27 y/o, 191 cm
kurier andrews express
Awatar użytkownika
so i will find my fears and face them
or i will cower like a dog
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Daleko było mu do złotej. Tak jak do bycia nauczycielem języka angielskie, słynnym matematykiem i jeszcze wieloma innymi osobami. Ale miał też dużo zalet, okej? Umiał na przykład zmienić oponę w samochodzie, choć to nie czyniło go mechanikiem. A i kierowcą nie był najgorszym. No i całkiem nieźle grał na gitarze. Na resztę można było przymknąć oko. Jak na to, że nie zmieścił się w czasie, wbijając gwoździe, co dało Mio trzecią wygraną z rzędu i tym sposobem przeskoczyła go w klasyfikacji generalnej o cały punkt.
Nie trzeba chyba wspominać, że ani trochę nie był zadowolony tym faktem? Zwłaszcza kiedy rudowłosa cieszyła się jak jakaś pierdolnięta, wcale nie kryjąc swojej radości. Mogłaby przynajmniej poudawać, że jej przykro czy coś. Ale nie, musiała wbijać mu nóż w prosto w plecy. Biednemu to zawsze wiatr w oczy, chuj w dupę i chleb masłem do ziemi.
Czy ty kiedykolwiek zamykasz tę jadaczkę? — zapytał, kiedy przeszli do stoiska z koszykówką. Na szczęście Ernie sam zamknął jej dziób po ostatnim celnym trafieniu do kosza. Rodzice zawsze powtarzali, że jego wzrost na coś się w końcu przyda i proszę bardzo! — Ty za każdym razem zgłaszasz sprzeciw, Mio — zauważył, zresztą całkiem słusznie. — A nie, przepraszam bardzo — uniósł ręce w przepraszającym geście. — Za każdym razem, ale tylko jak przegrywasz — sprostował, bo jakoś do tej pory nie słyszał, żeby protestowała, jak wszystko jej wychodziło. — Gdybym ja miał zgłaszać sprzeciw po każdej przegranie, to musielibyśmy zaczynać każdą konkurencję od początku. A czy zrobiłem tak chociaż raz? Nie. Chcesz to usłyszeć po hiszpańsku? No.
Stanęli gdzieś z boku, z dala od stoisk i ludzi, żeby rozstrzygnąć ostatniego zwycięzcę. Papier, kamień, nożyce. To była prawdziwa walka, która miała zadecydować, czy pójdą skakać w tych przeklętych workach, czy będą mogli rozejść się w spokoju.
Tak się złożyło, że Richardson ograła go w pierwszej rundzie, ale Ernie nie zamierzał odpuścić. A przynajmniej nie tak łatwo W głowie kalkulował już odpowiednią strategię, chociaż w rzeczywistości to żadnej nie miał, bo był na to zbyt głupi.
Trzy... czte... ry! — uderzył pięścią i wystawił kamień w tym samym czasie, co Mio pokazała nożyce. Punkt dla Andrewsa. Jeden do jednego. Trzecią rundę też wygrał i teraz prowadził dwa do jednego. — Dobra, kończmy to — zadecydował, wystawiając otwartą dłoń, kiedy to Richardson zacisnęła palce w pięść. — Ha! — wyrzucił ręce w powietrze w zwycięskim geście. — Niech zgadnę, teraz też będzie protestować, co? — popatrzył na nią z politowaniem. — Nie ma lekko. Dawaj maskotki — wyciągnął rękę, a gdy rudowłosa niechętnie wyciągnęła z kieszeni pluszaki, Ernie popatrzył nad nią spod zmrużonych powiek. — Już nie rób takiej żałosnej miny. Niech stracę, pójdę z tobą na te worki. Serio — dodał, sprzedając jej kuksańca w bok. W sumie to już w połowie tej rywalizacji gotów był się poświęcić i po prostu wziąć z nią udział w tych zawodach. Dla świętego spokoju. I może też z czystej sympatii.

Mio Richardson
bubek
posty ai, posty o niczym, kiedy ktoś nie pcha fabuły do przodu
42 y/o, 169 cm
właścicielka second handu | public butter vintage
Awatar użytkownika
Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkione/jej
postać
autor

Nie było ukrywać, nawet żałosna gra w papier, kamień i norzyce nie szła za bardzo po jej myśli. Zaczęła dobrze, bo on prowadzenia i dwukrotnego remisu, jednak potem im dalej w las, tym Erniemu łapa chodziła jakoś o wiele bardziej szczęśliwie. Kiedy ona dawała kamień on rzucał papier, kiedy zaś decydowała się na norzyce, ten tępił je swoją zamkniętą pięścią. I co? I skończyło się to jedną, wielką, żałosną kapitulacją. Tak. Mio Richarsdon oficjalnie przegrała cały jebaniutki dzień rozgrywek na pierdolonym festynie. A najgorsze w tym wszystkim było to, że musiała się do tej porażki przyznać oficjalnie.
Nie będę się sprzeczać — przerwała mu w pół słowa, bo się chyba Ernie nieco za bardzo rozhulał z tym swoim gaworzeniem na lewo i prawo, a to podobno ona miała być gadułą w tym duecie?! — Słuchaj no, przegrałam, bo los tak chciał i chuj. Tak? — rozłożyła ręce, bo tu już serio nawet nie było się do czego dopierdolić. Dobra, może jakby się bardzo postarała, to dałoby się jakoś ograć fakt, że przy ostatnim kamieniu Ernie jakoś tak dwa palce miał bardziej z przodu niż w pięści i w sumie pewnie chciał dać nożyce zamiast kamienia ale w ostatniej chwili zmienił zdanie i jakoś to podciągnąć pod jebaniutkie oszustwo, tylko po co? Już i tak straciła wygraną, po co jeszcze gubić przy tym resztki godności.
Gratulacje — mruknęła niezadowolona, chociaż gdzieś tam przez ten grymas przedzierał się uśmiech, bo jednak jakby tak usiąść i się nad tym zastanowić, to wcale nie bawiła się tak źle. Jasne, to wszystko były konkurencje pod presją o wielką stawkę, jednak pomimo ciągłych kłótni i wymian zdań, bawiła się przednio. I trzeba to było przyznać. Jedne co jej się BARDZO nie podobało, to fakt, iż musiała oddać temu zasrańcowi swoje słodkie pluszaki! — Oba? — spojrzała na niego z miną zbitego kota, ale takie jeszcze z resztkami godności, po czym westchnęła i sięgnęła dłonią do torebki. Rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie na prześliczne misie, po czym przekazała je w ręce Erniego z niemałym żalem. I szczerze? Za chuja nie sądziła, że to jej spojrzenie cokolwiek zadziała, a tym bardziej że złamie ono jakiś lody w chłodnym sercu Andrewsa, jednak tak najwidoczniej się stało.
Hę? — zadarła głowę, spoglądając mu w oczy zaskoczona, jakby miała wrażenie, że się przesłyszała. — Czy ty powiedziałeś, że… — cwany uśmieszek wymalował się na jej buźce, a kiedy Ernie przewrócił oczami z politowaniem, Mio wiedziała, że już go miała. On naprawdę chciał iść z nią na te worki. CHCIAŁ. Widziała to. Jebany gówniak pewnie od początku miał chrapkę na tą największą wygraną, tylko przez cały czas tylko się zgrywał. ŻAŁOSNE. Przez chwile rozważała jeszcze, żeby mu to zawodowo wytknąć, jednak szybko odwiodła te myśli z głowy.
Excelente! — klasnęła w dłonie zadowolona, łapiąc go za skrawek bluzy i pociągnęła w stronę wyścigów w workach. — To po hipszańsku wspaniale, jak coś — wyjaśniła, bo w sumie to nie wiedziała, czy wiedza Erniego na temat języka hiszpańskiego kończyła się tylko i wyłącznie na słowie no, czy może jednak coś tam jeszcze kojarzył, dlatego lepiej było wyjaśnić to i owo, nie?!
Przy budce z workami kręciło się jeszcze sporo ludzi, chociaż przez te kilka ostatnich godzin zdecydowanie ubyło na dzieciakach, co mogło jedynie cieszyć. Mio podeszła do lady zapisując na karteczce ich imiona oraz płacąc swoje ostatnie dziesięć bilecików, jakie miała wykupione, by w ogóle móc wziąć udział.
Worki są tutaj za stołem. Ostatni wyścig zaczyna się za trzy minuty — młodziutka blondynka posłała jej szeroki uśmiech, wskazując odpowiednie miejsce gestem dłoni. Mio szybko przywołała do siebie Erniego.
Dasz wiarę, że załapaliśmy się na ostatnią turę?! — prychnęła, kręcąc głową z niedowierzaniem. Bo przecież jak to nie było zrządzenie losu, to sama nie wiedziała co. — Widzę, że jeszcze nikt nie wygrał tego miśka o tam. Widzisz? Ten największy z zieloną koszulką i czapką kowboja. Marzy mi się taki do salonu, żeby posadzić go na kanapie. Miałabym nawet dla niego buciki i gacie z dziecięcego — rozmarzyła się na moment. Serio był wielki, sięgałby jej chyba do pasa i był pierwszą rzeczą, na jaką Mio zwróciła uwagę przychodząc na festyn. No piękny był, co tu więcej mówić. Aż się jebaniutka uśmiechnęła pod nosem, kiedy Ernie zgarnął dla nich worek i zaczął się do niego przymierzać.
W twoich snach, laleczko — męski głos odezwał się zza jej pleców, nie wiedzieć dokładnie skąd. Ruda szybko odwróciła się na pięcie, a jej oczom ukazał się nabity facet z brodą. Tylko nie tak seksi nabity, bardziej jakby przez całe swoje życie robił tylko ćwiczenia na ręce, zapominając kompletnie o nogach.
Ty do mnie mówisz? — Mio uniosła brew wysoko w górę, zastanawiając się, czy przypadkiem się nie przesłyszała.
No do ciebie, a do kogo innego. Zgarniam tego misia dla mojej niuni w domu — cmoknął obleśnie w powietrzu, po czym zmierzył Mio wzrokiem od góry do dołu. — No chyba że pokręcisz mu tu ładnie tyłeczkiem, to może pozwolę ci go na chwilę potrzymać.

ernie andrews
kasik
oj tam, wszystko lubię 
27 y/o, 191 cm
kurier andrews express
Awatar użytkownika
so i will find my fears and face them
or i will cower like a dog
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Ernie nie znał żadnego języka poza angielskim, a i tak porozumiewanie się w ojczystym języku nie zawsze mu wychodziło. Często używał słów, które miały inne zastosowanie i znaczenie. Dla niego przynajmniej i bynajmniej to jedno i to samo. Jakieś wstawki z obcych języków zazwyczaj podłapywał z seriali albo filmów, więc jeśli Mio sądziła chociaż przez chwilę, że mógł znać hiszpański, to odpowiedź była prosta — nie znał.
Machnął niedbale ręką, jakby jego zgoda na udział w zawodach nie znaczyła niczego wielkiego, a przecież właśnie się poświęcał i pomimo wygranej w większości konkurencji, postanowił zrobić dla rudowłosej dobry uczynek. Tylko potem może tego żałować, bo co, jeśli ta zacznie wykorzystywać jego dobre serce?
Najwyraźniej tak miało być — powiedział, sięgając po worek, żeby wziąć udział w tej ostatniej rundzie skoków, które miały odbyć się za niecały kwadrans. — Hej, dlaczego ty masz zgarniać główną nagrodę? A co zostanie dla mnie? — obruszył się lekko, bo taki układ mu trochę nie pasował. — Pamiętaj, że to ja DOBROWOLNIE zgodziłem się na te zawody w worku i to mnie się należy ten wielki misiek. Normalnie jak psu buda i chłopu ziemia — zaznaczył, bo co to miało w ogóle znaczyć? Nie dość, że Richardson przegrała, to jeszcze stawiała tutaj jakieś warunki? Chyba jej się coś pomieszało.
Dopiero słowa napakowanego brodacza sprawiły, że Ernie ściągnął brwi i łypnął na gościa spode łba. Facet emanował pewnością siebie. I mięśniami, których Andrews wcale się nie przestraszył. No dobra, może tylko trochę, bo typ wyglądał tak, jakby bez wahania miałby użyć pięści wobec kogoś, kto tylko spróbowałby mu się sprzeciwić.
Frajer — mruknął pod nosem, posyłając facetowi chłodne spojrzenie. — Wygrywamy to — syknął do Mio. Nie podobał mu się sposób, w jaki mięśniak odzywał się do kobiet i chociaż Ernie często nazywał rudowłosą właścicielkę second handu świruską, to wkurzało go niesamowicie, kiedy inni mężczyźni zwracali się do kobiet chamskim tonem, używając równie chamskich tekstów. Widać było, że gość urodził się, żyje i pewnie umrze w tej małej mieścinie. — Pokażemy mu, kto tutaj rządzi. Tylko nie myśl sobie, że misiek-kowboj będzie twój, cwaniaro — jeszcze raz podkreślił, przypominając jej, dzięki komu w ogóle startowali w tym wyścigu.
A kiedy przyszła wskazana godzina startu, ustawili się na linii i zaczęli naciągać na siebie płócienny worek.
Czekaj, źle to robisz — powiedział, bo o ile Andrews miał ten worek przy samych biodrach, Richardson miała go po same pachy. — Mówiłem ci, że to durny pomysł. Jestem za wysoki, a ty za niska i to nie zadziała tak, jak trzeba — mruknął, mocniej zaciskając palce na worku, który cały czas musiał poprawiać.

Mio Richardson
bubek
posty ai, posty o niczym, kiedy ktoś nie pcha fabuły do przodu
42 y/o, 169 cm
właścicielka second handu | public butter vintage
Awatar użytkownika
Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkione/jej
postać
autor

Mio nie była konfliktową osobom. Dobra, stop. Nie oszukujmy się: była w CHUJ konfliktowa. Lubiła stawiać na swoim, bronić własnych racji i sprzeczać się o najmniejsze pierdoły, co Ernie miał okazję już nawet doświadczyć podczas tych ostatnich kilku godzin spędzonych na wspólnym rywalizowaniu. A jedyną rzeczą, która nienawidziła bardziej od ludzi, którzy zaczepiali bez powodu, byli obleśni faceci, którzy myśleli, że wszystko po prostu im się należało. Ten typ, który pewnie jeszcze mieszkał z matką i był mocny tylko w słowach. Dobra, ten mięśniak może i miał czym im przywalić, ale to wcale nie dawało mu przywileju zaczepiania innych i mówienia przedmiotowo do kobiet. A przynajmniej nie w towarzystwie Mio Richardson. Bo chociaż Ernie wcale nie chciał się angażować i postanowił przemilczeć temat, ruda była na to zbyt niezrównoważona.
Chcesz, żeby pokręcić ci tyłeczkiem? — spytała z udawanym uśmiechem, podchodząc bliżej i ustawiając dłonie na biodrach. Brodacz ewidentnie zaskoczony jej reakcją (bo nawet pewnie on spodziewał się odrzucenia) rozszerzył szeroko oczy, a następnie wyszczerzył się obrzydliwie, mierząc ją wzrokiem od góry do dołu, podczas gdy z jego gardła wydarło się chrypliwe ahaa. — Szkoda — ruda wykonała jeszcze krok w przód. — Bo jedyne co ci mogę ukręcić to jaja — wycedziła przez zaciśnięte zęby, a lewa noga uniosła się wyżej i chociaż z początku w jej głowie pojawił się świetny pomysł skopania jego krocza, tak postanowiła postawić na o wiele bardziej taktowniejszą wersję tortur w postaci nadepnięcie mu na stopę szpilką. — Ojej, ale ze mnie niezdara — zahihotała sztucznie i odwróciła się do Erniego. Typ zerwał się z miejsca, gotowy zrobić… no właśnie co? Bo przecież nie pobije chyba kobiety na festynie rodzinnym? I sam chyba doszedł do tych samych wniosków, bo wkurwiony ponownie usiadł na stole, czekając na swojego kumpla, z którym miał się ścigać w jednym worku.
Dobra młody, teraz to na pewno musimy to wygrać — odpowiedziała szybko i zabrała się za ładowania do worka. Bardzo szybko okazał się on o wiele większy niż z daleka mogło się wydawać, a biorąc pod uwagę fakt, że z Mio była drobna dziewucha, to materiał zdawał się opadać z każdej możliwej strony. Innymi słowy: no nie wyglądało to za dobrze. A ciągłe uwagi lalusia w niczym nie pomagały.
Jezu, przestań jęczeć i daj mi pomyśleć — mieli jeszcze dwie minuty do startu, a to dawało im wystarczająco dużo czasu, żeby jeszcze coś ogarnąć i jakoś to wszystko przekminić. — Zapominasz chyba, że siedzisz w jednym worku z ikoną mody — przewróciła oczami, bo przecież nawet ten jebany worek po ziemniakach mógł być jakimś tam elementem ubioru i Mio powinna potraktować go po prostu jak za duży ciuszek do wystylizowania. I całe kurwa szczęście, że miała obsesje na punkcie szycia, bo dzięki temu miała w torebce kilka agrafek. Wyciągnęła garstkę i wybrała te większe. — Przytrzymaj tutaj — poinstruowała Andreasa, podczas gdy sama zabrała się za łączenie worka w odpowiednich miejscach i już po chwili był on o wiele węży i niższy dzięki podwinięciu w odpowiednich miejscach. Odchyliła się delikatnie w tył (nie za dużo oczywiście, bo z tyłu był Ernie), by przyjrzeć się swojemu dziełu — no kurwa, wyglądało zajebiście. Nie było jednak wiele czasu na zachwyt, bo inne drużyny już również zaczęły ustawiać się na lini startu.
— Słuchaj mnie teraz uważnie — pociągnęła do delikatnie za koszulkę, żeby się skupił. — Ja będę trzymać worek. W ogóle się o niego nie martw. Obiecuję, że nam nie spadnie. I teraz tak: obejmij mnie nad cyckami — instruowała jak najlepszy profesjonalista, czekając na dłonie Erniego, które jakoś ociągały się przed wykonaniem ruchu. — No dalej. To tylko cycki do chuja. Nie poparzą cię, nie bój się — puściła na chwile worek i wyciągnęła łapska w tył, żeby złapać dłonie Erniego i umieścić je sobie na klatce piersiowej, po czym splotła je razem na wysokości obojczyka. — Tu trzymaj mocno. Ty będziesz wyznaczać nam tempo i skoki. Lepiej robić mniejsze a więcej, okej? Więc nie skacz jak jebany kangur, tylko z rozwagą. Najlepiej żebyś nam liczyć do trzech i na trzy będziemy skakać. Czaisz?

ernie andrews
kasik
oj tam, wszystko lubię 
27 y/o, 191 cm
kurier andrews express
Awatar użytkownika
so i will find my fears and face them
or i will cower like a dog
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Skrzywił się ostentacyjnie, kiedy Mio nadepnęła umięśnionemu brodaczowi na stopę. Auć, to musiało zaboleć. Szczerze powiedziawszy, Ernie nie chciałby być na jego miejscu. Dlatego bez zbędnych dyskusji pozwolił jej działać, obwiązać ich workiem i co tam sobie jeszcze wymarzyła, byle nie zostać potraktowanym szpilką. Czego to faceci nie zrobią ze strachu o własne życie?
Za cycki? — powtórzył po niej głupio i zamrugał kilkakrotnie, jakby nie do końca zrozumiał, co do niego mówiła. Dopiero gdy Richardson chwyciła jego dłonie, objął ją tak, jak kazała. — Dobra, już dobra — mruknął, zakodowując wszystko, co powiedziała. — Nie jak kangur i mniejsze skoki. Kumam czaczę — potwierdził i może jeszcze chciał o coś zapytać, ale nie było mu dane, bo nagle w powietrzu rozległ się dźwięk klaksonu z trąbki, który oznaczał start wyścigu. — Cholera! — zawołał Andrews, bo nie spodziewał się, że to już.
Poprawił ręce na mostku rudowłosej i zgodnie z jej poleceniem odliczał każdy kolejny skok, jednocześnie przenosząc ciężar ciała do przodu, ale nie za bardzo, żeby ich nie przewrócić.
Raz, dwa i trzy! Raz, dwa... trzy! — wykrzykiwał co chwilę, jednocześnie mijając kolejnych przeciwników. Wychodzili na prostą i została im jeszcze jedna para do pokonania, w której głównym dyrygentem był oczywiście brodaty gość. Ernie prychnął pod nosem, obierając sobie za punkt honoru, że muszą go wyprzedzić. Tylko to wcale nie było takie proste, bo facet miał nieco inną strategię i gnał do przodu jak szalony, ciągnąć za sobą swoją cizię. — Co za jebany oszust! — warknął przez zaciśnięte zęby, bo nie dało się nie zauważyć, że koleś unosi w powietrzu swojego współskoczka, dzięki czemu nie musiał unosić nóg. — Wiem, że miałem robić małe skoki, ale musimy trochę przyspieszyć, jeśli chcemy być pierwsi. Słyszysz? No to dalej. Raz, dwa, trzy! Raz, dwa, trzy! — odnosił dziwne wrażenie, że Richardson się ociągała, albo to on chciał po prostu pokonać odległość do mety jak najszybciej. Dalej uważał, że gdyby był sam, poszłoby mu znacznie lepiej, bo nie musiałby synchronizować swoich ruchów z rudowłosą. Nie szło im jakoś tragicznie, ale mogło być zdecydowanie lepiej. Albo Mio mogła być trochę wyższa, wtedy daliby radę robić większe susy.
Dawaj, Mio, wysil się jeszcze trochę! — ponaglił ją, zaciskając mocniej ręce na jej cyckach klatce piersiowej. — Już niedaleko! — poinformował, kiedy zrównali się z mięśniakiem. Teraz rywalizacja toczyła się tylko pomiędzy nimi, reszta par albo się poprzewracała, albo została daleko w tyle.

Mio Richardson
bubek
posty ai, posty o niczym, kiedy ktoś nie pcha fabuły do przodu
42 y/o, 169 cm
właścicielka second handu | public butter vintage
Awatar użytkownika
Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkione/jej
postać
autor

Wystartowali dobrze, nie jeden by mógł powiedzieć, że aż za dobrze! Mknęli przed siebie jak burze, wyprzedzając co to kolejnych uczestników. Mio czuła mocny ucisk w klatce piersiowej podczas gdy Ernie zaciskał na niej mocno ramiona, jednak w żadnym stopniu jej to nie przeszkadzało. Za dużo lat już miała na karku, żeby ruszały ją takie dotyki tu i tam. Bez przesady.
Nie dało się jednak nie zauważyć, że nie każdy w tym wyścigu grał fair. A mowa tutaj była oczywiście o nikim innym jak zasranym brodaczu i jego koledze wyglądającym jak najgorsza wersja Tadzio Norka z Miodowych Lat. Mięśniak dosłownie CIĄGNĄŁ go za sobą, a nikt dookoła nie kwapił się nawet, żeby ich kurwa zdyskwalifikować.
Pierdolony oszust — mruknęła pod nosem, nawet nie do niego czy Erniego, ale do samej siebie. Starała się ile mogła dawać z siebie maksa, robiąc skoki tak długie, że nawet nie sądziła, że takie potrafiła, a jednak to zdawało się nie być wystarczające. Brodacz wciąż był przed nimi, a meta zbliżała się nieukładanie.
I tu Mio bardzo się zaskoczyła. Mianowicie Ernie zaczął motywować ich, żeby przycisnąć jeszcze bardziej. Wczuł się jebaniutki tak, że gdyby ktoś obserwował ich z boku za żadne skarby świata by nie uwierzył, że ten gość jeszcze kilkanaście minut temu musiał być NAMAWIANY do wzięcia udziału w tym wspaniałym przedsięwzięciu.
Staram się!! — ryknęła do niego, ledwo oddychając, czując jak napiera na nią całym ciałem, przy okazji sapiąc jej prosto do ucha. No kurwa, jakby to nie był wyjścig o wielką maskotkę, to jeszcze by się ruda zarumieniła lub obiegła myślami w dość… niestosowne rejony, jednak nie było na to czasu! Skupiona przebierała ile mogła, widząc jak zrównują się z brodaczem. — Hej uważaj! — krzyknęła w jego stronę. — But ci się rozwiązał!!! — spróbowała swojej szansy, chociaż nie sądziła, że to w ogóle mogło się udać, bo przecież kurwa nawet nie mogła zobaczyć co nawet miał na sobie od pasa w dół, a co dopiero wypatrzeć rozwiązane sznurówki. Debil jednak postanowił się na to nabrać przez ułamek sekundy i na moment spuścił głowę w dół, kompletnie wypadając z rytmu. — POMPAAAAA! — tym razem wydarła się do Erniego, przyciskając ciałem jeszcze bliżej jego torsu i próbując zsynchronizować się z jego ruchami.
Jeszcze trochę…
Ostatnia prosta…
…I UDAŁO SIĘ!
Kiedy przeskoczyli przez linię, z głośników wybrzmiał dźwięk sygnalizujący pierwsze przebiegniecie, a ich ciała kompletnie się rozluźniły, opadnięte z sił. I chyba stało się to trochę za szybko, bo nim się zdążyli zorientować worek połatał im się pod nogami, a oni runęli prosto na ziemie. Troche jak wtedy w sklepie, jednak z tą różnicą, że teraz to Mio zamortyzowała upadek i była na dole, podczas gdy Ernie miał miękkie lądowanie na jej tyłku. Ale czy to było ważne?
Kurwa, wygraliśmy — rzuciła trochę jeszcze w szoku, trochę nie za bardzo wiedząc co się dzieje, bo właśnie mogła mieć jakieś uszkodzenie mózgu po uderzeniu. Nie czekając aż laluś się ruszy, przeturlała się pod jego ciałem na plecy i chyba trochę tego nie przemyślała, bo pozycja w jakiej się znaleźli była conajmniej dwuznaczna, a jego twarz znalazła się jakieś milimetry od jej. — Zamierzasz ze mnie zejść, czy tak sobie będziemy leżeć do jutra? — uśmiechnęła się rozbawiona, bo kurwa nic nie miało prawa zepsuć jej humoru po tym jak w tak EPICKIM stylu wygrali jebany wyścig w workach. — Nie taki zły z nas duet, co? — dopytała jeszcze zadowolona, zdmuchując sobie kosmyk z twarzy, który nie wiedzieć kiedy się tam napatoczył.
E! — usłyszała nagle gdzieś za sobą i w górę. — Co to kurwa miało być tam?! — nie miała za bardzo dużego pola widzenia, bo wciąż leżała na ziemi, a Ernie na niej, ale dałaby dobę rękę uciąć, że to brodacz kroczył właśnie w ich stronę.

ernie andrews
kasik
oj tam, wszystko lubię 
27 y/o, 191 cm
kurier andrews express
Awatar użytkownika
so i will find my fears and face them
or i will cower like a dog
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie przypuszczał, że tak się wkręci w to całe kicanie w worku na ziemniaki i że tak zirytuje go fakt, że niektórzy uczestnicy grali nie fair. Normalnie miałby to głęboko w poważaniu, ale skoro już wystartował, to przynajmniej chciał wygrać, żeby jego poświęcenie i starania nie poszły na marne. Bo gdyby przegrali, to wszystko normalnie jak krew w piach.
Nie sądził też, że zagrywka ze sznurówkami na kogokolwiek zadziała. Nawet parsknął pod nosem z idiotycznego pomysłu Mio, ale ku jego zaskoczeniu, mięśniak faktycznie spojrzał w dół, żeby sprawdzić, czy jego buty faktycznie nie były rozwiązane. No kretyn. Taki głupi, to nawet Ernie nie był.
Co jest... — wydusił z siebie, ale wtedy Richardson kazała mu przyspieszyć, więc zaparł się całym ciałem i z całych sił dawał potężne susy do przodu, jednocześnie próbując jej nie staranować, żeby czasami nie wyjebali się przed samą metą. I wprawdzie wyjebali się, ale już za linią końcową. Najpierw Mio, a potem Andrews prosto na nią, chociaż początkowo próbował wymachiwać rękami, chcąc utrzymać równowagę, ale worek go pokonał. I grawitacja też.
Szamotał się przez chwilę, ale zanim się zorientował, rudowłosa znalazła się pod nim, a on zamrugał szczerze zdziwiony tą pozycją i w ogóle całą zaistniałą sytuacją, że udało im się zwyciężyć w tym żałosnym konkursie.
Nawet nie najgorszy — stwierdził, uśmiechając się pod nosem. — No już, przecież się staram — wysapał i podparł się na rękach, a potem wyciągnął dłoń, żeby zgarnąć z ziemi Mio, ale wtedy rozległ się donośny, basowy głos gościa, który jednak nie zdołał wygrać misia dla swojej cizi. — Jak to, co to miało być? — zerknął przez ramię na brodatego typka. — But ci się rozwiązał — odparł beztrosko, a brodacz wyglądał tak, jakby chciał mu sprzedać gonga, jednak w ostatniej chwili chyba się powstrzymał, zdając sobie sprawę z tego, że otacza ich zbyt wiele ludzi. I dobrze, bo Ernie nie był gotowy na walkę. Głównie dlatego, że nie potrafił się bić.
Mogą państwo wybrać nagrodę — oznajmiła uśmiechnięta blondynka, wskazując na półkę z upominkami, wśród których były jakieś gówniane gry planszowe, kubki, kapelusze i oczywiście miś w zielonej kamizelce.
Andrews ściągnął brwi, udając, że intensywnie zastanawia się nad tym, co wziąć, ale zaraz machnął ręką i spojrzał na Richardson.
Bierz tego miśka — powiedział, machając ręką, bo wcale nie zależało mu na nagrodzie. — No bierz — zachęcił ją skinieniem głowy. — Posadzisz go w salonie, założysz buciki i co tam jeszcze chciałaś — dodał, bo coś tam sobie przypominał, że chciała go ubrać i że znalazłaby dla misia jakieś dodatki. Jednak czasami słuchał, co mówiła.

Mio Richardson
bubek
posty ai, posty o niczym, kiedy ktoś nie pcha fabuły do przodu
42 y/o, 169 cm
właścicielka second handu | public butter vintage
Awatar użytkownika
Kiedyś handlowała zielskiem w Chicago, teraz handluje futrami w Toronto
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkione/jej
postać
autor

Była gotowa się bić. Serio. Chociaż przeważnie wolała dobrą dyskusję od agresji, tak była w pełnej gotowości, żeby odpowiedzieć na cokolwiek wąsacz właśnie chciał się załapać. Podszedł pewnie, z rekami wywalonymi na boki i Mio przez moment zamyśliła się, czy tak już miał przez nadmierne mięśnie na łapach, czy może po prostu chciał wyglądać na jeszcze większego koksa niż faktycznie był. W każdym z tych scenariuszy Richardson spoglądała na niego z pogardą i kompletną obojętnością.
Ktoś tu ewidentnie nie umie przegrywać — szepnęła bardziej do siebie i Erniego niż wielkoluda, robiąc wielkie oczy i jakoś zbierając się z podłogi, na którą opadli w wielkich męczarniach tuż po wyścigu, który WYGRALI. Tak dla jasności.
Otrzepała gacie i poprawiła rude włosy, które nie wiedzieć, w którym dokładnie momencie postanowiły pożyć swoim własnym życiem i nastroszyć się, jakby Mio właśnie kopnął prąd. Gruby był już coraz bliżej i już otwierał usta, żeby powiedzieć coś zapewne wyjątkowo niemiłego, kiedy drobniutka dziewczyna zajmująca się wyścigami zgarnęła ich po odebranie nagrody. Ruda spojrzała jedynie na wąsacza z cwaniackim uśmieszkiem na ustach i ruszyła do stoiska, gdzie na ścianach zawieszonych było dziesiątki pluszaków w różnym rozmiarze.
To którego bierzemy? — udała zastanowienie, chociaż jej wzrok już od samego początku skupiony był na kowbojskim misiu, którego upatrzyła sobie z chwilą, w której w ogóle przyszła na ten festyn. I chyba nie musze nawet opisywać jakie było jej zdziwienie, kiedy Ernie od razu zaproponował zabranie miśka i to pod skrzydła Mio.
Ale ty tak serio? — zamrugała kilkakrotnie, przyglądając mu się podejrzliwie, bo chociaż maks się ucieszyła, tak jej nieufny charakter nie pozwalał tak po prostu przyjąć jego dobrego serca. — Gdzie jest haczyk? — podeszła kto bliżej, mrużąc oczy i próbując wyczytać z jego twarzy jakieś znaki podstępu, chociaż w zamian dostała tylko to charakterystyczne spojrzenie, którym otulał ją zawsze, gdy miał ją za totalną świruskę. — Czyli mam uwierzyć, że to tak z dobrego serca? I że mogę go sobie wziąć do sklepu? — dopytała jeszcze, tak dla pewności.
Ernie skinął głową.
A to w takim razie DZIĘKUJE BARDZO — wyszczerzyła się jak głupia, wskazując pracownicy odpowiedniego pluszaka, po czym umieściła go sobie pod pachą, zaciskając mocno.
Wiesz, lalusiu — zaczęła po chwili, kiedy wyszli na ścieżkę prowadzącą do wyjścia z festynu. — Wcale nie taki zły z ciebie kompan. Jednak umiesz się bawić.

/ x2 zt.
ernie andrews
kasik
oj tam, wszystko lubię 
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”