30 y/o, 192 cm
lekarz specjalista medycyny ratunkowej | Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor


Brunatne spojrzenie Johnny'ego nieustannie uciekało w kierunku dobrze bawiącej się pary w rogu pomieszczenia. Jej głośny śmiech roznosił się, odbijając się od przeszklonych ścian mieszkania na niebotycznie wysokim piętrze apartamentowca. Z każdą kolejną upływającą sekundą Hargrove ubolewał, że zdecydował się zabrać Lily na tę imprezę. Odurzony własnym wyobrażeniem tego wieczoru – ekskluzywne mieszkanie, kilkuletni alkohol, pompatyczne środowisko – myślał, że będzie to jego sposób na zaimponowanie dziewczynie. Tej, której nic nie imponowało, a na pewno nie drogie zegarki i markowe garnitury, co świadczyło jedynie o jego utrzymującym się od dawna niezrozumieniu jej istoty.

Irytował się coraz mocniej, zaciskając pięść na niewielkiej pomarańczy, którą zabrał z koszyka z owocami. Musiał robić c o ś, gdy jednocześnie nie mógł zrobić n i c, co działo się pod jego nosem. Czasem już sam Johnny nie wiedział, dlaczego Lily tak się zachowywała. Czy robiła to celowo? Czy miała go tak bardzo w dupie, że nawet o tym nie pomyślała? Czy zwyczajnie taka była i był to naturalny przejaw jej osobowości? Po tylu latach nadal nie znał właściwej odpowiedzi na tak liczne zagadki.

— Kurwa — mruknął do siebie, gdy kumulacja jego gniewu osiągnęła swój szczyt w momencie, gdy dłonie Alexandre odnalazły się na marynarce jego kolegi z pracy. Zostawił pomarańczę i podniósł się do góry, przechylił na drugą stronę, żeby odkręcić kran i opłukać ulepioną od soku dłoń. Wstrząsnął dłoń i powędrował spojrzeniem po znajomych twarzach. Mam cię. Pomyślał, odnajdując koleżankę z pracy, uroczą pielęgniarkę, której buzia się nie zamykała. Zaczepił ją, zarzucił przynętę i kilka sekund później widział, jak dziewczyna wędruje w stronę Petera i Lily, przerywając im te urocze pogaduszki.

Nie pozwolił, by triumfalny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Chwycił butelkę drogiej whisky, uzupełnił pustą szklankę, po czym powędrował w stronę jednego z wielkich okien, by podziwiać panoramę miasta i czekać. Gdyż doskonale wiedział, że to tylko kwestia czasu, jak jego ptaszyna do niego wróci.

W pewnej chwili poczuł, jak jej delikatne ramiona powędrowały przez jego barki, przypadkiem muskając szyję i splatając się na klatce piersiowej. Nie drgnął, nie zareagował, nie musiał się odwracać. Wszędzie rozpoznałby ten zapach perfum.

— Może zdradzisz mi tajemnice, co jest takiego ciekawego w ortopedach? Bo szczerze powiedziawszy nigdy nie rozumiałem ich fenomenu — powiedział drwiąco, mając naturalnie na myśli Petera – bo przecież wcale nie chodziło o jego gęste blond włosy, australijski akcent i błękitne oczy. — Oni nawet za bardzo nie muszą myśleć. W przynajmniej połowie przypadków prawidłową odpowiedzią jest założyć gips kontynuował, celowo umniejszająco, w końcu odwracając się w stronę dziewczyny. Pomimo jej wysokich szpilek, nadal nad nią górował – przynajmniej fizycznie – co niezmiennie mu odpowiadało. — Śmiałaś się tak głośno, jakby koleś opowiadał lepsze żarty niż Matt Rife — dokończył, a w jego głosie dało się usłyszeć nutkę niezadowolenia, natomiast twarz nie zdradzała żadnej, nawet najmniejszej emocji.


Lilah Alexandre
johnny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
27 y/o, 169 cm
stewardessa w air canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie szukała drugiego dna w tym zaproszeniu, bo wiedziała, że to nic dobrego im nie przyniesie. Nigdy przecież nie przynosiło, a wolała trzymać się z daleka od problemów. Przynajmniej tych emocjonalno-uczuciowych. Po co to sobie robić, gdy można po prostu spędzić miły wieczór w jeszcze milszym towarzystwie. Czy trochę snobistycznym? Owszem. Ale nie było sensu udawać, że nie przywykła do takiego świata, że to nie był po części jej świat. Nie miała więc problemu z wybraniem drogiej sukienki, jeszcze droższych butów i biżuterii, która błyszczała z daleka. Prawie tak samo jak jej ciemne tęczówki.
Nie zamierzała przecież zrobić mu wstydu wśród znajomych, prawda?
Śmiała się z żartów, ciągnęła rozmowę, otwarcie flirtowała i nie bała się kontaktu fizycznego. Jednocześnie jej wzrok bezustannie uciekał w jednym konkretnym kierunku. Na krótko, zaledwie ułamek sekundy, żeby nie zostać przyłapaną – ani przez Pera, ani tym bardziej przez Johhny’ego. I nie było sensu szukać w tym logiki, czy rozsądku. Nie było. Za to wyjątkowo dobrze smakował serwowany tu alkohol i nie zamierzała go sobie odmawiać.
Ich spojrzenia spotkały się w odbiciu szyby i jego twarz interesowała ją dużo bardziej niż panorama miasta. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy pretensja w jego głosie była tak oczywista, a on nawet nie próbował z nią walczyć. Zagryzła lekko wargę, pozwoliła mu to z siebie wyrzucić i jeszcze przez dobrą chwilę nic nie mówiła, jedynie sunęła spojrzeniem po jego twarzy. Przystojnej twarzy.
- Jest zabawny – skwitowała krótko, wzruszając ramionami i oparła się plecami o szybę wielkiego okna, jednocześnie łapiąc go za materiał koszuli tak, żeby stanął przed nią, przysunął się bliżej i zasłonił ją przed całą resztą towarzystwa. Przede wszystkim przed swoim kolegąI jego zdaniem ortopedia jest szalenie interesująca. Próbował mnie do tego przekonać za każdym razem, gdy twierdziłam, że najbardziej pociągają mnie ci z medycyny ratunkowej. Stroszył piórka, opowiadał o połamanych kościach… oh i potrafi surfować! – zdała mu relację ze swojego niegroźnego flirtu z Peterem, jednocześnie wcale nie zabierając dłoni z jego klatki piersiowej, ciągle trzymając w palcach jego koszulę, trochę jakby wcale nie chciała dać mu się od siebie odsunąć.
Słyszał od kogoś, że przyjdziesz ze znajomą. – położyła większy akcent na słowo, którym została nazwana. Skądś to musiał usłyszeć, a to znaczy, że on musiał tak komuś powiedzieć. Jeśli przyszedł ze znajomą… mogła się po prostu dobrze bawić. Nie widziała przeciwskazań i chyba właśnie dlatego wzięła numer telefonu od ulubionego ortopedy Hargrove’a – Ale chyba nie bawisz się z nią dobrze. - a jej brew powędrowała do góry, bo naprawdę była tego ciekawa.



John L. Hargrove
30 y/o, 192 cm
lekarz specjalista medycyny ratunkowej | Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Jest zabawny. Nic bardziej oczywistego nie mogła powiedzieć. John nie wytrzymał, musiał wywrócić oczami, żeby z kolei nie pojawił się w nich laser cyklopa, który miałby ochotę zmieść tę małą istotę z powierzchni Ziemi. Brzmiało to płytko, ale niestety i prawdziwie. Cóż, dla dziewczyn poczucie humoru – ale takie prawdziwe, a nie buractwo – było niestety istotne. Niestety, bo akurat nie była to jego mocna strona. Jedna z niewielu rzeczy, w których nie był dobry i których nie dało się tak łatwo wypracować codziennymi treningami i skrupulatnym powtarzaniem sentencji.

Był zabawny... to najczęściej powtarzają dziewczyny, opowiadając o nieobecnym ojcu swojego dziecka — powiedział, odbijając piłeczkę i między słowami przekazując, że Peter to nie był dobry materiał. Nieważne, że był lekarzem, że był przystojny, że miał gadane i że był tym cholernym Australijczykiem! To, że był zabawny było red flagiem w oczach Hargrove’a. Jakby on sam nim nie był. O nie, nie. Za to każdy facet – tym bardziej napalony facet – w pobliżu Lilah był chodzącym zagrożeniem, które należało wybić jej z głowy.

— Jestem p r z e k o n a n y, że tak mu właśnie powiedziałaś... wcale nie padło tam żadne pytanie, będące tak naprawdę propozycją, w stylu nauczysz mnie surfować? zapytał, choć zabrzmiało to twierdząco, opuszczając na jej ciemne oczy swoje nieprzychylne spojrzenie. Peter nie rozmawiałby z nią tak długo, gdyby Lilah mu nie wtórowała. Nie był głupim facetem, w końcu był lekarzem! Jakoś nim został. John nie wnikał jak to działo się na innym kontynencie, ale raczej idiotów na lekarzy nie wybierali.

W międzyczasie przekręcili się, bo choć Johnny mógł wyglądać na nieprzystępnego, to mimo wszystko cały czas jej ulegał. A nawet łaknął tych okruchów kontaktu, jakimi go obsypywała. Tak więc, skoro chciała, żeby oddzielał ją od całego świata, to właśnie to robił. A gdy dotykała jego koszuli, to mógł tylko p r ó b o w a ć udawać, że nie wywoływało to napięcia na jego twarzy.

— Na pewno bawiłbym się lepiej, gdyby moja znajoma wolała spędzać czas na imprezie ze mną, a nie z jakimś ortopedą — powiedział, jednocześnie pochylając się nad nią i opierając się przedramieniem na szybie za jej plecami. Zamknął usta, zatrzymał się w tej pozycji, niezwykle blisko, a jednocześnie tak daleko. — Czyżby określenie znajoma trochę ci przeszkadzało? — zaryzykował, jednocześnie wpatrując się w nią swym nieustępliwym spojrzeniem. Ona pierwsza zwróciła uwagę na nazewnictwo, ale co jak co, akurat John nie spodziewał się, że to może wywołać w niej najmniejsze obruszenie.

Lilah Alexandre
johnny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
27 y/o, 169 cm
stewardessa w air canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Zagryzła wargę, żeby nie parsknąć śmiechem. Spodziewała się wszystkiego, naprawdę wszystkiego, ale nie tego, że zarzuci jej samotne rodzicielstwo z kimś, kto miał być zabawny. I było to absurdalne na tak wielu płaszczyznach, że nie wiedziała, od której strony powinna zacząć go wyjaśniać. Więc nie powiedziała nic. Pokręciła tylko głową… bo trochę go nie rozumiała, trochę był w tym wszystkim niemożliwy, a poza tym zwyczajnie rozbawił ją swoją zawziętością.
I tym, że jej nie uwierzył! Gdy naprawdę cała jej rozmowa z Peterem polegała na jego stroszeniu piórek i próbie udowodnienia jej, że był bardziej interesujący niż znajomy, z którym dzisiaj przyszła i że chętnie potowarzyszy jej dalej. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że Peter chętnie potowarzyszyłyby jej cały wieczór, później równie chętnie odprowadził do domu i dobrał jej się do majtek. Nie przekreślała, że kiedyś skorzysta z jego numeru telefonu, ale cóż… nie dzisiaj.
Dzisiaj naprawdę bardziej kręcili ją ci z medycyny ratunkowej.
Nawet jeśli nie do końca jej w to wierzyli, co również wywoływało u niej szczere rozbawienie.
- Nie – nie przeszkadzało jej, że nazywał ją znajomą… koniec końców przecież nią była, prawda? Znajomą, koleżanką, przyjaciółką. Jak zwał tak zwał – Nie rozumiem tylko dlaczego jesteś zazdrosny, że ktoś inny postanowił flirtować z twoją znajomą. I to tak bardzo zazdrosny, że popsuło ci to cały wieczór. – przekrzywiła lekko głowę i przyglądała mu się uważnie. Nie odrywała od niego spojrzenia, starając się zauważyć każdy jeden, nawet najmniejszy gest, który pomoże jej wyczytać z niego coś więcej. Fascynował ją. W ten zupełnie chory i bardzo pokręcony sposób. I tak jak nie zawsze rozumiała Johnny’ego tak wiedziała, że to wszystko między nimi właśnie takie jest… chore i pokręcone.
I to też ją niestety fascynowało.
- Zatańczysz ze mną wreszcie? – ponad jego ramieniem spojrzała w kierunku, w którym kilka par urządziło sobie prowizoryczny parkiet i z mniejszym lub większym powodzeniem bujało się do muzyki w tle – Jak podepczemy sobie przy tym stopy i coś połamiemy to przynajmniej mamy ortopedę na miejscu. – zażartowała, ciągle nie spuszczała wzroku z jego twarzy i uśmiechnęła się do niego ładnie. Nie złośliwie, nie dwuznacznie, nie z przekorą… po prostu się do niego uśmiechnęła.



John L. Hargrove
30 y/o, 192 cm
lekarz specjalista medycyny ratunkowej | Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Nieistotne było, jak absurdalnie brzmiało jego wytłumaczenie, bo przy Lily Johnny tracił całą swoją logikę, rozsądek i zasadność. Na co dzień pracował według ściśle określonych reguł, każdy, nawet rutynowo wykonywany zabieg, miał przećwiczony i wykuty na pamięć. Przy niej zasady logiki przestawały mieć znaczenie, bo za każdym razem, gdy w ten najprostszy sposób próbował tłumaczyć sobie jej zachowanie, to dochodził do wniosków, które mijały się z rzeczywistością. Więc w konsekwencji doszedł do miejsca, w którym sam wytwarzał irracjonalne opowieści, tylko po to, żeby potwierdzić wysuwane przez siebie tezy.

Na słowo zazdrosny wyprostował się nagle, a jego wyraz twarzy uległ wykrzywieniu. Nie podobała mu się ta insynuacja, nigdy nie przyjmował ich najlepiej, bo to sugerowało, że mogło mu zależeć na Lilah bardziej niż powinno z samego charakteru ich relacji. John nie chciał przyznawać się do tego w sposób bezpośredni. Zachowywał się jednoznacznie, ale nie musieli nazywać tego na głos, bo to w pewnym sensie w niego godziło.

— Nie jestem... — urwał, to słowo ugrzęzło pomiędzy jego zębami. Jego spojrzenie stało się wyraźniejsze, przepełnione widocznymi ognikami, które świadczyło o rosnącym w nim poziomie zdenerwowania. Lilah bawiła się z diabłem. — Może po prostu nie lubię patrzeć, jak inteligentna kobieta daje się nabierać na tandetne, niemal nastoletnie zagrywki? — powiedział, dając jej jasno do zrozumienia, że należał się jej ktoś lepszy niż jakiś tam przeciętny ortopeda, który w jego hierarchii lekarzy zajmował się na samym dnie, tuż obok jakże pomocnych i wszechwiedzących dermatologów.

Johnny próbował wyślizgnąć się swoją przebiegłością z potrzasku. W końcu to on lepiej znał Petera, mógł mieć swoje subiektywne zdanie na jego temat i przede wszystkim z n a ł Lilah, więc tym bardziej dawał sobie prawo do opiniowania typków, którzy jego zdaniem nie nadawali się dla niej.

Dopiero jej uśmiech sprawił, że John złagodniał. Jej propozycja zabrzmiała... miło i prawdziwie. Naturalnie mógł obawiać się, że może tym sposobem próbowała wzbudzić zazdrość w ortopedzie, ale Lily znała swoją wartość i wierzył w to, że ona sama w czas dostrzegła, iż Peter nie był dla niej. On był dla niej. A teraz mogli razem zatańczyć – zrobić coś, czego oczekiwał od tego wieczoru. Może nawet nie tylko tego...

— Spokojnie, niczego nie złamiemy — powiedział głosem, który był o wiele cieplejszy i niższy. Jego dłoń nagle znalazła się na jej policzku, gładząc go niemal subtelnie, a twarz pochyliła się do dołu, by usta mogły zatrzymać się przy jej uchu. — Przynajmniej nie tutaj, przy wszystkich, ale na końcu korytarza jest ustronny pokój ze stołem bilardowym... — wymruczał, zagrał na jej wyobraźni i wyprostował się, zabierając łapę z jej buzi. Odnalazł jej dłoń i nie czekał już na odpowiedź. Skoro Lily chciała tańczyć – przecież nie to, żeby on chciał – to mieli tańczyć. Nie byli jedynymi na parkiecie w głównym pomieszczeniu.

Przysunął ją do siebie i objął, sprawiając, by poczuła się pewnie w jego ramieniu. Początkowo jego uważne spojrzenie przelatywało przez znajome twarze, ale po pierwszym, szybkim obchodzie pozwolił sobie na nieznaczne rozluźnienie. Dopiero wtedy dotarł do niego pełen obraz sytuacji, która wydarzyła się przed chwilą.

— Przepraszam — powiedział krótko. Trudno powiedzieć, czy odnośnie swojej zazdrości, czy gburowatości, czy przedmiotowości. Tak czy inaczej, John przepraszał, a to już było wiele. Nawet jeżeli nie mówił tego prosto w jej oczy, tylko ponad jej głową. — Czasem po prostu nie wiem, czy ty tego nie widzisz, jak faceci na ciebie patrzą, czy tak dobrze odnajdujesz się w tej sytuacji, ale jak ja to widzę to... przyszłaś tu ze mną, jesteś pod moją opieką — wytłumaczył swoje zachowanie, najlepiej jak mógł – jak pozwalała mu jego własna godność – i na ile stopiła jego mroźne serca chwila spędzona w przytuleniu z Lily.

Lilah Alexandre
johnny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
27 y/o, 169 cm
stewardessa w air canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie uwierzyła mu. Nawet przez sekundę nie uwierzyła mu, że nie chodzi o zazdrość i znowu musiała się ugryźć w język, żeby nie prychnąć. Bo mówiąc w ten sposób o jej inteligencji całkowicie jej zaprzeczał, bo zakładał, że nie była świadoma podejścia Petera. Ba! Że sama nie stosowała na nim swoich tandetnych nastoletnich zagrywek, bo może właśnie trafił swój na swego. Nie powiedziała jednak tego na głos, bo po pierwsze – chciała, żeby miał o niej lepsze zdanie niż o ortopedzie. A po drugie nie chciała zaogniać sytuacji, nie chciała jego wybuchu, a nawet zwykłej złości. Nie chciała się z nim kłócić, gdy noc była jeszcze młoda, a oni mieli się przecież dobrze bawić. I spędzić ten wieczór razem.
Chciała go udobruchać. Dlatego uśmiechnęła najładniej jak potrafiła i dlatego zmieniła temat. Zaskakująco dobrze…
Przeszedł ją dreszcz, gdy musnął skórę, a policzek omiótł ciepłem swojego oddechu i propozycją, której się po nim nie spodziewała, a która spowodowała kolejny dreszcz, wymowne drżenie kącika ust i błysk w spojrzeniu, który był bardziej niż wymowny. Ale nie zdążyła odpowiedzieć. Zresztą… pierwszy raz od bardzo dawna nie wiedziała, co miałaby mu powiedzieć. Tak gwałtownie przeszedł od złości do propozycji zaliczenia jej na stole bilardowym, że zabrakło jej słów. I pierwszy raz miała też wątpliwość, czy bardziej chciał tym zagrać na nerwach jej, czy może raczej Peterowi.
Widziała, że Australijczyk spojrzał na nich zaskoczony, gdy przeszli na parkiet, dłoń Johnny’ego znalazła się na jej biodrach, a ona ciasno do niego przylgnęła i wpatrywała się w niego z zainteresowaniem, ufnością i uczuciem, które było trudne do sprecyzowania, a także negowane przez samą Lily, ale ewidentnie widoczne dla uważnego obserwatora z boku. Możliwe, że Peter był uważnym obserwatorem i całkiem możliwe, że poczuł się wykorzystany, ale swoją złość skierował raczej w stronę Johna, a nie Lilah.
Znajoma, taaa…
- Nie potrzebuję twojej opieki. – zauważyła dość butnie, ściągając przy tym wymownie brwi, bo od lat uparcie powtarzała, że nie potrzebowała niczyjej opieki, troski albo pomocy. Doskonale radziła sobie sama. Mhm, na pewno – Ale masz rację, że przyszłam tu z tobą i wyjść też chcę z tobą. I chcę z tobą tańczyć. I dać ci się zaliczyć na stole bilardowym, bo teraz do końca wieczoru nie wyjdzie mi z głowy! – zaśmiała się – I na pewno nie chcę, żebyś się na mnie wściekał o jakichś facetów. Jak znajdę przyszłego męża i będziesz miał o kogo być zły to obiecuję, że dam ci znać. – dodała jeszcze pół żartem, pół serio, nie przestając się uśmiechać i nawet na moment nie odrywając od niego spojrzenia.
Przyszłego męża… szkoda, że jeszcze chyba się taki nie urodził.


John L. Hargrove
30 y/o, 192 cm
lekarz specjalista medycyny ratunkowej | Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Oczywiście, że nie potrzebowała jego opieki. Lilah była tak samo wystarczalna, że najlepiej sama radziła sobie we wszechświecie. Duszą twarda feministka, ciałem okrutna kusicielka męskiego gatunku. Ujmą na jej honorze byłoby przyznanie się, że potrzebowała pewnego nadzoru – a w mniemaniu Johna koniecznie potrzebowała – chociaż akurat w tym temacie jej dawne uczynki i niechlubna przeszłość stanowczo działały na jej niekorzyść.

Ile to razy Johnny pojawiał się w środku nocy – czasem w środku tygodnia – pod klubem, żeby odebrać ją z imprezy? Ile to razy podpinał jej witaminowe kroplówki, bo przesadziła, a za kilka godzin miała stawić się w pracy? Ile to razy ratował ją przed bezpośrednim zagrożeniem, bo ktoś nie rozumiał odmowy, czy nie rozróżniał flirtu i zabawy od czegoś więcej? Gdyby chciał, to teraz mógłby zacząć punktować jej te wszystkie razy, gdy Lily w y m a g a ł a jego opieki. Jednak na ten moment wolał nie sięgać po ten argument, bo wiedział, że to wywoła jedną możliwą reakcję – uniesienie się honorem. A tego chciał uniknąć. Po stokroć wolał odbierać ją wielokrotnie z imprez, niż sprawić, że raz postanowi do niego nie zadzwonić i... nie wiadomo, jak to wtedy się skończy.

Dla jej dobra i własnego spokoju ducha nie zareagował na te słowa. Jedynie wymienił się z nią intensywnym spojrzeniem, pozwalając sobie, by w tym czasie jego dłonie przesunęły się na jej talię i wyraźniej do niej przylgnęły. Niech to będzie jego odpowiedź. Mogła nie chcieć jego opieki, ale i tak pod nią była – dosłownie zamknięta w jego objęciu, które nie miało zamiaru jej wypuścić, skoro w końcu udało mu się ją do siebie zwabić.

— A więc jednak stół bilardowy… dobrze wiedzieć, że twoja wyobraźnia idzie w tę samą stronę co moja — powiedział, wpatrując się bezczelnie w jej oczy. Ta p e r s p e k t y w a cholernie mu się podobała, a Lilah doskonale o tym wiedziała – to jak silny wpływ miała na jego osobę, jak szczerze za nią szalał, nawet jak momentami urywał się pod tą maską chłodu i obojętności, to gdy przychodziło, co do czego to... zwyczajnie nie potrafił jej odmówić. W żadnej sprawie. Jakby rzuciła na niego jakiś czarodziejki urok!

Jego spojrzenie powędrowało w górę, a na twarz wkradł się wyraz zastanowienia. Próbował to wszystko sobie wyobrazić... przez moment uśmiechnął się zawadiacko, ale zaraz uspokoił i ponownie opuścił wzrok, wracając do jej buzi.

— Ty w fartuszku w kuchni... jakoś trudno jest mi to sobie wyobrazić, Lily — zasugerował, mając na myśli klasyczny obraz żonki w typowym domu, w który Alexandre stanowczo się nie wpisywała. No, chyba że ta scena byłaby tylko wstępem do zupełnie innego scenariusza. — Ty, z mężem, uwięziona w roli żonki... Wyobrażenie równie abstrakcyjne, co twoja wypowiedź bez riposty na końcu zdania — podsumował. Akurat wydawało mu się, że realnie na tej płaszczyźnie zupełnie nie miał czego się obawiać. Prawdopodobieństwo, że Lily wplącze się w intensywny, pośpieszny, niebezpieczny romans – było wysokie, natomiast, że wyjdzie za mąż i zostanie przykładną żonką – było niemal żadne.

— Ale mimo wszystko bardzo podoba mi się to posłuszne podejście — zasugerował, prawdopodobnie igrając z ogniem i odnosząc się do słów, że gdyby już ta nierealna sytuacja miała się wydarzyć, to Lily na pewno zameldowałaby mu ją bezzwłocznie. Oczywiście, że tymi słowami droczył się z nią, i nie tylko nimi, bo przed chwilą poruszali o wiele ważniejszy temat niż jej surrealistyczne zamążpójście – czyli stół bilardowy – i z myślą o nim jedna z jego dłoni przesunęła się wyżej, zatrzymując swoje palce na jej żebrach, a kciuka nieopodal jej stanika.

Lilah Alexandre
johnny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
27 y/o, 169 cm
stewardessa w air canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Jego spojrzenie wydało jej się bardziej niż wymowne i doskonale wiedziała, że nie uwierzył w to, że nie potrzebowała jego opieki. Poczuła irytację, przez ułamek sekundy, zaledwie impuls, który przeszedł przez jej ciało. Momentalnie się za niego skarciła i nie pozwoliła dojść mu do głosu, bo w jej przekonaniu naprawdę nie potrzebowała opieki..
Ani Johna, ani jakiegokolwiek innego faceta.
Sytuacje, które wymagały jego… interwencji albo zostały wymazane z jej pamięci, albo żyła w przekonaniu, że doskonale poradziłaby sobie sama, gdyby tylko chciała. Bo przecież nigdy nie musiała do niego nie dzwonić… mogła, ale nie musiała. Robiła to, bo był jej przyjacielem i wiedziała, że może na nim polegać i prosić o najbardziej szalone rzeczy. Lubiła myśleć o tym, że chciała, a niekoniecznie potrzebowała, co przy okazji było szalenie niesprawiedliwe i krzywdzące.
Ale ten drobny szczegół jej umykał.
- Bardzo łatwo pobudzić moją wyobraźnię. – skwitowała, ale taka była prawda – szczególnie jemu było o to łatwo. Bo przecież kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Johnny jej nie pociągał. Był przystojnym facetem i właściwie miał w sobie… wszystko. Miał pełen pakiet i była pewna, że gdyby przedstawiła go rodzicom – byliby zachwyceni. John Hargrove był złotym dzieckiem, perfekcjonistą i idealnym materiałem na męża. Tylko nie jej. Niestety.
A czy ktoś inny nim był? Czy mogła zostać żoną?
Zaśmiała się, bo nie wierzył w to tak samo mocno jak ona i nawet nie zamierzała z tym dyskutować. On mógł być materiałem na męża, ale ona na żonę niekoniecznie, a już na pewno nie w tym mocno tradycyjnym znaczeniu tego słowa.
- Może patrzysz na to zbyt… stereotypowo? Może będzie bardzo stary i bardzo bogaty? Zamiast żony w fartuszku w kuchni będzie miał prywatnego szefa kuchni, a ja będę mogła latać po świecie i ostatecznie nadal kończyć w twoim łóżku? Albo na stole bilardowym? Może takie małżeństwo byłoby dla mnie? – kącik ust drgnął jej w rozbawieniu, żartowała i nawet nie zamierzała się z tym ukrywać. Przysunęła się też mocniej do Johnny’ego tak, żeby moc szepnąć mu prosto do ucha, ciepłem oddechu omiatając jego policzek – Może Peter się zgodzi na taki układ? Na pewno o tym myśli, bo cały czas nad obserwuje. – nie była pewna, czy przyjaciel był tego świadomy, ale już jakiś czas temu poczuła na sobie spojrzenie Australijczyka. I ono nie znikało!
Czubkiem nosa przesunęła po męskim policzku, zaśmiała się cicho i schowała twarz w zgięciu jego szyi, całkowicie właściwie likwidując pomiędzy nimi jakikolwiek dystans, a ta bliskość wydawała jej się najbardziej naturalną rzeczą na świecie. Czuła się pewnie w jego ramionach. Bezpiecznie.
Może w innym życiu?



John L. Hargrove
30 y/o, 192 cm
lekarz specjalista medycyny ratunkowej | Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
postać
autor

Hargrove naprawdę nie potrzebował wiele – w jej obecności – żeby przestawić swój sposób myślenia na ten konkretny tor. Wystarczyła ta cała impreza, jej obcisła i krótka sukienka, nieziemsko długie nogi i biedny Johnny już sam się odpalał, nakręcał, wariował. Co więcej był przekonany, że Lilah dokładnie wiedziała, jaką ma nad nim w ł a d z ę, nawet jeżeli on starał się momentami udawać, że on będzie rozdawał karty, nawet jak pozwalała mu pozornie rozgrywać grę, to realnie on był tylko pionkiem zależnym od jej poczucia humoru i chęci, które mogła mieć bądź nie.

Jej słowa ponownie spełniły swoje zadanie, sprawiając, że Johnny mentalnie już był w tamtym pokoju, ściągał z niej sukienkę i kładł na stole bilardowym...

— Igrasz z ogniem, Lily — ostrzegł ją. Tak na wszelki wypadek. Wypowiedział jej imię bardzo dosadnie, obniżonym głosem, spoglądając w jej oczy z ogromną bezczelnością. Jakby nim chciał jej przekazać, że drażniła lwa, a jeżeli przesadzi, to gdy ten ją zaatakuje, to już nie puści... Chciałby, żeby tak było, ale oczywiście w końcowym rozrachunku ostatnie słowo zawsze należało do niej – przez co nigdy nie wiedział, czy dana wizja jest możliwa do realizacji, czy jest to tylko kolejna gierka w stylu Alexandre.

Johnny cierpliwie słuchał jej opowieści, ale nie wydawał się wcale przekonany, a momentami może nawet lekko... zniesmaczony? Rozumiał, jaki był jej przekaz – i że był on żartem – aczkolwiek to wyobrażenie z jakimś bogatym starcem zwyczajnie budziło w nim wewnętrzną odrazę. Nie ze względu na to, że całościowo nie popierał takich relacji – każdy żył swoim życiem i robił, co chciał – ale dlatego, że próba wyobrażenia sobie Lily w takim układzie była dla niego zwyczajnie gorsząca.

— Weź, przestań opowiadać takie głupoty — powiedział widocznie niezadowolony, wolał naprawdę nie wyobrażać sobie jej przy jakimś staruszku... ale jeszcze wolał nie wyobrażać sobie jej przy tym durnym ortopedzie! Ponownie zacisnął palce mocniej na jej talii. — Peter nie jest jeszcze taki stary, nie kwalifikuje się. Zanim umrze, to ty już będziesz stara i pomarszczona — zareagował, wytrącając jej ten pomysł z głowy. Wiedział, że to nawet nie jest żaden „pomysł”, ale zwyczajnie musiał po raz kolejny podkreślić, żeby zostawiła w spokoju tego ortopedę, bo... tak. I już.

— Pewnie jest zazdrosny... niech patrzy — powiedział, celowo używając tego słowa i pozwolił sobie zerknąć w stronę Petera. Faktycznie patrzył. Wywołało to uśmiech na jego twarzy. Jednak nie miał zamiaru zbyt długo nim się przejmować, tylko korzystać z tej chwili, bo spokojna piosenka dążyła ku końcowi, więc miał niewiele czasu, by być tak blisko i w ten sposób z Lily.

Lilah Alexandre
johnny
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście ⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty ⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów ⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci ⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue ⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie ⟡ brak akapitów i ściany tekstu
27 y/o, 169 cm
stewardessa w air canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Wargi znów drgnęły jej w rozbawieniu. Sam był zazdrosny, a wytykał zazdrość komuś innemu. Na dobrą sprawę nie wiedziała, co Johnny miał przeciwko ortopedzie – czy był to jakiś personalny konflikt ze szpitalnego korytarza? Czy chodziło tylko o to, że z nim rozmawiała? Westchnęła cicho i spojrzała na przyjaciela.
- Jeśli faktycznie chcesz, żeby był zazdrosny to chociaż przenieś rękę z talii na mój tyłek. – zażartowała, ale w rzeczywistości nie miała nic przeciwko. Wręcz przeciwnie. Gdy to zrobił, gdy zsunął dłoń na jej pośladki – wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu – No chyba, że to też igranie z ogniem. – dodała jednak podśmiechując się pod nosem i na tych kilka ostatnich taktów piosenki znowu ciaśniej do niego przylgnęła, oparła głowę na jego torsie i zaciągnęła się tym dobrze znanym jej zapachem.
A kiedy piosenka się skończyła, a z dźwięków poleciało coś znacznie żywszego, odsunęła się od niego, nie puszczając jednak jego dłoni. Wykorzystała ją do asekuracji przy obrocie i śmiejąc się dygnęła w ramach podziękowania za wspólny taniec.
- Przyniosę nam jakieś drinki. – zaproponowała, rozglądając się i próbując zlokalizować miejsce, które można było potraktować za bar. Do tej pory ktoś inny jej podstawiał alkohol, ale chyba była w stanie to zrobić – Poczekaj gdzieś tu na mnie.
Oboje mogli zejść z tego prowizorycznego parkietu, a Lilah faktycznie poszła zdobyć im alkohol. Porządną szkocką z niewielką ilością lodu. I doceniała, że gospodarze faktycznie postarali się o dobry alkohol, bo co jak co… ale na tym się akurat znała! I gdy szklanki były już zabezpieczone ruszyła z nimi w stronę Hargrove.
I naprawdę nie spodziewała się, że gdzieś w połowie drogi zagrodzi jej ją nikt inny jak sam Australijczyk. Nawet jeśli ciągle był miły, a przynajmniej starał się być miły, wyczuła w jego głosie odrobinę pretensji, żalu i zdecydowanie zbyt dużo roszczeniowości. Zupełnie nie potrafił lub raczej nie chciał zrozumieć, że nie miała ochoty już tańczyć. No weź… z nim zatańczyłaś, a ze mną nie? Z każdą kolejną sekundą uśmiech Lilah znikał, a zmarszczka na czole się pogłębiała i ewidentnie chciała się od niego uwolnić… chociaż ciągle starała się zachować swobodny, żartobliwy ton, żeby nie robić przedstawienia.
I wtedy złapał ją w talii, chcąc zaciągnąć ją na ten nieszczęsny parkiet, a ona tego nie wytrzymała i jeden z trzymanych przez nią drinków wylądował na męskiej koszuli - Ojej, naprawdę przepraszam! - a miała nie robić scen...


John L. Hargrove
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”