-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Ich sytuacja była… pojebana, bo już nawet nie tak zwyczajni skomplikowana. Skomplikowany mógł być związek dwójki dwudziestolatków, którzy nie wiedzieli, co tak naprawdę chcą od życia, jednocześnie się kochają i nienawidzą. Oni byli już starsi, nie byli nawet parą, nie byli nawet w situationship, tylko byli… przyjaciółmi, którzy czasem ze sobą sypiali, ale głównie to Lily go wykorzystywała, kiedy miała ochotę – i kiedy przypomniała sobie o jego istnieniu, bo zwyczajnie bywało tak, że w jej dłonie wpadała jakaś nowa zabaweczka i Johnny szedł w odstawkę. Jednakże poziom pojebania tej relacji nadal nie był w stanie zmusić go do podjęcia takiego wyboru, który właśnie oferowała mu Lilah.
— Nie — odpowiedział krótko, aczkolwiek dosadnie, a wyraz jego twarzy pokazywał, że nie ma tutaj miejsca na zbędną dyskusję. — Nie oddam ci telefonu, dopóki nie skończysz pieprzyć takich głupot, Lily — kontynuował. Naprawdę nie chciał słuchać niczego takiego, że „byłoby mu lepiej bez niej”, bo... bywały przecież te okresy w jego życiu, gdy jej nie było, bo była zajęta czymś – kimś – innym, a on wtedy zazwyczaj starał się skupić na innej dziewczynie i czy wtedy było mu lepiej? Może przez chwilę. Jednak jego myśli w końcu i tak wracały do Alexandre, a ona ostatecznie i tak wracała do jego życia, by przez chwilę ponownie byli bliżej, niż zwykli przyjaciele, a później... cykl zaczynał się od początku.
— Jestem dorosły i sam wiem, co robię — powiedział stanowczo. Całościowo te słowa miały dużo sensu, jednakże niekoniecznie w jego życiu prywatnym – czego obydwoje mieli świadomość. Jednakże ich relacja trwała już tak cholernie długo, że Lily już dawno powinna zrozumieć, że John tak łatwo jej nie odpuści, bo jeżeli miałby to zrobić, to uczyniłby to już dawno temu. Schował jej telefon do kieszeni bocznej drzwi kierowcy i ponownie wrócił do niej swoimi ślepiami. — Właśnie, że są potrzebne! Nie możesz cały czas, tylko uciekać, bo coś ci się nie podoba, bo coś cię zaskoczy, bo coś pójdzie nie po twojej myśli. Czego ty właściwie chcesz, Lily?!
Powinien się uspokoić, bo ona przecież znacznie się wyciszyła, ale to tak nie działało. Johnny potrafił bardzo łatwo uruchomić się, jednakże uspokojenie nie przychodziło tak szybko. Emocje w nim buzowały. Nie wiedział, co ma zrobić, co powiedzieć, żeby wyjaśnić tę całą sytuację. Naprawdę wolałby, żeby Lily wkurzyła się na niego, pokłóciła się z nim i wykrzyczała mu coś w twarz, niż jak wycofywała się i zamykała w sobie, bo wtedy całkowicie tracił grunt pod nogami. On zwyczajnie nie miał pojęcia, co należało zrobić w takiej sytuacji i reagował tak, jak potrafił.
Lilah Alexandre
— Nie — odpowiedział krótko, aczkolwiek dosadnie, a wyraz jego twarzy pokazywał, że nie ma tutaj miejsca na zbędną dyskusję. — Nie oddam ci telefonu, dopóki nie skończysz pieprzyć takich głupot, Lily — kontynuował. Naprawdę nie chciał słuchać niczego takiego, że „byłoby mu lepiej bez niej”, bo... bywały przecież te okresy w jego życiu, gdy jej nie było, bo była zajęta czymś – kimś – innym, a on wtedy zazwyczaj starał się skupić na innej dziewczynie i czy wtedy było mu lepiej? Może przez chwilę. Jednak jego myśli w końcu i tak wracały do Alexandre, a ona ostatecznie i tak wracała do jego życia, by przez chwilę ponownie byli bliżej, niż zwykli przyjaciele, a później... cykl zaczynał się od początku.
— Jestem dorosły i sam wiem, co robię — powiedział stanowczo. Całościowo te słowa miały dużo sensu, jednakże niekoniecznie w jego życiu prywatnym – czego obydwoje mieli świadomość. Jednakże ich relacja trwała już tak cholernie długo, że Lily już dawno powinna zrozumieć, że John tak łatwo jej nie odpuści, bo jeżeli miałby to zrobić, to uczyniłby to już dawno temu. Schował jej telefon do kieszeni bocznej drzwi kierowcy i ponownie wrócił do niej swoimi ślepiami. — Właśnie, że są potrzebne! Nie możesz cały czas, tylko uciekać, bo coś ci się nie podoba, bo coś cię zaskoczy, bo coś pójdzie nie po twojej myśli. Czego ty właściwie chcesz, Lily?!
Powinien się uspokoić, bo ona przecież znacznie się wyciszyła, ale to tak nie działało. Johnny potrafił bardzo łatwo uruchomić się, jednakże uspokojenie nie przychodziło tak szybko. Emocje w nim buzowały. Nie wiedział, co ma zrobić, co powiedzieć, żeby wyjaśnić tę całą sytuację. Naprawdę wolałby, żeby Lily wkurzyła się na niego, pokłóciła się z nim i wykrzyczała mu coś w twarz, niż jak wycofywała się i zamykała w sobie, bo wtedy całkowicie tracił grunt pod nogami. On zwyczajnie nie miał pojęcia, co należało zrobić w takiej sytuacji i reagował tak, jak potrafił.
Lilah Alexandre
johnny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście
⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty
⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów
⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci
⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue
⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie
⟡ brak akapitów i ściany tekstu
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie lubiła jak jej odmawiał. Wymowny grymas przemknął przez jej twarz, ale zaledwie po ułamku sekundy znów była… taka. Spokojna. Zaskakująco spokojna. Przynajmniej w tej mocno wierzchniej warstwie, bo w środku cała drżała i aż się gotowała. Wpatrywała się w twarz Johna i jednocześnie szukała drogi ucieczki. Bo mógł jej powiedzieć nie, ale czy przecież… nie wiedziała lepiej? Nie wiedziała lepiej, co było dla niego najlepsze? Zupełnie odwrotnie od wiedzy na temat czego sama chciała.
- Nie wiesz. – zaprotestowała od razu, wiercąc się w miejscu pasażera, jeszcze mocniej wbijając się w fotel, starając się zająć jeszcze mniej miejsca i jednocześnie odsuwając się od Johna, bo nadal twierdziła, że z tego nie może wyjść nic dobrego – W tym jednym konkretnym przypadku nie masz zielonego pojęcia, co robisz. Tak jak ja nie mam pojęcia czego chcę, John. – przyznała, rozkładając bezradnie ramionami. I czy na pewno była w tym sama? Czy sam z całkowitą pewnością był w stanie stwierdzić, czego chciał?
- Bo co my właściwie robimy? Teraz. Dzisiaj. Do czego nas to prowadzi? Co tu się właściwie dzieje? – jak znaleźli się w tej mało komfortowej sytuacji? Żadne z nich nie chciało odpuścić… to jasne. Przez chwilę było naprawdę miło, naprawdę dobrze się bawiła – jak zawsze w jego towarzystwie. Był jednym z jej ulubionych ludzi na całym świecie i nie chciała się z nim kłócić, a jednak zawsze koniec końców tak się właśnie działo. Robili sobie krzywdę – i zdawała sobie sprawę, że ona mu zdecydowanie częściej i zdecydowanie większą. Dlatego może wcale nie przesadzała, gdy się demonizowała? Może naprawdę była najgorszą kobietą, którą mógł spotkać na swojej drodze…
Każda inna dałaby mu więcej szczęścia. Ba! Jakiekolwiek szczęście, na które przecież zasługiwał.
- Za dużo wypiłam. I nie lubię jak mój najlepszy przyjaciel rzuca się z pięściami na typów bez znaczenia… – rzuciła ciszej – Nie mówiąc o głupiej zazdrości. – zagryzła lekko wargę ze zdenerwowania, spoglądając na właśnie tego przyjaciela. Przez to wszystko zareagowała zbyt emocjonalnie… a alkohol nie pomagał. Czy faktycznie wypiła aż tak dużo? Nie. Ale wbrew pozorom łatwiej było zrzucić to na wypite drinki – Czego chcesz, John? – uczciwie przyznawała, że sama nie wiedziała, a on?
John L. Hargrove
- Nie wiesz. – zaprotestowała od razu, wiercąc się w miejscu pasażera, jeszcze mocniej wbijając się w fotel, starając się zająć jeszcze mniej miejsca i jednocześnie odsuwając się od Johna, bo nadal twierdziła, że z tego nie może wyjść nic dobrego – W tym jednym konkretnym przypadku nie masz zielonego pojęcia, co robisz. Tak jak ja nie mam pojęcia czego chcę, John. – przyznała, rozkładając bezradnie ramionami. I czy na pewno była w tym sama? Czy sam z całkowitą pewnością był w stanie stwierdzić, czego chciał?
- Bo co my właściwie robimy? Teraz. Dzisiaj. Do czego nas to prowadzi? Co tu się właściwie dzieje? – jak znaleźli się w tej mało komfortowej sytuacji? Żadne z nich nie chciało odpuścić… to jasne. Przez chwilę było naprawdę miło, naprawdę dobrze się bawiła – jak zawsze w jego towarzystwie. Był jednym z jej ulubionych ludzi na całym świecie i nie chciała się z nim kłócić, a jednak zawsze koniec końców tak się właśnie działo. Robili sobie krzywdę – i zdawała sobie sprawę, że ona mu zdecydowanie częściej i zdecydowanie większą. Dlatego może wcale nie przesadzała, gdy się demonizowała? Może naprawdę była najgorszą kobietą, którą mógł spotkać na swojej drodze…
Każda inna dałaby mu więcej szczęścia. Ba! Jakiekolwiek szczęście, na które przecież zasługiwał.
- Za dużo wypiłam. I nie lubię jak mój najlepszy przyjaciel rzuca się z pięściami na typów bez znaczenia… – rzuciła ciszej – Nie mówiąc o głupiej zazdrości. – zagryzła lekko wargę ze zdenerwowania, spoglądając na właśnie tego przyjaciela. Przez to wszystko zareagowała zbyt emocjonalnie… a alkohol nie pomagał. Czy faktycznie wypiła aż tak dużo? Nie. Ale wbrew pozorom łatwiej było zrzucić to na wypite drinki – Czego chcesz, John? – uczciwie przyznawała, że sama nie wiedziała, a on?
John L. Hargrove
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Jego poziom zdenerwowania nie ustępował, a jej spokój jeszcze mocniej wytrącał go z równowagi. Nie wiedział, co się z nią działo. Dlaczego była taka cicha i wycofana, skoro zazwyczaj była wulkanem energii, która walczyła o swoje, bawiła się z nim – bądź nim – i robiła, co chciała. Nie miał pojęcia, czemu tamta sytuacja, która nie była ani taka straszna, ani taka niespodziewana z jego strony, odbiła się na niej tak znacząco. Johnny patrzył na nią, widział ją, ale jednocześnie dostrzegał zupełnie inną dziewczynę i nie wiedział, czego powinien po niej się spodziewać… wiedział tylko tyle, że dążyli donikąd. Nie była w stanie pokazać mu, o co jej chodziło. Nie reagowała na jego emocjonalność i gniew, jedynie pogrążała się jeszcze mocniej w stanie, który był mu obcy, którego nie zestawiał z jej osobą i której nie znał – przynajmniej nie tak dobrze – w tej wersji.
Zaczynał odczuwać coś, czego bardzo nie lubił – żal, który w jego mniemaniu, włożonym mu do głowy przez jego rodziców, był bardzo słabym odczuciem. Nie świadczył o człowieku dobrze, bo mówił o jego słabości, a John był nauczony, by zawsze przedstawiać się z pozycji siły. Ona stawała się słaba, a on przez nią, bo zaczynał jej współczuć, a nie chciał. Hargrove nie był typem faceta, do którego można było przybiec i przytulić się w jego ramiona, szukając pocieszenia.
— Na pewno nie kolejnej psychoanalizy od ciebie po nocach… Ale skoro pytasz, to powiem jedno – zawsze kończę przy tobie. Nawet jeśli wiem, że to najgorszy pomysł, to i tak wracam. I chyba nie mam pojęcia, co to o mnie mówi — powiedział tonem, który był nieprzyjazny i oschły. Był już zwyczajnie zmęczony tym całym wieczorem, tą całą sprawą i tą rozmową, bo Johnny nigdy nie by typem w relacjach, który nadawał się do rozdrapywania spraw. On działał, jak wtedy gdy zaatakował ortopedę albo wtedy, gdy zaproponował jej zabawę na stole bilardowym. Nie nadawał się do głębokich rozmów i rozpraw emocjonalnych czy psychologicznych.
— Chcę teraz po prostu odwieźć cię do domu i skończyć to wszystko, bo jestem już tym cholernie zmęczony — dopowiedział na podsumowanie, a jego dłoń odnalazła kluczyki. Odpalił samochód, co spowodowało włączenie się radia, przekręcił się bardziej do przodu z tym utrzymującym się wyrazem niezadowolenia, choć zaraz jego twarz ponownie odwróciła się w kierunku Lily. — Jedziemy?
Lilah Alexandre
Zaczynał odczuwać coś, czego bardzo nie lubił – żal, który w jego mniemaniu, włożonym mu do głowy przez jego rodziców, był bardzo słabym odczuciem. Nie świadczył o człowieku dobrze, bo mówił o jego słabości, a John był nauczony, by zawsze przedstawiać się z pozycji siły. Ona stawała się słaba, a on przez nią, bo zaczynał jej współczuć, a nie chciał. Hargrove nie był typem faceta, do którego można było przybiec i przytulić się w jego ramiona, szukając pocieszenia.
— Na pewno nie kolejnej psychoanalizy od ciebie po nocach… Ale skoro pytasz, to powiem jedno – zawsze kończę przy tobie. Nawet jeśli wiem, że to najgorszy pomysł, to i tak wracam. I chyba nie mam pojęcia, co to o mnie mówi — powiedział tonem, który był nieprzyjazny i oschły. Był już zwyczajnie zmęczony tym całym wieczorem, tą całą sprawą i tą rozmową, bo Johnny nigdy nie by typem w relacjach, który nadawał się do rozdrapywania spraw. On działał, jak wtedy gdy zaatakował ortopedę albo wtedy, gdy zaproponował jej zabawę na stole bilardowym. Nie nadawał się do głębokich rozmów i rozpraw emocjonalnych czy psychologicznych.
— Chcę teraz po prostu odwieźć cię do domu i skończyć to wszystko, bo jestem już tym cholernie zmęczony — dopowiedział na podsumowanie, a jego dłoń odnalazła kluczyki. Odpalił samochód, co spowodowało włączenie się radia, przekręcił się bardziej do przodu z tym utrzymującym się wyrazem niezadowolenia, choć zaraz jego twarz ponownie odwróciła się w kierunku Lily. — Jedziemy?
Lilah Alexandre
johnny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście
⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty
⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów
⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci
⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue
⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie
⟡ brak akapitów i ściany tekstu
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
To nie był dobry dzień. Nie potrafiła wskazać dokładnego momentu, w którym wszystko posypało się jak domek z kart, ale wiedziała, że tak się właśnie stało. Posypało się. Nie było dobrze. Nie było tak jak… zawsze. Brała odpowiedzialność za to na siebie, jakby ta dzisiejsza sytuacja ją przerosła, jakby tych wszystkich emocji było za dużo i im nie podołała. Tak, zazwyczaj raczej wszystko obracała w żart. Tak, zazwyczaj do wszystkiego podchodziła lekkomyślnie i swobodnie.
Ale w tym przypadku nie chodziło o kogokolwiek i cokolwiek. I jakoś dziwacznie ją to uderzyło. Może faktycznie za dużo wypiła? Może następnego ranka będzie sobie pluła w brodę albo dojdzie do wniosku, że nic się nie stało, wzruszy ramionami i pójdzie dalej.
Do rana jednak zostało jeszcze kilka godzin i musiała handlować z tym bałaganem, który chwilowo miała w głowie. Bałaganem, który spowodował John. I jego słowa… zdecydowanie nie pomagały.
Zawsze kończył przy niej.
Te słowa przez dobrą chwilę odbijały się po jej świadomości, analizowała je i zastanawiała się jak właściwie się z tym czuła. I mogła się z tym utożsamiać, bo koniec końców… ona zawsze wracała do niego. Niezależnie od tego jak bardzo próbowała się uwolnić, jak bardzo chciała sobie wybić to wszystko z głowy i skupić się na tu i teraz, na niezobowiązujących relacjach i dobrej zabawie – później i tak wracała do niego. Nawet jeśli wyprowadzał ją z równowagi, nawet jeśli uparcie twierdziła, że powinni sobie dać ze sobą spokój.
Powinni. A jednak koniec końców kończyli razem.
Skinęła w odpowiedzi na jego pytanie, czy mogli ruszać. Jednocześnie nawet na moment nie oderwała od niego wzroku. I to był impuls. Jeszcze zanim ruszył, zanim włączył odpowiedni bieg i nacisnął gaz – pochyliła się do niego. Niewiele myśląc sięgnęła dłonią do jego policzka kierując jego twarz w swoją stronę – pocałowała go.
- Chciałabym być kimś innym. Chciałabym, żeby to było łatwiejsze. Chciałabym mieć swoje happily ever after… i żebyś nie musiał wracać, a po prostu był. Ale oboje dobrze wiemy, że to się nie uda, a ja nie chcę sobie pozwolić na to, żebyś odszedł na zawsze. – bo z dwojga złego wolała to, że wracał… przyciągali się i odpychali, ale jednak wracali. Gdyby pozwoliła sobie na jakiekolwiek uczucia względem Johna skończyłoby się jak zawsze. Straciłaby go – Jedźmy.
/koniec
John L. Hargrove
Ale w tym przypadku nie chodziło o kogokolwiek i cokolwiek. I jakoś dziwacznie ją to uderzyło. Może faktycznie za dużo wypiła? Może następnego ranka będzie sobie pluła w brodę albo dojdzie do wniosku, że nic się nie stało, wzruszy ramionami i pójdzie dalej.
Do rana jednak zostało jeszcze kilka godzin i musiała handlować z tym bałaganem, który chwilowo miała w głowie. Bałaganem, który spowodował John. I jego słowa… zdecydowanie nie pomagały.
Zawsze kończył przy niej.
Te słowa przez dobrą chwilę odbijały się po jej świadomości, analizowała je i zastanawiała się jak właściwie się z tym czuła. I mogła się z tym utożsamiać, bo koniec końców… ona zawsze wracała do niego. Niezależnie od tego jak bardzo próbowała się uwolnić, jak bardzo chciała sobie wybić to wszystko z głowy i skupić się na tu i teraz, na niezobowiązujących relacjach i dobrej zabawie – później i tak wracała do niego. Nawet jeśli wyprowadzał ją z równowagi, nawet jeśli uparcie twierdziła, że powinni sobie dać ze sobą spokój.
Powinni. A jednak koniec końców kończyli razem.
Skinęła w odpowiedzi na jego pytanie, czy mogli ruszać. Jednocześnie nawet na moment nie oderwała od niego wzroku. I to był impuls. Jeszcze zanim ruszył, zanim włączył odpowiedni bieg i nacisnął gaz – pochyliła się do niego. Niewiele myśląc sięgnęła dłonią do jego policzka kierując jego twarz w swoją stronę – pocałowała go.
- Chciałabym być kimś innym. Chciałabym, żeby to było łatwiejsze. Chciałabym mieć swoje happily ever after… i żebyś nie musiał wracać, a po prostu był. Ale oboje dobrze wiemy, że to się nie uda, a ja nie chcę sobie pozwolić na to, żebyś odszedł na zawsze. – bo z dwojga złego wolała to, że wracał… przyciągali się i odpychali, ale jednak wracali. Gdyby pozwoliła sobie na jakiekolwiek uczucia względem Johna skończyłoby się jak zawsze. Straciłaby go – Jedźmy.
/koniec
John L. Hargrove