ODPOWIEDZ
26 y/o, 177 cm
tworzy gry komputerowe w ubisofcie
Awatar użytkownika
I wanna turn back time, I wanna fix the way I was designed
crawl behind my eyes, and kill my stale state of mind
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimki
postać
autor

prologue
I wanted to see the world, to experience its fullness.
I wanted to be a real part of it, rather than
the passing shadow I so often felt like.
Przyjęcia takie jak to zawsze miały w sobie coś z teatru, a Bea od dawna wiedziała, że potrafi świetnie grać na scenie, nawet jeśli za kulisami czasem trawiła ją trema. Kiedy na początku znajomości Duncan zostawiał ją samą, czuła się odrobinę jak ktoś wrzucony na głęboką wodę – obca wśród obcych, otoczona zbyt drogimi żyrandolami i zbyt głośnym śmiechem ludzi, którzy najwyraźniej wiedzieli dokładnie, do jakiej części społeczeństwa należą. Ale to uczucie już dawno minęło: nie za pierwszym, nie za drugim razem, ale z czasem, im dłużej spędzała wieczory wśród jego bliskich i ich przyjaciół. Teraz, po godzinach spędzonych na dryfowaniu między grupami, czuła się dziwnie lekka.
Spotkanie z Floydem wcale jej tego nie odebrało, wręcz przeciwnie. Miał w sobie coś tak absurdalnego, że Bea mogła pozwolić sobie na bycie sobą, na żarty, które czasem, w innym towarzystwie pozostawiały po sobie ciszę. Dopiero kiedy znalazła się twarzą w twarz z Hiacyntem, uderzyło ją lekkie zakłopotanie. Może dlatego, że był w całej tej układance bliższy jej, zarówno wiekiem, jak i swoim miejscem w życiu Duncana; może dlatego, że jeszcze przed paroma chwilami rozmawiała z jego ojcem, a może przez fakt, że nie mieli jeszcze okazji, by spędzić ze sobą więcej czasu we dwójkę, bez przyzwoitki w postaci jej chłopaka, jakkolwiek kuriozalnie to nie brzmiało.
Pokonanie go na polu żartów to sport ekstremalny. — Uśmiechnęła się od razu, bo tak było najprościej – skryć drobną falę nerwów pod czymś, co wyglądało na pewność siebie. Tak naprawdę jednak czuła dziwną mieszankę: ulgę, że nie musi tłumaczyć się z obecności w tym domu, ale też coś z obawy, że może nie do końca była tam, gdzie należało. Była mistrzynią czarnego humoru, to prawda, lubiła podawać innym świat w krzywym zwierciadle, zanim ktoś zdążył zrobić to wobec niej. Ale z Hiacyntem miała poczucie, że jej słowa mogą wybrzmieć inaczej – nie jak gra, a jak część niej samej, której zwykle nie pokazuje. To sprawiło, że w jej klatce piersiowej pojawiło się lekkie, niepokojące ciepło.
W innym wypadku pewnie zdołałaby powiedzieć mu coś sarkastycznego, tak żeby od razu ustanowić ton ich rozmowy, ale nie dziś: zamiast tego przez moment przyglądała mu się w milczeniu, czując, że w tej wielkiej rezydencji, pełnej ludzi, którzy patrzyli na nią jak na nową twarz do ocenienia, tutaj – w jego spojrzeniu – kryło się coś na wskroś prostego i zwyczajnego. I to było bardziej kojące, niż chciała się przyznać.
Wciąż miała w głowie obraz Duncana, gdzieś tam krążącego w tłumie, opowiadającego kolejnym ludziom o rzeczach, które dla niej były kompletnie obce. Jeszcze kilka tygodni temu mogłoby ją to uwierać, sprawiać, że poczułaby się zepchnięta na margines, ale dziś było inaczej. Była w stanie oddychać samodzielnie, bez jego towarzystwa, a wręcz odkrywała, że lepiej jej się poruszało po tym świecie, kiedy nikt nie trzymał jej za rękę. To było dziwne, ale satysfakcjonujące uczucie – jakby przestała być dodatkiem, a stała się częścią całej układanki. W tym ułamku sekundy dotarło do niej, że bawi się naprawdę dobrze – i że być może wcale nie chodziło już o to przyjęcie, ani o wrażenie, jakie wywrze na rodzinie Duncana, tylko o całokształt, poczucie bycia na miejscu, bez względu na to, jak bardzo dziwnym okazem była tak naprawdę w tym towarzystwie.

hyacinth wadsworth
Ostatnio zmieniony ndz sie 31, 2025 9:21 pm przez bea ashford, łącznie zmieniany 2 razy.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
nie lubię, gdy gry nie trzymają się kupy
26 y/o, 186 cm
digital marketing specialist
Awatar użytkownika
But you arrived like sunlight in the gloom
And burned off the haze when the year was still new
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkishe/her
postać
autor

001
Jeśli jego życie, codzienność, w jakiej żył i brylował, była czymś zaskakującym i miała w sobie elementy teatralne, to Hiacynt musiał być prawdziwym mistrzem aktorstwa, który nie zdawał sobie z tego nawet sprawy. Z drugiej strony, dokładnie w tym się wychowywał, w tym całym przepychu i splendorze, wśród ludzi, dla których nie było czegoś takiego jak marzenia z odroczoną datą wykonania – wszystkie realizowało się do razu, bo na to pozwalało im życie i stan konta. Na szczęście jednak (jak wielkie było to szczęście, mało kto zdawał sobie sprawę), nie byli aż tak odrealnieni. Zdawali sobie sprawę z problemów, zdawali sobie sprawę z trudności, ich także dotykały choroby i trudności, których czasem nawet pieniądze nie mogły naprawić.
A on sam był tego najlepszym przykładem. Prawie trzy lata spędzone w szpitalu, potem kolejny rok na dochodzeniu do siebie. Stracił cztery lata życia, stracił prawie całe swoje życie. Ale jednak żył, wbrew wszystkiemu, co zdawało się stawać na jego drodze. A teraz siedział na urodzinach jednego z wujków, popijał herbatkę, bo przyjechał dziś własnym autem, a do tego zajadał się pysznościami przygotowanymi przez ciocię.
I życie było naprawdę dobre, naprawdę proste.
Obserwował i był obserwowany, śmiał się z żartów i śmiano się z jego własnych, opowiadał o swoim życiu tym, którzy dawno go nie widzieli i słuchał o życiach tych, którzy po prostu lubili, aby cała rodzina była na bieżąco ze zmianami, jakie się u nich działy. Patrzył, jak jego tata rozmawia z Beatrice, patrzył, jak Ben i Jane szepczą sobie słodkie słówka do ucha, obserwował jak Louie z zaskakująco szerokim uśmiechem odbiera telefon i wychodzi za drzwi. Ale widział też, jak babcia jest zmartwiona, jak ciocia pociąga nosem, jak Duncan gdzieś wychodzi, chwilę wcześniej rzucając zaledwie przelotne spojrzenie na Beę. Czy miał po nią wrócić? Nie wiedział, ale miał nadzieję, że tak. Wspomnienia jego poprzednich związków nie pozwalały jednak mieć wielkich wyobrażeń, wiedział, że koniec zawsze jest taki sam. I było to o tyle przykre, że naprawdę polubił Beatrice i myśl, że miała zostać zraniona przez Duncana była przykra.
Dlatego podziwiam, że próbujesz. Wiesz, typ ma dwadzieścia sześć lat doświadczenia w dad jokes. Chociaż obawiam się, że w ogóle to się z tym urodził — odparł całkowicie szczerze, a na jego ustach po chwili zagościł uśmiech. Sięgnął po dzbanek i filiżankę, i nalał do niej herbaty, żeby zaraz podać porcelanę Bei. — Brytyjska herbatka dla ciebie. Tak mocna, że polecam dolać sobie wody z karafki obok, bo w tym domu nie znają pojęcia umiaru — sam zawsze robił to samo, dlatego wszyscy jego bliscy robiąc dzbanek herbaty obok stawiali zwykłą, czystą wodę, chcąc mu dać szansę do wypicia jej w taki sposób, w jaki lubił. Tak, aby Hiacynt nie miał poczucia, że za moment wykręci mu twarz, żołądek i całe ciało.

bea ashford
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
marchoir
please, don't be weird
26 y/o, 177 cm
tworzy gry komputerowe w ubisofcie
Awatar użytkownika
I wanna turn back time, I wanna fix the way I was designed
crawl behind my eyes, and kill my stale state of mind
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimki
postać
autor

Było w tym coś dziwnie wzruszającego. W świecie, w którym wszystko krzyczało luksusem, z drogimi meblami i porcelaną, z której bałaby się napić, nagle pojawiał się Hiacynt. Trafił w moment, kiedy była najbardziej bezbronna: gdy na moment została sama. Moze i oswajała się coraz bardziej z tym, że musi umieć odnaleźć się w tym towarzystwie na własną rękę, ale teraz... czuła, że właśnie tego najbardziej jej brakowało – czyjejś prostej obecności, zupełnie niezobowiązującej. No, i może filiżanki herbaty, bo od przekomarzania się z Floydem zdołało jej zaschnąć w ustach.
Podziękowała mu półgłosem. W środku aż się w niej kłębiło – wdzięczność, że ktoś ją zauważył, że nie jest tylko ozdobą przy boku Duncana; ulga, że może rozmawiać z kimś, kto nie ocenia jej przez pryzmat rodzinnych koneksji, czy raczej ich braku; to wszystko było odprężające. Zupełnie jakby na moment przestała być na scenie, a znalazła się za kulisami, gdzie można było zdjąć maskę. Bo może i starała się zawzięcie, by na tym etapie życia być tylko sobą, ale prawda była taka, że przy bliskich Duncana czasami jeszcze uważała, ważyła słowa.
Nawet przy nim samym zdarzało jej się to robić, mówiąc szczerze.
Dzięki. — Ujęła porcelanę, dmuchnęła lekko na powierzchnię i powąchała napój. Herbata pachniała na tak mocną, na jaką wyglądała, więc bez zawahania zdecydowała się ją rozwodnić. — Jeśli umrę, to przynajmniej będziesz miał świetną anegdotę na kolejne rodzinne przyjęcie. — Uśmiechnęła się, czując jak rozlewa się w niej ciepło. Było jej lekko, aż za lekko: jakby w każdej chwili mogła popełnić jakiś błąd, powiedzieć coś, czego normalnie by nie powiedziała. Jej naturalna broń – ironia, cięty komentarz, drobny sarkazm – nagle wydawały się niepotrzebne, a nawet, co gorsza, mogłyby zepsuć tę subtelną nić porozumienia. To było coś nowego w jej świecie. Dawno przywykła do tego, że ludzie oglądali tylko tę wersję, którą im podawała, tę błyskotliwą, pewną siebie. Teraz jednak miała poczucie, że Hiacynt mógłby zobaczyć coś więcej, coś, czego nie planowała pokazywać nikomu. To sprawiało, że w jej żołądku zaciskał się nerwowy supeł, ale zignorowała go starannie: nie chciała przy każdym tak bardzo się pilnować, zwłaszcza w chwili, gdy nie było takiej potrzeby. Odkąd się poznali, nigdy nie dał jej odczuć, by i przy nim musiała chować się za swoją tarczą, wprost przeciwnie, czas z nim spędzony płynął naturalnie, umykając w zawrotnym tempie.

hyacinth wadsworth
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
nie lubię, gdy gry nie trzymają się kupy
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Dzielnica Mieszkalna”