your words taste like violence
your lips like animals of war
STATUS: AKTUALNE | 17.07


Chciałby, żeby to jej śmierć była powodem tego, w jaki sposób wygląda jego życie. Byłoby to wygodne. Łatwe do wytłumaczenia, łatwe do przetrawienia dla wszystkich, którzy domagają się odpowiedzi. Mężczyzna o szlachetnym sercu, zrzucający swoje ideały jak maskę w chwili druzgoczącej utraty. Odnalazłby komfort w tej sztampie, w odpowiedziach, których szukał tak samo jak pozostali. Ale dyskomfort, jaki budziła głęboko skrywana prawda, nigdy go nie opuścił. Świadomość tego, że jej śmierć nie była początkiem, a bolesnym gwoździem do trumny dziecięcych marzeń i oczekiwań. Gorzką łyżką rzeczywistości, lepką, szkarłatną krwią pokrywającą mu ręce. Krwią, która miała przynieść mu spokój osiągniętej zemsty, a zamiast tego zagnała go do labiryntu drobnych przysług, brudnych pieniędzy, na zawsze skalanej odznaki.Skorumpowany glina lawirujący po polu minowym własnej moralności. Przytłoczony utratą swojej narzeczonej z wolna porzucił wszelkie ideały, które niegdyś popychały go do pracy w policji. Z osoby, która mimo świadomości brudów tego świata nadal starała się go naprawić, przekształcił się w wypalonego detektywa przeświadczonego o jałowości swojego zawodu. Dla osób postronnych cham, prostak i gbur, znajdujący w autodestrukcyjnych nawykach ucieczkę od codzienności.
Ona była inna. Nie potrafił schować się przed jej spojrzeniem - z rodzaju tych, które penetrują cię do głębi, dostrzegając schowane pod murami, delikatne wnętrze. Widziała w jego zachowaniu maskę, którą przywdziewał każdego dnia i choć miała jej świadomość, weszła w tę grę. Była jak natrętny owad, którego bzyczenie pojawiało się w pomieszczeniu jeszcze przed pierwszym uderzeniem skrzydeł. Wyczuwał jej obecność, jej czujny wzrok, jej irytację swoim zachowaniem, która zamiast ją zmęczyć, podsycała tylko płomienie jej wściekłości i determinacji.
Być może pod tą fasadą chowało się coś jeszcze. Coś, co dawno już wpełzło na jego oblicze, niezdolne do ukrycia się pod starannie wypielęgnowaną maską. Może w głębi oboje byli złamani w tych samych miejscach, każde radząc sobie z tym na swój sposób. Ale człowieczeństwo jest ostatnim, co chciałby w niej dostrzec.
Bo pomiędzy walką a ucieczką, odnalazł komfort w stanie zawieszenia, nie pozwalając sobie patrzeć ani naprzód ani w tył.

