-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Nemo Schuster, Ashton Kovalski, Laurentin Fontaine
Tego potrzebowała do szczęścia.
Co prawda nie spodziewała się w całym rozrachunku Laurentina, ale trudno. Ostatnio wydawał się dla niej bardziej znośny, może nawet odrobinę się do siebie zbliżyli? Już sama powoli nie wiedziała, co powinna z nim zrobić. Momentami była nim wręcz zauroczona, by później przypomnieć sobie o ich pierwszym spotkaniu. Trudno było jej rozgryźć mężczyznę. Zaczęła samą siebie przyłapywać na maślanych oczach w jego stronę.
Za to dziękowała bogu, że nie znalazła się tu z nim sam na sam. Z jakiegoś powodu zaproponowała, by każdy kogoś ze sobą wziął. Ona zgarnęła Nemo, Laurentin Ashtona. Dziwnym trafem wszyscy siebie znali. Przynajmniej dosyć sprawnie poszło rozkładanie namiotów, chociaż Claire musiała odrobinę pomagać przy tym niezniszczalnym panom. Samo rozłożenie miejsc do spania, nadmuchanie materaców, rozłożenie śpiworów, poduszek, kocyków, poszło zaskakująco szybko. Same prace nad przygotowaniem ogniska również. Nawet nie mieli większej okazji, by móc wymienić ze sobą kilka zdań. Wszyscy pracowali nad wspólną nocą pod gwiazdami przy jeziorze. Żałowała tylko jednego, że nie wzięła ze sobą żadnej koleżanki. Męskie towarzystwo i wizja samotnej nocy była dla niej odrobinę przytłaczająca. Po alkoholu już te troski szybko jej znikną.
— No to mamy w końcu chwilę wolnego — stwierdziła Price, kiedy zasiedli już przy ognisku. Odkąd tutaj przyjechali, nie była w stanie spojrzeć na Laurentina. Czuła, jakby coś w niej pękało, jakby zaczął się jej podobać? Fuj — to jak się Wam podoba życie w lesie? — zagadnęła, patrząc po najbardziej męskich samców — Ashton, Nemo w końcu jesteście na dworze — parsknęła i spojrzała raz na jednego, raz na drugiego — znacie się w ogóle? — spytała z czystej ciekawości. Nie wchodziła w te crossy między streamerami. Nemo był dla niej bardziej znany, jej komfort person, nie ma co.
— To co? Napijmy się za szczęśliwy czas! — wniosła do góry swoją puszkę piwa — i aby nas niedźwiedzie nie zjadły — po toaście wypiła spory łyk piwa. Nie da rady tutaj na trzeźwo, bała się spojrzeć Laurentinowi w oczy — to co? Zagramy w ja nigdy? — zagadnęła, próbując znaleźć im zajęcie. Zawsze będą mogli poznać się jeszcze bliżej.
Tego potrzebowała do szczęścia.
Co prawda nie spodziewała się w całym rozrachunku Laurentina, ale trudno. Ostatnio wydawał się dla niej bardziej znośny, może nawet odrobinę się do siebie zbliżyli? Już sama powoli nie wiedziała, co powinna z nim zrobić. Momentami była nim wręcz zauroczona, by później przypomnieć sobie o ich pierwszym spotkaniu. Trudno było jej rozgryźć mężczyznę. Zaczęła samą siebie przyłapywać na maślanych oczach w jego stronę.
Za to dziękowała bogu, że nie znalazła się tu z nim sam na sam. Z jakiegoś powodu zaproponowała, by każdy kogoś ze sobą wziął. Ona zgarnęła Nemo, Laurentin Ashtona. Dziwnym trafem wszyscy siebie znali. Przynajmniej dosyć sprawnie poszło rozkładanie namiotów, chociaż Claire musiała odrobinę pomagać przy tym niezniszczalnym panom. Samo rozłożenie miejsc do spania, nadmuchanie materaców, rozłożenie śpiworów, poduszek, kocyków, poszło zaskakująco szybko. Same prace nad przygotowaniem ogniska również. Nawet nie mieli większej okazji, by móc wymienić ze sobą kilka zdań. Wszyscy pracowali nad wspólną nocą pod gwiazdami przy jeziorze. Żałowała tylko jednego, że nie wzięła ze sobą żadnej koleżanki. Męskie towarzystwo i wizja samotnej nocy była dla niej odrobinę przytłaczająca. Po alkoholu już te troski szybko jej znikną.
— No to mamy w końcu chwilę wolnego — stwierdziła Price, kiedy zasiedli już przy ognisku. Odkąd tutaj przyjechali, nie była w stanie spojrzeć na Laurentina. Czuła, jakby coś w niej pękało, jakby zaczął się jej podobać? Fuj — to jak się Wam podoba życie w lesie? — zagadnęła, patrząc po najbardziej męskich samców — Ashton, Nemo w końcu jesteście na dworze — parsknęła i spojrzała raz na jednego, raz na drugiego — znacie się w ogóle? — spytała z czystej ciekawości. Nie wchodziła w te crossy między streamerami. Nemo był dla niej bardziej znany, jej komfort person, nie ma co.
— To co? Napijmy się za szczęśliwy czas! — wniosła do góry swoją puszkę piwa — i aby nas niedźwiedzie nie zjadły — po toaście wypiła spory łyk piwa. Nie da rady tutaj na trzeźwo, bała się spojrzeć Laurentinowi w oczy — to co? Zagramy w ja nigdy? — zagadnęła, próbując znaleźć im zajęcie. Zawsze będą mogli poznać się jeszcze bliżej.
-
Będę grał w grę.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor
Pojechał na camping. Szok i niedowierzanie.
Podszedł do tego wyjazdu całkowicie na poważnie; W czasie streamów czynił intensywne przygotowania, gdzie wszelkiego rodzaju zakupy konsultował na bieżąco z czatem. Nie miał pewności czy jeszcze kiedykolwiek uda mu się wybrać na tego typu wyjazd, ale nie chciał nadwyrężać uprzejmości Claire. W namiot nie miał zamiaru się zaopatrywać, ale porządny materac warto było mieć. Podobnie jak śpiwór i nad jego wyborem spędził najwięcej czasu. Skąd on miał niby wiedzieć, który bardziej do niego pasował? Skąd ludzie posiadali wiedzę w tym temacie? Ubrań tak naprawdę nie potrzebował; Wystarczyło odkopać z szafy cieplejsze rzeczy, które wysyłał mu Red Bull z przeznaczeniem na okres jesień-zima. I duży zapas nawilżanego papieru toaletowego, i płynu antybakteryjnego. I wody. I jakieś żarcie. I resztę przyborów toaletowych. Jakoś udało się spakować, więc nie mógł na to narzekać.
Ba, nawet zabrał trochę sprzętu do wędkowania, bo dlaczego nie. I sprzęt do streamu IRL, ale o tym nikomu nie mówił, bo w końcu miał odpocząć, a nie pracować. Chociaż kto mu zabroni robić nudną transmisję z łowienia ryb? Chyba nikt.
Nie nastawiał się tak naprawdę na nic. Jeszcze w takim towarzystwie nie miał okazji nigdzie wyjeżdżać, więc liczył na to, że nie będzie aż tak źle. Naprawdę próbował rozłożyć namiot, jednak to wyzwanie go przerosło i wolał poczekać na pomoc Claire. Reszta poszła mu jak z płatka. Miał tylko nadzieję, że uda mu się zasnąć, a rano nie będą go bolały plecy.
Usiadł wygodnie przed ogniskiem, naciągając na głowę kaptur bluzy; Czapka z daszkiem nie była wystarczająca do osłonięcia jego głowy przed chłodem wieczoru. Ciekawe jak Price czuła się w tak przeważająco męskim towarzystwie. Chociaż z nim samym miała relację niczym z najlepszą psiapsi, więc nie powinno być tak źle.
— Nie wiedziałem, że przy campingu jest tyle roboty — wyburczał, rozglądając się po towarzystwie. Czy ktokolwiek z chłopaków był kiedykolwiek na takowym? — Nie mogę póki co tego stwierdzić, byleby tylko robale zostawiły nas w spokoju, bo w innym wypadku mogę zacząć krzyczeć… — Panicznie bał się wszelkiego robactwa, więc w jego przypadku była to prawdziwa jazda bez trzymanki. Na pełnej wodzie takiego horroru nie przeżywał, więc nawet to lubił. — Pojebana sytuacja, prawda? Oddycham tak rześkim powietrzem, mam nadzieję, że nie dostanę od tego alergii — zażartował, nieco się rozluźniając. — My? — spytał uprzejmie, obrzucając Aspena uważnym spojrzeniem. — Totalnie typa nie kojarzę. Co nie, Ashton? — Wypowiedział to, używając najbardziej żartobliwego tonu, jaki miał w zanadrzu. Nie pamiętał czy wspominał kiedykolwiek Claire, że są tak na dobrą sprawę ziomeczkami z jednego osiedla. — Z kim w ogóle zostawiliście swoje pupile? Ja musiałem Windy podrzucić rodzicom, bo nie lubi zostawać sam w domu na tak długo. — Pchlarz prędzej by mu chatę rozniósł niż grzecznie spędził czas w samotności.
Nie zwracał szczególnej uwagi na markę piwa, nieszczególnie za nim przepadał, ale nie miał zamiaru grymasić.
— Zdrowie, zdrowie! — przytaknął, po czym przeniósł spojrzenie na Laurentina. — Czyli co, ja i Ashton jesteśmy waszymi przyzwoitkami na romantycznym wyjeździe? — spytał, przez co przegapił wypowiedziane zdanie przez dziewczynę o niedźwiedziach. Z drugiej strony co takie puchate zwierzę, które sięgało mu do kolan miało im zrobić? (Czy Nemo nie odróżniał niedźwiedzia od borsuka? Owszem.) — Chcesz grać w ja nigdy z dwoma streamerami? Przecież my nie mamy życia poza komputerem, ale chętnie — odpowiedział, po czym w jego głowie pojawił się niecny plan, który miał zamiar przedstawić, gdy towarzystwo już trochę wypije. Na trzeźwo nie będą chcieli w to grać.
Claire Price Ashton Kovalski Laurentin Fontaine
Podszedł do tego wyjazdu całkowicie na poważnie; W czasie streamów czynił intensywne przygotowania, gdzie wszelkiego rodzaju zakupy konsultował na bieżąco z czatem. Nie miał pewności czy jeszcze kiedykolwiek uda mu się wybrać na tego typu wyjazd, ale nie chciał nadwyrężać uprzejmości Claire. W namiot nie miał zamiaru się zaopatrywać, ale porządny materac warto było mieć. Podobnie jak śpiwór i nad jego wyborem spędził najwięcej czasu. Skąd on miał niby wiedzieć, który bardziej do niego pasował? Skąd ludzie posiadali wiedzę w tym temacie? Ubrań tak naprawdę nie potrzebował; Wystarczyło odkopać z szafy cieplejsze rzeczy, które wysyłał mu Red Bull z przeznaczeniem na okres jesień-zima. I duży zapas nawilżanego papieru toaletowego, i płynu antybakteryjnego. I wody. I jakieś żarcie. I resztę przyborów toaletowych. Jakoś udało się spakować, więc nie mógł na to narzekać.
Ba, nawet zabrał trochę sprzętu do wędkowania, bo dlaczego nie. I sprzęt do streamu IRL, ale o tym nikomu nie mówił, bo w końcu miał odpocząć, a nie pracować. Chociaż kto mu zabroni robić nudną transmisję z łowienia ryb? Chyba nikt.
Nie nastawiał się tak naprawdę na nic. Jeszcze w takim towarzystwie nie miał okazji nigdzie wyjeżdżać, więc liczył na to, że nie będzie aż tak źle. Naprawdę próbował rozłożyć namiot, jednak to wyzwanie go przerosło i wolał poczekać na pomoc Claire. Reszta poszła mu jak z płatka. Miał tylko nadzieję, że uda mu się zasnąć, a rano nie będą go bolały plecy.
Usiadł wygodnie przed ogniskiem, naciągając na głowę kaptur bluzy; Czapka z daszkiem nie była wystarczająca do osłonięcia jego głowy przed chłodem wieczoru. Ciekawe jak Price czuła się w tak przeważająco męskim towarzystwie. Chociaż z nim samym miała relację niczym z najlepszą psiapsi, więc nie powinno być tak źle.
— Nie wiedziałem, że przy campingu jest tyle roboty — wyburczał, rozglądając się po towarzystwie. Czy ktokolwiek z chłopaków był kiedykolwiek na takowym? — Nie mogę póki co tego stwierdzić, byleby tylko robale zostawiły nas w spokoju, bo w innym wypadku mogę zacząć krzyczeć… — Panicznie bał się wszelkiego robactwa, więc w jego przypadku była to prawdziwa jazda bez trzymanki. Na pełnej wodzie takiego horroru nie przeżywał, więc nawet to lubił. — Pojebana sytuacja, prawda? Oddycham tak rześkim powietrzem, mam nadzieję, że nie dostanę od tego alergii — zażartował, nieco się rozluźniając. — My? — spytał uprzejmie, obrzucając Aspena uważnym spojrzeniem. — Totalnie typa nie kojarzę. Co nie, Ashton? — Wypowiedział to, używając najbardziej żartobliwego tonu, jaki miał w zanadrzu. Nie pamiętał czy wspominał kiedykolwiek Claire, że są tak na dobrą sprawę ziomeczkami z jednego osiedla. — Z kim w ogóle zostawiliście swoje pupile? Ja musiałem Windy podrzucić rodzicom, bo nie lubi zostawać sam w domu na tak długo. — Pchlarz prędzej by mu chatę rozniósł niż grzecznie spędził czas w samotności.
Nie zwracał szczególnej uwagi na markę piwa, nieszczególnie za nim przepadał, ale nie miał zamiaru grymasić.
— Zdrowie, zdrowie! — przytaknął, po czym przeniósł spojrzenie na Laurentina. — Czyli co, ja i Ashton jesteśmy waszymi przyzwoitkami na romantycznym wyjeździe? — spytał, przez co przegapił wypowiedziane zdanie przez dziewczynę o niedźwiedziach. Z drugiej strony co takie puchate zwierzę, które sięgało mu do kolan miało im zrobić? (Czy Nemo nie odróżniał niedźwiedzia od borsuka? Owszem.) — Chcesz grać w ja nigdy z dwoma streamerami? Przecież my nie mamy życia poza komputerem, ale chętnie — odpowiedział, po czym w jego głowie pojawił się niecny plan, który miał zamiar przedstawić, gdy towarzystwo już trochę wypije. Na trzeźwo nie będą chcieli w to grać.
Claire Price Ashton Kovalski Laurentin Fontaine
-
Melancholy girl, tell me where you're from
Why should I smile? I'm barely onnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Laurent w życiu by się do tego nie przyznał, ale był bardzo podekscytowany wyprawą do lasu na którą zaprosiła go Claire. Jeszcze nigdy nie miał okazji spać pod namiotem. Przez środowisko w jakim dorastał, ominęła go większość doświadczeń typowych dla jego rówieśników. Zamiast brać udział w obozach lub biegać po boisku, Laurent uczęszczał na prywatne zajęcia i pobierał lekcje od licznych korepetytorów. A kiedy tylko zasmakował odrobinę niezależności od rodziców, niemalże natychmiast rzucił się w wir pracy. Szybki sukces przyczynił się do tego, że raczej nie miał czasu i zasobów na próbowanie aktywności które ominęły go w dzieciństwie. Fontaine nie wiedział więc za bardzo w jaki sposób powinien przygotować się do campingu. Próbował podpytać się o to Erica, ale finalnie powierzył większą część swojego zaufania poradom z internetu. Skończyło się więc tak, że nakupował masę zbędnych rzeczy. Liczne środki na insekty, lornetka, latarka, spray na niedźwiedzie, ocieplacze i wiele innych gadżetów które wyskoczyły mu w reklamach - wszystko to upchał w dokładnie trzy wielkie torby. Wolał mieć przy sobie za dużo, niż za mało. Kiedy więc dotarli na miejsce, Fontaine był już od samego początku zmęczony przez targanie swoich zapasów. Z głośnym westchnieniem, ale też ostrożnie, umieścił pakunki na leśnym podłożu i pozwolił sobie na rozeznanie terenu. Zanim zabrał się za pomaganie przy namiotach, dokładnie obszedł cały obszar przeznaczony na obozowisko. Wyglądał jakby wiedział co robi, ale w rzeczywistości po prostu przyglądał się temu co wpadło mu w oko. Zatrzymał się na dłużej przy jednym z drzew. Zainteresowały go nietypowe wzory na jego korze. Uważnie prześledził je palcami, starając się zatrzymać je na chwilę dłużej w głowie. Będzie musiał potem się tu wrócić i je naszkicować. Kiedy finalnie zakończył swoje pierwsze zadanie, Laurent zaczął rozkładać jeden z namiotów. Szło mu to bardzo nieporadnie. Używał zbyt dużo siły i szarpał się z materiałem, jednocześnie odrzucając jakąkolwiek pomoc. Chciał zrobić to sam, chociaż ewidentnie brakowało mu cierpliwości. Efektem jego upartości był nieco krzywo, ale przynajmniej solidnie rozstawiony namiot.
-Nie martw się o robale, patrz na to.- Laurent uśmiechnął się szeroko zanurzając dłonie w jednej z jego toreb. Wyciągnął ze środka dokładnie zaklejone opakowanie i postawił je na ziemi.
-Lampa owadobójcza.- Fontaine był z siebie ewidentnie zadowolony. Może i nakupował pełno bzdet, ale jakimś cudem udało mu się też natrafić na przydatne gadżety. Zabrał się za otwieranie pudełka, powoli i ostrożnie, żeby mógł potem z niego ponownie skorzystać. Po chwili miał już w dłoniach swój trafiony zakup i umieścił go pomiędzy namiotami. Głęboko wierzył w to, że będzie bardzo przydatny gdy tylko zajdzie słońce. W czasie kiedy reszta jego kompanów była zajęta rozmową, Laurent zabrał się za rozpakowywanie reszty swoich toreb. Jego namiot szybko zapełnił się kolejnymi pudełkami, a także dodatkowymi kocami i poduszkami dla wygody. Jak możnaby się spodziewać, preferował jak najbardziej komfortowe miejsca na odpoczynek. Nie miał zamiaru kisić się w tanim śpiworze. Przyłączył się do rozmowy dopiero wtedy, kiedy Nemo wspomniał o zwierzakach.
-Bijou została ze swoją nianią.- odrzucił, zupełnie tak jakby wynajmowanie profesjonalnej niani dla kota na krótki wyjazd było czymś całkowicie naturalnym. Tak samo jak właściciel, kotka Laurentina przywykła do pewnego standardu życia. Napewno nie byłaby zadowolona, gdyby wylądowała u kogoś nie spełniającego jej wymagań. Fontaine sięgnął po puszkę piwa i wziął duży łyk. Jego twarz niemalże odrazu się skrzywiła. Smakowało jak szczochy, ale z czystej wyuczonej przyzwoitości postanowił trzymać język za zębami.
Kolejne słowa Nemo sprawiły, że Laurent wbił zaciekawione spojrzenie w postać Price, która to unikała go jak ognia od samego początku ich wycieczki. Powiedziała Nemo o tym, że ją pocałował? Powinien być z tego powodu zadowolony, czy raczej oburzony?
-Jesteście pierwszą linią frontu przeciwko niedźwiedziom, a nie przyzwoitkami.- szybko obrócił niezręczny moment w żart, po czym upił kolejne kilka łyków piwa. Zaczynał się zastanawiać czemu tak właściwie Claire zaprosiła go na ten camping. Teorie miał różne, ale chciał wierzyć w to, że Price tak samo jak on chciała spędzić więcej czasu razem.
-Czemu nie. Jak ktoś zrobił wymienioną czynność to pije?
Claire Price Nemo Schuster Ashton Kovalski
-Nie martw się o robale, patrz na to.- Laurent uśmiechnął się szeroko zanurzając dłonie w jednej z jego toreb. Wyciągnął ze środka dokładnie zaklejone opakowanie i postawił je na ziemi.
-Lampa owadobójcza.- Fontaine był z siebie ewidentnie zadowolony. Może i nakupował pełno bzdet, ale jakimś cudem udało mu się też natrafić na przydatne gadżety. Zabrał się za otwieranie pudełka, powoli i ostrożnie, żeby mógł potem z niego ponownie skorzystać. Po chwili miał już w dłoniach swój trafiony zakup i umieścił go pomiędzy namiotami. Głęboko wierzył w to, że będzie bardzo przydatny gdy tylko zajdzie słońce. W czasie kiedy reszta jego kompanów była zajęta rozmową, Laurent zabrał się za rozpakowywanie reszty swoich toreb. Jego namiot szybko zapełnił się kolejnymi pudełkami, a także dodatkowymi kocami i poduszkami dla wygody. Jak możnaby się spodziewać, preferował jak najbardziej komfortowe miejsca na odpoczynek. Nie miał zamiaru kisić się w tanim śpiworze. Przyłączył się do rozmowy dopiero wtedy, kiedy Nemo wspomniał o zwierzakach.
-Bijou została ze swoją nianią.- odrzucił, zupełnie tak jakby wynajmowanie profesjonalnej niani dla kota na krótki wyjazd było czymś całkowicie naturalnym. Tak samo jak właściciel, kotka Laurentina przywykła do pewnego standardu życia. Napewno nie byłaby zadowolona, gdyby wylądowała u kogoś nie spełniającego jej wymagań. Fontaine sięgnął po puszkę piwa i wziął duży łyk. Jego twarz niemalże odrazu się skrzywiła. Smakowało jak szczochy, ale z czystej wyuczonej przyzwoitości postanowił trzymać język za zębami.
Kolejne słowa Nemo sprawiły, że Laurent wbił zaciekawione spojrzenie w postać Price, która to unikała go jak ognia od samego początku ich wycieczki. Powiedziała Nemo o tym, że ją pocałował? Powinien być z tego powodu zadowolony, czy raczej oburzony?
-Jesteście pierwszą linią frontu przeciwko niedźwiedziom, a nie przyzwoitkami.- szybko obrócił niezręczny moment w żart, po czym upił kolejne kilka łyków piwa. Zaczynał się zastanawiać czemu tak właściwie Claire zaprosiła go na ten camping. Teorie miał różne, ale chciał wierzyć w to, że Price tak samo jak on chciała spędzić więcej czasu razem.
-Czemu nie. Jak ktoś zrobił wymienioną czynność to pije?
Claire Price Nemo Schuster Ashton Kovalski
-
do you wanna build a house with me in sims?nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie ma co ukrywać, Ashton nie był osobą, która lubiła aktywności na świeżym powietrzu. Co innego było spędzić trochę czasu w parku na spacerze, okazjonalnie przejechać się rowerem po mieście, a spędzić czas w lesie — i to jeszcze nocą. Bardziej niż węży, pająków lub innych owadów, obawiał się niedźwiedzia, którego spotka na swojej drodze, jeśli w nocy wyjdzie za potrzebą. Kto wie, co może zaskoczyć go w kanadyjskich lasach, w końcu słyszało się o różnych przypadkach. Sam nie znał życia w dziczy, bo jego wakacje były prędzej all inclusive niż w wersji survivalowej. Nie zamykał się jednak na nowe doświadczenia, w końcu ostatnio narzekał siostrze, że nie ma planów na wakacje. Co prawda jego tydzień urlopu odszedł w zapomnienie, bo było to dawno i nieprawda, jednak weekendowy wypad mógł odkupić ten czas siedzenia w na tyłku w Toronto. Zrobił niewielki research, dokupił niezbędne rzeczy, choć jak zobaczył swojego przyjaciela z trzema torbami to doszedł do wniosku, że mógłby nie wziąć nic, a i tak by przeżył. Lepiej jednak w tę, a nie w drugą stronę, bo podczas pierwszej takiej przygody, powinni być przygotowani na wszystko — włącznie z tym, że w środku nocy zacznie do nich gadać wąż i trzeba będzie zagrać mu na flecie, aby go zakląć. Ashton miał nadzieję, że i ten instrument Laurentin spakował do jednej ze swoich trzech toreb.
Rozkładanie namiotów nie było tak łatwe, jak wyglądało to na filmach. Z pewnością gdyby nie Claire, to dzisiaj spaliby pod gołym niebem albo dach ich materiałowego domu spadłby im nam twarz w środku nocy. Gdyby trzeba było wskazać bohatera tego wyjazdu, to wybór jak na razie byłby jeden i niepodważalny. Dobrze, że nie trwało to w nieskończoność, bo wreszcie mogli usiąść przy rozpalonym ognisku i na spokojnie pogadać.
— Na pewno na filmach wygląda to łatwiej — przytaknął Nemo. Niestety, Price miała do czynienia z rozpieszczonymi bachorami, którzy na obozowaniu nie znali się najlepiej. Ale nie można być dobrym we wszystkim, prawda? Nie chciał być niemiły, ale w momencie kiedy Schuster powiedział o krzyku na widok robali, miał ochotę go wkręcić, że jeden właśnie po nim łaził. Nie chciał jednak tego robić; przynajmniej na razie. Później może wykorzysta to, aby nieco wzbudzić adrenaliny u swojego kumpla. — No, mnie już zaczyna wszystko swędzieć. Świeże powietrze daje we znaki — zażartował. Co prawda Claire miała rację, takie aktywności nie były u nich jakoś często spotykane. Wiadomo, że czasami trzeba było się odchamić, a siedząc cały czas w czterech ścianach, dobrze było wyjść wśród ludzi, aby nie zniknęły im podstawowe umiejętności socjalne, jak i zwyczajne obcowanie ze społeczeństwem. — Pierwszy raz widzę na oczy. Chyba jakiś pseudo streamer z ciebie, co? — rzucił, sam oceniając go spojrzeniem od stóp do głów. Machnął zaraz ręką, bo nie chciał, aby dziewczyna źle to odebrała. — Kumplujemy się i zdarza nam się wspólnie grać na streamach — powiedział, nie wchodząc w szczegóły, że w zasadzie to fizycznie dzieli ich na co dzień kilka pięter. Może już nawet to wiedziała? — Fiona została z moją siostrą. Jedyna, której ufam, że nie zaniedba i nie zagłodzi psa, mimo że ma wiele na głowie — stwierdził zgodnie z prawdą. Drugą opcją byłaby mama, ale nie chciał dokładać jej obowiązków, skoro użerała się z jego ojcem i rozwodem. W ogóle nie chciał za bardzo myśleć o swoich rodzicach, jeszcze trawiąc wszystko w sobie — czyli tak jak miał w zwyczaju. Ashton średnio umiał rozmawiać o swoich emocjach, dobrze je ukrywał, ale pytanie kiedy szala się przeważy.
— Rzuciłbyś mnie niedźwiedziowi na pożarcie? — zapytał, udając wielkie zaskoczenie i aż z przejęcia chwycił się za klatkę piersiową. — Nie spodziewałem się tego po tobie, przyjacielu — zacmokał z dezaprobatą, zaraz klepiąc go po ramieniu. — Ale nie martw się, jeśli na jakiegoś rzeczywiście wpadnę w nocy, to drugi namiot nie będzie potrzebny. — Nie chciał im w niczym przeszkadzać, ale… no sytuacja jest jaka jest. Ashton może nie obawiał się owadów czy gadów, ale wielkich ssaków już trochę; tym bardziej, że jego obrońca z namiotu nie umie ich odróżniać. W tym przypadku, to on musiałby się napierdalać z niedźwiedziem, z tyłu może słysząc kibicowanie Schustera.
— Zgadzam się z Nemo — przytaknął. I na to, że nie mieli życia i na to, że można spróbować. — Tak, pijesz jeśli coś zrobiłeś — odpowiedział Laurentinowi i pomyślał, o jakimś zagadnieniu, które mógłby poruszyć. — Nigdy przenigdy nie zepsułem czegoś i udawałem, że to nie ja — zaczął od czegoś prostego i przyjemnego, co może spowodować, że większość towarzystwa się napije. — Piwo pijemy czy coś innego? — zapytał, unosząc lekko butelkę ku górze. Sam musiał się napić; ale o to w tym chodziło, prawda?
Claire Price Nemo Schuster Laurentin Fontaine
Rozkładanie namiotów nie było tak łatwe, jak wyglądało to na filmach. Z pewnością gdyby nie Claire, to dzisiaj spaliby pod gołym niebem albo dach ich materiałowego domu spadłby im nam twarz w środku nocy. Gdyby trzeba było wskazać bohatera tego wyjazdu, to wybór jak na razie byłby jeden i niepodważalny. Dobrze, że nie trwało to w nieskończoność, bo wreszcie mogli usiąść przy rozpalonym ognisku i na spokojnie pogadać.
— Na pewno na filmach wygląda to łatwiej — przytaknął Nemo. Niestety, Price miała do czynienia z rozpieszczonymi bachorami, którzy na obozowaniu nie znali się najlepiej. Ale nie można być dobrym we wszystkim, prawda? Nie chciał być niemiły, ale w momencie kiedy Schuster powiedział o krzyku na widok robali, miał ochotę go wkręcić, że jeden właśnie po nim łaził. Nie chciał jednak tego robić; przynajmniej na razie. Później może wykorzysta to, aby nieco wzbudzić adrenaliny u swojego kumpla. — No, mnie już zaczyna wszystko swędzieć. Świeże powietrze daje we znaki — zażartował. Co prawda Claire miała rację, takie aktywności nie były u nich jakoś często spotykane. Wiadomo, że czasami trzeba było się odchamić, a siedząc cały czas w czterech ścianach, dobrze było wyjść wśród ludzi, aby nie zniknęły im podstawowe umiejętności socjalne, jak i zwyczajne obcowanie ze społeczeństwem. — Pierwszy raz widzę na oczy. Chyba jakiś pseudo streamer z ciebie, co? — rzucił, sam oceniając go spojrzeniem od stóp do głów. Machnął zaraz ręką, bo nie chciał, aby dziewczyna źle to odebrała. — Kumplujemy się i zdarza nam się wspólnie grać na streamach — powiedział, nie wchodząc w szczegóły, że w zasadzie to fizycznie dzieli ich na co dzień kilka pięter. Może już nawet to wiedziała? — Fiona została z moją siostrą. Jedyna, której ufam, że nie zaniedba i nie zagłodzi psa, mimo że ma wiele na głowie — stwierdził zgodnie z prawdą. Drugą opcją byłaby mama, ale nie chciał dokładać jej obowiązków, skoro użerała się z jego ojcem i rozwodem. W ogóle nie chciał za bardzo myśleć o swoich rodzicach, jeszcze trawiąc wszystko w sobie — czyli tak jak miał w zwyczaju. Ashton średnio umiał rozmawiać o swoich emocjach, dobrze je ukrywał, ale pytanie kiedy szala się przeważy.
— Rzuciłbyś mnie niedźwiedziowi na pożarcie? — zapytał, udając wielkie zaskoczenie i aż z przejęcia chwycił się za klatkę piersiową. — Nie spodziewałem się tego po tobie, przyjacielu — zacmokał z dezaprobatą, zaraz klepiąc go po ramieniu. — Ale nie martw się, jeśli na jakiegoś rzeczywiście wpadnę w nocy, to drugi namiot nie będzie potrzebny. — Nie chciał im w niczym przeszkadzać, ale… no sytuacja jest jaka jest. Ashton może nie obawiał się owadów czy gadów, ale wielkich ssaków już trochę; tym bardziej, że jego obrońca z namiotu nie umie ich odróżniać. W tym przypadku, to on musiałby się napierdalać z niedźwiedziem, z tyłu może słysząc kibicowanie Schustera.
— Zgadzam się z Nemo — przytaknął. I na to, że nie mieli życia i na to, że można spróbować. — Tak, pijesz jeśli coś zrobiłeś — odpowiedział Laurentinowi i pomyślał, o jakimś zagadnieniu, które mógłby poruszyć. — Nigdy przenigdy nie zepsułem czegoś i udawałem, że to nie ja — zaczął od czegoś prostego i przyjemnego, co może spowodować, że większość towarzystwa się napije. — Piwo pijemy czy coś innego? — zapytał, unosząc lekko butelkę ku górze. Sam musiał się napić; ale o to w tym chodziło, prawda?
Claire Price Nemo Schuster Laurentin Fontaine
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Ashton Kovalski, Nemo Schuster, Laurentin Fontaine
— Oczywiście, że musi być. Jakoś trzeba zapewnić sobie komfort życia — idealnie naciągnięty namiot przyda się w trakcie deszczu, przygotowane posłanie na spokojniejszą noc, a w przypadku ogniska jedzenie. By poczuć relaks trzeba było poczekać na wieczór, teraz mogli się najeść, może wskoczyć do jeziora? — one nas nie zostawią. Taki urok życia w lesie — wolała nie zostawiać im złudzeń na ten temat. Owady są, będą i tego nie da się ukryć pod żadnym pozorem. Nawet lampa owadobójcza nie ochroni ich przed latającymi towarzyszami. Tylko czy chciała mówić o tym głośno? Niezbyt — oby nie było potrzeby wzywania karetki — zaśmiała się na wzmiankę dotyczącą alergii na świeże powietrze. Oby nie dostał wtrząsu anafilaktycznego.
— Ulalala, o może ja my jesteśmy WASZYMI przyzwoitkami? — zaśmiała się Claire pod nosem. Totalnie olała Laurentina. Nawet nie spojrzała na niego. Co miała mu powiedzieć? W jaki sposób się zachować? Nawet nie była pewna, czy on w ogóle coś do niej czuł. Jakby chciał porozmawiać o tamtym wieczorze, to by sam zaczął rozmowę — Z rodzicami, przecież cały czas z nimi mieszkam. Niby jestem dorosła, ale zupa zrobiona przez mamę po dniu nagrywek to inny luksus życia — i pod wieloma innymi względami uwielbiała swoje życie. To było tylko jedno niewielkie z nich.
— Słucham? — spytała, robiąc przy tym wielkie oczy. Dosyć niecodzienny komentarz. Poczuła, jak jej policzki zalewają się czerwienią. Dobrze, że przy blasku ogniska mogli tego nie zauważyć — nie, po prostu... warto być w większej grupie na takich wyjazdach — w końcu mógł zaatakować ich niedźwiedź — nie musicie nas pilnować — Claire nie miała zamiaru rozmawiać z Laurentinem. Trzymać go z daleka jak tylko to możliwe. Zaproponowała mu wyjazd niezbyt w pełni świadoma jego konsekwencji. Później wszystko wydawało się być tylko trudniejsze. Kiedyś będą musieli porozmawiać ze sobą jeden na jeden.
— Już nie udawaj, że życie z Wami jest takie nudne — prychnęła Price. W końcu kiedyś wychodził do ludzi i zaczynał się bawić — co chcecie, ale ja wolę piwo. Jeszcze zacznę się przed Wami rozbierać, jak wypije za dużo — stwierdziła, trzymając mocno swoją puszkę piwa — Wszystko zawsze szło na Xaviera, a ja byłam idealną córeczką — zaśmiała się nerwowo po pierwszym pytaniu. Może nie była takim aniołkiem, jakim widzieli ją rodzice? Miała w sobie coś z diabełka — nigdy nie paliłam zioła — i tu przynajmniej mogła być bezpieczna. Życie Claire było stosunkowo nudne. Papierosy i alkohol wystarczały jej by nadać życiu bardziej rozrywkowe brzmienie.
— Oczywiście, że musi być. Jakoś trzeba zapewnić sobie komfort życia — idealnie naciągnięty namiot przyda się w trakcie deszczu, przygotowane posłanie na spokojniejszą noc, a w przypadku ogniska jedzenie. By poczuć relaks trzeba było poczekać na wieczór, teraz mogli się najeść, może wskoczyć do jeziora? — one nas nie zostawią. Taki urok życia w lesie — wolała nie zostawiać im złudzeń na ten temat. Owady są, będą i tego nie da się ukryć pod żadnym pozorem. Nawet lampa owadobójcza nie ochroni ich przed latającymi towarzyszami. Tylko czy chciała mówić o tym głośno? Niezbyt — oby nie było potrzeby wzywania karetki — zaśmiała się na wzmiankę dotyczącą alergii na świeże powietrze. Oby nie dostał wtrząsu anafilaktycznego.
— Ulalala, o może ja my jesteśmy WASZYMI przyzwoitkami? — zaśmiała się Claire pod nosem. Totalnie olała Laurentina. Nawet nie spojrzała na niego. Co miała mu powiedzieć? W jaki sposób się zachować? Nawet nie była pewna, czy on w ogóle coś do niej czuł. Jakby chciał porozmawiać o tamtym wieczorze, to by sam zaczął rozmowę — Z rodzicami, przecież cały czas z nimi mieszkam. Niby jestem dorosła, ale zupa zrobiona przez mamę po dniu nagrywek to inny luksus życia — i pod wieloma innymi względami uwielbiała swoje życie. To było tylko jedno niewielkie z nich.
— Słucham? — spytała, robiąc przy tym wielkie oczy. Dosyć niecodzienny komentarz. Poczuła, jak jej policzki zalewają się czerwienią. Dobrze, że przy blasku ogniska mogli tego nie zauważyć — nie, po prostu... warto być w większej grupie na takich wyjazdach — w końcu mógł zaatakować ich niedźwiedź — nie musicie nas pilnować — Claire nie miała zamiaru rozmawiać z Laurentinem. Trzymać go z daleka jak tylko to możliwe. Zaproponowała mu wyjazd niezbyt w pełni świadoma jego konsekwencji. Później wszystko wydawało się być tylko trudniejsze. Kiedyś będą musieli porozmawiać ze sobą jeden na jeden.
— Już nie udawaj, że życie z Wami jest takie nudne — prychnęła Price. W końcu kiedyś wychodził do ludzi i zaczynał się bawić — co chcecie, ale ja wolę piwo. Jeszcze zacznę się przed Wami rozbierać, jak wypije za dużo — stwierdziła, trzymając mocno swoją puszkę piwa — Wszystko zawsze szło na Xaviera, a ja byłam idealną córeczką — zaśmiała się nerwowo po pierwszym pytaniu. Może nie była takim aniołkiem, jakim widzieli ją rodzice? Miała w sobie coś z diabełka — nigdy nie paliłam zioła — i tu przynajmniej mogła być bezpieczna. Życie Claire było stosunkowo nudne. Papierosy i alkohol wystarczały jej by nadać życiu bardziej rozrywkowe brzmienie.
-
Będę grał w grę.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor
Niby zaopatrzył się w środki przeciw owadom, a jednocześnie nawet nie pomyślał o kupnie specjalnej lampy, która mogłaby je odgonić. Wolał wypsikać się jakimiś śmierdzielami, które miały na celu pozostawienie go w spokoju i póki co jakoś działały; Albo on był za grubo ubranym przez co utrudniał im dostania się do jego skóry. Innej opcji nie przyjmował ani tym bardziej nie chciał o niej słyszeć.
— Lampa w tym przypadku wydaje się totalnie op. Wspaniale, że o niej pomyślałeś, Laurent — odpowiedział, patrząc z zachwytem na rozkładanie ustrojstwa. Miał nadzieję, że każde paskudztwo zacznie ich omijać szerokim łukiem. — Jak to nas nie zostawią? Chcesz powiedzieć, że niepotrzebnie kupiłem wszystkie te psikacze, bo one i tak nie będą działały? — spytał oburzony, nie bardzo wiedząc co powinien o tym myśleć, a tym bardziej czy wybuch gorąca i zimne poty, jakie poczuł to tylko wyimaginowane uczucie.
Panicznie bał się owadów. Od dziecka ich się obawiał i z biegiem lat to nie uległo zmianie; Dla niego nawet słodka ważka lub piękny motylek wydawało się największym potworem na świecie. Aż bał się pomyśleć, jakie koszmarne stwory czaiły się na niego w odmętach tego lasu. Może miały tłuste odwłoki, owłosione nogi, a co najgorsze mogły być jadowite? Albo pożrą go od razu żywcem, nic im nie stało na przeszkodzie, żeby tego dokonać w trakcie snu. Nie rozumiał, jak jego towarzysze mogli się obawiać niedźwiedzia, który raczej wydawał się być nieco ociężałym, a co najważniejsze ani trochę niegroźne zamiast tych małych poczwar. Co człowiek to opinia, szkoda, że on ich ani trochę nie rozumiał.
— Powiedział drugi pseudo streamer — odbił, patrząc na niego, delikatnie mrużąc oczy. Nikt tak na niego nie działał jak Aspen, zapewniający mu prawdziwy rollercoaster emocjonalny. Ten człowiek nie pozwalał mu spokojnie żyć. — Potwierdzam, jesteśmy psiapsi od wielu, wielu lat. Tyle wspólnie granych gier nie da się zliczyć — rzucił nieco melancholijnym tonem, bo nawet nie potrafił stwierdzić kiedy się poznali. Upłynęło za dużo czasu, a on nie miał pamięci do tego typu spraw. A przecież rocznicy znajomości nie obchodzili.
Spojrzał mrocznie na Claire, wywracając teatralnie oczami na samą sugestię o tym, że mogło go coś łączyć z Aspenem. Cóż za kuriozalny pomysł.
— Nawet jeśli to jesteśmy na tyle przyzwoitymi ludźmi, że nie potrzebujemy przyzwoitek — odparł gderliwie, szybko wyrzucając z swojej głowy wizję siebie i Ashtona w jakiejkolwiek romantycznej sytuacji. Okropieństwo. (Może tylko na rzecz dobrze rozegranego RP.)
Pochodził z zamożnej rodziny, tego nie można mu było zaprzeczyć, ale przy samym Laurencie wypadał wybitnie słabo; Nigdy by nie pomyślał, aby zatrudnić dla swojego kota profesjonalną opiekunkę. Ba, wydawało mu się przesadą zatrudnienie pani do sprzątania, która przychodziła dwa razy w tygodniu. To już uważał za szczyt burżuazji i własnego lenistwa. A raczej pasowało to do obrazka leniwego streamera, którym defacto był. (Po prostu Nemo nie radził sobie ze sprzątaniem, nigdy mu to nie szło, a rodzice nie naciskali, aby opanował te tajemne techniki.)
— Cóż, podejrzewam, że Bijou nie zniósłby towarzystwa Windy, więc nie mogłem uniknąć wizyty u rodziców i proszenia ich o drobną przysługę — westchnął cierpiętniczo. Nie miał na tyle szczęścia, aby uniknąć z nimi konfrontacji w tym miesiącu. No trudno.
Chyba nigdy nie zrozumie u ludzi awersji co do tych całych niedźwiedzi; Takie to niepozorne, ba pewnie nawet da się przejechać samochodem, jak większość zwierząt leśnych. Smutna prawda.
— He? — Spojrzał nieco zagubiony na Laurenta, po czym równie zaskoczone spojrzenie przesunął na Ashtona. Ale o co im w tym wszystkim chodziło? Tego nie potrafił zrozumieć. — Clars, nie spinaj się tak, tylko żartowałem. Napij się może nieco więcej i będzie dobrze — rzucił, obserwując z malutkim uśmieszkiem rumieniec na twarzy dziewczyny. Przecież to tylko taki malutki żarcik nic wielkiego.
Zadumał się na moment po usłyszeniu pierwszego pytania. Miał kilka grzeszków na swoim koncie, które wiązały się z dość kosztowną naprawą. Nigdy nie zapomni jak rozwalił ojcu nowiutki jacht, bo próbował przykozaczyć przy swoim potencjalnym związkowym zainteresowaniu. Nic z tego nie wyszło, ale nie ma co się dziwić.
— Obojętnie co pijemy, ważne żeby sponiewierało — stwierdził, po czym prychną słysząc wyznanie Clarie: — To by mogło uchodzić za nieprzyzwoite, siostro. Lepiej będzie, jak tego unikniemy. — Zgrywał wielkiego gentelmana, a on po prostu nie chciał oglądać kobiety w negliżu, a zwłaszcza swojej przyjaciółki. To dopiero byłoby niekomfortową sytuacją. — Kiedyś byłem młody i głupi… — westchnął, po czym napił się po raz drugi. — Zaraz wyjdę na totalnego patusa. Nigdy nie zrobiłem sobie wagarów z powodu zarwania nocki przez granie w gry lub oglądanie serialu. — I znowu musiał się napić. Większość liceum polegała na unikaniu szkoły, bo zachciało mu się grać w LoLa z kolegami. Trochę nudno.
Claire Price Ashton Kovalski Laurentin Fontaine
— Lampa w tym przypadku wydaje się totalnie op. Wspaniale, że o niej pomyślałeś, Laurent — odpowiedział, patrząc z zachwytem na rozkładanie ustrojstwa. Miał nadzieję, że każde paskudztwo zacznie ich omijać szerokim łukiem. — Jak to nas nie zostawią? Chcesz powiedzieć, że niepotrzebnie kupiłem wszystkie te psikacze, bo one i tak nie będą działały? — spytał oburzony, nie bardzo wiedząc co powinien o tym myśleć, a tym bardziej czy wybuch gorąca i zimne poty, jakie poczuł to tylko wyimaginowane uczucie.
Panicznie bał się owadów. Od dziecka ich się obawiał i z biegiem lat to nie uległo zmianie; Dla niego nawet słodka ważka lub piękny motylek wydawało się największym potworem na świecie. Aż bał się pomyśleć, jakie koszmarne stwory czaiły się na niego w odmętach tego lasu. Może miały tłuste odwłoki, owłosione nogi, a co najgorsze mogły być jadowite? Albo pożrą go od razu żywcem, nic im nie stało na przeszkodzie, żeby tego dokonać w trakcie snu. Nie rozumiał, jak jego towarzysze mogli się obawiać niedźwiedzia, który raczej wydawał się być nieco ociężałym, a co najważniejsze ani trochę niegroźne zamiast tych małych poczwar. Co człowiek to opinia, szkoda, że on ich ani trochę nie rozumiał.
— Powiedział drugi pseudo streamer — odbił, patrząc na niego, delikatnie mrużąc oczy. Nikt tak na niego nie działał jak Aspen, zapewniający mu prawdziwy rollercoaster emocjonalny. Ten człowiek nie pozwalał mu spokojnie żyć. — Potwierdzam, jesteśmy psiapsi od wielu, wielu lat. Tyle wspólnie granych gier nie da się zliczyć — rzucił nieco melancholijnym tonem, bo nawet nie potrafił stwierdzić kiedy się poznali. Upłynęło za dużo czasu, a on nie miał pamięci do tego typu spraw. A przecież rocznicy znajomości nie obchodzili.
Spojrzał mrocznie na Claire, wywracając teatralnie oczami na samą sugestię o tym, że mogło go coś łączyć z Aspenem. Cóż za kuriozalny pomysł.
— Nawet jeśli to jesteśmy na tyle przyzwoitymi ludźmi, że nie potrzebujemy przyzwoitek — odparł gderliwie, szybko wyrzucając z swojej głowy wizję siebie i Ashtona w jakiejkolwiek romantycznej sytuacji. Okropieństwo. (Może tylko na rzecz dobrze rozegranego RP.)
Pochodził z zamożnej rodziny, tego nie można mu było zaprzeczyć, ale przy samym Laurencie wypadał wybitnie słabo; Nigdy by nie pomyślał, aby zatrudnić dla swojego kota profesjonalną opiekunkę. Ba, wydawało mu się przesadą zatrudnienie pani do sprzątania, która przychodziła dwa razy w tygodniu. To już uważał za szczyt burżuazji i własnego lenistwa. A raczej pasowało to do obrazka leniwego streamera, którym defacto był. (Po prostu Nemo nie radził sobie ze sprzątaniem, nigdy mu to nie szło, a rodzice nie naciskali, aby opanował te tajemne techniki.)
— Cóż, podejrzewam, że Bijou nie zniósłby towarzystwa Windy, więc nie mogłem uniknąć wizyty u rodziców i proszenia ich o drobną przysługę — westchnął cierpiętniczo. Nie miał na tyle szczęścia, aby uniknąć z nimi konfrontacji w tym miesiącu. No trudno.
Chyba nigdy nie zrozumie u ludzi awersji co do tych całych niedźwiedzi; Takie to niepozorne, ba pewnie nawet da się przejechać samochodem, jak większość zwierząt leśnych. Smutna prawda.
— He? — Spojrzał nieco zagubiony na Laurenta, po czym równie zaskoczone spojrzenie przesunął na Ashtona. Ale o co im w tym wszystkim chodziło? Tego nie potrafił zrozumieć. — Clars, nie spinaj się tak, tylko żartowałem. Napij się może nieco więcej i będzie dobrze — rzucił, obserwując z malutkim uśmieszkiem rumieniec na twarzy dziewczyny. Przecież to tylko taki malutki żarcik nic wielkiego.
Zadumał się na moment po usłyszeniu pierwszego pytania. Miał kilka grzeszków na swoim koncie, które wiązały się z dość kosztowną naprawą. Nigdy nie zapomni jak rozwalił ojcu nowiutki jacht, bo próbował przykozaczyć przy swoim potencjalnym związkowym zainteresowaniu. Nic z tego nie wyszło, ale nie ma co się dziwić.
— Obojętnie co pijemy, ważne żeby sponiewierało — stwierdził, po czym prychną słysząc wyznanie Clarie: — To by mogło uchodzić za nieprzyzwoite, siostro. Lepiej będzie, jak tego unikniemy. — Zgrywał wielkiego gentelmana, a on po prostu nie chciał oglądać kobiety w negliżu, a zwłaszcza swojej przyjaciółki. To dopiero byłoby niekomfortową sytuacją. — Kiedyś byłem młody i głupi… — westchnął, po czym napił się po raz drugi. — Zaraz wyjdę na totalnego patusa. Nigdy nie zrobiłem sobie wagarów z powodu zarwania nocki przez granie w gry lub oglądanie serialu. — I znowu musiał się napić. Większość liceum polegała na unikaniu szkoły, bo zachciało mu się grać w LoLa z kolegami. Trochę nudno.
Claire Price Ashton Kovalski Laurentin Fontaine