29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Wielkie, zielone oczy Bel wbijały w Pilar swoje spojrzenie. Stała zaledwie kilka centymetrów od niej, rozdygoczona opierając się o chłodną ścianę, podczas gdy Stewart zawisała nad nią podpierając się jedynie dłonią tuż przy głowie dziewczyny. Nie chciała jej dotykać ani naruszać przestrzeni jeśli to nie będzie koniecznie, jednak trzeba się było liczyć z tym, że jeśli Galenowi się nie uda odciągnąć ochroniarza, Pilar będzie musiała coś zrobić. Była więc gotowa schować ją swoim ciałem podczas chociażby pocałunku.
Wyatt w końcu otworzył drzwi, a na dźwięk głosu ochroniarza Bel aż podskoczyła.
Spokojnie — uspokoiła ją Pilar, chociaż mogła jedynie sobie wyobrażać jak wielkie problemy miałaby Bel, gdyby faktycznie ktoś się dowiedział, że chociaż w najdrobniejszym stopniu z czymś się wygadała, nie mówiąc już o współpracy z policją.
Galen sprawiał jednak wrażenie radzić sobie dobrze. Głos miał pełen przekonania i zniecierpliwienia, a pewnie jego pełen nieładu wygląd również dodawał mu autentyczności.
W którymś momencie Pilar rzuciła okiem na ciało Bel. Była taka drobniutka. Mogło się wydawać, że jeden mocniejszy uścisk mógłby powalić ją na ziemię. Jej skóra była jędrna i delikatna, chociaż co kilka centymetrów można było zauważyć liczne siniaki przykryte dużą warstwą podkładu. Wcześniej aż tak nie rzuciły się w oczy Stewart, jednak z bliska było widać ten cały makijaż. Pilar westchnęła głośno. Kurwa, przysięgła sobie, że zrobi wszystko, byleby wyciągnąć te dziewczyny z tego piekła. Chociażby miała za to przypłacić odznaką a nawet i życiem.
Trzask drzwi pozostawił na którą chwilę uczucie strachu w powietrzu, jednak z chwilą, w której Wyatt wrócił do pomieszczenia bez ochroniarza, Pilar odetchnęła z ulgą i odsunęła się od Bel, oddając jej jej przestrzeń.
Świetnie. Musze się napić — rzuciła, kręcąc głową, chociaż tak naprawdę to najchętniej napiłaby się czystej wódki albo czegoś mocniejszego niż marnego szampana. Odebrała swoją sukienkę od Galena, dziękując mu skinieniem głowy i zabrała się za ubieranie. — Hej — zwróciła na siebie jego uwagę, kiedy dół sukienki już przylegał do jej ciała. — Dobra robota — dychnęła, bo serce wciąż waliło jej jak oszalałe. Chciała jednak użyć tej krótkich chwili by rzucić w jego stronę słowa uznania, bo tak szczerze to im dłużej tu siedzieli, tym więcej Pilar była przekonana, że autentycznie nie mogła zabrać tu nikogo lepszego i poproszenie Wyatta o pomoc było najlepszą decyzją, na jaką mogła się zdecydować.
Krótka wymiana spojrzeń i ponownie cała jej uwaga była skupiona na Bel. Odkopała wszystkie zdjęcia i zaczęła na nowo układać je na materacu, kiedy dziewczyna złapała za jedno i przysunęła pod nos. Jej brwi zmarszczyły się w zamyśleniu, a Pilar zamarła w miejscu, wpatrując się w nią intensywnie.
No dalej, dziewczyno.
Daj nam chociaż jednego
.
I faktycznie dała. Kiedy jej głowa skinęła, a usta powiedziały, że go widziała, Pilar aż się wyprostowała i podeszła czym prędzej by odebrać fotografie. Czuła jak Galen ustawia się tuż za nią.
To ja się powinnam ciebie spytać kto to — przewróciła oczami, bo to przecież byli jego pracownicy i ludzi których zatrudniał. Z drugiej zaś strony Pilar mogła sobie tylko wyobrażać, że pewnie miał od tego ludzi. Jakąś piękną Iwonkę z HRu, która zajmowała się procesem rekrutacyjnym. Cóż, może Iwonkę też będzie musiał zwolnić, bo ewidentnie wykonywała swoja robotę mocno przeciętnie.
Pilar ściągnęła brwi, gdy Galen wypowiedział tą ksywkę i faktycznie od razu w oczy rzucił jej się tatuaż przedstawiający kartę z wielkim A.
Ace? — odwróciła się energicznie w jego stronę i cóż, niekoniecznie był to najlepszy pomysł, bo wpadła prosto na jego nagą klatkę piersiową, do tego ociekającą szampanem. Jej dłoń oparła się o nagą skórę, a myśli przez krótki moment faktycznie się rozproszyły. Jej wzrok uciekł gdzieś do wyrzeźbionego ciała i ciemniejszego śladu, jaki napój zostawił na jego klacie. Sytuacja jednak wymagała pełnego skupienia więc Pilar odchrząknęła i wykonała taktyczny krok w tył. Tak dla bezpieczeństwa. Swojego przede wszystkim. A następnie odwróciła fotografię. Na dole w rogu miała zapisane informacje. Nie wszystkie, wiadomo i w dodatku skrótami, ale na tyle, by można dość do tego, kto to był. — Dylan Ashford, Doker w porcie — przeczytała i uniosła spojrzenie na Galena (tym razem już bez patrzenia na jego klatę). — No to by się zgadzało, skoro pracuje na rozładunku — na jej twarz wdarł się uśmiech, jednak nie był to taki z tego rodzaju, kiedy coś cie bawi, a raczej taki pełen nadziei i motywacji, że mieli to. Pilar odetchnęła ciężko. Jak stąd wyjdą będzie się zastanawiać co dalej. Najważniejsze było, że mieli nie tylko potwierdzenie ale też punkt zaczepienia.
Złapała wzrok Galena, zastanawiając jak się teraz czuł. Jakby na to nie patrzeć po raz pierwszy odkąd ta całą sytuacja wyszła, dostał potwierdzenie, że to jego firma stała za tymi transportami. I kiedy tak na niego patrzyła, przypomniała sobie o jeszcze jednej rzeczy.
Telefon! — rzuciła się do torebki i wyciągnęła z niej smartfona. Czym prędzej odblokowała ekran i weszła w galerię, a następnie podeszła do Bel. — A któregoś z nich kojarzysz? Może, nie wiem, byli tu kiedyś albo—
Ten był — wskazała palcem w momencie, w którym Pilar przesunęła na kolejną fotografię. Były to zdjęcia członków zarządu, które przygotowali razem z Galanem w samochodzie. Przekręciła telefon w swoją stronę i spojrzała. A potem pokazała prezesowi Nothexu z kwaśną miną. Oczywiście, że to był Seeley, pieprzony Drektor całej logistyki w firmie.
Nie dość, że bije żonę, to jeszcze zaopatrza i koordynuje burdel— ręka jej zadrżała. Nagle bardzo chciała poznać tego faceta, żeby spojrzeć mu w oczy i wsadzić go na długie lata za pieprzone kraty.
On testuje — głos Bel wybrzmiał jej gdzieś za uchem, a dopiero kiedy dotarł do Pilar po jakimś czasie, odwróciła się do niej energicznie.
Co?
No on nas testuje. Wszystkie..
Co to znaczy testuje? — Pilar mogła się domyślać o co chodziło i miała w głowie już nawet całkiem przerażający obrazek, ale tu nie było miejsca na spekulacje. Pewne rzeczy musiały zostać wypowiedziane.
No.. — Bel zawahała się na moment i wbiła wzrok w ziemie. Bała się czy wstydziła? Pilar już nie była pewna, które z tych bardziej opisywało aktualne zachowanie dziewczyny.
Co robi, Bel? — ponagliła ją. Musiała. Kurwa, musiała im powiedzieć. Już teraz naprawdę nie było odwrotu. — Co ten facet wam robi?
On.. sprawdza każdą nową dziewczynę. No.. czy się nadaje.
Chcesz mi powiedzieć, że z każdą idzie do łózka? — Pilar wciąż naciskała. Może za mocno, ale mieli mało czasu.
Tak.
Jej delikatny, rozdygotany głos wdarł się go głowy Pilar i uderzył ja z taką siłą, że aż się cofnęła. To potwierdzenie wywołało u niej absolutny odruch wymiotny. Co to kurwa znaczyło, że je testował? Pieprzył każdą, żeby sprawdzić, czy się będzie nadawać? A co jak jakaś nie spełniła jego oczekiwań.
Uniosła wzrok na Galena i już sama nie wiedziała czy jej oczy przepełnione były żalem, niedowierzaniem czy absolutną furią.

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Najpierw podał Pilar sukienkę, tak, zdecydowanie lepiej będzie mu się z nią współpracowało, kiedy będzie ubrana. Bezpieczniej, jakby przestrzegali jakiś zasad BHP, czy dobrego wychowania. Kiedy się do niego zwróciła, to spojrzenie z butelki z szampanem, przeniósł na panią detektyw, jeden kącik jego ust drgnął ku górze, to nie był jeszcze uśmiech, ale zrobiło mu się miło. Zresztą teraz już wiadomo dlaczego Galen Wyatt lubił pochwały, bo za małolata nigdy sobie na nie nie zasługiwał. Skinął jej powoli głową, chociaż prawda jest taka, że jego serce wciąż waliło, jakby właśnie przebiegł maraton.
Stanął za Pilar, żeby przyjrzeć się gościowi na fotografii, ale nie kojarzył go wcale, on właściwie połowy, a może większości, swoich pracowników nie kojarzył, a ci, którzy zajmowali te najniższe stanowiska, na budowach, w transporcie, zmieniali się pewnie szybciej, niż Wyatt zmieniał panienki. Skrzywił się i podrapał po policzku. Już chciał ją przeprosić, ale wtedy rzucił mu się w oczy ten tatuaż i przypomniała ta wymiana zdań z Seeleyem. Dobrze, że facet był takim Asem, bo inaczej Wyatt wcale by tego nie zapamiętał.
Kiedy Pilar na niego wpadła, to westchnął, ale tylko dlatego, że znowu zrobiła to nie całkiem delikatnie, ale Galen się nie cofnął, bo on nie znał czegoś takiego jak przestrzeń osobista. Zmarszczył brwi kiedy podała mu to nazwisko, ale nie mówiło mu za wiele, właściwie nic, bardziej ten Ace, który miał w Quebec różne dojścia, który przyjaźnił się z Seeleyem. Czyli jednak coś mieli, jednak Bel bardzo im pomogła. Tylko teraz, żeby Seeley się nie kapnął, że Wyatt tutaj był. Ale z tego co kojarzył był na urlopie, z żoną, na jakiś egzotycznych wakacjach, bo widział jego zdjęcia na Instagramie. Galen myślał intensywnie, bo chciał to wszystko połączyć, opracować całą drogę, Europa, potem Northex przewozi te dziewczyny w kontenerach, nad wszystkim czuwa Seeley, Wyatt podpisuje czasem listy przewozowe, te ważniejsze, bo jeśli chodzi o większość to ma od tego dyrektora, port, potem te kontenery lądują w Quebec i tutaj wkracza Ace, który te biedne dziewczyny wprowadza tutaj. Nie, to było dla niego za dużo.
Dopiero, kiedy Pilar krzyknęła telefon to Wyatt przeniósł na nią wzrok. Najpierw na nią, a później na Bel. Spojrzał na to zdjęcie i zrobiło mu się niedobrze. Bo Seeley nie tylko był w jego firmie dyrektorem, ale był też w pewnym sensie przyjacielem Galena. Wyatt naprawdę mu ufał, razem imprezowali, mógł go nazwać zaufanym człowiekiem, nie podejrzewał go. Chociaż teraz jakieś fakty zaczęły się łączyć.
Kiedy Bel znowu się odezwała, to Galen wbił w nią spojrzenie, testuje, każdą nową dziewczynę - odbiło mu się echem w czaszce, a żołądek chyba wywrócił mu się na drugą stronę. No to kurwa zajebistego masz przyjaciela prezesie Wyatt. Aż usiadł na tym fotelu, i oparł głowę na ręce, potarł palcami po czole, szampana odstawił na podłogę. Nie dość, że kutas zarabia na tym krocie, to jeszcze... Galenowi to nie mieściło się w głowie. Najbardziej to, że był taki głupi i nic nie zauważył. Schował na moment twarz w dłoniach, ale to była chwila, chwila jakiegoś zwątpienia w... ludzi? Potem się podniósł i spojrzał na Bel.
- Ile tam jest dziewczyn Bel? Ile was jest? - może to nie było pytanie, które cokolwiek rozjaśni, ale tak bardzo mu ciążyło. Musiał to wiedzieć.
Bel wzruszyła ramionami, a potem objęła się wspierając na nich chude palce.
- Nie wiem... Dużo, może trzydzieści, ale te dziewczyny nie są długo, bo podobno zmieniają się co dwa tygodnie. Ja jestem dopiero pięć dni - Galen wypuścił z płuc powietrze ze świstem. Dziesięć dziewczyn w kontenerze, trzydzieści, teraz, to trzy transporty, których nie zauważył, a co dzieje się z tymi, które przekroczyły te magiczne dwa tygodnie? Jego oczy w tej chwili wyglądały jakby właśnie zobaczył ducha, jakby można było w nie zajrzeć i zobaczyć co czai się na dnia duszy Galena Wyatta. Nie mógł w to uwierzyć. Dlaczego nic nie zauważył. Bo pierdolony Seeley mydlił mu oczy drogą whisky, kolacjami, wypadami do nocnych klubów, bo zachowywał się jak kolega, jak kumpel.
Galen przeniósł spojrzenie na Pilar, przez chwilę naprawdę chciał ją zapytać, co oni robią z tymi dziewczynami, które jednak były tu dłużej niż dwa tygodnie, bo jemu wyobraźnia podsuwała najczarniejsze scenariusze. A jednak milczał, nie chciał straszyć Bel, a może w ogóle nie chciał wiedzieć?
- Pięć dni... - powtórzył po dziewczynie i znowu wstał z tego fotela, przeszedł się po pokoju - nie wiem, kurwa, może możemy im powiedzieć, że była zajebista i że za tydzień chcemy ją znowu? Co zrobić, żeby dać jej jakąś nadzieję Pilar? - tym razem zwrócił się do Pilar po angielsku, bo z Bel cały czas rozmawiali po hiszpańsku, miał nadzieję, że jej angielski nie był na tyle dobry, żeby wszystko rozumiała. Spojrzał znowu na nią, siedziała na tym łóżku przestraszona, zrezygnowana, Galen chciał jej dać jakąkolwiek nadzieję, nawet jeśli nie za bardzo w tej chwili miał pomysł, jak mogliby to zrobić. Prawie mieli Seeleya, ale on teraz był na jakimś pierdolonym Borabora i miał wrócić dopiero w sobotę. Nie mogli go spłoszyć, bo po drodze zaszyłby się tak, że by go nie znaleźli, a do tego czy zeznania Bel były wystarczające? Zeznania trzydziestu kobiet, które zgwałcił?
- Co teraz Pilar? - zapytał znowu, bo może i Galen nie był najgorszym kandydatem do tej misji, ale w tym momencie to czuł się zagubiony, jak dziecko. Jak tan mały Galen, który siedział na wielkich marmurowych schodach i zastanawiał się dlaczego nie jest wystarczający.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Pilar może i nie znała Seeleya osobiście, ale bardzo szybko zyskał on miano najbardziej z n i e n a w i d z o n e g o przez nią człowieka na całym, zasranym świecie. Stojąc w pokoju numer trzysta osiem, z nerwowo zaczesanymi włosami i spojrzeniem wbitym w wychudzoną, drobną dziewczynę nie potrafiła nawet sobie wyobrazić, przez co musiały przechodzić te kobiety. Kurwa, nie dość, że ktoś porywa cię z własnego kraju, wywozi w jebanym kontenerze pośród belek i stelaży na inny kontynent, umieszcza cię w pięciogwiazdkowym hoteluburdelu, to jeszcze ma czelność wykorzystać cię seksualnie, by sprawdzić, czy jesteś godna. Godna żyć i służyć albo zostać stracona i pewnie wywieziona do jeszcze gorszej speluny. Kiedy tak o tym myślała, autentycznie robiło się jej niedobrze.
Widziała już w swoim życiu naprawdę wiele. Kiedy służysz w policji i to w pieprzonej kryminalce oglądasz trupy na co dzień, w dodatku w każdej odmianie: bez palcy, bez głowy, z ranami ciętymi na całym ciele, a nawet przepołowione w pół. Nie straszny jej był widok krwi czy wnętrzności z człowieka, a jednak w tej sprawie myśli doprowadzały ją do szaleństwa. Chociaż nie mogła tego pokazać.
Ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej ramionami słuchała pytań Galena i odpowiedzi Bel. Trzydzieści kobiet w jednym burdelu. I to z datą ważności na marne dwa tygodnie. No właśnie, ta jedna kwestia nie dawała jej spokoju — dlaczego tylko na czternaście dni? Co działo się potem? Jak częsty przemiał musiał być i jak często kontenery Nothexu tak naprawdę zwoziły kobiety zamiast materiałów.
Pięć dni? — zerwała się nagle, słysząc słowa Bel i nawet nie czekając na jej odpowiedź, skierowała twarz w stronę Galena. — To znaczy, że nawet po sprawie z.. — przerwała na moment, rzucając spojrzenie dziewczynie, przyjmując do wiadomości, że może jednak wypadałoby przełączyć się na angielski. — że nawet po sprawie z trupami wciąż sprowadzają tu kobiety i wykonali minimum jeden taki transport — niby Galen sam mógł do tego dojść, a jednak Pilar rozmawiała z nim w tamtej chwili jak ze swoim partnerem. Partnerem w sprawie, a nie tylko przystojnym gachem, który miał pomóc jej dostać się do środka. I trochę też w tym wszystkim może się przeliczyła, bo kiedy tak przyglądała się jego reakcji na to wszystko, bardzo szybko doszła do wniosków, że nie tylko miał szczere intencje, ale też i dobre serce, a ta cała sytuacja po prostu zaczęła go przytłaczać.
W pierwszej chwili gdy tak desperacko zachodził w głowę jak mogli pomóc Bel, Pilar miała ochotę podejść i ująć jego dłoń, by się uspokoił i może też by dodać mu nieco otuchy, jednak w ostatniej chwili się powstrzymała, dochodząc do wniosku, że nie powinna. Zamiast tego pozwoliła mu się wygadać (na moment) i spojrzała na Bel, Nie powinni tak o niej rozmawiać, kiedy była obok. Istniało zbyt duże prawdopodobieństwo, że coś jednak zrozumie.
Bel, posłuchaj — wykonała krok w jej kierunku, malując na twarzy troskliwy uśmiech. — Niesamowicie nam pomogłaś. Naprawdę. Mamy jeszcze kilkanaście minut, pomyślałam, że może chciałabyś wziąć ciepły prysznic? — dziewczyna wytrzeszczyła na nią oczy, jakby ta propozycja była co najmniej niemoralna. — Taki wiesz długi i ciepły. Widziałam, że słuchawka ma nawet kilka funkcji masażu. Idź. Poczekamy tu na ciebie — zapewniła ją, siląc się na najbardziej troskliwy i życzliwy ton, jaki tylko się dało. Potrzebowała chwili z Galenem sam na sam, by odpowiedzieć na jego wcześniejsze pytania, a poza tym, przy okazji Bel mogła zaznać sobie w spokoju chwili normalności.
D-dobrze. Dziękuję — jej odpowiedzi były krótkie, ale treściwe, a uśmiech, który posłała w stronę Pilar, na którą chwile zalał jej serce ciepłem pomieszanym z bólem.
Przysiadła na jednym z foteli naprzeciwko Galena i spokojnie obserwowała, jak dziewczyna znika za drzwiami łazienki. A kiedy zza ściany dobiegł dźwięk lanej wody, Pilar wbiła ciemne spojrzenie w Wyatta.
Nie możemy tu już wrócić — ciężko jej było przecisnąć te słowa przez usta, jednak taka była prawda. — Nie mamy pewności, co się stanie, jak stąd wyjdziemy. Nie wiemy, czy finalnie nie byliśmy na podsłuchu ani czy Bel czegoś nie wygada. Nie mówię, że tak będzie, ale nie możemy podjąć tego ryzyka. Ja… — zawahała się na moment, zaglądając głęboko w jego niebieskie oczy. — Nie mogę cię postawić w takim niebezpieczeństwie — mógł sobie myśleć i mówić, co chciał, jednak Pilar nie mogła pozwolić na to, by cokolwiek mu się stało. Już i tak naginała wszelkie zasady, jakie tylko mogła tym, co dzisiaj zrobiła. Chociaż nie, kurwa, ona je po prostu złamała. Bezczelnie i bez najmniejszego zawahania. Bo taka już była — stawiała dobro sprawy nad prawo. Ale nawet ona miała swoje granice.
Co teraz? — powtórzyła jego pytanie w akompaniamencie intensywnie lejącego się strumienia wody. — Cóż, w pierwszej kolejności musisz się ubrać, bo twoja goła klata okropnie mnie rozprasza — rzuciła trochę na serio (bo faktycznie jej wzrok mimowolnie do niej uciekał), a trochę również dla rozluźnienia atmosfery. Siedzieli w tym zasranym pokoju i ciężkich okoliczonościach cali spięci, a twarz Galena wyglądała, jakby miał milion myśli na sekundę i jeśli ten komentarz miał chociaż w jednym procencie go wyluzować, so be it. — Następnie trzeba sprzątnąć te wszystkie zdjęcia i upewnić się, że nie zostawiliśmy nigdzie ani skrawka dowodu — z chwilą gdy to powiedziała, zebrała się z krzesła, poprawiła sukienkę, którą przez ten czas zdążyła się podwinąć prawie do samej góry i podeszła do miejsca, w którym zostawił tą na pół wypitą butelkę szampana. Upiła z niej solidny łyk i ponownie spojrzała na swojego partnera. — A potem pomyślimy, jak podłożyć temu skurwielowi podsłuch, żeby dowiedzieć się o kolejnym transporcie — jej oczy zawisły się na niebieskich oczach Galena nieco dłużej, kiedy w końcu wyjewiła bo faktyczny następny krok, który był okropnie istotny dla całej sprawy.

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

- Który osobiście zatwierdziłem - powiedział już po angielsku, odnośnie tego transportu, patrząc w oczy Pilar - bo Seeley jest na pierdolonym Borabora - no tak, a do tego tak pięknie wkręcił Wyatta, tak idealnie nagadał mu przez telefon, że on podpisał dokumenty bez mrugnięcia okiem. Northex nie może stać, nie można pozwolić na straty, i tak już dużo straciliśmy. Rynek Europejski to najważniejszy punkt na ten rok. Tak było. A głupi Galen Wyatt w to uwierzył, bo przecież jego kumpel nie mógłby go kłamać, przecież dbał o interesy firmy. Przecież sam tak nalegał, żeby wprowadzili Northex na europejski rynek, bo to będą zyski, same zyski...
- Jebany kutas - że w ogóle Galen Wyatt zna takie słowa? Jak on nawet w nerwach nie przeklina, no chyba, że jakieś merde po francusku. Ale w tej chwili rzeczywiście czuł, jakby jakiś tam bezpieczny fragment jego świata walił mu się na głowę. Od razu przypomniał sobie słowa Pilar, nikomu nie możesz ufać, a on głupi, naiwny, zaufał. A teraz ta biedna dziewczyna ponosiła tego konsekwencje. Jego głupoty, jego bezmyślności i tego, że jest chyba najgorszym prezesem na świecie. Rynek kurwa europejski, kiedy tylko Seeley mu to zaproponował, aż oczy mu się zaświeciły, bo Wyatt uwielbiał Europę, ciekawe czy już wtedy Seeley to planował.
- To może trwać od początku roku... Ja nie wiem ilu moich ludzi już może w tym siedzieć - pokręcił z niedowierzaniem głową. Bo teraz to już naprawdę czuł, że nie może zaufać nikomu, że nawet ktoś, kto może wydawać mu się przychylny, tak naprawdę wpierdala go w coraz to większe gówno. Pojawiło się jednak jedno pytanie, dlaczego Seeley tego nie ukrócił w momencie, w którym znaleźli trupy? Był taki pewny siebie? Taki głupi?
Galen nagle wyobraził sobie te wszystkie dokumenty, które podpisywał.
- On chce mnie w to wpierdolić, chce żebym poszedł za to siedzieć - może nie powinien tego mówić przy Bel, nie powinien też zwracać się do Pilar po imieniu, ale nagle to wszystko uderzyło w niego tak, że nie wiedział już co ma o tym myśleć, co ma teraz zrobić. Pójdzie do paki. Zamkną go, bo zaraz się okaże, że na wszystkich dokumentach są jego podpisy, a Seeley jest czysty jak łza.
- Co? - zapytał unosząc wzrok na Pilar, gdy zaczęła, że nie mogą tutaj wrócić. W pierwszej chwili nie docierały do niego jej słowa, bo cały czas czuł, że traci grunt pod stopami. Nabrał w płuca powietrze, wypuścił je, zrobił to dwa razy, liczenie do dziesięciu, nie pomogło. Utkwił spojrzenie w Stewart.
- Wiem - powiedział, ale właściwie czy tyczyło się to tego, że nie mogą tutaj wrócić, czy, że nie może go postawić w takim niebezpieczeństwie? Jeśli miał zgnić w więzieniu, to już chyba wolałby tutaj. Potarł ręką po skroni.
- Bardziej chodziło mi o to, żeby dać jej, no wiesz... jakąś nadzieję, jak nie masz nadziei, to jest najgorsze - powiedział, trochę liczył, że jemu też Pilar da jakąś nadzieję, bo nagle jakby całą stracił. Coś mieli, nie był to bezowocny wyjazd, właściwie mieli bardzo dużo, ale problem tkwił w tym, że w biurze, w papierach, było dużo dowodów obciążających jego samego. A co jeśli Seeley powie, że on mu kazał te dziewczyny testować? Albo, że Galen też to robił? Mdliło go na te myśli. Słowa Seeleya, z jego zajebistym prawnikiem, słowa reszty pracowników, którzy w tym siedzieli, ilu ich mogło być? Wielu... Przeciwko trzydziestu dziewczynom. Jeśli one tego dożyją. Dreszcz przeszedł mu po plecach, mogli całą winę zgonić na niego. I wtedy nie wybroniłby go nikt. Nie byłoby wątpliwości, rada przysięgłych skazała by go bez mrugnięcia okiem, z jego wątpliwą reputacją.
W pierwszej chwili zmarszczył brwi na ten tekst o jego klacie, jakby to było w ogóle ważne, ale finalnie wywrócił oczami i nawet jeden kącik jego ust uniósł się ku górze. Czyli chyba osiągnęła zamierzony efekt, rozluźniła atmosferę. Wstał i odnalazł swoją koszulę, założył ja, a potem zaczął zapinać mankiety. Czy koszula pomagała, czy działała jak ta seksowna sukienka odpowiednio dużo pozostawiając wyobraźni, zależy, od punktu widzenia.
Skinął głową na jej słowa.
- I łózko, na pewno tak by nie wyglądało, gdyby tu rzeczywiście się coś działo - stwierdził patrząc na tą jedynie lekko pogniecioną pościel. Zapiął już mankiety, więc wziął się za guziki, ale zatrzymał się gdzieś w połowie i znowu podniósł spojrzenie na Pilar.
- Czyli jednak zjesz ze mną kolację... - rzucił, a kiedy złapał jej wzrok od razu dodał - i z Seeleyem, u niego w domu. Załatwię to - często bywał u niego w domu, w zasadzie to nawet częściej on go tam zapraszał niż Wyatt do siebie. Seeley lubił się chwalić swoją posiadłością, swoją żoną, która była francuską modelką, a teraz na pewno będzie chciał się pochwalić przed Galenem zdjęciami z wakacji. Zawsze to robił. Do tego Wyatt często pojawiał się u niego ze swoimi panienkami, żeby Panie mogły się zająć sobą, kiedy oni rozmawiali przy whisky o interesach, więc to wszystko nawet dobrze się składało. Nawet to może wyjść naturalnie.
- Lądują w piątek, on zaprosi mnie albo na sobotę, albo na niedzielę, jeśli będzie chciał, żebym dał mu wolny poniedziałek. Najprawdopodobniej będzie chciał, zawsze zaprasza mnie z osobą towarzyszącą, zazwyczaj biorę modelki, bo mają o czym rozmawiać z jego żoną - stwierdził, może gdyby rzeczywiście udało się założyć mu ten podsłuch? Może jeszcze Galen miał jakiekolwiek szanse, żeby się z tego wykręcić? Chociaż czuł, że i tak musi wynająć cholernie dobrego prawnika. Na szczęście miał Lottę.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Kiedy tak słuchała słów Galena, nie dało się nie przyznać mu racji. Jeśli nie znajdą jakiś twardych dowodów na winę Seeleya, Wyatt będzie tym, który beknie za te wszystkie transporty. I wcale nie chodziło tu tylko o zły PR. Skoro to właśnie jego podpisy znajdowały się na zatwierdzonych transportach, sąd nie będzie nawet potrzebować jakichkolwiek wyjaśnień, by orzec go winnym lub współwinnym tej całej tragedii i wsadzić za kraty. A niestety, niezależnie od tego czy namówiliby by Bel do złożenia zeznań, wciąż potrzebowali jakiś namacalnych dowodów, by oczyścić nazwisko Wyatta.
I chociaż jeszcze kilkanaście dni temu Pilar była gotowa upierdolić prezesa Nerthexu, tak teraz, kiedy spoglądała w jego zmartwione oczy i słuchała tych wszystkich zmartwień, nie mogła się bardziej z tym wszystkim nie zgodzić. Źle go oceniła. Wysnuła na jego temat przedwczesne wnioski (do których on sam oczywiście się przyczynił), jednak po dzisiejszym dniu jej obraz Galena Wyatta był kompletnie inny. I aż sama nie wierzyła z tych wszystkich myśli, które właśnie błądziły po jej głowie.
Ej, ej — zerwała się z fotela i podeszła nieco bliżej. — Hej, popatrz na mnie — przechylą głowę, próbując jakoś załapać jego uwagę i spowodować, by przestał tak mocno nakręcać się na najbardziej czarne scenariusze. A kiedy w końcu niebieskie spojrzenie wbiło się w jej oczy, kontynuowała. — Nie pójdziesz siedzieć, okej? Dopilnuję, żeby tak się nie stało — może była głupia za te słowa. Może faktycznie wszystko, co stało się dzisiejszego wieczoru kompletnie popierdoliło jej w głowie. Ale co mogła poradzić na to, że stojąc tam przed nim i zadzierając głowę wysoko w górę faktycznie wierzyła, że był niewinny. A niewinnych ludzi nie wsadzało się za kratki. I w tamtym momencie Pilar Stewart za punkt honoru postawiła sobie to za cel.
Posłała mu jeszcze przelotny, pokrzepiający uśmiech i podczas gdy Bel wciąż była pod prysznicem, Pilar zabrała się za zbieranie wszelkich dowodów ich śledztwa. Zgarnęła z łóżka zdjęcia, które niezdarnie wcisnęła do torebki, a następnie rozlała resztki szampana do kieliszków, by chociaż upozorować, że ktoś faktycznie z nich pił. Na uwagę Galena o wyglądzie łóżka, również skinęła głową i szybko rozrzuciła pościel. Kilka poduszek przerzuciła na skraj materaca, jeszcze inne zepchnęła na podłogę jak i również kołdrę, która zapewne podczas upojnych chwil jedynie przeszkadzała, więc musieli się jej pozbyć. Innymi słowy: w pokoju zapanował chaos.
Co z prezerwatywami? — wskazała na niewielkie pudełeczku wolno leżące na nocnym stoliku tuż przy lampie. — Raczej nikt nie uwierzy, że pieprzyłeś dziewczynę z burdelu bez zabezpieczenia — w końcu ktoś tak wysoko postawiony i szanowany (oraz o zdrowych zmysłach) w życiu nie pozwoliłby sobie na wystawienie się na choroby weneryczne, które mogły przenosić od innych klientów. Złapała spojrzenie Galena i jedynie uniosła brwi w charakterystyczny sposób, który jasno mówił, że akurat w tej kwestii, to on musiał już coś wymyślić. Nawet jakby miał tam po prostu napluć.
Na uwagę o kolacji przystanęła w pół kroku i spojrzała na niego jak na wariata.
Naprawdę chcesz umieścić mnie z tym facetem w jednym pomieszczeniu? — przechyliła głowę, a dłonie mimowolnie się zacisnęły. — Odważnie — tylko tyle miała do powiedzenia w tym temacie. Bo pomysł, który właśnie zaproponował był dobry, nawet bardzo dobry, jednak istniało też bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że kiedy Pilar spojrzy mu w twarz, to nie będzie w stanie powstrzymać tej pierdolniętej dzikuski, która drzemała pod jej skórką i po prostu wydłubie mu oczy. A potem ukręci jaja. A następnie obije mu twarz, załaduje do kontenera i wyśle na środek morza w zupełnej samotności, by zgnił w męczarniach. Tego jednak nie powiedziała na głos, bo Galen już chyba nigdy nie spojrzał by na nią tak samo. — W takim razie faktycznie wygląda na to, że jednak zjemy tą kolację — prychnęła, bo kiedy jej to proponował w siedzibie firmy, Pilar była święcie przekonana, że ten event nigdy nie dojdzie do skutku, niezależnie od sytuacji, w jakiej by się nie znaleźli. A tu proszę. Tydzień później, a ona już wcale nie oponowała.
Modelki? — zaśmiała się, gdy wspomniał o typach kobiet, które zazwyczaj zabierał na kolacje u Seeleya. Pilar była tak daleka do jego faktycznego typu kobiet, że wydawało się to wręcz zabawne. — To faktycznie, na pewno będę mieć wiele tematów do rozmów z jego żoną — jak na przykład to, że wyszła za damskiego boksera i gwałciciela i fakt, że wciąż z nim była był chory. Bo jeśli chodziło o faktyczne modowe sprawy, to Pilar zdecydowanie będzie musiała się przeszkolić w temacie. — A tak swoją drogą, co p—
Nie dokończyła, bo drzwi łazienki otworzyły się, a w nich stanęła Bel. Jej włosy były wilgotne, a na ramionach wciąż ostały się pozostałości po prysznicu w postaci drobnych kropelek.
Hej — Pilar uśmiechnęła się do niej ciepło, po czym spojrzała na zegarek. Zostało im niecałe pięć minut.
Co ze mną będzie? — Bel wyrzucił z siebie to zdanie w taki sposób, jakby siedziało to na jej sercu przez ostatnia godzinę. Spojrzeniem wciąż przeskakiwała z Pilar na Galena, jakby naprawdę wierzyła, że któreś z nich miało dla niej odpowiedź.
Pilar również przeniosła ciemne oczy na swojego partnera. Dobrze wiedziała, że on chciał dać jej jak najwięcej nadziei, by mogła złapać się jej jak tratwy i trzymać do momentu, aż ktoś nie przyjdzie na ratunek. Nie mogli jej obiecać, że wrócą, wiedząc, że ich nogi nigdy nie postaną więcej w tym miejscu. To było prostu nie fair. Jednak faktycznie Bel zasługiwała na cokolwiek.
Będzie dobrze — tylko tyle mogła jej dać. Te dwa słowa na miarę obietnicy i pełen troski uśmiech. A może i było coś jeszcze? Podeszła do torebki i wygrzebała z niej gruby plik pieniędzy, jakie w samochodzie podarował jej Galen. — Weź to i schowaj — spojrzała jej głęboko w oczy, po raz pierwszy muskając jej delikatne palce w przypadkowym dotyku. — Przyda ci się, na rozpoczęcie nowego życia, kiedy to całe gówno się skończy — istniały naprawdę niewielkie szanse, że uda jej się zatrzymać dla siebie tak wielki napiwek, ale przecież musiała spróbować. Tak jak mówił Galen — dać jej zalążek nadziei na to przysłowiowe lepsze jutro. — Jeszcze raz bardzo ci dziękujemy, Bel.
María
Co?
Moje prawdziwe imię to MaríaBelMaría uśmiechnęła się blado, a następnie przeniosła wzrok z Pilar na Galena. Nie było to wiele, ale zdecydowanie biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, zdecydowanie można to było traktować jako gest wielkiego zaufania i wdzięczności w postaci odrobiny prawdy.

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Galen chodził po pokoju, to w jedną to w drugą stronę, jak lew w klatce, tylko, że dzisiaj ewidentnie wyglądał jak zwierzę schwytane w klatkę, jakby czuł, że na jego szyi zaciska się jakaś pętla, która albo go udusi, albo zaprowadzi przed sąd i wsadzi za kratki na sto lat.
Dopiero kiedy Pilar stanęła przed nim, wbił w nią wzrok, jej słowa dotarły do niego z jakimś takim opóźnieniem. Chyba nie wierzył w nie do końca, nie od razu, ale... chciał w nie wierzyć, chciał się ich chwycić, jak tonący liny, jak ktoś pozbawiony złudzeń, jakiejkolwiek nadziei.
Westchnął ciężko i skinął tylko głową, musiał jej uwierzyć, chociaż na razie. Chociaż po to, żeby skupić się znowu na tym, po co tu byli. Nie mogli zostawić śladów. Poprawił się, a później zerknął w Pilar, kiedy tak targała łóżko, zdecydowanie lepiej. Kiedy powiedziała o tych prezerwatywach, to wbił w nią spojrzenie, uniósł jedną brew, a potem rozłożył ręce.
- No i co ja mam z tym zrobić? - zapytał i wziął z tego pudełka gumki. Wyatt to w ogóle do zabezpieczenia miał takie podejście, że o nim nie pamiętał, to jest w ogóle tajemnica wszechświata jakim cudem on nie miał jeszcze całej gromadki dzieci, albo jakiejś wenerycznej choroby, ale może jednak spotykał się z bardziej odpowiedzialnymi kobietami niż on sam. Rozerwał opakowanie prezerwatyw i spojrzał na nie, a później nalał do jednej trochę wody z karafki, zawiązał w supeł i wrzucił do kosza. Innego pomysłu nie miał, a chyba nie będą tak dogłębnie sprawdzać co jest w środku. Opakowanie rzucił gdzieś u podnóża łóżka.
Na kolejne słowa Pilar się zastanowił, bo właśnie tego chciał. Chociaż nagle, w tej jednej chwili musiał przyznać, że może to nie jest najlepszy pomysł? Ale z drugiej strony...
- Tylko na Ciebie mogę liczyć Pilar - powiedział to jakoś spokojnie, zerkając na nią tylko krótko, bo potem znowu wzrok wbił w podłogę. Bo na kogo innego? Na jej partnera, który pewnie chciał go wsadzić tak samo jak Seeley. Pewnie większość gliniarzy teraz zastanawiała się jak go udupić, jak wsadzić za kratki. A do tego jeszcze pewnie sporo pracowników Northexu. No i może znalazło by się jeszcze kilka innych osób, wcale nie powiązanych ze śledztwem, które też najchętniej oglądałyby go zza krat. Nikt nie uwierzyłby w jego tłumaczenia, nikt nie uwierzyłby jemu, bo czasem łatwo jest sobie znaleźć kozła ofiarnego, czasem po prostu prawda jest mniej ważna.
- Jeśli coś nam przejdzie przez gardło, ale na pewno będziesz miała okazję się rozejrzeć - zdecydowanie Galen Wyatt wolałby zjeść z nią tę kolację w przyjemniejszych warunkach, bez towarzystwa takiej gnidy jak Seeley i jago zastraszonej żony, ale prawda jest taka, że to mogła być naprawdę dobra okazja, żeby coś na niego znaleźć. Tylko, że gdyby Wyatt poszedł tam sam, albo z jakąś tępą modelką, to nawet nie wiedziałby czego szukać, na co w ogóle zwrócić uwagę. Na pewno by o czymś zapomniał, jak teraz o tych prezerwatywach.
Na te modelki wzruszył ramionami, modelki miały do niego słabość, bo on do nich nie do końca, za chude, za kościste i często nie wiedział co zamówić im w restauracji, sałatkę? A może wacik nasączony sokiem malinowym?
- Możesz też rozmawiać z nią o pudlach, mają dwa - rzucił i uśmiechnął się nawet lekko, bo rzeczywiście nie wyobrażał sobie Pilar, która podejmuje z żoną Seeleya tematy na temat zeszłorocznych pokazów mody, czy coś. Kiedy zaczęła to znowu wbił w nią niebieskie tęczówki, ale później one przeniosły się na drzwi łazienki w których stanęła Bel. Jej widok bardzo dobitnie przypomniał mu o tym, dlaczego się tutaj znaleźli, i o tym, że zaraz będą musieli ją tutaj zostawić. Jej pytanie wcale nie pomogło, Galen się skrzywił mimowolnie, na moment, bo poczuł ukłucie w dołku. Przez chwilę chciał jej powiedzieć, że tu wrócą, tylko po to, żeby to powiedzieć, ale spojrzenie Pilar sprawiło, że te słowa ugrzęzły mu w gardle, a potem się cofnęły. Podążył wzrokiem za Stewart, kiedy poszła po torebkę, jeśli da jej pistolet, to on się obrazi, bo nie dostał. Nie spodziewał się tego co zrobiła, ale poczuł jakąś taką ulgę, gdy zobaczył te wielkie oczy tej biednej dziewczyny, a przede wszystkim właśnie ten zalążek nadziei. Znowu jego wzrok utkwiony był w Stewart, bo znowu... jakoś tak miło go zaskoczyła, bo w tej jednej chwili wydała mu się jakaś taka... bliska?
Nie zastanawiał się nad tym, bo wtedy odezwała się Bel i zdradziła swoje prawdziwe imię.
- I to jest ładne hiszpańskie imię, ukochana przez Boga - powiedział to zanim zdążył pomyśleć, bo przecież Galen miał małego bzika na punkcie imion i ich znaczenia, chociaż jego było jego totalnym zaprzeczeniem, Galen - spokojny i opanowany. Podszedł do niej i tym razem oparł dłoń na jej ręce, Galen i jego przekraczanie granic, spojrzał jej w oczy.
- I na pewno Bóg będzie nad Tobą czuwał Marío - powiedział to z tą typową pewnością siebie, z tym takim zacięciem, chociaż Wyatt nie był wcale wierzący - musisz tylko jeszcze trochę wytrzymać - dodał. A w tym samym momencie rozległo się znowu pukanie do drzwi, tym razem bardziej nachalne. Galen obejrzał się na Pilar, chociaż jeszcze przez moment opierał dłoń na ręce Marii. W końcu jednak wyciągnął ją w kierunku Pani Detektyw, żeby ruszyć z nią do drzwi. Otworzył zamek i wyminęli tego ochroniarza, a Galen obejrzał się tylko na niego ponad ramieniem Stewart.
- Nie płacę za dodatkowego szampana, zapomniałeś go przynieść - rzucił, a potem zwrócił się do Pilar. Przez chwilę tylko na nią patrzył, ale jakoś tak dziwnie, a później się uśmiechnął i przyciągnął ją do siebie.
- Byłaś... cudowna - powiedział, bo chyba serio sobie tak pomyślał, ale tu nie chodziło o cudowny seks, a o to, jak ona dała tej dziewczynie nadzieję, jak dała jej jakiś powód do dalszej walki. I Galen też poczuł, że on musi dalej zawalczyć.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Tylko na Ciebie mogę liczyć Pilar 
Te słowa odbiły jej się jakoś z tyłu głowy mocnym echem. Może trochę dlatego, że były wypowiedziane w przypływie emocji, a może jednak miało to coś wspólnego z tą jego historią sprzed kilkunastu minut, w której tak szczerze dzielił się z BelMarią swoimi demonami z dzieciństwa. Pilar może i nie powinna przykładać do tego tak dużej wagi — w końcu oboje zrobili to tylko po to, żeby dziewczyna zaczęła mówić — jednak poruszył w niej coś. Sprawił, że spojrzała na niego z zupełnie innej strony i może też po części więcej rozumiała, dlaczego był jaki był? Dlaczego budował wokół siebie tą taką nonszalancką maskę zadufanego w sobie dupka, który miał wszystkiego pod dostatkiem. Bo skoro w dzieciństwie nikt nie dał mu miłości, na którą tak zasługiwał (bo przecież każde dziecko na to zasługuje), jak miał z łatwością okazywać ją innym? Skoro dla rodziny był tak bardzo niewystarczający, musiał stać się wystarczający dla samego siebie, a to na pewno odcisnęło na nim wielkie piętno. Pilar nie podzieliła się jednak żadnymi ze swoich przemyśleń na głos. Skinęła jedynie porozumiewawczo głową i posłała mu delikatny uśmiech. Bo miał rację. Mógł na nią liczyć. I tak, ją również to szokowało.
No i zajebiście. O psach mogę rozmawiać godzinami — prychnęła, bo to akurat była szczera prawda, pomimo tego, że Pudle akurat nie były jej ulubioną rasą. No ale w końcu czego można było się spodziewać od rodziny, która pływa w kasie? Pewnie mieli je z jakiejś fikuśnej hodowli i wydawali na pierdolonego groomera więcej niż przeciętny Kanadyjczyk na życie przez cały miesiąc.
Stała grzecznie z boku, podczas gdy Galen podszedł do Marie. Przyglądała im się z wyjątkową uwagą. Ukochana przez Boga. Kurwa, w takim razie Bóg musiał być niezłym skurwysynem, skoro tak traktował sobie ukochane na tej planecie. No albo był pieprzonym masochistą i tak właśnie wyrażał miłość. Pilar miała ochotę wywrócić oczami na tą ironiczną sytuację, jednak kolejne czyny Galena, ponownie jakoś tak wbiły ją w parkiet. Jakby patrzyła na innego człowieka. Emanowała od niego tak wielka troska i współodczucie do cierpienia drugiego człowieka, że przez moment Stewart zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem to nie ona jest teraz wkręcana albo jej własna głowa płatała bezczelne figle.
Całe szczęście ten jej natłok myśli i wytężonej obserwacji przerwało pukanie do drzwi. A raczej walenie, bo tramu aż zastrzęsła się od siły uderzenia.
Już czas
Nim Galen ujął jej dłoń, podeszła jeszcze na szybko do Marie i w delikatnym geście musnęła jej ramię. Trochę na pożegnanie, a trochę by dodać jej jeszcze ostatni otuchy. Nie chciała jej tutaj zostawiać. Gdyby ta cała akcja nie była tak złożona i skomplikowana, pewnie spróbowałaby ją wyprowadzić z hotelu razem z nimi, jednak nie mogli tak ryzykować. Spojrzała jej po raz ostatni w oczy i pomyślała, że naprawdę chciałaby ją jeszcze spotkać. Najlepiej na wolności. Przy butelce wódki lub gorącym kubku herbaty.
Zgarnęła torebkę i szybkim ruchem dłoni ściągnęła jeszcze gumkę z czubka głowy, pozwalając długim, ciemnym włosom opaść na nagie ramiona, przeczesała je też nerwowo, by wyglądały w nieładzie.
Dłoń Galena jak zwykle była ciepła, a Pilar pomyślała sobie wtedy, że autentycznie łapała ją już tego wieczoru tak wiele razy, że nie była w stanie tego zliczyć. Zacisnęła mocniej palce, podczas gdy oczy rzucały Marie ostatnie spojrzenie przed wyjściem z pokoju. Na ochroniarza nie zużyła nawet pół sekundy atencji. Wyminęła go zwinnie zapierając się całą sobą, by nie szturchnąć go ramieniem. Mocno. I pozwoliła poprowadzić się do windy.
Dobrze wiesz, że nie masz sobie równych — odpowiedziała uśmiechem na jego słowa i dodała swoje cztery grosze. I chociaż było to pod publikę, to faktycznie w całej tej misji nie miał sobie równych. Serio. Pilar kompletnie nie wyobrażała sobie żeby którykolwiek z jej policyjnych partnerów w tak dobry sposób odegrał swoją rolę i był przy tym tak mocno empatyczny i prawdziwy w momentach krytycznych. — Koniecznie musimy to jeszcze powtórzyć — dodała, kiedy już byli w windzie z gorylem. I chociaż więcej burdeli nie było na ich liście, tak zapowiadało się, że ta cała fasada zakochanych, jaką grali przed tutejeszą publicznością pociągnie się jeszcze na kolejne spotkanie, tym razem w domu Seeleya.
Przez resztę drogi w dół w windzie zapanowała cisza. Nie padały żadne hiszpańskie obelgi pod przykrywką gry wstępnej ani udawane rozmowy o udanym trójkącie, które chyba w zaistniałej sytuacji nawet nie przeszłyby Pilar przez gardło. Po prostu stali obok siebie, w tym samym roku co wcześniej i trzymali się za ręce, zapętlając się każdy we własnych myślach, chociaż Stewart dałaby sobie rękę uciąć, że myśleli pewnie o dokładnie tym samym.
Sami znajdziemy drogę do wyjścia — było to pierwsze i ostatnie co fuknęła do ochroniarza, gdy drzwi w końcu się roztopiły, a ich oczom ukazał się wielki hol z recepcją. Jeszcze kilka sekund w jego obecności, a w końcu by się na niego odwinęła. Tak na odchodne.
Przeszli przez oszklone drzwi, a boj w półtorej minuty podprowadził samochód Galena przed wejście i odda mu kluczyki, serdecznie dziękując za pobyt. Oczywiście zapraszając ponownie i nieśmiało przytrzymując ręce w powietrzu nieco dłużej niż normalnie, zapewne w oczekiwaniu na jakiś drobny napiwek.
A moje imię coś znaczy? — spytała, kiedy byli już w aucie, a ona sięgała właśnie po pas, by przełożyć go sobie wzdłuż klatki piersiowej. Nie oczekiwała cudów. Skoro Matka była na tyle łaskawa, żeby oddając ją dorzucić jeszcze marną kartkę z imieniem napisanym na starej serwetce, na pewno nie myślała nad nim zbyt długo. Może po prostu spojrzała na słup i stwierdziła, że na jego część nazwie dzieciaka którego i tak odda? Pewnie tak. A jednak Stewart spojrzała na Galena z cichym zaciekawieniem, po raz kolejny tego wieczoru łapiąc już znajome spojrzenie niebieskich oczu.

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Posłał ostatnie spojrzenie Marii, było mu jej szkoda, ale wierzył, że teraz dali jej chociaż odrobinę nadziei, że ona może się już tak łatwo nie podda, że zawalczy o siebie. Bo mogłaby rzeczywiście kiedyś ułożyć sobie życie na nowo. Miał ochotę jej powiedzieć, że kiedy to się skończy, to jej pomoże, chciałby jej pomóc, w tej chwili i później. Ale Galen wiedział, że przed nimi jeszcze długa droga, żeby tylko Maria doczekała do tej pory.
- Zdecydowanie, i ta dziewczyna była świetna, na wskroś urzekająca - rzucił jeszcze w odpowiedzi na jej słowa, jakby liczył, że może ten małpolud powie komuś wyżej, że ta Bel to zebrała dzisiaj pochwały. Naiwny Galen Wyatt liczył czasem na takie rzeczy. Na jakieś takie niuanse, które mogłyby zadecydować o tym, że będą trzymać ją tutaj trochę dłużej niż dwa tygodnie.
W windzie zapanowała cisza, tak gęsta, że zdawało się słychać tylko ich oddechy, tylko bicie ich serc, a to Wyatta biło zdecydowanie szybciej niż powinno, jakby przed chwilą rzeczywiście zaliczył udany numerek. Ale prawda była taka, że znowu zaczęły go dręczyć te czarne myśli, uderzały w niego coraz mocniej, z każdym kolejnym numerem na wyświetlaczu. Odruchowo jakoś mocniej ścisnął rękę Pilar, a kiedy winda się zatrzymała to pociągnął ją do wyjścia, po drodze dał jeszcze ochroniarzowi napiwek, taki, żeby dał im spokój, taki, żeby zajął się nim, a nie analizowaniem, dlaczego nagle ten hiszpański temperament się ulotnił. Hol pokonali szybko, ramię w ramię, zdecydowanym krokiem, może mniej teatralnym, ale jednak takim, który nie zwracał uwagi, za rękę, blisko siebie.
Wziął od chłopaka kluczyki i dał mu napiwek nawet lepszy niż temu ochroniarzowi, zastanawiając się czy wie właściwie dla kogo pracuje. Był taki młody, może w wieku Marii?
Dzieciak podziękował i otworzył Pilar drzwi, pomógł jej wsiąść, w momencie, w którym Galen też usiadł za kierownicą. Dopiero teraz włożył na nos te okulary bez których nie widział zbyt wyraźnie i spojrzał na Pilar. Odpalił silnik i ruszył z podjazdu z piskiem opon, dopiero po chwili zapiął pas i dopiero po chwili jej odpowiedział.
- Pilar to filar, albo słup - rzucił najpierw, a kiedy wyjechał na prostą drogę, to odwrócił twarz w jej kierunku, żeby te niebieskie tęczówki zawiesić na jej ciemnych oczach - symbolizuje osobę silną, która stanowi wsparcie dla innych - skręcił trochę nazbyt gwałtownie, bo znowu jakiś samochód zajechał mu drogę, więc Wyatt utkwił wzrok w szybie - więc chyba idealnie oddaje Ciebie - wciąż był pod wrażeniem jej siły, nie fizycznej, bo tego jeszcze nie widział w akcji, ale tego jak uparcie dążyła do celu, jak sobie ze wszystkim radziła. Jak poradziła sobie z życiem, które nie było usłane różami, zdecydowanie lepiej od Galena. I wciąż czuł, że może mieć w niej w tej chorej sytuacji wsparcie. Może tylko w niej?

Emocje opadły dopiero w połowie drogi, może dlatego Lambo znowu jechała z dużo większą prędkością nią powinno. Po drodze jeszcze zdążyli zebrać do kupy informacje, które dzisiaj otrzymali. Usystematyzować je, ale to sprawiło tylko tyle, że Galen znowu zaczął się zastanawiać, czy to jednak jest jeszcze do wygrania, czy może powinien kupić bilet do jakiegoś egzotycznego kraju i się tam zaszyć? Ale czy ucieczka była w ogóle jakikolwiek wyjściem?
Nie. Nie była. A on nie mógł już od tego uciec, tak jak ta biedna Maria.
- Napiszę Ci o której ta kolacja, jak dogadam się z Seeleyem - rzucił jeszcze kiedy wypuszczał Pilar pod jej domem z samochodu. Nie wysiadł jej otworzyć, bo chyba dzisiaj jakieś zasady dobrego wychowania już opuściły go doszczętnie. A zresztą był pewny, że ona sobie poradzi.
Patrzył jak wchodzi do budynku, a potem odjechał, żeby zrobić sobie jeszcze kilka rundek po mieście zanim będzie musiał oddać Lambo do wypożyczalni.

koniec


Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”