29 y/o, 170 cm
rezydentka oddziału ratunkowego w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
Like the stars chase the sun over the glowing hill, I will conquer. Blood is running deep, some things never sleep.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#4
Wieczorny zgiełk był całkiem przyjemną odmianą od codziennego, szpitalnego szumu i Serena czuła, że będzie miała dziś szansę na relaks. Mimo iż nieczęsto decydowała się na socjalizowanie po pracy, dla Sloane postanowiła zrobić wyjątek. Nie tylko dlatego, że uważała, że koleżanka po fachu potrzebuje pocieszenia po sytuacji, która ostatnio ich połączyła. Almendarez robiła to też dla siebie, bo już dawno obiecała sobie, że spróbuje mniej czasu poświęcać pracy i myśleniu o niej.
Po dyżurze nie zostawała dłużej w szpitalu, nie przeciągała przekazania pacjentów, nie kusiła losu, by obdarował ją jeszcze jednym ciekawym przypadkiem. Pożegnała się ze wszystkimi i pognała do domu, by szybko wykąpać się i przebrać, a później nałożyła jeszcze delikatny makijaż, na który nie pozwalała sobie przecież na co dzień. Na całe szczęście zdążyła pojawić się w barze o umówionej godzinie i szybko rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Marlowe.
Podeszła z uśmiechem do zajmowanego przez nią stolika, a choć znajdowała się teraz poza strefą swojego komfortu to miała przeczucie, że ten wieczór będzie miał na nią dobry wpływ. Kto wie, może nawet na nie obie?
- Długo czekasz? - zapytała, darując sobie historię o korkach, bo przecież Sloane doskonale znała miasto, w którym obie mieszkały - Jeśli jeszcze nic nie zamówiłaś, mogę ci polecić jakieś drinki, ostatnio byłam tutaj na imprezie z okazji przejścia na emeryturę mojego mentora i miałam naprawdę dużo czasu żeby przeanalizować kartę - dodała rozbawiona, wspominając w myślach tamten wieczór.
Zajęła miejsce na krześle naprzeciwko Marlowe i dopiero teraz miała chwilę, by przyjrzeć jej się nieco lepiej; próbowała ocenić jak trzyma się po ostatnich szpitalnych przeżyciach, a nie umiała zapytać o nie wprost, przynajmniej nie na samym początku ich spotkania.
Wzięła w dłonie wolną kartę, ale była to tylko formalność, bo wiedziała doskonale, na jakiego drinka się zdecyduje.


Sloane Marlowe
ness
nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#8
Bar Poet pachniał alkoholem, cytryną i czymś słodkim, co udawało egzotyczny aromat - pewnie syrop z karty drinków. Sloane siedziała przy stoliku pod ścianą, bokiem do drzwi, jak zawsze. Nie rozglądała się nachalnie, ale miała już w głowie plan ewakuacji - na wypadek, gdyby to miejsce nagle zamieniło się w strefę wojny. Stare nawyki.
W dłoni obracała szklankę z wodą gazowaną z limonką, bo jeszcze nie miała nastroju na coś mocniejszego. Kurtkę skórzaną powiesiła na oparciu krzesła, a włosy opadły jej swobodnie na ramiona - po raz pierwszy od dawna nie związała ich w żaden ciasny kucyk. Wyglądała spokojnie, ale wewnętrznie wciąż czuła w ciele echo szpitalnej sali - dźwięk monitorów, płaską linię, ciszę po reanimacji. Nie zamierzała o tym mówić, przynajmniej nie od razu.
Gdy Serena pojawiła się w wejściu, Sloane od razu ją zauważyła. Uśmiechnęła się krótko, ale tym razem prawdziwie - bez tej szorstkości, którą rezerwowała dla świata w ciągu dnia.
- Ledwo zdążyłam usiąść, więc jesteś idealnie na czas – rzuciła, gdy Almendarez podeszła do stolika. - Wiesz, że to miejsce pachnie jak ktoś wylał prosecco na waniliowe ciastko? – uniosła brew, a w kącikach ust pojawił się cień rozbawienia. - Ale jest klimatyczne.
Sloane oparła się wygodniej o oparcie, kiedy Serena zajęła miejsce. Czuła, że obie próbują zostawić szpital za sobą, choć na razie tylko udawały, że to działa.
- Polecisz coś, co nie smakuje jak syrop na kaszel? - zapytała, przechylając głowę. - Bo jeśli mam pić coś kolorowego, to chcę mieć pewność, że nie dostanę śpiączki cukrzycowej.
Kobieta nadal rozglądała się po klimatycznym wnętrzu z ciekawością.
- Wiesz, że ostatni raz byłam w barze... - zawahała się, jakby liczyła w pamięci - ...pewnie rok temu? - prychnęła, jakby sama siebie tym rozbawiła. - Zwykle wychodzi mi co najwyżej piwo po zmianie w jakiejś spelunie, gdzie nawet światło się boi świecić. Wtedy też zdecydowanie nie jestem tak ubrana. - Sloane zerknęła na swoje granatowe, obcisłe jeansy i jasny jedwabny top na cienkich ramiączkach.

serena almendarez
Slo
kiedyś tego nie było
29 y/o, 170 cm
rezydentka oddziału ratunkowego w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
Like the stars chase the sun over the glowing hill, I will conquer. Blood is running deep, some things never sleep.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Zapach tego miejsca rzeczywiście kontrastował z tym, do czego obie były przyzwyczajone w szpitalu - nie było mowy o sterylności, gdy docierały do nich aromaty jedzenia, a słodkie drinki kusiły już na odległość.
- Klimatyczne i mają naprawdę dobrą pizzę - przyznała, bo napędzana sentymentem zdecydowała się ostatnio na zamówienie stąd do domu.
Pizza i bąbelki, co nie?
Jej wieczory naprawdę wyglądały zazwyczaj zupełnie inaczej, dlatego na początku obawiała się, że może się czuć jakoś nieswojo, na szczęście na razie omijała je chyba wszelka niezręczność. Almendarez nie była wprawiona w zdobywaniu przyjaciół, o wiele lepiej radziła sobie z szybkim diagnozowaniem pacjentów.
Poczuła się dziwnie odpowiedzialnie, polecając drinka, ale przecież sama to wcześniej zaproponowała, więc teraz nie było już odwrotu.
- Może Mango Tango? Będzie lekko kwaśne i nie powinno być za mdłe. Albo klasyczny French 75? Na pewno nie smakuje jak syrop - zapewniła, bo był to jeden z jej ulubionych drinków.
Jeśli ulubiony można było powiedzieć o drinku, którego piła raptem cztery razy do roku, przy okazjach takich jak impreza sylwestrowa czy urodziny koleżanki z pilatesu, na które jakimś cudem została zaproszona.
Pocieszała ją myśl, że Sloane chyba także nieczęsto odpoczywa od pracy i nie ma zbyt wielkich oczekiwań co do wieczoru spędzonego z Sereną. Almendarez nie emanowała energią imprezowiczki, nie mogła więc nikogo zwieść swoją postawą i nieco nudnym trybem życia.
- Od czasu do czasu trzeba wyjść ze strefy komfortu - powiedziała na głos coś, co wcześniej powtarzała sobie w głowie - Ja nie pamiętam kiedy ostatnio wyszłam wieczorem tak bez okazji. Możemy się licytować na bardziej nudne życia, ale wygrywam w przedbiegach - zapowiedziała żartobliwym tonem.
Przy ich stoliku pojawił się kelner, gotowy do przyjęcia zamówienia, a Serena szybko zdecydowała się na Clover Club. Poprawiła ramiączko w swojej czarnej bluzce i rozsiadła się wygodniej na krześle, przy okazji zauważając, że Sloane wpadła chyba w oko mężczyźnie, który siedział dwa stoliki dalej.
- Nie odwracaj się na razie, ale za tobą siedzi ktoś, kto niewątpliwie docenił, że założyłaś takie spodnie - wymownie poruszyła brwiami, ale oceniła sytuację jako niegroźną i dlatego pozwoliła sobie podejść do niej nieco luźniej.
Kto wie, może przy dobrym obrocie sprawy Marlowe nie będzie musiała płacić za swojego drinka.


Sloane Marlowe
ness
nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Bar tętnił rozmowami, gdzieś w tle sączyła się cicha muzyka, a ciepłe światło lamp odbijało się w kieliszkach. Sloane oparła się wygodniej, czując pod palcami chłód stolika, jakby wciąż musiała mieć punkt zaczepienia.
- French 75 brzmi jak coś, po czym można przeżyć wieczór i nie żałować następnego dnia - stwierdziła, unosząc kącik ust w półuśmiechu. - Mango Tango zostawimy na moment, kiedy będę gotowa tańczyć na stole. Spoiler: to się nie wydarzy. - Mrugnęła, choć jej ton zdradzał, że wcale by się tak bardzo nie zdziwiła, gdyby jednak wydarzyło się wszystko.
Słuchała Sereny, jak ta opowiada o wychodzeniu ze strefy komfortu. Kiedy padło hasło o nudnym życiu, Sloane uniosła brew.
- Chcesz się licytować? - zaśmiała się krótko. - Myślę, że mamy remis, bo ja dorzucę spanie po zmianie w roboczym ubraniu, nie jedząc od dziesięciu godzin i pijąc babcine ziółka.
Gdy Almendarez wspomniała o mężczyźnie dwa stoliki dalej, Sloane na moment zesztywniała - tak automatycznie, jak ktoś, kto reaguje na każdy obcy wzrok jak na zagrożenie. Po chwili jednak rozluźniła ramiona i parsknęła śmiechem, kręcąc głową.
- Serio? - zapytała szeptem, pochylając się nieco do Sereny. - To ciekawe, bo mój radar na adoratorów działa jak automat z kawą po nocnej zmianie, czyli w ogóle.
Zanim zdążyły wejść w temat, obok ich stolika pojawił się kelner, wyciągając notes. Mężczyzna był młody, z fryzurą, która sugerowała, że spędza przed lustrem więcej czasu niż powinien. Miał szeroki uśmiech i ton głosu, jakby chciał, by każda klientka poczuła się wyjątkowo.
- To co dla pań? - zapytał z uśmiechem.
Sloane uniosła wzrok na Serenę, jakby celowo oddając jej inicjatywę.
- Polecasz, to zamawiasz - rzuciła z rozbawieniem, nie spuszczając z niej spojrzenia. – Pizza też wchodzi? - Zerknęła pytająco na kobietę.
Po raz pierwszy od wielu dni poczuła, że jej ramiona naprawdę się rozluźniły, a w głowie pojawiła się myśl, że może ten wieczór będzie zwyczajnie dobry.

serena almendarez
Slo
kiedyś tego nie było
29 y/o, 170 cm
rezydentka oddziału ratunkowego w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
Like the stars chase the sun over the glowing hill, I will conquer. Blood is running deep, some things never sleep.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Tańce na stole widywała tylko w komediach o paczce przyjaciółek i raz jedyny na imprezie w czasach studenckich; stół niestety zarwał się wtedy pod ciężarem tańczących, a Serena opatrywała później zadrapane kolana koleżanek. Nie wyobrażała sobie, by dzisiejszy wieczór miał potoczyć się w kierunku takich szaleństw, ale czy gdyby się wydarzyły, to byłoby bardzo kompromitujące? Nawet poważne medyczki mogłyby od czasu do czasu naprawdę się zabawić.
- No dobra, w roboczym jeszcze nie spałam - przyznała i skrzywiła się na samą myśl o położeniu się w pościeli w czymś, co mogło nosić na sobie płyny ustrojowe pacjentów z całego dnia - Mój największy grzech to pomijanie skin care, bo naprawdę nie chce mi się smarować, olejkować, wklepywać i masować… nie po tylu godzinach pracy.
Czy to był wieczór przy drinkach, czy festiwal narzekania? Almendarez obiecała sobie, że poględzi jeszcze trochę, ale szybko postara się o zmianę tematu na lepszy. Nie można było być cały czas pozytywnym człowiekiem, od czasu do czasu trzeba było sobie ponarzekać, ale należało też wiedzieć, kiedy skończyć.
- Dam ci znać, jeśli twój adorator się nie zrazi, bo może będzie chciał zapłacić za twoje drinki w zamian za numer. A zawsze możesz mu podać numer do największego dupka z oddziału - zaśmiała się, bo to jej o czymś przypomniało - U nas jest taki Peter, rezydent jak ja, ale żebyś słyszała jakim tonem on do nas mówi, jakby pozjadał wszystkie rozumy - przewróciła oczami i zapomniała już nawet o nieznajomym siedzącym przy stoliku nieopodal, bo oto do ich własnego podszedł właśnie kelner.
Serena jak najbardziej miała ochotę na pizzę, z uśmiechem zamówiła więc dwa razy French75, karafkę wody niegazowanej i dwie pizze pepperoni, która w tym lokalu nazywała się oczywiście bardziej wykwintnie, ale w gruncie rzeczy chodziło przecież o to samo.
- Pamiętam, że masz jutro nocną zmianę, ale mam nadzieję, że na jednym drinku się nie skończy. Następny ty wybierasz, ale ostrzegę cię jeszcze, że po trzecim jestem już tak wstawiona, że zdradzam wszystkim swoje sekrety, więc nie wiem, czy masz ochotę tego słuchać.
Nie musiały czekać długo na przyniesienie zamówienia i po chwili mogły już wznosić toast za spotkanie. Wyjątkowo nie nagrały z tego Boomeranga, opierając się stereotypowi swojego pokolenia.


Sloane Marlowe
ness
nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

- Skin care? - powtórzyła z rozbawieniem, unosząc brew. - Mój kończy się na umyciu twarzy mydłem z dyżuru i to też nie zawsze.
W jej spojrzeniu pojawił się cień rozbawienia, bo właśnie wyobraziła sobie Serenę otoczoną setką buteleczek, wklepującą kolejne warstwy magicznych eliksirów - w kontraście do niej, zmywającej twarz w pośpiechu nad zlewem, gdzie obok leżał otwarty opatrunek i kubek po zimnej kawie.
- Ale hej, skoro nawet na to nie masz siły, to chyba faktycznie remisujemy w tej licytacji na normalność.
Gdy Serena wspomniała o Peterze, Sloane roześmiała się krótko pod nosem, jakby przypomniała sobie własne doświadczenia z podobnym przypadkiem. Oparła się wygodniej o stół, przechylając głowę z lekkim rozbawieniem.
- O, znam takich - jej głosie pobrzmiewała nuta ironii. – Typy, które stoją obok i udają, że wiedzą wszystko najlepiej. U nas też jest jeden. Przy każdej akcji komentuje, jakby pisał podręcznik ratownictwa. Aż mam mu ochotę odwalić jakiś numer, ale nie wpadłam jeszcze na nic pomysłowego.
Naprawdę działał jej na nerwy, ale jeszcze nie wiedziała co zrobić, żeby trochę utrzeć mu nosa. Była tym typem, który w końcu wpadnie na coś o czym będzie mówił cały szpital. Potrzebowała tylko czasu.
- Ja też mam słabą głowę, normalnie nie pije wcale. Zdarza się ewentualnie dobre piwo, więc obawiam się, że też rozwiąże mi się język - Dawno nie miała takiego wyjścia i takiej ilości alkoholu we krwi, żeby rozwiązał jej się język.
Rozmawiały jeszcze przez moment, kiedy kelner wrócił. Postawił na stole dwa kieliszki z French 75 i wodę. Bąbelki w drinkach połyskiwały w świetle lamp, a cytrusowy aromat uniósł się w powietrzu.
Unosząc swój kieliszek, Sloane spojrzała na Serenę.
- Za co pijemy? - Zanim wypowiedziała te słowa, przez ułamek sekundy zastanawiała się, co tak naprawdę świętują - oderwanie od szpitalnej rutyny, przetrwanie ostatnich dni, a może fakt, że po raz pierwszy od dawna siedzi z kimś, przy kim nie musi udawać, że wszystko ma pod kontrolą.

serena almendarez
Slo
kiedyś tego nie było
29 y/o, 170 cm
rezydentka oddziału ratunkowego w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
Like the stars chase the sun over the glowing hill, I will conquer. Blood is running deep, some things never sleep.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Gdy znajomych mogło się policzyć na palcach jednej ręki, skin care pozostawał wieczornym rytuałem o wiele częstszym niż wyjścia do barów czy choćby na spacer. Serena wiodła żywot samotniczki i nie lubiła przyznawać tego na głos, ale każdy, kto choć trochę ją poznał, mógł szybko dotrzeć to takich wniosków. Czy było w tym coś wstydliwego? Wszystko zależało od nastroju, w jakim Almendarez się znajdowała - gdy miała doła, lubiła masochistycznie dobijać się i umęczać myśleniem o życiu w samotności.
Dziś na szczęście przełamywała swoją złą passę, mając obok siebie dobre towarzystwo.
- Nie chcę cię namawiać do złego, ale może jakaś kawa niespodzianka ze środkami na przeczyszczenie? - zasłoniła dłonią usta, bo przecież proponowała właśnie coś paskudnego - Zhakowanie loginu do szpitalnego systemu i kilka ciekawych komentarzy wystawionych z jego konta? Albo po prostu za każdym razem, gdy musisz się do niego zwracać, rób to złym imieniem. Nic im bardziej nie podkopuje ego - oznajmiła z dumą, bo kiedyś zastosowała ten trick właśnie na Peterze.
Miały za co wznieść toast, bo ostatnio w ich życiach wydarzyło się wiele, ale Serena miała wrażenie, że najbardziej wdzięczna jest za to, że mogła przy kimś po prostu wyluzować i być sobą. Nie udawać duszy towarzystwa, pozwolić sobie na bycie nieco niezręczną.
- Za nas, bo wyszłyśmy ze strefy komfortu - rzekła więc, unosząc swój kieliszek i dołączając się do toastu.
Upiła pierwszy łyk alkoholu i skrzywiła się nieznacznie, jak zawsze zresztą przy cytrynie, ale uśmiech nie schodził jej z twarzy i humor dopisywał.
- Trochę już ponarzekałyśmy, to teraz czas na zmianę strony. Co dobrego przydarzyło ci się ostatnio? - zapytała, mając nadzieję, że Sloane nie będzie musiała sięgać pamięcią daleko wstecz i miała na podorędziu jakąś podnoszącą na duchu historię.
W gęstwinie oddziałowych dramatów takie pozytywne historie potrafiły zadziałać cuda.


Sloane Marlowe
ness
nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

- Kawa z przeczyszczającym dodatkiem to już chyba podchodzi pod broń biologiczną - rzuciła z przekąsem, opierając łokieć o blat. Spojrzenie na moment skierowało się w stronę baru, gdzie ktoś właśnie śmiał się głośno. - Ale przyznam, że regularne mylenie imienia brzmi jak coś, co mogłabym wdrożyć od zaraz.
Zerknęła na Serenę z błyskiem aprobaty w oczach.
- Raz już powiedziałam do niego Matthew, choć ma na imię Michael. Mina? Bezcenna. Tylko to nie było umyślne. Naprawdę się pomyliłam.
Szmer rozmów wokół nich był przyjemnym tłem, którego nie trzeba było zagłuszać. Sloane nie czuła potrzeby mówić szybko, wypełniać każdej ciszy. Ten wieczór i tak był już wystarczająco niezwykły.
- Jeśli dostanę kiedyś pozew za mobbing, to będzie przez ciebie - dodała półgłosem, jakby próbowała utrzymać powagę. Ale kąciki ust zdradziły ją natychmiast, rozciągnęły się w uśmiechu, nie do końca powściągliwym.
Gdy padło pytanie o coś dobrego, spojrzała najpierw na swój kieliszek, potem gdzieś poza stolik - na ciepłe światła baru, na ludzi, którzy przyszli tu odpocząć, zapomnieć, może spróbować poczuć się lepiej.
- Coś dobrego... - powtórzyła cicho. Przesunęła palcem po ściance kieliszka, jakby szukała odpowiedzi w cieniu cytrynowej mgiełki unoszącej się nad drinkiem.
Z początku przyszło jej do głowy tylko to, że nie krzyczała na żadnego stażystę i że zdążyła dziś zjeść lunch przed 17. Ale przecież nie o takie dobre rzeczy pytała Serena.
- Mhm... ostatnio byłam na kolacji z kimś, kogo praktycznie nie znam - powiedziała w końcu, nie patrząc od razu na rozmówczynię, jakby testowała, jak bardzo może się w tym wieczorze odsłonić. - Nie była to randka, albo może była, ale nie w taki oczywisty sposób. Rozmowa, dobre jedzenie, chemia i sporo dwuznaczności.
Przesunęła dłonią po włosach, nie do końca pewna, co ją bardziej zaskoczyło. To, że zgodziła się spotkać z Marco, czy to, że chciałaby to powtórzyć.
- To chyba było dobre - dodała po chwili ciszy, tym razem patrząc już Serenie w oczy. - Nie jestem w tym dobra. W otwieraniu się. W mówieniu o sobie. Ale z nim nie musiałam udawać, że mam wszystko ogarnięte. I nie wiem, czy to mnie bardziej przestraszyło, czy uspokoiło.
Upiła łyk drinka, zerkając na bąbelki, które wciąż wspinały się do powierzchni, jakby próbowały coś z niej wydobyć.
- A u ciebie? - zapytała cicho. - Coś... osobistego? Nie tylko z oddziału?

serena almendarez
Slo
kiedyś tego nie było
29 y/o, 170 cm
rezydentka oddziału ratunkowego w mount sinai hospital
Awatar użytkownika
Like the stars chase the sun over the glowing hill, I will conquer. Blood is running deep, some things never sleep.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

- Skoro oni mogą wiecznie mylić nas z pielęgniarkami, my możemy zapominać ich imienia - nie była waleczną feministką, naprawdę, ale przez lata pracy w szpitalu zbyt często zdarzało się, że mężczyźni automatycznie brali kobiety za pielęgniarki lub salowe.
Serena nie czuła z tego powodu ujmy, a raczej złość, że stereotyp utarł już się tak bardzo, że jest żywy nawet w dzisiejszych czasach.
- Nie będzie żadnego pozwu, mogę ci wystawić zaświadczenie o chwilowej pomroczności jasnej - zażartowała, upijając kolejny łyk.
Wtedy przy ich stoliku pojawił się kelner z pizzą i zanim zdążyły przejść na nieco bardziej osobiste tematy mogły też skosztować tutejszego specjału. Almendarez nawet nie zdawała sobie wcześniej sprawy, że zdążyła zgłodnieć przez te wszystkie godziny dzisiejszego dyżuru, dlatego od razu zabrała się do dzieła. Mając usta pełne roztopionego sera, wysłuchała opowieści o randce Sloane.
Potencjalnie niepozorne pytanie mogło być jak podkręcona piłeczka, bo przecież obie nie były ze sobą na tyle blisko, by się zwierzać, ale Serena cieszyła się, że najwyraźniej właśnie przekraczały tę granicę. Słuchała uważnie i twarz promieniała jej, gdy wyczuła, że Marlowe dzieli się z nią czymś naprawdę osobistym.
- A więc to była nieoczywista randka. Brzmi zdecydowanie ciekawiej, niż stereotypowe spotkanie po przesunięciu kogoś w prawo - skomentowała, choć od razu pomyślała, że brzmi jakby krytykowała randki z aplikacji, a przecież nie do końca tak było.
Nie wierzyła w Tindera, ale to nie znaczyło, że komuś innemu nie mogło się przytrafić szczęśliwe zakończenie.
- A jest szansa na drugie spotkanie? Może to, jak będziesz się przed nim czuła, pomoże ci jakoś rozgryźć te uczucia? - zagadnęła, choć nie miała specjalnego doświadczenia w podobnych sytuacjach.
To, co powiedziała Sloane, można by wyjąć także z ust samej Sereny, która kiwała tylko głową, utożsamiając się z każdym słowem o tym, jak niełatwo otwierać się przed innymi.
- Jeśli to ma być coś osobistego, nie z oddziału i mam nie narzekać, to chyba nie mam nic do powiedzenia - zawstydzona na chwilę ukryła twarz w dłoniach - Moje życie prywatne stoi w miejscu. Ostatnia rozmowa poza szpitalem dotyczyła odnowienia klatki schodowej w budynku, gdzie wynajmuje mieszkanie, bo właścicielka jest chyba moją koleżanką. Można mieć koleżanki po sześćdziesiątce? - dopytała jeszcze, chwytając za kieliszek i popijając wstyd alkoholem.


Sloane Marlowe
ness
nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

- Jeśli to oficjalna zgoda na mylenie imion… świetnie. – Zerknęła na Serenę przez ramię z półuśmiechem. - Następnego faceta nazwę Leonidas. Albo Edzio. I powiem, że pomyliło mi się z pacjentem. Jednym z tych starszych, z demencją.
Oparła się łokciem o stół, jakby to miejsce należało do niej od zawsze. Głowę przechyliła lekko, zrzucając z ramienia kosmyk włosów, który uciekł zza ucha. Kątem oka zarejestrowała kelnera roznoszącego drinki i kłótnię przy sąsiednim stoliku o zbyt głośną muzykę. Taki barowy mikroświat - znajomy, nienachalny.
- Wystaw to zaświadczenie, będę je trzymać w portfelu - dodała po chwili, dopijając resztkę Frencha. - Jak karta lojalnościowa na drobne złośliwości.
Kelner wreszcie przyniósł pizzę, a aromat przypraw i ciepłego ciasta oderwał je od medycznych żartów. Sloane sięgnęła po kawałek bez zbędnej celebracji, odgryzła kęs i na moment przymknęła oczy - jakby próbowała uchwycić smak, którego nie da się nazwać. Może to było: „smakuje jak dom”, a może po prostu: „nie muszę nic robić, tylko jeść”.
- Oficjalnie: to najcieplejsze, co jadłam w tym tygodniu. Nie licząc pierogów z dyżuru… które smakowały jak tektura.
Spojrzała na Serenę, która z apetytem jadła swój kawałek, i uśmiechnęła się pod nosem.
- Wiesz, że to rzadkie? Tak słuchać, jak ty teraz - powiedziała cicho, bardziej w tonie stwierdzenia niż żartu. To było miłe. Rzadkie. I może dlatego tak zwróciła na to uwagę.
W tle muzyka przeszła w coś bardziej rytmicznego. Miękki podkład kontrastował z gwarą rozmów i stukiem szkła o marmur baru.
Palcami przesunęła po ściance szkła, zostawiając delikatny ślad.
- Nie wiem, czy chcę drugiego spotkania. A może właśnie chcę… i to mnie przeraża.
Zamilkła, biorąc głębszy oddech. Ramiona lekko jej opadły, jakby ta szczerość przyniosła nie balast, a ulgę.
- Ale to było przyjemna randka - dodała w końcu, patrząc na Serenę z miękkim wyrazem twarzy. - Tylko ten facet to... Szara część tego miasta. Powiedzmy, że go trochę poratowałam moimi medycznymi umiejętnościami, a następnego dnia na dyżurce czekał na mnie bukiet kwiatów i zaproszenie na to spotkanie. Poszłam zaintrygowana, ale trochę się boję. To Rosjanin.
Chciała wiedzieć co u niej. Mieć kogoś, kogo może zapytać o życiowy update. Uśmiechnęła się, rozbawiona historią o sąsiadce, i uniosła brwi, gdy padło pytanie o koleżanki po sześćdziesiątce.
- Koleżanka po sześćdziesiątce to upgrade. One już niczego nie udają. Masz w nich więcej lojalności niż w niejednej trzydziestolatce z Instagrama - mruknęła, podnosząc kieliszek do toastu. Bąbelki musowały, jakby znały moment, w którym trzeba zamilknąć.
Zrobiła pauzę, zanim uniosła szkło z nowym drinkiem, którego zdążył donieść im kelner. W końcu była pora na następną kolejkę.
- To co... za randki, których się boimy. I za kobiety, które malują paznokcie przy wieczornych wiadomościach, a potem uczą nas więcej niż terapeuci.
Stuknęła kieliszkiem o kieliszek Sereny. Nie potrzebowała już więcej słów. Wieczór był dobry. Brakowało jej takich wyjść i życia poza pracą.

serena almendarez
Slo
kiedyś tego nie było
ODPOWIEDZ

Wróć do „Bar Poet”