Nie mógł jej zaprzeczyć, bo to właśnie zaczęło się w tym momencie, kiedy przyszła do niego po informacje, a on zaczął pytać. I zrobił to jakoś tak nieumiejętnie, bez w ogóle głowy, że zwrócił na siebie uwagę. A przecież nigdy nie zwracał, zawsze był ostrożniejszy, a przy Pilar to ten jego zdrowy rozsądek wyparował doszczętnie. Strzelił oczami, bo co miał jej powiedzieć, że zjebał? Że powinien zrobić to powoli? Ale on przecież uważał, że ten cały Seeley jest niegroźny, zesrał się w gacie, jak miał być groźny? A jednak okazało się, że był bardziej niż Noriega myślał. Chociaż może to nie sam Seeley, może za tym stał ktoś jeszcze? Tony nie chciał mu powiedzieć, ale wiedział. Laine wiedział wszystko, bo w przeciwieństwie do Madoxa on wcale nie umiał kłamać.
-
Skoro przy jednym stoliku siedział jakiś obsrany alfons, facet który handluje prochami i przemytnik, to to musi być gruba sprawa, nie chodzi pewnie o same dziewczyny - chociaż te dziewczyny cierpiały na tym najbardziej. Bo akurat prochy to był taki biznes, w którym Madox nie widział nic złego, wiadomo, że nie sprowadzał ich z Kolumbii, a pewnie mógł, ale jak ktoś do niego przychodził z kokainą, to przecież nie odmawiał. Chociaż jak on teraz spróbował tego z Medellin, to ten koks z Toronto może być słaby.
I kiedy on sobie tak myślał o kokainie z Toronto, to nawet jakoś za specjalnie nie ruszyło go to jej przekleństwo, nawet wcale. Dopiero to co powiedziała później sprawiło, że uniósł jedną brew.
-
Co kurwa? - teraz on zaklął, ale nie pod nosem, bo aż się podniósł na tym siedzeniu. Bo co ona mu właśnie powiedziała? Że nie mogą utrzymywać kontaktu w Toronto, bo co? Dla Madoxa to wcale nie był dobry powód, jakiś
pierdolony Seeley. Żaden powód w ogóle nie był dobry. Aż zacisnął palce na tym swoim podłokietniku i musiał się ugryźć mocno w język, żeby jej nie wypalić, że to jest pierdolenie. Musiał do tego podejść ostrożniej. Tak jak to przecież robił, kiedy w grę nie wchodziła Pilar.
Ugryzł się w wargę tak, że poczuł na języku metaliczny smak krwi. Dobra, Seeley, na tym się powinni skupić na Seeleyu, na Tonym Lainie, no i może na tym, żeby oni też nie byli następni w kolejce, gdzieś tam po nim.
Madox naprawdę się starał przekazać jej wszystko co wiedział i skupić się na tym, ale jego myśli wciąż wracały do tego
nie utrzymywania kontaktu w Toronto. A kiedy przyznała mu rację, że Tony Laine będzie następny, to uderzyło go coś jeszcze... Laine, a później oni? Bo się wpierdalali w nie swoje sprawy?
-
Nikt mi nie ufa Pilar, ale ja też nikomu nie ufam - warknął, może trochę ostrzej niż chciał, bo już trochę się zaczynało w nim gotować, ta gorąca krew, aż uderzył pięścią w stolik -
ale Laine to tchórz, jak obiecacie mu ochronę, to on zrobi wszystko - Madox przecież też kiedyś zrobiłby wszystko, żeby ratować własną dupę i swój ukochany klub, tylko nie z tchórzostwa, dla spokojnej głowy. Wchodził w układy z psami, żeby nie trzepali mu klientów klubu, a z gangusami, żeby mu tego klubu nie spalili. Tylko, że teraz klub...
Aż opadł plecami na oparcie swojego fotela, nabrał w płuca powietrze, mocno. Jakby nie chodziło o Pilar, to on by przecież kazał Lainowi nawet nie zbliżać się do Emptiness.
-
Z takimi ludźmi nigdy nie możesz brać nic za pewnik. Chce gadać, to z nim pogadaj, ale musisz liczyć się z tym, że to gnój, a takim gnojom się nigdy nie ufa do końca - znowu pochylił się w jej kierunku, bo on nie mógł wysiedzieć spokojnie, a przecież był trzeźwy, nawet trochę za bardzo i znowu zerknął na te puste szklanki -
nikomu nie można ufać, bo to nie są dobrzy ludzie, Tony nie jest... dobry - westchnął ciężko. Przecież Madox też nie był nigdy
dobry, dlatego może tak się dogadywali?
Ale teraz na nią patrzył z jakimś takim głębszym uczuciem, i nawet przez chwilę chciał jej powiedzieć, że jemu może ufać. Tylko, że nie wiedział, czy to jest do końca prawda.
Jak on teraz przy niej tak tracił głowę i kierowały nim te jakieś
dziwne uczucia i emocje.
I chyba on w przypływie tej jakiejś
troski? Co to w ogóle za uczucie, troska? Troska o własną dupę chyba. Zaproponował jej, żeby z Tonym porozmawiał ktoś inny.
Spodziewał się takiej odpowiedzi, spodziewał się nawet gorszej, więc tylko wywrócił tymi ciemnymi ślepiami, a kiedy podeszła do nich stewardessa, to on już odwrócił się do niej i zaczął.
-
Cuba... - ale nie dokończył, bo Pilar ją odesłała, więc będzie się musiał obejść smakiem. A takie zimne cuba libre przecież w tej chwili byłoby zbawienne, żeby trochę ostudzić ten ogień, który znowu zaczął palić od środka, w ten typowy dla nich sposób. Madoxa palił, paliło go coś w środku, bo przecież on wiedział, że to jest jej sprawa, że ona nie odpuści.
A mogłaby.
Ale to tak jakby on kiedykolwiek sobie coś odpuścił.
No niewykonalne.
Pochylił się w jej kierunku, tak, że oni znowu znaleźli się tak blisko siebie, że z powodzeniem mogli czuć swoje ciepłe oddechy na policzkach. Madox jej czuł, kiedy powiedziała to
co jest kurwa? Nie wierzysz, że dobrze wykonam swoją robotę?, aż znowu strzelił oczami.
-
No właśnie kurwa wierzę, że wykonasz ją za dobrze... - warknął znowu, i nawet sięgnął, żeby chwycić ją za nadgarstek -
bo jesteś... jebnięta - powiedział, ale później się zastanowił -
nie to słowo. Loca, jesteś loca Pilar. Szalona - bo taka była
loca chica, o czym przecież dała mu świadectwo nie raz, i nie dwa, w tym dzikim Medellin.
I chociaż Madoxowi się to tak podobało, tak to go do niej ciągnęło, ten jej ogień, ta pasja, to czasami taki temperament jest po prostu zgubny. No i on o tym wiedział. Oboje zresztą wiedzieli, tylko Pilar jeszcze przy tym temperamencie była dobra, sprawiedliwa. Jak ona rzuciła się na Rosę, żeby go ratować, nie powinna tego robić.
-
Ty nie umiesz się nie wychylać Pilar - mruknął i jeszcze zacisnął te palce na jej ręce i przez chwilę to chciał tę jej dłoń oprzeć sobie na karku i się do niej znowu przysunąć, ale zwątpił. I znowu wylądował na tym swoim fotelu. Znowu wywrócił teatralnie oczami.
-
A po cholerę ci Dalton? Stęskniłaś się za nim? - uniósł jedną brew, a ciemne tęczówki utkwił w jej twarzy. Przemawiała przez niego zazdrość? Może trochę, ale w zasadzie to on już chyba by wolał, żeby ona poszła do tego Daltona, niż do Emptiness rozmawiać z Tonym. Tylko, że przecież jej tego nie powie.
-
To Dalton prowadzi z Tobą sprawę? - zapytał w końcu, bo jeśli tak, to chyba się trochę opierdalał, skoro miał czas łapać jakiś małolatów w Emptiness. Ale niczego lepszego Madox by się po nim nie spodziewał.
-
Czy Waits? - bo chyba gdzieś też padło nazwisko Milesa, a akurat z nim Madox się znał. Może nie tak dobrze jak z Pilar, ale kojarzyli się z siłowni, czasem pogadali, wymienili jakieś spostrzeżenia.
-
Do Emptiness przyjdź sama, jak się odpierdolisz, to nikt nie pomyśli, że jesteś psem - powiedział w końcu z poważną miną, patrząc prosto w te jej piękne, czekoladowe oczy. No przecież nie będzie z nią walczył, bo jeśli miał toczyć bój, to tylko po jej stronie. No chyba że na sali treningowej, wtedy mógłby się z nią trochę posiłować.
Pilar Stewart