31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#6
trigger warning
krew, opisy medyczne
Ten telefon dzwonił tylko nocą. Klasycznie - nieznany numer. Tylko tyle zobaczyła zaspanym spojrzeniem, kiedy ekran się rozświetlił. Odebrała. Głos po drugiej stronie był szorstki i konkretny:
- Dostaniesz adres SMS-em. Wejdź podziemnym parkingiem. Jesteś potrzebna. Jak najszybciej. - Rozłączył się, zanim zdążyła zapytać o cokolwiek. Po chwili przyszedł SMS-em.
Centrum miasta i drogi apartamentowiec. Nie był to więc typowy klient z ulicy, których miała najwięcej.
Przez chwilę siedziała bez ruchu, ściskając w dłoniach telefon. Zawsze, kiedy dostawała takie wezwanie, miała ten znajomy ścisk między łopatkami, a ciało automatycznie sięgało po dżinsy, koszulkę i skórzaną ramoneskę.
Wiedziała, czemu dzwonią akurat do niej - bo nie zadawała pytań i robiła swoją robotę dobrze. Tacy podobno byli najcenniejsi i takim nigdy nie pozwalano odejść.
Zeszła cicho do garażu. Babcia spała w najlepsze, był środek nocy, więc nie będzie dopytywać. Zresztą nigdy nie pytała. Mądra kobieta.
Plecak leżał przy drzwiach - zawsze spakowany i gotowy. Odpowiednie narzędzia i opatrunki. Miała wszystko, co trzeba.
Klasyczny, stary Harley dobrze się prowadził. Kask dziwnie wrzynał jej się w lewy policzek - pewnie zostawi ślad. Skórzane rękawiczki przyjemnie trzeszczały, a chłodne powietrze muskało jej odsłonięte elementy ciała.
Dobrze znała to miasto. Jako nastolatka pokonywała na tym motorze setki kilometrów, jeżdżąc chyba po każdej możliwej dzielnicy. Znała nawet różne skróty, więc dostanie się z obrzeży do centrum w środku nocy zajęło jej naprawdę mało czasu.
Brama garażowa była otwarta, a przy drzwiach do jednej z klatek stał już zapewne ktoś, kto miał ją zaprowadzić na górę. Zostawiła kask i rękawiczki, a następnie skinęła głową mężczyźnie w koszuli na przywitanie.
Winda jechała w górę cicho i gładko. Sloane skupiła wzrok na wyświetlaczu, widząc tylko coraz wyższe piętra, które mijała, aż w końcu dojechali.
Kobieta zacisnęła dłoń na pasku plecaka, który przerzuciła przez prawe ramię. Nie bała się już tak jak kiedyś, wiedziała, że ludzie powierzali w jej ręce życie i zdrowie różnych osób, a uratowanie ich było jej kartą przetargową.
Drzwi windy rozsunęły się, odsłaniając wnętrze, którego widok zza okien zapierał dech w piersiach. Toronto nocą było jak dodatkowy metraż tego penthouse’u. Wysokie sufity, ściany ze szkła i bezdusznie piękne wnętrze, w którym wszystko miało swoją cenę.
Chciała już gwałtownie ruszyć w głąb, kiedy w jej stronę przybiegł doberman. Sofia - którą znała z kilku poprzednich nocy - zawsze obecna, cicha, chodząca za właścicielem jak cień.
Sloane przyklękła na jedno kolano i bez oporów pogładziła kark Sofii:
- Cześć, piesku - przywitała się śmiało i nawet pozwoliła polizać się po twarzy. - Kogo dzisiaj ratujemy? - Pies od razu pobiegł w stronę swojego właściciela.
Słyszała o nim. Nie z gazet. Z cichych szeptów jego ludzi, kiedy ich opatrywała bez zadawania pytań. Wiedziała, że istniał. Ale nie rozmawiali. Nie tak naprawdę.
Mężczyzna siedział krzywo na jednej z kanap. Chował się w półcieniu, ale to nie pozycja go zdradziła, tylko światło odbijające się od jego skóry, błysk czegoś ciemnego przy torsie, ślady, które mogły być krwią, ale równie dobrze cieniem.
Podeszła do niego i położyła plecak na stoliku do kawy, starając się nie myśleć, ile jest wart:
- Nie przypuszczałam, że dożyję dnia, w którym ty będziesz wymagał pomocy - uśmiechnęła się, lustrując go wzrokiem. Robiła wstępne oględziny, sprawdzając, czy dostał nożem, czy to kula, a może to wcale nie była jego krew?

Marco Todorovski
Slo
kiedyś tego nie było
41 y/o, 185 cm
Właściciel sieci klubów
Awatar użytkownika
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie wszystko szło tak idealnie, jak by sobie tego życzył. Dzisiejsza noc ewidentnie należała do tych, w których coś poszło nie tak. Nie sądził jednak, że oberwie rykoszetem.
Początkowo wszystko zapowiadało się standardowo: wymiana informacji i towaru, którą postanowił nadzorować osobiście, chociaż z cienia. Nigdy z niego nie wychodził, jeśli nie musiał, dbając o to, by jak najmniej zbędnych osób wiedziało o cichej przynależności. Niestety, tej nocy wszystko poszło nie tak. Jak się okazało, pod pozorem wymiany kryła się chęć pozbycia wszystkich, którzy znaleźli się w tym zaułku. Jeszcze nie wiedział, kto przekupił handlarzy, ale wiedział, że gdy się dowie, to dopiero ruszy w pościg. A zemsta będzie cicha oraz bolesna. Gdy więc każdy każdemu skoczył do gardła, on nie pozostał dłużny - do dyspozycji miał własne pięści i nóż, ale to wystarczyło. W wojsku nauczono go metod zabijania, które na ulicach Toronto były nie do powstrzymania. A on po raz kolejny udowodnił, że plotki, które szeptano pokątnie o jego osobie, nie wzięły się znikąd.
Mimo wszystko nie wyszedł z tej potyczki bez szwanku. Rany nie były śmiertelnie poważne, lecz znajdowały się w miejscach, których sam sobie opatrzeć nie mógł. I to był najbardziej irytujący szczegół całej tej sprawy w tym momencie. W każdym razie pozwolił odwieźć się do domu przez jednego z zaufanych współpracowników i rozkazał sprowadzić tę, która już nie raz udowodniła, że potrafi dyskretnie zająć się podobnymi przypadkami. Teraz zostało jedynie czekać.
Siedział na kanapie, gdy drzwi się otworzyły, a czujna Sofia ruszyła sprawdzić, kto ośmielił się tu wejść. Nie szczekała - ten pies w ogóle nie szczekał - lecz postawione uszy i sprężysty krok zdradzały, że jest czujna. Oczekiwał, że za chwilę wróci na swoje miejsce przy kanapie, lecz tak się nie stało. I było to pierwsze jego zaskoczenie, a umówmy się: nie łatwo jest zaskoczyć tego człowieka. W samym lofcie nie paliło się żadne światło poza tym, płynącym z kominka. Drobne płomienie rzucały jednak więcej cieni niż faktycznej jasności, a w tym półmroku krył się mężczyzna, który wyraźnie doskonale czuł się w ciemności. Przez sekundę coś błysnęło w tym cieniu: może jego wzrok, może odbicie płomienia w szklance, którą trzymał w dłoni. Upił łyk przezroczystego płynu, a kobieta mogła być pewna, że nie była to woda i odstawił szklankę tuż obok plecaka, który właśnie znalazł się na tym stoliku. Klasnął w dłonie, włączając w ten sposób górne oświetlenie i Sloane mogła wreszcie dobrze przyjrzeć się jego osobie.
- Panna Marlowe - powiedział cicho, podnosząc się z kanapy, nieco zbyt sztywno, ale zdawał się nie zwracać na to uwagi. Ujął jej dłoń i delikatnie musnął jej wierzch ustami - elegancko i z wyczuciem, bez zostawiania ohydnych, wilgotnych śladów, jak to mieli w zwyczaju bardziej nachalni bądź pijani mężczyźni. Natychmiast też ją puścił, jakby nie chciał budzić w niej większego dyskomfortu i jakby nie oczekiwał żadnej większej reakcji z jej strony. Teraz gdy znajdował się tak blisko, można było wyczuć aurę chłodu, która zdawała się go otaczać i spostrzec, że w szarych oczach krył się wyłącznie lód - tak zimnego spojrzenia nie sposób było zapomnieć i nie sposób było zobaczyć u kogokolwiek innego. Jakby w tych oczach ukryło się całe zimno dalekiej Syberii. - Marco Todorovski, miło mi poznać. Czy mogę zaproponować coś do picia? - Nawet jego głos był zimny, jakby naprawdę mężczyznę tego wykuto z bryły lodu. I zachowywał się tak, jak gdyby nie wezwał Sloane z powodu konieczności opatrzenia jego ran. Tych zresztą nie było widać, przynajmniej nie z przodu. Na sobie miał białą koszulę, która pochlapana była krwią, lecz ewidentnie nie jego własną. Krawat leżał na oparciu kanapy, podobnie jak marynarka jasnoszarego garnituru, który miał na sobie. Odwrócił głowę i spojrzał na mężczyznę, który przyprowadził tu kobietę, a następnie lekkim ruchem tejże głowy wskazał mu drzwi. Nie musiał nic mówić. Trzasnęły zamykane drzwi i wreszcie zostali niemal sami. Niemal, bo Sofia leżała na dywanie przy kanapie i czujnie obserwowała każdy ruch kobiety.

Sloane Marlowe
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
Kahea (dsc: kahea.)
Przemoc wobec zwierząt i dzieci
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Jej wzrok był skupiony. Analizowała. Ruchy, sylwetkę, oddech. Ułożenie ciała, minimalne napięcia w barkach. Czegoś nie mówił lub po prostu jeszcze nie zdążył. Nie podobało jej się, że czekał oraz że wyglądało to tak naturalnie. Jakby czekał na powrót kochanki, a nie szycie. W jej mniemaniu był zbyt spokojny, zbyt gotowy. Jakby kontrolował nawet jej oddech.
Wnętrze pachniało spokojem, o ile spokój może mieć zapach. Była to mieszkanka dymu, ale nie papierosowego, raczej tego ze świeczek, drewna, palonej skóry. Wszystko zaprojektowane, przemyślane, wymierzone co do centymetra. W takich miejscach zwykle nie dało się oddychać od napięcia, ale ona czuła, że jej barki są rozluźnione. Dziwne. Tracisz czujność, Marlowe. To nie był dobry znak.
Zawiesiła wzrok na barku z kryształami i alkoholem. Jak w każdym miejscu tego typu. Ale tutaj nawet bałagan byłby zrobiony z premedytacją.
Nie była zaskoczona, że zna jej nazwisko. Dla takich jak on była po prostu Sierrą, ale szyła już tylu jego ludzi, że pewnie wie, jaki rozmiar majtek nosi. Musiał ją prześwietlić. Dokładnie. Nie znała go, ale gdyby była na jego miejscu to tak by właśnie zrobiła.
- Podziękuję - delikatnie pokręciła przecząco głową. - Nie będę ukrywać, że mi się śpieszy. Mamy środek nocy, a ja mam jutro poranną zmianę.
Nie brzmiała niegrzecznie. Ale nie był to też głos, który zapraszał do konwersacji. Wsunęła palce pod materiał kurtki i zsunęła ją z ramion jednym, płynnym ruchem. Skóra spotkała się z chłodniejszym powietrzem aż ciarki przeszły po karku. Poprawiła włosy, zaczesując je za ucho z mechaniczną precyzją. Potem otworzyła plecak, wsuwając dłonie do wnętrza, gdzie wszystko miało swoje miejsce.
Czarne, nitrylowe rękawiczki były na miejscu. Zaczęła zakładać je w skupieniu na dłonie. Najpierw prawa. Potem lewa. Palec po palcu. Bez pośpiechu, bez zawahania.
- Wiem, że potrafisz robić ładniejsze i bardziej profesjonalne szycia ode mnie. - Mówiła do niego, ale nadal była skupiona na rękawiczkach, które zakładała. Nie spojrzała w jego stronę. Jeszcze nie. Jeszcze była tylko głosem i cieniem.
- Skoro mnie wezwałeś, zakładam, że nie jesteś w stanie sięgnąć tam, gdzie trzeba. - Odezwała się dopiero po chwili. - Jeśli możesz zdjąć koszulę, zrób to teraz. Jeśli nie, pomogę. - Uniosła dłonie i delikatnie poruszyła palcami w czarnych, gumowych rękawiczkach.
Ton miała beznamiętny. Lekko przytłumiony nocą i zmęczeniem, ale czysty. Nie był to rozkaz. Ale też nie było miejsca na dyskusję. Była profesjonalna i niewzruszona. Jak zawsze. W tym środowisku nie pokazywała siebie nawet odrobinę. Przecież nie zwierzy mu się z tego, że na wczorajszej zmianie pierwszy raz straciła dziecko, którego życie uciekło spod jej palców podczas resuscytacji. Nie opowie, że nie może sobie z tym poradzić i ma ochotę wyć w poduszkę.
W końcu delikatnie przekręciła głowę, pokazując tym swoje delikatne zniecierpliwienie. Nie wiedziała, co ją bardziej rozprasza: jego milczenie czy to, że w tym mieszkaniu nie było ani jednej rzeczy, która nie pasowałaby do reszty.
Z wyjątkiem niej.
Czuła się jak wklejona w paincie. Dziwny kształt w obcym projekcie. Niepasujący kolor.

Marco Todorovski
Slo
kiedyś tego nie było
41 y/o, 185 cm
Właściciel sieci klubów
Awatar użytkownika
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Mieszkanie wydawało się... Idealne. Sterylne. O tak, to zdecydowanie było najlepsze określenie. Zupełnie, jakby jego właściciel tu nie mieszkał, a jedynie pojawiał się od czasu do czasu, przelotnie, zostawał na jedną noc i znów znikał. W tym miejscu nawet gazeta odłożona niedbale na kuchennym blacie sprawiała wrażenie, jakby znalazła się tam po to, by pasowała do katalogu, a nie dlatego, że jej właściciel czytał ją przy śniadaniu. Z rzeczy rzucających się w oczy, to zdecydowanie był brak telewizora - przynajmniej w pomieszczeniach, które mogła obecnie oglądać. We wnęce pod schodami znajdowały się regały zapełnione książkami, a tuż obok stała komoda z gramofonem i kolekcją płyt. Barek, podświetlony od wewnątrz delikatnym, ledowym oświetleniem, wypełniony był równo poukładanymi szklankami i kieliszkami oraz butelkami - od rosyjskiej wódki zaczynając, poprzez whiskey, a na kilku butelkach wina kończąc. I, jak wszystko tutaj,
I w tym sterylnym mieszkaniu znajdowała się też ona. Nie pasowała tu. Była zbyt chaotyczna, zbyt obca. Intrygująca. Dostrzegał jej spojrzenia, nieznaczną irytację, domyślał się, że nie chce tu być, ale musi. Zainteresowała go właśnie dlatego, że się nie bała i nie okazywała sztucznego respektu. Do tego był przyzwyczajony - ludzie się go bali, darzyli szacunkiem albo służalczym respektem. Znał plotki o sobie, za większość z nich odpowiadał osobiście. Ulice szeptały: że nie ma serca, nie czuje bólu i żadnych innych emocji, jest bezlitosny, torturuje ludzi, jedząc przy tym chińszczyznę i jedyne, o co dba, to własne zadowolenie. Tu i teraz napotkał zachowanie całkowicie inne.
- Może pani tu zostać do rana. Mój kierowca odwiezie panią prosto do pracy. - Ta propozycja nie była nacechowana żadnym podtekstem - wręcz przeciwnie. To były słowa człowieka, który chciał nieco ułatwić życie kobiecie, którą sam tak bezceremonialnie wezwał. Jego ton nadal nacechowany był chłodem i uprzejmością, a twarz w zasadzie nie wyrażała niczego poza lekką obojętnością. Ten mężczyzna albo nie miał żadnych emocji, albo nigdy żadnych nie okazywał. Z drugiej strony, obok niego nadal leżał pies, będący żywym dowodem na jakiś rodzaj relacji, do jakiego Marco chyba musiał być zdolny.
- W przeciwieństwie do Pani, moja praktyka już nieco zardzewiała. Proszę się więc tak nie oceniać, bo z pewnością niczego pani umiejętnościom nie brakuje. - W jego szarych, zimnych oczach pojawił się lekki błysk, jakby skrywanego rozbawienia, gdy usłyszał jej prośbę. W tym mieszkaniu nikt nie wydawał mu poleceń. Nikt, poza tą jedną kobietą, która ewidentnie pokazywała, że nie chce tu być, dłużej niż musi.
Nie skomentował jednak tego faktu, a powoli zabrał się za rozpinanie guzików. Lewy bark trzymał dość sztywno, jakby poruszanie nim sprawiało mu dyskomfort, lecz nie poprosił o pomoc i poradził sobie sam. Biały materiał opadł na podłogę, ukazując skrywane do tej pory plamy krwi na jego tyłach. Przez chwilę mogła się przyjrzeć jego wyrzeźbionym mięśniom ramion i brzucha - mężczyzna ewidentnie nie porzucił treningów pomimo swojego wieku.
- Trzy rany cięte, wstępnie zdezynfekowane i opatrzone. Tylko zapewne opatrunki już przesiąkły. Przepraszam na chwilę. - Tak, jak stał, tak też odszedł. Sloane mogła zobaczyć trzy białe opatrunki, jeden nad lewą łopatką i pozostałe dwa mniej więcej po środku umięśnionych pleców, po obydwu stronach kręgosłupa. I po chwili wrócił, niosąc zwykłe krzesło - ustawił je tuż obok kobiety, po czym na nim usiadł, plecami w jej stronę. Dzięki temu mógł się wygodnie podpierać rękoma o oparcie krzesła, a Sloane nie musiała stawać na palcach, by tych ran dosięgnąć. - Proszę zaczynać.
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
Kahea (dsc: kahea.)
Przemoc wobec zwierząt i dzieci
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie odpowiedziała od razu. Propozycja była grzeczna. Bez podtekstu. A jednak musiała na chwilę zacisnąć zęby, bo przez głowę przetoczyło się wszystko, czego ta noc nie powinna nieść: miękkie światło, cisza, nieproszona obecność.
Kiedyś taka propozycja skończyła się bardzo źle. Tym, że teraz nie pozwalała nikomu dotknąć swojej twarzy. To było jej piętno.
Skinęła głową na zgodę.
- Dobrze - wzruszyła ramionami. - Ale przyjechałam motocyklem, więc wolę go nie zostawiać. Pojadę prosto do pracy. Dziękuję za propozycję. - Brzmiało to niemal sucho, bo między słowami był dystans.
Kiedy zaczął rozpinać koszulę, instynktownie odsunęła wzrok. Nie dlatego, że nie chciała patrzeć. Miał ciało jak z anatomicznego atlasu - wyważone, bez zbędnego prężenia. Umięśnione w praktyce, nie na pokaz. Jej spojrzenie wróciło na niego dopiero, kiedy biały materiał opadł na podłogę.
Cholera.
Nie pozwoliła sobie na nic więcej niż jeden głębszy wdech. To jednak wystarczyło, by poczuła, że jej puls - ten zwykle opanowany - właśnie postanowił zagalopować.
Zanim zdążyła się powstrzymać, stanął przed nią plecami. Krzesło. Sylwetka. Wcześniej tylko cień. Teraz - cała prawda.
Palce zadrżały delikatnie, gdy dotknęła go pierwszy raz - przez rękawiczkę, ale i tak czuła temperaturę skóry.
Delikatnie przejechała opuszkami palców wzdłuż kręgosłupa, między łopatkami.
Nacisk był czysto medyczny, oceniający. Ale oddech spłycił się nieznacznie, jakby ciało zdradziło ją szybciej niż myśli.
Miała słabość do męskich pleców. Do tej geometrii napiętych mięśni, ramion i karku, który dźwigał zbyt wiele. Jego były stworzone do trzymania dumnej postawy, z jakiej słynął. Jak widać - do przyjmowania ran również były stworzone.
- Trzy rany cięte - potwierdziła cicho, bardziej do siebie niż do niego.
Sięgnęła po zestaw z plecaka. Znalazła to, czego potrzebowała: nożyczki chirurgiczne, jałowe gaziki, sól fizjologiczną, igłę, nić. Wszystko w kolejności, wszystko znajome.
Zaczęła od zdjęcia opatrunków.
Pociągnęła pierwszy - szybko, zdecydowanie, nie tracąc czasu na uprzedzenia. Skóra pod spodem była rozcięta, ale nie głęboko. Nie było pulsującego krwawienia.
- Lewa łopatka. To tu masz ograniczony ruch, tak? - zapytała spokojnie, lekko naciskając obok rany.
Nie czekała na pełną odpowiedź. Już wiedziała. Skurcz mięśnia wystarczył.
- Nie wydaje mi się, że znieczulenie będzie konieczne. Jednak jeżeli będzie aż tak źle - daj znać. Coś tam mam.
Przebiła igłą skórę. Jej dłonie były pewne, a rytm szycia mechaniczny – jakby nie dotykała człowieka, tylko kawałka sztucznej skóry do ćwiczeń. Jej dłonie znały ten proces na pamięć. Pierwsze przeciągnięcie. Drugie. Szarpnięcie nici. Zawiązanie węzła. Odcięcie.
Było cicho i spokojnie. Tylko klikanie metalu o metal i jej spokojny oddech.
Jednak była blisko. Zbyt blisko.
A dystans, który zwykle nosiła jak zbroję, topniał w tempie, którego nie potrafiła zaakceptować.
Przez chwilę jej palce zatrzymały się na jego skórze nieco dłużej, niż powinny. Z pozoru by sprawdzić napięcie szwu. W rzeczywistości zaczęła zastanawiać się, jakby to było musnąć ustami to miejsce między jego łopatkami.
Zmarszczyła brwi i delikatnie pokiwała głową, jakby chciała odgonić od siebie to, co właśnie przyszło jej do głowy.
- Jest w porządku? - spytała, przygotowując zestaw do kolejnej rany.

Marco Todorovski
Slo
kiedyś tego nie było
41 y/o, 185 cm
Właściciel sieci klubów
Awatar użytkownika
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie odzywał się. Nie komentował. Po prostu był: jak zimny, marmurowy posąg z przenikliwym spojrzeniem. Zupełnie, jakby stalowoszare oczy miały dawały mu jakąś umiejętność odczytywania tego, co człowiek w sobie kryje i czego nie wypowiada na głos. Czy wiedział jak na nią działa? A może był przyzwyczajony do podobnego zachowania? Nie dało się określić. Musiał jednak usłyszeć jej wdech. W ciszy panującej w tym mieszkaniu, każdy dźwięk jaki się rozlegał, był niemal namacalnie słyszalny.
Wreszcie usiadł, uwalniając ją od swojego wzroku oraz twarzy. Teraz miała przed sobą wyłącznie plecy i zarysowane, napięte mięśnie. Sam także drgnął delikatnie, gdy dotknęła go po raz pierwszy, ale nic poza tym. Jakby był to impuls, nad którym on sam nie mógł zapanować. Dalej nic nie mówił, pozwalając jej pracować. Milczenie i chłód były jego znakami rozpoznawczymi i dobrze przemyślaną strategią - ludzie, którzy mieli coś na sumieniu względem niego, sami zaczynali mówić, gdy tylko napotykali ciszę z jego strony. Znał bardzo mało osób, które w ogóle tolerowały ciszę, bo wtedy człowiek zmuszony był do słuchania własnych myśli, a czasem nawet i sumienia.
– Bardziej z dyskomfortu niż samej rany. To nie są głębokie cięcia – odpowiedział cicho, jakby dopasowując się do panującego nastroju. Nie mówił o bólu, który przecież musiał w jakimś stopniu odczuwać - zdradził go przecież skurcz mięśnia przy jej nacisku. A on wiedział, że wiedziała. Już samą tą informacją mogłaby zdementować kilka plotek o jego osobie. Czy jednak byłoby warto w ogóle o tym mówić? Co mogłaby na siebie ściągnąć, poza niechcianą uwagą różnych typów? A do tego, płacił jej także za dyskrecję i liczył, że się nie zawiedzie.
– Przeżyję – skwitował krótko wspomnienie o znieczuleniu. Był nawykły do bólu, nauczył sobie z nim radzić, ale nie sprawiało to, że szycie "na żywca" było jakkolwiek bardziej przyjemne. Mogła wyraźnie zaobserwować oznaki bólu, które jego ciało wysyłało poza kontrolą żelaznego umysłu tego człowieka - spięcie wszystkich mięśni, gęsia skórka na ramionach i barkach, małe kropelki potu pojawiające się na karku i szyi. Nie zmienił się jednak jego oddech oraz niewzruszona postawa - jakby naprawdę zszywała bardzo realistyczny manekin.
Czuł jej bliskość, delikatny oddech na aż zbyt wrażliwej skórze. Drażniące ciepło, płynące z tej bliskości. Był dzieckiem Syberii, to zimno było jego naturalnym środowiskiem oraz sposobem bycia. A ona? Jakby nic sobie z tego nie robiła. Irytowało go to nieznacznie, ale na pewno nie zamierzał tego po sobie pokazywać. Musiał wytrzymać jeszcze kilkadziesiąt minut, a później już się prawdopodobnie nie zobaczą. Nie planował ponownej konieczności korzystania z medycznych umiejętności Sloane, chociaż nie miał im nic do zarzucenia.
– Tak, proszę się nie przejmować – odpowiedział krótko, a korzystając z małej przerwy, odwrócił się nieco i sięgnął po szklankę, która nadal stała na blacie stolika. Przezroczysty płyn zapachniał alkoholem, gdy uniósł naczynie do ust i pociągnął duży łyk, bez najmniejszego skrzywienia się. – A u pani? – Przekręcił się nieco bardziej i spojrzał na Sloane, czekając w milczeniu na jej odpowiedź oraz obserwując reakcję. Dziwne uczucie zaintrygowania nadal go nie opuszczało i po raz pierwszy od bardzo dawna, nie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Dlatego, jak zawsze, postanowił zapić to kolejnym łykiem alkoholu.

Sloane Marlowe
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
Kahea (dsc: kahea.)
Przemoc wobec zwierząt i dzieci
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Kąciki jej ust drgnęły nieznacznie, gdy padło pytanie. Tak subtelnie, że niemal nikt by tego nie zauważył. W ciszy, która wypełniała to wnętrze, ten gest był jednak głośniejszy niż słowa.
- Dobrze - odpowiedziała krótko. Bez rozwinięć, bez opowieści. Tylko jedno słowo, które zamknęło w sobie wszystko, co miało zostać niewypowiedziane.
Jęknęła cicho, widząc, co robi, i nim zdążył pociągnąć kolejny łyk, wyciągnęła z jego dłoni szklankę z alkoholem. Zrobiła to naturalnie, bez szarpnięcia, ale z pewnością, której nie dało się zignorować. Odstawiła naczynie na bok, na stolik, daleko poza jego zasięgiem.
- Panie Todorovski, to nieładnie - powiedziała spokojnie, po raz pierwszy zwracając się do niego per pan. - Oboje chcemy, żeby to się ładnie zagoiło, więc proszę nie pić, a przynajmniej nie na moich oczach. - Posłała mu długie spojrzenie, jakby chciała się upewnić, że jej posłucha.
Jej dłonie znów wróciły do pracy - mechaniczne, spokojne, pewne. Sięgnęła po jałowy gazik, przetarła kolejną ranę i pociągnęła opatrunek zdecydowanym ruchem. Odsłoniła skórę, ciemniejszą od krwi, która zasychała w nieregularnych smugach.
Przyłożyła palce tuż obok cięcia, napinając lekko jego mięsień - bardziej, by sprawdzić reakcję, niż dlatego, że musiała. Wciąż czuła ciepło bijące od jego ciała, to samo, które wytrącało ją z rytmu, choć ręce pracowały perfekcyjnie.
Przebiła igłą skórę. Ruch był szybki, precyzyjny. Kolejne przeciągnięcie nici. Węzeł. Odcięcie. Nic nie mówiła, ale słyszała jego oddech i czuła spięcie mięśni przy każdym kolejnym wkłuciu. Jego ciało zdradzało więcej niż twarz.
Przesunęła się płynnie do trzeciej rany, gładko, jakby to był taniec, a nie medyczna procedura.
Ten fragment znajdował się tuż przy kręgosłupie, nieco niżej. Musiała się pochylić, niemal dotykając jego pleców ramieniem. Jej włosy, związane luźno, musnęły jego kark, kiedy schylała się niżej.
Udawała, że tego nie czuje. Że to nic. Że to tylko praca.
Szyła tak samo jak wcześniej, ale dystans, który zwykle trzymała, rozpływał się jak para nad gorącą wodą. W powietrzu było zbyt cicho, zbyt gęsto, by można było udawać, że to zwyczajny zabieg.
Przy ostatnim węźle zatrzymała się na ułamek sekundy dłużej, niż powinna.
Palce przesunęły się po świeżo zszytej skórze, jakby chciała się upewnić, że wszystko trzyma. W rzeczywistości czuła, jak jego ciepło wsiąka w rękawiczki, a jej własne serce przyspiesza, choć twarz wciąż była kamienna.
Odcięła nić. Odetchnęła spokojnie, jakby coś właśnie zamknęła nie tylko w szwach, ale i w sobie.
Dopiero wtedy zsunęła rękawiczki, odkładając je obok zużytych narzędzi.
- Gotowe - dodała cicho, prostując się powoli, wciąż czując, jak ta dziwna bliskość unosi się między nimi - gęsta, lepka, jak dym.

Marco Todorovski
Slo
kiedyś tego nie było
41 y/o, 185 cm
Właściciel sieci klubów
Awatar użytkownika
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Złapał ją za nadgarstek - błyskawicznie zaciskając palce w żelaznym uścisku i przyciągnął lekko, gdy tylko tak bezceremonialnie odebrała mu szklankę. Mogła poczuć zapach jego perfum, delikatny, nieco już rozmyty. Połączone nuty kadzidła, szafranu, piżma i sandałowca przełamane były subtelnymi nutami wanilii, kwiatu pomarańczy i róży. Zapach zdecydowanie był elegancki, niecodzienny i z pewnością nie należał do najtańszych. A do tego, całkowicie do niego pasował. W jego oczach malowało się niedowierzanie, jak gdyby nikt do tej pory nie ośmielił się na podobny numer. Ba, właściwie to mogła być prawda. Ten mężczyzna był przyzwyczajony do wydawania poleceń, dawania rozkazów i władzy, jaką zebrał w swoich rękach. Takim ludziom nie zabierało się szklanki i nie mówiło "nie pij teraz, bo to nieładnie". Przytrzymał ją tak przez kilka sekund, blisko siebie i w pełni mogła wyczuć, że gdyby chciał, zamordowałby ją tutaj, gołymi rękoma i równie szybko zapomniałby o całej sprawie. Mimo to odpuścił. Cofnął rękę i z powrotem usiadł tak, jak wcześniej, nie wypowiadając ani słowa. Cokolwiek kryło się w jego głowie, miało tam pozostać jako jedna z wielu zagadek tego człowieka. Po szklankę jednak nie sięgnął.
Kolejna rana. Kolejne fale bólu, które znosił cierpliwie i w milczeniu. Miał żelazną wytrzymałość, rosyjskie wojska specjalne nie tolerowały mięczaków, a on doskonale o tym pamiętał, nawet po odejściu ze służby. Czuł, jak sprawnie i wręcz mechanicznie ręce Sloane tworzą kolejne szwy. Zupełnie, jakby kobieta bała się, że jeśli wykona jakikolwiek inny gest, to stanie się coś nieprzewidzianego. Zazwyczaj podobne zachowanie składał na karb strachu, ale ona już udowodniła, że się nie boi. Gdyby się bała, nie czułaby się tak pewnie. To także przerabiał i za każdym razem było tak samo. Nie, tu nie chodziło o strach. I znów drgnął, gdy jej włosy dotknęły jego skóry. Jeden jedyny dreszcz, który zdradzał, że żelazna wola człowieka nie jest w stanie zapanować nad wszystkimi możliwymi odruchami.
I coś się zmieniło w tutejszej atmosferze. Zmiana była subtelna, niemal nie do wyłapania, gdyby nie ta cisza - drażniąca, wdzierająca się w każdy kąt umysłu, namacalna aż do bólu. Cisza nagle stała się bardziej napięta, jakby oczekiwanie weszło w jakąś fazę kluczową i zaraz cały świat miał eksplodować. Tak się jednak nie stało. W zasadzie nie stało się nic, nawet gdy oznajmiła, że skończyła. Wyprostował się powoli, a następnie podniósł, wstając z krzesła i spojrzał na kobietę, by po chwili lekko skinąć głową.
- Dziękuje - odpowiedział równie cicho, a ona mogła wyczuć, że za tym słowem kryło się coś więcej: wdzięczność takiego człowieka mogła jej kiedyś uratować życie. Gdy się odwrócił na chwilę, by odstawić krzesło, mogła zobaczyć prostą bliznę na jego lewym boku, zaczynającą się gdzieś pod pachą i kończącą równo z żebrami. Była prosta, profesjonalna, wyraźnie zdradzała, że dawno temu musiał przejść jakąś poważną operację.
- Proszę się nie przejmować sprzątaniem. Pokażę, gdzie może pani wygodnie odpocząć. - Nie zrobił nic, by w jakikolwiek sposób rozproszyć napięcie, które przejęło już całą atmosferę tego mieszkania. Zwyczajnie odwrócił się i ruszył w stronę schodów, czekając aż Sloane do niego dołączy. Wtedy też poprowadził ją na górę i otworzył jedne drzwi, pokazując małą sypialnię, która - tak, jak reszta mieszkania - wyjęta była żywcem z katalogu. Zdecydowanie nie oddawał jej swojej sypialni, ta z pewnością była przeznaczona dla gości, ale czy w ogóle kiedykolwiek ktoś tu spał? Tego nie dało się już określić, chociaż pościel była świeża, a samo pomieszczenie wywietrzone i niezakurzone.
- Jedna łazienka jest na końcu korytarza, a druga na dole, za kuchnią. Czy coś jeszcze pani potrzeba?

Sloane Marlowe
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
Kahea (dsc: kahea.)
Przemoc wobec zwierząt i dzieci
31 y/o, 170 cm
ratownikcza medyczna, która po godzinach ratuje życie typom spod ciemnej gwiazdy
Awatar użytkownika
Obsession is the devil, it will take you to the dark side.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Zaskoczył ją.
Gdy jego palce zacisnęły się na jej nadgarstku, gwałtownie wciągnęła powietrze, aż zabolało w płucach. Żelazny uścisk nie bolał, ale niósł w sobie ciężar, który znała aż za dobrze - władzę, której nie dało się podważyć. Miała wrażenie, że czas na sekundę zatrzymał się między nimi, a powietrze zgęstniało tak, że aż trudno było je wciągnąć.
W pierwszym odruchu ciało napięło się jak u ofiary złapanej przez drapieżnika. Przez ułamek sekundy wróciło to, co zawsze czaiło się w niej w takich chwilach - stary strach, wspomnienie dłoni, która nie puszczała, i krzywdy, której nie zdążyła uniknąć.
Ale nie odwróciła wzroku.
Patrzyła prosto w jego zimne, nieprzeniknione oczy, jakby próbowały zajrzeć głębiej, niż było to wskazane. Milczała, nie cofając się ani o krok. Wiedziała, że to nie jest ktoś, komu można pokazać strach. A jednak serce biło jej szybciej, a adrenalina sprawiła, że poczuła w palcach mrowienie.
Gdy jego uścisk zelżał, a on w końcu puścił, odetchnęła głębiej, nie poruszając się ani o centymetr. W ostatnim momencie, nim odwróciła spojrzenie, jej oczy na sekundę zjechały niżej - na jego usta. To spojrzenie było krótkie, urwane, jakby sama przed sobą chciała udawać, że go nie było.
Nie sięgnął już po szklankę.
A ona wróciła do pracy, jakby nic się nie stało, choć ciało wciąż pamiętało ten uścisk.
Kiedy skończyła, a on się podniósł, jej wzrok mimowolnie przyciągnęła blizna na jego boku. Zatrzymała na niej spojrzenie na moment dłużej. Blizny nigdy nie były dla niej tylko linią na skórze - zawsze były opowieścią, nawet jeśli nikt jej nie wypowiadał. Ta była czysta, chirurgiczna, jak ślad po czymś, co prawie go zabrało, ale nie zdołało. Nie zapytała. Zapamiętała.
Ruszyli po schodach w ciszy gęstej i lepkiej jak smoła.
Cisza nie była neutralna - miała w sobie elektryczność, która drażniła skórę. Każdy krok po drewnianych stopniach zdawał się odbijać echem w jej klatce piersiowej. Nie patrzyła na niego, ale czuła jego obecność - tę samą, która w piersi wywoływała coś dziwnego, trudnego do nazwania.
Wskazał jej sypialnię. Była sterylna, świeża, jak wszystko tutaj. Jak pokój w hotelu, w którym ktoś nocuje, ale nigdy nie zostaje.
Odwróciła się do niego, trzymając dystans. Kiedy podnosiła wzrok, poczuła na sobie jego spojrzenie - ciężkie, uważne, jakby oceniał każdy ruch. Musiała unieść brodę wyżej, niż zamierzała, żeby nie wyglądało to jak ucieczka.
- Dziękuję - skinęła lekko głową.
- Nic mi nie potrzeba. Zbiorę się rano.
Jej głos brzmiał spokojnie, ale oczy zdradzały, że napięcie po wcześniejszym zdarzeniu wciąż nie opadło.

Marco Todorovski
Slo
kiedyś tego nie było
41 y/o, 185 cm
Właściciel sieci klubów
Awatar użytkownika
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie przekroczył progu pokoju nawet na sekundę, tak jak i ona, trzymając wyraźny dystans. Chociaż u niego było to widoczne od samego początku, więc ciężko było określić, czy akurat chodziło o unikanie tego napięcia, które wytworzyło się pomiędzy nimi. Gdy jednak określiła, że niczego nie potrzebuje, nie dopytywał. Pozostawiał ludziom wolną wolę, co do tego, czym się z nim dzielą - natomiast często wyciągał konsekwencje, gdy to dzielenie się nie było adekwatne do postawionych przez niego wymagań.
- Dobranoc - powiedział spokojnie, jakby nie był to środek nocy, a on odprowadzał ją do domu, a nie wzywał do siebie. I po prostu odszedł, zostawiając ją samą. Gdzieś w głębi trzasnęły drzwi i to właściwie było na tyle.

Gdy rano zeszła na dół, mogła zobaczyć, że salon został posprzątany ze wszystkiego, co w nocy zostało zużyte. Na stoliku, obok jej plecaka, leżała gruba koperta wypełniona gotówką - zapłata za usługę i to ze sporym napiwkiem. Stało tam też pudełko, wyraźnie dla niej, w którym znajdował się lunch i które spokojnie mogła zabrać do pracy. Ani Marca, ani Sofii nie było widać. Może jeszcze spali, a może zwyczajnie ich nie było w domu. Tylko mała karteczka położona na plecaku głosiła, że ma zatrzasnąć drzwi - pismo było eleganckie, niemal kaligraficzne i ewidentnie męskie.

Już nieco później, w okolicach popołudnia, do miejsca pracy Sloane został dostarczony ogromny bukiet róż. Jeśli kobieta była na miejscu, to mogła go odebrać osobiście, jeśli nie, czekał na nią na recepcji. W każdym razie zdecydowanie cały oddział ratunkowy miał o czym plotkować, bo raczej rzadko zdarzały się tam podobne przesyłki. Do bukietu dołączony był liścik - na czarnym papierze, złotym tuszem wykaligrafowano zaproszenie do "George Restaurant", ekskluzywnej restauracji w bogatszej części miasta, na godzinę 19:00, w dniu, w którym nie miała żadnego dyżuru. Nie było podpisu, ale nie musiało być - wystarczył zapach. Te perfumy czuła w nocy i mogła wyczuć je także wtedy, gdy czytała wiadomość - subtelna, delikatna obecność oraz informacja o uwadze, jaką skierował na nią mężczyzna, który, oprócz pieniędzy, miał także pewną władzę.

Sloane Marlowe
Można ostatecznie oswoić się z Rosją, ale Rosja oswoić się nie da.
Kahea (dsc: kahea.)
Przemoc wobec zwierząt i dzieci
ODPOWIEDZ

Wróć do „#14”