- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— Galen, dam sobie radę — wybrzmiewał z niej jeszcze pijany ton. Gdzieś w głębi było go słychać, miała w sobie zdecydowanie procenty. Charity czuła się jak w trakcie nauki palenia. Zaciąganie się na MAMA IDZIE, nabierało nowego znaczenia, bo... matka Galena faktycznie przyszła — dobrze, rozumiem. Nie chciałbyś, żeby ktokolwiek zobaczył mnie w takim stanie — kiwnęła głową. Była gotowa na zmierzenie się z jego matką. Z niepełną świadomością tego, co będzie się działo, ale dobry zimny prysznic potrafi zdziałać cuda. Podobnie jak umycie włosów, nałożenie podkładu, wykonanie kresek. Niczym się nie różniła od tamtej Charity, którą Galen poznał w jego biurze. Może poza szpilami. W nich po domu nie chodziła i nie poruszała się.
Była mu wdzięczna za dotyk. Sprawił, że po jej ciele roztoczyła się przyjemna fala ciepła. Przymknęła na moment oczy, czując się zrelaksowana. Może nie była w swojej szczytowej formie, ale to spotkanie traktowała jak typowe biznesowe. Z tego co zdążyła się dowiedzieć, w ten sposób powinna oceniać matkę Galena. Mogłaby jej w dowolnej momencie wbić nóż w plecy. Małpki w ZOO, tylko to przechodziło jej przez głowę, kiedy widziała uśmiech kobiety.
— Zgadza się — odpowiedziała krótko. Cała jej rodzina miało imię na C. Czasami próbowała znaleźć w tym znaczenie, ale nigdy nie potrafiła. Choć nie spodziewała się, że ich rodziny się znają. Może powinna zadzwonić do matki? Ona na pewno, by ją zrozumiała — nic mi o Państwu nie mówił. Tak samo nie widziałam współpracy między naszymi firmami. Solidnie sprawdzam ludzi, z którymi współpracuję — uśmiechnęła się delikatnie. Widocznie nie było o czym rozmawiać. Może kiedyś, gdzieś przelotnie się poznali. Choć znając jej ojca, Felja mogłaby mu się nie spodobać. Nie spuszczała z niej wzroku nawet na moment. Dobrze było poczuć się w dawnej skórze.
— Cudownie, właśnie odpoczywa w Meksyku na wakacjach — odpowiedziała miękkim tonem. Przynajmniej stamtąd ostatnio do niej dzwonił. Szczęśliwy wraz z mamitą pili dirnki z palemką, korzystając z firmowej emerytury — odkąd przekazał mi firmę, jest szczęśliwy jak nigdy — jej ton był uprzejmy, choć chłodny. Mogła być dziewczyną, która niedawno wypiła pół butelki wina, by nie zszedł z niej alkohol. Z tymi czerwonymi wypiekami na twarzy, nieuczesanymi włosami, ale nie była przpadkową kobietą. Miała coś więcej do zaoferowania, a żadna flądra jej nie pożre.
— Nie musi karcić mojego narzeczonego, jest dorosły. Stawiam, że doskonale pani wie o problemach w jego firmie, teraz musi przynosić robotę do domu — nie, nawet pijana Cherry nie pozwoli, by ktoś pomiatał, lub źle traktował Galena. Był lwem, a ona spojrzała na niego zdeterminowanym wzrokiem — w porządku Galen... Felja pewnie chce porozmawiać, załatw proszę mamie najlepszy hotel w mieście, a my utniemy sobie pogawędkę — kultura zostanie zachowana. Jej kierowca mógłby ją zawieźć, ale czuła wewnętrznie... że po złamaniu serca będzie musiała mierzyć się z kobietą, która urodziła jej lwa. Ironia losu. Jej się to udało. Aż straciła na moment rezon, kiedy o tym myślała.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- To było jak Chritopher Marshall zaczynał rozwijać swoją firmę i był jeszcze nikim, tata zaprosił go z grzeczności - niby to wyszeptała, ale ten jej szept był bardziej jak syczenie jakiejś żmii i odbił się od ścian apartamentu. Galen się skrzywił, bo jego matka umiała być dyskretna, ale tutaj chyba nie chciała.
- W Meksyku? Uh, jest tam brudno i śmierdzi, ale niektórym ludziom to nie przeszkadza - Galenowi na przykład wcale to nie przeszkadzało, ale za to przeszkadzało to jego matce, aż zmarszczyła nos.
A Wyatt wywrócił oczami na to przedstawienie.
- Mamo... - zaczął, ale co? Oczywiście został uciszony gestem ręki. To był chyba jej ulubiony gest, ręka w górę i takie zamknij się Galen. Jak był dzieckiem to jeszcze mu powiedziała te dwa słowa cicho bądź, a później to już nauczyła się go obsługiwać samym skinieniem dłonią.
Kiedy Cherry stanęła w jego obronie, to Galenowi się zrobiło miło, ale tylko na moment, bo właśnie wtedy jego matka skrzywiła się obrzydliwie.
- A właśnie, ta afera w firmie, ojciec bardzo, bardzo, się na Tobie zawiódł. Szuka już kogoś na Twoje miejsce, bo jak tak dalej pójdzie to przecież pójdziesz do więzienia - znowu spojrzała na swojego syna marszcząc brwi. Galen wywrócił niebieskimi ślepiami, bo po pierwsze nie miał zamiaru iść do więzienia, a po drugie to jego ojciec nic nie miał już do gadania w firmie. Nawet nie był już w zarządzie, zrzekł się wszystkiego na rzecz syna i ładnej emeryturki. Za którą pewnie Felja kupowała takie futra.
- Najlepszy hotel? Ją trzeba zakopać dziesięć metrów pod ziemią z osinowym kołkiem wbitym w pierś, a nie w hotelu - odpowiedział na słowa Cherry wstając z miejsca, zabrał swój kieliszek z winem. Matka spojrzała na niego z wyrzutem.
- Takie słowa o własnej matce? - i już udawała, że chce jej się płakać, już się skrzywiła. Galen przetarł ręką twarz i stanął za Cherry.
- Mamo jedź już do hotelu - powiedział i wypił to wino, a kieliszek odstawił do zlewu, koniec przyjęcia, trzeba się żegnać. Ale Felicja była uparta, spojrzała na Cherry.
- Urodziłam go, wychowałam, a on mnie traktuje jak swojego wroga - i schowała twarz w rękach. Po chwili było słychać jej chlipnięcie, pociągnęła nosem i wyciągnęła tę swoją jedwabną chusteczkę, żeby wytrzeć w nią łzy, które wcale nie leciały. Aktorka to z niej była świetna.
Galen wciągnął do płuc powietrze ze świstem, miał już jej serdecznie dosyć, a była u nich może dopiero... pół godziny?
- Mój własny syn nawet nie zaprosił mnie na swój ślub... - załkała w chusteczkę.
- Jeszcze nie wyznaczyliśmy daty ślubu - powiedział Galen, a matka nagle się podniosła znad tej chusteczki i wbiła w nich intensywne spojrzenie niebieskich tęczówek.
- Dlaczego? Dajesz jej rodowy pierścionek i nie jesteś jej pewny? - zapytała i tym razem patrzyła na Cherry, ale to przecież chyba było pytanie do Galena?
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Charity potrafiła udawać. Bycie kobietą w świecie mężczyzn wymagało od niej trzymania się konkretnych zasad. Jednymi z nich było picie alkoholu. Oczywiście, że miała słabszą głowę niż każdy z jej inwestorów, ale przy wypiciu butelki wina dalej potrafiła udawać. Wszystko było w porządku, tak przynajmniej sądziła przez długi czas. Uniosła wyżej głowę, próbując się opanować, grać w te karty, bo choć wypiła, próbowała zachowywać się normalnie. Jakby nic się nie działo.
Tylko im dłużej słuchała tej kobiety, tym większego pierdolca dostawała. Nie miała za nic dobrze ustalonych granic. Cały czas wbijała szpileczki, a Cherry po alkoholu... nie potrafiła utrzymywać języka za zębami, kiedy ktoś obrażał jej rodzinę.
— Tak jak jak Pani przebywa tu z naszej grzeczności — skwitowała krótko, wbijając w kobietę chłodne spojrzenie. Czuła, jak powoli zaczyna się w niej coś gotować. Meksyk brudny? Ona też była. Jeszcze niedawno. Tylko sama siła stresu spowodowała jej ogarnięcie się, przygotowanie się dla tej lafiryndy. Im dłużej Charity przebywała w jej otoczeniu, tym bardziej miała ochotę zacząć się śmiać. Nawet jej ojciec nigdy nie był wobec niej tak bezczelny.
— ... Serio? — odwróciła się w stronę Galena z pytającą się miną. Zmarszczyła brwi. Naprawdę dał się wytresować jak pies? Ten Galen, którego poznała w jego biurze, nikomu nie dałby tak sobą pomiatać. Jakby Charity trafiła do nowej rzeczywistości. Świata, w którym każdy próbował im dopierdolić jeszcze mocniej.
— Galen — wymruczała cicho Cherry, chwytając go mocno za rękę. Nie poszedłby do więzienia. Ona by oto doskonale zadbała, a wraz z nią zespół prawniczy. Nie potrafiła zrozumieć. Jej procentowy mózg dostał jakiegoś zwarcia, bo im dłużej ta kobieta mówiła, tym bardziej Marshall była nią obrzydzona. Niby one miałyby być rodziną? Jej własny ojciec prędzej by je pogrzebał.
— Wcale mu się nie dziwię — wymruczała, widząc ten udawany płacz. Czuła, jak serce zaczyna bić jej szybciej, a usta coraz trudniej się powstrzymują. Upokarzanie własnego dziecka... kiedy oni niedawno stracili własne. Może dlatego finalnie wstała, wbijając w kobietę ostre, oschłe spojrzenie.
— No nie mogę... — bo próbowała udawać miłą, grzeczną, kochaną, ale po prostu się nie udało. Obrzuciła ją groźnym spojrzeniem. Nikt nie będzie wątpił w ich uczucia, a na pewno nie w chwili... gdy mieli w końcu dojść do jakiegoś porozumienia — wchodzi Pani mama w nasze życie z buciorami i czego oczekuje? — zaproszenia na ślub, ale to już wszyscy wiedzą. Marshall pokręciła głową i zaśmiała się. Widocznie świat funkcjonował w ten sposób, nie mogli mieć zbyt łatwego, prostego życia — jakby nie był pewny, to by się nie oświadczał. Nie masz za grosz szacunku do własnego dziecka, a my przeżywamy stratę — i pewnie właśnie w tym momencie się zagalopowała. Nie powinna tego mówić. Zmarszczyła brwi, zaciskając usta. Ta kobieta nie powinna o niczym wiedzieć.
Powie jedno słowo za dużo, a ją uderzy.
Zaciskała już pięście, wbijając w nie swoje paznokcie, bo... nie myślała trzeźwo.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
To nie było takie proste jak się wydawało, postawić się matce, bo jej się nie dało stawiać, nawet jakby Wyatt jej kazał stąd wypierdalać, to ona by się nie przejęła tylko płakała głośniej. Robiła jeszcze większą szopkę. Spojrzał na Cherry, kiedy wypowiedziała jego imię, złapał ją za rękę, nawet otworzył usta, żeby coś jej powiedzieć, może żeby dała spokój? Bo to jak walka z wiatrakami? Bez sensu.
Finalnie jednak zwrócił się do matki.
- Maman, putain... - zaczął po francusku, a matka podniosła na niego wzrok, Wyatt kontynuował wciąż po francusku, bo oni z matką tak najczęściej się dochodzili, rzucając kurwami na prawo i lewo, bo jak przeklinasz po francusku, to w domu Wyattów się to nie liczy - nie rób przedstawienia, bo i tak nikt tutaj ci nie uwierzy, lepiej będzie jak już pójdziesz - powiedział to dość spokojnie, chociaż na usta cisnęły mu się bardziej dosadne słowa foutez le camp na przykład. W wolnym tłumaczeniu wypierdalaj stąd.
Mamusia nie powiedziała jednak nic, dopiero, gdy Cherry wspomniała o tej stracie, to przeniosła spojrzenia na Charity. Galen pokręcił głową, już sobie wyobrażał, co matka zaraz mu powie, ale było już za późno, bo Cherry wspomniała coś o dziecku. Może liczyła na to, że Felicja Wyatt ich pożałuje? Tylko, że Felja nie żałowała nikogo, a już zwłaszcza swojego syna.
Znowu to pogardliwe spojrzenie wbite w jego twarz, w te oczy, takie same jak u niej.
- Tu ne peux même pas faire ça, espèce de perdant - nie ma to jak ciepłe słowo od matki. Nawet tego nie potrafisz zrobić, nieudacznik.
Przez moment Galen miał ochotę ją stąd wyprowadzić, złapać za ramię i pociągnąć do drzwi, ale nieważne jak okropna kobieta to było, to nigdy nie podniósł by na nią ręki, nie szarpnął jej, nie pociągnął. Mógł jej tylko coś powiedzieć, ale czy ona w ogóle coś sobie robiła z jego słów, ignorowała większość. Siedziała na tym krześle jak gdyby nigdy nic, ściskała suchą chusteczkę i patrzyła na swojego syna nieudacznika. A to jej spojrzenie było tak przenikliwe, że Wyatt zaczął się zastanawiać, czy ona nie ma racji? Czy nigdy jej nie miała? Zawsze potrafiła go podsumować, określić, zgasić. Podciąć skrzydła w kilku słowach. Poczuł jak ściska go w żołądku.
Cofnął się do tyłu, nikt nie potrafił go tak złamać jak matka. Nie umiał z nią walczyć, nie miał szans. Patrzył tylko na jej twarz wykrzywioną w znajomym grymasie.
Chère mère. Kochana mama.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Charity nie wymagałaby postawienia się matce. Ona sama nigdy nie zrobiłaby tego względem ojca, ale on miał w sobie jakiekolwiek wyczucie. Wiedział, co i kiedy powiedzieć, a przede wszystkim liczyło się dla niego dobro dziecka. Nawet ten przymuszony ślub był po to, by mogła rozkwitnąć jako pani prezes. Mogła być słaba, miękka, a jednak dobro i uczucia ojca biły od niego. Był surowy, opryskliwy, ale... była córeczką tatusia.
Tego samego nie powiedziałaby nigdy po pierwszym spotkaniu z matką Galena.
Kiedy usłyszała francuski, zmroziło ją. Ojciec miał rację. Elity lubiły mówić w tym języku, choć ona zdecydowanie bardziej wolała hiszpański. Czuła, jakby była wręcz z nim urodzona na ustach. Przez moment próbowała wszystko zrozumieć, a jej wzrok wędrował od matki Galena do jego samego. Czuła napięcie. Gęstniejącą atmosferę, która z każdą sekundą wydawałaby się, jakby miała wybuchnąć.
Tylko zanim Galen cokolwiek zrobił było słychać głośny plask.
Charity brzydziła się przemocą, ale tym razem nie mogła nie zareagować. Nikomu nie pozwoli obrażać jej lwa. Nawet jego własnej matce.
— Nie masz kurwa uczuć? — spytała finalnie Charity, obserwując, jak na twarzy matki Galena pojawia się odcisk jej dłoni. Pięknie to wyglądało. Prawdziwa wisienka na torcie — dziecko straciliśmy, a ty nazywasz go nieudacznikiem? — uderzyłaby ją jeszcze raz. Nie miała litości, zwłaszcza po alkoholu, nie w tym momencie kiedy jeszcze niedawno jej największym przyjacielem wydawała się być butelka wina — Galen Wyatt jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało, mężczyzną sukcesu, pseudonimem bycia zajebistości, a ty jesteś zwykłą wywłoką — nawet się nie zastanawiała nad tym, co chciała powiedzieć. Była w stanie wziąć na klatę cały jego ból. Nie będzie patrzyła, jak cierpi. To nie była jego wina, a ta kobieta nawet nie zobaczy swojego wnuka... o ile jakikolwiek pojawi się na świecie. Przypominała narcyza, który bawi się kosztem własnego dziecka — jak można tak powiedzieć do własnego dziecka? Może jestem dzieckiem tatusia, który odniósł sukces, a kiedy był biedny. Za to mój ojciec nigdy, przenigdy nie odezwałby się w ten sposób do mnie — nie nazwałby ją nieudacznicą, bo straciła własne dziecko, tylko wysłałby ją na darmowe wakacje — bo jest człowiekiem i ma uczucia. Za to ty jesteś... — wiele niecenzuralnych słów przychodziło jej na usta, ale zatrzymała się. Nic nie powiedziała, jedynie gromiła Felję groźnym wzrokiem. Lepiej dla niej, by już się nie odezwała — jedyną rzeczą, która niszczy Galena, więc wypierdalaj stąd w poskokach, bo w moim przeżywaniu żałoby postanowię zaraz złamać prawo — i wkurwiona Cherry byłaby w stanie to zrobić. Jak była mała, ojciec urządził jej kurs, co zrobić jak Cię porwą. Łącznie z kursem samoobrony. Kiedyś przydawało się to, by łoić braci, a teraz... przyszłą teściową?
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Felja złapała się za policzek i wstała z krzesła, aż jej lampka z winem potoczyła się po blacie zostawiając na nim szkarłatną plamę, zrobiła krok w kierunku Charity i wyglądało to tak, jakby chciał ją złapać za włosy, więc Galen ruszył się z miejsca. Wkroczył między nie i złapał matkę, która już sięgała do Cherry.
- Ty mała... - zaczęła, ale Galen już odciągnął ją na bok, wbił spojrzenie w jej niebieskie oczy - mamo... - rzucił jedynie, ale Cherry już zaczęła ten wywód na jego temat. Wyatt stał i na nią patrzył, bo z jednej strony to było mu cholernie miło, że stanęła w jego obronie i kiedy widział w jej oczach to zacięcie. Kiedy była taka... taka jak kiedyś, pyskata, i taka mu oddana, to utwierdzał się w przekonaniu, że ją kocha. A jednak jego palce zaciśnięte były na ramionach jego matki. Kobiety, która wydała go na świat, która ten świat mu pokazała, czasem z najczarniejszej strony, ale jednak... była jego mamą.
- Cherry... - spojrzał na swoją narzeczoną i trochę walczył ze sobą, żeby się nie uśmiechnąć, kiedy nazwała jego matkę wywłoką. Kątem oka patrzył na swoją rodzicielkę. Ciekawe czy w ogóle wiedziała co to znaczy wywłoka?
- Pożałujesz tego Ty mała żmijo, na pewno nie wyjdziesz za mojego syna... - syknęła Felicja, ale zaraz zbladła i złapała się za mostek, oddychała ciężko. I chociaż Galen przez chwilę chciał ją po prostu stąd wyprowadzić, to teraz wiedział, że ona wcale nie udaje, bo jego matka miała kłopoty z sercem. Schylił się do niej.
- Mamo... oddychaj. Już dobrze - zamiast ją wyprowadzić, to posadził ją na kanapie. Poszedł do kuchni do Cherry.
- Przepraszam Cię Cherry, jesteś cudowna, ale ona ma naprawdę chore serce. Kardiomiopatia przerostowa... - powiedział nalewając matce wody do szklanki, zaniósł jej ją, a Felicja wysupłała z kieszeni płaszcza jakieś tabletki, łyknęła dwie, nabierając w płuca powietrze. Galen stał nad nią, ale patrzył na Cherry. Mógł ją uprzedzić, że jego matka nie tylko jest chora na łeb, ale i na serce. Ale kiedy brała tabletki, to było jakoś lepiej, chociaż... nie powinna się denerwować.
Znowu czuł się trochę winny.
Felja posiedziała jeszcze chwilę na kanapie, a w końcu wstała i już nie było w niej nic z tej wrednej baby, którą była jeszcze przed chwilą. Oparła rękę na ramieniu swojego syna.
- Odwieziesz mnie do hotelu, słabo się czuję - Wyatt skinął tylko głową i pomógł jej założyć futro. Wszedł do kuchni, żeby wziąć kluczyki do Porsche i jeszcze na moment podszedł do Cherry, musnął wargami jej usta, krótko, czule, chwytając ją za podbródek.
- Cherry odwiozę ją tylko, zostaniesz? - zapytał, chociaż gdyby chciała mogłaby jechać z nim. Ale może nie był to najlepszy wybór zważając na to, że się nie polubiły.
Chociaż matka Galena jakby skurczyła się w sobie i teraz pod tym futrem wyglądała jak jakieś biedne, wystraszone zwierzątko.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
Zawołałaby sprzątaczkę, ale jedna pani wyglądała na taką, co by jak dostała miotłę, to by na niej odleciała. Matka Galena. Jeszcze nigdy nikt nie spowodował jej do podniesienia ręki. Felicja mogła poczuć się wyjątkowo. Cherry rzadko kiedy emocje aż tak bardzo ruszały. Czuła jak coś w niej drga, kiedy tylko widziała obok kobietę. Jakby chciała ją rozszarpać na małe kawałeczki i zezłomować z całą swoją nienawiścią do niej.
Nikt nigdy nie obrazi przy Cherry Galena.
Mogła mówić o niej, obrażać ją i jej rodzinę, ale są rzeczy, których żadna kobieta nie wybaczy. Ta właśnie była jedną z nich. Dalej działała na procentach. Patrzyła takim wzrokiem, jakby właśnie miała lasery w oczach. Żmija nie wyjdzie za jej syna? No to niech mamusia patrzy, w tej całej wściekłości przyjęłaby bez mrugnięcia okiem jego nazwisko. Tylko po to by doprowadzić tę wywłokę do szału. Nie spodziewała się tego, co stanie się dalej.
— O kurwa — powiedziała, zasłaniając usta dłonią. Nie spodziewała się, że ta durna pawica potrafi aż tak dobrze grać. Już chciała chwytać Galena za dłoń, ale wtedy powiedział jej o chorobie serca. Zmarszczyła brwi, spoglądając na niego ze zdziwieniem. Odsunęła się. Stała jak wryta, patrząc na tę cudowną rodzinną scenę. Galen miał jednak serce, skoro był w stanie po tych wszystkich cierpkich słowach jej pomóc.
Za to Charity trzymała ją na odległość. Wolała nie doprowadzać do kolejnego ataku serca. Nie robiła tego z dobroci, bardziej z czystego rozsądku. Zmierzyła kobietę wzrokiem i pokręciła głową. Dawno nie widziała tak bardzo nawiedzonej kobiety.
— Nie, lepiej dla niej, żebym nie jechała — skwitowała krótko. Przecież to ona doprowadziła ją do tego stanu. Nie była głupia. Mogła zostać sama, aż Galen do niej nie wróci. Przynajmniej będzie w stanie rozchodzić całą sytuację i poczytać o tej chorobie — dam radę, kochanie — posłała mu jeszcze krótki uśmiech. Matka mogła wyglądać na ofiarę całego wydarzenia, ale... miała do tego prawo. Wolała już jej nie denerwować, jeszcze tego brakowało, by przez nią umarła ta matka.
Tak Charity siedziała i chwyciła za telefon. Zaczęła czytać o kardiomiopatii przerostowej. Szybko wychwyciła ważne słowo: DZIEDZICZNA. Westchnęła ciężko. Może nadszedł czas, by oboje się przebadali? Mogliby sprawdzić, czy na sto procent wszystko jest z nimi w porządku.
— Pójdziemy do lekarza — rzuciła poważnym tonem z kanapy, przeglądając telefon. Normalne pary chodziły na randki do baru, czy kina, a oni pójdą na... badania. Nie ma to jak romantyczny poranek na badaniu krwi — na wspólne badania i przebadamy się — a podjęli tę piękną decyzję... wspólnie. Charity w tym momencie nie wyobrażała sobie go stracić. Za to im dłużej widziała jego matkę, tym bardziej się bała. Już niedługo będzie zmieniał liczbę na liczniku, zamieni ją na 4, a wtedy... to już tylko miejsce na cmentarzu wykopywać.
— I ustalmy datę ślubu — była gotowa na przygotowania. Ojciec z pewnością też oto spyta. Powoli nadchodził czas, w którym powinien poznać jej nowego narzeczonego.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
I to chyba był pierwszy raz kiedy ona mu coś takiego powiedziała. Może jak ścisnęło ją serce, to myślenie odrobinę się zmieniło? Galen często się nad tym zastanawiał, bo po takim ataku jego matka zawsze łagodniała, bała się śmierci? Może bała się, że jej syn nie zapłacze nad jej grobem? Bo w zasadzie to teraz tylko jego miała, skoro Yvonne nie dawała znaku życia.
Chwilę mu to zajęło zanim odstawił matkę, zanim upewnił się, że wszystko jest w porządku, zanim wrócił.
Wszedł do mieszkania, zrzucił marynarkę, no dobra powiesił ją na wieszaku przy drzwiach, ale buty zostawił na środku korytarza. Po drodze rozwiązał krawat stając za kanapą i patrząc na Cherry.
- Powiedziała mi, że jest jej przykro, rozumiesz to Cherry? Że jest jej przykro - on jeszcze za bardzo w to nie wierzył. Podwinął mankiety koszuli i usiadł obok Cherry na kanapie, chciał oprzeć głowę na jej udach, przez moment po prostu tak leżeć patrząc jej w oczy, ale kiedy powiedziała o tym lekarzu, to się wyprostował.
- Po co? Ja nie muszę iść - stwierdził, bo Galen nie lubił lekarzy, ale prawda jest taka, że chodził na badania regularnie. Dużo odziedziczył po matce, oczy, rysy twarzy, uśmiech, bał się, że serce może też. Ale na razie jego wyniki były dobre. I tylko czasem czuł, że serce może wali mu w piersi szybciej niż powinno.
- Cherry, popieram to, żebyś poszła na badania, ale mnie nie wyciągniesz, mogę Ci pokazać moje ostatnie wyniki - które robił jakieś pół roku temu. Zanim poznał ją, zanim wyszła sprawa z kontenerami, zanim świat zaczął mu się wywracać do góry nogami.
Na jej kolejne słowa za to odrobinę się ożywił, i tym razem już położył się na kanapie opierając głowę na jej udach, a niebieskie oczy podnosząc na jej twarz.
- Jesteś na to gotowa? - zapytał, on był, ale bał się poruszać teraz tego tematu, no bo jednak jeszcze kilka godzin temu Cherry przeżywała śmierć ich dziecka, a teraz miałaby szykować sukienkę ślubną? Ale może tak właśnie miało być? Może Felicja Wyatt też nie pojawiła się tutaj przez przypadek? Tylko oni potrzebowali tego wspólnego wroga, żeby się zjednoczyć?
- A kiedy byś chciała? - zapytał i sięgnął do jej ręki, żeby spleść swoje palce z tymi jej. Bo Galen to mógłby nawet jutro, ale takie przygotowania do ślubu chyba trwały. Do poprzedniego Cherry trochę się przygotowywała, ale to dobrze, bo miał czas, żeby zareagować.
- Cherry, a jak byś chciała, żeby ten ślub wyglądał? - zapytał i oparł sobie na klatce piersiowej ich splecione ręce.
Cherry Marshall
- 
				 Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor Pani Prezesnieobecnośćniewątki 18+niezaimkizaimkipostaćautor
— Jesteś pewien, że jest jej przykro? Może chodziło oto, że jest jej przykro, za to jaką masz żmijowatą narzeczoną? — może się zakrztusiła i miała to znaczyć coś innego? Nie chciała mu odbierać przyjemności z całkiem dobrych słów matki, ale szczerze? Teściową to by zaprosiła na Święto Zmarłych, czy inne Halloween, a nie na jakąkolwiek uroczystość rodzinną. Była też pewna, że nie chciała jej zapraszać do ich wspólnego życia. Co jeśli mieliby dziecko? Opowiadałaby mu, jakich okropnych i strasznych ma rodziców? Charity by do tego nie dopuściła, od niektórych ludzi trzeba było przeciąć pępowinę, a kobieta była jednym z nich.
— Żeby mnie trzymać za rękę — powiedziała krótko. Może Galen sobie przypomni? Dziewczyna przeraźliwie bała się o jakiejkolwiek igły. Jeszcze tego by jej brakowało — poza tym poczytałam, po areszcie może... powinieneś sprawdzić, czy wszystko jest w porządku? — dopytała Charity, unosząc jedną ze swoich brwi dość wysoko. Kto wie? Może ten policja zaraziła go jakimś dziadostwem? Albo stres zbyt mocno wpłynął na jego zdrowie. Teraz po takim widoku Marshall nie odpuściłaby sobie sprawdzenia, czy na pewno wszystko było w porządku.
— Jakbym nie była, to bym się nie zgodziła Galen — bo może to było rozwiązanie? Zamiast zajmować głowę dzieckiem, żałobą, Charity zamieniłaby się w organizatorkę ślubów. Kwiaty, papeteria, tort, fotograf, muzyka... Było tak wiele rzeczy, które trzeba było dopiąć. Czy będą puszczali gołębie? Na co mogliby sobie pozwolić? Tak wiele pytań, ale... chciała zrobić tej durnej prukwie na złość. Nie była to dobra motywacja, Galena kochała całym sercem. Chciała już wcześniej tego ślubu, za to została do niego delikatnie popchnięta.
— Na wiosnę, albo gdzieś gdzie będzie ciepło, a ja będę mogła wybrać sukienkę, nie nosząc jakiś futer — na pewno nie w piątek to przynosi nieszczęście i na pewno nie w maju. Każdy wie, że to zwiastuje nieszczęście. Choć nie była przesądna, to do niektórych rzeczy nie powinno podchodzić się w lekkomyślnie. To poważna sprawa. Losu nigdy nie warto kusić.
— Szczerze? Wolałabym, żebyśmy byli gdzieś tylko we dwoje na jakiejś wyspie, ale... — głos się jej na moment urwał i próbowała wybadać twarz Galena. Mieli zbyt wiele osób, które powinny się na nim pojawić. Mogłyby poczuć się urażeni. Rodzina, inwestorzy, współpracownicy, przyjaciele... Ta lista tylko by się wydłużała cały czas — rodziny chyba nam nie odpuszczą wielkiego ślubu z weselem, co? Do tego trzeba znaleźć odpowiednie miejsce, sale i każdą inną pierdołę. Pewnie dopiero za rok... moglibyśmy o tym pomyśleć, to strasznie dużo przygotowań — to nie było takie hop siup. Wcześniej nie była zaangażowana panną młodą, teraz chciała spełniać własne marzenia z dzieciństwa. Odpowiednia sukienka, oświetlenie, kwiaty, a także cała oprawa. Wybór piosenek, no i pierwszy taniec... ich powinien być widowiskowy — a ty? Jak chciałbyś, by wyglądał twój ślub? — pewnie nigdy o tym nie myślał. Była wręcz o tym przekonana. Bardziej przykładał, by wizję własnego kawalerskiego. Pięknego, hucznego, po którym ktoś z kawalerów ożeniłby się z prostytutką, ktoś zrobiłby tatuaż, a inny rzucałby karłem.
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
- Mnie się wydaje, że ona się boi, że jak umrze to nikt nie zapłacze nad jej grobem, wiesz jak jest silna to walczy, a jak jest słaba, to przychodzi skrucha - stwierdził siadając przy Cherry. Nie powinien usprawiedliwiać swojej matki, ale czasem to robił, czasem czuł do niej jakąś taką empatię, może nie miłość, ale po prostu starał się ją zrozumieć. Chociaż tego jak go traktowała nie rozumiał nigdy, ale to też pewnie ma głębsze dno, tylko, że Wyatt nie chciał się w to zagłębiać.
- Żebyś się nie bała? - zapytał już bawiąc się jej palcami. Na to się mógł zgodzić trzymać ją za rękę, kiedy będą pobierać jej krew.
- Będę Cię trzymał za rękę i opowiadał o naszej nocy poślubnej, żebyś nawet nie zwróciła uwagi na igłę - musnął wargami jej palce, ale na te kolejne słowa wywrócił niebieskimi ślepiami i ułożył sobie jej rękę na sercu - Cherry, przecież wiem co robię - powiedział pewnym siebie tonem, ale... ostatnio to stwierdzenie w ogóle się go nie trzymało. Wszystko działo się szybko, dużo rzeczy to był jakiś łut szczęścia, inne straszny pech. Galen działał trochę po omacku, przy Cherry dał się ponieść uczuciom, i czasem tracił głowę. W firmie wciąż walczył i wciąż próbował załatwić wszystko tak, żeby było dobrze, ale czuł, że niejedna osoba tam podkłada mu kłody pod nogi. No i jeszcze ta sprawa z kontenerami, tam to już w ogóle nie wiedział co robi. Nie powinien się może wcale w to mieszać, a jednak siedział już w tym tak głęboko, że nie było odwrotu. Aż się zastanowił jak ten podsłuch u Seeleya.
- Ale teraz... trochę się wydarzyło, no i poznałaś moją matkę - uniósł jedną brew, mogła po tym uroczym spotkaniu z mamusią przecież zmienić zdanie. Galen może by zmienił, jakby się okazało, że ma mieć taką wariatkę za teściową...
Nie, nie zmieniłby.
- Za rok? - zmarszczył brwi, bo to bardzo długo. Rok wydawał mu się jakiś taki odległy - czyli to będzie wielkie wesele? - zapytał, on wcale o tym nie myślał, ale może Cherry miała rację, było dużo osób, które powinni zaprosić, może i Galen nie miał najbliższej rodziny, ale jego matka miała rodzeństwo we Francji, a ojciec w Kanadzie, miał jakiś kuzynów, których widywał od święta. Ale czy potrzebował tych ludzi na swoim ślubie?
Zamyślił się na moment.
- Mnie wystarczyłabyś Ty, w białej sukni, ale nie tamtej, takiej, którą wybierzesz dla mnie, nikt inny nie musi przychodzić - chociaż mogłaby Lucita, bo ona życzyła mu naprawdę dobrze, a reszta, łącznie z jego rodzicami już nie do końca. Może nawet życzyliby mu, żeby poszedł do więzienia?
- Ale możemy zrobić huczne wesele, nie przeszkadza mi to, jeśli to ma uszczęśliwić nasze rodziny - dodał, chociaż Galen wiedział, że jeśli chodzi o jego matkę, to nawet najpiękniejszy ślub raczej nie sprawi, że będzie szczęśliwa. Zwłaszcza jak teraz powiedziała Cherry, że jej syn za nią nie wyjdzie. Kiedy Galen o tym pomyślał to aż usiadł obok niej na kanapie.
- Ciekawe czy moja matka w ogóle zgodzi się przyjść. Chociaż jeśli zaprosimy dalszą rodzinę, to zrobi to, bo tak wypada... Ale moja siostra, ona pewnie nie przyjdzie, bo wydaje mi się, że wciąż ma do mnie żal - westchnął ciężko, tu nic nie było proste, jak nie walnięta matka, to siostra, która nie dawała znaku życia. Wspaniała rodzina Wyattów.
Cherry Marshall

