-
Thinkin' how the fuck you want me in your life - even on Christmas.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejtyp narracji3 osobaczas narracjiprzeszłypostaćautor
一 Uhm… 一 wymruczał w odpowiedzi i westchnął, chociaż zaraz znowu przyjrzał mu się wnikliwie, analizując sytuację i szacując czy nadal ma ten dziwny atak, czy jednak już przeszedł. No i ta odpowiedź o kartonach. Znowu postanowił być ostrożny, bo może ten atak wywoływał zaniki pamięci. Albo odwrotnie. Zaniki pamięci go wywoływały. Co on tu w ogóle robił? Może powinien przestać spotykać się z randomowymi ludźmi z internetu. Albo spotykać się częściej, bo w sumie to całkiem fajna, nawet jeżeli dziwna, przygoda.
一 No. Ty. Nie ja 一 przypomniał mu i zasugerował, że wcześniej chyba się pomylił mówiąc mu, że sam ma nigdzie nie wpadać. Jedyne miejsce, gdzie wpadł, to tu, do tego warsztatu i to w ostatniej chwili przed zamknięciem, akurat żeby przeżyć to, cokolwiek to było. Pewnie dojdzie do jakichś wniosków po godzinach analiz, jarając zielsko i słuchając winyli ze starym rockiem. Może nawet podzieli się nimi z Milo, kto wie.
Narazie starał się nie popaść w jeszcze większe zdezorientowanie, niż do tej pory, co wcale nie było takie łatwe. Przez chwilę nawet zastanawiał się czy sam by potrafił tak drastycznie przejść z jednego stanu w drugi i jeszcze nawet tego nie zauważyć.
A może on to robił specjalnie?
Uklęknął na ziemi po czym opadł pośladkami na swoje pięty i mrugając ze zdziwienie, odprowadził chłopaka wzrokiem, kiedy ruszył w stronę jakiejś półki po coś, co było nie wiadomo czym. Bowie w pewnym momencie przesunął się jeszcze dalej i opadł na ziemię, wyciągając przed siebie nogi, żeby zaraz spleść je i usiąść po turecku, opierając dłonie na kolanach. Zaśmiał się, jakby nagle po czasie zrozumiał wypowiedziany wcześniej żart i pociągnął krótko nosem, przechylając się w bok i podpierając o ziemię dłonią.
一 Wiesz co? Jesteś całkiem zabawny 一 powiedział rozbawiony, ale jego oczy zaczęły uciekać do przedmiotów, które były teraz w jego zasięgu wzroku, bo z tej perspektywy widział zupełnie inne rzeczy, niż z góry. Było tu zdecydowanie więcej kurzu, ale to mu narazie nie przeszkadzało. Przesunął się trochę, bliżej niższych półek i otworzył szerzej oczy, kiedy jego wzrok natknął się na kilka błyszczących części od czegoś, czego nigdy wcześniej nie widział.
一 Nie, nie 一 odparł na pytanie, które dotarło do jego uszu. Cokolwiek było na tej karcie pamięci zrobił to jego ojciec, a Bowie wolał pozostać w bezpiecznej niewiedzy, niż narazić się na odkrycie czegoś, czego już nigdy nie mógłby wymazać z pamięci, na przykład jego matka na golasa albo jakiś inny obraz, od którego mógłby oślepnąć.
Wyciągnął dłoń do tej plakietki, z której wystawały różnokolorowe kabelki i inne miękkie oraz twarde części i tęczowe klawisze, które najbardziej przyciągnęły jego uwagę. Coś ostrego wbiło mu się w palec, ale tylko syknął, wsunął nakłuty koniuszek do ust, a potem i tak wziął przedmiot, tylko drugą dłonią, uważając, żeby nic już sobie nie zrobić. Zaraz zainteresowało go coś innego i to też wyciągnął, a potem znalazł kauczukową piłeczkę, czerwoną w białe gwiazdki, i przetarł ją z kurzu, a potem odbił od podłogi i złapał jeszcze zanim spadła. Właściwie mógłby tu spędzić kolejne kilka godzin na odkopywaniu zapomnianych skarbów, z czego większość to pewnie śmieci (według niego).
一 A to co 一 szepnął pod nosem, przesuwając się jeszcze trochę w lewo i sięgając po fioletową skrzynkę zamkniętą na ozdobną kłódkę. Nagle poczuł nieodpartą chęć, żeby otworzyć ją i zajrzeć do środka. Potrząsnął pudełkiem i zmarszczył brwi, po czym rozejrzał się za kluczykiem, którego oczywiście nigdzie nie było i to nagle okazało się jego największym problemem. Przechylił głowę, żeby wyjrzeć zza półki i odnaleźć wzrokiem Milo, który właśnie grzebał przy tym jego aparacie fotograficznym. Zerknął jeszcze krótko na skrzynkę, a potem znowu na chłopaka.
一 Masz może kluczyk do tej kłódki? Muszę ją otworzyć.
Nie chcę, nie potrzebuję. MUSZĘ.
To było faktycznie coś pilnego, a przynajmniej tak uważał w tamtej chwili. A jeżeli nie było kluczyka? A co jeżeli był, ale się zgubił? Bowie rozejrzał się uważnie dokoła, ale z tej pozycji nie miał zbyt dużego wglądu na całą resztę poza przestrzenią między półkami, a regałem, w którą był wciśnięty. Chyba będzie musiał się podnieść, a to oznaczało, że najpierw powinien wyczołgać się z tej ślepej, zakurzonej alejki.
Milo Rivera
-
I have the social energy of a raccoon on Xanax, the commitment instincts of a housecat, and the emotional range of a teaspoon.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiwhatevertyp narracjitrzecioosobowaczas narracjigłównie przeszłypostaćautor
Na widok Bowiego rozłożonego wygodnie na przykurzonej podłodze (Milo uznał, że nie warto płoszyć go informacją o oleju mineralnym rozlanym w tamtym miejscu kilka tygodni temu) wykrzywił lekko usta ni to w uśmiechu ni zniecierpliwieniu. Nie rozumiał jak można było nie być ciekawym zawartości tajemniczej karty pamięci w starym aparacie.
一 Jestem... co? 一 prychnął i z rozbawieniem łamanym przez ogólne zmęczenie przetarł sobie oko nasadą nadgarstka. Bycie zabawnym brzmiało lepiej niż bycie ciekawostką. 一 Bowie, po prostu chodź, sprawdzimy... jak to nie?
Odpowiedź zbiła go z tropu do tego stopnia, że z adapterem w jednej dłoni i bezgranicznym niedowierzaniem, w jakie powoli wkraczał zaraz po tym jak ustąpił mu szok, Rivera poruszył jeszcze parokrotnie ustami bezdźwięcznie jak odłowiona ryba. Opuścił obie ręce w geście kompletnej kapitulacji, opornie przepychając wnioski przez opustoszałą od myśli głowę.
一 To na chuj ja tego szukałem? 一 mruknął, nie do końca wiadomo czy do Vance'a czy do siebie. Obrócił adapter w palcach z rezygnacją obserwując migracje Bowiego przez zaplecze, rozważając, czy podziękowanie mu za odkurzenie podłogi tyłkiem byłoby w tym momencie na miejscu. Prawdę mówiąc, Milo nie przypominał sobie aby podczas jego rezydentury w Simpe Fix It kiedykolwiek widział tu działający odkurzacz.
Westchnął ciężko odpuszczając sobie na razie przegląd danych z karty, zamiast tego na moment odpuścił Bowiemu osobistą kuratelę licząc, że nie zrobi sobie krzywdy przez dwie minuty. Musiał jeszcze sprzątnąć w części sklepowej, wyczyścić lutownicze groty i znaleźć soldermaskę, najlepiej niebieską, żeby nie zapaskudziła mu płytki.
W tym czasie Vance znalazł sobie zajęcie i korzystając z jego nieobecności rozwijał plan dobrania się do puzderka, które Riverę nigdy dotąd nie interesowało.
一 Wszystko tam dobrze? 一 rzucił przez ramię, na moment odrywając się od pedantycznego usuwania spoiwa lutniczego z grotu. 一 Coś cicho się tam zrobiło u ciebie.
I nie do końca mu się to spostrzeżenie podobało. Podejrzewał, że rodzice kilkulatków musieli mieć podobnie, gdy bawiąca się pociecha od dłuższego czasu nie hałasowała zdrowo, jak przystało na mały larwalny chaos. Sęk w tym, że Bowie był larwą wyrośniętą, dosięgającą do wysokich półek i niewykluczone, że dość kreatywną by go zaskoczyć, w ten czy inny sposób. To sprawiło, że Milo zamiast babrać się dalej z robotą postanowił na szybko dokończyć czyszczenie; niepokoiła go ta cisza.
Z poplamionym smarem, czymś rdzawym i paroma dziurami ręcznikiem Rivera wrócił na zaplecze w sam raz, by wyłowić mężczyznę pochylonego nad czymś w nabożnym skupieniu, a czego na pierwszy rzut oka sam nie rozpoznał.
一 Kluczyk do czego? Och. Nie, do tego w ogóle chyba nie było żadnego klucza. Nie wiem nawet skąd się to wzięło, leżało na półce i zbierało kurz zanim tu trafiłem, może Lian by wiedział.
Nie przyszło mu jak dotąd do głowy aby zapytać, Rivera zapomniał zresztą o istnieniu tajemniczej skrzyneczki na krótko po tym, jak pierwszy raz wyłowił ją spojrzeniem na którejś z półek.
Obdarzony innym rodzajem upartości Vance zdawał się być, w przeciwieństwie do niego, całym sobą i niematerialną duszą skupiony na zagadkowej zawartości, tak, jak jeszcze chwilę temu Milo uwieszony na znaleźnej karcie pamięci.
一 Ale to nie problem, to chyba standardowy zamek, pewnie z zapadką. Mogę?
Odebrał od niego pudełko, z nieco większym poszanowaniem dla zawartości, bo nim nie potrząsnął - chociaż kusiło. Zamiast tego przymrużył jedno oko i zajrzał do wlotu, przedmuchał go jeszcze i przechylił głowę na bok, aby zerknąć pod innym kątem.
一 No, zobaczmy 一 wymamrotał do siebie, z tylnej kieszeni jeansów wyciągając... najzwyklejszy spinacz biurowy. Zębami odgiął go najpierw na prosto, potem pozaginał na obu końcach ciasno i taki drucik wsunął sobie za ucho. Poza kluczem napinającym potrzebował jeszcze drugiego.
Z samym wytrychem skonstruowanym z identycznego spinacza poszło łatwiej, Milo dłużej certolił się nad wygięciem końcówki w szlaczek niż nad resztą procesu, bo po przykucnięciu i pomanewrowaniu przez góra kilkanaście sekund, coś szczęknęło cichutko, a Rivera uśmiechnął się z mściwą satysfakcją. Wcześniej szczypnął się przypadkiem w palec gdy zaginał spinacze, więc przynajmniej byli kwita.
一 Przysięgam, jeżeli znajdę tam coś obrzydliwego, to... o wow, co to kurwa jest?
W znalezionym puzderku wyłożonym od środka miejscami wyłysiałym aksamitem znajdowała się kilkurzędowa bransoletka wykonana, być może, ze srebra i drobnych, błękitnych kryształków lub czegoś, czego Milo nie potrafił nazwać precyzyjnie; nie był złotnikiem, gówno wiedział o biżuterii.
Bowie Vance
-
Thinkin' how the fuck you want me in your life - even on Christmas.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejtyp narracji3 osobaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Tak się zajął swoim małym poszukiwaniem skarbów, czy po prostu ciekawych rzeczy, że zapomniał o aparacie fotograficznym, adapterze i wszystkim, co tego dotyczyło. To, co go satysfakcjonowało wcale nie było skomplikowane, co pozwalało mu cieszyć się drobiazgami i to było w sumie coś, czego niektórzy mogliby mu pozazdrościć. On nie zauważał swojej prostoty, ale dzięki temu wieloma rzeczami po prostu się nie przejmował bo albo widział je inaczej, albo nie widział ich w ogóle. Co prawda czasami przysporzyło mu to problemów, kiedy już należało być poważnym, ale szybko przechodził po burzy do porządku dziennego, dzięki czemu nie wpadał w doły i depresje. A przynajmniej nie do niedawna, bo powoli chyba coś się zmieniało, a wszystko za sprawą relacji z Jaydenem, która w jakiś, jeszcze niezrozumiały sposób, wymuszała na nim dojrzewanie.
To był jednak proces bardzo powolny, więc jeszcze zazwyczaj wszystko było po staremu, tak jak teraz. Cieszył się chwilą, swoim zakurzonym kątem, w którym otaczały go interesujące rzeczy i zajmowały całą jego uwagę. Tajemnicza skrzynka okazała się przedmiotem, który pochłonął całą jego uwagę, dosłownie calutką. Mógłby teraz być gdziekolwiek i z kimkolwiek, bez telefonu, bez jedzenia i wody i absolutnie by się tym nie przejmował. Liczyła się tylko ta skrzynka, a dokładniej jej zagadkowa zawartość i fakt, że owa była dla niego na tamten moment niedostępna. Nie przywykł do tego, że nie dostawał tego, czego chciał.
一 To zapytaj Liana… Albo nie, lepiej po prostu to jakoś otwórz. Jesteś chyba dobry w te różne metalowe części, kabelki i inne małe, dziwne rzeczy 一 zauważył, unosząc na niego krótkie spojrzenie, ale zaraz wracając do skrzyneczki i znowu obracając ją w dłoniach, chyba po raz setny. Niechętnie oddał ją potem Milo, bo jednak tego wymagała sytuacja i pochylony lekko cały czas obserwował co ten robi, dosłownie dysząc mu w kark. Przez chwilę zawiesił wzrok na spinaczu, który chłopak wyciągnął z kieszeni spodni. To niesamowite co ludzie za dziwne rzeczy potrafili ze sobą nosić. Bowie miał w kieszeni co najwyżej jakieś papierki, bo nigdy mu się nie chciało szukać kosza, a na ziemię nie wypadało wywalać, jeszcze by mu ktoś zrobił zdjęcie i nieszczęście gotowe.
一 I jak idzie? 一 zapytał, chociaż przecież doskonale widział jak widzie. To było bardziej pospieszające, zniecierpliwione pytanie z serii daleko jeszcze?. Wiercił się lekko, chociaż generalnie stał w miejscu, bo nie mógł opuścić przecież miejsca zdarzenia.
Uśmiechnął się, słysząc szczęk zamka, co świadczyło o tym, że Milo chyba się już udało to otworzyć. Na wzmiankę o czymś obrzydliwym znowu lekko się uśmiechnął, z nadzieją, bo właściwie to miał nadzieję, że będzie tam coś nieprzyzwoitego albo strasznego, generalnie coś, co wzbudzi bardzo dużo silnych, sprzecznych emocji. Przestąpił z nogi na nogę i uniósł trochę dłonie, żeby przejąć przedmiot kiedy będzie już otwarty i sprawdzić zawartość.
一 Oh 一 wyrwało mu się, kiedy jego wzrok padł na bransoletkę. Patrzył na nią przez chwilę z mieszaniną resztek ciekawości i delikatnego rozczarowania. Przesunął językiem po zębach, wyciągnął dłoń i ujął biżuterię, a potem uniósł ją bliżej oczu. Była ciężka, bardzo solidnie wykonana. Zerknął na wygrawerowaną nazwę marki, na numer kontrolny, a potem sprawdził zapięcie i zwrócił ją Milo.
一 Tiffany, srebro i szafiry, wartość około pięć tysięcy dolarów 一 powiedział bez jakiegoś wielkiego entuzjazmu, po czym wzruszył lekko ramionami. 一 Matka ma oddzielną garderobę na takie błyskotki. Bawiłem się nimi kiedyś, jak normalne dzieci klockami 一 dodał w ramach wyjaśnienia, po czym sięgnął po skrzynkę, aby sprawdzić czy na pewno nie ma w środku czegoś jeszcze, czegoś bardziej interesującego. Przyszło mu na myśl, że bransoletka może być kradziona, ale tego już nie powiedział na głos. W końcu i tak nie miało znaczenia. Kiedy okazało się, że nie było tam nic więcej, wpadł na pewien pomysł. A co, jeśli znajdzie inne takie skrzynki w przyszłości? Przecież nie będzie za każdym razem przychodził do Milo, żeby mu otwierał.
一 Nauczysz mnie tego? Wiesz… ze spinaczem 一 powiedział, znowu nabierając entuzjazmu, a skrzynkę odkładając gdzieś przed siebie na blat, na oślep. Już stracił nią zainteresowanie. 一 A potrafisz tak tylko te małe zamki, czy takie w drzwiach też? 一 zapytał zaraz, przysuwając się do niego bliżej i przyglądając się jego twarzy z ciekawością.
Milo Rivera
-
I have the social energy of a raccoon on Xanax, the commitment instincts of a housecat, and the emotional range of a teaspoon.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiwhatevertyp narracjitrzecioosobowaczas narracjigłównie przeszłypostaćautor
一 Dobry w co? 一 mruknął, akcentując mocno ostatnie słowo. Chwilę później już otwierał usta by sprostować tak duże i niesprawiedliwe uproszczenie, ale ostatecznie machnął ręką i tylko westchnął sobie od serca przeczuwając, że nie miałoby to i tak wymiernego efektu, a Bowie i tak pewnie by nie zrozumiał.
Obrócił tylko skrzyneczkę w dłoniach, jeszcze raz przyjrzał się prostemu mechanizmowi zamka i przy dopingującym go milionem pytań mężczyźnie dogrzebał się swoimi zaimprowizowanymi wytrychami do środka. Widok bransoletki rozczarował nie tylko Vance'a, Rivera również nie wyglądał na fana biżuterii, przynajmniej do momentu, w którym precyzyjnie określono mu jego wartość.
Wtedy Milo niemal zakrztusił się własną śliną kiedy łapał świecidełko warte co najmniej siedem jego standardowych wypłat.
一 Czekaj, ILE?! 一 wymamrotał bezbarwnie, gdy refleksy rzucane przez błękitne, starannie opracowane kamienie rozbiegły się po jego twarzy drobnicą zmarszczek kreowanych światłem. Nagle bransoletka w jego rękach stała się wyczuwalnie cięższa. 一 Oh, no no no, wracasz z powrotem do pudełka. Boże, to jest... 一 Dłonią zaczesał sobie kilka posklejanych loków na tył głowy, te jednak równie szybko wróciły z powrotem do przodu by gnębić go pchaniem mu się do oczu. 一 Jutro zapytam Liana czy wie kto to u nas zostawił. Trzeba się będzie skontaktować, może to jakaś pamiątka rodzinna, albo coś w tym stylu.
Błyskotka zdawała się bardzo niechętnie odlepiać od jego dłoni, gdy zsuwał ją ostrożnie z powrotem do puzderka, a jakaś bardzo egoistyczna część jego duszy wybudziła się nagle i wyła, by wykorzystać ostatni kwadrans godzin pracy pobliskiego lombardu i wyrównać sobie ostatnie cięcia na pensji. Podniesienie najniższej krajowej w Kanadzie niestety nie obejmowało migrantów zatrudnionych poniekąd na czarno, więc Simply Fix It postanowiło nie wychylać się z dobrocią serca.
Ale przecież nikt by nie zauważył... prawda?
Aż wzdrygnął się momentalnie i zatrzasnął wieczko nieco mocniej niż zamierzał. Potrzebował pieniędzy, ale nie aż tak.
一 Co? A, że mam cię nauczyć... po co ci to? 一 Milo nieufnie zmrużył oczy, wdzięczny, że Bowie wkroczył z tematem niosącym zmianę głównego wątku rozgrywanego w jego głowie. Skrzyneczka z małą fortuną finalnie została wsunięta na najwyższą półkę na zapleczu i Rivera usilnie starał się nie zwracać na nią uwagi.
一 Otwieram różne rzeczy 一 odparł dość lakonicznie, ni potwierdzając ni zaprzeczając. 一 Zdecydowanie bardziej satysfakcjonujące jest wyszukiwanie tylnych drzwi w zabezpieczeniach, luk w oprogramowaniu, głupot, dzięki którym... okay, rozumiem, wolałbyś zamki-zamki.
Parsknął w pustą i nagle bardzo cichą przestrzeń zaplecza, nie do końca pewny, czy był to efekt bransoletki czy przypadkowego otarcia się o ten fragment życia, o którym nie miał ochoty rozmawiać absolutnie z nikim. Wolał być niezręcznym towarzysko pajacem.
一 Miałem po prostu szczęście, to najbardziej pospolity mechanizm stosowany do trzymania ciekawskich z daleka od zawartości przeciętnego pamiętnika jaki można sobie wyobrazić i na upartego wystarczyłoby, gdybyś czymś porządnie uderzył. Efekt byłby ten sam, nie ma tu żadnej magii.
Zamykając sklep pieklił się pod nosem na ilość kluczy, które przytroczone do tuzina kolorowych breloczków z kostkami Rubika i podręcznymi zabawkami sensorycznym pobrzękiwały w ciszy w większości nieczynnego już PATH. W oddali ciepłe, rozlewające się zachęcająco światło proponowało gorące jedzenie na wynos w przystępne cenie i Milo przez moment zastanawiał się, czy w jego lodówce poza margaryną i zleżałym chlebem znalazłoby się coś, co mógłby jeszcze zjeść.
一 Hej 一 rzucił znad zamka, w przygarbieniu przekręcał właśnie klucz. 一 Co powiesz na smażony ryż? Mają tu świetne pudełkowe żarcie, ja stawiam.
[z/t]
Bowie Vance