ODPOWIEDZ
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Madox A. Noriega
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

Odebrała od niego tą nieszczęsną sukienkę i przyjrzała się jej dokładnie. No założyć to tego raczej już nie założy, biorąc pod uwagę, że poszedł dosłownie cały szew. Chyba, że w środku znaleźliby jakąś kosmiczną ilość agrafek, może wtedy można by to jakoś naprawić, ale marne były na to szanse. Uniosła spojrzenie na Noriegę i pokręciła głową.
Nie ma szans — cmoknęła lekko zrezygnowana, ale z drugiej strony, czy jakoś bardzo się tym przejęła? No właśnie dziwnie nie. Za dobry miała na to humor. Coś wymyślą. W najgorszym wypadku założy tą pieprzoną różową kieckę po Rosie. Rzuciła materiał na razie na beczkę, która widziała i czuła tego wieczoru zdecydowanie za dużo, po czym schyliła się po bieliznę. Ze stanika też już raczej nic nie będzie. Ale to akurat nie była jej wina. Odwróciła się do Madoxa. — Gracias — prychnęła, zakręcając nim sobie na palcu, bo tylko do tego już się nadawał z tym jednym ramiączkiem i rozjebanym zapięciem. A potem rzuciła nim w stronę Noriegi. Mógł sobie z nim zrobić co chciał. Nawet zostawić na pamiątkę. Bo tu najważniejszym pytaniem było teraz jak tu się dostać do domu, żeby przebrać się w cokolwiek. I kiedy tak przyglądała się, jak Madox ubiera na ramiona tą czerwoną koszulę, nie musiała już dłużej myśleć.
Czekaj — rzuciła, podchodząc do niego bliżej, po czym złożyła na jego ustach przelotny pocałunek, ALE też w międzyczasie zsunęła z niego tą koszulkę. Bo to właśnie po nią się tam pofatygowała. — Pożyczam — i znowu go pocałowała, a potem już zarzucała na siebie tą krwistą czerwień. Całe szczęście Pilar była drobniutka i miała dłuższe nogi niż tułów, więc ta koszulka spokojnie zakrywała jej tyłek, sięgnąć gdzieś do połowy ud. — ¿Qué aspecto tengo? Jak wyglądam? Zakręciła się jeszcze dla niego w tych wysokich szpilkach, i nawet chciała jeszcze dodać, że on mógł sobie za to założyć tą rozprutą sukienkę na swoją gołą klatę, ale wtedy te całe skandowania tłumu stały się jakieś głośniejsze i ktoś krzyknął tutaj są, a jeszcze ktoś inny, jakiś wujek (pewnie skubaniec Emanuel) już wbiegał za te beczki i kompletnie nie zważając na to, że Madox był w samych gaciach, a Pilar tej całe szczęście za długiej koszuli, złapał ich pod łokcie i zaciągnął na scene.
No kurwa świetnie.

Madox A. Noriega
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

- Nunca - nigdy, odpowiedział od razu na to jej nie zostawiaj mnie, szkoda tylko, że Madox tak paskudnie w tej chwili skłamał. Ale nawet sobie nie zdawał z tego sprawy, bo to jedno słowo wyszło gdzieś prosto z serca, wyszło tak naturalnie, bo on to po prostu czuł, że nie chciał jej nigdy zostawiać. I jakby to życie było takie proste popierdolone, jak tutaj w Medellin, to by tego nigdy nie zrobił. Tylko, że ono w Kanadzie było zupełnie inne...
Wróćmy jednak do Medellin, do tych kilku godzin, które im zostało, tych kilku chwil, nie do końca sam na sam, ale z sercami bijącymi jednym rytmem, z tymi wszystkimi czułymi gestami. Jak ten, kiedy Madox znowu stanął obok niej z ta sukienką, kiedy przejechał szorstką dłonią po jej policzku odgarniając do tyłu te potargane kudły włosy. Oddał jej tę sukienkę z jakąś taką przepraszającą miną, ze spuszczoną głową, a wzrokiem utkwionym w czerwonym poszarpanym materiale, nie do odratowania.
- Kupię ci nową... dwie - rzucił i podniósł na nią te ciemne tęczówki, na jej oczy. I chciał powiedzieć coś jeszcze, może że chciałby jej kupić tych sukienek dziesięć, bo każda jedna byłaby tego warta, ale wtedy pojawiła się ta Gloria. A ona już w tym momencie miała w sobie dużo z Marie, a zwłaszcza ten pisk, który dotarł do ich uszu, kiedy ich tutaj zobaczyła i kiedy dotarło do niej, co tutaj się działo. Na szczęście po tej wcale nie przerażającej groźbie szybko się ulotniła. Dając im DWIE minuty.
- Myślę, że Gloria to akurat też jest... dzikuska - stwierdził sugerując, że Pilar nią jest. No ale przecież była. I chyba to go tak w niej pociągało. A kiedy tak znowu pocałowała go, dziko, to musiała go w pewnym momencie od siebie odepchnąć, i musiała użyć do tego trochę więcej siły, bo to by się tak nie skończyło. W końcu jednak mrucząc pod nosem jakieś por qué odsunął się od niej. No bo dlaczego?
Co z tego, że oni ich tam wołali? I tak już poświęcili dużo czasu na te wszystkie nie ich, tylko cudze problemy. Już i tak dużo z siebie dali, może to by już wystarczyło?
Tylko okazało się, że chyba nie.
I okazało się do tego, że ta sukienka też już się do niczego nie nadaje, nawet do tego, żeby stać w niej bokiem, bo przecież mogłaby stać bokiem i może nikt by nie zauważył? Bo była tak rozpruta, że ona nawet się nie utrzyma na jej ramionach, po prostu rozpierdolona.
- Nie chciałem tego robić - rzucił jeszcze, zbierając z ziemi swoje bokserki - może jak jeszcze kiedyś cię gdzieś zaproszę to weź ze sobą jakieś ciuchy, które łatwo się zdejmuje? - i to był całkiem świetny pomysł. Bo jakby ta sukienka była jakaś zdejmowalna przez głowę, to może jeszcze by to wyszło. Ale tak... no jak on miał znaleźć ten malutki zamek w tych falbanach, aż podszedł do niej, żeby rzeczywiście na niego spojrzeć, na ten mini suwaczek, kiedy już wciągał spodnie na tyłek. Ruszył po buty i przez chwilę szukał jednego, ale znalazł go gdzieś... u góry na skrzynce. Jak on nim tam pierdolnął, sam nie wiedział. Złapał ten jej koronkowy biustonosz, kiedy nim w niego rzuciła.
- A to się może przydać? - zapytał, bo ona mu tak wszystko kazała chować do kieszeni, sznurek, opaskę na oczy, ten stanik też schował - albo go przypnę na lodówce - dodał, bo ona przecież miała naklejkę na lodówkę... Miała.
Bo teraz ta naklejka była przyklejona bezczelnie na środku jej piersi. I Madox równie bezczelnie ją zdjął i nakleił sobie na tego lwa. A później już schylił się po koszulę i wciągał ją na grzbiet, ale zatrzymał się gdzieś w połowie i zawiesił ją nad sobą, kiedy kazała mu czekać. I kiedy jej usta dotknęły tych jego, a miękki materiał koszuli, która była dość droga, karku, to ona już znowu ją z niego ściągała.
- Przypominam, że to ty miałaś chodzić nago, nie ja... - mruknął, ale oddał jej koszulę. Ostatnią koszulę by jej oddał, albo dla niej zdarł, i właściwie to zrobił, bo on już też nie miał ani jednej tej swojej fikuśnej koszuli. Wszystkie były w podobnym stanie jak jej sukienki, jakieś potargane, bez guzików. Pochylił się nad nią, kiedy znowu jej gorące wargi znalazły się na tych jego i nawet chciał ją przytrzymać za nadgarstek, ale znowu mu uciekła, a on znowu mruknął to por qué, a później wbił w nią spojrzenie, te ciemne tęczówki, jego usta od razu ułożyły się w szerokim uśmiechu, bo ona w tych jego koszulach i koszulkach wyglądała zdecydowanie lepiej niż on.
- No sé si podré soportarlo - nie wiem czy to wytrzymam, rzucił i już znowu był przy niej, a jego ręka bezczelnie przesunęła się po jej udzie na pupę, na której zacisnął palce. I już znowu przyciskał ją do siebie, kolano wpychając pomiędzy jej uda. Tylko, że wtedy wujek Emanuel pojawił się na horyzoncie, a Madox był w samych gaciach i jednym bucie, ale ściągnął ten drugi ze skrzyni i założył go po drodze skacząc na jednej nodze. I nawet... dostał koszulę. Dziwną bo w jakieś kolorowe panie tańczące kankana, ale w zasadzie to całkiem mu pasowała do tych roztrzepanych włosów i podrapanej klaty, bo nawet nie zdążył jej zapiąć, kiedy już wciągali ich na parkiet, a ktoś inny krzyczał, że to hora loca, szalona godzina i teraz... To Medellin naprawdę oszalało, bo nie dość, że salsa dudniła w uszach, to dookoła byli wszyscy, młodzi, starzy, wujowie, ciotki i nawet ten Pedro bez zęba, który w pewnym momencie to zbił z Madoxem piątkę. Pilar dostała szal boa we wściekle różowym kolorze, a Madox jakieś okulary serduszka, które w zasadzie to tak mu pasowały do tego spojrzenia, które on miał utkwione w Pilar, że to aż niemożliwe. Potem nad ich głowami huknęło konfetti, i zagrały bębny, dudniły w rytmie tych szalonych serca, a tłum zaczął tańczyć węża i chociaż Madox jeszcze chciał złapać rękę Pilar, to wyślizgnęła mu się i porwały ją kobiety, a jego mężczyźni. Bo już po chwili ich ręce utworzyły tunel, przez który panie miały przejść. I wszystko działo się tak szybko, tak intensywnie, że Madox nawet nie zauważył, w którym momencie on już stał po jednej stronie ze swoimi kuzynami i miał się szykować do złapania la liga - podwiązki.
- Ale po co? - zapytał tylko, bo on wcale nie znał tego zwyczaju, jak był na kolumbijskim weselu ostatnio to miał z sześć lat i wcale nie brał udziału w hora loca, bo już dawno spał. Tylko zanim ktoś mu zdążył wytłumaczyć o co chodzi, to oni już się wszyscy ustawili, a Madox między nimi, a potem przez tłum przeszedł jakiś dziki okrzyk, a potem to już Noriega ściągnął z bara Juana, który się na niego pchał i dostał w łeb tą podwiązką. Dobrze, że nie tacą, albo mango. Bo ta podwiązka była całkiem leciutka i zaraz ją pochwycił w palce i nawet nią machnął, bo wygrał! Tylko jeszcze nie wiedział co...

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Niby krótkie nigdy, a jednak odbiło się to w jej głowie ciągnącym się w nieskończoność echem. Ta jedna prosta obietnica, którą rzucił z takim przekonaniem, jakby naprawdę w to wierzył, w to, że jej nigdy nie zostawi. Ale przecież największy głupiec powinien wiedzieć, że na ich miejscu, to i tak się nie stanie. Bo oni nie mieli prawa bycia. Z chwilą, w której ich stopy postaną w Toronto nie będzie już żadnego my. Będzie Pilar, śledcza w Toronto Police Service i będzie Madox, właściciel Emptiness, gangus i wtyka w policji. A to malownicze Medellin i ta cała ich wielka, piękna, niepowtarzalna miłość zostanie jedynie w ich sercach, otulona już pewnie wtedy bolącymi wspomnieniami.
No tylko na razie byli jeszcze w Kolumbii, na bajecznym weselu, gdzie wszyscy goście tak głośno skandowali ich imiona przy akompaniamencie zespołu. A oni mieli DWIE minuty, dane łaskawie przez Glorię, żeby się z tej nagości i wciąż odczuwalnej przyjemności jakoś pozbierać, przywołać do porządku i wracać do wszystkich.
I chociaż Pilar nie miała przy sobie zegarka była całkiem pewna, że nawet nie minęły te dwie minuty nim Emanuel przyszedł ich zgarnąć. W tych kurwa poszarpanych włosach, rozjebanych wargach, naklejkach dzielnego pacjenta na piersi i tej czerwonej koszuli na ciele Pilar… która przecież nie miała guzików. Więc kiedy wujek tak ochoczo ciągnął ich na środek parkietu, Stewart próbowała dłoniom przytrzymać sobie jakoś ten nieszczęsny materiał, żałująć, że nie zarzuciła sobie jednak jeszcze też czerwonej sukienki na siebie. Tym jednym pozostałym ramiączkiem na przykład przez głowę, żeby chociaż trochę zakryć podskakujące w biegu piersi. Chociaż kiedy w tym biegu złapała przelotnie wzrok Madoxa, to ona chyba wcale nie narzekał na widoki.
I wtedy przypomniała sobie o tym sznurku w jego spodniach. Nie był to może jakiś genialny pomysł, jednak był jedynym, jaki miała. I to musiało jej wystarczyć. Przysunęła się do niego na tyle, by mogła sięgnąć do jego kieszeni, kiedy ktoś już zarzucał na nią to różowiutkie boa. W pierwszej kolejności pomyliła go z opaską, potem z tyłkiem Madoxa również przez przypadek, kiedy zacisnęła na nim palce, a dopiero w końcu złapała w nie sznurek. Nie był jakoś bardzo długi, ale całe szczęście Pilar miała konkretne wcięcie w pasie i jakimś cudem udało jej się obwiązać go sobie dookoła i zakończyć węzłem prostym. Bo taki zazwyczaj trzymał się najlepiej.
I całe kurwa szczęście, że to zrobiła, bo w następnej chwili na parkiecie działo się już kompletne szaleństwo. Wszyscy skakali, tańczyli, cieszyli się jak jeszcze nigdy. Jakby ktoś sypnął z chmury kolosalną ilość tych narkotyków, które rodzina Tio tak dobrze rozprowadzała na cały świat. Jakby to całe towarzystwo ućpało się po same uszy. Nawet Pedro znalazł się w gdzieś w tłumie i zbijał piątki pierwsze z Madoxem a potem… i z Pilar, a kiedy tak się uśmiechał, można było zobaczyć te dwa brakujące zęby, które wcześniej tak ładnie mu wybiła w przypływie gniewu. Odwróciła się nawet, odszukując Noriegi w tłumie, by mu pokazać gestem ręki, żeby rzucił okiem na te dziury w uzębieniu, tylko Madox okazał się być już na drugim końcu parkietu, wraz z wszystkimi innymi kawalerami, podczas gdy na środku zostało postawione krzesło, na którym już po chwili usiadła Marie. Tio padł przed nią na kolana, chyba z o wiele większym impetem niż powinien, a w następnej sekundzie już… nurkował pod jej sukienką, wciskając tam twarz. Pilar zamrugała. No bo co to było? Teraz wszyscy będą tak stać i patrzeć jak on jej tam majstruje przy miejscach intymnych? I już nawet miała odwrócić się do Glorii i zapytać, ale wtedy Tio wyłonił się spod tej pięknej, białej sukni, trzymając w zębach podwiązke, którą z wyjątkową starannością przesuwał po jej łydce i przez buta.
A potem wstał, wyprostował się i zamachnął, wyrzucając ją za siebie, prosto w miejsce, gdzie stali mężczyźni. I powiedzieć, że oni rzucili się na to jak mysz na ser, to kurwa jak nic nie powiedzieć. Bo większość z nich to podskakiwała i wystawiała ręce, podczas gdy podwiązka trafiła… Madoxa prosto w twarz. I co on miał sobie z tym teraz zrobić? ZAŁOŻYĆ? Na głowę chyba. Żeby mu pasowała do tej naklejki dzielnego pacjenta na klacie.
Teraz my dziewczyny!!! — krzyknęła jedna z kuzynek, a Gloria zaczęła się przesuwać, by odejść od tłumu nieco na bok. Naturalnie Pilar ruszyła za nią.
Ty zostań — pchnęła ją z powrotem do tłumu. — To jest dla niezamężnych! — wyjaśniła, chociaż Pilar to mówiło tyle co nic. Bo co to miało do czegokolwiek, czy się miało męża czy nie? I już się chciała z tą ciężarną Glorią kłócić, jednak kiedy zobaczyła jej nieznoszące sprzeciwu spojrzenie, faktycznie wycofała się do tłumu.
Tym razem to Tio siedział na krześle, a Marie usiadła na nim okrakiem. Wyglądało to równie dwuznacznie jak ta scenę sprzed chwili, tylko tym razem przynajmniej było widać, co ona robi. A mianowicie ściągała z niego muszkę. Również zębami. Chociaż w pewnym momencie musiała sobie pomóc jedną ręką, by ją nieco przytrzymać. A potem podobnie jak Tio; wstała, odwróciła się i cisnęła nią za siebie. I kiedy ta czarna muszka tak leciała w stronę Pilar, to Stewart nie wiedziała, czy miała ją złapać czy co, szczególnie, że te wszystkie baby dookoła tak się ścisnęły w jednym miejscu. A jedna to nawet szarpnęła ją za włosy, więc Pilar odwróciła się energicznie, by ją przelotnie wyjaśnić, tylko wtedy coś wylądowało w tych jej kudłach. A dokładniej ta muszka. I ta baba, która ją za nie wcześniej ciągnęła nawet wystawiła rękę, by jej tą muszkę z włosów podjebać, tylko Stewart była szybsza i zacisnęła na niej palce. Tylko co teraz?
O JEZU JAKIE PRZEZNACZNIE!!!! — Marie aż kwiknęła. Tak głośno, że praktycznie zagłuszyła całą orkiestrę. A Pilar dalej nie wiedziała, co się działo.
Dopiero wodzirej Emanuel wkroczył w końcu na parkiet i wyjaśnił dla niedoinformowanych, że to taka tradycja i teraz ci co złapali te itemy są następni do zaślubin. Stewart to pryknęła tak głośno, że kilka osób popatrzyło na nią, jakby była jakaś chorutka, a w następnej chwili już ciągnięto ją na środek, zresztą tak samo jak Madoxa.
Pierwsze została uściskana przez Marie i Tio, a zaraz potem była sadzana na tym samotnym krześle na samym środku, podczas gdy Madoxowi kazali paść na kolana tuż przed nią i teraz ZAŁOŻYĆ jej tą podwiązkę na nogę w taki sam sposób, jak zdejmował ją Tio. O, i zajebiście. Pilar aż się rozsiadła wygodnie.
De rodillas, Noriega Na kolana, Noriega. Wbiła w niego przeszywające spojrzenie ciemnych oczu, w których on teraz mógł zobaczyć setki błyszczących iskierek. I kiedy on faktycznie to zrobił, kiedy padł przed nią na kolana z tą podwiązką w zębach, to Pilar znowu poczuła, jak wzbiera się w niej ten przeszywający gorąc. A kiedy w końcu udało mu się pokonać najgorszy moment, czyli wysoką szpilkę i znalazł się już na jej gładkiej skórze, kiedy czuła na sobie jego usta, jak suną wzdłuż nogi, aż musiała na moment zacisnąć uda. — Sin embargo, eres tú quien se arrodilla ante mí Jednak to ty przede mną klękasz. Mruknęła zadowolona, na tyle cicho, że tylko on mógł ją usłyszeć przy tej grającej radośnie muzyce. Wszyscy dookoła klaskali do rytmu, kibicując mu i skandując jego imię, jakby miał co najmniej wygrać za to jakiś medal. A kiedy w końcu ulokował tą podwiązkę na jej udzie, to zapanowała absolutna wrzawa. I znowu strzeliło konfetti.
Następnie nastąpiła zmiana ról i to on siedział na krześle, a Pilar musiała odwzorować czynności Marie, więc bez większych ogródek usiadła na nim okrakiem, jakby robiła to już wcześniej (ups?) i przystawiła usta z muszką w zębach do jego szyi. Tylko to już wcale nie było takie proste jak podwiązka, bo nim Stewart przerzuciła mu dookoła ten czarny pasek, bo pierwsze pokręciła się na jego kroczu, pomuskała jego szyję, to on już mruczał do jej ucha, przez co Pilar już kompletnie nie mogła się skupić.
¡Cállate y ayúdame!Zamknij się i mi pomóż. Rzuciła prosto w jego skórę i na moment wypuściłą z zębów to zapięcie, żeby go ugryźć w szyję. Ktoś z tłumu krzyknął, że przecież Marie używała jednej ręki i to była tak złota rada, że gdyby tylko Pilar wiedziała, kto to powiedział, normalnie podeszłaby do tej osoby i wycałowała ją w oba policzki. I faktycznie, kiedy dodała do tego prawą dłoń, muszka była pięta w kilka sekund, a dookoła wybrzmiały gromkie oklaski.
Niechętnie zsunęła się z kolan Madoxa i stanęła na moment, nie za bardzo wiedząc, co teraz mieli zrobić. I wtedy zespół zaczął grać o wiele wolniejszą balladę.

Madox A. Noriega
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Jeśli chodzi o Madoxa to guziki tej czerwonej koszuli, którą teraz miała na sobie Pilar wcale nie były potrzebne, a może nawet lepiej, że ich nie było, bo rzeczywiście w pewnym momencie, to Noriega się tak na nią zagapił, że nawet nie zauważył, że oni już są na samym środku tego parkietu. Ale zauważył za to, kiedy grzebała mu po kieszeniach, tylko, że on nigdy nie miał nic przeciwko temu. A właściwie to teraz tam nawet nie miał nic ciekawego, oprócz tych wszystkich skarbów, które jej zabrał i upchnął z powrotem, gdy już dokopała się do sznurka. Nawet telefonu nie miał, a przecież miał być pod telefonem w razie czego. Patrzył na nią, kiedy się tak obwiązała tym sznurkiem i był pod wrażeniem. Bo Madox znał takie kobiety, które by na pewno tego tak nie rozwiązały, tylko płakały nad tą rozerwaną sukienką, a Pilar.
Pilar była jedyna w swoim rodzaju.
No kto inny wybiłby zęby Pedro tak jak ona? Kiedy Madox zobaczył swojego kuzyna to aż pokiwał głową z uznaniem, lepiej by tego nie zrobił. Nawet chciał to powiedzieć Pilar. Tylko, że ona już stała gdzieś z zupełnie drugiej strony.
To jednak nie przeszkadzało Noriedze znowu się w nią zapatrzeć, do tego stopnia, że on nawet nie zauważył tej całej wrzawy, kiedy Tio ściągał z Marie podwiązkę zębami.
Chociaż coś tam widział kątem oka, ale nawet za bardzo się nie udzielał, no bo przecież młodzi też powinni się bawić, a że chcieli tak przy wszystkich, to jest nie jego sprawa, czy coś. Chociaż jak ktoś go klepnął w plecy, a to był wuj Diego, tak, że prawie wywalił się znowu na ten, i tak już poobijany, łeb, to on w końcu odwrócił spojrzenie od Stewart. Ale na tych zabawach wciąż się nie skupił, bo wtedy Diego mu powiedział, że on to sobie w tej Kanadzie znalazł taką gorącą kobietę, że to jest aż nie do wiary i zapytał jak Madox tam nad nią panuje. Tylko, że Madox w Kanadzie to nie miał w tym temacie nic do gadania. Tu też za bardzo nie miał, ale tutaj chociaż mógł stanąć pomiędzy nią a jakimś gangsterem, albo Rosą, albo jakimś zwyrolem pokroju Alvaro. Aż westchnął ciężko. Ale nie powiedział nic, całe szczęście wuj nie kontynuował tematu, powiedział tylko jeszcze, że chętnie odwiedzi ich w Kanadzie.
Świetnie.
Na szczęście zanim on zdążył cokolwiek odpowiedzieć, to już stał na samym środku parkietu z resztą kawalerów. I chociaż za specjalnie się nie starał, oprócz tego, że prawie powalił na ziemię Juana, który się na niego pchał, to już trzymał w palcach tę podwiązkę, którą dostał w łeb.
No i nawet miał ją sobie założyć, na głowę chyba, ale wtedy ktoś krzyknął, że teraz dziewczyny i Madox znowu odszukał spojrzeniem Pilar. I kiedy ona tak dostała tą muszką, która zatrzymała się w tych jej pięknych włosach kudłach, to on aż parsknął śmiechem. Głośno. I śmiał się póki, ich nie wypchnęli na środek, jego i Pilar, a jego to kuzyn Pedro popchnął tak, że on znowu walnął w Stewart z impetem, ale też zareagował od razu chwytając ją w talii, kiedy tak się zachwiała na tych swoich wysokich szpilkach.
- Ale chwyt, Ty wiesz jak zrobić na mnie wrażenie Pilar - mruknął wciąż z tym szerokim uśmiechem. Wpatrzony w nią tak, że te okulary serca to wyglądały, jakby właśnie miały oddawać wszystko, co on czuł.
Tylko, że teraz też wcale nie dane im było tak długo stać i długo patrzeć sobie w oczy, bo zaraz Marie całowała ich w policzki i nadawała coś, że może ona mogłaby by być świadkową Pilar i wtedy by przyjechała do Kanady na miesiąc i by im ze wszystkim pomogła. Ta...
Madox aż strzelił oczami gdzieś w sufit, czego nikt na szczęście nie zauważył, bo oni już sadzali Pilar na krześle, a jego Tio po bratersku, czyli mocno, popchnął na podłogę. I Madox się zatoczył, ale na tych kolanach nie wylądował, jeszcze.
Chociaż kiedy Pilar to powiedziała na kolana, to tylko uniósł jedną brew.
- Będziesz mi czyściła później spodnie... - rzucił, bo przecież Madox musiał sobie pogadać i uklęknął przed nią. Wiadomo, że go wcale, a wcale nie ruszały jego spodnie, które już były i tak nie za czyste, po tym jak się wytarzały gdzieś w tym ogrodzie. Pewnie je znalazł w jakieś grządce ze szczypiorkiem.
Od razu wyciągnął rękę do jej uda, ale ktoś wtedy krzyknął, że bez rąk i że ma je trzymać z tyłu, żeby nie oszukiwał. Więc Madox tylko zacisnął palce na nodze tego krzesła, na którym siedziała Pilar i je szarpnął przyciągając ją do siebie, tak, że w pierwszej chwili to wylądował pomiędzy jej nogami, ale później się trochę cofnął. Chwycił w zęby tę podwiązkę, a ręce schował za plecami. Schylił się, żeby jej ją założyć i cudem nie wyrżnął znowu na ryj, kiedy męczył się z jej szpilką, ale Pilar mu trochę pomogła. Przesuwał powoli tę podwiązkę wyżej, a kiedy ona powiedziała to, że jednak on przed nią klęka, to tylko wycedził przez zęby.
- Esperar - poczekaj, mruknął, a już po chwili umieścił tę podwiązkę na jej udzie, którego skóry nie omieszkał szczypnąć zaczepnie zębami. I nawet jeszcze chciał coś powiedzieć opierając jej ręce na kolanach i patrząc w oczy, ale wtedy nad głową znowu huknęło mu konfetti i Madox się obejrzał. A potem to już wstawał z podłogi ciągnięty prze Tio, i sadzany na krześle. Z jednej strony dobrze, bo on się znowu rozproszył. Do tego stopnia, że kiedy Pilar przed nim stanęła, to jej pokazał miejsce na podłodze przed sobą, no tylko ona wcale nie miała lądować na podłodze, tylko na jego kolanach, też fajnie. Też wcale nie narzekał, kiedy tak na nim usiadł okrakiem i kiedy odruchowo oparł jej dłonie na udach. I kiedy ona się tak wierciła, kiedy muskała ciepłymi, nie, gorącymi, jak ona cała, wargami, jego szyję, to Madox tylko odchylił do tyłu głowę, czym oczywiście wcale jej nie ułatwił zakładania mu na kark tej muszki. Potem jeszcze przesunął palcami po jej udach chowając je pod materiałem koszuli, gdzieś na linii tych koronek. A to też chyba nic nie ułatwiało.
- Voy a volver a emborracharme - znowu mnie popierdoli, mruknął jej do ucha tym razem pochylając głowę do przodu. Ale wtedy ona kazała mu się zamknąć i pomóc, i jeszcze go ugryzła... No tak, mógłby jej trochę pomóc. Może dlatego nawet przesunął rękę z jej uda na pośladek, w który wbił palce. Pomógł? No chyba nie bardzo.
Na szczęście ktoś inny rzucił tą złotą radą. Chociaż dla Madoxa nie była taka złota, bo jemu było całkiem przyjemnie kiedy Pilar się tak męczyła. No ale skończyło się. Znowu huknęło konfetti, które oni już mieli wszędzie, we włosach, poklejone do skóry, a Pilar nawet miała takie jedno serduszko na policzku i Madox chciał je zdjąć, ale znowu mu uciekła.
Nie na długo, bo już potem oni znowu zostali pchnięci w swoje ramiona, kiedy zespół zaczął grać tę balladę. Wcale nie musieli ich do tego nawet nakłaniać, bo Madox już odruchowo objął Pilar w talii przyciągając ją znowu do siebie, blisko. Tak blisko, że kiedy chciał sięgnąć do jej policzka, po to serduszkowe konfetti, to musiał się trochę odchylić do tyłu. I kiedy oni, a zresztą nie tylko oni, bo inne pary też, tak się bujały powoli w rytmie tej pięknej smutnej melodii, to on oparł dłoń na jej twarzy i zdjął na palec to serduszko, żeby je jej pokazać.
- Todas las señales en el cielo y en la tierra - wszystkie znaki na niebie i ziemi, mruknął jej do ucha, a później policzek oparł na moment o jej głowę. Ale tylko na moment, te dwa nie tak do końca dzikie, uderzenia serca, bo potem chwycił ją za rękę, powoli obrócił i jeszcze odchylił do tyłu, lekko. W tym całym wolnym rytmie, który jakoś tak do nich nie pasował. Ale jednak, kiedy Pilar znowu wylądowała w jego ramionach... Do nich pasowała, idealnie. I ta chwila spokoju, kiedy mógł tak trzymać ją w objęciach może też była potrzebna?
Znowu te jego ciemne tęczówki odszukały jej piękne, duże oczy, ale już gdzieś posiał te okulary serduszka, chociaż teraz to już ich chyba nawet nie potrzebował. Bo znowu patrzył na nią tak, jakby to spojrzenie miało wyrazić więcej niż tysiąc słów. Bo może miało?
Bo Madox w tej chwili to nie miał żadnych słów. Co było aż NIEWIARYGODNE. Madox nie miał nic do powiedzenia.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nic sobie nie robiła z tych jego pogróżek. Poczekaj. Mogła czekać. Chociaż nie, ona nie mogła się d o c z e k a ć. Aż w końcu on się faktycznie wywiąże z tych wszystkich obietnic, które tak ładnie rzucał jej prosto do ucha po hiszpańsku. Jeszcze wtedy podczas konkurencji, tak jak i teraz. I nawet te, które mówił tam za trzeszczącymi skrzynkami z alkoholem — je również mógł spełnić jeszcze raz. Równie dobrze jak zrobił to za pierwszym razem. I na tą właśnie myśl, na to pojedyncze wspomnienie tych chwil uniesienia, przez jej plecy przebiegł kolejny przyjemny dreszcz, który zawędrował prosto między jej nogi i uda, które on tak starannie raz po raz przygryzał przy zakładaniu tej podwiązki.
A kiedy ona pracowała na najwyższych obrotach, by potem zarzucić mu na szyję tą przeklętą muszkę, kiedy on tak bardzo nie współpracował i tylko ją rozpraszał, to wcale nie miała zamiaru być mu dłużna. I również nie omieszkała przygryźć jego skóry, jakby tych siniaków i śladów po jej zębach miał za mało. Ale z drugiej strony, już za kilka godzin trzeba będzie wracać do Toronto, więc mogli sobie tych pamiątek narobić jeszcze na zapas, bo przecież tam to one już tylko będą się goić. Aż w końcu znikną, nie pozostawiając na nich ani śladu po tym wszystkim, co miało miejsce w malowniczym, dzikim Medellin. I wtedy zostaną im już tylko te wspomnienia wyryte w głowie i sercu. W sercach, które znowu tak mocno do siebie biły.
Pilar zaśmiała się prosto w jego szyję, gdy powiedział, że go zaraz znowu popierdoli.
Me gusta cuando tú… Lubię, kiedy cię… Zaczęła, pozostawiając na nim jeszcze kilka pojedynczym pocałunków, chociaż z boku mogło się wydawać, że ona tylko próbuje uporać się z zapięciem muszki. — FollanPierdoli. Dodała jeszcze nim cieniutka gumeczka otoczyła w końcu guzik i chciała jeszcze dorzucić, że najbardziej to lubi jednak jak to on właśnie ją… no tylko wtedy wybuchło to całe konfetti i wszyscy skakali dookoła i zespół zaczął wygrywać tą spokojną melodię i Pilar nie zdążyła nawet westchnąć, bo Marie i Tio znowu ich ściskali, a potem wrzucali w swoje ramiona, sugerując jasno, że czas na taniec.
Ochoczo pozwoliła się przyciągnąć przez Madoxa, zarzucając dłonie na jego ramionach, podczas gdy wszyscy się im przyglądali. A wyglądać musieli naprawdę bajecznie — on w tej koszuli chuj wie od kogo, z babeczkami tańczącymi kankana i naklejką dzielnego pacjenta na piersi i ona w tej jego, krwiście czerwonej, bo przecież sukienka wciąż była na beczce, z cienką sznurówką przeplecioną w pasie, która ostatkami sił trzymała w ryzach jej piersi, z włosami wciąż sterczącymi na wszystkie strony, jak po najlepszym seksie i sercem bijącym tak mocno, że jeszcze chwila, a naprawdę wybuchnie od tych wszystkich emocji. I chociaż dla niektórych mogli wyglądać jak para głupców, to ta cała sceneria była tak bardzo w ich stylu. Taka chaotyczna, nieidealna, ale tak bardzo ich. Bo oni też nie byli idealni. Ba kurwa, daleko im naprawdę było do czegokolwiek, co chociaż koło ideału stało. Podejmowali złe decyzje, byli narwani, impulsywni i nieobliczalni, a jednak w tym całym chaosie potrafili dla siebie być tym przysłowiowym wszystkim. Tak bardzo czuli i zachłyśnięci tym niesamowitym uczuciem. A przynajmniej Pilar. Bo to, jak ona patrzyła na Madoxa, to w całym swoim życiu nie spojrzała na nic ani nikogo innego. Jak z błyskiem i miłością zaglądała w jego piękne, ciemne oczy, podczas gdy piosenka bujała ich w spokojnej melodii, tak bardzo kontrastującej z ich temperamentem.
Zaśmiała się cicho, kiedy zdjął jej z policzka element konfetti w kształcie serduszka.
Todos los signosWszystkie znaki. Powtórzyła zaraz po nim, czując przyjemny ścisk w brzuchu. Bo przecież oni nie byli romantyczni. A jednak w tamtej chwili… no chyba jednak trochę byli. Jakby obudzili w sobie tą nostalgiczną, delikatną strone. Równie piękną jak ta dzika i nieprzewidywalna. Przejęła od niego to papierowe serduszko i przykleiła je sobie na dekolcie, zaraz nad wężem i pod złotym łańcuszkiem, w którym chowało się maleńkie piórko.
Pozwoliła się obrócić, a kiedy znowu wylądowała w jego ramionach, kiedy uniosła na niego spojrzenie i zacisnęła mocniej dłonie na jego nagiej skórze, jakoś nie mogła wyprzeć tej myśli by…
¿Podemos quedarnos aquí para siempre? Możemy tu zostać już na zawsze? Spytała po chwili, przesuwając palce z jego szyi powoli na policzek i za ucho, by schować je w bujnych włosach. Już nie szarpała za nie mocno, jak wcześniej, teraz jedynie z czuciem przejechała po jego głowie paznokciami, przyciągając go do siebie bliżej. I złożyła na jego ustach równie czuły pocałunek, co ten dotyk. Powolny, sensualny, taki, w którym na wargach czuła jak krew przepływa mu pod tkankami. Czuła jego puls i to bijące serce, które i on mógł poczuć u niej. Bijące właśnie dla niego. — Gracias por traerme aquí Dziękuje, że mnie tutaj zabrałeś. Dodała już po chwili, kiedy oderwała się nieznacznie i przyłożyła czoło do tego jego, zaciągając się już tak dobrze znanym zapachem i tą całą chwilą, która była jakaś tak kurwa magiczna, że aż ją skręcało.
Bo Pilar chyba nigdy nie była tak po prostu, po ludzku szczerze szczęśliwa. Bez ani jednego zmartwienia, bez wątpliwości, bo przecież wszystkie pozostawiła sobie na następny dzień, przy tej muzyce, przy nim. No kurwa było jej tak dobrze…
Za dobrze.
I razem z tą myślą, jakby wszechświat się kurwa obudził. Wybudził z jebanej drzemki, bo kiedy ona tak się tuliła z Madoxem, trwając w tej sensualnej chwili uniesienia, nie wiedzieć kiedy ani nie wiedzieć skąd wybrzmiał… postrzał.
I to wcale nie jak ze strzelby, którą ktoś chciałby upierdolić kurczaka albo jakiegoś świniaka, żeby zaraz potem podać go upieczonego na ruszcie jako forma poczęstunku. Za dużo w swoim życiu strzelała z borni, żeby nie wiedzieć, że był to najprawdziwszy pistolet.
W sekundę się spięła i wyprostowała. Zresztą nie tylko ona. Muzyka przestała grać, a na parkiecie zapanował chaos. Chociaż prawie nikt nie krzyczał, jakby ludzie wiedzieli, by nie panikować w takich momentach, co kurwa swoją drogą było jeszcze bardziej popierdolone.
Rozejrzała się dookoła, chociaż pierwsze spojrzała jeszcze na Madoxa, ale on był równie zaskoczony, co ona. Przecież cały czas byli razem, nie mógł widzieć nic więcej niż ona. Namierzyła szybko Marie. Chowała się cała zdenerwowana w ramionach Tio. Gloria stała tuż obok. Juan również. A Diego i Pedro?!

Madox A. Noriega
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie można jeszcze zapomnieć o tym wściekle różowym boa z piór, które Pilar miała na szyi, a które już po chwili też wiło się po ramieniu Madoxa i na karku, gdy mu je na niego zarzuciła, kiedy tak przyciągnął ją do siebie znowu. Zdmuchnął tylko te pióra, które przeszkadzały łaskocząc ich po nosach, tak, że ten jego ciepły oddech mogła poczuć na piersi, która chociaż ukryta pod materiałem sukienki, to jednak ukazywała nieco tego węża. Węża, który teraz spoczął w tym spokojnym tańcu tuż przy tym lwie, kiedy oni tak bujali się w tym delikatnym rytmie, tak blisko siebie. Serce przy sercu. I tylko te ich serca teraz chyba były takie dzikie, bo to Madoxa to na pewno biło w piersi jak szalone, jak chwile po tym bajecznym seksie, tylko teraz to biło z powodu tych jej obłędnych oczu, w które mógł patrzyć. I mógłby w nie patrzeć do rana, albo do końca świata nawet.
Zostać tu już na zawsze. Na tym parkiecie, w Medellin, z nią.
Mógłby.
I mógłby nawet ten cały świat się zatrzymać, ten bieg i ten chaos i to jego wieczne gonienie za czymś, za tym, żeby się działo...
Teraz wcale nie musiało się dziać, mogłoby stać w miejscu. W tym, w którym właśnie się znaleźli. Nawet by mu to pasowało.
- Me gustaría - chciałbym, odpowiedział krótko, przysuwając się do niej, żeby już za chwilę połączyć ich usta w pocałunku, ale takim zupełnie innym. Takim nie w ich stylu, nie w zgodzie z ich temperamentami, ale kurwa... Równie prawdziwym jak te wcześniejsze. Jakby ten cały świat dookoła się naprawdę zatrzymał, albo jakby nie istniał wcale, bo teraz liczyły się tylko te ich serca, bijące do siebie szybko i mocno. Ta krew krążąca w żyłach, dziko. I te usta, które smakowały się wolno, smakowały się zmysłowo, smakowały się do końca.
Jego dłoń przesunęła się po jej plecach, po kręgosłupie na kark, na którym oparł ją miękko, i kiedy się odsunęła to wcale nie przyciągnął jej do siebie znowu, tylko chwycił w palce ten zloty łańcuszek, którym zaczął się bawić. Lekko, delikatnie, nie jak lew, a jak kot, kociak nawet.
A kiedy to powiedziała dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś, kiedy oparła czoło o jego skroń, to przesunął palcami wyżej, wplatając je w jej ciemne włosy, w dotyku tak delikatnym, że każdy kto go znał zdziwiłby się, że Madox tak potrafił. I on sam też się dziwił. Że znalazły się w nim jakieś takie pokłady delikatności i pokłady nowych uczuć, których on wcale się po sobie nie spodziewał, nigdy. Już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, żeby jej podziękować, za to, za wszystko. Ale to by przecież było za piękne, żeby oni mieli jakiś taki moment w pełni spokojny, romantyczny aż do porzygu.
Bo zanim Madox zdążył coś powiedzieć, strzelić jakimś trafnym słowem, może nawet jakimś żartem? Nie, no nie. Jednak miało być romantycznie.
Ale wtedy huknęło, wcale nie romantycznie, a oni chyba aż za dobrze znali ten dźwięk, bo od razu mięśnie się spięły i od raz Madox pociągnął Pilar w dół. Tylko, że to był pojedynczy strzał. Jeden kurwa huk. Który uciszył całą orkiestrę i sprawił, że gdzieś w oddali ptaki poderwały się do lotu skrzecząc przeraźliwie. I tylko te ptaki tak się wydzierały, bo tutaj naprawdę zapanowała jakaś grobowa cisza, chociaż ludzie się chowali. Ludzie się wystraszyli, to nikt kurwa nie krzyczał.
Do czasu...
- Sangre! - krew!, krzyknął ktoś koło stołów, tych syto zastawionych stołów, które uginały się od tego pysznego jedzenia i jeszcze zanim Pilar i Madox zlokalizowali to miejsce, kolejny krzyk -santa madre - tylko, jak już wcześniej ustaliliśmy, to tutaj dzisiaj nie było tej najświętszej panienki. Wcale.
A jeśli była, to chyba tylko po to, żeby im jeszcze dokładać do pieca. Żeby jeszcze dorzucić do ognia, jakby tutaj się działo za mało. Jakby to był jakiś kiepski film, kiepski serial.
I teraz ta kolejna kiepska scena, właśnie działa się gdzieś obok nich.
Pilar się wyrwała, ale tym razem Madox zacisnął palce na jej ręce, mocno.
- Detener! - stój, warknął i zatrzymał ją w miejscu - poczekaj - wycedził przez zęby i nie żartował, i nie prosił jej. Tylko jej kazał. Stać i poczekać, z boku.
A sam ruszył do tego stołu. Gdzie siedział właśnie Pedro i Diego...
Po parkiecie rozlała się czerwona plama, spłynęła po stole, po białym obrusie i kapała na deski. Tylko...
To było za rzadkie na krew.
I szybko okazało się, że to sangria, czerwony poncz, który trysnął w powietrze wraz ze szkłem i dzbankiem, kiedy Pedro w niego strzelił.
Kurwa strzelił w dzbanek.
I Madox już był obok, obok wuja Diego, który trzymał się za serce, bo on siedział kilka centymetrów od tego dzbanka. Tak, że jakby Pedro się pomylił, jakby ręka mu zadrżała, to mógłby go trafić, a może nawet chciał?
I kiedy już się wydawało, że wszystko jest w porządku, bo Pedro rzucił w jakimś szoku swoją broń na stół. Ten tak syto zastawiony jedzeniem, to wuj Diego sięgnął pod marynarkę. Tą ręką, którą jeszcze przed chwilą trzymał się za serce. I teraz wyciągnął swój pistolet, i już celował w łeb Pedro. Nie w dzbanek, nie w ramię, prosto w ten szczerbaty łeb. A Madox już sobie wyobraził jak ten łeb zostaje na wylot przestrzelony i rozbryźnięty na jakiś milion kawałeczków, tkanek... Tejidos.
Ale skoczył do przodu, a już po chwili to się szarpał z tym wujem. A miał już się w nic dzisiaj nie mieszać. Bo miał już przecież wstrząs mózgu.
A teraz to mógł mieć zaraz jeszcze w nim piękną dziurę, na wylot.
Kolejny huk. Następny wystrzał i krzyk, tym razem od razu. Taki pisk, jakby ktoś umarł...
- Madox! - jeszcze zawołała Marie, która potem w tych ramionach Tio to po prostu odpłynęła, i gdyby jej świeżo upieczony mąż jej nie trzymał, to może mieliby dwa trupy?
Tylko, że zaraz się okazało, że nie mieli żadnego trupa.
Bo Madox już wkładał sobie z tyłu za pasek tę broń wuja Diego i wykręcał mu rękę nad tym stołem.
Ale to też nie skończyło się bez krwi. Tylko tym razem gęstej, czerwonej, bijącej z wielkiej rany na udzie Pedro. Pedro, który teraz miał oczy wielkie jak spodki, bo chyba przez moment wiedział, czuł, że ta kula mogła właśnie między tymi oczami wylądować. Madox ściągnął tego wuja z krzesła na podłogę i przyparł go kolanem do ziemi, mocno, tak, że wujaszek zrobił się czerwony na twarzy.
Jeszcze go kurwa zaraz udusi, ale może mu się należało?
Pedro zaciskał ręce na tym swoim udzie, z którego tryskała krew, która teraz już była wszędzie. Marie leżała na parkiecie, wisiał nad nią Ticiano i ciotka Isabela. A ciotka Katherina ściągała z jakiegoś kelnera fartuch, bo chyba nim chciała tamować tę ranę.
Tylko, jakby tego jeszcze było mało...
Jakby jeszcze coś więcej mogło się wydarzyć, to Madox poczuł jak ten pistolet ktoś mu z tyłu wyciąga, poczuł jeszcze tą zimną lufę sunącą po rozgrzanych plecach...
Ale nie zdążył zareagować, nie zdążył się nawet odwrócić.
A za jego plecami nie stał nikt inny.
Stała jego pierwsza miłość i celowała mu prosto w plecy. W serce może nawet. Popierdolona Rosa.
Skąd ona się tutaj wzięła? Jakby siedziała pod stołem i tylko czekała na odpowiedni moment. Na to całe zamieszanie.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

trigger warning
jakieś tam postrzały, krew i almost zgony
Znała dźwięki wystrzału lepiej niż cokolwiek innego. I kiedy ten jeden wybrzmiał zaraz obok, a mięśnie spięły się w ułamku sekundy, kiedy Madox szarpnął ją w dół, a ktoś krzyknął to przeraźliwe krew, już wiedziała, że było po weselu. Po tym pięknym, kolorowym, Kolumbijskim weselu. Bo nikt już się nie bawił, nikt się nie cieszył, teraz jedni stali jak wryci, a inni pochowali się po kątach, jakby doskonale wiedzieli, jak się zachować. Bo może wiedzieli? W końcu Mieszkali w tej stolicy gangów przez całe swoje życia.
I nawet ta santa madre, którą ktoś wzywał, ta przenajświętsza panienka nic nie mogła tutaj pomóc. Bo tu kurwa zamiast santa madre było pieprzone santa muerte. A przynajmniej tak się wszystkim wydawało, kiedy ta czerwona ciecz kapała rytmicznie ze stołu przy którym siedzieli Pedro i Diego. Tylko no właśnie, bo ona lała się z tego stołu bardziej jak sok niż gęsta, świeża krew. I kolor też miała taki nie do końca krwisty, a przecież Stewart swoje się naoglądała.
I całe kurwa szczęście, że okazała się to być smaczną sangrią, chociaż w pierwszej chwili, kiedy Madox zerwał się z podłogi i chciał tam iść, to Pilar już wystawiała rękę, by szarpnąć go równie mocno jak on ją chwile wcześniej. By również kazać mu zostać. Tylko w tamtym momencie, Stewart nie miała już nic do gadania. Bo przecież on też potrafił być stanowczy, też miewał swoje racje, zupełnie jak ona, i w tamtym momencie nie obchodziło go nic innego, jak rozwikłanie tej sprawy. Zresztą jak i Pilar.
Może dlatego wcale się go kurwa nie posłuchała i już po chwili też przesunęła się wzdłuż parkietu nieco bliżej stołów, przeklinając w duchu, że nie wzięła ze sobą broni. Bo kurwa jak było widać na załączonym obrazku tutaj każdy swoją posiadał i brał ją nawet na w e s e l e. A może przede wszystkim na wesele? Bo może oni wiedzieli, że kiedy ten koks zacznie się sypać, kiedy Medelliński rum wleje się do gardeł prosto z tych wielkich beczek, na których oni wcześniej robili sobie tak pięknie brutalne rzeczy, to że właśnie wtedy mogło dojść do podobnych ekscesów. Szkoda tylko, że jej nikt tego nie powiedział i zamiast jakoś się przydać, Pilar musiała bezczynnie obserwować z boku, jak Diego wyciąga swój pistolet i mierzy nim prosto w głowę Pedro.
Ktoś z tyłu krzyknął paniczne nie, ktoś obok zaczął się modlić, ona jedyne o czym myślała, to żeby temu narwanemu Madoxowi nie przyszło przypadkiem do głowy tam interweniować. I wraz z tą myślą on rzucił się do przodu na Diego. Na tego cholernego mafiozo z bronią. Serce Pilar stanęło w ułamku sekundy, a potem zabolało kurewsko mocno. Aż się kruwa zgięła w pół. I już chciała tam podbiec, jakoś mu pomóc, cokolwiek, zainterweniować, już się nawet zerwała, kiedy wybrzmiał kolejny postrzał, który tym razem zatrzymał ją w pół ruchu. I ta cholerna Marie, krzycząca z przerażeniem imię Madoxa, takim tonem, jakby naprawdę widziała jego rozpierdoloną na wlot głowę na włąsne oczy. I to chyba podziałało na wyobraźnie Pilar bardziej niż własne oczy, bo na ułamek sekundy ona kurwa naprawdę pomyślała, że on mógł dostać. A ta myśl zaś zrobiła z jej głową i ciałem coś tak przerażającego, że aż się cofnęła pół kroku w tył.
No tylko zanim zdążyła zrobić coś więcej, to Madox już się podnosił, już wykręcał rękę Diego tak, że ten puścił pistolet, sycząc z bólu i szybkim ruchem schował go sobie do z tyłu do spodni.
Pilar wypuściła głośno powietrze i odetchnęła z ulgą tak mocno, że aż zabolały ją żebra. Na moment oparła dłonie na kolanach i schowała głowę, by uspokoić szalejące serce. A to, że przez przypadek jak się okazało tym postrzałem dostał Pedro w UDO, to już ją kurwa nawet nie ruszyło. Bo przynajmniej wszyscy żyli i nikt nie leżał teraz na podłodze z rozpierdoloną głową, więc te wszystkie ciotki mogły się nim teraz zająć, zawieść do szpitala albo zadzwonić po karetkę, żeby się przypadkiem chłopak nie wykrwawił.
I wtedy ktoś tam rzucił, że przecież Pilar jest lekarzem i ona na pewno pomoże. I może by ją to przejęło, to że nie byłaby przecież w stanie wyciągnąć mu tej kuli czy jakoś należycie opatrzyć, może nawet już myślałaby nad sposobem, jak się z tego wykręcić… gdyby nie podniosła w końcu wzroku i nie zobaczyła jak teraz ten pistolet, który Madox jeszcze chwile temu chował w gaciach, teraz jest wymierzony prosto w jego plecy, na wysokości serca.
A pistolet trzymał nikt inny jak pierdolnięta Rosa.
Twarz miała stalową; nie było ani jednej emocji, jedynie chłód i stanowczość, które w tym wszystkim chyba najbardziej przeraziły Stewart. Bo ona kurwa naprawdę wyglądała, jakby w następnej sekundzie chciała przestrzelić Madoxa na wylot. I to serce Pilar znowu się zapadło. Jeszcze mocniej niż wcześniej. I właśnie dlatego całe, jebane życie unikała tych wszystkich uczuć, tej miłości, bo kurwa przez nią człowiek był słaby. Nie myślał jasno. Bo jedyne o czym ona teraz myślała, to jak uratować Madoxa, a nie jak podejść Rosę. I to był b ł ą d.
Klękaj. Ale już! — pierwsze co wyszło z jej ust, podczas gdy dłoń z pistoletem przycisnęła się jeszcze bardziej do pleców Noriegi. Jej ton był oschły i mówiła to z takim przekonaniem, jakby to wcale nie była pierwsza taka sytuacja, albo tak dobrze grała. Chociaż mierzyła w tak dobre miejsce, że Pilar nie miała najmniejszych wątpliwości, że Rosalinda wiedziała, co zrobić, żeby go faktycznie zabić. A kiedy Madox w końcu padł na te kolana, to rozejrzała się dookoła.
To mogliśmy być my, nasze wesele, wiesz — powieka jej drgnęła, podczas gdy usta zacisnęły się w wąską linię, jakby wspomnienia walały się teraz w jej głowie bez większej organizacji. — Gdybyś wszystkiego nie spierdolił — Pilar spuściła na sekundę z niej wzrok, rozglądając się dookoła, szukając CZEGOKOLWIEK. Jakiegokolwiek punktu zaczepienia. A najbardziej to chciałą zlokalizować tą drugą broń, która upuścił Pedro, jednak szybko się okazało, że była ona za daleko. W życiu nie uda się jej tam dobiec i jeszcze w nią wymierzyć. No to plan B… — Gdybyś uwierzył mi, kiedy mówiłam, że cię kocham. Kiedy… Nie ruszaj się kurwa, bo cię rozpierdole — no tylko żadnego planu B nie było, a kiedy ona tak się na niego wydarła, kiedy przycisnęła jeszcze mocniej ten pistolet, a potem odsunęła go na odpowiednią odległość, żeby wymierzyć w jego głowę i była gotowa strzelić, no to Pilar nie wytrzymała.
Hej — odezwała się w końcu, równie ostro, co Rosa.
O, jest i ona — zaśmiała się, przenosząc cel z Madoxa na Pilar. No ale tego chyba można się było spodziewać? Stewart uniosła ręce w górę. — Zasrana suka — i tak szybko jak ten uśmiech pojawił się na twarzy Rosy, tak równie szybko z niego zniknął, by na jego miejscu wymalował się grymas pełen nienawiści. — Ty to dopiero wszystko popsułaś. Po chuj tu przyjeżdżałaś? Wystarczyło kurwa, żebyś tylko nie przyjechała, a znowu byłby mój. Wystarczyło… To wszystko twoja wina…
Posłucha
ZAMKNIJ SIĘ! — ryknęła już o wiele głośniej, gotowa oddać strzał. I kurwa ten cały plan Pilar, którego nie było, bo przecież ta zimna krew i chłodna głowa były teraz przeplatane gorącym sercem naprawdę poszedłby się jebać, gdyby nie Tio.
Rosa — nie było to najmądrzejsze, ale jednak wystarczyło, żeby zwrócić na siebie uwagę kobiety… i ściągnąć z Pilar celownik.
I ty… Ty to kurwa jesteś najgorszy z nich wszystkich — no, gorzej, że ona teraz celowała w pana młodego. Wszystkich ich tu chciała wybić? Taki miala plan? — Złamałeś mi serce, wiesz? — spytała jakimś takim łamiącym się głosem. Chociaż dla Pilar to był typowy głos dla kogoś, kto kompletnie postradał zmysły — Pieprzyłeś mnie te wszystkie lata, pozwoliłeś mi myśleć, że naprawdę mnie kochasz… — i jakkolwiek to nie było pojebane, to jednak dobre dla sytuacji. Bo kiedy Rosa tak się skupiała na Tio, kiedy wyrzucała z siebie te wszystkie żale, Pilar zaczęła się przesuwać w jej stronę. — Nie podchodź! — ryknęła, znowu celując w Stewart. — Jeszcze jeden krok, a przysięgam, właduje ci tą kulkę prosto w łeb, suko. A on będzie patrzył — przeskakiwała tym pistoletem między Pilar a Madoxem, jakby naprawdę nie potrafiła się zdecydować kogo powinna pierwsze postrzelić. A pewnie chciała obu na raz. I wtedy znowu odezwał się Tio. Jakby wyczuł, że ta przekleta Rosa już sama nie wie, co chce.
Nigdy nie powiedziałem ci, że cię kocham.
A gesty to za mało?!
Nigdy nie będziesz Marie.
A co jak Marie NIE BĘDZIE?! — ryknęła, tym razem mierząc w Marie, która płakała już tak mocno, że pewnie nie widziała na oczy, zataczając się na kolanach.
I to był ten moment.
Ten odpowiedni kąt, wystarczająco daleko od miejsca, w którym była Pilar, żeby mogła zareagować.
Ruszyła przed siebie.
Cisnęła ją barkiem w ramię, a w tej samej chwili jej dłoń zamknęła się na nadgarstku tuż nad kością, wciskając kciuk w miękkie miejsce między ścięgnami, wymuszając wygięcie dłoni. Rosa zawyła bardziej z zaskoczenia niż z bólu, ale palec pozostał na spuście.
Szarpnęły się obie i bardzo szybko runęły na podłogę. Z hukiem. Pilar na górze, Rosa pod nią. Wywanie jej tego pistoletu z dłoni nie byłoby wcale problemem, gdyby nie fakt, że ona wciaż trzymała palec na tym przeklętym spuście.
A potem go nacisnęła.
I już trzeci tego wieczoru huk rozległ się w powietrzu.
I znowu ktoś krzyczał.
I znowu była krew.
Tym razem na twarzy Pilar. Jej własna.
Spływała strużkiem po uchu i żychwie, wsiąkając w ciemne kosmyki włosów. Bo jak się okazało, Stewart ledwo z tym życiem uszła, bo pocisk dosłownie o t a r ł się o jej ucho. Zahaczył jedynie o skórę pokrywającą chrząstkę, tak starannie ukrwioną, że tej krwi mogło się wydawać jak z głowy, kiedy tak leżała bez ruchu na Rosie. Ale co się jej dziwić, skoro w ten wystrzał w tak bliska kompletnie ją otumanił na kilka sekund, aż jej bębenki rozsadziło i nie słyszała nic innego jak przenikliwy pisk w uszach.

Madox A. Noriega
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Świecie”