- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— A skąd mam to wiedzieć? — spytała szczerze. Nie było w tym pytaniu ani grama złośliwości. Chciała wiedzieć, skąd jego zdaniem mogła mieć pewność, że mówił prawdę. Musiała mu uwierzyć na słowo? No to mogło być teraz trochę za mało. Potrzebowała argumentów. Prostych komunikatów, które sprawiłyby, żeby jej to wszystko już tak nie uwierało na sercu. Żeby nie żałowała, że jako naprawdę jeden z nielicznych znał jej historie. Bo Pilar na palcach jednej ręki mogłaby zliczyć o tym, komu powiedziała o tym wszystkim przez całe swoje życie.
I żeby było śmieszniej myślała, że on akurat ją rozumie. Chociaż chyba faktycznie rozumiał. A przynajmniej tak czuła wtedy, gdy dzielił się z nią i Marie swoją historią, a potem w Wendy’s. Bo czy dało się zmyślać na taki temat? Przyjrzała mu się dokładniej. Zajrzała głęboko w te niebieskie oczy, które już straciły gdzieś tą radość, która miały w sobie, gdy przyszła. I już miała nawiązać do tych małych dzieci skrzywdzonych przez życie, kiedy Galen ponownie się odezwał. A obok tego już nie potrafiła przejść obojętnie.
— Galen, ale co ty w ogóle wygadujesz? — pokręciła głową z niedowierzaniem. — Przecież my nie byliśmy. Nic nie było. Do niczego nie doszło — próbowała to jakoś sprostować, bo sposób w jaki mówił o ich relacji mógł sugerować, że między nimi zrodziło się coś dużego, większego niż człowiek mógłby pomysleć, uczucie silne romantyczne. Tak to brzmiało w jego ustach. A przecież to wcale nie musiało być właśnie to. Poza tym, Pilar powiedziała mu wtedy w Wendy’s, że nie bawiła się w miłość. Za bardzo szanowała swoje serce. I swoją drogą kurwa całe szczęście, bo skończyłoby złamane na milion kawałków.
— Jasne, był pociąg fizyczny. Tego nie można nawet podważyć. Ale nie mylmy tego z miłością — wbiła w niego ciemne spojrzenie. — A to co stało się w Quebec, a potem Wendy’s.. nie wiem, też nie umiem tego do końca wytłumaczyć, ale nazwałabym to bardziej wytworzeniem prawdziwej więzi. Trochę takie połączenie skrzywdzonych przez życie dusz. Ale to wcale nie musiało znaczyć, że było to zakochanie. Może po prostu.. przyjaźń? — sama przecież do końca nie wiedziała. Nie analizowała tego aż tak dogłębnie, ale słuchając go wcześniej i spoglądając w te niebieskie oczy, poczuła, że Galen chyba trochę się zagubił. We własnych uczuciach i przede wszystkim w poczuciu winy. Że nadinterpretował sytuacje. Może dlatego, że zazwyczaj kończył ze wszystkim swoimi towarzyszkami w łóżku na jedną noc? A może żadnej wcześniej nie chciał na tyle poznać? Może właśnie dlatego, że była to dla niego nowość, podszedł do tego od dupy strony i rozwiązał to tak jak rozwiązał? Westchnęła. Faktycznie miała na to kurwa za dobre serce. Bo zamiast się na niego wydzierać, to rozkładała go na czynniki pierwsze, faktycznie próbując zrozumieć. Zamiast oceniać. Chociaż rzucać pretensjami byłoby o wiele prościej.
— Kurwa, oczywiście, że umiałam cię docenić. Co to w ogóle za słowa? — przewróciła oczami i przelotnie spojrzała na maszynę do mierzenia uderzeń serca, tak już odruchowo. — Bo byłeś warty docenienia. I wcale zdania nie zmieniam. Nie będę tu teraz siedzieć i nagle mówić ci, że odwołuje wszystko, co ci powiedziałam wtedy w Wendy’s. I nawet to co powiedziałam po — zajrzała mu głęboko w oczy. — Tego też nie mam zamiaru odwoływać — dodała pewnym głosem, żeby kurwa wiedział. Bo mogła być na niego zła i czuć się oszukana. Ale wciąż nie miała go za złego człowieka. Może takiego pogubionego, co stracił na moment cel sprzed oczu, ale na pewno nie złego. Już wystarczyło, że wszyscy dookoła go za takiego mieli. A może była po prostu głupia. Ale to już jej problem.
Galen L. Wyatt
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Na jej pytanie wzruszył ramionami. Sam by sobie nie uwierzył, a zresztą nikt mu nie wierzył, bo wszyscy uważali, że ktoś taki jak on po prostu musi dobrze kłamać. A prawda jest taka, że Galen zupełnie tego nie potrafił, że czasami potrafił tylko o czymś nie mówić, dusić to w sobie, emocje, informacje, ale gdy przychodziło co do czego, gdy ktoś pytał go co czuje, to to mówił, wszystko. Kocham. Nienawidzę. Jestem szczęśliwy, albo nieszczęśliwy. Czasem umiał to ubrać w ładniejsze słowa, ale nie umiał jednak się odciąć i udawać. Chociaż... umiał udawać Franka i zakochanego w Anicie głupca, ale nie umiałby udawać wtedy przed Marią, kiedy Pilar się otworzyła, albo wtedy w Wendy's. A może na tej kolacji, albo w burdelu, to on też nie wszystko udawał? Bo przecież Pilar mu się podobała, nie mógł temu zaprzeczyć. Może wtedy kiedy walnął Seeleya to walnął go za nią a nie za Anitę, nie za Chloe. Sam już nie wiedział, miał w głowie mętlik.
Słuchał jej, tylko, że nie do końca chyba rozumiał. Albo rozumiał, tylko inaczej to odbierał, ale on inaczej odbierał wiele rzeczy, bo do wielu rzeczy podchodził zbyt emocjonalnie. Z jednej strony ważył każde słowo, nie reagował na zaczepki, starał się być zimny, ale z drugiej... Kiedy coś czuł to całym sobą i wystarczyła iskra, żeby spłonął, tak jak było z Cherry.
Miał wrażenie, że z Pilar też już niewiele brakowało, dobrze, że brakowało, bo teraz chyba nawet nie pomogłyby te leki, które stabilizowały bicie jego serca.
- Pewnie masz rację - stwierdził, tylko, że Galen miał przyjaciółkę, znali się od lat, jak łyse konie, ale nigdy w życiu nie zwierzył jej się z tak intymnych rzeczy jak Pilar. I nigdy też nie poczuł do niej tego, co do Stewart. Postanowił to jednak już zachować dla siebie, gdzieś pomiędzy tymi innymi myślami, przyjaźń mogłaby być całkiem sensowna. Może po prostu chciał się z nią przyjaźnić?
To co poczuł to była przyjaźń, a on po prostu nigdy nie potrafił tych wszystkich uczuć dobrze określić, bo nikt go nigdy tego nie nauczył. Pierwszych przyjaciół poznał pewnie na studiach, może nawet to była Lotta.
Słuchał jej, ale już nie chciał o tym mówić, o tym, że go doceniła, i że przez to on może rzeczywiście coś źle zrozumiał, poczuł nie to co trzeba. Nie przyjaźń.
Dopiero kiedy spojrzała mu w oczy, to on tymi swoimi wywrócił.
- A powinnaś, bo sam z siebie zrobiłem dupka nie mówiąc Ci o Cherry, no i o serce też nie umiałem zadbać - powtórzył to co mu powiedziała, bo Galen sobie bardzo wziął do serca te jej słowa. Nawet później je wyciągnął przy kłótni z Cherry, chyba wtedy zanim nie umarł prawie na zawał, albo wcześniej.
- Ale teraz już bym chciał zadbać, i też chciałbym trochę pozmieniać, żeby wiesz być trochę szczęśliwszy - żeby jednak to przelatujące przed oczami życie to było trochę lepsze. I to właśnie był pierwszy krok do tego lepszego życia, uporządkowanie tych spraw z Cherry i z Pilar. Teraz już chyba pójdzie z górki... jak kiedyś uda mu się odzyskać zaufanie jednej, czy drugiej.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Poczuła więcej niż przyjaźń.
Tylko to nie chodziło o to, co człowiek czuł, bo na uczucia nie mieliśmy wpływu. Nie dało się ich po prostu wyłączyć albo ot tak przekierować na inną osobę. One po prostu przychodziły. Czasem w najmniej oczekiwanych momentach. W małych rozmowach o krzywym nosie ochroniarza, w sytuacji zagrożenia życia, czy nawet nad pieprzonym kubełkiem kurczaczków z Wendy’s. Czasami wystarczyło jedno głębsze spojrzenie w oczy, by poczuć o dwie rzeczy za dużo. Albo ten najdrobniejszy gest, obok którego ktoś inny przeszedłby obojętnie. Emocje bywały dzikie i nieokiełznane. I nie dało się ich przestać odczuwać.
Dało się za to na nie reagować.
Na to już miało się całkiem niezły wpływ i władze. I chociaż wtedy Pilar po części poddawała się tej beztroskiej przygodzie, wciąż była ostrożna. Wciąż nie pozwalała im przejąć kontroli, nawet jeśli chwilami chciała. Bo dobrze wiedziała w czym w życiu były konewkencje. I nawet wtedy przy samochodzie, kiedy całe jej ciało lgnęło w stronę Galena, by przypieczętować ten wyjątkowy wieczór, ona postanowiła zachować ostrożność. Zareagować. Bo nic nie mogła poradzić na to, że chciała go pocałować. Ale że tego nie zrobiła już tak.
I nawet teraz, gdy tak zaglądała w jego oczy, nie miała zamiaru mu się do tego przyznawać. Wolała przeinterpretować to w stronę tej domniemanej przyjaźni. Bo po co jeszcze bardziej wszystko komplikować? Bo przecież miał już swoją kobietę. Pilar nie znała dobrze Charity ani ich relacji, ale jako kobieta kobiecie w życiu nie zrobiłaby takiego świństwa. W życiu nie próbowałaby odbić komuś faceta. Niezależnie od tego jak mocno by nie czuła. Bo na tym właśnie polegała różnica między odczuwaniem, a czynami. A Pilar była zajebiście dobra w chowaniu tych swoich. Na rzecz cudzego dobra.
— Oczywiście, że mam kurwa racje — przewróciła oczami. — Kiedy ja jej nie miałam? — żałosna zaczepka na przełamanie tej niezręcznej rozmowy? A może po prostu jej charakter nad którym nie potrafiła zapanować? Może nawet kącik jej ust wypiął się do góry, ale tak przelotnie, że mało kto byłby w stanie to zauważyć. Bo przecież dalej była na niego zła. Nawet kiedy leżał w tym przeklętym łóżku z miną zbitego psa. Nawet kiedy z tak wielką skruchą spoglądał w jej ciemne oczy. Nawet wtedy była na niego zła. Chociaż i tak trzeba było przyznać, że wybrał sobie świetny moment na rozmowę o takich rzeczach. Bo w każdych innych okolicznościach Pilar strzeliłaby mu w twarz i kto wie, w którą stronę poszłaby ta rozmową. Cóż, na pewno nie byłaby tak spokojna jak ta, która właśnie miała miejsce.
— Zrobiłeś — przytaknęła mu na tego dupka. — I powinieneś zarobić za to prosto w twarz — wystawiła palec i wskazała na tą jego wciąż ładną buzię. Nawet podłączony do tego całego ustrojstwa wyglądał dobrze. Pewnie włosy dalej miał mięciutkie, uprane w
— Ale ja ci powiedziałam, że masz o nie z a d b a ć, Galen — odnalazła jego niebieskie spojrzenie. — A nie kurwa prawie umrzeć — dodała z lekkim wyrzutem, trochę jakby to faktycznie była jego wina, że miał ten zawał. Jakby mógł coś z tym zrobić. A bo pewnie mógł, jak na przykład się kurwa regularnie badać. Cóż, może teraz przynajmniej będzie.
— I jak zamierzasz to zrobić, co? — wyprostowała się i opadła na oparcie krzesła. — Co takiego pozmieniasz, żeby być szczęśliwszym? Zaczniesz mówić laskom, z którymi się spotykasz, że masz narzeczoną? — mogła oszczędzić sobie to drugie pytanie, ale nie był AŻ TAK obłożnie chory, żeby nie przyjąć na klatę nieco złośliwości. Na którą zasłużył tak swoją drogą. — Czy może czas na rachunek sumienia i rozpiszesz sobie w tych swoich fikuśnych tabelkach co było w twoim życiu dobre, a co ściągało cię w dół? A raczej kto. Bo gdyby tak wziąć pod uwagę jak nisko o sobie myślałeś i że mało kto w ciebie wierzy, to chyba jednak towarzystwo dookoła masz mocno chujowe — nie znała jego kobiety, ale chyba miał w niej średnie wsparcie, skoro to Pilar zwierzył się z tych wszystkich rzeczy nad pudełkiem kurczaków.
Galen L. Wyatt
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Może ona w końcu zgaśnie, albo rzeczywiście ustąpi miejsca tej przyjaźni. Mogłaby.
- Zawsze miałaś - rzucił i od razu sobie pomyślał o tym, że Pilar jest po prostu bardzo inteligentna i te rozmowy z nią zawsze są jakieś takie błyskotliwe, że ona zawsze myśli o tym co trzeba zrobić, żeby wykonać zadanie. Imponowała mu tym. Może po prostu mu tym imponowała?
- I chyba lubisz ją mieć... - dodał wywracając oczami, żeby może właśnie trochę rozładować tą ciężką atmosferę. Dobrze, że miał tlen, bo czuł jakby go zaczynało brakować w tym pomieszczeniu, kiedy tak dochodzili wspólnie do wniosku, że to jest jednak przyjaźń, a nie kochanie.
- To może innym razem - mruknął na to, że powinien zarobić prosto w twarz, bo tak naprawdę czuł, że powinien, ale też czuł, że jakby zarobił, to mogłoby to się różnie skończyć, bo jednak wybuch emocji, nawet tych złych, to wciąż jest wybuch. Dużo iskier.
- Nie kopie się leżącego - nie leżał tylko siedział, no i jednak sam sprowokował te rozmowy, ale w głowie miał tylko jedną myśl, żeby mieć już to za sobą. Bo teraz jak wreszcie wyjdzie z tego szpitala, to będzie musiał wprowadzić dużo zmian. On naprawdę już je planował w swoich tabelkach.
- Plus jest taki, że to się stało w klinice, gdzie mogli od razu pierdolnąć mnie prądem - stwierdził, kiedy tak mu mówiła o tym, że miał dbać o serce, a nie umierać, a nawet... uśmiechnął się do niej blado. Trzeba szukać jakiś plusów. Bo przecież Galen doskonale zdawał sobie sprawę, co go wykończyło, tylko że... o takich rzeczach nie chciałby nawet rozmawiać z najlepszą "przyjaciółką".
- Właściwie to pomysł jest taki, żeby jednak nie spotykać się z innymi laskami i nie zapraszać ich na kolację, nawet jeśli wpadną mi w oko - tylko, że Wyattowi było dość łatwo wpaść w oko, bo wystarczyło trochę pewności siebie, jakaś taka iskra w spojrzeniu, a jak jeszcze to wszystko dopełniały długie nogi i burza ciemnych włosów. Nie no, może tak naprawdę w Toronto nie było tak wielu kobiet, które miały w sobie to wszystko. Oby.
Te jej kolejne słowa sprawiły, że nabrał znowu głęboko w płuca powietrze, a ten wykres wskazujący bicie serca zadrgał niebezpiecznie.
Przecież on to wszystko doskonale wiedział, nawet nie musiał tego wrzucać w tabelki, czy kreślić wykresów. Niebieskie tęczówki znowu zawiesił na twarzy Pilar, co jej miał powiedzieć, że wrzuciłby ja na pierwszym miejscu tabelki, z napisem to było w twoim życiu dobre Galen. Bo ona była dobra. Po prostu taki miała charakter. Wtedy kiedy rozmawiała z Marie i u Seeleya też.
Cherry też była dobra, tylko, że oni z Cherry bez przerwy walczyli o wszystko, a najczęściej o to, że po prostu się nie zgadzali i żadne nie umiało ustąpić. Ale postanowił, że już nie będzie taki zawzięty. Postara się.
- Zacznę od biura, najchętniej to już bym wprowadził pewne zmiany w zarządzie - bo przecież mógłby dużo zadań oddelegować, potrzebował tylko do tego zaufanych ludzi, a na razie to miał gnidę w postaci Seeleya, który teraz pewnie siedzi w jego gabinecie, w jego fotelu i spełnia swoje marzenia - ale najpierw musisz wsadzić za kraty tego dupka, już nie mogę się doczekać, wyśle mu tam bukiet - sięgnął do stolika, na którym leżał jakiś elegancki bilecik, który wyjął z jednych kwiatów. Obrócił go w palcach i podał Stewart. Oczywiście Arthur jebany Seeley, aż dziwne, że nie wyskoczył tutaj zza jakiegoś parawanu. Wracaj do zdrowia Galen! Pozdrowienia od Chloe.
- Był tutaj i pytał o Anitę, ale niechcący odłączyłem jakiś kabel i przez moment chyba myślał, że umieram, zanim przyszła tutaj pielęgniarka, jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów - bo pewnie Arthur to wcale nie życzył mu tego zdrowia, a po cichu to liczył, żeby zdechł.
Pilar Stewart
- 
				 lepiej strzela niż gotuje. lepiej strzela niż gotuje. nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
No z tym to miał akurat racje. Jednym wyjątkiem dla Pilar Stewart byłoby gdyby to Arthur Seeley przed nią leżał. Wtedy jak najbardziej by go skopała. I do tego jeszcze opluła. A najlepiej to udusiła, tak dla pewności, żeby już nikomu nie zatruwał życia. Galena jakoś nawet nie miała ochoty kopać. W ogóle nie chciała mu robić krzywdy. Wystarczająco dużo już zrobił sobie jej sam. Swoim zachowaniem, podjętymi decyzjami i niedbałością o to dobre serce. Bo chyba wciąż je w sobie miał. Może trochę lekko zagubione, poharatane i potrzebujące pomocy w postaci tlenu, ale miał.
— Czyli w tym całym nieszczęściu było jednak coś dobrego — uśmiechnęła się blado. Bo to taka chujowa sytuacja, że nawet nie dało się z niej żartować, ale zaś rozmawiać tak żeby się nie rozpłakać i nie załamać też było ciężko. Utrata dziecka na pewno bolała. Ich obojga. A Pilar mogła tylko sobie spróbować wyobrazić przez co on i Charity musieli przejść. Sama nie była gotowa zostać matką. Brała pod uwagę to, że może nigdy nie będzie. Bo jak mogłaby być, skoro własnej nigdy nie miała? Skąd miałaby wiedzieć, co robić z takim dzieckiem, jak z nim żyć, jak je… wychować, żeby wyszło na ludzi. Chyba nie była do tego zdolna. Chociaż z drugiej strony miała takie przeczucie, że gdyby sobie wpadła, kochałaby je bezgranicznie. Na zabój. Tak jak jej nikt nigdy nie pokochał. Może Galen miał podobnie? Może był gotowy dać temu nienarodzonemu dziecku to wszystko, czego nie dostał za dzieciaka: należytą uwagę, akceptacje, zrozumienie i tą wiarę, że jakoś to będzie, niezależnie co by się nie działo, której sam tak bardzo szukał w innych ludziach. Pewnie byłby świetnym ojcem. Tak czuła. Przez moment nawet miała odruch, by mu o tym powiedzieć, ale bardzo szybko ugryzła się język. Zamknij się, Pilar. Nie twój cyrk, nie twoje małpy. A przede wszystkim nie jej miejsce, by o tym nawet rozmawiać.
Prychnęła głośno na to jego wielkie postanowienie. I oczywiście przewróciła również oczami.
— Brzmi jak plan — pokiwała głową z udawanym podziwiem. — Długo nad nim myślałeś? — bo w sumie Pilar nie wiedziała i też nigdy się nie zastanawiała nad tym, ile dziewczyn Galen obracał na raz. Czy gdy spotykał się z tą swoją dziewczyną, wciąż widywał i sypiał z innymi? Jakoś nie chciało się jej w to wierzyć. Ale z drugiej strony, co ona mogła wiedzieć? Sama przecież odmówiła mu kolacji na pierwszym spotkaniu, a potem wylądowała z nim przy jednym stole. Dobra, na misji i pod dobrym pretekstem, ale jednak to zrobiła. Prawda była taka, że gdyby bardzo chciała, Pilar mogła poprosić kogoś innego o wycieczkę do Quebec. Kogokolwiek. Nawet z posterunku. A jednak w pierwszej kolejności zapytała jego. Bo przecież kurwa chciała. Bo liczyła, że odmówi. A on tego nie zrobił.
Na wspominkę o Seeleym, automatycznie westchnęła z obrzydzeniem. Kurwa miejsce, jakie ten typ zajmował w jej głowie było zdecydowanie za duże. Już pewnie miał nawet swój pokój z widokiem i pierdolonym aneksem kuchennym. Na czas nieokreślony.
— Wsadzenie go z kraty może nie być takie proste — mruknęła niby do niego, ale jednak bardziej pod nosem. A potem podniosła spojrzenie na niebieskie oczy, trochę żałując, że w ogóle zaczęła temat. W pierwszej chwili chciała mu powiedzieć o Marco i że Arthur może być zamieszany w o wiele większe gówno niż z początku myśleli, ale bardzo szybko doszła do wniosku, że nie powinna. Nie powinna go w to tak angażować, nie przy tym chorym, delikatnym sercu. Bo Galen może i z zewnątrz wydawał się oschły i nieruszony, ale przecież poznała go już na tyle, by wiedzieć, że w środku był kruchy i mocno wrażliwy na cudzą krzywdę. — Ale ty się tym nie przejmuj. Z mojej strony masz totalne zapewnienie, że wrzucę do za kraty, kiedy tylko będę miała okazję. Wiesz mi, Galen, nikt, ale to kurwa NIKT, nie chce go upierdolić tak bardzo, jak ja — powiedziała to w taki sposób, takim tonem i z takim spojrzeniem w jego oczy, że musiał uwierzyć jej na słowo. Po prostu musiał. Bo nikt kurwa inny nie nasłuchał się tyle co Pilar, ile krzywdy on wyrządził Chloe w ciągu tych dwóch tygodni. Aż oczy się jej zaszkliły w pewnym momencie, jednak bardzo szybko odwróciła wzrok i przełknęła tą gorycz.
Milczała przez chwile. A potem poprawiła się na krześle.
— Zostawię ci te kurczaczki tu w szafce, co — zerwała się z miejsca, podciągając lekko nosem. — Tu ich pewnie nie znajdą, a spokojnie dosięgniesz, jak zgłodniejesz, o — nachyliła się tuż przy łóżku i wcisnęła pudełko do szuflady tuż obok wielkiej poduszki, na której leżał. I nawet nie zauważyła kiedy długie kosmyki jej włosów opadły na jego ramię, sunąc o odkrytej skórze. Uciekły na drugą stronę dopiero, gdy odwróciła głowę w jego stronę i zajrzała w te niebieskie oczy. — Coś jeszcze potrzebujesz? Coś ci przynieść, zanim pójdę?
Galen L. Wyatt
- 
				 Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty. Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
 Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
 Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
 Teraz stara się je poskładać.
 Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią. nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor nieobecnośćtakwątki 18+takzaimkisąpostaćautor
Może z nich też jeszcze mogło wyjść?
Kiedyś.
Jak już serce to wszystko przepracuje. Przepompuje całą złą krew. Jak minie złość i może ta myśl, że to było więcej niż przyjaźń. Bo może wcale nie było? Przecież przyjaciele też sobie żartują i mówią różne rzeczy. Może.
Uśmiechnął się delikatnie, kiedy zapytała czy długo nad tym myślał.
- Długo, szpitale są nudne, to można dużo myśleć, sama wiesz - stwierdził i zerknął gdzieś w okolice tej blizny po postrzale, którą mu pokazała - a Cherry przyjęła to trochę gorzej - zdecydowanie gorzej, bo przez wiele dni nie chciała nawet spojrzeć mu w oczy. Ale prawda jest taka, że ją skrzywdził na pewno bardziej. Oświadczył się, a później...
Tylko, że właśnie później nie było nic. A Wyatt chyba nawet trochę chciał, żeby było, trochę na to liczył. Tylko nie tak jak liczył na to, że zaciągnie do łózka kolejną modelkę pokazując jej swój apartament. On chciał... wejść z butami do jej świata, bo ten jej świat z podsłuchami, z udawaniem i z Wendy's, jakoś tak bardzo mu się spodobał. Ciągnęło go do niego, do niej. Zachłysnął się przy niej normalnością, której chyba rzeczywiście mu brakowało. Nie umiałby jej odmówić. Nawet teraz wciąż na nią patrzył zdecydowanie nie tak jak na przyjaciółkę, z jakimś takim przejęciem wymalowanym tylko w tych niebieskich oczach.
- Jeśli będę Ci mógł jeszcze jakoś pomóc... - zaczął, kiedy powiedziała, że wsadzenie Arthura za kratki może nie być takie proste. Tylko, że kurwa wcale nie powinien tego mówić. Nie powinien się z nią spotykać pod żadnym pretekstem, a tej sprawy to już chyba w szczególności. Już ostatnio Cherry zrobiła mu z tego powodu prawniczy wykład, bełkot. Ale może wreszcie Galen powinien wziąć to sobie do serca, bo jednak okazuje się, że on wcale nie jest taki niezniszczalny, jak mu się zawsze wydawało.
Na jej kolejne słowa uśmiechnął się, smutno, ale jednak się uśmiechnął.
- Wiem - powiedział kompletnie szczerze, bo już trochę zdążył zauważyć jaka Pilar jest zawzięta, jaka jest oddana sprawie. Wiedział, że chciała wsadzić Seeleya za kratki, tak jak Galen chciał, za te wszystkie dziewczyny i za Chleo, nawet nie za niego, tylko za nie.
Wierzył jej, cały czas jej we wszystko wierzył, nawet jakby mu zaczęła opowiadać, że Ziemia jest płaska, to też pewnie by jej uwierzył, wystarczyło tylko jedno spojrzenie w jej oczy, żeby on na nią patrzył tak, jakby była jakaś święta. Bo może w jego oczach właśnie była?
Dobra, uczynna, troskliwa, a przy tym zawzięta, przy tym pełna poświęcenia. Kupowała go tym całkowicie, bo była zupełnie inne od kobiet, które Galen Wyatt znał.
I nawet w tym momencie, kiedy to może rzeczywiście miało być ich ostatnie spotkanie, to on by chciał ją poznawać jeszcze dalej. Tylko wiedział, że nie może, bo doszedł już do jakiejś ściany, i nawet jeśli jeszcze jakiś czas temu wydawało mu się, że mógłby ją przekroczyć, tę granicę, to teraz już wiedział, że nie. Nie dlatego, że by nie chciał, ale dlatego, że nie mógł. Robić tego sobie, jej i Cherry.
Powiódł za nią wzrokiem, kiedy chowała te kurczaki do szafki, a kiedy jej włosy musnęły jego ramię, to lekko drgnął. Bo znowu miał jakieś złe myśli, nie czarne, ale nieodpowiednie.
- Nie Pilar - powiedział od razu, chociaż mógł jeszcze sobie wymyślić, że potrzebuje kawy z dołu, albo cukierków ze szpitalnego sklepu, jakiś normalnych landrynek i mogliby jeszcze przy nich pogadać losując ulubione smaki. Tak normalnie, po ludzku.
No nie, właśnie, że nie mogli.
- Dzięki, że wpadłaś, i za kurczaka... - powiedział jeszcze zanim się wyprostowała również zaglądając jej w oczy - w ogóle dziękuję Ci za wszystko Pilar - za odrobinę szczęście, w tym nieszczęśliwym życiu - i przepraszam Cię, że tak to wyszło - bo powinno się to potoczyć zupełnie inaczej. Powinien od razu jej powiedzieć, a nie ją okłamywać, ale... Ale on kurwa wcale tego nie żałował. Bo gdyby jej powiedział, to nie wsiąknąłby nawet na moment w ten jej świat, który tak mu się podobał.
Przyszła pielęgniarka z lekami, a Wyatt odprowadził brunetkę spojrzeniem, bez żadnego żegnaj, bez do zobaczenia, bo żadne z tych słów jakoś nie mogło mu przejść przez gardło. Nie chciał się żegnać, ale wiedział, że nie może jej już widzieć, na razie... Póki jeszcze wciąż nie był przekonany, że to co poczuł to naprawdę tylko przyjaźń.
Pilar Stewart

 
				