy, ja raczej talentu do kuchni nie mam. — Próbowała coś gotować kilka razy i nie wychodziło. Albo raczej, wychodziło, ale nie tak jak powinno i musieli się jakoś ratować. Nie miała zwykle czasu na gotowanie, ok? Nie miała kiedy tego szkolić, ale może kiedyś, pewnego pięknego dnia, jak porzuci pracę w wytwórni, to zdobędzie więcej doświadczenia w tym temacie.
Albo okaże się, że nawet wody nie umie zagotować i lepiej, aby nie podchodziła do kuchni.
Wstawaj, kochanie, ciężka jesteś.
I w tym właśnie momencie, ciało Sory straciło na władzy.
— Teraz to mnie nieś — powiedziała, rozlewając się na nim, niczym ciecz. Człowiek, co nie miał czucia w ciele, jakby byłą kompletnie bezwładna. — Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, Jiwoong. Są za ciężkie, musisz mnie nieść. — Skoro mówił, że jest ciężka, to teraz musiał ją wziąć na ręce, bo ona nie dawała sobie rady z własnym ciężarem. Musiał jej pomóc w wydostaniu się z piwnicy!
Gorzej jak stwierdzi, że to pierdoli. I ją tu zostawia.
Jiwoong Ahn
I teraz nie byliby razem. A znając Sorę, to pewnie w dalszym ciągu byłaby sama, tylko o wiele bardziej zapracowana, planując kolejne ruchy jako idola, a nie wyjazdy nad jezioro. Nie musiałaby też kombinować tyle z wolnym. Byłaby tylko zapracowanym robotem bez życia prywatnego oraz społecznego.
Nie, zdecydowanie niczego nie żałowała.
Ale chciała go czasami zabić. Jak chociażby za próby straszenia jej czy topienia w jeziorze. Ale to były tylko krótkie zapędy mordercze, bo bardzo szybko jej przechodziły. Zwykle wystarczyło, że się odezwał lub zrobił cokolwiek, aby ją udobruchać, a stety niestety, wiedział doskonale co miał robić, aby przeszła jej złość. Nie żeby często się złościła, ale jak w każdym związku, mieli swoje gorsze momenty, gdzie się nie zgadzali w niektórych sprawach. Ale ostatecznie i tak w końcu dochodzili jak nie do kompromisów, to jakichś rozwiązań. I tak sobie funkcjonowali.
I naprawdę dobrze im to szło.
Dlatego nie chciała, aby teraz umierał w piwnicy. Musiała więc podjąć bardzo drastyczne środki, które miały go dobudzić. Owszem, stawiał się, ale już po jego twarzy widziała, że długo nie wytrzyma tego personalnego ataku. Nie spodziewała się chyba tylko, że ją zaraz pochwyci i zamknie w uścisku. Gdy tylko ją zaatakował niczym piwniczany potwór, krzyknęła rozbawiona, nawet się nie broniąc, tylko w pełni poddając. Nieźle Sora, w razie faktycznego stwora, walka o życie wyjdzie ci fenomenalnie.
— I za to zapłaciłeś? — spytała w pół śmiechu, oglądając się na niego, a zaraz potem na ciemną piwnicę w której się znajdowali. — Abyśmy stali się czyimś śmierdzącym, obrzydliwym przekleństwem? — Tak miał właśnie wyglądać ich weekend? Będą się wić po piwniczanej ziemi, karmić się gryzoniami i zarastać smrodem oraz warstwą brudu, czekając aż jakiś naiwniak wynajmie dom nad jeziorem, aby potem mogli ich zaatakować? — Słuchaj, mogliśmy to zrobić za darmo. — Wkradliby się do domu i co? Nikt by ich nie zaskarżył, ani nic, bo gdyby właściciele przyjechali, to także by umarli… albo coś. Albo oni by żyli, by dalej mogli wynajmować ich domek.
Chyba powinni przestać grać w gry i oglądać dziwne filmy.
Uśmiechnęła się szerzej na jego słowa, podpierając się przedramieniem o niego, co by móc na niego spojrzeć.
— Myślę, że nie byłoby to takim problemem — powiedziała, sięgając do niego drugą ręką, co by ściągnąć mu z policzka jakiś syf, który przypałętał się z tej brudnej ziemi na jego twarz. Wizja „na zawsze” nie była zła, bo przy nim akurat wydawało się to być nie tyle co możliwe, co bardzo komfortowe. I takie… naturalne. — Tylko musiałbyś się nauczyć gotować potrawki ze szczurów, bo jak wiemy, ja raczej talentu do kuchni nie mam. — Próbowała coś gotować kilka razy i nie wychodziło. Albo raczej, wychodziło, ale nie tak jak powinno i musieli się jakoś ratować. Nie miała zwykle czasu na gotowanie, ok? Nie miała kiedy tego szkolić, ale może kiedyś, pewnego pięknego dnia, jak porzuci pracę w wytwórni, to zdobędzie więcej doświadczenia w tym temacie.
Albo okaże się, że nawet wody nie umie zagotować i lepiej, aby nie podchodziła do kuchni.
Wstawaj, kochanie, ciężka jesteś.
I w tym właśnie momencie, ciało Sory straciło na władzy.
— Teraz to mnie nieś — powiedziała, rozlewając się na nim, niczym ciecz. Człowiek, co nie miał czucia w ciele, jakby byłą kompletnie bezwładna. — Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, Jiwoong. Są za ciężkie, musisz mnie nieść. — Skoro mówił, że jest ciężka, to teraz musiał ją wziąć na ręce, bo ona nie dawała sobie rady z własnym ciężarem. Musiał jej pomóc w wydostaniu się z piwnicy!
Gorzej jak stwierdzi, że to pierdoli. I ją tu zostawia.
Jiwoong Ahn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— A kto powiedział, że zapłaciłem? — Może on, ale raczej nie pamiętał, żeby to był on. Kwestia zapłaty była raczej w domyśle. Skoro miał klucze i instrukcje co do pierwszych kroków w lokalu. — Może zastraszyłem właściciela obiektu? A może uwierzył mi, że mam naturalny talent i mogę zadomowić się jako jego własny wendigo. I straszyć gości. I zniszczyć mu renomę, o ile jakąś ma.
Miał bo przecież ludzie się o ten domek zabijali i wygryźć termin wcale nie było łatwo. Normalnie Jiwoong by poległ, ale jego charyzma i wzruszająca historia pewnie poruszyła serce nie tyle właściciela, co właścicielki obiektu.
I to nie swoją opowieścią o tym, że byłby świetnym wendigo i należy go wpuścić do piwnicy, aby straszył przyszłych gości. To by raczej nikogo nie poruszyło. Zwłaszcza gdyby pokazał swój okrzyk potwora, jaki wydał z siebie chwilę temu.
— Ta, potrawki. W dupie się widzę poprzewracało, że myślisz, że ty jadłabyś potrawkę ze szczura. Normalnie surowego byś musiała pędzlować, albo czekałaby cię śmierć głodowa. Survival of the fittest, jak to mówią.
A że Sora była raczej fit, to powinna sobie poradzić w przetrwaniu i życiu w piwnicy. No gdzie oni tę potrawkę by robili? Przecież mieliby żyć w piwnicy. W ciemnościach. Rozpalenie paleniska na garnuszek tylko ściągnęłoby podejrzenia.
I straż pożarną.
Gdy wyczuł jak Sorę zaczyna przytłaczać ciężar egzystencji i nie mogła się poruszyć, a zwłaszcza gdy usłyszał jej „musisz” to chyba powinna już być świadoma, że Jiwoong to tak skończony debil, że on na pewno jej nigdzie nie poniesie.
Schwycił ją tak, aby przerzucić na bok i dosłownie odłożyć na zimną i brudną posadzkę – a była zimna i brudna, i dla przypomnienia: byli w mokrej bieliźnie. Zwyczajnie zdjął ją z siebie, po czym wstał.
— No nic, no to cześć. Przetrwają najsilniejsi, Sora. Nogi ci nie działają, masz jeszcze ręce, możesz się czołgać. — Bo najwyraźniej, jebany bezczel, planował ją tak po prostu tu zostawić. Akurat tego po tym, hehe, dowcipnisiu to mogła się spodziewać. Zwłaszcza skoro byli akurat przy tej jego, hehe, śmieszkowej odsłonie. Powinna była sobie wybrać odsłonę troskliwego Jiwoonga do takich wymysłów.
Zwyczajnie zostawił ją na podłodze i przeszedł kawałek dalej, gdzie znajdowała się skrzynka z przełącznikami i zgodnie z telefonem przeklikał odpowiednie. Przeszedł kawałek dalej, aby uruchomić boiler.
— Dalej nie masz nóg? — spytał, robiąc wykrok, aby przejść nad nią. Jak gdyby nigdy nic.
No, generalnie super się reklamował. Tuż przed tym, jak planował przed nią klęknąć i poprosić o rękę.
Brakowało teraz tylko tego, żeby wytknęła mu to porzucenie w zdrowiu lub w chorobie (niedziałające nogi), które teoretycznie chciałby jej ślubować, skoro składałby jej propozycję małżeństwa. Ale Sora przecież wybaczy. Musiała wiedzieć, że na Jiwoonga, mimo jego dzbaństwa, to mogła liczyć, prawda?
Prawda?
— No, za jakieś parę godzin powinniśmy nawet mieć ciepłą wodę — obwieścił, po raz kolejny robiąc wykrok nad tym rzekomo bezwładnym ciałem Sory. Może nie bezwładnym, ale takim, co to ponoć nogi odmawiały mu posłuszeństwa. — To jako, że prysznica brać nie możemy, a raczej – ty nie możesz. — Bo jemu lodowata woda to tam koło penisa latała. — To proponuję, abyś się ładnie ubrała w coś, co nie jest mokre i brudne od piwnicy, ja ci napalę w kominku, a potem pojadę po to jedzenie. Przy okazji zamknę cię na cztery spusty, żeby nic ci tu nie wlazło. — Przykucnął przy niej, o ile dalej zalegała na tej brudnej ziemi. — Chyba, że się cykasz.
No jakby nie patrzeć, to był to jednak tytułowy Dom nad Jeziorem i mógłby przywoływać różne skojarzenia. Przede wszystkim z horrorem. Tylko, że w horrorach nie ma takich fajnych tych domków. Albo są. Specjalistą od horrorów przecież nie był.
Sora Wolff
Miał bo przecież ludzie się o ten domek zabijali i wygryźć termin wcale nie było łatwo. Normalnie Jiwoong by poległ, ale jego charyzma i wzruszająca historia pewnie poruszyła serce nie tyle właściciela, co właścicielki obiektu.
I to nie swoją opowieścią o tym, że byłby świetnym wendigo i należy go wpuścić do piwnicy, aby straszył przyszłych gości. To by raczej nikogo nie poruszyło. Zwłaszcza gdyby pokazał swój okrzyk potwora, jaki wydał z siebie chwilę temu.
— Ta, potrawki. W dupie się widzę poprzewracało, że myślisz, że ty jadłabyś potrawkę ze szczura. Normalnie surowego byś musiała pędzlować, albo czekałaby cię śmierć głodowa. Survival of the fittest, jak to mówią.
A że Sora była raczej fit, to powinna sobie poradzić w przetrwaniu i życiu w piwnicy. No gdzie oni tę potrawkę by robili? Przecież mieliby żyć w piwnicy. W ciemnościach. Rozpalenie paleniska na garnuszek tylko ściągnęłoby podejrzenia.
I straż pożarną.
Gdy wyczuł jak Sorę zaczyna przytłaczać ciężar egzystencji i nie mogła się poruszyć, a zwłaszcza gdy usłyszał jej „musisz” to chyba powinna już być świadoma, że Jiwoong to tak skończony debil, że on na pewno jej nigdzie nie poniesie.
Schwycił ją tak, aby przerzucić na bok i dosłownie odłożyć na zimną i brudną posadzkę – a była zimna i brudna, i dla przypomnienia: byli w mokrej bieliźnie. Zwyczajnie zdjął ją z siebie, po czym wstał.
— No nic, no to cześć. Przetrwają najsilniejsi, Sora. Nogi ci nie działają, masz jeszcze ręce, możesz się czołgać. — Bo najwyraźniej, jebany bezczel, planował ją tak po prostu tu zostawić. Akurat tego po tym, hehe, dowcipnisiu to mogła się spodziewać. Zwłaszcza skoro byli akurat przy tej jego, hehe, śmieszkowej odsłonie. Powinna była sobie wybrać odsłonę troskliwego Jiwoonga do takich wymysłów.
Zwyczajnie zostawił ją na podłodze i przeszedł kawałek dalej, gdzie znajdowała się skrzynka z przełącznikami i zgodnie z telefonem przeklikał odpowiednie. Przeszedł kawałek dalej, aby uruchomić boiler.
— Dalej nie masz nóg? — spytał, robiąc wykrok, aby przejść nad nią. Jak gdyby nigdy nic.
No, generalnie super się reklamował. Tuż przed tym, jak planował przed nią klęknąć i poprosić o rękę.
Brakowało teraz tylko tego, żeby wytknęła mu to porzucenie w zdrowiu lub w chorobie (niedziałające nogi), które teoretycznie chciałby jej ślubować, skoro składałby jej propozycję małżeństwa. Ale Sora przecież wybaczy. Musiała wiedzieć, że na Jiwoonga, mimo jego dzbaństwa, to mogła liczyć, prawda?
Prawda?
— No, za jakieś parę godzin powinniśmy nawet mieć ciepłą wodę — obwieścił, po raz kolejny robiąc wykrok nad tym rzekomo bezwładnym ciałem Sory. Może nie bezwładnym, ale takim, co to ponoć nogi odmawiały mu posłuszeństwa. — To jako, że prysznica brać nie możemy, a raczej – ty nie możesz. — Bo jemu lodowata woda to tam koło penisa latała. — To proponuję, abyś się ładnie ubrała w coś, co nie jest mokre i brudne od piwnicy, ja ci napalę w kominku, a potem pojadę po to jedzenie. Przy okazji zamknę cię na cztery spusty, żeby nic ci tu nie wlazło. — Przykucnął przy niej, o ile dalej zalegała na tej brudnej ziemi. — Chyba, że się cykasz.
No jakby nie patrzeć, to był to jednak tytułowy Dom nad Jeziorem i mógłby przywoływać różne skojarzenia. Przede wszystkim z horrorem. Tylko, że w horrorach nie ma takich fajnych tych domków. Albo są. Specjalistą od horrorów przecież nie był.
Sora Wolff
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Aha? Jesteśmy tu na nielegalu? — spytała, zerkając na niego wymownie. — W sumie wiesz co, nie pytam, chyba nie chcę znać szczegółów. — Ona jako idolka to nie mogła mieć żadnych skandali. Nie mogła nawet publicznie pić, ani iść do klubów, bo zaraz by się do niej przysrano, że jak to tak. Jej wizerunek musiał być nienaganny. Musi się tłumaczyć z każdej, debilnej pierdoły, więc jakby wyszło na jaw, że jest Wendigo i wynajęła domek nielegalnie? Ale byłaby dobra drama na pierwsze strony gazet. Cały internet by o niej mówił.
Z drugiej strony, podobno nieważne jak mówili, ważne, że mówili.
Brew jej wymownie się uniosła do góry, kiedy powiedział, że nawet nie zrobi jej potrawki. No to już było niemiłe! Miała z nim spędzić całe życie, bo „na zawsze”, a ten nawet nie chciał się pobawić w Shreka? Nawet on na swoim bagnie robił jakieś dziwne, wykwintne dania, starał się dla swojej Fiony, a tu się okazywało, że Jiwoong nie chciał jej gotować na tej brudnej ziemi. Zawsze mogli znaleźć jakąś zapalniczkę albo coś… no jakby kochał, to by coś wymyślił, nie?
— Ah-ha? Nie postarałbyś się dla mnie? Nie ugotował? Nie wyszedł z piwnicy przez okno, aby złapać mi królika? — Bo przecież nikt by im nie kazał siedzieć tylko tutaj. Gdzieś też musieli się załatwiać, no chyba, że obiorą sobie jakiś róg za łazienkę i będzie jebać w całym domu na tyle, że jak ktoś to wynajmie, to od razu się zorientuje, że coś jest nie tak. Albo coś umarło w piwnicy. Wtedy wyjadą, nie wrócą, dadzą chujową opinię i tyle będzie z gości. — Fajnie, zapamiętam to Jiwoong. Nawet Wendigo wychodzą na dwór, a nie siedzą w jednym miejscu. — Bo też grała w gry jak w Until Dawn, a tam to wszyscy chodzili po całym domu, a Wendigo zabijało ich nawet w lesie oraz dziwnych chatkach na terenie obok. Nie mógł jej wmówić, że musieli siedzieć w jednym miejscu!
Szczerze mówiąc, to miała nadzieję, że ją podniesie, chociażby jak ten wór kartofli i weźmie z ziemi… a co się okazało? Że zamiast potraktować ją jak swoją cudowną, nieziemską kobietę, pozbył się jej jak jakiegoś zalegającego śmiecia. Mokrą, brudną, pewnie nigdy nie odkurzaną nawet pod gości, bo kto sprząta piwnicę.
— AHA? — rzuciła za nim, podnosząc się na łokciach, posyłając mu wymowne, zszokowane spojrzenie, w którym mimo oburzenia, kryło się także małe rozbawienie. I niedowierzanie.
No jeszcze kazał się jej czołgać i miał wywalone. Chodził sobie i załatwiał swoje sprawy, kiedy ona sobie leżała na ziemi, powiadamiając go, że nie może chodzić, bo nogi odmawiały jej posłuszeństwa. No ładnie Sora, w razie czego, to się zastanów jak to będzie, jeśli będziesz mieć niefortunny wypadek i zostaniesz sparaliżowana od pasa w dół. Jeszcze chłopak nakaże ci się czołgać zamiast pomagać ci się przemieszczać!
No dobra, to już było drastyczne, a ona mogła po prostu wstać, no ale!
Dalej nie masz nóg?
— Frajer — rzuciła za nim, gdy robił kolejny wykrok nad nią, kompletnie nie wzruszony.
Kiedy faktycznie się okaże, że Jiwoong przed nią klęknie, to pewnie zaraz po tym jak się popłacze ze wzruszenia, to mu naprawdę wytknie to, że ją porzucił, kiedy miała niewładne nogi! Albo za pięć minut o tym zapomni, to też była prawdopodobna opcja.
Gdy do niej podszedł po tym, jak zrobił wszystko co należało i przykucnął, w dalszym ciągu mierzyła go nieprzyjemnym, swoim udawanie złym spojrzeniem, że ją po prostu porzucił. I niby go słuchała, ale przede wszystkim skupiała się na wymownym spojrzeniu.
— Nienawidzę cię. — Powiedziała, ale nie można jej było brać na poważnie, bo to jej „nienawidzę cię”, brzmiało kompletnie fałszywie. — Znaczy kocham cię, ale w tej chwili cię nienawidzę. — Jakby się zastanawiał dlaczego, to powinien się cofnąć do tego jak ją zostawił na obrzydliwej ziemi, kompletnie się nią nie przejmując. — W ciągu pięciu minut załapałeś dwa minusy, już nigdy się z nich nie podniesiesz — powiedziała, podnosząc się z ziemi, co by otrzepać chociaż częściowo z tego syfu, który się przykleił do jej mokrych ubrań oraz ciała. Teraz zdecydowanie potrzebowała długiego, gorącego prysznica, ale… no właśnie, zanim woda się nagrzeje do odpowiedniej temperatury, to pewnie prędzej umrze przez jakąś sepsę czy inną malarię. — Zastanowię się nad tym twoim „na zawsze” — rzuciła. Miało to brzmieć jak groźba, ale kompletnie tak nie brzmiało.
Powinna popracować nad swoją „złą” miną. I zachowaniem. Dobrze, że śpiewała, a nie była aktorką, bo jej gry to raczej nikt by nie kupił.
Jiwoong Ahn
Z drugiej strony, podobno nieważne jak mówili, ważne, że mówili.
Brew jej wymownie się uniosła do góry, kiedy powiedział, że nawet nie zrobi jej potrawki. No to już było niemiłe! Miała z nim spędzić całe życie, bo „na zawsze”, a ten nawet nie chciał się pobawić w Shreka? Nawet on na swoim bagnie robił jakieś dziwne, wykwintne dania, starał się dla swojej Fiony, a tu się okazywało, że Jiwoong nie chciał jej gotować na tej brudnej ziemi. Zawsze mogli znaleźć jakąś zapalniczkę albo coś… no jakby kochał, to by coś wymyślił, nie?
— Ah-ha? Nie postarałbyś się dla mnie? Nie ugotował? Nie wyszedł z piwnicy przez okno, aby złapać mi królika? — Bo przecież nikt by im nie kazał siedzieć tylko tutaj. Gdzieś też musieli się załatwiać, no chyba, że obiorą sobie jakiś róg za łazienkę i będzie jebać w całym domu na tyle, że jak ktoś to wynajmie, to od razu się zorientuje, że coś jest nie tak. Albo coś umarło w piwnicy. Wtedy wyjadą, nie wrócą, dadzą chujową opinię i tyle będzie z gości. — Fajnie, zapamiętam to Jiwoong. Nawet Wendigo wychodzą na dwór, a nie siedzą w jednym miejscu. — Bo też grała w gry jak w Until Dawn, a tam to wszyscy chodzili po całym domu, a Wendigo zabijało ich nawet w lesie oraz dziwnych chatkach na terenie obok. Nie mógł jej wmówić, że musieli siedzieć w jednym miejscu!
Szczerze mówiąc, to miała nadzieję, że ją podniesie, chociażby jak ten wór kartofli i weźmie z ziemi… a co się okazało? Że zamiast potraktować ją jak swoją cudowną, nieziemską kobietę, pozbył się jej jak jakiegoś zalegającego śmiecia. Mokrą, brudną, pewnie nigdy nie odkurzaną nawet pod gości, bo kto sprząta piwnicę.
— AHA? — rzuciła za nim, podnosząc się na łokciach, posyłając mu wymowne, zszokowane spojrzenie, w którym mimo oburzenia, kryło się także małe rozbawienie. I niedowierzanie.
No jeszcze kazał się jej czołgać i miał wywalone. Chodził sobie i załatwiał swoje sprawy, kiedy ona sobie leżała na ziemi, powiadamiając go, że nie może chodzić, bo nogi odmawiały jej posłuszeństwa. No ładnie Sora, w razie czego, to się zastanów jak to będzie, jeśli będziesz mieć niefortunny wypadek i zostaniesz sparaliżowana od pasa w dół. Jeszcze chłopak nakaże ci się czołgać zamiast pomagać ci się przemieszczać!
No dobra, to już było drastyczne, a ona mogła po prostu wstać, no ale!
Dalej nie masz nóg?
— Frajer — rzuciła za nim, gdy robił kolejny wykrok nad nią, kompletnie nie wzruszony.
Kiedy faktycznie się okaże, że Jiwoong przed nią klęknie, to pewnie zaraz po tym jak się popłacze ze wzruszenia, to mu naprawdę wytknie to, że ją porzucił, kiedy miała niewładne nogi! Albo za pięć minut o tym zapomni, to też była prawdopodobna opcja.
Gdy do niej podszedł po tym, jak zrobił wszystko co należało i przykucnął, w dalszym ciągu mierzyła go nieprzyjemnym, swoim udawanie złym spojrzeniem, że ją po prostu porzucił. I niby go słuchała, ale przede wszystkim skupiała się na wymownym spojrzeniu.
— Nienawidzę cię. — Powiedziała, ale nie można jej było brać na poważnie, bo to jej „nienawidzę cię”, brzmiało kompletnie fałszywie. — Znaczy kocham cię, ale w tej chwili cię nienawidzę. — Jakby się zastanawiał dlaczego, to powinien się cofnąć do tego jak ją zostawił na obrzydliwej ziemi, kompletnie się nią nie przejmując. — W ciągu pięciu minut załapałeś dwa minusy, już nigdy się z nich nie podniesiesz — powiedziała, podnosząc się z ziemi, co by otrzepać chociaż częściowo z tego syfu, który się przykleił do jej mokrych ubrań oraz ciała. Teraz zdecydowanie potrzebowała długiego, gorącego prysznica, ale… no właśnie, zanim woda się nagrzeje do odpowiedniej temperatury, to pewnie prędzej umrze przez jakąś sepsę czy inną malarię. — Zastanowię się nad tym twoim „na zawsze” — rzuciła. Miało to brzmieć jak groźba, ale kompletnie tak nie brzmiało.
Powinna popracować nad swoją „złą” miną. I zachowaniem. Dobrze, że śpiewała, a nie była aktorką, bo jej gry to raczej nikt by nie kupił.
Jiwoong Ahn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Jiwoong chyba za sport już uznał testowanie cierpliwości (i miłości) Sory wobec niego, przy tych swoich głupawych żarcikach i głupawych tekstach. Tak na dobrą sprawę to żadnym z nich nie miał na celu, by ją urazić czy skrzywdzić, ale czasami potrafił pójść po tej bandzie, balansując na granicy czegoś zabawnego, a już alarmującego i czegoś, co zakrawa na patologię. Nigdy jej nie uderzył, ani nie zrobił żadnego żartu w stylu – wylanie na głowę wiadra pomyj. Głównie to teksty miał głupawe – jedne lepsze, drugie gorsze.
Grunt to tyle, że po nieudanym żarcie, rejestrował tę pewną granicę. I przede wszystkim gruntem było to, że potrafił szczerze przeprosić. Tak po prostu, bez wymawiania się, żeby przestała, bo to był tylko dowcip.
— Srajer — odpyskował jej, wykorzystując do tego zakazaną argumentację. Tą samą, której miał przecież nie używać, żeby Sora nie chlapnęła mu w odpowiedzi na pytanie „czy wyjdziesz” poprzez „sryjdziesz”. Bo byłoby to niezręczne. I jego na pewno by nie bawiło.
Ale teraz mógł jej odpowiedzieć takim srajerem. Tak żeby zaznaczyć swoją dominację. A raczej zatrważająco niską liczbę istniejących szarych komórek.
I kiedy już był przy niej, a ona się dalej pultała i opowiadała o tym, jak bardzo go nienawidzi (i jednocześnie kocha, aha), kiedy próbowała mu coś tam powiedzieć, on z kucania przyklęknął na tyle, by podeprzeć się na tej brudnej ziemi jedną dłonią, a potem wcisnąć Sorze na usta pocałunek – czy tego chciała czy nie – jednocześnie próbując ją tym samym ją zakneblować.
I już w głowie słyszał to jej: no bezczelny!.
Był. Na tyle, na ile sama mu na to pozwalała. Ani trochę więcej w kierunku przesady.
Jak już ją wycałował i odpowiednio zakneblował to faktycznie ją podniósł. Czy jej się to podobało, czy nie. Jak się nie podobało, to skończyła jako wór ziemniaków wyniesiony z piwnicy. Jak się aż tak nie rzucała – to zabrał ją jako księżniczkę.
Nawet jeśli nazewnictwo zarezerwowane.
~*~
W sobotę to wstał odpowiednio wcześnie. Wyślizgnął się z łóżka, jakimś cudem odklejając od siebie Sorę bez budzenia jej. Zszedł na dół i za pomocą kupionych dzień wcześniej produktów, przygotował śniadanie. Nie było to nic wybitnego, bo on w kuchni to wybitny nie był, ale był to jeden z niewielu przepisów mamy, który był odpowiednio prosty, aby on zdołał go zapamiętać i odtworzyć. I przede wszystkim – taki, który testował na Sorze i wiedział, że jej smakował.
Jak na idealnego, potencjalnego partnera na całe życie, wystawił to wszystko, co zrobił, ładnie na drewnianym stoliku, tym z Ikei do śniadań, nawet habazia jakiegoś zerwał z dworu i wsadził do szklanki z wodą, również ustawionej.
A potem potuptał, modląc się w duchu, aby się nie wypierdolić po drodze, na piętro do sypialni.
Przysiadł na krawędzi łóżka, dość stabilnie ustawiając na boku całą chybotliwą konstrukcję. Wolał najpierw obudzić Sorę, aby nie katapultowała gdzieś przypadkiem swojego śniadania. Ale spójrzcie na niego – jaki on sprytny. Zaczyna od dobrego śniadania do łóżka, żeby zrobić pierwsze, dobre wrażenie tego dnia. Pewnie zaraz wytrze ją w szlak, na który jednak mieli nie iść. Nie no, nie wytrze.
Dzisiaj akurat musiał zbierać same plusy.
— Czy moja najpiękniejsza gwiazda zaranna wstaje już? — zaczął, jakże śpiewnie i jakże sympatycznie. Ale przynajmniej nie był to pierwszy raz w jej życiu, kiedy ją tak budził. Tak aby odsunąć podejrzenia od siebie. I aby to zrobić jeszcze bardziej, miał jeszcze kilka strategii, które zamierzał wykorzystać.
Wychylił się w jej stronę, aby wcisnąć jej na usta buziaka, a potem podniósł stoliczek, by móc ustawić go przed nią, jak tylko się jako tako ogarnęła.
— Czy wiedziałaś że dzisiaj mija dokładnie rok odkąd Max postanowił cię staranować, a ty na mój widok aż dostałaś okresu? — zaczął. To był ten jego upośledzony plan. Jeśli powie jej teraz, że mają taką rocznicę, to pewnie wszystko jej się w głowie poukłada w kierunku: ten wyjazd jest z okazji pierwszego spotkania, awww. I tym sposobem jej czujność na dobre zostanie uśpiona.
Ależ on był niesamowicie podstępny.
Sora Wolff
Grunt to tyle, że po nieudanym żarcie, rejestrował tę pewną granicę. I przede wszystkim gruntem było to, że potrafił szczerze przeprosić. Tak po prostu, bez wymawiania się, żeby przestała, bo to był tylko dowcip.
— Srajer — odpyskował jej, wykorzystując do tego zakazaną argumentację. Tą samą, której miał przecież nie używać, żeby Sora nie chlapnęła mu w odpowiedzi na pytanie „czy wyjdziesz” poprzez „sryjdziesz”. Bo byłoby to niezręczne. I jego na pewno by nie bawiło.
Ale teraz mógł jej odpowiedzieć takim srajerem. Tak żeby zaznaczyć swoją dominację. A raczej zatrważająco niską liczbę istniejących szarych komórek.
I kiedy już był przy niej, a ona się dalej pultała i opowiadała o tym, jak bardzo go nienawidzi (i jednocześnie kocha, aha), kiedy próbowała mu coś tam powiedzieć, on z kucania przyklęknął na tyle, by podeprzeć się na tej brudnej ziemi jedną dłonią, a potem wcisnąć Sorze na usta pocałunek – czy tego chciała czy nie – jednocześnie próbując ją tym samym ją zakneblować.
I już w głowie słyszał to jej: no bezczelny!.
Był. Na tyle, na ile sama mu na to pozwalała. Ani trochę więcej w kierunku przesady.
Jak już ją wycałował i odpowiednio zakneblował to faktycznie ją podniósł. Czy jej się to podobało, czy nie. Jak się nie podobało, to skończyła jako wór ziemniaków wyniesiony z piwnicy. Jak się aż tak nie rzucała – to zabrał ją jako księżniczkę.
Nawet jeśli nazewnictwo zarezerwowane.
W sobotę to wstał odpowiednio wcześnie. Wyślizgnął się z łóżka, jakimś cudem odklejając od siebie Sorę bez budzenia jej. Zszedł na dół i za pomocą kupionych dzień wcześniej produktów, przygotował śniadanie. Nie było to nic wybitnego, bo on w kuchni to wybitny nie był, ale był to jeden z niewielu przepisów mamy, który był odpowiednio prosty, aby on zdołał go zapamiętać i odtworzyć. I przede wszystkim – taki, który testował na Sorze i wiedział, że jej smakował.
Jak na idealnego, potencjalnego partnera na całe życie, wystawił to wszystko, co zrobił, ładnie na drewnianym stoliku, tym z Ikei do śniadań, nawet habazia jakiegoś zerwał z dworu i wsadził do szklanki z wodą, również ustawionej.
A potem potuptał, modląc się w duchu, aby się nie wypierdolić po drodze, na piętro do sypialni.
Przysiadł na krawędzi łóżka, dość stabilnie ustawiając na boku całą chybotliwą konstrukcję. Wolał najpierw obudzić Sorę, aby nie katapultowała gdzieś przypadkiem swojego śniadania. Ale spójrzcie na niego – jaki on sprytny. Zaczyna od dobrego śniadania do łóżka, żeby zrobić pierwsze, dobre wrażenie tego dnia. Pewnie zaraz wytrze ją w szlak, na który jednak mieli nie iść. Nie no, nie wytrze.
Dzisiaj akurat musiał zbierać same plusy.
— Czy moja najpiękniejsza gwiazda zaranna wstaje już? — zaczął, jakże śpiewnie i jakże sympatycznie. Ale przynajmniej nie był to pierwszy raz w jej życiu, kiedy ją tak budził. Tak aby odsunąć podejrzenia od siebie. I aby to zrobić jeszcze bardziej, miał jeszcze kilka strategii, które zamierzał wykorzystać.
Wychylił się w jej stronę, aby wcisnąć jej na usta buziaka, a potem podniósł stoliczek, by móc ustawić go przed nią, jak tylko się jako tako ogarnęła.
— Czy wiedziałaś że dzisiaj mija dokładnie rok odkąd Max postanowił cię staranować, a ty na mój widok aż dostałaś okresu? — zaczął. To był ten jego upośledzony plan. Jeśli powie jej teraz, że mają taką rocznicę, to pewnie wszystko jej się w głowie poukłada w kierunku: ten wyjazd jest z okazji pierwszego spotkania, awww. I tym sposobem jej czujność na dobre zostanie uśpiona.
Ależ on był niesamowicie podstępny.
Sora Wolff
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie miała żadnego żalu do niego, bo też rzadko kiedy faktycznie była urażona. Umiała jednak pokazać swoje niezadowolenie, kiedy czasami żarty szły za daleko. A potrafiły, bo śmieszki śmieszkami, ale ona dalej była typową babą, która lubiła jak się o nią dbało oraz troszczyło. Nawet jeśli sobie żartowali. Niestety tam była wtedy raczej cienka granica, ale na szczęście albo Jiwoong ją wyczuwał, albo ona musiała ją zaznaczyć.
Ale to nie miało większego znaczenia w dłuższym rozgraniczeniu, bo ostatecznie się dogadywali, a Ahn znajdował sposoby na to, aby ją po prostu udobruchać. Nie mówiąc o tym, że bardzo szybko jej przechodziła wszelka złość. Gdy złościła się dłużej niż pół godziny, to już można się było faktycznie martwić.
Ale to nie był ten dzień. Bo jak tylko złapał ją w ręce, to się rozchmurzyła i od razu zaczęła śmiać, nie mogąc dłużej udawać swojego oburzenia.
Spała naprawdę dobrze. Spokojnie, głęboko, na tyle odpowiednio, że nawet nie zauważyła, kiedy Jiwoong ją od siebie odkleił. Bo jak wiadomo, Sora uwielbiała się przytulać i w nocy to się zwykle nie odklejała od swojego chłopaka, To był jej paradoks. Człowiek, który nienawidził kontaktu fizycznego z kimkolwiek, od tej jednej osoby zwyczajnie nie mogła się odczepić. Chyba, że ta sama się odczepiała niezauważenie. Wtedy Sora przytulała się do własnej poduszki.
I teraz było dokładnie tak samo.
Gdy Jiwoong zniknął z łóżka, jej ciało automatycznie wtuliło się w poduszkę. Nie przebudzała się. Czuła się bezpiecznie i dobrze. Nie było tu żadnego zagrożenia, dlatego jej organizm o niczym jej nie alarmował. Przynajmniej do momentu w którym materac łóżka się nie ugiął pod czyimś ciężarem. Wtedy dopiero jej podświadomość wróciła do pracy i ogarnęła, że chyba już należy wstawać.
Otworzyła jedno oko, potem drugie, a na twarz wpełzł jej łagodny, zadowolony uśmiech w odpowiedzi na jego słowa. I na widok tego, co przyniósł ze sobą.
— Dzień dobry? — mruknęła jeszcze zaspana, podnosząc się nieco na przedramionach, co by zerknąć na stolik z dobrociami. Odwzajemniła szybkiego buziaka i podniosła się wyżej, do siadu, co by mógł ustawić posiłek przed nią. — A co to za śniadanie do łóżka? — spytała, nieco zaskoczona. Bo chociaż Jiwoong umiał sprawić, aby czuła się jak księżniczka, to zwykle coś za tym stało. Jakiś powód, jakieś „coś”. I teraz zaczęła się zastanawiać czy ona przypadkiem o czymś nie zapomniała…
Bo jak się okazywało - zapomniała.
— To już minął rok od najbardziej żenującego dnia mojego życia? — spytała z uśmiechem, kiedy zdradził jej co to za ważna data.
Teraz to wszystko miało sens. To już rok od momentu w którym się poznali. Gdy Max w nią wbiegł, a ona przeżyła ten okropny moment, w którym dostała okres i zaczęła przeciekać przez spodnie. Na szczęście Jiwoong zachował się jak mężczyzna i gentleman, i już od początku ją kupił. Tylko… no wiadomo jak to poszło. I jak dużo cierpliwości musiał do niej mieć.
— Jesteś kochany — powiedziała, sięgając dłonią do jego policzka, co by przejechać po nim kciukiem. Zaraz jednak przeniosła spojrzenie na zrobione przez niego śniadanie. Bo mu wierzyła i nie miała absolutnie żadnych powodów, aby wątpić w jego słowa oraz intencje.
Sięgnęła po kawałek pierwszej porcji przygotowanego śniadania.
— To jakie mamy plany na dzisiaj? — spytała, pakując sobie jedzenie do ust. Bo skoro zaplanował to ze względu na to, że jest specjalna data, to wiedziała, po prostu wiedziała, że w głowie miał coś jeszcze. I nie było to tylko śniadanie do łóżka. I łażenie po górach. — Kąpiel w jeziorze też dzisiaj gdzieś tam jest? — spytała, unosząc kącik ust wymowniej do góry, zaraz jednak kawałek przygotowanego przez niego jedzenia podając jemu, bo na pewno też chciał posmakować swoich dań. Wczoraj im to wyszło na dobre, nawet jeśli potem śmierdziała glonem i musiała się porządnie wykąpać, używając masę żeli oraz kremów, aby pachnieć ładnie, a nie stęchlizną… ale hej, warto było.
Jiwoong Ahn
Ale to nie miało większego znaczenia w dłuższym rozgraniczeniu, bo ostatecznie się dogadywali, a Ahn znajdował sposoby na to, aby ją po prostu udobruchać. Nie mówiąc o tym, że bardzo szybko jej przechodziła wszelka złość. Gdy złościła się dłużej niż pół godziny, to już można się było faktycznie martwić.
Ale to nie był ten dzień. Bo jak tylko złapał ją w ręce, to się rozchmurzyła i od razu zaczęła śmiać, nie mogąc dłużej udawać swojego oburzenia.
Spała naprawdę dobrze. Spokojnie, głęboko, na tyle odpowiednio, że nawet nie zauważyła, kiedy Jiwoong ją od siebie odkleił. Bo jak wiadomo, Sora uwielbiała się przytulać i w nocy to się zwykle nie odklejała od swojego chłopaka, To był jej paradoks. Człowiek, który nienawidził kontaktu fizycznego z kimkolwiek, od tej jednej osoby zwyczajnie nie mogła się odczepić. Chyba, że ta sama się odczepiała niezauważenie. Wtedy Sora przytulała się do własnej poduszki.
I teraz było dokładnie tak samo.
Gdy Jiwoong zniknął z łóżka, jej ciało automatycznie wtuliło się w poduszkę. Nie przebudzała się. Czuła się bezpiecznie i dobrze. Nie było tu żadnego zagrożenia, dlatego jej organizm o niczym jej nie alarmował. Przynajmniej do momentu w którym materac łóżka się nie ugiął pod czyimś ciężarem. Wtedy dopiero jej podświadomość wróciła do pracy i ogarnęła, że chyba już należy wstawać.
Otworzyła jedno oko, potem drugie, a na twarz wpełzł jej łagodny, zadowolony uśmiech w odpowiedzi na jego słowa. I na widok tego, co przyniósł ze sobą.
— Dzień dobry? — mruknęła jeszcze zaspana, podnosząc się nieco na przedramionach, co by zerknąć na stolik z dobrociami. Odwzajemniła szybkiego buziaka i podniosła się wyżej, do siadu, co by mógł ustawić posiłek przed nią. — A co to za śniadanie do łóżka? — spytała, nieco zaskoczona. Bo chociaż Jiwoong umiał sprawić, aby czuła się jak księżniczka, to zwykle coś za tym stało. Jakiś powód, jakieś „coś”. I teraz zaczęła się zastanawiać czy ona przypadkiem o czymś nie zapomniała…
Bo jak się okazywało - zapomniała.
— To już minął rok od najbardziej żenującego dnia mojego życia? — spytała z uśmiechem, kiedy zdradził jej co to za ważna data.
Teraz to wszystko miało sens. To już rok od momentu w którym się poznali. Gdy Max w nią wbiegł, a ona przeżyła ten okropny moment, w którym dostała okres i zaczęła przeciekać przez spodnie. Na szczęście Jiwoong zachował się jak mężczyzna i gentleman, i już od początku ją kupił. Tylko… no wiadomo jak to poszło. I jak dużo cierpliwości musiał do niej mieć.
— Jesteś kochany — powiedziała, sięgając dłonią do jego policzka, co by przejechać po nim kciukiem. Zaraz jednak przeniosła spojrzenie na zrobione przez niego śniadanie. Bo mu wierzyła i nie miała absolutnie żadnych powodów, aby wątpić w jego słowa oraz intencje.
Sięgnęła po kawałek pierwszej porcji przygotowanego śniadania.
— To jakie mamy plany na dzisiaj? — spytała, pakując sobie jedzenie do ust. Bo skoro zaplanował to ze względu na to, że jest specjalna data, to wiedziała, po prostu wiedziała, że w głowie miał coś jeszcze. I nie było to tylko śniadanie do łóżka. I łażenie po górach. — Kąpiel w jeziorze też dzisiaj gdzieś tam jest? — spytała, unosząc kącik ust wymowniej do góry, zaraz jednak kawałek przygotowanego przez niego jedzenia podając jemu, bo na pewno też chciał posmakować swoich dań. Wczoraj im to wyszło na dobre, nawet jeśli potem śmierdziała glonem i musiała się porządnie wykąpać, używając masę żeli oraz kremów, aby pachnieć ładnie, a nie stęchlizną… ale hej, warto było.
Jiwoong Ahn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Jakkolwiek żenujący ten dzień nie był, to był również bardzo ważny w jego życiu. Powinien być dozgonnie wdzięczny Maxowi, że postanowił poturbować akurat Sorę, bo może gdyby nie on, to nawet nie znalazłby się po tej stronie stawu co i ona. I nie miałby okazji jej zobaczyć, zagadać i potem… ratować.
To będzie świetna historia do opowiadania na weselu.
O ile w ogóle się na wesele zgodzi.
— Cały piękny rok — powiedział, posyłając jej delikatny, czarujący uśmiech numer trzy, zarezerwowany tylko dla niej. — Z jedną tylko, krótką przerwą, ale ona jest jak Bruno. A my nie mówimy o Brunie. — Chodziło oczywiście o moment, w którym Jiwoong odjebał ten swój ghosting. Ale że to przepracowali, no i to nawet szybko, to mogli faktycznie nie odliczać tego czasu.
Na pewno nie dedykowali swojej dramie całego półrocza, ale to był przypadek znacznie inny. Jiwoong szybko zdał sobie sprawę z tego, że mocno zjebał i sporo stracił, a Sora, na jego szczęście, nie wyprowadziła się na drugi koniec globu. Pomogła mu też ich wspólna koleżanka.
Ale to był ich Bruno. A o Brunie się nie mówi.
Krótko, bo krótko, ale wtulił się w jej dłoń. Ciesząc się choćby tym krótkim kontaktem, który z nią miał. Dzisiaj był dla niego wyjątkowo ważny dzień i był przeczulony na to, w jakim nastroju była. I jak się zachowywała. Bo wiadomo – chciał ją nastroić jak najlepiej do tego jednego, ważnego pytania. Tak, aby odpowiedź była korzystna dla niego, hehe.
Rozsiadł się obok niej nieco wygodniej obok niej na materacu.
— Możemy znaleźć chwilę na kąpiel — stwierdził, by zaraz potem wyciągnąć z kieszeni jeansów pomiętą mapę. Mapę szlaków. Na twarzy mając uśmiech trzylatka, który właśnie zamierza pokazać mamie stronę w gazetce z Tesco z jego nową, wymarzoną zabawką.
Rozłożył mapę, a potem wycelował palcem w jedno z miejsc na niej.
— Chciałbym pójść tutaj. Obiecuję, że to nie są żadne pojebane szlaki przez góry! — No mówił, że nie będą chodzili po górach. Ba, mówił przecież, że nie zabierze jej w góry, no chyba że będzie go błagaaaała. Tylko, że na to raczej się nie zapowiadało. On sobie najwyżej sam wyskoczy, kiedy Sora będzie miała czas dla siebie nad wodą. O ile wszystko pójdzie dobrze, a ona będzie chciała chwilę wolnego od niego po tym wszystkim.
Oby całej reszty życia nie chciała wolnego od niego.
— To trasa całkiem płaska, idzie wzdłuż jeziora. Na koniec ma być jakieś ładne, instagramowe miejsce, więc będziesz mogła sobie zrobić foteczkę na te swoje socjale. No i ja sobie zrobię jakąś nową tapetę. — Cały czas nosił ją na tapecie, niezmiennie z tej pierwszej randeczki. Po roku może czas najwyższy na upgrade, ale tutaj Jiwoong myślał, że jest bardzo sprytny i równie sprytnie rozgrywał swoją partię, żeby zachęcić Sorę do ubrania się w coś ładniejszego niż dres.
Jemu dres by nie przeszkadzał, ale zakładał, że mogłaby mieć pretensje potem do niej – nie jakieś ciężkie – że jej nie powiedział i na tych wszystkich zdjęciach czy nagraniach z ukrycia to wystąpiła w powyciąganym dresie, najlepiej to w ogóle w jego dresie. Dlatego tutaj mister sprytu podpowiadał, że on to chciał nową tapetę, a przez to zamierzał chyba wzbudzić w Sorze poczucie, żeby się wyładniła. Może nie w jakąś suknię wieczorową, ale wiadomo o co chodzi. Tak w drodze rozsądku.
Dla niego to zawsze był ładna, nawet w jego dresie i z kołtunem na głowie, ale chciał, żeby ona też miała ten swój komfort. Na wszelki wypadek. Niczego przecież do stracenia nie mieli. Bo może by się okazało, że jej powyciągane spodnie dresowe Jiwoonga nie przeszkadzały, jak miała je na dupie.
Ale sam też wolał pójść w jeansach i jakiejś niezobowiązującej koszuli niż w t-shircie z nadrukiem „F#CK” lub innym takim.
— Zjedz sobie na spokojnie, wykąp, co tam jeszcze potrzebujesz. Czas nas nie goni, jesteśmy na wakacjach. — Najwyżej Jaehyun będzie dłużej siedział w tych krzakach, zgodnie z poczynionym wcześniej planem, ale wybaczy mu.19 lat miał, młody był, mógł siedzieć po krzakach. — Nasze hasło na ten wyjazd to przecież: no stress, jedynie czilowanie bomby. — I twoje umieranie w środku Jiwoong, ale to akurat niewielki szczegół.
Coś, czego się nie przeskoczy, dopóki nie przyjdzie co do czego. A jak przyjdzie co do czego to albo depresja, albo radość aż po kres. Czas pokaże.
Sora Wolff
To będzie świetna historia do opowiadania na weselu.
O ile w ogóle się na wesele zgodzi.
— Cały piękny rok — powiedział, posyłając jej delikatny, czarujący uśmiech numer trzy, zarezerwowany tylko dla niej. — Z jedną tylko, krótką przerwą, ale ona jest jak Bruno. A my nie mówimy o Brunie. — Chodziło oczywiście o moment, w którym Jiwoong odjebał ten swój ghosting. Ale że to przepracowali, no i to nawet szybko, to mogli faktycznie nie odliczać tego czasu.
Na pewno nie dedykowali swojej dramie całego półrocza, ale to był przypadek znacznie inny. Jiwoong szybko zdał sobie sprawę z tego, że mocno zjebał i sporo stracił, a Sora, na jego szczęście, nie wyprowadziła się na drugi koniec globu. Pomogła mu też ich wspólna koleżanka.
Ale to był ich Bruno. A o Brunie się nie mówi.
Krótko, bo krótko, ale wtulił się w jej dłoń. Ciesząc się choćby tym krótkim kontaktem, który z nią miał. Dzisiaj był dla niego wyjątkowo ważny dzień i był przeczulony na to, w jakim nastroju była. I jak się zachowywała. Bo wiadomo – chciał ją nastroić jak najlepiej do tego jednego, ważnego pytania. Tak, aby odpowiedź była korzystna dla niego, hehe.
Rozsiadł się obok niej nieco wygodniej obok niej na materacu.
— Możemy znaleźć chwilę na kąpiel — stwierdził, by zaraz potem wyciągnąć z kieszeni jeansów pomiętą mapę. Mapę szlaków. Na twarzy mając uśmiech trzylatka, który właśnie zamierza pokazać mamie stronę w gazetce z Tesco z jego nową, wymarzoną zabawką.
Rozłożył mapę, a potem wycelował palcem w jedno z miejsc na niej.
— Chciałbym pójść tutaj. Obiecuję, że to nie są żadne pojebane szlaki przez góry! — No mówił, że nie będą chodzili po górach. Ba, mówił przecież, że nie zabierze jej w góry, no chyba że będzie go błagaaaała. Tylko, że na to raczej się nie zapowiadało. On sobie najwyżej sam wyskoczy, kiedy Sora będzie miała czas dla siebie nad wodą. O ile wszystko pójdzie dobrze, a ona będzie chciała chwilę wolnego od niego po tym wszystkim.
Oby całej reszty życia nie chciała wolnego od niego.
— To trasa całkiem płaska, idzie wzdłuż jeziora. Na koniec ma być jakieś ładne, instagramowe miejsce, więc będziesz mogła sobie zrobić foteczkę na te swoje socjale. No i ja sobie zrobię jakąś nową tapetę. — Cały czas nosił ją na tapecie, niezmiennie z tej pierwszej randeczki. Po roku może czas najwyższy na upgrade, ale tutaj Jiwoong myślał, że jest bardzo sprytny i równie sprytnie rozgrywał swoją partię, żeby zachęcić Sorę do ubrania się w coś ładniejszego niż dres.
Jemu dres by nie przeszkadzał, ale zakładał, że mogłaby mieć pretensje potem do niej – nie jakieś ciężkie – że jej nie powiedział i na tych wszystkich zdjęciach czy nagraniach z ukrycia to wystąpiła w powyciąganym dresie, najlepiej to w ogóle w jego dresie. Dlatego tutaj mister sprytu podpowiadał, że on to chciał nową tapetę, a przez to zamierzał chyba wzbudzić w Sorze poczucie, żeby się wyładniła. Może nie w jakąś suknię wieczorową, ale wiadomo o co chodzi. Tak w drodze rozsądku.
Dla niego to zawsze był ładna, nawet w jego dresie i z kołtunem na głowie, ale chciał, żeby ona też miała ten swój komfort. Na wszelki wypadek. Niczego przecież do stracenia nie mieli. Bo może by się okazało, że jej powyciągane spodnie dresowe Jiwoonga nie przeszkadzały, jak miała je na dupie.
Ale sam też wolał pójść w jeansach i jakiejś niezobowiązującej koszuli niż w t-shircie z nadrukiem „F#CK” lub innym takim.
— Zjedz sobie na spokojnie, wykąp, co tam jeszcze potrzebujesz. Czas nas nie goni, jesteśmy na wakacjach. — Najwyżej Jaehyun będzie dłużej siedział w tych krzakach, zgodnie z poczynionym wcześniej planem, ale wybaczy mu.
Coś, czego się nie przeskoczy, dopóki nie przyjdzie co do czego. A jak przyjdzie co do czego to albo depresja, albo radość aż po kres. Czas pokaże.
Sora Wolff
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— Nie mówimy — poprawiła po nim. Ta jedna wpadka niczego nie psuła, a w zasadzie sprawiła, że byli razem silniejsi, a w dodatku pewniejsi siebie nawzajem. Bo chociaż zaczynało się dobrze, tak ten jeden epizod pomógł jej kilka rzeczy zrozumieć. I dzięki temu sobie też uświadomiła, że Jiwoong nie był przecież tylko jakimś chłopakiem z którym się spotykała i przestała, tylko z jakiegoś powodu zapadł się w jej serducho mocniej niż powinien. Może to przez to, że jej ciało samo go wybrało i jak raz nie uciekało, a może przez to, że czuła się przy nim dziwnie swobodnie, i jego nagły brak obecności oraz kontaktu stał się mocno odczuwalny.
Nie wiedziała wtedy co to było. Ale teraz już tak.
Doceniała każdy dzień i godzinę z nim spędzoną. I dlatego też tak bardzo ciągnęła do wspólnych wyjść oraz weekendów, które tylko ich do siebie zbliżały. Podczas nich czuła się zwyczajnie dobrze, dokładnie tak jak powinna. Jakby była w odpowiednim miejscu, z odpowiednią osobą. Tak jak teraz, w tym łóżku w domku pośrodku niczego, z jedyną osobą, którą potrzebowała.
Kącik ust jej drgnął wyżej, gdy przyznał, że znajdzie się chwila na kąpiel w jeziorze, ale jeszcze wyraźniej się uśmiechnęła, kiedy wyciągnął mapę, aby pokazać jej palcem zaznaczone szlaki. A dokładniej jedno miejsce, które go interesowało.
— A co tam jest? — spytała, biorąc kolejnego kęsa przygotowanego specjalnie dla niej śniadania, popijając je sokiem. Domyślała się, że skoro wybrał coś, to miał jakiś powód. Może widział to na instagramie, a może na jakiejś z grup na Facebooku opowiadali o tym miejscu. Cholera wiedziała, ale znała Jiwoonga już na tyle, aby wiedzieć, że nie potrzebował niewiadomo jakiego powodu, aby gdzieś iść. Zwłaszcza jeśli chodziło o góry.
Oblizała widelec, który włożyła do ust z jedzeniem, a kącik ust jej drgnął wyżej.
— Uuu, dbasz o moje instagramy? — spytała, celując w niego sztućcem. — Bardziej ci chodzi o tapetę, nie? — Na pewno. Jej instagramy były… różne. Musiała być na nich aktywna i pokazywać swoje życie, w tym z wyjazdów, sesji czy nawet wolnego czasu, bo to zwiększało aktywność. Ludzie komentowali, hejtowali, udostępniali, cokolwiek. Ważne, że się budzili z każdym zdjęciem.
Ale musiała dobrze wyglądać, bo… no fani nie wybaczali. I nawet jeśli byłaby w dresie, to musiałby to być dobry, markowy dres. Bez żadnej dziury, bo bardzo szybko by się do tego przypierdolono i uznano ją za fleja. Niby nieważne jak mówili, ważne, że mówili, ale w jej przypadku wolała, aby to było dobre słowo.
Tak więc dobrze to rozgrywał. Każdy kolejny krok był poprawny, a ona niczego nie podejrzewała. Jakby mogła? Przecież to był tylko kolejny wyjazd, kolejne wyjście, kolejne zdjęcia, które robili do swojej prywatnej kolekcji.
Wysłuchała jego planu i przytaknęła, przeżuwając kolejny kęs swojego śniadania.
— Dobra. — To brzmiało dobrze. Czas jej nie gonił jak raz, mieli się nie stresować, tylko odpoczywać. Często tego potrzebowała i to właśnie on tego pilnował bardziej, niż ona. — A ty przepraszam co jadłeś? — spytała, zerkając na niego podejrzliwie. Zaraz jednak sięgnęła do śniadania i nabrała odpowiednią porcję, wychylając widelec w jego stronę. — Masz, jedz. Musisz mieć siły na ten twój szlak. — Nie tylko na to będzie potrzebować sił, Sora. Tylko bardziej będzie potrzebował siły psychicznej, aby nie paść ze stresu na zawał.
Gdy zjadła swoje śniadanie, karmiąc go przy okazji, bo na pewno sam nie zjadł niczego wcześniej, a nawet jeśli zjadł, to nieważne. Zaraz po tym wstała, wzięła swoje rzeczy i przeszła do dużej łazienki, z ogromnym prysznicem, aby się tam wykąpać. Nałożyła oczywiście wszystkie swoje szampony, peelingi, żele, doprowadziła się do porządku, a potem jeszcze zrobiła swoją codzienną pielęgnację twarzy. Ogarnęła włosy, wysuszyła je i nawet trochę ułożyła. Potem ubrała się dość luźno, ale stylowo, jak to na nią przystało.
I kiedy była ogarnięta na tyle odpowiednio, aby iść na szlak, ale też na tyle dobrze, by zrobić fotki na swój Instagram, zeszła na dół po schodach, do salonu łączonego z kuchnią, by pokazać się Jiwoongowi, że była już gotowa na to, co przygotował.
— Może być? — spytała, pokazując mu się niczym rodowa modelka na wybiegu. Nawet zrobiła koci krok, co by przedstawić mu swój ubiór na wycieczkę. Nie było to nic z okładki magazynu, ale hej, daleko temu było do wyciągniętego, poplamionego dresu.
Jiwoong Ahn
Nie wiedziała wtedy co to było. Ale teraz już tak.
Doceniała każdy dzień i godzinę z nim spędzoną. I dlatego też tak bardzo ciągnęła do wspólnych wyjść oraz weekendów, które tylko ich do siebie zbliżały. Podczas nich czuła się zwyczajnie dobrze, dokładnie tak jak powinna. Jakby była w odpowiednim miejscu, z odpowiednią osobą. Tak jak teraz, w tym łóżku w domku pośrodku niczego, z jedyną osobą, którą potrzebowała.
Kącik ust jej drgnął wyżej, gdy przyznał, że znajdzie się chwila na kąpiel w jeziorze, ale jeszcze wyraźniej się uśmiechnęła, kiedy wyciągnął mapę, aby pokazać jej palcem zaznaczone szlaki. A dokładniej jedno miejsce, które go interesowało.
— A co tam jest? — spytała, biorąc kolejnego kęsa przygotowanego specjalnie dla niej śniadania, popijając je sokiem. Domyślała się, że skoro wybrał coś, to miał jakiś powód. Może widział to na instagramie, a może na jakiejś z grup na Facebooku opowiadali o tym miejscu. Cholera wiedziała, ale znała Jiwoonga już na tyle, aby wiedzieć, że nie potrzebował niewiadomo jakiego powodu, aby gdzieś iść. Zwłaszcza jeśli chodziło o góry.
Oblizała widelec, który włożyła do ust z jedzeniem, a kącik ust jej drgnął wyżej.
— Uuu, dbasz o moje instagramy? — spytała, celując w niego sztućcem. — Bardziej ci chodzi o tapetę, nie? — Na pewno. Jej instagramy były… różne. Musiała być na nich aktywna i pokazywać swoje życie, w tym z wyjazdów, sesji czy nawet wolnego czasu, bo to zwiększało aktywność. Ludzie komentowali, hejtowali, udostępniali, cokolwiek. Ważne, że się budzili z każdym zdjęciem.
Ale musiała dobrze wyglądać, bo… no fani nie wybaczali. I nawet jeśli byłaby w dresie, to musiałby to być dobry, markowy dres. Bez żadnej dziury, bo bardzo szybko by się do tego przypierdolono i uznano ją za fleja. Niby nieważne jak mówili, ważne, że mówili, ale w jej przypadku wolała, aby to było dobre słowo.
Tak więc dobrze to rozgrywał. Każdy kolejny krok był poprawny, a ona niczego nie podejrzewała. Jakby mogła? Przecież to był tylko kolejny wyjazd, kolejne wyjście, kolejne zdjęcia, które robili do swojej prywatnej kolekcji.
Wysłuchała jego planu i przytaknęła, przeżuwając kolejny kęs swojego śniadania.
— Dobra. — To brzmiało dobrze. Czas jej nie gonił jak raz, mieli się nie stresować, tylko odpoczywać. Często tego potrzebowała i to właśnie on tego pilnował bardziej, niż ona. — A ty przepraszam co jadłeś? — spytała, zerkając na niego podejrzliwie. Zaraz jednak sięgnęła do śniadania i nabrała odpowiednią porcję, wychylając widelec w jego stronę. — Masz, jedz. Musisz mieć siły na ten twój szlak. — Nie tylko na to będzie potrzebować sił, Sora. Tylko bardziej będzie potrzebował siły psychicznej, aby nie paść ze stresu na zawał.
Gdy zjadła swoje śniadanie, karmiąc go przy okazji, bo na pewno sam nie zjadł niczego wcześniej, a nawet jeśli zjadł, to nieważne. Zaraz po tym wstała, wzięła swoje rzeczy i przeszła do dużej łazienki, z ogromnym prysznicem, aby się tam wykąpać. Nałożyła oczywiście wszystkie swoje szampony, peelingi, żele, doprowadziła się do porządku, a potem jeszcze zrobiła swoją codzienną pielęgnację twarzy. Ogarnęła włosy, wysuszyła je i nawet trochę ułożyła. Potem ubrała się dość luźno, ale stylowo, jak to na nią przystało.
I kiedy była ogarnięta na tyle odpowiednio, aby iść na szlak, ale też na tyle dobrze, by zrobić fotki na swój Instagram, zeszła na dół po schodach, do salonu łączonego z kuchnią, by pokazać się Jiwoongowi, że była już gotowa na to, co przygotował.
— Może być? — spytała, pokazując mu się niczym rodowa modelka na wybiegu. Nawet zrobiła koci krok, co by przedstawić mu swój ubiór na wycieczkę. Nie było to nic z okładki magazynu, ale hej, daleko temu było do wyciągniętego, poplamionego dresu.
Jiwoong Ahn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— Dowiesz się, jak dotrzemy na miejsce, nie będę ci spoilerował — odpowiedział, zaraz dodając: — Jak ci teraz zdradzę co to, to może uznasz, że beznadzieja i w ogóle nie będziesz chciała tam iść. A tak to pójdziesz, wiedziona ciekawością, a potem pójdzie to w dwie strony. Albo uznasz, że beznadzieja i będziesz chciała wracać, albo uznasz że super zajebiście. Ale ja już wtedy będę na wygranej pozycji, bo będziemy na miejscu. — Przyłożył palec do skroni w ikonicznym dość geście faceta, który miał łeb na karku i niesamowity pomyślunek. Mistrz strategii i tak dalej.
Renoir mógłby się od niego uczyć takich skomplikowanych zagrań.
— Nie no gdzie tam? Mi? O tapetę? Przestań — machnął dłonią, niby to zbywająco. — Tak. — Nie do końca, ale wolał przypadkiem nie wpuszczać jej w domysły jakiekolwiek inne. Wypadałoby po roku zmienić tapetę, nawet jeśli dotychczasową bardzo lubił, bo było to jednak zdjęcie z ich pierwszej (i chyba jedynej przed zejściem się) randki. Czyli dnia, w którym oficjalnie się to wszystko zaczęło.
Bo nieoficjalnie to zaczęło się w parku. I to dokładnie rok temu. Nie, żeby był sentymentalny, ale najwyraźniej trochę był.
— Oczywiście, że jadłem — odpowiedział. O tyle, o ile. Na tyle, na ile pozwalał mu żołądek zaciśnięty ze stresu. — Chyba mnie nie znasz, że pytasz — westchnął dramatycznie, bo przecież to był klasyk. Jiwoong kiedy gotował, to podjadał. Bardzo dużo, więc w zasadzie pełnoprawną porcję. No, chyba że dzisiaj. Dzisiaj zjadł tyle co nic, ale nie można było powiedzieć, że planuje iść na pusty żołądek.
Ale co mu wystawiła, to zjadł. Nie miało to smaku, jako takiego, ale nie dlatego, że pomieszał coś w przepisie. On miał przytłumione teraz wszystko przez faktor stresowy. Nawet jeśli nie było po nim widać, że dosłownie srał po gaciach.
Lepiej, żeby tylko metaforycznie.
Gdy chapsnął swoje, zsunął się z łóżka, kolejnej kooperacji jedzeniowej odmawiając, pod wytłumaczeniem, że miało to być jej śniadanie. I że ona też będzie potrzebowała sił, żeby w ogóle tam dotrzeć. Nawet jeśli szlak miał być płaski. I nie taki wymagający jak te górskie, na które zaciągał ją dosłownie siłą.
To miał być bardziej spacer niż faktyczny, górski hiking.
Przeszedł do okna balkonowego, by rozsunąć zasłony, odsłaniając widok na całe jezioro, nad które powoli wciągało się słońce. Potem sprawdził telefon i odwrócił się w kierunku Sory, która skończyła jeść. Zabrał od niej entliczek pętliczek składany stoliczek, a potem ulotnił się na dół, by posprzątać w tym czasie, w którym ona się szykowała. Resztę czasu spędził SMS-ując z bratem, bo Jiwoong to już kociokwiku dostawał – tak mu zależało na tym, aby wszystko było tak, jak zaplanował.
Nie było to zaraz jakieś wielkie przedsięwzięcie, dlatego tym bardziej zależało mu na tym, aby niczego nie zepsuć.
Opuścił smartfona, kiedy usłyszał, że Sora schodzi i pociągnął spojrzeniem po tym, w czym pokazała się Sora. Gęba od razu mu się uśmiechnęła, było to bezwarunkowe u niego.
— Ulala, teraz wyglądam przy tobie jak górski wieśmen. — Ty to zawsze wyglądałeś przy niej jak wieśmen, Jiwoong. I to nie przez kwestię tego, że ona miała droższe, dizajnerskie ubrania. Tak po prostu – byłeś facetem. A ona była ładną dziewczyną. To się kalkulowało tylko i wyłącznie w tę stronę.
— To teraz ja się przebiorę skoro taka jesteś — powiedział, aby potruchtać na górę i zmienić koszulę. Na taką, dzięki której wyglądali jakby mieli meczing outfity. Nawet ładnie zsynchronizowani. Tak na wszelki wypadek. Gdyby chcieli zdjęcie. Albo ktoś wpadłby na pomysł, żeby ich nagrać.
Ktoś, hehe.
Też się przeszedł jak modelka, trochę parodiując przy tym Sorę. Zatrzymał się, zrobił strike a pose i spojrzał nostalgicznie w dal. Jak rasowa modelka. Balenciaga już pewnie czekała, aby wysłać mu propozycję współpracy. Aby potem mógł wyglądać na sesjach jak bezdomny worek. W za dużych marynarkach i spodniach.
Sora Wolff
Renoir mógłby się od niego uczyć takich skomplikowanych zagrań.
— Nie no gdzie tam? Mi? O tapetę? Przestań — machnął dłonią, niby to zbywająco. — Tak. — Nie do końca, ale wolał przypadkiem nie wpuszczać jej w domysły jakiekolwiek inne. Wypadałoby po roku zmienić tapetę, nawet jeśli dotychczasową bardzo lubił, bo było to jednak zdjęcie z ich pierwszej (i chyba jedynej przed zejściem się) randki. Czyli dnia, w którym oficjalnie się to wszystko zaczęło.
Bo nieoficjalnie to zaczęło się w parku. I to dokładnie rok temu. Nie, żeby był sentymentalny, ale najwyraźniej trochę był.
— Oczywiście, że jadłem — odpowiedział. O tyle, o ile. Na tyle, na ile pozwalał mu żołądek zaciśnięty ze stresu. — Chyba mnie nie znasz, że pytasz — westchnął dramatycznie, bo przecież to był klasyk. Jiwoong kiedy gotował, to podjadał. Bardzo dużo, więc w zasadzie pełnoprawną porcję. No, chyba że dzisiaj. Dzisiaj zjadł tyle co nic, ale nie można było powiedzieć, że planuje iść na pusty żołądek.
Ale co mu wystawiła, to zjadł. Nie miało to smaku, jako takiego, ale nie dlatego, że pomieszał coś w przepisie. On miał przytłumione teraz wszystko przez faktor stresowy. Nawet jeśli nie było po nim widać, że dosłownie srał po gaciach.
Lepiej, żeby tylko metaforycznie.
Gdy chapsnął swoje, zsunął się z łóżka, kolejnej kooperacji jedzeniowej odmawiając, pod wytłumaczeniem, że miało to być jej śniadanie. I że ona też będzie potrzebowała sił, żeby w ogóle tam dotrzeć. Nawet jeśli szlak miał być płaski. I nie taki wymagający jak te górskie, na które zaciągał ją dosłownie siłą.
To miał być bardziej spacer niż faktyczny, górski hiking.
Przeszedł do okna balkonowego, by rozsunąć zasłony, odsłaniając widok na całe jezioro, nad które powoli wciągało się słońce. Potem sprawdził telefon i odwrócił się w kierunku Sory, która skończyła jeść. Zabrał od niej entliczek pętliczek składany stoliczek, a potem ulotnił się na dół, by posprzątać w tym czasie, w którym ona się szykowała. Resztę czasu spędził SMS-ując z bratem, bo Jiwoong to już kociokwiku dostawał – tak mu zależało na tym, aby wszystko było tak, jak zaplanował.
Nie było to zaraz jakieś wielkie przedsięwzięcie, dlatego tym bardziej zależało mu na tym, aby niczego nie zepsuć.
Opuścił smartfona, kiedy usłyszał, że Sora schodzi i pociągnął spojrzeniem po tym, w czym pokazała się Sora. Gęba od razu mu się uśmiechnęła, było to bezwarunkowe u niego.
— Ulala, teraz wyglądam przy tobie jak górski wieśmen. — Ty to zawsze wyglądałeś przy niej jak wieśmen, Jiwoong. I to nie przez kwestię tego, że ona miała droższe, dizajnerskie ubrania. Tak po prostu – byłeś facetem. A ona była ładną dziewczyną. To się kalkulowało tylko i wyłącznie w tę stronę.
— To teraz ja się przebiorę skoro taka jesteś — powiedział, aby potruchtać na górę i zmienić koszulę. Na taką, dzięki której wyglądali jakby mieli meczing outfity. Nawet ładnie zsynchronizowani. Tak na wszelki wypadek. Gdyby chcieli zdjęcie. Albo ktoś wpadłby na pomysł, żeby ich nagrać.
Ktoś, hehe.
Też się przeszedł jak modelka, trochę parodiując przy tym Sorę. Zatrzymał się, zrobił strike a pose i spojrzał nostalgicznie w dal. Jak rasowa modelka. Balenciaga już pewnie czekała, aby wysłać mu propozycję współpracy. Aby potem mógł wyglądać na sesjach jak bezdomny worek. W za dużych marynarkach i spodniach.
Sora Wolff
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie podejrzewała nic, ale wyraźnie się zainteresowała danym miejscem, skoro je tak… opisywał. Z takim zaangażowaniem. Dlatego już nie pytała więcej, tylko z uśmiechem zaakceptowała jego odpowiedź oraz fakt, że dowie się na miejscu czemu miało być takie ciekawe i warte ich wędrówki. Chociaż na dobrą sprawę, to Jiwoong nie potrzebował dobrego powodu, aby gdziekolwiek iść. Oni mogli po prostu się kierować przed siebie i zobaczyć gdzie ich nogi poniosą. Wiele razy już to przechodziła, bo szła za chłopakiem, próbując ogarnąć własne nogi i ich nie połamać, kiedy pokonywali kolejne głazy, potoki czy strome wzniesienia o których nie było mowy.
No i co innego mogła myśleć? Oczywiście, że chodziło mu o nową tapetę. Taką, którą zdobędzie rok po ich pierwszym spotkaniu. W końcu należało ją zmienić, prawda? A ich wyjazd w tą super datę był doskonałą wymówką, aby to zrobić.
I co z tego, że jadł. Ona jako doskonała dziewczyna musiała także go karmić, bo to była oznaka jej miłości. Chciała, aby dobrze się odżywiał, aby był zdrowy i miał dużo siły. To była kwintesencja koreańskości. Dlatego nawet jeśli był pełny, to i tak wpakowała w niego jeszcze kilka kawałków, zanim sama zaczęła brać się za siebie, co by jakoś wyglądać na zdjęciach na Instagrama.
Może i nie planowała wyglądać jak milion dolarów, no bo przecież to nie był czerwony dywan, tylko ich wspólne wyjście w góry, to i tak jak się ubierała, to dbała o to, aby nawet dodatki do siebie pasowały. To było silniejsze od niej. To był nawyk nabyty przez lata spędzone w wytwórni, gdzie każdy oceniał twój wygląd. I takie szczegóły jak sznurówki.
Obróciła się nawet dookoła siebie, aby pokazać swój jakże genialny outfit, który nie był żaden specjalny, ale skoro już zadbał o jej doskonały humor od samego rana, to teraz nie zamierzała go zabijać, tylko wykorzystać.
— Ale jaki przystojny — odpowiedziała mu, spoglądając wymownie w jego kierunku. Musiała rzucać komplementami w kierunku swojego faceta, bo podobno każdy tego potrzebował. To, że się mówiło kobietom, że ładnie wyglądały i w ogóle, to wbiło się jakoś w nawyk społeczeństwa, ale facetom się tak nie mówiło. A oni naprawdę tego potrzebowali. I ona to wiedziała. Dlatego też starała się mówił ładne rzeczy Jiwoongowi! Nawet jeśli tego nie potrzebował.
Ale czy oni zawsze tego nie potrzebowali?
Gdy poszedł się przebrać, ona sprawdziła telefon, bo chociaż zasięg był tu kiepski, to wifi i tak mieli. Właściciel obiektu o to zadbał, tylko nie było to łącze niewiadomo jak szybkie. Ale chociaż było. Dzięki temu była dostępna pod telefonem w razie jakby wytwórnia wpadła na genialny pomysł, aby ją ściągnąć, albo jakby był jakiś skandal o którym musiała wiedzieć.
Starała się jednak nie siedzieć na telefonie dłużej niż to było konieczne, bo ceniła sobie towarzystwo chłopaka. Nie mówią o tym, że jak pójdą na szlak, to już w ogóle nie będzie mieć raczej połączenia z kimkolwiek.
Gdy zszedł, uśmiechnęła się do siebie i gwizdnęła pod nosem, bo ona, w przeciwieństwie do niektórych, umiała gwizdać. Zaśmiała się także, kiedy pokazał swoją stricte modelową stronę, której nie znała.
— O kurde, każda górska kozica twoja — powiedziała, przyznając tym samym, że wyglądał naprawdę dobrze w tym, co miał na sobie. Już teraz mogła jednak stwierdzić, że świetnie by się sprawdził na wybiegu. Wystarczyłby jeden, aby ludzie zaczęli się o niego zabijać.
Podeszła do niego i poprawiła mu kołnierzyk, bo trochę się przekrzywił przy tych jego wyuczonych pozach i wygibasach z nieistniejącego wybiegu.
— Dobra, modelu z okładki. Idziemy? — spytała, bo ona to już była gotowa do wyjścia. Nawet sportowe, wygodne buty miała na sobie, bo wiedziała, że założenie sandałków będzie raczej głupim pomysłem. Jiwoong mógł mówić, że to nie będzie niewiadomo jaki szlak, ale jego wizja „trudnych” i „łatwych” szlaków była zupełnie inna od jej. Wolała więc dmuchać na zimne. — A, no i dasz mi autograf? — Mógł być na cyckach. Kiedyś, jak go już wyczają fotografowie oraz projektanci, to będzie wart miliony.
Jiwoong Ahn
No i co innego mogła myśleć? Oczywiście, że chodziło mu o nową tapetę. Taką, którą zdobędzie rok po ich pierwszym spotkaniu. W końcu należało ją zmienić, prawda? A ich wyjazd w tą super datę był doskonałą wymówką, aby to zrobić.
I co z tego, że jadł. Ona jako doskonała dziewczyna musiała także go karmić, bo to była oznaka jej miłości. Chciała, aby dobrze się odżywiał, aby był zdrowy i miał dużo siły. To była kwintesencja koreańskości. Dlatego nawet jeśli był pełny, to i tak wpakowała w niego jeszcze kilka kawałków, zanim sama zaczęła brać się za siebie, co by jakoś wyglądać na zdjęciach na Instagrama.
Może i nie planowała wyglądać jak milion dolarów, no bo przecież to nie był czerwony dywan, tylko ich wspólne wyjście w góry, to i tak jak się ubierała, to dbała o to, aby nawet dodatki do siebie pasowały. To było silniejsze od niej. To był nawyk nabyty przez lata spędzone w wytwórni, gdzie każdy oceniał twój wygląd. I takie szczegóły jak sznurówki.
Obróciła się nawet dookoła siebie, aby pokazać swój jakże genialny outfit, który nie był żaden specjalny, ale skoro już zadbał o jej doskonały humor od samego rana, to teraz nie zamierzała go zabijać, tylko wykorzystać.
— Ale jaki przystojny — odpowiedziała mu, spoglądając wymownie w jego kierunku. Musiała rzucać komplementami w kierunku swojego faceta, bo podobno każdy tego potrzebował. To, że się mówiło kobietom, że ładnie wyglądały i w ogóle, to wbiło się jakoś w nawyk społeczeństwa, ale facetom się tak nie mówiło. A oni naprawdę tego potrzebowali. I ona to wiedziała. Dlatego też starała się mówił ładne rzeczy Jiwoongowi! Nawet jeśli tego nie potrzebował.
Ale czy oni zawsze tego nie potrzebowali?
Gdy poszedł się przebrać, ona sprawdziła telefon, bo chociaż zasięg był tu kiepski, to wifi i tak mieli. Właściciel obiektu o to zadbał, tylko nie było to łącze niewiadomo jak szybkie. Ale chociaż było. Dzięki temu była dostępna pod telefonem w razie jakby wytwórnia wpadła na genialny pomysł, aby ją ściągnąć, albo jakby był jakiś skandal o którym musiała wiedzieć.
Starała się jednak nie siedzieć na telefonie dłużej niż to było konieczne, bo ceniła sobie towarzystwo chłopaka. Nie mówią o tym, że jak pójdą na szlak, to już w ogóle nie będzie mieć raczej połączenia z kimkolwiek.
Gdy zszedł, uśmiechnęła się do siebie i gwizdnęła pod nosem, bo ona, w przeciwieństwie do niektórych, umiała gwizdać. Zaśmiała się także, kiedy pokazał swoją stricte modelową stronę, której nie znała.
— O kurde, każda górska kozica twoja — powiedziała, przyznając tym samym, że wyglądał naprawdę dobrze w tym, co miał na sobie. Już teraz mogła jednak stwierdzić, że świetnie by się sprawdził na wybiegu. Wystarczyłby jeden, aby ludzie zaczęli się o niego zabijać.
Podeszła do niego i poprawiła mu kołnierzyk, bo trochę się przekrzywił przy tych jego wyuczonych pozach i wygibasach z nieistniejącego wybiegu.
— Dobra, modelu z okładki. Idziemy? — spytała, bo ona to już była gotowa do wyjścia. Nawet sportowe, wygodne buty miała na sobie, bo wiedziała, że założenie sandałków będzie raczej głupim pomysłem. Jiwoong mógł mówić, że to nie będzie niewiadomo jaki szlak, ale jego wizja „trudnych” i „łatwych” szlaków była zupełnie inna od jej. Wolała więc dmuchać na zimne. — A, no i dasz mi autograf? — Mógł być na cyckach. Kiedyś, jak go już wyczają fotografowie oraz projektanci, to będzie wart miliony.
Jiwoong Ahn