- Dobranoc.
Nie wiedziała, czemu właściwie została. No dobrze - wiedziała. To było rozsądne, jeśli rano miała pracować jak człowiek, a nie jak jego wrak. Zamknęła się w sypialni i w pierwszym odruchu nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Stała chwilę, tylko się rozglądając. W końcu wyszła na korytarz i skierowała się do łazienki.
Obmyła twarz i przedramiona, a później dziwnie długo wpatrywała się w swoje odbicie, zastanawiając się, jak to się stało, że znalazła się w tak przedziwnym miejscu swojego życia. Nie musiała już tego robić - i to od dawna. Spłaciła długi dziadka w momencie, gdy wymusiła na babci przepisanie domu na siebie. Mogła spokojnie pracować. Gdyby w końcu porozmawiała z doradcą finansowym, pewnie nie musiałaby już nawet pracować. Przecież za tego typu akcje spokojnie zarabiała od dwudziestu do pięćdziesięciu tysięcy. Nie chciała się w to zagłębiać. Wróciła do pokoju i zasnęła jak dziecko.
Rano wszystko było dziwnie ciche, a ona nie czuła się już tak pewnie jak w nocy. Była jak Batman - kiedy zrzucała nocny kostium, zostawała przed wszystkimi naga. Ogarnęła się na tyle, na ile była w stanie, i zeszła na dół. Jej plecak, kurtka i pudełko z jedzeniem czekały. Uśmiechnęła się i wsunęła je do plecaka. W kuchni napiła się tylko wody i zgarnęła z blatu jabłko, które zjadła, zanim zeszła do swojego motocykla.
W pracy było intensywnie - ale kiedy w tej pracy nie było?
Kiedy w końcu wrócili, cały oddział ratunkowy był dziwnie podekscytowany i posyłał jej te spojrzenia. W końcu zobaczyła, co było tego powodem. Na biurku stał wielki bukiet, większy niż jakikolwiek, który kiedykolwiek dostała. Obok - liścik.
Mimowolnie uniosła kąciki ust.
Mogła to zignorować, ale była zaintrygowana. Nie wiedziała jednak, czy powinna traktować to jak randkę, czy właściwie jak coś zupełnie innego.
Stare strachy szeptały, by się w to nie pchać, ale nastoletnie serce ryzykantki, które wciąż w niej biło, już wybierało sukienkę.
z/t x2