-
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłośćnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Aiden Wang
Sabrina lubiła życie na pełnych obrotach. Inaczej zaczynało się jej wydawać monotonne, nudne. Stąd nawet po odwyku lubiła zapalić sobie trawkę. Nie uważała jej za narkotyk, a w połączeniu z nikotyną i alkoholem tworzyła przecudowne połączenie, na którym mogła lecieć kilka dobrych dni. Nic jednak nie trzymało tak jak malowanie murali. Inni mogliby jej pracę uznać za bezsensowne malowidło, ale jej ostatni wieloryb prowadzony przez pannę w stronę lepszego świata... coś przepięknego. Dalej żyła wieczorem, jak go malowała. Na kampusie pojawiła się bez wyraźnego powodu. Miała kilka spraw projektowych, które musiała dopiąć na przyszły semestr i miała zamiar skorzystać z możliwości konsultacji. Gdy tak szła w głowie miała miliony myśli. Od poważnych myśli o kolor cegłówki, aż po drogę którą miała się udać. Byle dźwięk był w stanie zmienić jej proces w głowie. Ostatecznym co go zniszczyło, było zobaczenie Aidena Wanga, kolegi z dzieciństwa. Oczy jej zabłysnęły, a na twarzy samoistnie pojawił się szeroki uśmiech.
— O nie wierzę, mój byczek! — bo w ten sposób go mianowała, odkąd została zodiakarą. Byki fajne znaki zodiaku, tyle że zbyt uparte. Dzieliło ich dobre trzysta metrów. Długo nie zastanawiała się nad tym, co powinna zrobić. Zaczęła biec — BYYYYYCZKU!!!! — krzyknęła, by zwrócił na nią uwagę, a gdy do niego podbiegła, przytuliła go. Zawsze była zbyt dotykalska. Wiedziała, że tego nie lubił, ale ona z kolei tego nie potrzebowała — nie wierzę, że Cię tutaj widzę... Poprawiasz coś? — spytała i niemalże od razu pojawił się z jej ust prawdziwy słowotok. Aiden musiał się go spodziewać, nigdy nie zamykała się jej buzia. Chyba że grali w chowanego — Niemożliwe, mamy przerwę letnią, byku — odpowiedziała za niego, ale wtedy przyszła jej myśli. Niecodziennie patrzyła na horoskopy, zwłaszcza na sekcje byka, ale to chyba przeznaczenie, bo miała dla Wanga poważną wiadomość do przekazania — o czytałam twój horoskop. Uważaj na dziewczyny, podobno decyzje, które dziś podejmiesz będą kluczowe dla twojej miłości — powiedziała tym poważnym tonem, Sabrina naprawdę w to wierzyła. Gwiazdy miały moc, od której uciec nie można — jezu... Byku, a ty miałeś kiedyś dziewczynę? — spytała finalnie, bo nigdy o żadnej nie słyszała. Aż zmarszczyła niepokojąco brwi. Może powinna zrobić mu kurs? Albo dać kamienie na przywołanie prawdziwej miłości?
Sabrina lubiła życie na pełnych obrotach. Inaczej zaczynało się jej wydawać monotonne, nudne. Stąd nawet po odwyku lubiła zapalić sobie trawkę. Nie uważała jej za narkotyk, a w połączeniu z nikotyną i alkoholem tworzyła przecudowne połączenie, na którym mogła lecieć kilka dobrych dni. Nic jednak nie trzymało tak jak malowanie murali. Inni mogliby jej pracę uznać za bezsensowne malowidło, ale jej ostatni wieloryb prowadzony przez pannę w stronę lepszego świata... coś przepięknego. Dalej żyła wieczorem, jak go malowała. Na kampusie pojawiła się bez wyraźnego powodu. Miała kilka spraw projektowych, które musiała dopiąć na przyszły semestr i miała zamiar skorzystać z możliwości konsultacji. Gdy tak szła w głowie miała miliony myśli. Od poważnych myśli o kolor cegłówki, aż po drogę którą miała się udać. Byle dźwięk był w stanie zmienić jej proces w głowie. Ostatecznym co go zniszczyło, było zobaczenie Aidena Wanga, kolegi z dzieciństwa. Oczy jej zabłysnęły, a na twarzy samoistnie pojawił się szeroki uśmiech.
— O nie wierzę, mój byczek! — bo w ten sposób go mianowała, odkąd została zodiakarą. Byki fajne znaki zodiaku, tyle że zbyt uparte. Dzieliło ich dobre trzysta metrów. Długo nie zastanawiała się nad tym, co powinna zrobić. Zaczęła biec — BYYYYYCZKU!!!! — krzyknęła, by zwrócił na nią uwagę, a gdy do niego podbiegła, przytuliła go. Zawsze była zbyt dotykalska. Wiedziała, że tego nie lubił, ale ona z kolei tego nie potrzebowała — nie wierzę, że Cię tutaj widzę... Poprawiasz coś? — spytała i niemalże od razu pojawił się z jej ust prawdziwy słowotok. Aiden musiał się go spodziewać, nigdy nie zamykała się jej buzia. Chyba że grali w chowanego — Niemożliwe, mamy przerwę letnią, byku — odpowiedziała za niego, ale wtedy przyszła jej myśli. Niecodziennie patrzyła na horoskopy, zwłaszcza na sekcje byka, ale to chyba przeznaczenie, bo miała dla Wanga poważną wiadomość do przekazania — o czytałam twój horoskop. Uważaj na dziewczyny, podobno decyzje, które dziś podejmiesz będą kluczowe dla twojej miłości — powiedziała tym poważnym tonem, Sabrina naprawdę w to wierzyła. Gwiazdy miały moc, od której uciec nie można — jezu... Byku, a ty miałeś kiedyś dziewczynę? — spytała finalnie, bo nigdy o żadnej nie słyszała. Aż zmarszczyła niepokojąco brwi. Może powinna zrobić mu kurs? Albo dać kamienie na przywołanie prawdziwej miłości?
-
kim jestem? nawet sam nie wiem. powiedz, jakie powinienem mieć na świat spojrzenie.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
To też nie tak, że Aiden panicznie bał się kobiet, no może trochę, po prostu były dla niego głośne, nieznośne i dramogenne. Każda przedstawicielka płci żeńskiej wzbudzała w nim mieszane uczucie, może dlatego, że dokładnie wiedział czego ma się po nich spodziewać; nawet i jeśli nie działały schematycznie jak mężczyźni, to rozmowa z nimi doprowadzała do jednego - były głośne, krzyczały i obrażały się bez powodu.
Dotychczas poznał jedną, oprócz jego matki, którą względnie akceptował. Nawet i jeśli nie był społecznym dzieckiem to kilka znajomości nawiązał w tamtym pięknym okresie. Czasami, gdy gubił się w muzeach na wyjściach z rodzicami, znajdował inne dziecko, które tak jak on szukało rozrywki - taką osobą była Sabrina. Przynajmniej tak pamiętał ich pierwsze spotkanie, może było jakieś wcześniejsze, ale tak ją zapisał w swojej głowie. Później jeszcze kilka razy się widzieli albo gdzieś na dworze, albo w szkole. Miał do niej jeden problem - zawsze pojawiała się znikąd. Jeżeli kiedykolwiek pomyślał, że ma nadzieję, że nigdzie nie usłyszy jej piskliwego tonu, to akurat wychodziła zza rogu. Niektórzy powiedzieliby, że to dziwny zbieg okoliczności, za to Aiden był pewien, że była wiedźmą i się specjalnie teleportowała, bo słyszała jego myśli.
Teraz nawet o niej nie myślał, a pojawiła się przed jego oczami. Wpierw, chciał uciekać - może do toalety męskiej - ale zdał sobie sprawę, że jej to nie powstrzyma, więc stanął jak wryty na samym środku korytarza. Jej głos odbijał się nieznośnie od ścian, krzyczała jak poparzona, nawet jeśli nikogo nie było wokół nich. Zabije ją, jeśli jakiś prowadzący zajęcia wyjdzie i ich opierdoli za takie głośne zachowanie, nawet jeśli nie otworzył ust i nie wydał z siebie żadnego dźwięku.
Swoim bezruchem pozwolił jej podbiec do siebie. Spiął mięśnie, gdy przytuliła go, ale nie odsunął się ani na krok, po prostu zmienił się w kostkę lodu. Zamknął oczy i marzył, podczas tego aktu, aby nadeszło największe słońce i go stopiło, bo nie mógł wytrzymać jej zachowania. Ale gdy je otworzył okazało się, że jest jednak człowiekiem, słońce nie nadeszło a Sabrina wpatrywała się w niego tymi swoimi wielkimi ślepiami.
— Cześć — rzucił cicho i poprawił swoją torbę, którą miał przewieszoną przez ramię, bo tym całym przytuleniem pewnie nią, aż za bardzo, poruszyła. Była gadatliwa, aż za bardzo, nie lubił tego w niej, z drugiej strony za dzieciaka nawet fajnie było się wyłączyć i bezrozumnie słuchać takiego podcastu, kiedy on robił coś innego. Ale teraz nie siedział w trawie i nie łapał robaków, robił poważne, dorosłe rzeczy. Za dużo bodźców na raz.
— Chodzę z moim projektem na zaliczenie i próbuję go dopracować, wiesz? — Westchnął głośno po tych słowach. Doskonale wiedział, że jej nie interesowało co on tutaj robił, pewnie nawet go nie wysłuchała, bo zaraz zaczęła gadać dalej. — I chciałem iść coś zjeść… do lokalu obok uczelni. A ty co tu robisz?
Nienawidził tego określenia, “byku” brzmiało okropnie, szczególnie, że od kiedy pamiętał tak się do niego odzywała. Kiedyś myślał, że może nie pamiętała jego imienia i dlatego cały czas się tak zwracała, ale w końcu przyjął imię angielskie, by wszystkim wokół było prościej.
— Ta? Mówisz prawdę? — mruknął i zrobił kilka kroków w tył, aby się od niej odsunąć, na bezpieczną odległość. Nie wierzył w horoskopy, gwiazdy nie mogły dyktować przyszłości. Ale nawet jeśli to miał nadzieję, że zlitują się nad nim i nie zesłały Larue na niego specjalnie.
Wywrócił oczami. Nie potrzebował w swoim życiu kobiety, był samotnym wilkiem, bez randek, bez zauroczeń, bez wspólnych poranków, bez spojrzeń, które coś obiecują. Nigdy w związku nie był i nie zamierzał być.
— Może.
Sabrina B. Larue
Dotychczas poznał jedną, oprócz jego matki, którą względnie akceptował. Nawet i jeśli nie był społecznym dzieckiem to kilka znajomości nawiązał w tamtym pięknym okresie. Czasami, gdy gubił się w muzeach na wyjściach z rodzicami, znajdował inne dziecko, które tak jak on szukało rozrywki - taką osobą była Sabrina. Przynajmniej tak pamiętał ich pierwsze spotkanie, może było jakieś wcześniejsze, ale tak ją zapisał w swojej głowie. Później jeszcze kilka razy się widzieli albo gdzieś na dworze, albo w szkole. Miał do niej jeden problem - zawsze pojawiała się znikąd. Jeżeli kiedykolwiek pomyślał, że ma nadzieję, że nigdzie nie usłyszy jej piskliwego tonu, to akurat wychodziła zza rogu. Niektórzy powiedzieliby, że to dziwny zbieg okoliczności, za to Aiden był pewien, że była wiedźmą i się specjalnie teleportowała, bo słyszała jego myśli.
Teraz nawet o niej nie myślał, a pojawiła się przed jego oczami. Wpierw, chciał uciekać - może do toalety męskiej - ale zdał sobie sprawę, że jej to nie powstrzyma, więc stanął jak wryty na samym środku korytarza. Jej głos odbijał się nieznośnie od ścian, krzyczała jak poparzona, nawet jeśli nikogo nie było wokół nich. Zabije ją, jeśli jakiś prowadzący zajęcia wyjdzie i ich opierdoli za takie głośne zachowanie, nawet jeśli nie otworzył ust i nie wydał z siebie żadnego dźwięku.
Swoim bezruchem pozwolił jej podbiec do siebie. Spiął mięśnie, gdy przytuliła go, ale nie odsunął się ani na krok, po prostu zmienił się w kostkę lodu. Zamknął oczy i marzył, podczas tego aktu, aby nadeszło największe słońce i go stopiło, bo nie mógł wytrzymać jej zachowania. Ale gdy je otworzył okazało się, że jest jednak człowiekiem, słońce nie nadeszło a Sabrina wpatrywała się w niego tymi swoimi wielkimi ślepiami.
— Cześć — rzucił cicho i poprawił swoją torbę, którą miał przewieszoną przez ramię, bo tym całym przytuleniem pewnie nią, aż za bardzo, poruszyła. Była gadatliwa, aż za bardzo, nie lubił tego w niej, z drugiej strony za dzieciaka nawet fajnie było się wyłączyć i bezrozumnie słuchać takiego podcastu, kiedy on robił coś innego. Ale teraz nie siedział w trawie i nie łapał robaków, robił poważne, dorosłe rzeczy. Za dużo bodźców na raz.
— Chodzę z moim projektem na zaliczenie i próbuję go dopracować, wiesz? — Westchnął głośno po tych słowach. Doskonale wiedział, że jej nie interesowało co on tutaj robił, pewnie nawet go nie wysłuchała, bo zaraz zaczęła gadać dalej. — I chciałem iść coś zjeść… do lokalu obok uczelni. A ty co tu robisz?
Nienawidził tego określenia, “byku” brzmiało okropnie, szczególnie, że od kiedy pamiętał tak się do niego odzywała. Kiedyś myślał, że może nie pamiętała jego imienia i dlatego cały czas się tak zwracała, ale w końcu przyjął imię angielskie, by wszystkim wokół było prościej.
— Ta? Mówisz prawdę? — mruknął i zrobił kilka kroków w tył, aby się od niej odsunąć, na bezpieczną odległość. Nie wierzył w horoskopy, gwiazdy nie mogły dyktować przyszłości. Ale nawet jeśli to miał nadzieję, że zlitują się nad nim i nie zesłały Larue na niego specjalnie.
Wywrócił oczami. Nie potrzebował w swoim życiu kobiety, był samotnym wilkiem, bez randek, bez zauroczeń, bez wspólnych poranków, bez spojrzeń, które coś obiecują. Nigdy w związku nie był i nie zamierzał być.
— Może.
Sabrina B. Larue
-
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłośćnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Aiden Wang
Zawsze było jej pełno. Już jako dziecko latała w jedną i w drugą stronę bez żadnych hamulców. Jako dziecko wychowane w galeriach sztuki, wśród artystów, była znana jako mała destrukcja. Stąd bywały momenty, w których chodziła jako dziecko na smyczy. Byle żadnemu arcydziełu nic się nie stało. Dalej ta energia w niej pozostała i błyskała na ludzi dookoła niej. Uśmiechała się szeroko, jak pies machający na smaczka od właściciela. Lubiła Aidena. Był inny, jej autystyczny ziomek. Czasem widziała w nim Ziemię. Reagowała podobnie na działania prowadzone przez człowieka jak on na nią. Czy się tym przejmowała? Momentami, ale zbyt krótkimi, gdy jej myśli biegły do przodu.
— Weź się przywitaj jak człowiek, sporo czasu się nie widzieliśmy, Byku — rzuciła, uderzając go ręką w ramię. Nigdy nie powstrzymała się od dotyku innego człowieka. On pozwalał jej na skupieniu się na nim, chociażby w trakcie krótkiej rozmowy. Była skupiona na jednym, na rozmówcy. Tylko inne dźwięki dookoła zawsze ją rozpraszały. Musiała skupiać się na innych bodźcach, wtedy było jej łatwiej. Chociaż mogła zapomnieć wziąć tabletki.
— O, taki kujon z Ciebie, że w wakacje to robisz? — słuchała go. Jego odpowiedzi prowadziły ją na nową drogę myślenia — z a d z i w i a j ą c e — nie wyobrażała sobie, by ktokolwiek z jej kierunku się tu pojawił. Wszyscy pewnie właśnie grali w gry, by później było, co omawiać na zajęciach — ale w sumie byki takie są — wytrwale, dążyły do celu. Chociaż ten upór bywał czasami zbyt duży — o, to pójdę razem z Tobą. — nie pytała, czy może. Po prostu pójdzie za nim jak ten bezdomny pies, który właśnie wybrał swojego nowego właściciela — ja? — spytała, otwierając szeroko buzię. Nie miała konkretnego planu, by tu przyjść. Po prostu się pojawiła, lepszego miejsca nie znalazła — cierpię na brak weny, więc próbuję znaleźć coś inspirującego — a kimś takim był Aiden. Inny niż zwykły wyjadacz chleba. Zero artystycznego stylu życia, po prostu taki uroczy kujon, którego mogłaby schrupać na raz — i znalazłam byka, dobrze że wzięłam ze sobą moje szczęśliwe kamienie. One skrzyżowały ponownie nasze drogi — zaraz wyjęła ze swojej kieszeni kamienie cytrynu. One miały przyciągać do niej dobre okazje. Jeśli spotkanie kompana z dzieciństwa taką nie było, to co mogło nią być?
— Oczywiście, że tak — rzuciła, przytakując głową —z całego globu, który nas otacza, horoskopy traktuję niesamowicie poważnie. Dlatego nie mogę dziś malować — miała pecha, a jedną z jej celów, było niewpakowanie się do aresztu. Nie miała zamiaru kolejny raz dzwonić po Bo. W trakcie ciąży tej typiary strasznie zdziadział — miłość ma mnie strzelić z bicza — no i oprócz tego to. Miała iść na imprezę, ale potrzebowała jakiejś niani. Inaczej pewnie spróbuje czegoś, czego nie powinna po odwyku.
— Weź, mnie nie kłam — rzuciła z pretensją, zakładając rękę na rękę — może morze nie pomoże — przewróciła teatralnie oczyma, a później głośno powiedziała — tak, lub nie Aiiiiiden — długo potrafiła wiercić ludziom dziurę w brzuchu, gdy chciała się czegoś dowiedzieć — w ogóle... nie chciałbyś się ze mną gdzieś wyrwać? — spytała, robiąc te wielkie oczy. Te same, gdy namawiała go w dzieciństwie. Jeśli nie zgodzi się teraz, kolejna faza brzmiała następująco: d o t y k.
Zawsze było jej pełno. Już jako dziecko latała w jedną i w drugą stronę bez żadnych hamulców. Jako dziecko wychowane w galeriach sztuki, wśród artystów, była znana jako mała destrukcja. Stąd bywały momenty, w których chodziła jako dziecko na smyczy. Byle żadnemu arcydziełu nic się nie stało. Dalej ta energia w niej pozostała i błyskała na ludzi dookoła niej. Uśmiechała się szeroko, jak pies machający na smaczka od właściciela. Lubiła Aidena. Był inny, jej autystyczny ziomek. Czasem widziała w nim Ziemię. Reagowała podobnie na działania prowadzone przez człowieka jak on na nią. Czy się tym przejmowała? Momentami, ale zbyt krótkimi, gdy jej myśli biegły do przodu.
— Weź się przywitaj jak człowiek, sporo czasu się nie widzieliśmy, Byku — rzuciła, uderzając go ręką w ramię. Nigdy nie powstrzymała się od dotyku innego człowieka. On pozwalał jej na skupieniu się na nim, chociażby w trakcie krótkiej rozmowy. Była skupiona na jednym, na rozmówcy. Tylko inne dźwięki dookoła zawsze ją rozpraszały. Musiała skupiać się na innych bodźcach, wtedy było jej łatwiej. Chociaż mogła zapomnieć wziąć tabletki.
— O, taki kujon z Ciebie, że w wakacje to robisz? — słuchała go. Jego odpowiedzi prowadziły ją na nową drogę myślenia — z a d z i w i a j ą c e — nie wyobrażała sobie, by ktokolwiek z jej kierunku się tu pojawił. Wszyscy pewnie właśnie grali w gry, by później było, co omawiać na zajęciach — ale w sumie byki takie są — wytrwale, dążyły do celu. Chociaż ten upór bywał czasami zbyt duży — o, to pójdę razem z Tobą. — nie pytała, czy może. Po prostu pójdzie za nim jak ten bezdomny pies, który właśnie wybrał swojego nowego właściciela — ja? — spytała, otwierając szeroko buzię. Nie miała konkretnego planu, by tu przyjść. Po prostu się pojawiła, lepszego miejsca nie znalazła — cierpię na brak weny, więc próbuję znaleźć coś inspirującego — a kimś takim był Aiden. Inny niż zwykły wyjadacz chleba. Zero artystycznego stylu życia, po prostu taki uroczy kujon, którego mogłaby schrupać na raz — i znalazłam byka, dobrze że wzięłam ze sobą moje szczęśliwe kamienie. One skrzyżowały ponownie nasze drogi — zaraz wyjęła ze swojej kieszeni kamienie cytrynu. One miały przyciągać do niej dobre okazje. Jeśli spotkanie kompana z dzieciństwa taką nie było, to co mogło nią być?
— Oczywiście, że tak — rzuciła, przytakując głową —z całego globu, który nas otacza, horoskopy traktuję niesamowicie poważnie. Dlatego nie mogę dziś malować — miała pecha, a jedną z jej celów, było niewpakowanie się do aresztu. Nie miała zamiaru kolejny raz dzwonić po Bo. W trakcie ciąży tej typiary strasznie zdziadział — miłość ma mnie strzelić z bicza — no i oprócz tego to. Miała iść na imprezę, ale potrzebowała jakiejś niani. Inaczej pewnie spróbuje czegoś, czego nie powinna po odwyku.
— Weź, mnie nie kłam — rzuciła z pretensją, zakładając rękę na rękę — może morze nie pomoże — przewróciła teatralnie oczyma, a później głośno powiedziała — tak, lub nie Aiiiiiden — długo potrafiła wiercić ludziom dziurę w brzuchu, gdy chciała się czegoś dowiedzieć — w ogóle... nie chciałbyś się ze mną gdzieś wyrwać? — spytała, robiąc te wielkie oczy. Te same, gdy namawiała go w dzieciństwie. Jeśli nie zgodzi się teraz, kolejna faza brzmiała następująco: d o t y k.
-
kim jestem? nawet sam nie wiem. powiedz, jakie powinienem mieć na świat spojrzenie.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
On dla świata dosłownie nie istniał, nigdy nie mówił głośno ani dużo. Wszystko co chciał przekazać, musiało być przemyślane przez niego minimum pięć razy, bo bardzo bał się niezrozumienia. Całe jego dzieciństwo na tym polegało; w szkole zawsze mówili, że jest po prostu nadzwyczajnie nieśmiały i wrażliwy, i że kiedyś z tego wyrośnie. Stanął na nogi dopiero wtedy, gdy został zdiagnozowany, ale wciąż nie wychylał się poza rząd. Było mu wygodnie, kiedy nikt go nie zauważał, bo miał spokój. Lubił samotność.
No chyba, że pojawiała się taka Sabrina.
Czasami czuł się jakby był jej obsesją, ale pewnie tak wyglądało nawiązywanie przyjaźni. On tego nie rozumiał, miał na tyle spaczony pogląd na to, że nie potrafił powiedzieć o kimkolwiek, że jest jego przyjacielem. Od małego uczył się spędzać czas sam ze sobą, nie potrzebował ludzi wokół siebie, wystarczyły mu zwierzęta, książki i własny pokój. A ona? Wpychała się w jego życie, biadoliła, bo buzia jej się nie zamykała i ogólnie była… inna.
— Powiedziałem cześć — powtórzył lekko skonsternowany, ale uniósł rękę i też uderzył ją w ramię. Nie znosił przywitań, które mu serwowała, teraz na szczęście byli sami na korytarzu, ale gdyby ktokolwiek był w okolicy to spaliłby się żywcem ze wstydu. Lubił ją, no ale… No właśnie, ale.
— Nie… po prostu chciałbym to zrobić, zależy mi na stypendium, wiesz, staram się. — Zmusił się do szerokiego uśmiechu i podrapał po szyi. Widzieli się pierwszy raz od naprawdę dawna i czuł, jakby chciała go na siłę wyśmiać. Pewnie, gdyby zapomniał o jej sposobie bycia to już dawno by stąd uciekł. Czuł do niej jakieś przywiązanie, pewnie ze względu na dzieciństwo i późniejsze lata, gdy akurat mieli okazję gdzieś porozmawiać. Była fajna i atrakcyjna, kobieta marzeń, ale jednocześnie sam nie wiedział co dokładnie czuje. Gdzieś w żołądku wszystkie emocje mu wirowały jak w pralce na najwyższym trybie.
— Spoko. Ocenisz to co mam, tym swoim artystycznym okiem — rzucił czując, że coraz bardziej się uspokaja. Początek był dla niego stresujący i paraliżujący, teraz było już lepiej, a po godzinie (o ile jego baterie społeczne tyle wytrzymają) będą już gadali jak kumple. Zawsze tak było, pierwsze chwile zawsze najgorsze i najstraszniejsze.
— Brak weny? — powtórzył pod nosem i westchnął cicho. Nigdy nie miał z tym problemu, bo on weny nie potrzebował. Gdy chciał to malował, przychodziło to do niego naturalnie. Do tej pory myślał, że każdy tak miał. — Gdybym miał jak to bym ci pomógł, może mój ogród botaniczny cię zainspiruje.
Szczerze wątpił, raczej spodziewał się, że Sabrina go wyśmieje, że zajmuje się takimi głupimi rzeczami. Pewnie dla ogółu ludzkości sensoryczne zabawy były bezsensowne, dla niego były całkiem istotne - dzieci z zaburzeniami właśnie w ten sposób mogły poznać świat, nowe tekstury i zapoznać się z nimi w bezpiecznym miejscu, by później nie wpaść w panikę. Uczenie małych dzieci o tym, że nie wszystkie rośliny są jadalne i bezpieczne stanowiło podstawę pedagogiki, była to jedna z podstawowych umiejętności życiowych.
Uniósł brew do góry, gdy zobaczył, że wyciąga z kieszeni jakieś kamienie. Albo mu nigdy o tym nie mówiła, albo zapomniał o fakcie, że jego stara koleżanka z dzieciństwa jest kamieniarą. Jeszcze znaki zodiaku i zafascynowanie układem słonecznym był w stanie zrozumieć, ale noszenie ze sobą kamieni wychodziło poza jego głowę. Może później zacznie ten temat, gdy będą jeść.
— Nie kłamię cię — mruknął nadąsany. Nie kłamał, po prostu rzucił wymijającą odpowiedzią. Nie musiał jej o tym mówić, ona też mu wszystkiego nie mówiła. Nie czuł się komfortowo rozmawiając z nią o swoich sprawach sercowych. — Gdzie ty chcesz iść? — dodał po chwili i spojrzał jej prosto w twarz, chociaż dotychczas unikał kontaktu wzrokowego. Próbowała tego samego sposobu co w dzieciństwie, tego samego, który zwiastował kłopoty. Ostatnim razem, z dwanaście lat temu, jak tak robiła to Aiden przez jej głupkowaty pomysł spadł z wysokiej górki i skręcił sobie kostkę.
Ale nigdy jej o to nie obwiniał. Teraz też się zgodzi, nieważne co zaproponuje, bo nie chciał jej robić przykrości.
Sabrina B. Larue
No chyba, że pojawiała się taka Sabrina.
Czasami czuł się jakby był jej obsesją, ale pewnie tak wyglądało nawiązywanie przyjaźni. On tego nie rozumiał, miał na tyle spaczony pogląd na to, że nie potrafił powiedzieć o kimkolwiek, że jest jego przyjacielem. Od małego uczył się spędzać czas sam ze sobą, nie potrzebował ludzi wokół siebie, wystarczyły mu zwierzęta, książki i własny pokój. A ona? Wpychała się w jego życie, biadoliła, bo buzia jej się nie zamykała i ogólnie była… inna.
— Powiedziałem cześć — powtórzył lekko skonsternowany, ale uniósł rękę i też uderzył ją w ramię. Nie znosił przywitań, które mu serwowała, teraz na szczęście byli sami na korytarzu, ale gdyby ktokolwiek był w okolicy to spaliłby się żywcem ze wstydu. Lubił ją, no ale… No właśnie, ale.
— Nie… po prostu chciałbym to zrobić, zależy mi na stypendium, wiesz, staram się. — Zmusił się do szerokiego uśmiechu i podrapał po szyi. Widzieli się pierwszy raz od naprawdę dawna i czuł, jakby chciała go na siłę wyśmiać. Pewnie, gdyby zapomniał o jej sposobie bycia to już dawno by stąd uciekł. Czuł do niej jakieś przywiązanie, pewnie ze względu na dzieciństwo i późniejsze lata, gdy akurat mieli okazję gdzieś porozmawiać. Była fajna i atrakcyjna, kobieta marzeń, ale jednocześnie sam nie wiedział co dokładnie czuje. Gdzieś w żołądku wszystkie emocje mu wirowały jak w pralce na najwyższym trybie.
— Spoko. Ocenisz to co mam, tym swoim artystycznym okiem — rzucił czując, że coraz bardziej się uspokaja. Początek był dla niego stresujący i paraliżujący, teraz było już lepiej, a po godzinie (o ile jego baterie społeczne tyle wytrzymają) będą już gadali jak kumple. Zawsze tak było, pierwsze chwile zawsze najgorsze i najstraszniejsze.
— Brak weny? — powtórzył pod nosem i westchnął cicho. Nigdy nie miał z tym problemu, bo on weny nie potrzebował. Gdy chciał to malował, przychodziło to do niego naturalnie. Do tej pory myślał, że każdy tak miał. — Gdybym miał jak to bym ci pomógł, może mój ogród botaniczny cię zainspiruje.
Szczerze wątpił, raczej spodziewał się, że Sabrina go wyśmieje, że zajmuje się takimi głupimi rzeczami. Pewnie dla ogółu ludzkości sensoryczne zabawy były bezsensowne, dla niego były całkiem istotne - dzieci z zaburzeniami właśnie w ten sposób mogły poznać świat, nowe tekstury i zapoznać się z nimi w bezpiecznym miejscu, by później nie wpaść w panikę. Uczenie małych dzieci o tym, że nie wszystkie rośliny są jadalne i bezpieczne stanowiło podstawę pedagogiki, była to jedna z podstawowych umiejętności życiowych.
Uniósł brew do góry, gdy zobaczył, że wyciąga z kieszeni jakieś kamienie. Albo mu nigdy o tym nie mówiła, albo zapomniał o fakcie, że jego stara koleżanka z dzieciństwa jest kamieniarą. Jeszcze znaki zodiaku i zafascynowanie układem słonecznym był w stanie zrozumieć, ale noszenie ze sobą kamieni wychodziło poza jego głowę. Może później zacznie ten temat, gdy będą jeść.
— Nie kłamię cię — mruknął nadąsany. Nie kłamał, po prostu rzucił wymijającą odpowiedzią. Nie musiał jej o tym mówić, ona też mu wszystkiego nie mówiła. Nie czuł się komfortowo rozmawiając z nią o swoich sprawach sercowych. — Gdzie ty chcesz iść? — dodał po chwili i spojrzał jej prosto w twarz, chociaż dotychczas unikał kontaktu wzrokowego. Próbowała tego samego sposobu co w dzieciństwie, tego samego, który zwiastował kłopoty. Ostatnim razem, z dwanaście lat temu, jak tak robiła to Aiden przez jej głupkowaty pomysł spadł z wysokiej górki i skręcił sobie kostkę.
Ale nigdy jej o to nie obwiniał. Teraz też się zgodzi, nieważne co zaproponuje, bo nie chciał jej robić przykrości.
Sabrina B. Larue
-
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłośćnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Aiden Wang
— Tej kobiety się nie bije, nawet kwiatkiem — zwróciła mu uwagę, kręcąc głową — a masz byczku — po czym sprzedała mu kolejnego kuksańca. Jeśli ktoś miałby określić Sabrinę jednym słowem, z pewnością pasowałby chaos. Mówiła, ruszała się cały czas, a gdy czuła ekscytację, zaczynała skakać. Dopiero malowanie ją odprężało. Tylko wtedy zastygała w ruchu, ciągnąc pędzlem po płótnie. Pewnie w tych momentach Wang mógł odetchnąć piersią, przez moment nie zastanawiać się, co będzie dalej.
— To co ty właściwie tworzysz w tym projekcie? — spytała finalnie, próbując sobie zakodować wszystko w głowie — czyli jednak z Ciebie kujonek, takiego zawsze Ciebie pamiętałam — rzuciła, słysząc o stypendium. Sama mogłaby o nim pomarzyć. Nigdy nie była dobrą uczennicą, nawet na jej kierunku była średnia. Jedyne co ją odróżniało od innych osób, była artyzm. Poszukiwała głębszego sensu w ujęciach gier, czy stron internetowych. Coś musiały za sobą być, by odbiorca widział w nich głębie. Larue uwielbiała zajęcia, w których mogła wykorzystywać własną wyobraźnię twórczą, a nie same kody, których do dzisiaj nie rozumiała — byczkowy kujonek — zacmokała ustami. W ten sposób widziała Wanga. Grzeczny chłopiec, którego wciągała w wir kłopotów. Nie zmieniła się od dzieciństwa. Był jej przeciwieństwem, ale też całkiem dobrym kompanem. Mogłaby go wciągnąć we wszystko poza narkotykami. Od tego próbowała, jeszcze, trzymać się daleko.
— Myślisz, że Ci pomogę? — spytała, a brwi uniosły się jej niebezpiecznie wysoko — jezu, ktoś się liczy z moim zdaniem. Jesteś najlepszy, Aiden — była zadowolona. Jej artyzm się nie liczył, gdy ktoś odgadywał jej nazwisko. Więcej znaczyło wśród lokalnych artystów niż u innych. Nie chodziło o ją samą, o jej wizję, a o nazwisko. Może gdyby była mniej chaotyczna, szybciej odgadywałaby modliszki, które chcą się dostać do jej brata. Kochała go, uwielbiała, a przede wszystkim ceniła. Pełnił funkcję jej bankomatu. Podobnie jak siostra. Twierdzili, że kiedyś wyjdzie na ludzi. Wątpiła w to. W takich momentach cieszyła się, że ktoś postrzegał ją inaczej niż ona sama.
— Tak — kiwnęła głową — no oby. Chociaż teraz myślę tylko o waleniach, konkretnie to o orkach. Wiesz, że jakaś dziewczyna PODOBNO została zamordowana przez orkę, którą tresowała, bo miała okres? — pewnie myślałaby dalej o tej orce, gdyby nie wtyk myślowy, który sprzedał jej właśnie Wang. Śmieszna sprawa, widziała ją na tiktoku. Nie rozumiała, dlaczego ludzie dalej z nimi pływali, tresowali je. Takie rzeczy powinny zostać zakazane. Widziała dokument na netflixie o orkach. Od tamtego czasu w Toronto pojawiło się pięć murali na ten temat, widocznie musiała zrobić jeszcze jeden. Ci ludzi do debile.
— Może to ja byłam twoją dziewczyną na wystawach — wyrzuciła finalnie z siebie, kręcąc z niesmakiem głową. W dzieciństwie pewnie nazywała go swoim chłopakiem. Byli najmłodszymi wizytatorami wystaw i musiała się do niego przyczepić. Kiedy dorośli się z nich śmiali, ona robiła to razem z nimi. Uwielbiała Aidena na wiele sposobów, ale był zbyt grzeczny, by móc pojąć chaos, panujący jej w głowie — na imprezę do Karynki, potrzebuję przyzwoitki. Niedawno wróciłam z odwyku i nie mogę brać żadnych narkotyków — nie martwiła się jego oceną. Zawsze był dla niej łaskawy, patrzył oceniająco, ale przyjmował ją taką, jaką była. Pewnie zapomniała mu powiedzieć o jej przygodzie z leczeniem ADHD za pomocą amfetaminy. Jeden z jej psychiatrów stwierdził, że to dobry pomysł. Od zawsze miała problem z uzależnieniami, a wtedy to wybuchło.
— Tej kobiety się nie bije, nawet kwiatkiem — zwróciła mu uwagę, kręcąc głową — a masz byczku — po czym sprzedała mu kolejnego kuksańca. Jeśli ktoś miałby określić Sabrinę jednym słowem, z pewnością pasowałby chaos. Mówiła, ruszała się cały czas, a gdy czuła ekscytację, zaczynała skakać. Dopiero malowanie ją odprężało. Tylko wtedy zastygała w ruchu, ciągnąc pędzlem po płótnie. Pewnie w tych momentach Wang mógł odetchnąć piersią, przez moment nie zastanawiać się, co będzie dalej.
— To co ty właściwie tworzysz w tym projekcie? — spytała finalnie, próbując sobie zakodować wszystko w głowie — czyli jednak z Ciebie kujonek, takiego zawsze Ciebie pamiętałam — rzuciła, słysząc o stypendium. Sama mogłaby o nim pomarzyć. Nigdy nie była dobrą uczennicą, nawet na jej kierunku była średnia. Jedyne co ją odróżniało od innych osób, była artyzm. Poszukiwała głębszego sensu w ujęciach gier, czy stron internetowych. Coś musiały za sobą być, by odbiorca widział w nich głębie. Larue uwielbiała zajęcia, w których mogła wykorzystywać własną wyobraźnię twórczą, a nie same kody, których do dzisiaj nie rozumiała — byczkowy kujonek — zacmokała ustami. W ten sposób widziała Wanga. Grzeczny chłopiec, którego wciągała w wir kłopotów. Nie zmieniła się od dzieciństwa. Był jej przeciwieństwem, ale też całkiem dobrym kompanem. Mogłaby go wciągnąć we wszystko poza narkotykami. Od tego próbowała, jeszcze, trzymać się daleko.
— Myślisz, że Ci pomogę? — spytała, a brwi uniosły się jej niebezpiecznie wysoko — jezu, ktoś się liczy z moim zdaniem. Jesteś najlepszy, Aiden — była zadowolona. Jej artyzm się nie liczył, gdy ktoś odgadywał jej nazwisko. Więcej znaczyło wśród lokalnych artystów niż u innych. Nie chodziło o ją samą, o jej wizję, a o nazwisko. Może gdyby była mniej chaotyczna, szybciej odgadywałaby modliszki, które chcą się dostać do jej brata. Kochała go, uwielbiała, a przede wszystkim ceniła. Pełnił funkcję jej bankomatu. Podobnie jak siostra. Twierdzili, że kiedyś wyjdzie na ludzi. Wątpiła w to. W takich momentach cieszyła się, że ktoś postrzegał ją inaczej niż ona sama.
— Tak — kiwnęła głową — no oby. Chociaż teraz myślę tylko o waleniach, konkretnie to o orkach. Wiesz, że jakaś dziewczyna PODOBNO została zamordowana przez orkę, którą tresowała, bo miała okres? — pewnie myślałaby dalej o tej orce, gdyby nie wtyk myślowy, który sprzedał jej właśnie Wang. Śmieszna sprawa, widziała ją na tiktoku. Nie rozumiała, dlaczego ludzie dalej z nimi pływali, tresowali je. Takie rzeczy powinny zostać zakazane. Widziała dokument na netflixie o orkach. Od tamtego czasu w Toronto pojawiło się pięć murali na ten temat, widocznie musiała zrobić jeszcze jeden. Ci ludzi do debile.
— Może to ja byłam twoją dziewczyną na wystawach — wyrzuciła finalnie z siebie, kręcąc z niesmakiem głową. W dzieciństwie pewnie nazywała go swoim chłopakiem. Byli najmłodszymi wizytatorami wystaw i musiała się do niego przyczepić. Kiedy dorośli się z nich śmiali, ona robiła to razem z nimi. Uwielbiała Aidena na wiele sposobów, ale był zbyt grzeczny, by móc pojąć chaos, panujący jej w głowie — na imprezę do Karynki, potrzebuję przyzwoitki. Niedawno wróciłam z odwyku i nie mogę brać żadnych narkotyków — nie martwiła się jego oceną. Zawsze był dla niej łaskawy, patrzył oceniająco, ale przyjmował ją taką, jaką była. Pewnie zapomniała mu powiedzieć o jej przygodzie z leczeniem ADHD za pomocą amfetaminy. Jeden z jej psychiatrów stwierdził, że to dobry pomysł. Od zawsze miała problem z uzależnieniami, a wtedy to wybuchło.
-
kim jestem? nawet sam nie wiem. powiedz, jakie powinienem mieć na świat spojrzenie.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Uniósł brew na jej słowa, ale nawet się uśmiechnął. Nie uderzył jej przecież mocno, tylko oddał na przywitanie. Zupełnie tak jak chciała. No chyba, że chodziło jej o przytulanie, to wtedy musieli się nie dogadać. Jak zawsze, jak zwykle. Skrzywił się teatralnie, gdy znów go uderzyła i chwycił się za rękę, udając, że bardzo go to zabolało. Siłę miała, to fakt, pewnie jakiś siniak mu zostanie, ale nie było to na tyle bolesne, by kładł się na podłogę albo popłakał.
— Chcę stworzyć ogród botaniczny dla dzieci. Wiesz, różne rośliny, tekstury, kolory, zapachy… W sumie to straszne głupoty, pewnie ty robisz ciekawsze rzeczy na zaliczenie, nie? — powiedział i zaśmiał się nerwowo. Dla niej musiało to całkowicie głupio brzmieć, kiedy ona była artystką. Może zaimponowałby jej, gdyby musiał namalować jakiś obraz albo stworzyć jakąś rzeźbę. — Potrzebuję kasy, Sabrina — odpowiedział.
To wcale nie tak, że nie lubił słuchać, że jest kujonem. Zwyczajnie źle mu się kojarzyły te słowa; we wcześniejszych latach edukacji pewnie dzieciaki mu dokuczały, że się tak dobrze uczy. Wszędzie znajdowały się takie kwiatki, które nie mogły po prostu pogodzić się z tym, że komuś idzie lepiej. Fakt, miał teraz najlepsze oceny na całym roku i specjalnie robił coś dodatkowo, aby mieć większą szansę na zdobycie stypendium, ale słowo kujon bolało go w serce. Wywrócił oczami, gdy znowu powtórzyła to słowo, ale już nie próbował jej tego tłumaczyć. Będzie musiał się przyzwyczaić, bo Larue nie dało się zmienić, ona już taka była - denerwująca.
— No jasne, czemu miałabyś mi nie pomóc. Chcę by to było w miarę estetyczne, znasz się pewnie na kolorach i w ogóle… — przerwał. W sumie nie wiedział w czym dokładnie miała mu pomóc, ale wierzył, że ją to przekonało. Nawet miło mu się zrobiło, gdy zobaczył ją taką szczęśliwą, nawet jeśli nic szczególnego nie powiedział. W tym momencie postanowił, że nieważne co powie weźmie to pod uwagę, by później pokazać jej ich wspólną pracę. Mógłby ją nawet podpisać pod tym projektem, może pomogłoby jej to w jakiś ocenach…
Potarł palcem swoje czoło, wysłuchując jej aktywistycznego monologu. Nie znał się w ogóle na tym, co mówiła, szczerze nawet nie wiedział, że coś takiego się wydarzyło. Był do tyłu z tym, co działo się na świecie, ale fakt, zrobiło mu się przykro.
— Biedna orka — mruknął i po chwili zawahania dodał: — Pewnie coś jej zrobią przez głupotę ludzką. To tak samo jak z Harambe, nie? Też przez człowieka biedne zwierzę zostało zabite, chociaż robiło to co musiało. Taka natura.
Kompletnie nie wiedział czy dobrze porównał te obydwa przypadki, miał nadzieję, że tak. Jego autyzm nie zawsze pozwalał na zrozumienie sensu wypowiedzi drugiej osoby, też nie był pewien czy Sabrinie było przykro człowieka czy tej orki. Wzruszył ramionami i zrobił kilka kroków do przodu, sugerując, że powinni się kierować do schodów. Był okropnie głodny, a Larue mogła stać w miejscu i gadać godzinami.
Wytrzeszczył oczy słysząc jej słowa i dobrze, że już weszli na schody i był trochę przed nią, to chociaż nie mogła zauważyć jego wyrazu twarzy. I faktu, że zaczerwienił się cały. Zrobił głęboki wdech i wydech. Nienawidził rozmawiać o związkach, jakichkolwiek relacjach damsko-męskich, bo nie miał żadnego rozeznania w tych tematach i wydawało mu się to być abstrakcyjne. Nie rozumiał kompletnie jak komukolwiek może się ktoś podobać, nie czuł czegoś takiego nigdy. Potrafił powiedzieć czy ktoś jest ładny czy nie, wyrobiony gust miał i brak doświadczenia też.
— Okej — odpowiedział, gdy byli na półpiętrze. Chwili potrzebował, by przeanalizować gdzie mają iść i że to impreza. Nie nadawał się, ruszać się nie potrafił, ale w końcu wszyscy chodzili, więc powinien chociaż raz zaznać tego studenckiego wajbu. W liceum kilka razy wyrwał się z kolegami do baru, ale to tyle z jego doświadczeń. — Pójdę jako przyzwoitka. — Średnio wyobrażał sobie swoją rolę jako niańki, bo… jak miałby ją powstrzymać przed braniem narkotyków? Wyrwać jej z ręki? Zadzwonić na policję? Znokautować ją? Wziąć za nią? Tyle pytań i brak odpowiedzi, nawet nie chciał jej pozwalać. Może tutaj chodziło jedynie o jego obecność.
Sabrina B. Larue
— Chcę stworzyć ogród botaniczny dla dzieci. Wiesz, różne rośliny, tekstury, kolory, zapachy… W sumie to straszne głupoty, pewnie ty robisz ciekawsze rzeczy na zaliczenie, nie? — powiedział i zaśmiał się nerwowo. Dla niej musiało to całkowicie głupio brzmieć, kiedy ona była artystką. Może zaimponowałby jej, gdyby musiał namalować jakiś obraz albo stworzyć jakąś rzeźbę. — Potrzebuję kasy, Sabrina — odpowiedział.
To wcale nie tak, że nie lubił słuchać, że jest kujonem. Zwyczajnie źle mu się kojarzyły te słowa; we wcześniejszych latach edukacji pewnie dzieciaki mu dokuczały, że się tak dobrze uczy. Wszędzie znajdowały się takie kwiatki, które nie mogły po prostu pogodzić się z tym, że komuś idzie lepiej. Fakt, miał teraz najlepsze oceny na całym roku i specjalnie robił coś dodatkowo, aby mieć większą szansę na zdobycie stypendium, ale słowo kujon bolało go w serce. Wywrócił oczami, gdy znowu powtórzyła to słowo, ale już nie próbował jej tego tłumaczyć. Będzie musiał się przyzwyczaić, bo Larue nie dało się zmienić, ona już taka była - denerwująca.
— No jasne, czemu miałabyś mi nie pomóc. Chcę by to było w miarę estetyczne, znasz się pewnie na kolorach i w ogóle… — przerwał. W sumie nie wiedział w czym dokładnie miała mu pomóc, ale wierzył, że ją to przekonało. Nawet miło mu się zrobiło, gdy zobaczył ją taką szczęśliwą, nawet jeśli nic szczególnego nie powiedział. W tym momencie postanowił, że nieważne co powie weźmie to pod uwagę, by później pokazać jej ich wspólną pracę. Mógłby ją nawet podpisać pod tym projektem, może pomogłoby jej to w jakiś ocenach…
Potarł palcem swoje czoło, wysłuchując jej aktywistycznego monologu. Nie znał się w ogóle na tym, co mówiła, szczerze nawet nie wiedział, że coś takiego się wydarzyło. Był do tyłu z tym, co działo się na świecie, ale fakt, zrobiło mu się przykro.
— Biedna orka — mruknął i po chwili zawahania dodał: — Pewnie coś jej zrobią przez głupotę ludzką. To tak samo jak z Harambe, nie? Też przez człowieka biedne zwierzę zostało zabite, chociaż robiło to co musiało. Taka natura.
Kompletnie nie wiedział czy dobrze porównał te obydwa przypadki, miał nadzieję, że tak. Jego autyzm nie zawsze pozwalał na zrozumienie sensu wypowiedzi drugiej osoby, też nie był pewien czy Sabrinie było przykro człowieka czy tej orki. Wzruszył ramionami i zrobił kilka kroków do przodu, sugerując, że powinni się kierować do schodów. Był okropnie głodny, a Larue mogła stać w miejscu i gadać godzinami.
Wytrzeszczył oczy słysząc jej słowa i dobrze, że już weszli na schody i był trochę przed nią, to chociaż nie mogła zauważyć jego wyrazu twarzy. I faktu, że zaczerwienił się cały. Zrobił głęboki wdech i wydech. Nienawidził rozmawiać o związkach, jakichkolwiek relacjach damsko-męskich, bo nie miał żadnego rozeznania w tych tematach i wydawało mu się to być abstrakcyjne. Nie rozumiał kompletnie jak komukolwiek może się ktoś podobać, nie czuł czegoś takiego nigdy. Potrafił powiedzieć czy ktoś jest ładny czy nie, wyrobiony gust miał i brak doświadczenia też.
— Okej — odpowiedział, gdy byli na półpiętrze. Chwili potrzebował, by przeanalizować gdzie mają iść i że to impreza. Nie nadawał się, ruszać się nie potrafił, ale w końcu wszyscy chodzili, więc powinien chociaż raz zaznać tego studenckiego wajbu. W liceum kilka razy wyrwał się z kolegami do baru, ale to tyle z jego doświadczeń. — Pójdę jako przyzwoitka. — Średnio wyobrażał sobie swoją rolę jako niańki, bo… jak miałby ją powstrzymać przed braniem narkotyków? Wyrwać jej z ręki? Zadzwonić na policję? Znokautować ją? Wziąć za nią? Tyle pytań i brak odpowiedzi, nawet nie chciał jej pozwalać. Może tutaj chodziło jedynie o jego obecność.
Sabrina B. Larue
-
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłośćnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Aiden Wang
— Hmm... — zamyśliła się Sabrina, a przed jej oczami pojawiły się różne obrazy. Słoneczniki, pysznogłówki, lawenda, głogownik i wiele, wiele innych roślin — czyli taki obraz, ale w rzeczywistości i wykorzystujesz do tego różne zmysły? — spytała, próbując wyobrazić sobie coś takiego. Sama pewnie by weszła do takiego ogrodu. Lubiła, kiedy bodźce do niej docierały. Najbardziej kochała zapach świeżej trawy, gdy kosili za oknem, otwierała je, by zapach pojawił się w całym jej mieszkaniu. Nie uważała tego za nudne, bo sama jako dziecko, chodziła z wielką ekscytacją, próbując wszystkiego dotykać. Każdego ułamka po kolei, każdej rośliny, pewnie niektóre włożyłaby do zawahania do buzi. W sumie to Brina rzadko, kiedy się nad tym zastanawia. — ostatnio malowałam krajobraz do gry, był przepiękny — odparła, wzruszając przy tym ramionami. Dla niej nie było to nic wyjątkowego. Kiedyś marzyło jej się stworzenie gry tylko z jej grafiką. Przepiękne idea, ale do tego czasu miała sporo. Wpierw musiało się do edukować, pójść na praktyki jedne, drugie i finalnie gdzieś się zaczepić. Miała tylko nadzieję, że nikt nie weźmie pod uwagę nazwiska Larue.
— Ty? — spytała zdziwiona, marszcząc przy tym brwi — przecież nie jesteś bogaty? — dopytała, przechylając przy tym głowę. Jakieś styki się nie połączyły w jej głowie. Coś jej nie grało, tylko miała problem, z czym konkretnie. Czekała na jakieś wyjaśnienia. Poznali się w galeriach sztuki, oboje wiedzieli, że rodziny mieli dziane. Może Wangowie nagle ponieśli wielkie bankructwo? Ciekawe, ciekawe...
— O, świetnie. W tym akurat mogłabym Ci pomóc, chociaż na roślinach się nie znam — zaklaskała w ręce. Znała podstawowe rośliny, głównie zioła i na tym by się skończyło. Dla niej nie było w tym nic wyjątkowego. Już się nauczyła, w jaki sposób powinna działać. Na wysokich obrotach. Zadanie, za zadaniem. Wtedy mogła być produktywna. Wpierw wykonywała jedno, później drugie. Zarzucana raz na jakiś czas działała najlepiej. Może nie znała się na ogrodach sensorycznych, ale mogła pomóc w odpowiednim rozłożeniu roślin w nim, by wyglądało to estetycznie.
— No biedna orka! — krzyknęła, tupiąc nogą. Zaraz zaczęła się pojawiać gestykulacja — no trochę podobna jest sytuacja, ale w sumie to nie do końca — rozpoczęła sekwencję myśli, ale potrząsnęła głową. Musiała wytłumaczyć, dlaczego ludzie trzymający tam orkę, to kompletni d e b i l e — normalnie orki przepływają tysiące kilometrów. W momencie gdy trzymane są w aqua parkach tego nie robią, od dawna udowodnili, że niesie to za sobą ryzyko problemów zdrowotnych, ale też behawioralnych — mówiła z wielkim oburzeniem, jakby co najmniej zabili jej matkę — laska uważała się za miłośniczkę orek, a tak naprawdę była ich oprawcą — dorzuciła na sam koniec, wzdychając ciężko. Teraz Aiden wiedział już o wszystkim, co siedziało w jej głowie. Mogła kontynuować dalej wywód, pytanie tylko czy był na to gotowy. Mogłaby rozpocząć od samego wyłapywania orek w oceanie. Już sam ten fakt wzbudzał w niej spore konwulsje. Jako naczelna aktywistka forum musiała sobie jakoś z tym poradzić... i pójść naprzód cokolwiek by się wydarzyło.
— To co Aiden? Ja byłam twoją wystawową dziewczyną? — zapytała jeszcze raz, czekając na odpowiedź. Nigdy nie zważała na to, jak się czuł po jej słowach. Zwyczajnie nie przychodziło jej to do głowy. Myśli pędziły, a ona próbowała je porządkować. By to zrobić musiała zamknąć jedną szufladkę. Nigdy nie wyobrażała sobie Wanga z dziewczyną, lub chłopakiem. Czasami miała wrażenie, że najlepiej było mu samemu ze sobą.
— Pójdziesz, naprawdę? — spytała, unosząc do góry oba kąciki ust i zaczęła skakać z radości — jezu, a mogę Cię ubrać? Sprawię, że każda na imprezie będzie twoja — powiedziała to z całą swoją sympatią w stosunku do Aidena. Delikatnie by go podrasowała i znalazłby się w centrum imprezy — jezu, jak ja cię k o c h a m Aiden, nawet sobie nie wyobrażasz. Masz u mnie za to drinka — mówiła luźno, wylewnie. Zawsze wszystko opisywała. To co myślała, mówiła. Wszystko co pojawiało się jej w głowie mimowolnie przelewało się na słowa, które wypowiadała.
— Hmm... — zamyśliła się Sabrina, a przed jej oczami pojawiły się różne obrazy. Słoneczniki, pysznogłówki, lawenda, głogownik i wiele, wiele innych roślin — czyli taki obraz, ale w rzeczywistości i wykorzystujesz do tego różne zmysły? — spytała, próbując wyobrazić sobie coś takiego. Sama pewnie by weszła do takiego ogrodu. Lubiła, kiedy bodźce do niej docierały. Najbardziej kochała zapach świeżej trawy, gdy kosili za oknem, otwierała je, by zapach pojawił się w całym jej mieszkaniu. Nie uważała tego za nudne, bo sama jako dziecko, chodziła z wielką ekscytacją, próbując wszystkiego dotykać. Każdego ułamka po kolei, każdej rośliny, pewnie niektóre włożyłaby do zawahania do buzi. W sumie to Brina rzadko, kiedy się nad tym zastanawia. — ostatnio malowałam krajobraz do gry, był przepiękny — odparła, wzruszając przy tym ramionami. Dla niej nie było to nic wyjątkowego. Kiedyś marzyło jej się stworzenie gry tylko z jej grafiką. Przepiękne idea, ale do tego czasu miała sporo. Wpierw musiało się do edukować, pójść na praktyki jedne, drugie i finalnie gdzieś się zaczepić. Miała tylko nadzieję, że nikt nie weźmie pod uwagę nazwiska Larue.
— Ty? — spytała zdziwiona, marszcząc przy tym brwi — przecież nie jesteś bogaty? — dopytała, przechylając przy tym głowę. Jakieś styki się nie połączyły w jej głowie. Coś jej nie grało, tylko miała problem, z czym konkretnie. Czekała na jakieś wyjaśnienia. Poznali się w galeriach sztuki, oboje wiedzieli, że rodziny mieli dziane. Może Wangowie nagle ponieśli wielkie bankructwo? Ciekawe, ciekawe...
— O, świetnie. W tym akurat mogłabym Ci pomóc, chociaż na roślinach się nie znam — zaklaskała w ręce. Znała podstawowe rośliny, głównie zioła i na tym by się skończyło. Dla niej nie było w tym nic wyjątkowego. Już się nauczyła, w jaki sposób powinna działać. Na wysokich obrotach. Zadanie, za zadaniem. Wtedy mogła być produktywna. Wpierw wykonywała jedno, później drugie. Zarzucana raz na jakiś czas działała najlepiej. Może nie znała się na ogrodach sensorycznych, ale mogła pomóc w odpowiednim rozłożeniu roślin w nim, by wyglądało to estetycznie.
— No biedna orka! — krzyknęła, tupiąc nogą. Zaraz zaczęła się pojawiać gestykulacja — no trochę podobna jest sytuacja, ale w sumie to nie do końca — rozpoczęła sekwencję myśli, ale potrząsnęła głową. Musiała wytłumaczyć, dlaczego ludzie trzymający tam orkę, to kompletni d e b i l e — normalnie orki przepływają tysiące kilometrów. W momencie gdy trzymane są w aqua parkach tego nie robią, od dawna udowodnili, że niesie to za sobą ryzyko problemów zdrowotnych, ale też behawioralnych — mówiła z wielkim oburzeniem, jakby co najmniej zabili jej matkę — laska uważała się za miłośniczkę orek, a tak naprawdę była ich oprawcą — dorzuciła na sam koniec, wzdychając ciężko. Teraz Aiden wiedział już o wszystkim, co siedziało w jej głowie. Mogła kontynuować dalej wywód, pytanie tylko czy był na to gotowy. Mogłaby rozpocząć od samego wyłapywania orek w oceanie. Już sam ten fakt wzbudzał w niej spore konwulsje. Jako naczelna aktywistka forum musiała sobie jakoś z tym poradzić... i pójść naprzód cokolwiek by się wydarzyło.
— To co Aiden? Ja byłam twoją wystawową dziewczyną? — zapytała jeszcze raz, czekając na odpowiedź. Nigdy nie zważała na to, jak się czuł po jej słowach. Zwyczajnie nie przychodziło jej to do głowy. Myśli pędziły, a ona próbowała je porządkować. By to zrobić musiała zamknąć jedną szufladkę. Nigdy nie wyobrażała sobie Wanga z dziewczyną, lub chłopakiem. Czasami miała wrażenie, że najlepiej było mu samemu ze sobą.
— Pójdziesz, naprawdę? — spytała, unosząc do góry oba kąciki ust i zaczęła skakać z radości — jezu, a mogę Cię ubrać? Sprawię, że każda na imprezie będzie twoja — powiedziała to z całą swoją sympatią w stosunku do Aidena. Delikatnie by go podrasowała i znalazłby się w centrum imprezy — jezu, jak ja cię k o c h a m Aiden, nawet sobie nie wyobrażasz. Masz u mnie za to drinka — mówiła luźno, wylewnie. Zawsze wszystko opisywała. To co myślała, mówiła. Wszystko co pojawiało się jej w głowie mimowolnie przelewało się na słowa, które wypowiadała.
-
kim jestem? nawet sam nie wiem. powiedz, jakie powinienem mieć na świat spojrzenie.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Naprawdę myślał, że tematyka jej nie zainteresuje, bo w końcu to nie będzie nic artystycznego, nic co ona robi na co dzień. W końcu nie będzie wykonywał jakiegoś żywego obrazu a zwykły ogród, który ma sam w sobie być planem, a bardziej szkieletem czegoś, co będzie można stworzyć w każdym ośrodku dla dzieci z problemami. Gdy będzie miał już swój to na pewno stworzy więcej takich rzeczy, bo najłatwiej jest się uczyć na żywych przykładach.
— Coś w tym stylu, dobra jesteś — rzucił z uśmiechem. Coś ogarniała w tym temacie. On też uwielbiał zapach skoszonej trawy, a jeszcze bardziej różne kolory. Niestety Wangowie nigdy nie mieli bujnego ogrodu, jedynie krzaczki, które ogrodnik przycinał na różne kształty. Jego dzieciństwo w ogóle było szare, a bardziej białe i beżowe, bo przecież tak żyją bogaci ludzie. Nie bez powodu od zawsze jego pokój był najbardziej kolorowym miejscem jakie istniało. Matka się go wręcz wstydziła.
— Wow, to chyba… dobrze, nie? Masz zdjęcie? — Namalowanie krajobrazu do gry było dla Aidena czymś nieosiągalnym, to musiało być duże wyróżnienie. Jednak pomimo tego Sabrina wydawała się nie chwalić tym, zupełnie jakby to był jej zwykły, szary dzień.
Zacisnął usta w kreskę, gdy przywołała temat pieniędzy. To wcale nie tak, że nagle zbiedniał, pieniędzy na koncie miał dużo, mieszkał w apartamentowcu, który matka podarowała mu i bratu. Biznes Royce’a dalej się kręcił. Problem był inny - jako jedyny z rodziny nie poszedł w kierunku artystycznym, nie szukał rozgłosu i nie interesowała go popularność, chociaż miał talent do malowania. Miał wrażenie, że to rodzina się go wstydzi za jego wybory. Widział podczas spotkań rodzinnych, że nikt nie chce z nim rozmawiać, nikt nie pyta go o studia. Jeżeli chciał spełnić swoje marzenia musiał na nie zapracować i przede wszystkim zarobić, bo jeżeli nie wyjdzie to chociaż nie będą na niego patrzeć krzywo.
— Pieniędzy nigdy za mało, nie? — rzucił i zaśmiał się, próbując wyglądać jak najbardziej naturalnie, gdy w jego głowie działa się wojna myśli. Zrobiło mu się nagle przykro, bo przypomniał sobie, że tak naprawdę nie ma na kogo liczyć, chociaż rodzina była liczna.
Przystanął na jej propozycję. Mogła mu pomóc, a może i nawet powinna, bo podstawą był dobry wygląd. On na roślinach też się nie znał; czytał dużo książek przyrodniczych i botanicznych, ale prawdziwą wiedzę dostał od doktorki, kiedy przyszedł na konsultacje. Nie chciał o tym wspominać głośno, Sabrina była bardzo otwarta i dałby sobie rękę uciąć, że zaraz zacznie gadać coś, co go wręcz skrępuje. Pewnie przez te wszystkie lata zdążyła zauważyć, że ma znaczny problem z relacjami, szczególnie z kobietami. Jakby się dowiedziała, że siedział sam na sam, z całkiem atrakcyjną kobietą, prawie godzinę…
— Ludzie są okropni — skwitował jej wywód schodząc po kolejnych schodach w dół. Trochę bawiło go jej zaangażowanie w tę sprawę, bo tak naprawdę nie miała na nią żadnego wpływu. On nie przejmował się czymś, czego zmienić nie może. Żyło mu się łatwiej i wygodnie, ale nie miał zamiaru pouczać. Była dorosła, fajnie, że miała w ogóle jakiekolwiek zainteresowania, nie była pusta jak inne studentki.
— Można tak powiedzieć — wymamrotał cicho. Co to w ogóle znaczyło? Wystawowa dziewczyna? Dziewczyna, którą się gdzieś wystawia? A może dziewczyna, z którą chodzi się na wystawy? Nie! Taka, którą się poznaje na wystawie, na bank. Chciał ją o to zapytać, ale temat był zbyt niekomfortowy by go kontynuować. Ważne, że była a nie jest, mógł to jeszcze przełknąć.
— No pójdę, skoro chcesz to pójdę — powtórzył i westchnął cicho widząc jej ekspresję. Była męcząca i frustrująca, czuł się przebodźcowany spoglądając na nią. — Yyy… — wydukał słysząc jej propozycję, ale ostatecznie kiwnął głową, w myślach ganiąc się za to. Nie wiedział czemu to zrobił, może dlatego by mieć święty spokój? Może głupio wierzył, że jak się zgodzi to przestanie robić to, co robi? — Tylko musisz mi powiedzieć kiedy i gdzie, najlepiej wyślij mi smsa, bo ja dużo zapominam. I chodź szybciej, bo burczy mi w brzuchu.
Totalnie sobie wyobrażał jak wchodzi do pomieszczenia i wszystkie kobiety wręcz padają u jego stóp. Chyba, żeby dobrze wyrywać laski to prócz wyglądu trzeba potrafić z nimi rozmawiać, a on całkowicie odpadał. Gdy tylko jakaś do niego podejdzie to zapadnie się pod ziemię. A jeszcze miał pilnować tejwariatki wiedźmy.
Sabrina B. Larue
— Coś w tym stylu, dobra jesteś — rzucił z uśmiechem. Coś ogarniała w tym temacie. On też uwielbiał zapach skoszonej trawy, a jeszcze bardziej różne kolory. Niestety Wangowie nigdy nie mieli bujnego ogrodu, jedynie krzaczki, które ogrodnik przycinał na różne kształty. Jego dzieciństwo w ogóle było szare, a bardziej białe i beżowe, bo przecież tak żyją bogaci ludzie. Nie bez powodu od zawsze jego pokój był najbardziej kolorowym miejscem jakie istniało. Matka się go wręcz wstydziła.
— Wow, to chyba… dobrze, nie? Masz zdjęcie? — Namalowanie krajobrazu do gry było dla Aidena czymś nieosiągalnym, to musiało być duże wyróżnienie. Jednak pomimo tego Sabrina wydawała się nie chwalić tym, zupełnie jakby to był jej zwykły, szary dzień.
Zacisnął usta w kreskę, gdy przywołała temat pieniędzy. To wcale nie tak, że nagle zbiedniał, pieniędzy na koncie miał dużo, mieszkał w apartamentowcu, który matka podarowała mu i bratu. Biznes Royce’a dalej się kręcił. Problem był inny - jako jedyny z rodziny nie poszedł w kierunku artystycznym, nie szukał rozgłosu i nie interesowała go popularność, chociaż miał talent do malowania. Miał wrażenie, że to rodzina się go wstydzi za jego wybory. Widział podczas spotkań rodzinnych, że nikt nie chce z nim rozmawiać, nikt nie pyta go o studia. Jeżeli chciał spełnić swoje marzenia musiał na nie zapracować i przede wszystkim zarobić, bo jeżeli nie wyjdzie to chociaż nie będą na niego patrzeć krzywo.
— Pieniędzy nigdy za mało, nie? — rzucił i zaśmiał się, próbując wyglądać jak najbardziej naturalnie, gdy w jego głowie działa się wojna myśli. Zrobiło mu się nagle przykro, bo przypomniał sobie, że tak naprawdę nie ma na kogo liczyć, chociaż rodzina była liczna.
Przystanął na jej propozycję. Mogła mu pomóc, a może i nawet powinna, bo podstawą był dobry wygląd. On na roślinach też się nie znał; czytał dużo książek przyrodniczych i botanicznych, ale prawdziwą wiedzę dostał od doktorki, kiedy przyszedł na konsultacje. Nie chciał o tym wspominać głośno, Sabrina była bardzo otwarta i dałby sobie rękę uciąć, że zaraz zacznie gadać coś, co go wręcz skrępuje. Pewnie przez te wszystkie lata zdążyła zauważyć, że ma znaczny problem z relacjami, szczególnie z kobietami. Jakby się dowiedziała, że siedział sam na sam, z całkiem atrakcyjną kobietą, prawie godzinę…
— Ludzie są okropni — skwitował jej wywód schodząc po kolejnych schodach w dół. Trochę bawiło go jej zaangażowanie w tę sprawę, bo tak naprawdę nie miała na nią żadnego wpływu. On nie przejmował się czymś, czego zmienić nie może. Żyło mu się łatwiej i wygodnie, ale nie miał zamiaru pouczać. Była dorosła, fajnie, że miała w ogóle jakiekolwiek zainteresowania, nie była pusta jak inne studentki.
— Można tak powiedzieć — wymamrotał cicho. Co to w ogóle znaczyło? Wystawowa dziewczyna? Dziewczyna, którą się gdzieś wystawia? A może dziewczyna, z którą chodzi się na wystawy? Nie! Taka, którą się poznaje na wystawie, na bank. Chciał ją o to zapytać, ale temat był zbyt niekomfortowy by go kontynuować. Ważne, że była a nie jest, mógł to jeszcze przełknąć.
— No pójdę, skoro chcesz to pójdę — powtórzył i westchnął cicho widząc jej ekspresję. Była męcząca i frustrująca, czuł się przebodźcowany spoglądając na nią. — Yyy… — wydukał słysząc jej propozycję, ale ostatecznie kiwnął głową, w myślach ganiąc się za to. Nie wiedział czemu to zrobił, może dlatego by mieć święty spokój? Może głupio wierzył, że jak się zgodzi to przestanie robić to, co robi? — Tylko musisz mi powiedzieć kiedy i gdzie, najlepiej wyślij mi smsa, bo ja dużo zapominam. I chodź szybciej, bo burczy mi w brzuchu.
Totalnie sobie wyobrażał jak wchodzi do pomieszczenia i wszystkie kobiety wręcz padają u jego stóp. Chyba, żeby dobrze wyrywać laski to prócz wyglądu trzeba potrafić z nimi rozmawiać, a on całkowicie odpadał. Gdy tylko jakaś do niego podejdzie to zapadnie się pod ziemię. A jeszcze miał pilnować tej
Sabrina B. Larue
-
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłośćnieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Aiden Wang
Pstryknęła w ręce, robiąc przy tym firmowy uśmiech numer jeden. Oczywiście, że była. Uwielbiała bawić się kolorami. Znała tylko te kwiaty, które były ogólnoznane. Nie znała ich wymagań, mogły mieć kompletnie różne i w żadnym razie by to nie wyszło. Sama nie wiedziała, w jaki sposób dokładnie powinna to ugryźć. Może wyjdzie jak zawsze? Będzie mówić, on to przyjmie, a i tak zrobi jak chce. W ten sposób też działała matka dziewczyny i jej popęd seksualny. Nagle randkowała z gwiazdą rok, potem kilka lat później, a finalnym owocem randomowej ochoty na seks była ona.
— Pokażę Ci wieczorem, dobrze? — odparła, unosząc kąciki ust — nie robię zdjęć moich rysunków, bo potem rodzeństwo mnie oto męczy, a szczerze mówiąc mam ich dosyć — często musiała spowiadać się rodzinie. Wszystko z powodu odwyku. Przez ten jeden krótki moment posmutniała. Kochała ich, ale wiedziała, co myślą na temat używek, a ona? Ona miała największy przepływ weny pod wpływem amfetaminy. Wtedy czuła się w stu procentach skupiona, miała te możliwości, by jeździć pędzlem po płótnie. Tylko że w jej przypadku narkotyków było za dużo. Wzięłaby je jeszcze jeden raz i by przepadła, tak jakby nie miało być jutro. Raz tak zrobiła, nie było jej ponad dwa tygodnie. Z telefonu jakiegoś gościa wzywała brata do lasu, żeby w końcu mógł ją odebrać.
Kiwnęła głowo, chwilowo nic nie mówiąc. Temat szybko urwał się w jej głowie. Nie wydawał się na tyle interesujący, by musiała go dłużej ciągnąć. Westchnęła cicho pod nosem. Pieniądze, pieniądze. Dobrze, że brat jej opłacał studia i jeszcze wierzył w jej sukces.
To nie tak, że mógł jej powiedzieć: poszedłem na konsultacje do doktoranta. Byłaby w tym prawda, a ona nie poruszyłaby tematu związanego z kobietą.
— Dlatego postanowiłam, że namaluje mural na jednym z budynków w centrum, przedstawiający cierpienie małego walenia. Nie zostawię tej sprawy bez żadnego rozgłosu — rzuciła, zaciskając swoją pięść dosyć mocno. Już sama nie wiedziała, co dokładnie zrobi z tą sprawą poza muralem, ale postanowiła działać. Nikt jej przed tym nie zatrzyma. Kiedy w coś naprawdę wierzyła, była niemalże nie do zatrzymania. Co prawda ucięła kwestie związane z legalnością tego malowidła.
— Mhm, byliśmy w związku jako dzieciaki — pokiwała głową, finalnie się z nią zgodził i nie protestował. Czuła dziwny przełom w ich przedziwnej relacji. Potwierdził ich związek i nie protestował. Wejdą razem na imprezę, a ona nazwie go swoim byłym. Wtedy któraś na pewno się skusi. W końcu czyiś towar wydaje się być najatrakcyjniejszy.
— Cieszę się, kochany jesteś Aiden — i gdy weszli już na schody, złożyła mu krótkiego buziaka w policzek w ramach podziękowania. Larue nigdy nie miała problemu z dotykiem, potrzebowała go, by okazać uczucia względem drugiej osoby — to wszystko napiszę Ci w SMS'ie, okej? — zagadnęła, unosząc oba kąciki ust do góry. Teraz pociągnęła go w stronę stołówki, a w myślach już zaczęła układanie do niego outfitu.
Pstryknęła w ręce, robiąc przy tym firmowy uśmiech numer jeden. Oczywiście, że była. Uwielbiała bawić się kolorami. Znała tylko te kwiaty, które były ogólnoznane. Nie znała ich wymagań, mogły mieć kompletnie różne i w żadnym razie by to nie wyszło. Sama nie wiedziała, w jaki sposób dokładnie powinna to ugryźć. Może wyjdzie jak zawsze? Będzie mówić, on to przyjmie, a i tak zrobi jak chce. W ten sposób też działała matka dziewczyny i jej popęd seksualny. Nagle randkowała z gwiazdą rok, potem kilka lat później, a finalnym owocem randomowej ochoty na seks była ona.
— Pokażę Ci wieczorem, dobrze? — odparła, unosząc kąciki ust — nie robię zdjęć moich rysunków, bo potem rodzeństwo mnie oto męczy, a szczerze mówiąc mam ich dosyć — często musiała spowiadać się rodzinie. Wszystko z powodu odwyku. Przez ten jeden krótki moment posmutniała. Kochała ich, ale wiedziała, co myślą na temat używek, a ona? Ona miała największy przepływ weny pod wpływem amfetaminy. Wtedy czuła się w stu procentach skupiona, miała te możliwości, by jeździć pędzlem po płótnie. Tylko że w jej przypadku narkotyków było za dużo. Wzięłaby je jeszcze jeden raz i by przepadła, tak jakby nie miało być jutro. Raz tak zrobiła, nie było jej ponad dwa tygodnie. Z telefonu jakiegoś gościa wzywała brata do lasu, żeby w końcu mógł ją odebrać.
Kiwnęła głowo, chwilowo nic nie mówiąc. Temat szybko urwał się w jej głowie. Nie wydawał się na tyle interesujący, by musiała go dłużej ciągnąć. Westchnęła cicho pod nosem. Pieniądze, pieniądze. Dobrze, że brat jej opłacał studia i jeszcze wierzył w jej sukces.
To nie tak, że mógł jej powiedzieć: poszedłem na konsultacje do doktoranta. Byłaby w tym prawda, a ona nie poruszyłaby tematu związanego z kobietą.
— Dlatego postanowiłam, że namaluje mural na jednym z budynków w centrum, przedstawiający cierpienie małego walenia. Nie zostawię tej sprawy bez żadnego rozgłosu — rzuciła, zaciskając swoją pięść dosyć mocno. Już sama nie wiedziała, co dokładnie zrobi z tą sprawą poza muralem, ale postanowiła działać. Nikt jej przed tym nie zatrzyma. Kiedy w coś naprawdę wierzyła, była niemalże nie do zatrzymania. Co prawda ucięła kwestie związane z legalnością tego malowidła.
— Mhm, byliśmy w związku jako dzieciaki — pokiwała głową, finalnie się z nią zgodził i nie protestował. Czuła dziwny przełom w ich przedziwnej relacji. Potwierdził ich związek i nie protestował. Wejdą razem na imprezę, a ona nazwie go swoim byłym. Wtedy któraś na pewno się skusi. W końcu czyiś towar wydaje się być najatrakcyjniejszy.
— Cieszę się, kochany jesteś Aiden — i gdy weszli już na schody, złożyła mu krótkiego buziaka w policzek w ramach podziękowania. Larue nigdy nie miała problemu z dotykiem, potrzebowała go, by okazać uczucia względem drugiej osoby — to wszystko napiszę Ci w SMS'ie, okej? — zagadnęła, unosząc oba kąciki ust do góry. Teraz pociągnęła go w stronę stołówki, a w myślach już zaczęła układanie do niego outfitu.
-
kim jestem? nawet sam nie wiem. powiedz, jakie powinienem mieć na świat spojrzenie.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Dobrze, w takim razie, że zaczerpnął informacji od Cece, bo inaczej byliby zgubieni. Jego wiedza nie była na tyle duża, żeby zrobił to bez żadnej pomyłki. Fakt faktem, ten projekt miał być wstępny, ale nie chciał popełnić jakiejś ogromnej gafy, nawet i jeśli miał to być prototyp to chciał zrobić go jak najlepiej. Zdecydowanie potrzebował jakiegoś fachowego, artystycznego oka, bo w jego mniemaniu wszystko było średnie, szczególnie to, co on sam stworzył.
— No jasne — mruknął w odpowiedzi, chociaż tak naprawdę nie wiedział co oznacza to wieczorem. Chyba nie mieli zamiaru się jeszcze dzisiaj spotykać, nie? Z tego co zrozumiał impreza raczej nie odbywała się tego samego dnia (a jeśli, to wkopał się w niezłe bagno), a po zjedzeniu czegoś w lokalu niedaleko chciał jeszcze zajść do biblioteki. Harmonogram na dziś miał napięty, bo czekało go czyszczenie terrarium u gekona. Uznał, że wyśle mu zdjęcie, albo zapomni i spotkają się na to kiedy indziej.
Gdyby wszystko dla niego było takie proste to po prostu powiedziałby, że spotkał się z kimś, kto mu pomógł z roślinami. Ale jego mózg działał trochę inaczej, nie lubił kłamać ani wymyślać, bo bardzo prędko zapominał o tym, co w rezultacie sprawiało, że stresował się, że jego kłamstwo wyjdzie na jaw. Czasami po prostu wolał się nie odzywać niż kręcić.
— Mural? A to chyba nielegalne… — zaczął, ale po chwili wydął dolną wargę, dalej schodząc po schodach. Może miała jakieś pozwolenie, w końcu to szczytny cel, zabijanie waleni też legalne nie było. Więc ostatecznie wychodziło jeden za jeden… Byleby jej nie złapali, bo nie chciałby jeździć za nią po komisariatach. W końcu skoro odnowili kontakt, to pewnie wolałaby zadzwonić do niego niż do rodzeństwa. On, gdyby znalazł się w takiej sytuacji też wolałby jej pomoc, niż późniejsze tłumaczenie się każdemu.
— Może być. — Wcale nie mogło być, bo na samą myśl go skręciło. Nie byli w związku jako dzieciaki, to że spotykali się w galerii sztuki nie oznaczało, że byli ze sobą romantycznie. Nie był gejem, chyba - zdecydowanie więcej kobiet było w jego typie, nie patrzył na mężczyzn w taki sposób jak na nie, ale za dużo go odpychało. A szczególnie od Larue, bo była najbardziej gadatliwą z nich wszystkich.
Nie powiedział nic, gdy pocałowała go w policzek, bo dosłownie zamarł. Było mu ciepło i zimno na raz, mięśnie raz wiotkie a raz spięte, chciał wybuchnąć krzykiem i płaczem. Jak miał iść z nią na imprezę, gdy taki zwykły gest powodował w nim przebodźcowanie? Jeszcze dołóżmy do tego głośną muzykę, bas i kolorowe, migające światła. Dawał sobie maksymalnie dziesięć minut zanim będzie chciał stamtąd spadać.
Kiwnął głową i ruszył za nią. Ale po tym co doświadczył chwilę temu, nawet całkowicie stracił ochotę na jedzenie. Zdecydował zamówić sobie coś lekkiego, byleby nie miał rewolucji żołądkowych.
I w myślach przygotowywał się na kolejne godziny spędzone na słuchaniu jej monologu.
Sabrina B. Larue
z/t x2
— No jasne — mruknął w odpowiedzi, chociaż tak naprawdę nie wiedział co oznacza to wieczorem. Chyba nie mieli zamiaru się jeszcze dzisiaj spotykać, nie? Z tego co zrozumiał impreza raczej nie odbywała się tego samego dnia (a jeśli, to wkopał się w niezłe bagno), a po zjedzeniu czegoś w lokalu niedaleko chciał jeszcze zajść do biblioteki. Harmonogram na dziś miał napięty, bo czekało go czyszczenie terrarium u gekona. Uznał, że wyśle mu zdjęcie, albo zapomni i spotkają się na to kiedy indziej.
Gdyby wszystko dla niego było takie proste to po prostu powiedziałby, że spotkał się z kimś, kto mu pomógł z roślinami. Ale jego mózg działał trochę inaczej, nie lubił kłamać ani wymyślać, bo bardzo prędko zapominał o tym, co w rezultacie sprawiało, że stresował się, że jego kłamstwo wyjdzie na jaw. Czasami po prostu wolał się nie odzywać niż kręcić.
— Mural? A to chyba nielegalne… — zaczął, ale po chwili wydął dolną wargę, dalej schodząc po schodach. Może miała jakieś pozwolenie, w końcu to szczytny cel, zabijanie waleni też legalne nie było. Więc ostatecznie wychodziło jeden za jeden… Byleby jej nie złapali, bo nie chciałby jeździć za nią po komisariatach. W końcu skoro odnowili kontakt, to pewnie wolałaby zadzwonić do niego niż do rodzeństwa. On, gdyby znalazł się w takiej sytuacji też wolałby jej pomoc, niż późniejsze tłumaczenie się każdemu.
— Może być. — Wcale nie mogło być, bo na samą myśl go skręciło. Nie byli w związku jako dzieciaki, to że spotykali się w galerii sztuki nie oznaczało, że byli ze sobą romantycznie. Nie był gejem, chyba - zdecydowanie więcej kobiet było w jego typie, nie patrzył na mężczyzn w taki sposób jak na nie, ale za dużo go odpychało. A szczególnie od Larue, bo była najbardziej gadatliwą z nich wszystkich.
Nie powiedział nic, gdy pocałowała go w policzek, bo dosłownie zamarł. Było mu ciepło i zimno na raz, mięśnie raz wiotkie a raz spięte, chciał wybuchnąć krzykiem i płaczem. Jak miał iść z nią na imprezę, gdy taki zwykły gest powodował w nim przebodźcowanie? Jeszcze dołóżmy do tego głośną muzykę, bas i kolorowe, migające światła. Dawał sobie maksymalnie dziesięć minut zanim będzie chciał stamtąd spadać.
Kiwnął głową i ruszył za nią. Ale po tym co doświadczył chwilę temu, nawet całkowicie stracił ochotę na jedzenie. Zdecydował zamówić sobie coś lekkiego, byleby nie miał rewolucji żołądkowych.
I w myślach przygotowywał się na kolejne godziny spędzone na słuchaniu jej monologu.
Sabrina B. Larue
z/t x2