- 
				 oh I do believe in all the things you say what comes is better that what came before oh I do believe in all the things you say what comes is better that what came before nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
— Jak się pan czuje? — Spytała, a jej głos był ciepły, choć oszczędny, skierowany nie tylko do pacjenta, ale też do jego lęku, który wyrażał się w napięciu ramion i drżeniu rąk. Pacjent spojrzał na nią, zaskoczony obecnością kogoś, kto nie spieszył się z diagnozą ani nie traktował go jak kolejnego przypadku. Paige odczytała jego reakcję od razu: lęk, zmieszanie, próbę zachowania pozorów spokoju.
— Boli mnie tu, po prawej stronie — Powiedział cicho, wskazując brzuch. – Od kilku... kilkunastu godzin.
Kiwnęła głową, notując w myślach każdy szczegół: intensywność bólu, jego umiejscowienie, czas trwania, reakcje organizmu. Była świadoma, że każdy detal może zmienić podejście do leczenia, sposób planowania zabiegu, który być może nadejdzie. Jej ręce spoczęły na wskazanym miejscu, podczas gdy wzrok wędrował po pacjencie, jakby chciała dostrzec kolejne wskazówki, które przybliżyłyby ją do diagnozy. Widziała napięcie mięśni, delikatne drżenie powiek, cienie niewyspania i strachu. Każdy sygnał był dla niej informacją, elementem układanki, którą musiała rozwiązać, zanim podjęła jakiekolwiek decyzje.
— Czy ma pan inne dolegliwości? Nudności? Gorączkę? — Dopytywała spokojnie, starannie wybierając każde słowo. W izbie przyjęć, gdzie wszystko krzyczało o pośpiechu, Paige wciąż mogła zatrzymać się na chwilę, dając pacjentowi przestrzeń, by odnalazł w sobie odwagę do odpowiedzi. Pytania, które zadawała, były jak ostrożne dotyki w ciemności - delikatne, a jednak celne. Każda odpowiedź uzupełniała obraz chorego, który w tym momencie był dla niej czymś więcej niż przypadkiem medycznym. Był człowiekiem, którego strach, zmęczenie i bezsilność wymagały równie dużo uwagi, co jego objawy fizyczne.
— Od trzech dni wymiotuję, czyści mnie, a gorączki nie mierzyłem. Nic mi nie pomaga — Wyznał, przymykając powieki i poprawiając się na cienkim materacu noszy. Doświadczenie zawodowe i życiowe pozwoliło jej na zanotowanie sobie w myślach możliwe przyczyny, jednocześnie obserwując drobne detale: sposób, w jaki pacjent układał ręce na kocu, jak przestawiał ciężar ciała, jak reagował na jej spojrzenie. Każdy ruch, każda mimika mówiła jej coś, czego nie można było zapisać w dokumentacji.
— Zlecę wykonanie badań, żebyśmy dokładnie wiedzieli co się dzieje — Powiedziała w końcu, starając się, by jej ton był zarazem pewny i uspokajający. — Proszę się nie martwić, zaopiekujemy się panem, panie... — Urwała, biorąc do ręki kartę zawieszoną na podkładce, na barierce noszy. — Panie McBerry.
W tym momencie poczuła znajome ukłucie odpowiedzialności: uczucie, które znała od pierwszego dnia dyżuru, od pierwszego kontaktu z pacjentem w sytuacji krytycznej. Była odpowiedzialna nie tylko za diagnozę, nie tylko za ewentualny zabieg, ale za poczucie bezpieczeństwa, które mogła pacjentowi przekazać samą swoją obecnością i uważnością.
Cisza w izbie była przerywana jedynie szumem monitorów i oddechem pacjenta, który powoli się uspokajał. Paige poczuła, że w tym krótkim momencie, w którym wszystko zwolniło, istnieje coś poza czasem: miejsce, w którym człowiek i lekarz mogą spotkać się w równym, milczącym zrozumieniu. Każda konsultacja była dla niej jak fragment większej historii, jak rozdział w powieści, w której nie tylko medycyna, ale też empatia, wrażliwość i doświadczenie tworzyły narrację. Ellery wiedziała, że dopiero za kilka godzin lub dni pozna ostateczne rozwiązanie tej historii, ale na teraz liczyło się tu i teraz - słuchać, obserwować, zrozumieć i przygotować się na każdy możliwy rozwój sytuacji.
Krótkie spojrzenie na oznaczenie łóżka, które przypisano pacjentowi. Trójka. Z milczeniem na ustach podeszła do biurek dyżurujących pielęgniarek i chwyciła jeden z leżących na blacie tabletów. Zalogowała się do systemu, odnalazła dane pacjenta i uzupełnia odpowiednie dyspozycje - badania laboratoryjne obejmujące morfologię, crp, a wskaźniki odpowiadające za trzustkę, wątrobę i poziom elektrolitów, a także przewiezienie pacjenta i wykonanie tomografii komputerowej jamy brzusznej. Przy okazji zaznaczyła podanie odpowiednich leków i elektrolitów. Automatyczny, elektroniczny system od razu przypisał do pacjenta pielęgniarkę, która - ze względu na ilość dotychczasowych zleceń - mogła jak najszybciej zająć się pacjentem. Cóż za cudowny rozwój technologii.
Paige odnalazła spojrzeniem pielęgniarkę, której nazwisko zaczytał system i posłała jej krótki uśmiech. Młoda dziewczyna, o ciemnej karnacji i kruczoczarnych włosach, kiwnęła jej głową jako znak, że widziała powiadomienie na swoich pagerze. Lekarka odłożyła tablet, uprzednio go blokując i rozejrzała się po sali. Chcąc ruszyć w kierunku drzwi prowadzących do wind, dostrzegła szefa oddziału, na którym obecnie znajdowała się. Każda mijająca go osoba z personelu szpitala witała się z nim krótkim „Dzień dobry” lub uśmiechem. Czyżby Wyatt dopiero rozpoczynał swój dyżur?
Wsunęła dłonie w kieszenie białego kitla i podeszła do mężczyzny posyłając mu uśmiech - nieco zmęczony, może zrezygnowany po niedawnym zgonie pacjenta na chirurgii ogólnej, ale wciąż przyjacielskim.
— Po tym jak wyglądasz wnioskuję, że dopiero zaczynasz. Napijemy się razem kawy? Przede mną jeszcze jakieś dziesięć godzin z dwudziestoczterogodzinnego dyżuru.
Wyatt J. Ward
- 
				 Od niedawna ordynator oddziału ratunkowego. Wdowiec. Ojciec. Chirurg, który potrafi zachować zimną krew nawet wtedy, gdy świat się pali – ale sam nie zawsze wie, gdzie kończy się praca, a zaczyna życie. Od niedawna ordynator oddziału ratunkowego. Wdowiec. Ojciec. Chirurg, który potrafi zachować zimną krew nawet wtedy, gdy świat się pali – ale sam nie zawsze wie, gdzie kończy się praca, a zaczyna życie. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkiej ty?postaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkiej ty?postaćautor
Lata pracy na Ostrym Dyżurze nauczyły podejścia do pacjenta również jego. Chociaż Wyatt i tak nie był nigdy tak opanowany jak Paige, tak pokrzepiający, a naprawdę bardzo się starał. Jednak praca na Oddziale Ratunkowym wymagała od niego szybkich decyzji, wymagała podchodzenia do pacjenta nieco inaczej niż na innych oddziałach, zwłaszcza, że nad głową wisiał mu dyrektor i to zdanie, które powtarzali mu jak mantrę - trzeba zwolnić łóżko. Tutaj pacjenci byli łóżkami, numerkami, które im przypisali, numerkami, które trzeba było zdiagnozować, wysłać dalej, a czasami odesłać do domu. Czasami nie mieli nawet numerków, bo byli nagłymi przypadkami, bo trzeba było ratować im życie. Tutaj stres i zdenerwowanie często brały górę wśród czekających na swoją kolej pacjentów. Ludzie czekali tutaj po kilka godzin, a kiedy już wreszcie doczekali się rozmowy z lekarzem, to on musiał najpierw zlecić badania, później ewentualne konsultacje, a dopiero na końcu mógł zaoferować pomoc.
Pan McBerry denerwował się, że lekarz nie może mu czegoś podać od razu, bo przecież powinien jak za dotknięciem magicznej różdżki, przepisać cudowny lek, dać mu go i wyleczyć. Ale to tak nie działało. Dlatego Wyatt sam zbadał tego starszego Pana, a później na konsultację poprosił właśnie Paige. Znał ją na tyle, żeby wiedzieć, że jej spokój udzielał się pacjentom. Lubił z nią pracować, bo czasem udzielał się też jemu. A dzisiaj jak nigdy potrzebował odrobiny tego spokoju.
To nie był pierwszy dyżur w nowej roli, powoli zaczynał się przyzwyczajać, ale w momencie, w którym mógł stwierdzić, że już to wszystko ogarnia, że da sobie radę, to nagle działo się coś, co temu wszystkiemu zaprzeczało. Dzisiaj też musiał od rana się mierzyć ze skargami, które wpłynęły do sieci. Ale ludzie na SORze zawsze się skarżyli, zupełnie nie rozumieli tego, że wszyscy tutaj robią co mogą. Wyatt też robił.
Kiedy dostrzegł Paige to jakoś tak odruchowo ruszył w jej kierunku, a później mimowolnie się uśmiechnął, chociaż w zasadzie to nie powinno mu być do śmiechu. Dostał przecież zadanie, karkołomne, może nawet niemożliwe - podnieść poziom zadowolenia pacjentów na Oddziale Ratunkowym.
Szkoda tylko, że ci pacjenci nie zawsze rozumieją, że oni ratują tutaj życie, a nie siedzą w swoich gabinetach i czekają na zbawienie.
- Myślisz, że mogę sobie zrobić już przerwę? Jestem tu dwie godziny, ale już zdążyłem przeprowadzić rozmowę z Dyrektorem i jakimś gościem od PR, więc chyba mi się należy - powiedział kiwając głową. Cały czas myślał o tym co usłyszał, o tym co powiedział i jak trzasnął w nerwach drzwiami. A przecież Wyatt Ward był na ogół spokojnym człowiekiem, a jednak kiedy tylko wchodził do gabinetu dyrektora szpitala, to czuł się jakby zaraz miał dostać palpitacji serca. A przecież przed awansem wcale tak nie było.
- Idziemy na dach, czy na parking? Sprawdzałem, zasięg mam i tu, i tu - wzruszył ramionami, a później przodem ruszył do automatu z kawą. Byli lekarzami, nie było mowy, żeby posiedzieć sobie na spokojnie z filiżanką kawy, nie na dyżurze.
- I co myślisz? Obejrzałaś tego pacjenta z trójki? - zapytał i podał jej kubek z parującą kawą, a drugi wziął dla siebie. Czekał tylko na decyzję, czy dzisiaj wylądują na dachu, czy na podjeździe karetek. To drugie miejsce bywało zdradliwe, bo czasami zanim Wyatt zdążył dopić kawę, to trafiał się przypadek, który nie mógł czekać, prosto z karetki. I wtedy ta kawa, a nawet jego rozmówca schodzili na dalszy plan.
Paige Ellery
- 
				 oh I do believe in all the things you say what comes is better that what came before oh I do believe in all the things you say what comes is better that what came before nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
— Tak, widziałam go — Odpowiedziała, głos jej był stonowany, lecz ciepły. — Podejrzewam kamienicę nerkową albo wyrostek, jeśli go ma. Zleciłam krew, leki przeciwbólowe i czekam na wynik tomografii.
Przez moment milczała, pozwalając, by dźwięki szpitalnego chaosu stały się tłem dla ich rozmowy. Wzrok jej powędrował w stronę dachu, który często stawał się ich ulubionym miejscem - z dala od bieżącego natłoku, choć i tam czasem docierały echa alarmów, krzyków pielęgniarek czy przerażenia pacjentów. Spojrzenie Paige na Wyatta było miękkie, zawierało w sobie nie tyle ocenę, ile zrozumienie: wiedziała, że on również nosi w sobie napięcie, choć stara się je maskować. Był pod ostrzałem. Nie tylko personelu, którym zarządzał, ale także znajomych z innych oddziałów czy szefostwa. Mogła tylko domyślać się ile obecnie dźwigał na swoich barkach.
— Masz rację, zasługujesz na przerwę — Oznajmiła, próbując uśmiechnąć się w sposób, który nie brzmiałby fałszywie ani nie wymuszał spokoju. — Chodźmy na dach.
Jej dłonie, lekko drżące od zmęczenia pracą i życiem prywatnym, mocniej zacisnęły się na kubku. Ciepło kawy przesyłało jej spokojną energię, której potrzebowała nie tylko ona, ale i jej przyjaciel. Już dawno zauważyła, że kiedy są razem - nawet przez chwilę - ich oddechy synchronizują się, a rytm serca uspokaja. Był jej najlepszym przyjacielem. Przystanią, gdzie mogła zarzucić swoją kotwicę.
— Czasem myślę — Zaczęła cicho, patrząc w niebo, gdy wyszli z windy, gdy ta zawiozła ich na ostatnie piętro. — Że choćbyśmy chcieli oderwać się od wszystkiego, to i tak zostaje echo. Ten cały chaos - tego miejsca, tego wszystkiego co się dzieje w domu… — Urwała, uzmysławiając sobie, że nie miała jeszcze okazji opowiedzieć mu o ostatnim spotkaniu z Milesem i o jej wątpliwościach wobec Marka. — No i w pracy, oczywiście.
Jej spojrzenie przesunęło się na jego twarz, zauważając cień zmęczenia w kącikach oczu. Było w nim coś, co przypominało dawny rytm ich współpracy, kiedy każdy ruch był wymierzony, a każdy gest pełen znaczenia. Paige poczuła ciepło w sercu i ciężar w piersi jednocześnie - wiedziała, że w tym uporządkowanym chaosie, między monitorami i zleceniami, zawsze znajdzie moment, by dostrzec Wyatta w całej jego autentyczności.
— Co tym razem? Na dywaniku — Zapytała, biorąc łyk kawy. To miejsce było jednocześnie przestrzenią na chwilowy relaks, mogli oderwać się od dyżuru i pozwolić sobie na to, co zawsze trudno było wdrożyć: odrobinę ulgi, obecności, zrozumienia, które nie potrzebowało słów, bo istniało w milczeniu, w wymianie spojrzeń, a jednocześnie skrywało wiele tajemnic. Ich, powierzanych w sekrecie. Wiedziała, że Wyatt jej nie zawiedzie tak, jak ona jego. Paige poczuła, jak fala emocji przepływa przez nią i jednocześnie ją uziemia - świadomość odpowiedzialności, świadomość przemijającego czasu, świadomość, że choć świat zewnętrzny nigdy nie zatrzyma się, tu i teraz mogą odnaleźć coś, co wypełnia pustkę powstałą przez zmęczenie.
Wyatt J. Ward
- 
				 Od niedawna ordynator oddziału ratunkowego. Wdowiec. Ojciec. Chirurg, który potrafi zachować zimną krew nawet wtedy, gdy świat się pali – ale sam nie zawsze wie, gdzie kończy się praca, a zaczyna życie. Od niedawna ordynator oddziału ratunkowego. Wdowiec. Ojciec. Chirurg, który potrafi zachować zimną krew nawet wtedy, gdy świat się pali – ale sam nie zawsze wie, gdzie kończy się praca, a zaczyna życie. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkiej ty?postaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkiej ty?postaćautor
- Też myślałem o kamicy nerkowej - powiedział spokojnie i pokiwał głową - dzięki, że w ogóle z nim porozmawiałaś, facet bardzo długo czekał i robił się agresywny, a teraz sama zobacz... - wskazał głową w stronę mężczyzny, który w tej chwili był już potulny jak baranek, rozmawiał z pielęgniarką i nawet się uśmiechał. Sama obecność Paige działała na pacjentów łagodząco i Wyatt to już doskonale wiedział, ale tylko czasem to wykorzystywał, w krytycznych momentach.
Podążył za jej wzrokiem i uśmiechnął się sam do siebie, wolał dach, na dachu było ciszej, chociaż wiatr dudnił w kominach wentylacyjnych, chociaż niektóre dźwięki docierały i tam, to jakoś to niebo nad głowami jakby je tłumiło. A na parkingu potęgowała je zamknięta przestrzeń. Tak, to chyba przestrzeń, po prostu była tu słowem kluczem.
Kiedy powiedziała, żeby poszli na dach, to Wyatt po drodze poinformował o tym pielęgniarkę, już nie był zwykłym lekarzem, którego ktoś mógł zastąpić. Kiedy wchodził na Oddział to czuł, jakby ktoś śledził każdy jego krok. Czy to jakaś pielęgniarka, czy lekarz, a czasami ktoś zupełnie inny. Musiał trzymać rękę na pulsie, i musiał się ze wszystkiego spowiadać.
Ruszył do windy i nacisnął przycisk.
- Dobry wybór, trochę powietrza też dobrze nam zrobi - stwierdził naciskając przycisk, drzwi otworzyły się praktycznie natychmiast, ale winda była pełna, mimo to znalazło się miejsce też dla nich. Kiedy byli na ostatnim piętrze zostali już sami, a winda sunęła jakby wolniej, jakby właśnie wkraczali do jakiegoś świata wytch-nie-nia.
Patrzył na nią, kiedy ruszyła przodem do wyjścia z windy, chłodny wiatr od razu omiótł ich sylwetki, ale był przyjemny, odświeżający.
- Dobrze by było, gdyby czasem dało się odciąć od wszystkiego, prawda? - zapytał zerkając na nią z boku, jakby chciał ją rozgryźć, jakby szukał w jej twarzy odpowiedzi, od czego chciałaby się odciąć Paige Ellery, jakie wciąż powracające echo zagłuszyć? - Ale się nie da Paige - nie pozostawiał jej złudzeń. Sam wiele razy próbował, nie łączyć pracy z domem, nie przynosić do domu tych emocji, ale mu się nie udawało. Kłócili się z Rose, a później znowu te kłótnie miał w głowie na oddziale. To było nieuniknione, nie dało się wyłączyć myślenia, nie było magicznego przycisku, który mógł sprawić, że te ważne rzeczy po prostu zostawały za ścianą, albo znikały ostatecznie.
- Co jest Paige? - zapytał, kiedy stanęli przy murku otaczającym budynek, a Wyatt po prostu sobie na nim usiadł. Ten murek to było miejsce spotkań, miejsce tych magicznych chwili spokoju, ale też często miejsce największych wątpliwości. Chyba każde z nich, a jego napewno, czasem one potrafiły dopaść w najmniej odpowiednim momencie, i wtedy człowiek sobie myślał, że wystarczyłby jeden krok na przód.
Wzruszył ramionami na jej pytanie.
- To co zwykle, pacjenci są nie zadowolonei, bo muszą czekać, a jak proszę o dodatkowych ludzi, czy łóżka, to oczywiście ich brakuje - to był odwieczny problem Oddziału Ratunkowego, za mało personelu, za mało miejsca, za dużo ludzi, którym trzeba ratować życia. Wyatt przecież znał to doskonale, nie raz widział jak poprzedni Ordynator przegrywał o to batalię z Dyrektorem. Teraz on też poległ. Chociaż to jeszcze nie był koniec, to była dopiero pierwsza runda. Wyatt również uniósł kubek, upił dwa łyki, ale czuł, że nawet ta kawa nie postawi go na nogi, a przecież to dopiero początek zmiany.
Paige Ellery
- 
				 oh I do believe in all the things you say what comes is better that what came before oh I do believe in all the things you say what comes is better that what came before nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Stanęła obok niego, kiedy usiadł na murku; pozwoliła sobie oprzeć się o niego, zwłaszcza swoją głową. Przez chwilę patrzyła w dół. Rzędy aut, światła migające w równym rytmie, ruch ulicy - wszystko to przypominało mechanizm, którego człowiek nie miał szans zatrzymać. Zaciągnęła się chłodem powietrza, który kłuł policzki, ale też przywracał jasność myślenia. Wyatt mówił, a ona słuchała. To, że czasem przerzucał swoje myśli na głos, nie oznaczało, że szukał od niej odpowiedzi - bardziej potrzebował obecności, odbicia.
— Odcięcie? — Powtórzyła jego słowa, jakby chciała je posmakować. — Wiesz, że to iluzja. Kiedy człowiek widzi coś, co wbija się w pamięć jak odłamek szkła, nawet najtwardszy mur nie uchroni przed tym, że wejdzie z nim do domu. I zostanie — Głos miała cichy, spokojny, choć jej spojrzenie było ostre, bez miejsca na złudzenia. — To, co robimy, nie kończy się wraz z ostatnim raportem czy zamknięciem drzwi windy. To żyje dalej w nas. Niestety lub stety.
Odwróciła się lekko, zadarła głowę do góry i spojrzała na przyjaciela. Wyglądał na zmęczonego, ale też - na swój sposób - uparcie obecny. Jakby chciał udowodnić, że zdoła utrzymać ciężar całego oddziału, a potem jeszcze samego siebie. A ona wiedziała, że to niemożliwe. Zamilkła, pozwalając, by cisza znowu się między nimi rozlała. Dach miał w sobie coś z azylu, ale też z miejsca konfrontacji - z innymi i z samym sobą. I oboje wiedzieli, że czasem ta konfrontacja bywała najcięższa.
Podniosła wzrok i na moment spotkała jego spojrzenie. Był w nim ten sam rodzaj zmęczenia, który znała z własnych oczu - ten, który nie znikał po jednej nocy snu, bo wcale nie brał się ze zmęczenia fizycznego.
— Co do pacjentów... oni nigdy nie będą w pełni zadowoleni. Nie uczymy się dla ich zadowolenia, tylko dla tego, żeby przeżyli — Zaciągnęła się powietrzem jeszcze raz, głęboko, jakby chciała się upewnić, że to, co mówi, nie uleci w próżnię.
Potrzebowała chwili. Chwili, by znaleźć wyczucie czy to odpowiedni moment na obciążenie go swoimi problemami. Nie lubiła tego. Ale jednocześnie wiedziała, że jeśli nie wdroży go w nowości ze swojego życia, to będzie mieć jej to za złe.
— Miles… — Zaczęła, nabierając oddechu do płuc. — Byłam u niego w nocy, znowu. Ale tym razem… tym razem to chyba koniec. Tak wiesz… całkowicie.
Wyatt J. Ward
- 
				 Od niedawna ordynator oddziału ratunkowego. Wdowiec. Ojciec. Chirurg, który potrafi zachować zimną krew nawet wtedy, gdy świat się pali – ale sam nie zawsze wie, gdzie kończy się praca, a zaczyna życie. Od niedawna ordynator oddziału ratunkowego. Wdowiec. Ojciec. Chirurg, który potrafi zachować zimną krew nawet wtedy, gdy świat się pali – ale sam nie zawsze wie, gdzie kończy się praca, a zaczyna życie. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkiej ty?postaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkiej ty?postaćautor
- To trudne Paige, ale to najlepsza opcja, zostawić to wszystko tutaj, bo inaczej się zadręczysz. Może... zamiast muru, wyobraź sobie most, tylko, że po każdej jego stronie masz odrębne światy… i one niestety nie mogą razem funkcjonować - westchnął ciężko, tak myślał, tak czuł. On to wiedział. Kiedy zaczynał pracę to potrafił opowiadać o tym Rose godzinami, a ona słuchała go z wypiekami na twarzy. Później mówił jej coraz mniej, bo widział za dużo jej przejęcia. Z czasem też sam przejmował się coraz mniej.
- Może to zabrzmi banalnie, ale musisz rozróżniać życie prywatne od pracy, bo mieszając oba nie da się funkcjonować. Może porozmawiaj o tym z Mavi? Wiem, że to nie jest proste, ale kiedyś... to samo przychodzi - Wyatt też musiał usłyszeć to zdanie nie raz, od swojego mentora doktora Khana, żeby to do niego dotarło, żeby te dwa światy od siebie oddzielić. Tak po prostu musiało być, bo gdyby przynosił do szpitala zmartwienia z domu, to przecież tez nie mógłby być dobrym lekarzem. A był. Nienajgorszym.
Kiedy spotkał jej spojrzenie, to widział w jej oczach coś bardzo znajomego. Tylko, że Wyatt naprawdę starał się te inne problemy zastawiać za ścianami szpitala, inna rzecz, że tutaj miał też swoje zmartwienia.
- To powiedz to dyrektorowi Paige, on uważa, że te ankiety z poczekalni powinny mieć same zadowolone buzie, a zazwyczaj mają czerwone - co on miał na to poradzić? Kiedy prosił o lekarzy, to ich nie było, nie dziwiło go to, bo kto chciałby przyjść na ostry dyżur? Kiedy prosił o sprzęt, to też słyszał, że powinno wystarczyć, to co mają. Ale nie wystarczało, i ciągle brakowało rąk do pracy.
Patrzył na Paige łapiąc w płuca to zimne powietrze, może nie czyste bo pachniało spalinami, ale chłodne, rześkie, inne niż na dole, na oddziale. Kiedy powiedziała o swoim byłym mężu, to wstrzymał oddech. Nie oceniał jej, zmarszczył brwi i złapał jej spojrzenie, żeby niebieskie tęczówki utkwić w jej ciemnych oczach.
- Chcesz, żeby to był koniec Paige? - zapytał spokojnie - czasami koniec, to jest też początek, czegoś innego, albo nowego - powiedział ostrożnie. Ale chyba oni wiedzieli o tym najlepiej, że czasem to co może być końcem dla jednej osoby, może uratować drugą, dać jej szansę.
Paige Ellery

 
				