Wyjaśnijmy sobie coś. Mio Richardson była kobietą po przejściach — wiele widziała, o wiele za dużo słyszała i sporo doświadczyła. Obracanie się w szemranych towarzystwach miała wręcz w małym paluszku i to nauczyło ją jednego; zawsze trochę było być gotowym. Gotowym, że ktoś przyjdzie i będzie chciał uciąć ci łeb, za rzeczy, które zrobiłaś za młodu.
Nic więc dziwnego, że kiedy młody mężczyzna pojawił się w jej sklepie z podejrzaną paczką, podszywając się za jej ulubionego dostawcę, zrobiła się podejrzliwa. Czy planowała go zabić? Niekoniecznie. Bardziej po prostu nastraszyć, żeby przyznał się kimś naprawdę jest, a w ewentualności gdyby nie współpracował od biedy ukręcić mu jaja. Tak żeby na przyszłość nie planowal już takich numerów.
No wiec stała nieruchomo, ze szpileczką w dłoni wymierzoną prosto w szyję. Stała na tyle blisko, że była z łatwością w stanie dostrzec pulsującą krew żyłę pod skórą. Była napięta i gruba. Tego typu żyły zazwyczaj pryskały najmocniej i traciło się z nich najwięcej krwi. Skąd to wiedziała? Może z filmów, a może z autopsji..
—
Posłuchaj no, lalusiu — zaczęła powoli, bo nie miała zamiaru bawić się z nim w żadne gierki. Musiał chłopak wiedzieć, że postanowił oszukać nie tą Richardson, co trzeba. I już miała dalej rzucać w jego stronę pogróżki, by zmusić go do powiedzenia prawdy podczas gdy on faktycznie zaczął mówić. I chociaż Mio nie miała zamiaru wierzyć w ani jednego jego słowo, tak wszystko nagle zaczynało faktycznie składać się w całość.
—
Czekaj no — pokręciła głowa, wciąż trzymając rękę przy tętnicy (jak się powoli okazywało prawdziwego) dostawcy. —
Chcesz mi powiedzieć, że Hank to twój wujek? — spojrzała na niego jak na ostatniego debila, chociaż na dobrą sprawę, to próbował jej to zakomunikować od samego początku. Nie czekajac nawet na skinienie, zaczęła wyrzucać z siebie kolejne pytania, które były tak naprawdę powtórzeniem jego własnych słów. —
I że to on cię tu wysłał? I że faktycznie jesteś z Andrews Express? — zarzuciła wzrokiem na oklejoną paczkę z logiem firmy kurierskiej, jego czapeczkę z daszkiem oraz kurtkę, która wyglądała jeden do jednego jak ta Hanka. No czyli faktycznie chłopak był kurierem.
—
Kurwa. Nie można było tak od razu? — pokręciła głową, robić wielkie oczy, a kilka rudych loków ostało się na lekko przepoconym czole. —
Mogłam cię zabić — wskazała wolną ręką na szpilkę krawiecką, którą swoją droga wciąż trzymała w powietrzy zamiast opuścić. To zrobiła dopiero po kilku sekundach w momencie, gdy musiała sobie to wszystko rozchodzić.
No bo co to znaczyło, ze Hank wysyłał jakiegoś amatora na dostawę zamiast przyjechać osobiście? Przecież to mogło się skończyć kontrolą lub co gorsza faktyczną wtopą. Mógł przecież zgubić paczki, podmienić albo kurwa sprzedać gdzieś za jakieś śmieszne pieniądze, żeby mieć na koks. Bo tak chyba robili młodzi w dzisiejszych czasach? Czy nie? Przeszła się kawałek po sklepie, nerwowo stawiając kroki i co jakiś czas drapiąc się po głowie.
—
Zabije go — przecież to było skrajnie nieodpowiedzialne. Poza tym, dlaczego do cholery nie dał jej znać, że wysyła Kena rodem z nowej kolekcji Barbie, żeby dostarczył jej ciuchy? —
No normalnie go zabije — odwróciła się, napotykając wzrok kuriera, który biorąc pod uwagę sytuacje sprzed chwili faktycznie zaczął się zastanawiać nad potencjalną śmiercią własnego wujka. Mio spojrzała na jego twarz, a następnie na szpilkę w swojej dłoni, łącząc kroki. —
Oj, kurwa, przecież nie mówię poważnie — wyrzuciła ją z siebie, kręcąc energicznie głową. Bez przesady, może i miała czasami ochotę ukręcić komuś łeb ale raczej na myślach i chęciach wszystko się kończyło, więc młody Ken nie miał się kompletnie czegoś obawiać, a tym bardziej Hank. Był jej za bardzo potrzebny żywy.
—
Dobra — pokręciła głową, przywracając się do tu i teraz a nie odległego natłoku myśli. Podeszła do paczki ma ladzie i rozrobiła ją jedna przesunięciem paznokcia. Pracowała na codzień z tak wielką ilością paczek i miała już dość wiecznego szukania nożyczek, że od jakiegoś czasu zaczęła prosić laskę o manicure, by na maluch paluszkach zrobiła jej szpiczaste i ostre paznokcie do cięcia taśmy. —
Co my tu mamy… — wyprężyła się na palcach i zajrzała do środka. —
Masz tylko jedną paczkę? Bo przysięgam, że jak resztę gdzieś przepierdoliłeś albo sprzedałeś za koks, to…
ernie andrews