34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

A kiedy otworzyli te drzwiczki, to stał za nimi już cały tłum, ta dziewczyna z chłopakiem, szefowa stewardess, tak ta, którą poznali już wcześniej, no i oczywiście Karen...
Madox aż strzelił oczami, objął Pilar w pasie i przyciągnął ją do siebie, żeby ją przytulić. I zanim odpaliła się ta królowa pszczół w swojej ołówkowej spódnicy, a już nabierała w płuca powietrze, to on się odezwał.
- Moja... żona poczuła się słabo, bo KAREN... miała jej dać tabletkę przeciwbólową, a dała jej chyba coś innego - Karen aż pisnęła, ale no przecież dała. Wszystkie spojrzenia zatrzymały się na jej czerwonej twarzy.
- Ale... - zaczęła, ale ta jej przełożona, znowu nie dała jej nic wyjaśnić.
- Karen! Co ja ci mówiłam! To że jestem twoją ciotką, nie znaczy, że mogę cię cały czas kryć... Teraz to cię zwolnią - wydało się czemu Karen miała tutaj jakieś takie plecy, dlaczego wciąż jej nie zwolnili. Madox aż znowu przyciągnął do siebie Pilar i pokręcił głową.
- No, my nic nie zgłosimy, ale najlepiej by było, jakby Karen już do nas nie przychodziła - powiedział spokojnie Noriega, chociaż chciało mu się trochę śmiać, a ciotka zaczęła ich zapewniać, że tak będzie, że zaraz przyśle do nich kogoś innego i pytać czy mogą jakoś pomóc Pilar, żeby się lepiej poczuła. Madox w pierwszej chwili to chciał jej nawet o to zapytać, ale widział w jej oczach, że ona jeszcze nie była trzeźwa. On też nie był, ale w zasadzie jemu to jakoś nie przeszkadzało, żeby zaraz spojrzeć na ciotkę Karen tymi błyszczącymi, dużymi oczami.
- Kawa, coś do picia z lodem, obiad, i deser... I jeszcze te orzeszki, dużo orzeszków - powiedział, a potem jeszcze spojrzał na blondynkę, która też chyba zamierzała coś powiedzieć - oni też powinni coś dostać, bo ich też zaczepiała Karen - i kiedy ta szefowa stewardess zaczęła się ich pytać, na co mają ochotę, to Madox złapał Pilar za rękę i postanowił się wycofać. Bo akurat blondyna zaczęła się produkować, a chciała jeszcze więcej niż Madox.
- Tylko drzwi sobie zamknijcie - mruknął Noriega do tego chłopaka, a później to już sadzał Pilar na swoim siedzeniu od okna. No bo jednak nie miał serca jej posadzić z brzegu, jakby jeszcze pojawiła się ta walnięta Karen.
Ale może już się nie pojawi?
- Pilar i jak się czujesz? - musiał się jej w końcu zapytać, kiedy pochylił się znowu w jej kierunku, żeby zajrzeć jej w oczy - chcesz coś jeszcze? Bo jak przyjdzie tu jakaś normalna stewardessa, to możemy coś zamówić... Tylko może już nie żadne prochy - chociaż Madoxa trochę kusiło, żeby zapytać Karen co to było.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Była naćpana. I niby wszystko dookoła działo się w zwolnionym tempie, a jednak Pilar przez moment miała wrażenie, jakby czas przeskakiwał co kilka sekund. Jakby ktoś siedział z pilotem w ręku i wciskał te pieprzone dwie strzałki, przewijając do jakiś kulminacyjnych momentów.
W jednej chwili cała drżała, rozpływając się w ramionach Noriegi, chłonąc to niesamowicie intensywne doznanie, ten bajeczny orgazm, który wciągnął ją na sam szczyt rozkoszy, a potem rozbił na miliony kawałków tak mocno, że jeszcze przez jakiś czas nie chciała go puścić, podczas gdy jej ciałem wstrząsały spazmy...
A w następnej chwili przy już otwartych drzwiach stała masa ludzi. Wliczając w to pierdolniętą Karen. Pilar nawet nie zakodowała momentu, w którym się ubrała. A może to Madox ją ubrał? Zamrugała jedynie kilkakrotnie na cały ten chaos, spoglądając na wkurwioną kierowniczkę zamglonym wzrokiem. Jakby nie mogła złapać ostrości.
Wciąż drżała. Czuła na sobie te resztki orgazmu, a ciuchy wciąż ją uwierały. Drapały wręcz. Po co oni się ubrali? Nie mogli tam po prostu zostać? Tacy nadzy? Aż mruknęła z niezadowolenia i w akcie desperacji chciała podejść do tej ładnej blondyneczki tuż obok i… poocierać się o nią. Dotknąć jej jasnych włosów, sprawdzić, jakie były w dotyku, bo wydawały się wyjątkowo delikatne, musnąć jej gładkiej skóry, tego brzucha, który miała tak ochoczo odkryty. I nawet zrobiła krok w jej kierunku, mocno chwiejny, tylko wtedy Madox przyciągnął ja do siebie.
Znowu była niezadowolona. Bo on też miał na sobie ciuchy. Aż jęknęła przy wszystkich, zwracając na siebie uwagę. Tylko chyba wszyscy obecni pomyśleli, że to z powodu tego złego samopoczucia, bo stewardessa już nachylała się do Pilar i pytała, czy wszystko dobrze i czy coś ją boli. Bo w sumie bolało, ale to wcale nie była głowa.
Boli mnie… — i nawet chciała jej to powiedzieć. Że BOLAŁO ją to, że wszyscy mieli na sobie ubrania, że byli tak bezczelni, żeby im przeszkadzać, że Madox nie zamknął tych pieprzonych drzwi i że to, co działo się w tej malutkiej kabinie musiało się tak szybko skończyć. To wszystko ją bolało. Już nawet otworzyła usta, żeby to z siebie wyrzucić, tylko w tym samym czasie kobieta złapała ją za rękę i Pilar na moment zaniemówiła. Bo ta jej dłoń była taka… — Mięciutka — rzuciła już wcale nie w myślach i nawet się wiele nad tym nie zastanawiając, przejechała po jej wierzchu swoimi palcami, a potem jak gdyby nigdy nic, uniosła w górę dłoń tej kierowniczki stewardess i przystawiła ją sobie do policzka. Żeby poczuć. Więcej. Bardziej. Bo może i Madox czuł się już dobrze, ale Pilar była od tego kurewsko daleko.
Czy wszystko… — zaczęła kobieta, przyglądając się Stewart z niemałym zdziwieniem na ten gest, a po chwili oczy energicznie się jej otworzyły. — Jezu, pani jest cała rozpalona — i nagle z tego samotnego policzka, kierowniczka zaczęła ją macać po całej twarzy; sprawdzała czoło, zatrzymała się dłużej skroniach, badała ją dotykiem, a Pilar tylko uśmiechnęła się pod nosem. Bo chociaż to nie były te piękne dłonie Madoxa, które doprowadzały ją do szału to te były całkiem niezłe. I do tego pachniały jakimś obłędnym kremem do rąk, aż Stewart zaciągnęła się mocno tym zapachem. — Może ja zapytam, czy jest z nami na pokładzie jakiś lekarz i… — już się kobieta nakręciła, ale całe szczęście Noriega doskonale wiedział, kiedy się wtrącić i bardzo ładnie wyjaśnił jej, że wcale nie ma takiej potrzeby i już za chwilkę na pewno wszystko będzie dobrze, bo to przecież nie pierwszy raz, kiedy jego żonie przydarzyło się tak podczas lotu. I chociaż ciotka Karen z początku wcale nie chciała w to uwierzyć, szybko zajęła się drugą dwójką, a oni mogli spokojnie ulotnić się na swoje miejsce.
Pilar pozwoliła się poprowadzić, chociaż z początku jeszcze próbowała jakoś skierować ich z powrotem do łazienki. Finalnie usiadła niezadowolona na fotelu i aż pokręciła się na wszystkie strony, nie mogąc znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.
Pilar i jak się czujesz?.
Chujowo — spojrzała na niego jakoś smutno, wwierciła spojrzenie w te jego równie ciemne oczy, tak piękne, tak mocno w nią wpatrzone, że aż przez plecy przebiegł jej przyjemny dreszcz. Ale to było za m a ł o. — Gryzą mnie te ciuchy — aż złapała za swoją koszulkę i naciągnęła ją tak, by materiał nie dotykał jej skóry. Tylko po chwili i tak musiała go puścić, a on znowu zaczął wkurwiać. Aż jęknęła pod nosem i nie myśląc za wiele (albo wcale) chciała ją zdjąć. Nawet złapała za krawędzie, by przerzucić ją przez głowę, tylko wtedy przyszła jakaś nowa stewardessa i zaczęła układać na tym zasyfionym stoliku jeszcze więcej rzeczy. Aż szok, że wszystkie się zmieściły. W tym czasie Pilar już zapomniała, że chciała ściągać z siebie koszulkę i zamiast tego po prostu ją sobie podwinęła, odsłaniając brzuch. Tylko to też było m a ł o.
Pojebie mnie zaraz — znowu przekręciła się na fotelu, tym razem tak, by być przodem do Madoxa. Wyciągnęła dłoń przed siebie i ujęła jego policzek. Przesunęła palcami po gęstym zaroście, chłonąć to przyjemne kłucie na opuszkach. A potem przeniosła się na jego włosy z tyłu głowy i je również zaczęła badać z tak wielką tęsknotą. Bo Pilar naprawdę chciała znowu to wszystko czuć. Ona wcale nie miała dość. Z niej wcale to gówno nie schodziło. Ani. Kurwa. Trochę.
Chcę tam wrócić — mruknęła, przysuwając się do niego bliżej. Wyplątała dłoń z jego włosów i tym razem zawędrowała nią na kolorową koszulę. Przesuwała się delikatnie, milimetr po milimetrze aż na sam dół, by po chwili wedrzeć się pod jego koszulkę na ciepły brzuch. By znowu poczuć te mięśnie, tą gorącą skórę, ten żywy organizm pracujący na pełnych obrotach. — Por favor, cariño — naparła na niego jeszcze mocniej, a wolną ręką zgarnęła tą jego. Poprowadziła ją na jej nagi brzuch. A potem w górę na cienki stanik i pod materiał. — Ja cię tak bardzo… — już chciała go dalej prosić, błagać nawet, zmusić do tego, by znowu byli ciało do ciała, już chciała przycisnąć się do niego jeszcze bliżej, tylko wtedy nad ich głowami wybrzmiało jakieś bliżej nieokreślone odchrząknięcie. Nowa stewardessa? Czy może znowu pierdolnięta Karen, która przyniosła jeszcze więcej proszków?

Madox A. Noriega
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Kiedy Pilar sięgnęła do policzka stewardessy to Madox też otworzył szeroko oczy, ale nic nie powiedział, chociaż przez jeden moment też go kusiło, żeby to zrobić, sięgnąć do tego śmiesznego koczka, którego ciotka Karen miała tak ciasno upiętego nad karkiem. Wyglądał trochę jak sztuczny... Ciekawe czy by odpadł. I kiedy szefowa stewardess tak dotykała twarzy Stewart, a ona się rozpływała pod tym dotykiem, to Noriega myślał tylko i wyłącznie o tym koczku, na szczęście słowa ciotki Karen odnośnie tego lekarza sprowadziły go na ziemię.
Zamrugał dwa razy, a potem odchrząknął.
- No... ja jestem lekarzem. Weterynarii. Ale wszystko będzie dobrze, tylko, żeby już nie przychodziła do nas Karen, bo wtedy ciśnienie krwi się podnosi, a te leki też je podniosły, bo mogły być PSYCHOTROPOWE, o działaniu narkotycznym - bredził, a przy tym jeszcze gestykulował, i nawet dotknął dłonią tego koczka, ale nie odpadł. A na koniec zrobił jakąś poważną minę.
- Koń ma serce tak duże, że podczas wysiłku potrafi przepompować ponad 40 litrów krwi na minutę. Dlatego każdy nagły spadek tętna albo odwodnienie u konia jest dużo groźniejsze niż u człowieka, więc niech się Pani nie przejmuje - powiedział poważnie i jeszcze poklepał po ramieniu ciotkę Karen. Jednak ciekawostki o zwierzętach z czekoladek znowu się przydały!
I niech tylko ktoś powie, że to się później w życiu nie przyda, jak widać na załączonym obrazku, jednak tak. Bo cioteczka Karen pokiwała z uznaniem głową. A Madox z Pilar mogli iść w końcu na swoje miejsce.
Madox ściągnął do siebie brwi, kiedy Stewart bez ogródek odpowiedziała, że czuje się chujowo, on się czuł wyśmienicie, mógłby teraz się na tym fotelu wyciągnąć i tak sobie leżeć.
- Ale to są bardzo ładne ciuchy... Zobacz - i sięgnął ręką do jej uda, żeby przejechać po nim dłonią, wolno, patrząc jej przy tym w oczy - jaki ten dres jest miękki, jak może cię gryźć? - chciał ją trochę tak podejść psychologicznie, bo przecież nie mogli się tutaj porozbierać, chociaż ta stewardessa, która im zaczęła znosić te rzeczy, spojrzał na nich jakoś dziwnie. Aż Madox odwrócił się w jej kierunku.
- Cześć, ładny masz kok... - i już się ładnie uśmiechnął do tej dziewczyny, a nawet trochę pochylił nad stolikiem w jej kierunku - a jakbyś tak... posprzątała nam tutaj te śmieci? - zaczął i jeszcze chciał jej powiedzieć coś miłego, ale wtedy Pilar jęknęła, że zaraz ją pojebie - moja żona jest trochę zdenerwowana podróżą - wyjaśnił Noriega i znowu się podsunął do stewardessy, tylko wtedy Stewart go chwyciła za policzek i przyciągnęła do siebie. Więc on już w ogóle się nie mógł skupić na stewardessie, która jednak pozbierała im te papierki, zanim wyłożyła na stolik to wszystko, co Madox zamówił. Bo te jego ciemne tęczówki znowu spoczęły, na pięknych, błyszczących oczach Pilar, a kiedy tak sunęła palcami po jego brodzie, a potem po włosach, to on aż się do niej przysunął, aż połasił się do niej jak kot.
- Ale teraz jest kolej tamtej blondyny i jej chłopaka, a później Karen, a chyba nie chcesz iść do Karen? Ja mogę, ale ona jest pierdolnięta, trzeba to wziąć pod uwagę - i znowu spojrzał jej z bliska w te migoczące w tym jasnym świetle oczy, aż złożył ten podłokietnik między nimi, żeby przysunąć się jeszcze bliżej. Ale nie dlatego, żeby Pilar łatwiej było do niego dostać, chociaż ona właśnie to wykorzystała, wkładając mu rękę pod koszulkę, a Madox aż mruknął. Ale później westchnął ciężko, ktoś tu musiał być trzeźwy, i tym razem on.
- Ale ja ciebie też por favor, cariño - mruknął, ale zamiast się odsunąć, to on się jeszcze do niej przysuwał, a już kiedy Stewart sięgnęła po jego rękę, to przesunął palcami lekko po jej brzuchu, pod koronkę stanika i już prawie... Prawie na pierś, tylko ktoś chrząknął mu za plecami.
A Madox aż strzelił oczami w sufit i wypuścił powietrze ze świstem, a potem szybko się odwrócił. Chyba za szybko, bo stał za nim jakiś młody chłopak, steward, który się zatoczył i prawie wyrżnął, ale w ostatniej chwili złapał się fotela Madoxa i go szarpnął, aż Noriega zerwał się z miejsca.
- Przepraszam, ale Pan jest podobno weterynarzem, a mamy na pokładzie gwiazdę - rzucił zaciszonym głosem, a Madox uniósł jedną brew. Weterynarz do gwiazdy, aż zmrużył oczy i miał o to pytać, ale chłopak kontynuował.
- I jej piesek bardzo wymiotuje, czy mógłby Pan na niego spojrzeć? - druga brew Noriegi skoczyła momentalnie do góry. Piesek?
- Ale ja jestem specjalistą od koni - odpowiedział od razu.
- Ale to duży piesek... - chłopak nie dawał za wygraną.
- Ale moja żona się źle czuje... I kto z nią zostanie?
- Ja - powiedział chłopak, i chociaż Madoxowi się to wcale nie podobało, to już za chłopaczkiem stała ciotka Karen, która później to już go trzymała pod ramię i ciągnęła ze sobą do tej klasy premium dla prawdziwych gwiazd. Noriega zdążył się tylko obejrzeć i zobaczyć, jak nad Pilar pochyla się ten młody chłopak.
A to sprawiło, że Madox aż stanął w miejscu, trochę szarpnął tę ciotkę Karen, która się potknęła na tych swoich szpileczkach i wpadła na niego, ale Noriega złapał ją za ramiona i ustawił do pionu.
- Dobra, zobaczę co z tym pieskiem, ale moja żona musi iść ze mną. Przecież jej tutaj nie zostawię z jakimś chłopakiem, który nawet nie umie udzielić pierwszej pomocy - no bo przecież on obiecał, że się nią zajmie, chociaż Pilar chyba pasowało towarzystwo młodego, bo go właśnie częstowała czekoladą.
- Umiem - wtrącił się chłopak.
- A po LSD? A po MDMA? - zapytał Madox, na co chłopak tylko zrobił duże oczy.
- No właśnie. Nigdzie bez niej nie idę - stwierdził Noriega krzyżując ręce na piersi.

Po kilku minutach to oni już stali z Pilar w tej sekcji super premium, a tą gwiazdą tą się okazała jakaś piosenkarka, której Madox w ogóle nie znał. Ale...
Plus był taki, że miała dobermana, nawet trochę podobnego do Sombry, więc kiedy oni tam weszli to Noriega nawet wiedział jak do takiego psa podejść, żeby go nie zagryzł. Zresztą pies był łagodny, a do tego jakiś przymulony.
Więc kiedy Pilar już usiadła na jakimś siedzeniu, to Madox mógł zawołać do siebie psa, tylko co on miał teraz zrobić?
Nie miał na to żadnej ciekawostki z czekoladki, więc zaraz zapytał.
- A może coś zjadł? - no i ta super gwiazda zaraz zaczęła, że nie, bo on ma specjalną dietę z karmy z jednorożców i czegoś tam. Dzików błysków?
- A czemu jest taki zmulony? - no i wtedy dziewczyna powiedziała, że przed lotem dała mu jakieś leki uspokajające.
- To od tych leków - stwierdził od razu Madox, doktor weterynarii z naklejek.
- Ale jak to od leków?
- Normalnie kurwa, od tych prochów mu się tak zrobiło - rzucił Noriega, od prochów, proste, zupełnie tak jak jemu i Pilar - mój pies też po nich rzygał, ale mu przeszło, nic mu nie będzie - stwierdził z miną znawcy. No i ta dziewczyna mu chyba jednak uwierzyła, zresztą nie wyglądała na najmądrzejszą, na szczęście, bo zaraz mu się rzuciła na szyję i zaczęła dziękować, że uratował jej psa.
No i świetnie. Może dostaną jeszcze darmowe bilety na koncert?

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Może miał rację. Może te ciuchy wcale nie były aż takie złe, kiedy Madox tak czule sunął po jej udzie. Czuła jego palce przez cienki materiał dresów, jak przesuwają się coraz bliżej, aż Pilar na moment odchyliła głowę w tył, opierając ją na miękkim oparciu. I przez chwile nawet jej to wystarczyło, tylko po chwili i tak chciała więcej. Chciała czuć go jeszcze bardziej, dokładniej, chciała, żeby dotykał jej nagą skórę, a nie pieprzone spodnie. Niepotrzebne warstwy. I nawet chciała mu o tym powiedzieć, tylko wtedy przyszła do nich kolejne stewardessa z drinkami i Pilar znowu jęczała z niezadowolenia.
A potem było już tylko gorzej, bo za każdym razem, kiedy Stewart tak starannie się do niego przysuwała, kiedy kusiła go dotykiem, kiedy muskała jego skórę na brzuchu a on jej piersi, to ciągle ktoś przychodził, wiecznie im przerywano i Madox mógł dokładnie widzieć to jej niezadowolenie na twarzy. A jak nie widział na twarzy, to już na pewno słyszał w jej jękach pełnych zawodu. Szczególnie tym, który wybrzmiał z jej gardła, kiedy jakiś chłopaczek podszedł i oznajmił, że trzeba iść komuś pomóc.
D l a c z e g o?
Przecież oni już napomagali się wszystkim dookoła w Medellin. Pomogli kurwa każdej, pojedynczej osobie w ich rodzinie. Kurwa, Pilar nawet skończyła przez to prawie z kulką w głowie. To było za mało? Czy nie mogli chociaż w pieprzonym samolocie zaznać trochę spokoju? I jaki kurwa weterynarz?!
Dzisiaj gabinet zamknięty — mruknęła, próbując wtrącić się w rozmowę, ale nikt nawet nie zwracał na nią uwagi. Może mówiła niewyraźnie? Ewidentnie, bo młody stewardes nic sobie z jej słów nie zrobił i już po chwili ciągnął ich na tyły samolotu, gdzie znajdowała się jeszcze bardziej fikuśne pomieszczenie niż to, w którym oni urzędowali.
Pilar jedną rękę wciąż miała splecioną z tą Noriegi, natomiast drugą niezdarnie poprawiała koszulkę, raz po raz odstawiając materiał od ciała. Dalej chciała się rozebrać. Zedrzeć z siebie ciuchy i zamknąć Madoxa w szczelnym uścisku. Takim, z którego już nikt ani nic by ich nie rozdzieliło. Ale na tamten moment było to zwykłym marzeniem ściętej głowy, bo on po chwili nawet jej rękę puścił, żeby zająć się cudzym psem.
Pilar stała przez moment z boku, opierając się o jeden z foteli. Kiwała się na boki, szarpiąc za przeklętą koszulkę, aż kobieta obok spojrzała na nią, jakby była jakaś chorutka. Bo chyba była. A to wszystko było winą Karen i tych jej magicznych prochów. Kurwa, gdyby wiedzieli jak to działa, to może zostawiliby je sobie na jakąś czarną godzinę, wciągnęli w mieszkaniu, gdzie nikt by im nie przeszkadzał i gdzie mogliby pieprzyć się do woli przez całą noc i dzień, chłonąc w pełni to niesamowite doświadczenie. Nie to co tutaj.
Maaadox… — rzuciła pod nosem, znudzona, nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Tylko, że on był za bardzo zajęty przymilaniem się do pięknego dobermana. I może Pilar też by nawet podeszła, pogłaskała go, na pewno miał milutką skórę... ale może gdyby nie wymiotował. Innym razem. I zamiast tego westchnęła głośno, kręcąc głową bardziej energicznie niż powinna. Aż się jej w niej nieco zakręciło.
Jednym ruchem odepchnęła się od fotela i ruszyła gdzieś w bok, na puste miejsce, które sobie wypatrzyła już z daleka. Przy oknie siedział rozłożony facet z laptopem. Wyglądał jakby pracował, jednak kiedy Pilar znalazła się bliżej, bardzo szybko okazało się. że spał. I to całkiem smacznie, bo Stewart usiadła tuż obok, a nawet nie drgnął. Wystawiła rękę przed siebie i musnęła jego garnitur. Był przyjemny w dotyku, gładki i delikatny. Aż sobie zamruczała pod nosem. A potem nawet nie wiedzieć kiedy przystawiła do niego policzek i… zasnęła. Odcięło ją praktycznie od razu.
I szczerze? Nie miała kurwa zielonego pojęcia, co działo się potem. Ale coś musiało, bo kiedy w końcu się obudziła, była już na swoim miejscu, tym przy oknie w pierwszej klasie. Przeciągnęła się nieznacznie, bo coś ograniczało jej ruchy, a dokładniej głowa Madoxa, która spoczywała na jej ramieniu, podczas gdy jego dłoń spoczywała zaciśnięta na jej udzie.
Nie miała pojęcia, ile czasu minęło oraz ile spała, ale z pewnością wystarczająco, żeby te cholerne proszki w końcu przestały działać. Głowa ją bolała. Teraz to przydałyby się te tabletki na migrenę, ale może już nie od Karen.
Odchyliła się nieznacznie, by zajrzeć na twarz Madoxa. Spał. I to kurwa tak uroczo, że aż coś złapało ją za serce na ten widok. Musnęła delikatnie jego policzek, by przypadkiem go nie obudzić, a potem jeszcze zaciągnęła się jego obłędnym zapachem.
I jak ona miała się od tego uwolnić? Jak miała odzwyczaić się od jego obecności w zaśnieżonym Toronto? Funkcjonować bez niego? Przecież na ten moment to wydawało się kurwa niemożliwe. Awykonalne.
Powoli sięgnęła po telefon i ponownie zabrała się za czytanie tych wszystkich wiadomości, które połowicznie jedynie przejrzała w drodze na lotnisko. NIe było dobrze. Zginęła kolejna osoba powiązana z tymi cholernymi kontenerami i powoli naprawdę kończyły się jakiekolwiek punkty zaczepienia w sprawie. I chociaż ona za wszelką cenę chciała zostać w pięknym, słonecznym Medellin, to rzeczywistość i pierdolona codzienność już ściągały ją na ziemię. Do tego stopnia, że kiedy Madox w końcu się przebudził i spojrzał na nią tymi obłędnie ciemnymi oczami, Pilar posłała mu jedynie blady uśmiech.
Hola, hermoso — uniosła dłoń i osadziła ją miękko na jego policzku. Na moment wplotła palce w jego gęste włosy i przejechała paznokciami po skórze głowy, a potem nachyliła się w jego stronę, by złożyć na jego ustach ciepły pocałunek. Nie miał w sobie tej charakterystycznej dla nich agresji, ani też delikatności, którą wywołał w nich proszek od Karen. Ten był jakiś taki… nostalgiczny, stęskniony. Jakby Pilar próbowała sobie zapamiętać ten słodki smak. Ale potem już odsunęła się na swoje miejsce i westchnęła ciężko. Musiał to po niej widzieć, tą zmianę. Czytał ją przecież przez ten cały czas, znał jej oczy już prawie na pamięć i z pewnością dało się w nich zauważyć to zmartwienie. Obróciła kilkakrotnie telefon w dłoni, stukając w niego palcami.
Todd Sandoval nie żyje — odezwała się w końcu, chociaż wcale nie przyszło jej to łatwo. Bo ta rozmowa była już jasnym sygnałem, że to już naprawdę czas wracać. I nie było już odwrotu. Todd był jednym z facetów, którzy imprezowali wtedy z Arthurem w klubie, gdy Pilar poszła prosić go o pomoc. — Został znaleziony przy śmietniku, blok od Emptiness. Rany cięte i upierdolony język — dodała ciszej, żeby tylko Madox mógł ją usłyszeć. A potem w końcu na niego spojrzała. Wbiła spojrzenie w jego ciemne oczy. Bo przecież oboje doskonale wiedzieli, co to znaczyło. Dokładnie to samo, co śmierć Marco, ta Todda była znakiem, że ktokolwiek stał za tym cholernym handlem i całym przedsięwzięciem nie miał zamiaru cofnąć się przed niczym, by usunąć z drogi każdą niepotrzebną przeszkodę. Nawet własnych ludzi, kosztem wysłania ostrzeżenia, by przestać węszyć. A to, że działo się to wszystko wokół Emptiness tylko musiał utwierdzić ich w przekonaniu, że cokolwiek było między nimi nigdy nie mogło wyjść na światło dzienne. A już na pewno Pilar nie miała zamiaru a to pozwolić. By którekolwiek z nich skończyło jak Todd czy Marco.
Więc to chyba ten moment, w którym mówisz mi, o czym rozmawiałeś z Tonym Lainem podczas wciągania koksu — jej ton był poważny, a spojrzenie już o wiele bardziej chłodne, stanowcze. — Bo jest już kurwa autentycznie ostatnią osobą, która może jakkolwiek pomóc.

Madox A. Noriega
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Dlaczego Madox zamiast zajmować się Pilar, to zajmował się cudzym psem? (bo lubił psiarnie) Pewnie dlatego, że był naćpany, a on wtedy się bardziej wczuwał w rolę, zresztą zawsze się wczuwał, tylko w tym pięknym, dzikim Medellin mógł być sobą.
Tylko, że Medellin to już zaraz będzie wspomnieniem, już właściwie było.
Takim wspomnieniem, do którego jednak Noriega wrócił myślami, kiedy już przyniósł Pilar na jej miejsce, kiedy ułożył ją na fotelu i odgarnął jej do tyłu włosy, a potem przykrył kocem, który dostał od ciotki Karen. Przejrzał w końcu te wiadomości od Maddie, ale później wszedł w zdjęcia. I te zdjęcia z Medellin, z teatru, z klubu, z wesela, na których się uśmiechali, albo nie, bo niektóre były całkiem z zaskoczenia, niektórych Madox nawet nie pamiętał. Zwłaszcza tego na, którym Pilar wpychała sobie do ust dwie empanady na raz. Przez chwilę je przeglądał, wypił nawet przy tym drinka. Dwa... bo tego Stewart też wypił, ale w końcu sam usnął, z tym swoim telefonem na klacie. Tylko kiedy się przekręcił, to on wylądował między nimi, między fotelami.
Kiedy Madox się przebudził, to w pierwszym odruchu zaczął się macać szukając tego telefonu, bo sobie uświadomił, że miał go w ręce i dopiero po chwili spojrzał na Pilar, kiedy oparła dłoń na jego policzku. Ciemne tęczówki utkwił w jej czekoladowych oczach, wciąż pięknych, ale już zdecydowanie bardziej trzeźwych.
- Hola, cariño - rzucił i uśmiechnął się od razu, sięgnął do jej dłoni, żeby na moment przysunąć ją sobie do ust, musnąć wargami jej delikatną skórę. Później pozwolił jej palcom na dalszą wędrówkę, i na ten pocałunek złożony na jego wargach. Ale jakiś taki inny, i chociaż w pierwszej chwili sięgnął do jej karku, żeby ją przy sobie przytrzymać, to przecież od razu poczuł zmianę. Przejechał palcami po jej przedramieniu, ale pozwolił jej się od siebie odsunąć. Oprzeć na oparcie, chociaż on wcale na swoje nie opadł. Patrzył na nią tylko, oczywiście, że widział, że coś jest nie tak. Nie wiedział tylko jeszcze do końca co. A jak on nie wiedział, to po prostu pytał. Bo Madox był dość prosty w obsłudze, mówiło mu się, zrób to, a on to robił. A jak nie wiedział... to pytał. Proste.
- Co jest Pilar? - zapytał, a kiedy jego wzrok padł na telefon w jej ręce, to on też od razu rozejrzał się za swoim, schylił się, żeby spojrzeć pod siedzenia, miedzy swoimi nogami, ale tam go nie było. A kiedy się wyprostował, to usłyszał to, że Todd Sandoval nie żyje. Wypuścił głośno z płuc powietrze, ale nie był wcale bardzo zdziwiony. Był, ale tylko tym, że to szło tak szybko, jebane trzy dni. Tylko tyle ich nie było.
- Kur-wa... - mruknął - wiesz co to znaczy? Upierdolony język? - no pewnie, że wiedziała. Oboje wiedzieli, że języki obcina się zdrajcom, którzy zaczynają śpiewać. Madox aż zastanowił się czy Tony Laine ma jeszcze swój. Plus był taki, że Tony'ego wszyscy lubili, on był jak ten śmieszny, niegroźny gość. Zresztą spotkali się poza Emptiness, może nikt o tym nie wiedział? Oby.
Przejechał palcami po twarzy.
- Dlaczego tak blisko Emptiness? Dlatego, że widzieli nas wtedy razem? Doskonale wiesz, że śmieci wypierdalamy z dala od klubu i wszyscy to szanowali - no tak, Madox pozwalał im się lać w w klubie, on nawet pozwalał na więcej w tej swojej ciszowni, ale przecież nigdy nikt mu tam nie zostawił trupa. Aż do tej sytuacji z Marco. A teraz blok dalej, następny będzie klub. To było ostrzeżenie, oboje o tym wiedzieli. Tylko, że Madox nigdy się nie bał takich ostrzeżeń, żadnych pierdolonych znaków na niebie i ziemi. Póki sprawa dotyczyła tylko jego, ale w tym momencie przecież już tak nie było, bo jakby siedzieli w tym gównie razem. Szkoda tylko, że po dwóch różnych stronach, bo jednak Noriega póki co po stronie Laina.
Opadł plecami na oparcie i założył nogę na nogę, wpadł mu też w oko telefon, więc sięgnął po niego i rzucił go na stolik. Miał zapytać Pilar o tę akcję z Daltonem, czy cokolwiek wie, ale to była pestka w porównaniu do tego trupa. Postukał palcami w blat stolika zerkając na pustą szklankę po drinku.
- Ten zasrany Seeley, to jest chyba gorsza gnida niż nam się wydawało - zaczął i spojrzenie ciemnych oczu przeniósł na jej twarz, pochylił się nawet nieco w jej kierunku i odezwał ciszej - Tony mówił, że tak będzie, że chuj się nie cofnie przed niczym. I Laine będzie następny - spojrzał w jej brązowe, duże oczy - ale on dużo wie, a przede wszystkim to chce współpracować - bo Tony był bardzo łatwy w obsłudze. On stał zawsze po tej stronie, po której najbardziej mu się opłacało, a po tej Seeleya, już chyba nie bardzo, jeśli nie chciał tego przypłacić życiem. Dlatego Madox rozmawiał z nim z dala od Emptiness, w jakiejś spelunce, gdzie rum smakował jak rozpuszczalnik, a koks wyżerał nos. Ale kto by się tym przejmował, skoro przynajmniej dowiedział się wszystkiego co chciał.
- No i zgodził się porozmawiać z policją, ale na neutralnym gruncie, i z kimś... kogo ja mu wskażę - bo jednak niektórzy myśleli o Madoxie, że on tak długo się utrzymuje, bo po prostu wie komu ufać. Może coś w tym było? To jego wyczucie co do ludzi, gliniarzy, ale i półświatka też. Tony'emu nie ufał, ale wiedział, że jest niegroźny, wiedział, jaki jest, że zrobi wszystko, żeby ocalić własny tyłek, sprzeda "kumpli" na przykład.
- Zaproszę go do Emptiness, postawię więcej ochrony... Tak, żeby ten kutas Seeley nie wszedł - podrapała się po brodzie, bo prawda jest taka, że Madox wcale nie lubił takich akcji w swoim klubie, on wolał załatwiać wszystko po cichu. W zacisznych lożach. Z Tonym też tak pewnie to będzie wyglądało, ale mogli go przecież śledzić. Na pewno go śledzili i teraz jeszcze mieli na oku Emptiness. Spuścił na moment głowę, żeby się zastanowić.
- W przyszłym tygodniu organizujemy imprezę maskową, będzie pełno ludzi, łatwiej będzie się wmieszać w tłum, załatwię to z Tonym, ale... - sięgnął ręką do ust, żeby na moment je zasłonić, zastanowić się, bo jak on jej to kurwa ma powiedzieć? Zacisnął zęby, a te jego brązowe oczy zatrzymały się gdzieś na tym zagraconym stoliku.
- Wolałbym, żeby porozmawiał z jakimś innym gliną - rzucił jakoś beznamiętnie, ale aż zaciągnął w płuca powietrze. Cios poniżej pasa?
Nie chciał, żeby to tak odebrała, ale też nie chciał, żeby ona przyszła rozmawiać z Tonym Lainem. Tony to był pojeb. A jeszcze gorszy pojeb to był ten cały Seeley, a najgorsze, że teraz wszyscy wzięli azymut na Emptiness. Nie będzie bezpiecznie, Madox już to czuł w kościach. Tylko czy on miał w ogóle jakiekolwiek prawo, żeby jej to mówić, żeby się nie narażała? Zaraz pewnie się dowie, że nie. To też czuł w kościach.
Ale kurwa, jakby nie zaryzykował, to nie byłby sobą. Musiał.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Oczywiście, że wiedziała, co znaczy ucięty język. Nie pracowała przy tego typu sprawach od wczoraj i Madox był ostatnią osobą, która musiała ją edukować jak kara się zdrajców. A poza tym, taki gest już nawet nie tyle kara, co ostrzega kolejnych. I tutaj, w tym przypadku było to ostrzeżeniem dla kilku osób. W tym dla Tonego. A dlaczego tak blisko Emptiness?
Bo zacząłeś węszyć — rzuciła krótko, odpowiadając na jego pytanie. I chyba Madox za bardzo przecenił swoje umiejętności lub właśnie nie docenił ludzi, z którymi miał do czynienia i zrobił to zbyt nieostrożnie. Bo przecież sam fakt, że zaledwie po kilku dniach, kiedy zaczął pytać o Marco, on skończył martwy na zapleczu jego klubu, było jasnym sygnałem, że spytał w złych miejscach lub niewystarczająco dyskretnie. Bo przecież cały ten trup i nawet Todd zaraz na tyłach były również jasnym ostrzeżeniem dla Noriegi, żeby się w to nie mieszał, bo ktoś tam był cztery kroki przed nim. I przed całą policją. — Ale skoro aż z taką łatwością wybijają swoich ludzi jak muchy, to ta sprawa musi być o wiele grubsza, niż się z początku wydawało. Nikt nie pozbywa się kluczowych pracowników, bo ktoś tylko zaczął o nich pytać dla jakiegoś marnego transportu z Europy kilku dziewczyn — wiadomo, żę to było ważne i wiadomo, że wcale nie były takie marne, bo każde życie się liczyło, ale jednak Pilar starałą się spojrzeć na to z nieco dalszej perspektywy. I im dłużej o tym myślała, tym coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że to musiała być akcja na o wiele większą skalę niż tylko zaopatrzenie Quebec. Coś grubszego.
Kurwa — aż zaklęła sobie pod nosem, bo teraz nie dość, że sprawa robiła się coraz bardziej skomplikowana, to jeszcze po części nieświadomie wplątała w to Madoxa. I jak jeszcze jakiś czas temu miałaby na to kolosalnie wyjebane, tak teraz nie potrafiła nie brać tego pod uwagę. Aż coś ją ścisnęło w żołądku. — Widzisz? No i właśnie dlatego nie ma nawet takiej opcji, żebyśmy utrzymali… — zawahała się na moment. Sama nie wiedziała jak to nazwać. Relacje? Związek? A najlepiej cały… — Kontakt w Toronto — bo to już nawet nie chodziło o chodzenie za rączke tak ochoczo jak w Medellin, czy tańczenie razem na parkiecie. Tutaj nawet potajemne schadzki kompletnie odpadały, biorąc pod uwagę jak czujni byli ludzie z półświatka. Policja może wiewałą swoje sposoby na wyciąganie informacji i zdobywanie wiedzy, ale przecież nie tylko oni. To działało w dwie strony. A Pilar nie chciała już ściągać na niego jeszcze więcej problemów.
A kiedy wspomniał o Arthurze, aż się skrzywiła. Jej twarz z tej zmartwionej, przejętej myślą codzienności bez Noriegi u swojego boku, w sekundę zajęła się tym zwyrolem i przeszła na nieprzyjemny grymas pomieszany z budzącą się w ciele złością.
Pierdolony Seeley — aż miała ochotę splunąć przed siebie, żeby wyrzucić z ust ten obrzydliwy posmak po jego imieniu. — Mogłam go kurwa zabić jak miałam okazję — na tej cholernej kolacji z Galenem. Przecież on był wtedy bezbronny przy stole, a Pilar swoją broń miała na wyciągnięcie ręki w torebce, albo potem, kiedy razem runęli na dywan — wtedy też mogła go zabić, udusić na przykład. Zupełnie przypadkiem. Wtedy Marco i Todd by żyli, razem z zapewne kilkoma innymi dziewczynami z burdelu, a świat jakoś automatycznie stałby się lepszy. Żałowała. Kurwa jak ona żałowała. Może nawet udałoby się jakoś przekonać Chloe, żeby nikomu o tym nie powiedziała? W końcu ona też wtedy mogłaby być wolna. Jasne, śledztwo stanęłoby w miejscu, ale przynajmniej świat miałby jednego zwyrola mniej.
Tony Laine z pewnością jest następny — skinęła głową na jego kolejne słowa. W tym akurat nie było nawet jakiejkolwiek wątpliwości. Szczególnie, że nagle zachciało mu się pracować z policją. A przynajmniej tak powiedział Madoxowi po koksie. I chociaż Pilar chciałaby w to wierzyć, w ten nagły akt dobrego serca, by niby ratować swoją dupę, to jednak doświadczenie nie pozwalało jej być w tym wszystkim tak naiwną jak Noriega. — Skąd pewność, że nie powiedział tego wszystkiego, żeby cię sprawdzić? Myślisz, że te twoje gangusy to tak ci ufają w stu procentach, szczególnie, że ostatnio węszyłeś w sprawie? A co jak to jakaś podpucha? — zarzuciła go pytaniami. Taka już była. Patrzyła na każdy przypadek indywidualnie, rozbijała go na czynniki pierwsze i snuła różne scenariusze, brała pod uwagę każdą możliwość, żeby potem móc być przygotowanym na wszystko. Bo przecież to nie mogło być tak proste jak teraz będę współpracować z policją i chuj. Bo przecież gdyby ktokolwiek tam się o tym dowiedział, to Laine skończyłby bez głowy (bo już nawet nie samego języka) szybciej, niż zdążyłby wykonać telefon do Madoxa.
Z drugiej jednak strony nie mogła zignorować tej propozycji. Bo jeśli Tony chciał rozmawiać, to nawet jeśli było to podszyte jakimiś jego prywatnymi powodami, Pilar i tak nie mogła przejść obok tego obojętnie. Szczególnie, że był już ostatnim nazwiskiem, które padło wtedy z podsłuchu u Seeleya. Ostatnim punktem zaczepienia. Przynajmniej na razie.
Impreza też nie wydawała się złym pomysłem — dużo ludzi, tłumy, głośna muzyka, tona alkoholu — może faktycznie wtedy nadarzyłaby się okazja, żeby przeprowadzić rozmowę w zacisznej loży lub na górze, w biurze Madoxa. Oczywiście bez tych jego ochroniarzy od siedmiu boleści, którzy w każdej chwili mogli mu wbić nóż w plecy.
Taki nóż dokładnie, jaki został wbity Pilar przy jego kolejnych słowach. Bo ten fakt, że wolałby, żeby Tony porozmawiał z jakimś innym gliną uderzył ją prosto w śledzionę. A potem jeszcze w twarz. Uniosła na niego spojrzenie. Była to mieszanka zdziwienia, pomieszana z zawodem i złością. Nie mógł chyba mówić poważnie? W pierwszej chwili chciała wierzyć, że była to zwykła zaczepka, tak bardzo w ich stylu, ale bardzo szybko zweryfikowała to w jego spojrzeniu. Nie żartował.
No chyba cię kurwa popierdoliło — wyrzuciła z siebie z wyrzutem, o wiele za głośno niż planowała, bo kilka osób obejrzało się w ich stronę i aż stewardesa podeszła na momencik, zapytać, czy wszystko było w porządku. Pilar w sekundę odprawiła ją z kwitkiem i jeszcze poprawiła ostrym spojrzeniem, żeby się jej przypadkiem nie zachciało do nich zaraz wrócić. A w kolejnej chwili już znowu wpatrywała się w Madoxa. Nie było w tym już ani krzty tej wcześniejszej czułości i ciepła, jednak oprócz samego wkurwu mógł też zobaczyć, że zawiodły ją te jego słowa. Personalnie.
Nie ma nawet takiej opcji — zaczęła ponownie, już o wiele ciszej i przysunęła się do jego twarzy. — To jest moja sprawa, Madox. Ja ją prowadzę i to ja spotkam się z Tonym Lainem — dla Pilar temat nie był nawet do dyskusji. Chociaż na dobrą sprawę przecież Madox mógł jej odmówić. Mógł nie dopuścić do tego spotkania, no tylko pytanie, czy byłby w stanie zagrać takimi kartami? Chciała wierzyć w to, że nie. Że jednak nie zrobiłby jej takiego świńśtwa. Z drugiej strony tych jego słów też się nie spodziewała, a jednak one padły. — Co jest kurwa? Nie wierzysz, że dobrze wykonam swoją robotę? — wwierciła w niego ciemne spojrzenie. — Czy aż tak bardzo nie chcesz mnie widzieć za tydzień? Może mam zadzwonić po Daltona? — bo szczerze nie rozumiała, gdzie właściwie leżał jego problem.

Madox A. Noriega
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie mógł jej zaprzeczyć, bo to właśnie zaczęło się w tym momencie, kiedy przyszła do niego po informacje, a on zaczął pytać. I zrobił to jakoś tak nieumiejętnie, bez w ogóle głowy, że zwrócił na siebie uwagę. A przecież nigdy nie zwracał, zawsze był ostrożniejszy, a przy Pilar to ten jego zdrowy rozsądek wyparował doszczętnie. Strzelił oczami, bo co miał jej powiedzieć, że zjebał? Że powinien zrobić to powoli? Ale on przecież uważał, że ten cały Seeley jest niegroźny, zesrał się w gacie, jak miał być groźny? A jednak okazało się, że był bardziej niż Noriega myślał. Chociaż może to nie sam Seeley, może za tym stał ktoś jeszcze? Tony nie chciał mu powiedzieć, ale wiedział. Laine wiedział wszystko, bo w przeciwieństwie do Madoxa on wcale nie umiał kłamać.
- Skoro przy jednym stoliku siedział jakiś obsrany alfons, facet który handluje prochami i przemytnik, to to musi być gruba sprawa, nie chodzi pewnie o same dziewczyny - chociaż te dziewczyny cierpiały na tym najbardziej. Bo akurat prochy to był taki biznes, w którym Madox nie widział nic złego, wiadomo, że nie sprowadzał ich z Kolumbii, a pewnie mógł, ale jak ktoś do niego przychodził z kokainą, to przecież nie odmawiał. Chociaż jak on teraz spróbował tego z Medellin, to ten koks z Toronto może być słaby.
I kiedy on sobie tak myślał o kokainie z Toronto, to nawet jakoś za specjalnie nie ruszyło go to jej przekleństwo, nawet wcale. Dopiero to co powiedziała później sprawiło, że uniósł jedną brew.
- Co kurwa? - teraz on zaklął, ale nie pod nosem, bo aż się podniósł na tym siedzeniu. Bo co ona mu właśnie powiedziała? Że nie mogą utrzymywać kontaktu w Toronto, bo co? Dla Madoxa to wcale nie był dobry powód, jakiś pierdolony Seeley. Żaden powód w ogóle nie był dobry. Aż zacisnął palce na tym swoim podłokietniku i musiał się ugryźć mocno w język, żeby jej nie wypalić, że to jest pierdolenie. Musiał do tego podejść ostrożniej. Tak jak to przecież robił, kiedy w grę nie wchodziła Pilar.
Ugryzł się w wargę tak, że poczuł na języku metaliczny smak krwi. Dobra, Seeley, na tym się powinni skupić na Seeleyu, na Tonym Lainie, no i może na tym, żeby oni też nie byli następni w kolejce, gdzieś tam po nim.
Madox naprawdę się starał przekazać jej wszystko co wiedział i skupić się na tym, ale jego myśli wciąż wracały do tego nie utrzymywania kontaktu w Toronto. A kiedy przyznała mu rację, że Tony Laine będzie następny, to uderzyło go coś jeszcze... Laine, a później oni? Bo się wpierdalali w nie swoje sprawy?
- Nikt mi nie ufa Pilar, ale ja też nikomu nie ufam - warknął, może trochę ostrzej niż chciał, bo już trochę się zaczynało w nim gotować, ta gorąca krew, aż uderzył pięścią w stolik - ale Laine to tchórz, jak obiecacie mu ochronę, to on zrobi wszystko - Madox przecież też kiedyś zrobiłby wszystko, żeby ratować własną dupę i swój ukochany klub, tylko nie z tchórzostwa, dla spokojnej głowy. Wchodził w układy z psami, żeby nie trzepali mu klientów klubu, a z gangusami, żeby mu tego klubu nie spalili. Tylko, że teraz klub...
Aż opadł plecami na oparcie swojego fotela, nabrał w płuca powietrze, mocno. Jakby nie chodziło o Pilar, to on by przecież kazał Lainowi nawet nie zbliżać się do Emptiness.
- Z takimi ludźmi nigdy nie możesz brać nic za pewnik. Chce gadać, to z nim pogadaj, ale musisz liczyć się z tym, że to gnój, a takim gnojom się nigdy nie ufa do końca - znowu pochylił się w jej kierunku, bo on nie mógł wysiedzieć spokojnie, a przecież był trzeźwy, nawet trochę za bardzo i znowu zerknął na te puste szklanki - nikomu nie można ufać, bo to nie są dobrzy ludzie, Tony nie jest... dobry - westchnął ciężko. Przecież Madox też nie był nigdy dobry, dlatego może tak się dogadywali?
Ale teraz na nią patrzył z jakimś takim głębszym uczuciem, i nawet przez chwilę chciał jej powiedzieć, że jemu może ufać. Tylko, że nie wiedział, czy to jest do końca prawda.
Jak on teraz przy niej tak tracił głowę i kierowały nim te jakieś dziwne uczucia i emocje.
I chyba on w przypływie tej jakiejś troski? Co to w ogóle za uczucie, troska? Troska o własną dupę chyba. Zaproponował jej, żeby z Tonym porozmawiał ktoś inny.
Spodziewał się takiej odpowiedzi, spodziewał się nawet gorszej, więc tylko wywrócił tymi ciemnymi ślepiami, a kiedy podeszła do nich stewardessa, to on już odwrócił się do niej i zaczął.
- Cuba... - ale nie dokończył, bo Pilar ją odesłała, więc będzie się musiał obejść smakiem. A takie zimne cuba libre przecież w tej chwili byłoby zbawienne, żeby trochę ostudzić ten ogień, który znowu zaczął palić od środka, w ten typowy dla nich sposób. Madoxa palił, paliło go coś w środku, bo przecież on wiedział, że to jest jej sprawa, że ona nie odpuści.
A mogłaby.
Ale to tak jakby on kiedykolwiek sobie coś odpuścił.
No niewykonalne.
Pochylił się w jej kierunku, tak, że oni znowu znaleźli się tak blisko siebie, że z powodzeniem mogli czuć swoje ciepłe oddechy na policzkach. Madox jej czuł, kiedy powiedziała to co jest kurwa? Nie wierzysz, że dobrze wykonam swoją robotę?, aż znowu strzelił oczami.
- No właśnie kurwa wierzę, że wykonasz ją za dobrze... - warknął znowu, i nawet sięgnął, żeby chwycić ją za nadgarstek - bo jesteś... jebnięta - powiedział, ale później się zastanowił - nie to słowo. Loca, jesteś loca Pilar. Szalona - bo taka była loca chica, o czym przecież dała mu świadectwo nie raz, i nie dwa, w tym dzikim Medellin.
I chociaż Madoxowi się to tak podobało, tak to go do niej ciągnęło, ten jej ogień, ta pasja, to czasami taki temperament jest po prostu zgubny. No i on o tym wiedział. Oboje zresztą wiedzieli, tylko Pilar jeszcze przy tym temperamencie była dobra, sprawiedliwa. Jak ona rzuciła się na Rosę, żeby go ratować, nie powinna tego robić.
- Ty nie umiesz się nie wychylać Pilar - mruknął i jeszcze zacisnął te palce na jej ręce i przez chwilę to chciał tę jej dłoń oprzeć sobie na karku i się do niej znowu przysunąć, ale zwątpił. I znowu wylądował na tym swoim fotelu. Znowu wywrócił teatralnie oczami.
- A po cholerę ci Dalton? Stęskniłaś się za nim? - uniósł jedną brew, a ciemne tęczówki utkwił w jej twarzy. Przemawiała przez niego zazdrość? Może trochę, ale w zasadzie to on już chyba by wolał, żeby ona poszła do tego Daltona, niż do Emptiness rozmawiać z Tonym. Tylko, że przecież jej tego nie powie.
- To Dalton prowadzi z Tobą sprawę? - zapytał w końcu, bo jeśli tak, to chyba się trochę opierdalał, skoro miał czas łapać jakiś małolatów w Emptiness. Ale niczego lepszego Madox by się po nim nie spodziewał.
- Czy Waits? - bo chyba gdzieś też padło nazwisko Milesa, a akurat z nim Madox się znał. Może nie tak dobrze jak z Pilar, ale kojarzyli się z siłowni, czasem pogadali, wymienili jakieś spostrzeżenia.
- Do Emptiness przyjdź sama, jak się odpierdolisz, to nikt nie pomyśli, że jesteś psem - powiedział w końcu z poważną miną, patrząc prosto w te jej piękne, czekoladowe oczy. No przecież nie będzie z nią walczył, bo jeśli miał toczyć bój, to tylko po jej stronie. No chyba że na sali treningowej, wtedy mógłby się z nią trochę posiłować.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Obiecać to ja mu mogę, ale przecież dobrze wiesz, jak to wygląda — no chyba, że nie wiedział. — Żeby Laine został objęty pełną ochroną musiałabym mieć to odgórnie podpisane przez sąd. To znaczy rozmawianie nie w pieprzonym Emptiness tylko na komisariacie i musiałby wyśpiewać wszystko co wie, a oboje dobrze wiemy, że tego nie zrobi, bo prędzej mu ukręcą łeb — westchnęła i aż opadała na swój fotel. A potem jeszcze poprawiła się kilkakrotnie, bo te szramy na plecach znowu ją piekły. Nawet coś przeklęła pod nosem i finalnie posadziła się bokiem, tak żeby być twarzą do Madoxa.
Fascynujące to było, jak szybko przeszli z bajecznego seksu i wyznawania sobie miłości do podważania własnego zaufania. Nikomu nie można ufać, Pilar, może faktycznie miał rację. Nawet nie faktycznie, bo przecież ona o tym wiedziała. A jednak jemu ufała. W Medellin ale i przecież jeszcze przed, kiedy zwierzała mu się w klubie ze sprawy, którą prowadziła, kiedy mówiła mu o arthurze i pozwoliła mu się tym wszystkim zająć. Niepotrzebnie? Zrobiła błąd? No to się chyba okaże w najbliższej przyszłości, chociaż po części już żałowała. I to wcale nie dlatego, że mogły z tego być kolejne mafijne trupy ale bo właśnie i Madox teraz był po części na celowniku. A tego przecież nie chciała. Kurwa. Ostatnie czego chciała, to sprowadzać na jego głowę jeszcze więcej problemów.
Nie musisz mi mówić, że gagnusy nie są dobre, Noriega — spojrzała na niego z jakimś wyrzutem. Mówił do niej, jakby Pilar była jakąś słodką idiotką, którą poznał w klubie przy kolorowym drinku. Jak do kogoś kto nie znał życia i kto na porządku dziennym nie obcował z takimi ludźmi. I okej, oboje znali to wszystko z nieco innej strony, ale ta perspektywa Pilar wcale nie ujmowała jej odpowiedniego obrazu sytuacji. Wiedziała, że Tonemu nie można było ufać, tak samo jak wiedziała, że był on niebezpieczny. — Ty z nimi trzymasz sztamę, a ja się z nimi napierdalam prawie każdego dnia — i to właśnie była ta różnica. Że Madox dla nich zabijał, a Pilar ich ścigała. I to był kolejny powód, dla którego oni nigdy nie powinni mieć miejsca. Nie razem. Że to co się między nimi wydarzyło — to wielkie, piękne, ogniste uczucie — będzie jedynie kulą u nogi, pierdoloną piętą Achillesa.
I już było. Bo jak się okazało to był jeden z powodów, dla których on nagle stwierdził, że lepiej by było, gdyby z Lainem porozmawiał jakiś inny policjant a nie ona. Tylko Pilar nie miała zamiaru się poddawać, a tym bardziej przystawać na tą jego n i e d o r z e c z n ą propozycję.
Jak można wykonać coś za dob… — nie dokończyła, bo on już zaciskał dłoń na jej nadgarstku. Tak bardzo niepotrzebnie. Nie powinien jej dotykać. Bo ten jego dotyk działał na nią jakoś tak… kojąco. Wcale nie drapał jej jak te ciuchy wcześniej, nie wkurwiał jeszcze bardziej. On wwiercał się pod jej skórę i sprawiał, że krew momentalnie zaczynała się podgrzewać. I chociaż jego usta wciąż warczały na nią gniewnie, w oczach Pilar mógł zauważyć momentalną zmianę. — Nagle ci przeszkadza, że jestem jebnięta? — miało ją to obrazić? No może każdego, tylko nie ją. Bo Pilar była świadomą kobietą i dokładnie zdawała sobie sprawę z tego, że była impulsywna. Pierdolnięta nawet. Znała swoje słabe strony, ale to wcale nie oznaczało, że nie potrafiła nad nimi panować. Szczególnie w robocie. Bo może faktycznie w Medellin nieco ją poniosło, kiedy rzuciła się na Rosę… Wtedy kompletnie otumanił ją ten widok Madoxa za spluwą przy głowie. Wypadek przy pracy. Tak by to nazwała.
Oczywiście, że umiem — prychnęła, przewracając tymi wielkimi, ciemnymi oczami. Chociaż czy na pewno? Czy ona umiała się nie wychylać? Z tym swoim gorącym temperamentem? Przy nim? No właśnie sama już nie wiedziała, szczególnie kiedy tak zaglądała w jego czekoladowe oczy. — Tylko przy tobie mi tak odpierdala — dodała już pół tonu ciszej. Zresztą zgodnie z prawdą. Aż serce jej szybciej zabiło. Bo oni mogli się tu teraz przekrzykiwać, przerzucać argumentami i gdybać w nieskończoność, ale jedyną stałą od kilku dni było to, co do niego czuła, jak na nią działał. I to jak bardzo jej na nim zależało.
Przekręciła dłoń, by uwolnić się od jego uścisku. I chociaż na moment zabrała rękę, odsuwając nieznacznie, tak już po chwili odnalazła jego palce. Musnęła szorstką skórę pierwsze delikatnie, przesuwając się od knykci do samych czubków, a następnie splotła ich dłonie ze sobą i zacisnęła mocno. Aż przymknęła oczy na krótką chwile i wciągnęła mocno powietrze.
W dupie mam Daltona, może się pierdolić — mruknęła w końcu. — Oczywiście, że nie prowadzi tej sprawy, chociaż próbował się wkręcić po tym jak Waits spierdolił — czuła na sobie jego spojrzenie, chociaż to jej wciąż oscylowało gdzieś w okolicy ich splecionej dłoni i kciuka, którym teraz drażniła tego jego okrężnymi ruchami i raz po raz zaczepką paznokciem. — Nie wiem, co mam ci powiedzieć, bo ja sama nie wiem. Jednego dnia nie przyszedł do roboty, podobno zadzwonił i powiedział, że musi wyjechać oczyścić głowę. Idiota. No więc sprawę prowadzę sama — zawiesiła się na moment, sama nie do końca pewna, czy powinna mu o tym mówić. No ale już i tak się przecież wygadała. Ze wszystkim mu się wiecznie wygadywała. — Mają mi kogoś przydzielić, a może już to zrobili. Nie wiem. Byłam zajęta przez ostatnie kilka dni… — i znowu zacisnęła na nim mocniej palce. Bo przez ułamek sekundy Pilar pozwoliła sobie wrócić do słonecznego Medellin, do tych wszystkich pięknych chwil uniesienia, szczerości i najzwyczajniejszego szczęścia, jakie czuła, kiedy byli razem tacy beztroscy. Zignorowała uścisk w brzuchu i w końcu podniosła na niego spojrzenie, kiedy powiedział, że do Emptiness miała przyjść sama. Kiedy w k o ń c u przyznał jej rację i poszedł na jej warunki. Aż nie mogła się powstrzymać od delikatnego uśmiechu, który nagle pocisnął się na twarz. Jednak umieli się dogadać. Przysunęła się nieco bliżej jego twarzy.
Odpierdole się tak, że nikt nawet nie pomyśli, że wiem, jak się trzyma broń — wyszeptała tuż przy jego ustach. W końcu ostatnio prawie na wszystkich misjach musiała grać słodkie, naiwne modelki, które kręciły tylko pieniądze. Żaden problem. Nawet mogła przyodziać się w tą obłędną sukienkę, którą dostała od Galena. Leżała na niej idealnie. Szkoda, że kolię już zdążyła sprzedać, bo może by się przydała. Cóż, Pilar była na tyle rozrzutna, że już następnego dnia poszła się jej pozbyć, a tydzień po już przekazała cały zarobek na dom dziecka. — Będziesz zadowolony — osadziła te słowa na jego ustach, przechylając delikatnie głowę. Wiadomo, że to nie Madox miał być zadowolony, wiadomo też, że przecież nie miała tam iść dla niego, a dla dobra sprawy, ale jednak nie mogła się powstrzymać, by go nie zaczepić. By nie przejechać dłonią po jego klatce piersiowej, a potem nie osadzić jej na jego brodzie. By nie przytrzymać go przy sobie, podczas gdy jej usta złożyły na tych jego ciepły, przeciągły pocałunek. Raz. Drugi. Trzeci. Muskała go raz po raz, czując, jak po plecach przebiega już kolejny elektryzujący prąd. Jak jej ciało znowu zalewa to przyjemne uczucie rozkoszy i przynależności. Do niego. Aż przeniosła obie dłonie na jego policzki i nie zważając na to, że siedzieli wśród ludzi i może nie wypada, przyciągnęła go do siebie, pogłębiając pocałunek. Wdarła się do środka rozgrzanym do czerwoności językiem, którym chciała smakować go milimetr po milimetrze. Chociaż z tyłu głowy dudniła ta przerażająca myśl, że to wszystko zaraz kompletnie dobiegnie końca.

Madox A. Noriega
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Madox wzruszył ramionami.
- Czasem wystarczy, że komuś coś obiecasz, a on ci wszystko powie, a Tony nie jest za bystry - takie były fakty. Tony'emu wystarczyło już to, że Madox mu nagadał, że policja da mu ochronę, a on to kupił. A Pilar w tej swojej czerwonej sukience mogła być jeszcze bardziej przekonująca niż Noriega. Chociaż może ta sukienka wcale nie będzie czerwona?
Do twarzy było jej w czerwonym, i kiedy oni tak rozmawiali o tych ważnych rzeczach, to Madox wciąż myślami odpływał gdzieś do tego dzikiego Medellin i jej czerwonej sukienki, gdziekolwiek ona teraz była.
Oczywiście, że nie musiał jej mówić, że gangusy nie są dobre, chociaż... Aż przechylił na bok głowę, bo przecież on był po części sam tym gangusem, a jednak ona mu tak wiecznie powtarzała, że jest dobry. Żeby tylko Tony'emu tego nie mówiła. Bo w to to nikt by nie uwierzył, ani on sam, a tym bardziej Madox.
Aż wypuścił z płuc powietrze przez nos i nawet już miał się odezwać, ale znowu się ugryzł w język. Pilar nie była głupia, nie była naiwna. Była kurwa najmądrzejszą kobietą, jaką on znał. Musiał jej zaufać. Tylko to tak bardzo gryzło się z tym, co powiedział przed chwilą, że on nikomu nie ufa. Całe życie nikomu nie ufał, został zdradzony przez własnego "brata", przez kobietę, którą kochał. A teraz musiał zaufać Stewart. Nie musiał, chciał.
- Tony wcale nie umie się bić, ale nosi kastet, w wewnętrznej kieszeni marynarki - wypalił nagle i poklepał się po piersi, tam, gdzie powinna znajdować się ta kieszeń. Skoro się już chciała napierdalać z tymi bandziorami, to Madox mógł jej chociaż dać trochę wskazówek, bo przecież jej nie powie, że ma się nie bić. To tak jakby jemu ktoś to powiedział. Chociaż miał nadzieję, że nie będzie jednak musiała pacyfikować Laina, ale kto wie, co może się wydarzyć...
- Jak wkłada rękę pod marynarkę, to nie sięga po broń, tylko po ten kastet, broni nie nosi...ł, bo teraz nie wiem, ostatnio w Emptiness coraz więcej kręci się bandziorów ze spluwami - dodał, bo teraz to on się zastanawiał, co jeszcze może jej powiedzieć - no i Laine też lubi jebnięte, loco chica - znowu spojrzał jej w oczy. Może jakby mu to przeszkadzało, że ona jest taka narwana, to wszystko by się jakoś inaczej skończyło? Nie zaprosiłby jej do Medellin i nie musiał teraz niczym przejmować, byłoby prosto, łatwo. A tak... było kurewsko trudno.
Dobrze, że Noriega też nie lubił, kiedy było za łatwo.
Ale to już było jakieś turbo trudne panować nad emocjami, przy niej.
- Obojgu nam to zajebiście wychodzi - mruknął, kiedy stwierdziła, że umie się nie wychylać. Mistrzowie niewychylania się. Widać to było po tych siniakach, po palcach Alvaro odbitych na jej szyi i zasinionym policzku Madoxa, kiedy też od niego dostał. Po jej poszarpanym uchu i tym jego guzie na potylicy.
- Ale właśnie ja tam będę i Ty tam będziesz. A jak któreś z nas straci czujność, to Tony'ego Laina nie będzie... Pojebane - mruknął znowu i aż pokręcił głową. Jakby był tam zamiast niej Nick Dalton to to by było proste. Chociaż nie... Bo jemu to akurat Madox chciał dać w zęby za tę całą akcję z Emptiness. Dlatego może się uśmiechnął, kiedy Pilar powiedziała, że Dalton może się pierdolić, a może dlatego, że splotła ich palce razem i Madox nawet na moment spojrzał w dół, na ich ręce, ale za chwilę i tak podniósł te ciemne tęczówki na jej duże, piękne oczy. Zacisnął mocniej palce i słuchał jej uważnie, też musiał wiedzieć jak najwięcej, chciał wiedzieć więcej. Na co ma się przygotować. Waits spierdolił, Dalton to idiota. Aż przez moment się zastanowił kogo mogą jej przydzielić, ale ci gliniarze zmieniali się ostatnio jak w kalejdoskopie, przychodzili nowi, tacy, których Madox widział pierwszy raz w życiu. Naprawdę coraz ciężej było komuś zaufać.
Ale jej ufał, że się tak odpierdoli, aż nawet mimowolnie się uśmiechnął, bo on też od razu sobie pomyślał o tym Medellin i kiedy go tak zamurowało, gdy założyła tę sukienkę z dekoltem, a potem drugi raz przy tej czerwonej.
- Nie wątpię, że będę - mruknął, ale zaraz westchnął ciężko - mam tylko nadzieję, że nie będziesz musiała tej broni wyciągać - Madox w klubie nie nosił broni, miał ją schowaną w sejfie, ale może tym razem powinien ją wyjąć? I kiedy on już chciał o to zapytać Pilar, o to, czy będzie potrzebna broń, czy ona ją będzie miała gdzie schować? Bo może muszą ją gdzieś ukryć w klubie, gdzieś w tym miejscu, w którym będą rozmawiać?
To wtedy ta jej dłoń wylądowała na jego klacie, a potem na brodzie i Madox w jednej chwili zapomniał o co w ogóle chciał ją zapytać, o czym w ogóle z nią rozmawiać. A później te jej ciepłe, pełne wargi znowu muskały te jego. Później znowu przesunął szorstkimi palcami po jej policzku, na kark, ułożył je w tym dołku przyciągając do siebie jeszcze bardziej.
- Loca - mruknął tylko miedzy tymi pocałunkami, ale czy mu to przeszkadzało? Nie, wcale.
Tak samo jak nie przeszkadzało mu to, żeby zaraz tę drugą rękę, której palce jeszcze splecione były z tymi jej, wsunąć pod jej koszulkę, przejechać tymi ich dłońmi po jej ciepłej, gładkiej skórze na brzuchu. Ich usta smakowały się raz za razem, głęboko, ale jakoś tak czule, a języki znowu splecione w ognistej salsie i te palce, których Madox też wcale nie chciał puścić. Nie chciał jej w ogóle puścić.
Tylko, że nagle znowu za jego plecami odchrząknęła stewardessa. Raz. Drugi. I trzeci.
Bo Madox wcale nie miał zamiaru się odwracać, odrywać od Pilar. Bo zaraz będzie musiał. Może na cały pierdolony tydzień. Tydzień bez choćby jednego spojrzenia w jej piękne oczy. Więc kiedy już te jego usta oderwały się od tych jej, kiedy ostatni raz ugryzł ją w wargę, żeby zostawić na niej to pulsujące uczucie, jeszcze na krótką chwilę, to w końcu się odwrócił.
- Czego?! - warknął na tę stewardessę, ale to była Karen. Co ona tutaj kurwa robiła?
- Zaraz lądujemy... i ciotka kazała mi was przeprosić - powiedziała znowu gniotąc w rękach ten swój mundurek, a potem pochyliła się w ich kierunku, a Madox jakoś tak odruchowo cofnął się do tyłu, że aż oparł się plecami o wciąż unoszącą się w tym szybkim oddechu pierś Pilar - mieliście dobrą fazę? - zapytała, a oczy to miała tak ciemne, że wyglądała, jakby ona cały czas taką miała. Jakąś dobrą fazę.
- Już jesteśmy w Toronto? - zapytał Madox i aż spojrzał w okno, ale w zasadzie to nie było nic przez nie widać.
- Tak, z dwugodzinnym opóźnieniem, przez śnieżycę, ale po tych lekach... Czas leci inaczej - wyjaśniła Karen. Zresztą Noriega to nawet nie wiedział ile oni mogli spać, w Medellin prawie wcale nie spali, to po tych tabletkach po prostu odpłynęli...
Dopiero teraz spojrzał na ten złoty zegarek na swoim nadgarstku. Dochodziła dwudziesta, czyli oni rzeczywiście mieli opóźnienie, a na zewnątrz było ciemno, tylko te światła zbliżającego się gdzieś w dole miasta. Jebanego Toronto.
- Pomóc wam zapiąć pasy? - znowu zapytała ta nawiedzona Karen i pochyliła się jeszcze bardziej w ich kierunku, a Madox jeszcze bardziej się cofnął.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Te wszystkie jego wskazówki były cholernie przydatne. Kastet, pistolet… Wszystko mogło się przydać, bo przecież Pilar kompletnie nie wiedziała, czego mogła się spodziewać. Niby cały pomysł imprezy brzmiał całkiem solidnie. Miało tam być dużo ludzi, gwar, głośna muzyka i przede wszystkim maski. I te właśnie maski mogły im bardzo pomóc, a przynajmniej jej, bo przecież Noriegę szło rozpoznać z daleka z tymi poodkrywanymi tatuażami na każdym centymetrze ciała. Właśnie dlatego Pilar swoje chowała tylko dla nielicznych.
Przez moment pomyślała, że faktycznie ta czerwona sukienka z Medellin, którą kupiła specjalnie na wyjazd, byłaby idealna. Tylko po niej została już tylko czerwona szmata, która swoją drogą była w walizce Madoxa, bo Pilar przy pakowaniu nie miała już w swojej miejsca po tym, jak Marie wcisnęła jej masę pamiątek i pozostałości po weselu, żeby sobie zabrała, a że nie chciała tak zostawiać pozostałości po ciuchach, to wrzuciła ją do tej jego. Żeby też miał pamiątkę i chociaż jak będzie się rozpakowywać, żeby przelotnie mógł sobie przypomnieć jak energicznie ją z niej zrywał. Jak potem całował ją zachłannie i jak pieprzyli się na tej drewnianej beczce z alkoholem, podczas gdy za plecami wesele działo się w najlepsze. Aż na samą myśl po jej plecach przebiegł mimowolny dreszcz. Kurwa, jak ona wiele by dała, by tam wrócić. By przeżyć to jeszcze raz. Znowu dać się ponieść… A zamiast tego siedzieli i rozmawiali o potencjalnej konieczności użycia broni w przyszłym tyogdniu.
Mam nadzieje, że nie będzie takiej potrzeby — westchnęła, przy okazji wzruszając ramionami. Bo jednak ani ona ani Madox nie byli w stanie tego przewidzieć. Nikt nie był. Ta rozmowa mogła pójść naprawdę na wszystkie możliwe strony; mogło to być szybkie, owocne spotkanie albo właśnie wszystko mogło się wyjebać w ułamku sekundy i wtedy poleje się krew. Trzeba było brać pod uwagę wszystko i Stewart miała zamiar na to wszystko właśnie być gotowa. — Dobra może inaczej… Zrobię co w mojej mocy, żeby nie było takiej potrzeby — bo mogła jednak odpowiadać tylko za siebie. Z pewnością nie będzie prowokować Tonego. Takie rozmowy trzeba było prowadzić z wyjątkową ostrożnością, szczególnie biorąc pod uwagę, że Laine mógł sobie powtarzać, że chce współpracować ale zawsze mogło się okazać, że tylko lał wodę, żeby sie dowiedzieć, czy Madox faktycznie współpracuje z policją czy może jednak bardziej z półświatkiem. Poza tym, nie znała Laina, nie wiedziała jeszcze jakim będzie typem rozmówcy.
Chociaż na ten moment to i tak nie było ważne. Bo oni już po chwili przestali rozmawiać i dyskutować, a ponownie zaczeli czuć. Siebie nawzajem. Delektować się tymi ostatnimi momentami wolności, jeszcze z dala od Toronto, smakując się intensywnie i czule, jakby każde z ich chciało ten wspaniały smak zapamiętać na dłużej, chłonąć to, sprawić, żeby wsiąknęło w skórę i już nigdy się nie ulatniało.
Zadrżała, gdy poczuła jego palce pod swoją koszulką, kiedy sunął opuszkami po nagiej skórze, przesuwając się coraz wyżej. Jęknęła prosto w jego usta i również długo nie pozostawała mu dłużna. Nawet oderwała się na moment, by zgarnąć ten koc od ciotki Karen, który teraz walał się jej gdzieś przy kolanach i zarzuciła go na ich obojga, żeby te błądzące pod ciuchami ręce wcale aż tak nie rzucały się w oczy.
Loca for ti — wymruczała nim ponownie złączyła ich usta w pocałunku, nim przyciągnęła go jeszcze bliżej, a dłonią przejechała po udzie, powoli, aż do tego najbardziej wrażliwego miejsca. Zacisnęła palce na materiale spodni, czując pod opuszkami tak dobrze już znaną męskość. — Myślisz, że mogłabym… — zaczęła, osadzając słowa na jego wargach, podczas gdy paznokciem już haczyła o jego sprzączkę od paska. Przecież byli pod kocykiem, jakby zrobili to wystarczająco dyskretnie z pewnością nigdy by nawet nie zauważył.
Tylko wtedy nad nimi pojawiła się pierdolona Karen, a Pilar w sekundę zgromiła ją wzrokiem. I to kurwa takim, który gdyby mógł zabijać, powaliłby ją w ułamku sekundy. I to już nawet nie chodziło o te prochy, a fakt, że w tamtym właśnie momencie miała czelność im przeszkadzać. Chociaż kiedy oznajmiła, że już zbliżają się do Toronto, ta cała gniew na twarzy Pilar od razu zmieniła się w szczere zaskoczenie.
Jak to, już? — aż coś ją ścisnęło w żołądku. Kurwa. Jak to możliwe, że ta podróż tak szybko minęła? To ile oni spali? Stewart była przekonana, że jakieś maks dwadzieścia minut, ale jak widać było to kilka godzin. Godziń, które mogli o wiele lepiej spożytkować. A wszystko przez tą idiotkę, która jeszcze miała czelność nachylać się bezczelnie nad Madoxem i proponować im zapięcie pasów.
Nie — odpowiedziała jej niemal od razu, nawet nie dając w tym wszystkim przestrzeni Noriedze na powiedzenie cokolwiek. Ba, nawet nachyliła się nad jego ramieniem w stronę Karen, umieszczając głowę tuż obok tej jego, tak, żeby Karen mogła ją dobrze usłyszeć. — I jeśli zaraz stąd nie pójdziesz, to przysięgam roztrzaskam ci głowę — mogła spróbować być dla niej miła, zrobić to jakoś grzeczniej, ale kurwa, ile można? Czy już wystarczająco przez nią nie było kłopotów? Miała się przecież do nich nie zbliżać i co? Znowu tu kurwa stała i znowu patrzyła tym wygłodniałym spojrzeniem na Madoxa, a Pilar nie miała zamiaru się dzielić. Nie, kiedy jej samej zostało tak mało wspólnych chwil. — Bardzo proszę — dodała jednak po chwili, malując na twarzy uroczy uśmiech w stylu zapraszam wypierdalać. Karen z początku jeszcze się wahała, wwiercajac swoje spojrzenie w Madoxa, jednak po chwili faktycznie się wycofała, a potem odwróciła na pięcie i dała dyla.
A mogło być tak miło — mruknęła niezadowolona i zrzuciła z nich koc, ciskając nim gdzieś pod nogi. I tak było jej ciepło. Za ciepło. Gorąco nawet. Niechętnie złapała za pas i zapięła go odpowiednio, przykładając plecy do fotela, bo przecież już nie mogła siedzieć bokiem. Aż syknęła, czując nieprzyjemne pieczenie na skórze. I nawet chciała spytać Noriegę, czy nie wziął przypadkiem ze sobą tej maści od ciotki Katheriny, ale finalnie ugryzła się w język i po prostu oparła, krzywiąc nieznacznie.
Na osłodę sięgnęła sobie do dłoni Madoxa i musnęła ją opuszkami, a potem przesunęła paznokciami na jego przedramię. Głowę oparła o niewielką podusie przymocowaną do fotela i spojrzała w tak dobrze już znajome ciemne oczy.
Będziesz tęsknić? — spytała po chwili i chociaż miała to być zwykła zaczepka, taka w typowa dla nich, to jednak Pilar gdy to powiedziała wcale nie było do śmiechu. Bo to wybrzmiało bardziej poważnie niż zabawnie. Chyba dlatego, że było. Że za niecałą godzinę ten wyjazd naprawdę się skończy, a oni będą musieli ograniczyć kontakt do minimum. — Nie no, przecież mnie kurwa popierdoli — a to to już wyrwało się z jej ust zanim nawet zdążyła pomyśleć. Aż przywaliła głową w tą cholerną poduszkę i przymknęła na moment oczy.

Madox A. Noriega
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Świecie”