- No to nie wiem mam ci wygłosić poemat o jej cyckach stary? Albo opisać jej tyłek w dziesięciu epitetach? - uniósł jedną brew, bo nie wiedział czego Ryan się spodziewał, może tego poematu? Galen podrapał się po zarośniętym policzku, w tym miejscu, w które dostał Lee, jakby się zastanawiał jak to boli.
- To, że powiedziałem, że chcę się z nią ożenić nie jest wystarczające? Jeszcze do tego tak poważnie, że chcę zorganizować wieczór kawalerski? - no bo dla Wyatta, to brzmiało poważnie, z tym ślubem i wieczorem kawalerskim, to mogły być dwa najważniejsze dni w jego życiu, a trzeci jak mu się będzie rodził syn, ale o tym już postanowił Ryanowi nie mówić, bo jeszcze będzie go musiał znowu walnąć, jak mu powie, że Cherry go chciała złapać na dziecko, czy coś.
- No weź, to jest zajebista miejscówka, nie chcę, żeby nas tutaj skreślili, czy coś - bo Galenowi rzeczywiście się podobało, a dodatkowe plusy ten lokal zyskał za to, że prawie się tutaj pobili a i tak ich nie wywalili. Cu-dow-ne miejsce.
- Nie takie - odpowiedział od razu na słowa Ryana, no bo jednak przed żadną inną laską Wyatt się tak nie otworzył, z żadną inną nie spędził tak gorących wakacji, mógłby wymieniać dalej, ale czuł, że Ryan i tak tego nie zakuma. On sam miesiąc temu też wcale by tego nie rozumiał i pewnie byłby takim Ryanem, gdyby któryś z kumpli zaczął mu opowiadać o ślubie. Ale teraz Cherry zawróciła mu w głowie. Do tego stopnia, że chciał się z nią ożenić i nie miał żadnych wątpliwości.
Posiedzieli jeszcze trochę, pogadali, ale już bardziej o rzeczach przyziemnych pokroju, czy lepszy byłby kawalerski w Vegas, czy w Bangkoku. Już się nie bili, chociaż w pewnym momencie, po kilku piwach, zdecydowali się jeszcze przymierzyć zbroje i zrobić sobie w nich kilka fotek.
Ryan Lee

 
				
