24 y/o, 165 cm
studentka Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłość
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Courtney Larue, Bo W. Larue

— W co będziesz się bawił? W grzecznego chłopca, czy sprzątacza? — spytała, unosząc delikatnie głos. W najmłodszej Larue kotłowało się wiele myśli. Od choroby poprzez wpadnięcie z jakąś panią lekkich obyczajów. Jej samej życie bardzo przypominało brata, a w głowie czuła jedynie dziwne ataki myśli — To wasza wina — skwitowała krótko, spoglądając chłodnym wzrokiem to na Courtney, to na Bo — wysłaliście mnie na odwyk, a o lekach zapominam — nie było w nich tyle emocji, tyle adrenaliny. Uspokojenie przychodziło jej zbyt długo. Kiedyś próbowała pójść na terapię, wyleczyć się z samej siebie, ale było to wręcz dla niej niemożliwe. Zmarszczyła swoje brwi, spoglądając to na siostrę, to na brata. Czy ona oszalała? Skoro mieszkanie tak się zmieniło, to co stanie się z nią? Też zostanie posprzątana, bo jest niewygodną siostrą? Za dużo myśli, miała ochotę od nich eksplodować.
— Tu nie ma normalności, Courtney — warknęła, spoglądając spod byka na siostrę. Nie rozumiała jej nagłej zmiany zachowania. Wpierw dziwiła się wraz z nią, by po chwili wyzywać ją od wymyślania UFO i teorii spiskowych? Sabrina taka była, gdy coś czuła to całą sobą. Każdy smutek był jak rozpacz, radość jak wielka euforia, a wstyd? Wstyd był dla niej jak przejście Cersei Lannister, gdy dzwoneczki brzęczały, wszyscy dookoła mówili shame. Larue się nie zmieniała — ktoś sypia u Bo na kanapie, to już samo w sobie jest dziwne — mruknęła, kierując wzrok w stronę salonu. Widocznie musiała się przeliczyć. Jej rodzeństwo nigdy nie zaakceptowało w pełni tego, kim była. Była ich dwójka, podobnych. Kropla do kropli wody. Tylko ona nigdy nie pasowała w tym równaniu. Mózg działał inaczej, jakby miał oszaleć. Nic poza overthinkingiem się nie działo. Może powinna stąd zniknąć? Wyjść i pierdolnąć drzwiami. Wzięła głęboki oddech, próbując powstrzymać się od łez.
— Ja tam dalej zjadłabym sushi — mruknęła pod nosem. Tylko nikt jej nigdy nie słuchał, nikt nigdy nie brał jej na poważnie. Zdążyła do tego przywyknąć, nawet jeśli czuła wyskakującą żyłkę na samą myśl o tym, potrafiła ją schować. Tylko teraz się nie dało. Cały świat obrócił się przeciwko niej, pokazywał jak złą i okropną jest — nie będę za nic płacić. Nawet jeśli zapłacę to z Waszych pieniędzy — nikt jej nie słyszał. Wielkie gadanie starego rodzeństwa, a gdzie w tym wszystkim ona i jej potrzeby? Powiedziała o lekach, to od razu wytknięto jej uzależnienie. Kto pierwszy jej je pokazał?
— Ja czegoś nie zrozumiem? — rozumiała bardzo wiele. Jaka jest odpowiednia grubość kreski, co wziąć na chujowy humor a czego lepiej unikać. Jedyne co ją denerwowało to lekceważące podejście rodzeństwa. Zbyt opryskliwe, zbyt dokuczające i ciągłe drążenia zmiany — zapominam o zamykaniu drzwi do mieszkania, ale gumki to świętość... — rzuciła złowrogim tonem do brata. Tyle ze spokojnego spotkanie z rodzeństwem. Byli wobec niej bardzo oceniający. Szalona, rozbrykana, zbyt gadatliwa, nie potrafiąca zrozumieć perspektywy, wymyślająca niestworzone teorie. Tyle określeń, a nawet więcej, znalazło się w jej głowie tylko w trakcie tego jednego spotkania. Czy ona właśnie wariowała? W głowie widziała już pierdolnięcie drzwiami brata. Nie tak to miało wyglądać.
Oglądała tę ckliwą scenę, którą miała przed sobą. Wtedy zdała sobie sprawę, że do jej oczu napływają łzy. Nie czuła smutku, a złość. Nagle to takie normalne? Ot tak zachodzi się w ciążę po jednym razie? Ta laska była wiatropylna, czy o co chodziło?
— Chyba oboje Was popierdoliło, co? — warknęła Sabrina, patrząc to na jedno, to na drugiego. Zrobiła krok do tyłu. Ktoś w tej sytuacji musiał zachować się racjonalnie. Nie było czego gratulować. W końcu czy było to potwierdzone, inaczej niż dwoma kreskami na teście? — jest na pewno twoje? Masz na to papier? Czy odrzucasz swoją osobowość przez jakąś naciągaczkę? — nie miała zamiaru gratulować, nie było czego. Ktoś musiał zadań te podstawowe pytania. Wykonanie testu na ojcostwo nie musiało być trudne. Pewnie wysyłali testy do domu i można było je odsyłać. Ktoś w szkole kiedyś tak jej powiedział — popierdoliło Was z tą miłością... — kolejny krok do tyłu. Mocno chwyciła się barierek. Świat zwariował i nagle tylko ona myślała racjonalnie?
29 y/o, 163 cm
tatuatorka | black thorn tattoo & piercing
Awatar użytkownika
God forbid you ever had to walk a mile in her shoes, 'cause then you really might know what it's like to sing the blues
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Nigdy nie była dobra w wielkich słowach. Nie umiała tworzyć długich tyrad, które brzmiałyby jak pocieszenie z podręcznika psychologii. Jej język był inny - prosty, bezpośredni, czasem szorstki. Ale właśnie w tej prostocie tkwiła siła. Stała teraz naprzeciw Sabriny, patrząc, jak ta dławi się własnymi emocjami, jak złość miesza się w niej ze zmęczeniem i poczuciem osamotnienia. Courtney znała to aż za dobrze. Była świadkiem podobnych wybuchów nieraz, lecz tym razem wyczuła w nich coś głębszego, bardziej bolesnego, jakby siostra mówiła głosem kogoś, kto już naprawdę nie ma siły.
Ej, spokojnie — Odezwała się wreszcie, ale nie tonem surowym, tylko takim, w którym brzmiała miękko ukryta troska. — Nie musisz tłumaczyć, dlaczego tak się czujesz. Wiem, że jest ci źle. Widzę to.
Podniosła dłoń i przeczesała nią włosy, jakby sama musiała rozładować napięcie, zanim zrobi kolejny krok. Była przecież przyzwyczajona do tego, że to ona wchodzi w ogień pierwsza, ona przyjmuje ciosy. Ale tutaj nie chodziło o walkę.

Zrobiła krok bliżej, świadomie, bez gwałtownych gestów. Nie chciała jej spłoszyć. Czasem miała wrażenie, że Sabrina była jak dzikie zwierzę - zamknięte w klatce własnych myśli, gotowe gryźć, jeśli ktoś zbliży się za bardzo. Pozwoliła sobie odrzucić nowinę brata, skupić się na najmłodszej Larue, która - w całej tej lawinie emocji - miała rację: skąd Bo miał pewność, że dziecko było jego? Równie dobrze mógł być niejedynym mężczyzną, z którą tamta dziewucha poszła w tango.
Nie musisz udawać silniejszej, niż jesteś — Powiedziała cicho. — To, że się wściekasz, to, że masz dość… to nie znaczy, że coś z tobą nie tak. To znaczy, że jesteś człowiekiem. Po prostu.
Zawiesiła wzrok na jej twarzy, badając każdy jej gest, każdy nerwowy ruch dłoni. W oczach Courtney pojawiło się coś, czego nie pokazywała często - miękkość, która nie miała w sobie ani odrobiny kpiny. Tkwiła przez chwilę w takim zawieszeniu, czekając albo na kolejny atak albo na ulgę, którą liczyła zobaczyć na jasnych policzkach ciemnowłosej. W głosie blondynki brzmiała dziwna mieszanka: upór, który zwykle kierował ją ku kłótniom i konfrontacjom, i coś, co przypominało surową, bezwarunkową miłość. Nie było to słodkie, nie było gładkie. Ale było prawdziwe.
Wyciągnęła rękę, ostrożnie, bez nacisku, i pozwoliła jej zawisnąć w powietrzu, jak zaproszenie, które Sabrina mogła przyjąć albo odrzucić. Była gotowa na obie odpowiedzi. Ale w jej postawie nie było wahania - nawet jeśli siostra znów wpadnie w gniew, nawet jeśli słowa zamienią się w ostrza, Courtney zostanie. To właśnie oznaczało jej bycie starszą. Nie zawsze idealną, nie zawsze łatwą, ale zawsze obecną.
Odwróciła głowę, na chwilę, w kierunku brata i zmarszczyła brwi.
Właśnie. Jaką masz pewność, że dzieciak jest twój? — Nie zamierzała porzucić wcześniejszej deklaracji: nie zostawi Bo samego w tej sytuacji. Ale jeśli już miała przyjąć na siebie wymiociny małego, jęczącego stworzenia, to chciała wiedzieć, że płynie w nim jej krew.

Bo W. Larue Sabrina B. Larue
31 y/o, 191 cm
właściciel i gościu od wszystkiego w Gallery 1313
Awatar użytkownika
Oficjalnie: właściciel alternatywnej galerii sztuki.
Nieoficjalnie: facet, który myślał, że nigdy nie założy rodziny dopóki ONA nie zapukała do jego drzwi z brzuchem i biletem w jedną stronę.
Dziś dzieli życie między sztuką nowoczesną, wernisażami i Youtubowymi poradnikami „jak trzymać noworodka”.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkitak
postać
autor

Świat zwariował w momencie, w którym pozwolił jakiejś kobiecie, do tego jednej i tej samej, wydać na świat taką trójkę. Później przez wiele lat wariowała babka wychowując ich, a teraz... Teraz wariowała Sabrina. Zawsze miała tendencję do dramatyzowania, emocje, które w niej buzowały zawsze były do granic możliwości, Bo doskonale o tym wiedział, doskonale ją znał, ale czasem po prostu wolał niektóre jej wybuchy przemilczeć. Dzisiaj też milczał, wywrócił tylko oczami. Uwielbiał Sabrinę, ona zawsze była takim ich żywym srebrem, trzeba było wyciągać ją z kłopotów, ale była pocieszna. Courtney była inna, chłodna, ale wspierająca. Bo zawsze mógł na nią liczyć, a one mogły liczyć na niego, nawet jeśli czasem patrzył na Brinę tym wzrokiem, takim jak teraz.
- Ja sypiam na kanapie. Przecież nie będzie na niej spała kobieta w ciąży... - rzucił, ale Sabrina zaczęła się nakręcać i nakręcać też swoją siostrę, a Bo wiedział, tego to akurat był w stu procentach pewny, że z nimi dwoma to nigdy nie wygra. Mógł się od razu poddać, powiedzieć, że zrobi te testy na ojcostwo i wszyscy byliby zadowoleni, tylko, że coś mu tutaj nie pasowało...
Bo może i rodzeństwo Larue było nietypowe, te ich zainteresowania, ta miłość do używek, tatuaże i wszystko inne, ale przecież babka nigdy nie wychowywała ich tak, żeby nie widzieć drugiego człowieka. Zresztą jak babka, stara hipiska mogła ich wychować inaczej?
Bo cofnął się do tyłu, oparł o barierkę i spojrzał najpierw na jedną, a później na drugą.
- Stop! Czy was obie popierdoliło? A nawet jeśli to nie jest moje dziecko, to co, mam ją wyjebać za drzwi? Odstawić na dworzec i powiedzieć, żeby sobie radziła, bo podróż do Amsterdamu to tylko jakieś dwie doby? Testy, testy... To jest kobieta w ciąży, a ja mam ją denerwować jakimiś testami? Jakbyś Ty Sabrina była w ciąży, to co myślisz, że pozwoliłbym jakiemuś dupkowi przymuszać cię do testów? Nie, bo ja bym najpierw uwierzył mojej siostrze, a później obił temu dupkowi gębę, że nie wierzy. A ty nie potrafisz mi zaufać - teraz to Bo się zdenerwował, a on właściwie mało się denerwował, bo sobie palił na uspokojenie zioło, wietrzył dom, a później rozkładał po kątach kadzidła i białą szałwię. Teraz to będzie musiał chyba z tej białej szałwii zrobić w salonie stos, żeby oczyścić atmosferę. Ruszył do drzwi balkonowych, ale jeszcze się zatrzymał.
- Jeśli się nie ogarniecie, to najlepiej jednak będzie jeśli weźmiecie sobie sushi na wynos, bo ja nie zamierzam już poruszać tematu żadnych testów - jeszcze spojrzał znacząco na Courtney, tak jakby chciał jej dać do zrozumienia, że teraz da im chwilę, a właściwie to jej, dla Sabriny. Może i tej najmłodszej zawsze się wydawało, że była pomijana, ale prawda jest taka, że wszyscy, łącznie z babcią, zawsze rozpieszczali ją najbardziej.
Sam Bo wrócił do kuchni, usiadł na wysokim kuchennym stołku i sięgnął po pałeczki, złapał w nie jakieś nigiri i włożył sobie do ust, ale mimo, że było wyborne, to przeżuwał je bardzo długo, a ten ryż rósł mu w ustach.
Testy, kurwa mać, na ojcostwo, może powinien je zrobić? Ale jak on ma o nich powiedzieć Nat?
Czy ich ojciec też kazał ich matce robić testy na ojcostwo? Ich matka to w ogóle była jakaś hipiska, która pewnie wyznawała wolną miłość, a ojciec to rockandrollowiec, a mimo to nigdy nie mieli wątpliwości, że są rodziną.
A teraz Sabrina zasiała w nim ziarno wątpliwości, jak on ma się cieszyć, jak ta wątpliwość teraz z dnia na dzień będzie rosła?
Wziął porcelanowy kieliszek i nalał sobie sake, wypił duszkiem, a później powtórzył czynność.
Miała być słodko-pierdząca kolacja z sisterkami, a wyszedł rodzinny dramat z nienarodzonym dzieckiem w roli głównej.

Courtney Larue Sabrina B. Larue
24 y/o, 165 cm
studentka Uniwersytet Toronto
Awatar użytkownika
Młoda aktywistka malująca nielegalne murale. Strzeż się, bo przepowie Ci przyszłość
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Bo W. Larue, Courtney Larue

No może trochę się uspokoiła. Wszystko dzięki starszej siostrze. Sama była zbyt uczuciowa, a każda zmiana w dotychczasowym życiu targała jej nerwy. Sama nie wiedziała już, w jaki dokładnie sposób powinna się zachować. Nic nie wydawało się być dla niej idealne, a jej ciałem szargały nerwy. Nawet gdyby chciała uzyskać pomoc od Courtney nie byłaby w stanie. Coś jej nie pasowało, coś ją wzburzało, niezależnie od tego, co się działo dookoła niej. Zawsze próbowała być wesołą wersją siebie, ale tym razem za dużo ją to kosztowało.
— Dziękuję Courtney, ale to nie o Ciebie dzisiaj mi chodzi... — wymruczała finalnie Larue, spoglądając na siostrę przepraszającym wzrokiem. Mogła wzburzyć się, ale jej uczucia nie były wycelowane w nią, a w starszego brata, który zdaniem Briny oszalał. Wzdrygnęła na sam dźwięk podnoszonego przez niego głosu. Nie była w stanie zareagować w inny sposób. Gdzie ten spokojny, poczciwy starszy brat? Ta laska musiała rzucić na niego jakieś potężne czary.
— Nie słyszałam dawno popierdolonej odpowiedzi, a spotykałam się z narkomanami — wycedziła przez swoje usta Larue. Nigdy się na hamowała, gdy ktoś nadepnął na odpowiedni odcisk. Jej brat doprowadził ją do wrzenia. Ciekawiło ją, co o mu zrobiła? Czy ten seks z nią był na tyle zajebisty, że przesłonił wszystkie racjonalne myśli? A może do jaranie zioła w za dużej ilości? — to CIEBIE popierdoliło. Wpuszczasz OBCĄ kobietę do swojego życia, ZMIENIASZ SIĘ KURWA dla niej, a my mamy Tobie oklaskiwać? Brawo braciszku zmieniasz się w pizdę i pantoflarza? — zaklaskała mu. Nic nie było jej w stanie zatrzymać, kiedy rozpoczynała ofensywę. Potrafiła być w tym okrutna, wszystko, co kiedykolwiek pomyślała, wyrzucała z siebie bez większego ostrzeżenia — nie potrafię zaufać obcej kobiecie, ale wiesz co? To chyba WASZA, WSPÓLNA decyzja — teraz zamiast być wielkim Bo, starszym bratem zostanie przeuroczym pantofelkiem — i jeszcze rozumiem, jakbyś z nią uprawiał seks dłuższy okres czasu, ale wiesz co? To był festiwal, mogła się ruchać z gościem z Amsterdamu dwie doby przed — proszę bardzo, to musiało wybrzmieć bardzo głośno. Jej nie dało się już zatrzymać. Nie w tym momencie, w którym była jak trajkocząca małpiatka w trakcie rui. Czegoś takiego nie da się odsłyszeć.
— A ja wychodzę, nie będę siedziała w tak toksycznej atmosferze. Kocham Cię Courtney, a ty Bo... — przytuliła sie jeszcze raz krótko do siostry — zaraz Bo zrobi bum — wytknęła język przy wyjściu, a trzaśnięcie drzwi musieli usłyszeć wszyscy sąsiedzi. Nawet gdyby próbował ktoś ją gonić, nie było sensu. Mogła pobiec na dach, albo wybiec z klatki prosto w ręce swojego dealera.

z/t
29 y/o, 163 cm
tatuatorka | black thorn tattoo & piercing
Awatar użytkownika
God forbid you ever had to walk a mile in her shoes, 'cause then you really might know what it's like to sing the blues
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Courtney przez dłuższy moment nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Słowa Sabriny spadały na nią jak ostre odłamki szkła - każde cięcie dotykało nie jej, lecz brata, a jednak i ona krwawiła w środku. Patrzyła na siostrę, jakby na własnych oczach rozpadała się na tysiąc nieskoordynowanych fragmentów, które od dawna próbowała w sobie trzymać w całości. Sabrina krzyczała, pluła słowami, a jej oczy płonęły mieszaniną gniewu i bólu. Courtney znała ten wzrok - jak zwierzę, zagnane w pułapkę, gotowego ugryźć kogokolwiek, byle poczuć ulgę. Wszystko w środku starszej siostry rwało się, by powstrzymać ten potok. Chciała podejść, chwycić Brinę za ramiona, zatrzymać jej dłonie, zamknąć usta, przytulić tak mocno, aż wściekłość ustąpiłaby miejsca łzom. Ale Court wiedziała, że to byłby fałszywy gest. Ciemnowłosa nie pozwalała nikomu siebie przytrzymać - każda próba bliskości, gdy ogień trawił ją od środka, tylko potęgowała eksplozję. Więc stała i słuchała, a w sercu czuła, jak rodzi się cicha bezradność, gęsta, dławiąca. Bo milczał. I choć Courtney chciała być kotwicą, w tej chwili miała wrażenie, że toną wszyscy.
Gdy drzwi trzasnęły i Sabrina zniknęła z mieszkania, w uszach blondynki zadźwięczało echo - głośniejsze niż sam huk drewna o framugę. Cisza, jaka po niej zapadła, była czymś nienaturalnym, wymuszała ruch, decyzję. Spojrzała na brata, ale nie znalazła w nim ani jednej odpowiedzi. A w niej samej narastało przerażające poczucie, że jeśli teraz pozwoli Sabrinie odejść - naprawdę odejdzie, tym razem na dłużej, może za daleko, żeby dało się ją sprowadzić z powrotem.
Ehm... szczęśliwego, nowego życia? — Wygięła usta w grymas, utrzymując spojrzenie na bracie. Nabrała więcej powietrza i ciężko je wypuściła. — Będziesz super tatą dla dzieciaka typiary, która pewnie puściła się wcześniej z jakimś junkie, taaa... kocham cię, braciszku. Będzie git — Podeszła, objęła go jedną ręką i ucałowała policzek. Po czym nie czekała. Palce drżały jej, gdy sięgała po kurtkę, ale ruchy miała szybkie, pospieszne. Kroki rozniosły się echem po klatce schodowej, a serce tłukło się w piersi jak oszalałe. Wypadła na ulicę - w powietrzu unosił się jeszcze ślad perfum Sabriny zmieszany z chłodem wieczoru. Courtney obiegła wzrokiem ciemniejące chodniki, przejścia, grupkę ludzi stojących przy sklepie.
Nie było jej. Ani sylwetki, ani znajomego kroku, ani wyzywającego spojrzenia. Tylko pusta ulica, która zdawała się szydzić ze starszej Larue, przypominając jej, że czasem nawet największa miłość nie wystarcza, by zatrzymać kogoś, kto ucieka przed samym sobą. Courtney została z tym obrazem - sama, wpatrzona w przestrzeń, w której jeszcze przed chwilą była jej siostra, a której teraz nie mogła odnaleźć. Jedyne co mogła zrobić - i zrobiła - to wyciągnąć telefon, na którego ekranie wystukała treść wiadomości w okienku rozmowy z siostrą: „Kluczyk od mojej chaty jest pod wycieraczką. Nie musimy ze sobą gadać ale po prostu przyjdź i zostań na kilka dni”.

z/t

Sabrina B. Larue Bo W. Larue
31 y/o, 191 cm
właściciel i gościu od wszystkiego w Gallery 1313
Awatar użytkownika
Oficjalnie: właściciel alternatywnej galerii sztuki.
Nieoficjalnie: facet, który myślał, że nigdy nie założy rodziny dopóki ONA nie zapukała do jego drzwi z brzuchem i biletem w jedną stronę.
Dziś dzieli życie między sztuką nowoczesną, wernisażami i Youtubowymi poradnikami „jak trzymać noworodka”.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkitak
postać
autor

Milczał kiedy Sabrina wyrzucała z siebie słowa jak z karabinu maszynowego, raniły jak pociski, do żywego. Z jednej strony rozumiał jej wszystkie obawy, z drugiej serce pękało mu na pół, że nawet jego siostry nie potrafią mu zaufać. Gdyby jedna, czy druga, powiedziała mu, że spodziewa się dziecka, to na pewno nie robiłby jej wyrzutów, świętej wojny o to czyje to dziecko, że nie da rady, że teraz będzie musiała niektóre rzeczy pozmieniać, tylko powiedziałby od razu, że będzie dobrze. On też tego potrzebował, bo wciąż w środku miał obawy, chciał tylko, żeby siostry powiedziały mu, że będzie dobrze, a na pewno od razu by im uwierzył, zaufał. Co prawda kobiety, tu miały łatwiej, ale Bo po rozmowie z Nat też nie miał wątpliwości, że to jego dziecko, może był trochę zbyt ufny i kiedyś się na tym przejdzie, ale on po prostu wierzył w ludzi. Zawsze wierzył też w Sabrinę, wtedy kiedy szła na odwyk, wtedy kiedy obiecała, że nie będzie już broić, a potem i tak odbierał ją z posterunku. Wierzył w Courtney, kiedy powiedziała, że otworzy swoje studio tatuażu. A one wcale nie mogły uwierzyć w niego. Czuł się odrobinę... zdradzony.

I tak jutro pewnie będzie próbował skontaktować się z Sabriną, zadzwoni do Courtney, ale w tej chwili było mu wszystko jedno, a nawet liczył na to, że zostawią go w spokoju. Popatrzył za brunetką, ale nawet nie próbował jej zatrzymywać. Milczał, chociaż jej słowa raniły, gdyby nie była jego siostrą, gdyby nie była Sabriną, może nawet miałby jej to za złe. Ale znał ją za dobrze, żeby się o to na nią denerwować. Wiedział jaka jest, zawsze miała u niego przez to taryfę ulgową, zresztą chyba u nich wszystkich.
Kiedy Courtney go objęła to nawet się nie ruszył, spojrzał tylko na moment na nią z jakimś takim niemym pytaniem malującym się w spojrzeniu, Ty też Court? Ale też już zdążył przywyknąć do tego, że one zawsze brały swoją stronę, nieważne co by się wydarzyło, a babcia była trzecia. Bo nigdy na to nie narzekał, ale też był to jeden z impulsów, które sprawiły, że z ich popapranego rodzinnego domu wyrwał się wyjątkowo szybko.


Kiedy w mieszkaniu wreszcie zapanowała cisza, to sięgnął po pałeczki, ale w zasadzie to sushi jakoś tak mu zbrzydło. Nalał sobie za do szklanki sake, już nie bawił się w kieliszki. Otworzył okno w kuchni i wyjął fajki, zapalił opierając się o parapet, miał nadzieję, że Nat szybko nie wróci...

/koniec

Sabrina B. Larue Courtney Larue
ODPOWIEDZ

Wróć do „#4”