34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Tylko, że Galen Wyatt też nie był zwykle... wybuchowy? Chociaż był, jeśli chodzi o emocje, ale jednak w sprawach związanych z pracą umiał zachować tą zimną krew. I może z Seeleyem też by zachował, gdyby nie wypił tyle whisky, albo gdyby Seeley nie był takim śmierdzącym gnojem. Gdyby nie było w tym wszystkim tak dużo różnych emocji. Bo było zdecydowanie, za dużo, a zwłaszcza, jak się wychyli pół flaszki, albo więcej, Gibsona.
- No i stało się - odpowiedział na słowa Pilar i podniósł dłoń, na której wciąż jeszcze miał trochę krwi i te zdarte knykcie. Westchnął ciężko i pokręcił głową.
- Myślę, że musisz mnie zawieźć do szpitala Pilar, bo boję się, że mógł mnie czymś zarazić - powiedział to tak poważnie, że nie drgnęła mu nawet powieka. Bo naprawdę się zastanawiał nad tym, czy mógł się czymś zarazić, jest jakieś tam prawdopodobieństwo, taki Seeley, który sprawdzał te wszystkie biedne dziewczyny przywiezione z Europy, a teraz jeszcze był na Borabora. Galen aż nabrał powietrza w płuca, głęboko. Wypuścił je dopiero, gdy Pilar prychnęła, ściągnął brwi i zmarszczył nos.
- A co? Myślałaś, że ją sprzedałem diabłu za ten samochód? - za tą twarz i w ogóle za bycie pierdolonym Galenem Wyattem, jak go nazywali niektórzy. Właściwie Galen miał dobry start, bo nazwisko Wyatt już wtedy dużo znaczyło, ale na Porsche to sam sobie zapracował, na resztę też, a twarz to jednak dobre geny po matce, bo po ojcu to by wyglądał jak ziemniak, dobrze, że się w niego nie wdał. Jednak jakieś tam francuskie korzenie po mamie wyszły mu na dobre, to jedna z niewielu rzeczy, które jej zawdzięczał.
Wywrócił tymi niebieskimi ślepiami na ten plasterek, pewnie jakby się dłużej zastanowił to znalazłby też taki metaforyczny plaster na zranioną duszę, ale się nad tym nie zastanawiał. Wcale. Bo wtedy Pilar oparła mu dłoń na klatce piersiowej. Na pewno czuła jego szybkie bicie serca, jednak po właściwej stronie. Spuścił spojrzenie na jej rękę, na chwilę, bo potem podniósł je na jej oczy. Jeden kącik jego ust uniósł się ku górze.
- Czasem... się Ciebie boję... Pilar - powiedział powoli i też prawie szeptem. Chociaż nie widział jej jeszcze w akcji, to jej wierzył. Wyglądała mu na taką, co mogłaby go zabić i jeszcze pozbyła się zwłok tak, że wszyscy by myśleli, że Galen Wyatt uciekł sobie do Meksyku, żeby żyć w jakimś miasteczku, pić tequilę i nosić sombrero.
Też patrzył w jej oczy, ale kiedy powiedziała to, że go pobił, bo źle traktował swoją żonę, to odchylił głowę do tyłu.
- Echh... - westchnął i oparł jej rękę na ramieniu. Jego marynarka była naprawdę przyjemna w dotyku. Dobry materiał, musiała kosztować kupę kasy. A no tak, to przecież była jego marynarka.
- Po pierwsze to go nie pobiłem, bo jak już zalał się krwią to się brzydziłem - znowu stwierdził poważnie - a po drugie to nie tylko swoją żonę, bo Marię, te wszystkie dziewczyny i Anitę - znowu starał się skupić spojrzenie na jej ciemnych oczach - a po trzecie to niech kurwa spróbuje, to wyleci z Northex zanim zdąży powiedzieć Galen przepraszam, i jebane Borabora będzie sobie oglądał na pocztówkach, a seitan, czy jak to się nazywa, to Chloe będzie musiała sobie własnoręcznie upolować... Z całym szacunkiem do Chloe - dużo przekleństwa jak na Galena Wyatta, no ale Selley go naprawdę denerwował. No i prawda jest taka, że Galen miał dobrego prawnika, w każdej umowie jakieś kruczki, mógłby wywalić Seeleya, mógł to zrobić już dawno, ale trzymał go zważając na ich... znajomość. A teraz to tylko po to, żeby zebrać na niego dowody. Zrobił krok w kierunku Pilar i wyciągnął palec w jej stronę, ale finalnie źle wymierzył i wbił go jej w ramię.
- Zobaczysz, że w poniedziałek będzie mnie przepraszał i błagał, żebym go nie zwolnił, mogę Ci to nagrać. Przyniesie Montreal Ember - tu się skrzywił - to swoje chujowe whisky i będzie się prosił - zawiesił się na moment, a potem parsknął śmiechem - ale to nawet dobrze się składa, bo jest świnią - przejechał rękami po twarzy, bo aż mu się nie dobrze robiło, jak myślał o Arthurze, albo może jak mu się przypomniała ta kolacja. Przełknął ślinę i spojrzał na Stewart.
- Możemy zjeść coś normalnego? - mógłby być nawet hot-dog ze stacji. Stanął z boku, kiedy Pilar go odepchnęła, ale wciąż opierał się ręką o samochód, wciąż też nie mógł wyjść z podziwu, że podwójne woskowanie tak dobrze działa na karoserię. Nawet paproszki latające na wietrze zdawały się od niej odbijać, jakiś wylądował na ciemnej koszuli Galena, więc chciał go strącić ręką, ale zamiast tego to tylko sobie potargał ją jeszcze bardziej. Jakby się teraz przejrzał to stwierdziłby, że wygląda tragicznie.
Kiedy Stewart odpaliła tego papierosa, to oczy aż mu zabłyszczały, wbił w nią spojrzenie, ładnie wyglądała, kiedy ta biała stróżka dymu poleciała jej... nosem, kiedy ją wypuściła z płuc i zawirowała jej koło głowy. Kiedy podała mu papierosa, to się nim zaciągnął od razu, ale nie od razu go przejął, bo się zastanawiał czy Pilar wygląda jak smok, czy jak lokomotywa, dopiero po chwili oparł palce na jej i zabrał papierosa. Fajka czasami potrafił zdziałać cuda. Galen zaciągnął się jeszcze raz i trochę pozbierał myśli. Podsłuch. No tak.
Oparł się znowu plecami o auto i wyjął fajkę z ust trzymając ją nonszalancko w dłoni, chociaż trochę niebezpiecznie blisko tej swojej kiedyś tak ładnej koszuli.
- A jak myślisz Pilar? - zapytał najpierw, jego spojrzenie znowu zatrzymało się na jej twarzy, czasami patrzył na nią jednym okiem, żeby złapać lepiej ostrość, ale jak patrzył dwoma to też wyglądała dobrze. A jednym wyraźniej, a dwoma mniej.
Kiedy wreszcie przestał mrugać to uśmiechnął się szeroko.
- Poszło mi to lepiej niż Bondowi, Seeley nigdy go nie znajdzie - pokiwał głową, a potem zrobił krok w jej kierunku, znowu nie wymierzył, i po prostu w nią wlazł, dobrze, że tą fajkę trzymał gdzieś z boku - możemy go posłuchać? - zapytał patrząc jej w oczy. Był w zasadzie ciekawy jak Seeley to przyjął, wiedział, że raczej nie zgłosi go na policję, bo on nawet nie miał dobrego prawnika, raz musiał go bronić ten z Northexu, a Wyatt miał kilku, miał Lottę, miał rodzinnego, swojego i jeszcze kilku w firmie, w sumie mógłby otworzyć swoją kancelarię, jakby chciał.. Arthur był głupi, ale nie aż tak, zwłaszcza, że on w Northexie też nie był taki czysty jak łza, a teraz nie tylko ryzykował tę swoją posadkę z pięciocyfrową wypłatą, to jeszcze... ten cały burdel.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

No chyba zwariowałeś — tyle miała mu do powiedzenia, gdy tylko usłyszała, że Galenowi zachciało się jechać do szpitala. Jego stan był tak ciężki, że na SORze poczekali by tylko z marne dziesięć godzin. Przecież kolejkę pacjentów ustalano na podstawie zagrożenia życia, a jego życie… cóż, jedyne co mu zagrażało, to poirytowana Pilar, która wsiadłaby do Porche i po prostu odjechała, zostawiając go na środku ulicy na pastwę losu. A że nie miała zamiaru tego robić, to jego zagrożenie życia wynosiło całe zero. No bo co mu było? Trochę ran na knykciach i rozdarta koszula. — Głupotą chyba — to właśnie była jej odpowiedź na argument, że mógł go czymś zarazić. Do tego wszystkiego wystawiła jeszcze rękę przed siebie i pstryknęła go w czoło. Lekko. Nie za mocno. Żeby się przypadkiem nie wywrócił, bo jego stabilizacja pozostawiała wiele do życzenia. Ale na tyle mocno, żeby wybił sobie te głupie pomysły z głowy. Może i w pracy wszyscy słali przed nim czerwone dywany ale na SORze byłby traktowany jak każdy inny szary człowiek — biedny czy bogaty — i swoje musiałby przeczekać. A czy Pilar chciała przesiedzieć z nim w poczekalni kolejne godziny? A no niekoniecznie.
Na jego kolejne słowa, że czasem się jej boi, uśmiechnęła się delikatnie, ani na moment nie przerywając kontaktu wzrokowego.
I dobrze — również pofatygowała się o szept, taki który tylko on mógł usłyszeć, będąc zaledwie kilka marnych centymetrów od jej twarzy. — Przynajmniej będziesz się zachowywać bo jeszcze by go pobiła. No wiadomo, że by tego nie zrobiła. Chociaż mogła. Trochę bawił ją fakt, że ktoś taki jak on mógł się jej bać, ale z drugiej strony, pewnie Pilar mocno odstawała od typu kobiet, z którymi na codzień miał do czynienia. Nie była delikatna, nie owijała w bawełnę, nie kazała się domyślać i przede wszystkim sama umiała o siebie zadbać. Nie bała się wyzwań i wcale nie potrzebowała męskiej ręki, by chroniła ją od zła. Raczej mało atrakcyjne i kobiece cechy, ale przynajmniej skuteczne.
Słuchała uważnie, jak Galen obstawiał co zdarzy się w poniedziałek i jedyne o czym była w stanie myśleć, to jak bardzo nie rozumie świata biznesu. Jak ludzie potrafili wchodzić dobie w cztery litery, tylko po to by zachować posadę, ile było w tym wszystkim spiskowania i podkładania kłód pod nogi. I tak w tym wszystkim poklepała młodą Pilar mentalnie podlecach, że tej nigdy nie ciągnęło w stronę wielkich korporacji i życia w luksusie.
No a tak na poważnie — skrzyżowała ręce na piersi, przy okazji naciągając o wiele z duża marynarkę nieco bardziej na ramiona, po czym zajrzała w granatowej oczy Galena. — Co masz zamiar zrobić? Zwolnisz go? Czy będziesz udawać, że nic się nie stało? — nie chciała mu nic narzucać. Nie miała do tego prawa. Jednak dla dobra sprawy zdecydowanie o wiele bardziej byłoby wszystkim na rękę, gdyby Wyatt jeszcze nie zwalniał Arthura. Żeby cokolwiek mu udowodnić, potrzebowali przyłapać ich na gorącym uczynku, a jeśli Seeley pożegnałby się z posadą, nie mógłby skoordynować kolejnej dostawy, a policja mogłaby jedynie strzelać w ciemno, który kontener byłby tym żywym. Nie wspominając już o tym, że cała ta akcja z zakładaniem podsłuchu poszłaby na marne. A jak już o tym mowa..
Myślę.. — przyjrzała mu się dokładnie. Nawet oczy trochę przymrużyła i podeszła kawałek bliżej, żeby kontury jego twarzy nie chowały się w cieniu. — Myślę, że podłożyłeś — przyznała w końcu. Może i Wyatt był zalany w trupa, ale przez cały wieczór był tak zdesperowany i zafiksowany na punkcie tych podsłuchów, że Pilar szczerze by się zdziwiła, gdyby zapomniał o podłożeniu urządzenia lub tak po prostu je zgubił. Oczywiście, nie odrzucała z głowy tej wersji, bo wszystko było możliwe, ale wolała wierzyć, że dał radę. I słusznie zresztą, bo kiedy i sam zainteresowany to potwierdził, posłała mu ciepły uśmiech i poklepała z zadowoleniem w ramię. — No i brawo. Dobra robota — znowu go pochwaliła. Jeszcze trochę i facet obrośnie w piórka od tych pochwał. Tylko co ona mogła, że lubiła doceniać innych ludzi i ich zaangażowanie. Może trochę dlatego, że za dzieciaka jej nie doceniał nikt? Że wiecznie dwoiła się i troiła, żeby zadowalać innych, pokazać się, być zauważoną, a wciąż i tak była jak samotny cień? Robiła to w sposób, w jaki sama chciała być doceniana. I mogła mieć tylko nadzieje, że ego Galena nie obrośnie w tym wszystkim za bardzo.
Teraz chcesz go słuchać? — prychnęła, rzucając mu rozbawione spojrzenie. — A jak byś to chciał zrobić? Przecież nie mam przy sobie nawet laptopa — pokręcił głową z niedowierzaniem. Dobra, może i Wyatt nie był profesjonalnym szpiegiem, ale chyba łatwo było się domyślić, że przecież nie dało się tego słuchać jak piosnki na Spotify, tak po prostu z telefonu? A może to wcale nie było takie oczywiste. Cóż, no to już wiedział, że się nie dało. Przewróciła oczami, kiedy jego mina zrobiła się jakaś taka.. zawiedziona. Wyglądał trochę jak dziecko, któremu nie dało się obiecanej zabawki. Jakby ta drobna nadzieja w jego pijaniutkich oczach ulotniła się wraz z jej słowami. Aż trochę zrobiło jej się go szkoda. Tak, że przez moment nawet miała ochotę go przytulić. Tylko że nawet nie miała ku temu okazji, bo nim zdążyła mrugnąć on już napierał na nią taki zachwiany, jakby Pilar stała mu na drodze. Przytrzymała go za ramiona, a następnie prawą dłonią odszukała końcówkę papierosa. Ostrożnie wyciągnęła mu ją spomiędzy palcy i ściągnęła ostatniego bucha.
Dobra, Bondzie — wypuściła dym i na którą chwilę twarz Galena zniknęła jej z oczu, by zaraz potem ponownie pojawić się w pełnej okazałości pomiędzy białymi smugami. — A teraz posadź swój szpiegowski tyłek w samochodzie. Jedziemy na porządne żarcie, a nie jakieś gówno w śmietanie — puściła oczko w jego kierunku, a następnie lekko pchnęła w stronę Porche. Przez moment pomyślała, że może potrzebna mu była pomoc w załadowaniu się do samochodu, jednak szybko doszła do wniosku, że przecież był dużym chłopcem. Po drodze zgasiła jeszcze peta pod butem i ruszyła na miejsce kierowcy.
To tak — zapięła pas i odpaliła furę. — Robimy ci dzień dziecka, wiec masz do wyboru: mało wegańskiego hot-doga ze stacji albo tłuściutkiego burgera z frytkami. No chyba, że Wendy's. Wybieraj, Wyatt. Co tylko chcesz.

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

- Głupota nie jest zaraźliwa Pilar - pokręcił głową, kiedy go tak pstryknęła w czoło, bo jej palec mu tak mignął i zniknął, to zapewne był jakiś morderczy ruch, czy cios ninja. Galen coraz bardziej wierzył w to, że gdyby chciała to by go zabiła, w jedna sekundę. Więc jej kolejne słowa sprawiły, że przeszedł mu wzdłuż kręgosłupa dreszcz, ale nie wiedział do końca czy to z zimna, czy to whisky wychodziła w ten sposób z organizmu, wzdłuż kręgosłupa po plecach. A dużo było tej whisky.
- Lepiej? Czy gorzej, czy grzeczniej? Źle się zachowywałem na kolacji? - zapytał łapiąc ostrość na jej ciemnych oczach. Bo według niego całkiem dobrze, nie tylko pochwalił te gówna, które podała Chloe, to też był całkiem miły dla Anity. Jakby rzeczywiście była jakąś wyjątkową modelką, nie, wyjątkową z pośród jego modelek, a nie taką pierwszą lepszą. Ale może według niej źle, bo trochę nieelegancko wbił jej palce w udo, jego spojrzenie zjechało w dół po jej sylwetce, właśnie na to udo, ale ukryte było pod materiałem sukienki i tej stylowej marynarki.
I dopiero kiedy powiedziała, coś tam poważnie, to podniósł znowu wzrok, na te jej ręce skrzyżowane na piersi. Tak, taka poza zdecydowanie wyglądała poważnie, a nawet... trochę groźnie. Więc Wyatt zmarszczył brwi, żeby też wyglądać jakoś groźniej.
- Nie zwolnię go, przecież musi dojść do kolejnego transportu, żeby go wsadzić - powiedział poważnie, albo groźnie, ale żeby to ogarnąć to naprawdę musiał poruszyć wszystkie swoje zwoje mózgowe, więc aż stęknął - każę mu wpłacić pół swojego honorarium z tego miesiąca na jakieś akcje charytatywne i powiem, że jak jeszcze raz powie coś takiego o mojej kobiecie, to go zabiję. Chyba da mu to do myślenia co? - znowu na nią spojrzał. A później zmrużył oczy, bo pewnie łapał zoom na jej twarzy, ale chyba nie do końca, bo wskazał ją palcem, jakby chciał jej coś ważnego wytłumaczyć. Najważniejsza rzecz na świecie.
- Bo Galen Wyatt nie jest taki głupi, jak się wszystkim wydaje Pilar - pokiwał głową z uznaniem na swoje słowa, że wymyślił coś tak mądrego, czyli jednak nie był taki głupi. No tak, ale większość ludzi go po prostu za takiego miała. Łącznie z Seeleyem, który pod jego nosem sprowadzał z Europy prostytutki. A Wyatt tego nie zauważył. Może był jednak głupi i naiwny? Już otworzył usta, jakby chciał o to zapytać Pilar, bo ona w tym momencie, zresztą już wcześniej, wydawała mu się piekielnie inteligentna, mógłby ją zatrudnić, jako jakiegoś swojego dyrektora. Od spraw przestępczości, czy coś. Żeby sprawdzała, czy przypadkiem nie przewożą w jego kontenerach więcej prostytutek, albo kokainy, albo nielegalnych walk... Tego się chyba nie przewozi, ale może nielegalnych bokserów? Ale ona wtedy powiedziała, że myśli, a Galen aż wstrzymał powietrze, bo zaraz mu pewnie powie coś hiper inteligentnego, co wymyśliła, jak tę akcję z burdelem, i tę kolację. Ona to jednak miała pomysły.
A kiedy powiedziała o tym podsłuchu to wypuścił powietrze ze świstem, ach, o to jej chodziło.
Na jej pochwałę jednak uśmiechnął się szeroko i wypiął dumnie pierś. Galen uwielbiał pochwały i gdyby mu tak powiedziała jeszcze ze trzy razy, to mógłby dla niej stracić głowę. I to też była trauma z dzieciństwa. N i e w y s t a r c z a j ą c y Galen Wyatt, który zawsze robił wszystko źle, za mało, za słabo. Bo jeśli nie był najlepszy, to był po prostu n i k i m.
Ale przy Pilar może mógłby być kimś?
Co?
Za daleko popłynęły jego myśli.
Na to jej pytanie, czy teraz chce słuchać Seeleya pokiwał energicznie głową, jak ten piesek, którego się układa na szybie samochodu, piesek-kiwaczek, czy jak mu tam.
- W apartamencie mam trzy laptopy, pojedziemy do mnie do apartamentu... - zaczął, ale widział w tych ciemnych oczach Pilar, że to chyba nie jest taki genialny pomysł, jak jemu się wydawało. Zrobił smutną minę, minę chłopca, który miał dostać pod choinkę xboxa, a dostał ziemniaka. Zawód, ogromny zawód, chciał posłuchać jak Seeley płacze, albo chociaż jak go przeklina... Chociaż może lepiej nie, bo wtedy może chciałby się do niego wrócić i go walnąć jeszcze raz.
Zmrużył się znowu, kiedy wypuściła dym w jego kierunku, jakoś mu dzisiaj wcale nie przeszkadzał, miał nawet w sobie taki całkiem przyjemny zapach, ale wchodził mu w oczy.
- Pilar... - zaczął jakoś tak bardzo poważnie, zanim jeszcze wsiadła do samochodu i złapał jej wzrok ponad dachem auta - jak ja będę miał ksywkę Bond, to też mogłabyś mieć jakiś szpiegowski kry-pto-nim - wsiadł do Porsche całkiem sprawnie, ale miał lekki problem z pasem, bo szarpał go zbyt mocno - ehh... - westchnął i go nie zapiął, tylko spojrzał na Pilar - Moneypenny*, by do ciebie pasowało - stwierdził i znowu pociągnął za pas, znowu za mocno. Chyba nic z tego nie będzie. Może po prostu to było jakieś zabezpieczenie przed pijanymi kierowcami. Pijany nie wyciągnie pasa i nie pojedzie. Tylko Galen chciał już jechać, tylko nie wiedział jeszcze do końca na co, bo wszystkie te opcje zdecydowanie brzmiały wyborniej niż gówno we śmietanie.
- Nigdy nie byłem w Wendy's - stwierdził, bo to był fakt, jak był dzieckiem to nie miał co liczyć na fast foody, bo jego matka prędzej by się przeżegnała stopą, niż go zabrała na hamburgera. A jak już był starszy to wolał iść na jakiegoś kraftowego z płatkami złota, czy czymś tam. Galen w ogóle nie jadał w sieciówkach, bo wystarczy, że pstryknął palcami, a jego gosposia gotowała mu to co sobie zażyczył, albo ktoś z biura jechał na drugi koniec miasta, żeby mu to przywieźć. A wyjazdy służbowe i kolacje to przecież same fancy restauracje.
- Może być Wendy's? - i znowu posłał Pilar takie spojrzenie, jak dziecko, któremu obiecali happymeala, chociaż w Wendy's może ich nie było, ale jakiś zestaw z zabawką może mieli?

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Dobrze, że nie chciał go zwolnić. Może faktycznie będzie tak, jak mówił Galen i Seeley w pracy będzie zachowywał się jak gdyby nigdy nic i będzie można zamieść wszystko pod dywan. Najważniejszym było, żeby ta cała szopka, która zaszła w jego domu, nie dała mu jakkolwiek do myślenia, że miało to cokolwiek wspólnego z Quebec i jego szemranym biznesem na boku. Potrzebowali, by Arthur jak zawsze skontaktował się ze swoimi kontaktami i ustalił z nimi kolejną datę dostawy. A to nawet i bez komplikacji mogło nie być takie proste. Istniało przecież duże prawdopodobieństwo, że podczas rozmów mógł porozumiewać się szyfrem lub skrótami, których ustalenie zapewne zajęłoby Pilar dużo czasu. Ale cóż, takie były skutki robienia wszystkiego za plecami własnych partnerów i całej policji. Była zdana tylko i wyłącznie na siebie. No dobra, miała w tym wszystkim Galena, ale przecież po dzisiejszym wieczorze, spokojnie wróci sobie do swojego idealnego życia w luksusie i pięknych modelek. Jednak nie dało się ukryć, że swoje zrobił. Pomógł, nawet bardzo, a do tego w wielu sytuacjach wykazał się naprawdę logicznym myśleniem i sprytem. Może dlatego, kiedy rzucił o nie byciu takim głupim, jak się ludziom wydaje, Pilar zadarła głowę do góry i spojrzała na niego ze ściągniętymi brwiami.
Ja tam nigdy nie uważałam cię za głupca — wzruszyła ramionami, nonszalancko, jakby była to rzecz oczywista i bez większej wagi. — Wiele dobrego i złego myślałam o tobie na przestrzeni czasu, ale nigdy, że jesteś głupi — powiedziała to z naciskiem na tego złego rzecz jasna, malując na twarzy cwany uśmiech. Bo przecież sam nazywał się dupkiem, bywał bezczelny i irytujący, ale oczywiściem miał też bardzo dużo zalet. I chociaż Stewart nie dostrzegła ich przy pierwszych dwóch spotkaniach, tak te ostatnie naprawdę poszerzyły jej perspektywy. Może nawet trochę bardziej, niżby tego chciała. Postrzegała go inaczej, to na pewno, ale jak inaczej? To już zdecydowanie postanowiła zostawić dla siebie, głęboko zakopane w czeluściach myśli.
Poza tym — złapała jeszcze przelotnie jego spojrzenie. — Na kolacje chodzę tylko z tymi inteligentnymi — może trochę czerstwy żart, biorąc od uwagę okoliczności tej kolacji, a przede wszystkim jej zakończenie, jednak to był właśnie jej prywatny sposób, by powiedzieć Galenowi, że miała go za człowieka mądrego. Bo naprawdę tak było. Sama była tego świadkiem, jak dobrze wraz z nią analizował poczynania w śledztwie, jak wypowiadał się o sprawach ważnych i nawet ta wrażliwość, którą raczej chował przed światem zewnętrznym, a jednak Pilar była jej świadkiem — nawet to sprawiało, że był daleki od uzyskania miana głupca. I trochę miała nadzieje, że o tym wiedział. Pewnie wiedział.
Gdy siedząc już w samochodzie wspomniał o wymyśleniu ksywki dla Pilar, już była gotowa zasugerować Harley Quinn lub inną wariatkę, bo chyba trochę tak wyglądała w oczach Wyatta, jednak wtedy on wypalił z Moneypenny. Stewart prychnęła pod nosem, przy okazji wywaliła oczami i spojrzała na niego z głową opartą o fotel. Bo problem w tym, że trafił idealnie.
No tak.. niesamowicie lojalna, z nienaganną etyką zawodową, sakrastyczna, błyskotliwa i z niewyparzonym językiem. Cała ja — rzuciła nieskromnie, poruszając przy tym brwiami w niemałym rozbawieniu. A było to zabawne, bo Pilar właśnie taka była. Co to joty. Niezależna kobieta w świecie zdominowanym przez mężczyzn. A fakt, że Galen tak szybko to wyłapał, tylko podkreślało jej poprzednie słowa. — Ale wiesz, że ona kiedyś postrzeliła Bonda? — oczywiście fabularnie stało się to przez przypadek, ale tego akurat nie trzeba było wspominać. Bo Pilar chociaż nie powiedziała tego na głos, obejrzała wszystkie filmy o Bondzie, nie wspominając już o książkach. I to wcale nie po jednym razie. Bondziak został postrzelony, bo Eve postawiła dobro sprawy nad wszystko. A to, że źle trafiła, to już wypadek przy pracy. I w sumie z tym też trafione, bo Pilar zrobiłaby dokładnie tak samo.
Zapniesz w końcu ten pas? — wypaliła nagle, kiedy męczył się z tak prostą czynnością. Bezpieczeństwo przede wszystkim, szczególnie kiedy wiozła ze sobą pijaka, a więc nie było mowy, że ruszy, dopóki tyłek Galena nie będzie zabezpieczony przez wypadkiem. — Zablokował się? — wychyliła się bardziej i chciała go siegnąć, jednak szybko okazało się, że ją zaś trzymał jej własny pas. Ten zapięty. — Czekaj — odblokowała zapięcie i uniosła się wyżej, by złapać taśmę za uchem Galena. Tylko im bardziej ona się wychylała, on próbując jej pomóc i się odsuwać jeszcze bardziej wprowadzał zamęt. Jak ona w lewo, to on w prawo i tak strącał jej rękę. Ona w dół, on w górę i znowu. — Kurwa, nie ruszaj się — skarciła go poważnym tonem i posłała jeszcze jedno z tych spojrzeń tuż obok jego twarzy, które oznaczały by lepiej z nią nie zadzierać. Już praktycznie klęczała nad skrzynią biegów, łapiąc w palce materiał pasów, gdy Galen ponowie się poruszył, a Pilar kompletnie straciła równowagę. Pierwsze wydała z siebie kwiknięcie, zaraz potem jęknięcie, a w następnej sekundzie już lądowała na kolanach Wyatta. Dobrze chociaż, że w ostatniej chwili przekręciła delikatnie ciało i wylądowała na nim tykiem a nie twarzą. Bo mogło być nieciekawie.
Zamilkła na moment. Trochę z irytacji, bo nie chciała powiedzieć o dwa słowa za dużo do faceta, który nie umiał nawet zapiąć pasów bezpieczeństwa we własnym samochodzie, a trochę z faktu, że już po prostu brakowało jej słów. Ten wieczór był dziwny. A może nawet i pojebany. I jeszcze kończyła go w Porche na kolanach Wyatta.
No kurwa.
Zamiast zejść od razu, opuściła napięte mięśnie, opadła plecami na tapicerkę i przetarła twarz donią. A potem z lekkim zrezygnowaniem i rozbawieniem spojrzała na Galena.
Same problemy z tobą — pokręciła głową, chociaż na twarzy jednak malował się szczery uśmiech. — No i co się tak na mnie patrzysz? Sama prawda! — miała ochotę jeszcze pstryknąć go w nos, kiedy tak wbijał w nią swoje pijaniutkie do granic możliwości spojrzenie. Ale tego nie zrobiła. Zamiast tego złapała w końcu za końcówkę od pasa i kolokwialnie mówiąc zapięła Galena. Z chwilą w której dźwięk zatrzasku wybrzmiał w samochodzie, Pilar już zbierała się na swoje miejsce. Bo jeśli chcieli faktycznie gdziekolwiek pojechać raczej nie powinna tego robić z kolan swojego towarzysza.
Wylądowała na fotelu, poprawiła włosy, zapięła ponownie swój pas i odpaliła samochód. Powoli i ostrożnie wycofała się z ciemnej, polnej ścieżki na jakiej stali, a następnie wyjechała na drogę, nie szczędząc sobie nacisku na pedał gazu. Aż oczy się jej zaświeciły z prawdziwej ekscytacji.
To auto jest niesamowite — wyrwało jej się, kiedy tak rozpędzała się na pustej drodze do dwustu. Aż serce zabiło jej szybciej, a w brzuchu pojawiło się przyjemne mrowienie. — Jakim cudem nigdy nie byłeś w Wendy’s? — zmieniła szybko temat, bo dopiero po chwili przypomniała sobie, o czym rozmawiali przed sytuacją z pasami. — Nawet jako dzieciak? — dopytała no bo jednak nigdy było silnym słowem. Rozumiała, że pochodził z bogatej rodziny, a tego typu miejsca były raczej dla plebsa, ale… sama nie wiedziała, wydawało się to takie odklejone, że aż nieprawdopodobne.
Gdybyś chciał — zaczęła po chwili, wciąż wpatrzona w drogę przed siebie i szybko mijane auta, które jechały z naprzeciwka. — Jest taki jeden zestaw, Appetizer Platter, w którym dostajesz wszystkiego po trochu i możesz spróbować prawie wszystkich wariacji z menu w pomniejszonych wersjach. Można się najeść do porzygu — na ostatnie słowa aż się uśmiechnęła pod nosem, a jej brzuch aż zaburczał z ekscytacji i tego myślenia o jedzeniu. — To było pierwsze co zamówiłam, jak.. — trochę się w zawahała czy w ogóle powinna o tym mówić, ale skoro już zaczęła, to co jej szkodziło. — ..jak wyszłam z bidula i zarobiłam pierwsze pieniądze. Kompletnie nie wiedziałam co zjeść, a chciałam zjeść wszystko, wiec babeczka poleciła mi właśnie ten Appetizer Platter. I tak się tym zajadam, że aż mi się uszy trzęsły, a potem wszystko wyrzygałam w toalecie z przejedzenia. Ale wiesz co? — przekręciła na moment głowę, by spojrzeć na niego i sprawić czy w ogóle słuchał i przypadkiem nie zasnął. — Było warto. Niczego nie żałuje — prychnęła pod nosem i skupiła się na drodze. Pilar w życiu też ominęło dużo atrakcji, ale przynajmniej jak potem je nadrabiała, to robiła to na całego. Czasami może nawet za bardzo.
Gdy wjechali do miasta, zwolniła nieco nogę na gazie, by przypadkiem nie musieć brać udział w pościgu, tym razem będąc z tej drugiej strony. Chociaż jakby się nad tym dłużej zastanowić, to perspektywa wyciągnięcia z Porche trzech stówek była naprawdę (ale to NAPRAWDĘ) kusząca. Ale jednak trochę nie na miejscu, więc zwolniła, a kiedy przy następnym zjeździe wyłoniło się wielkie czerwone logo, wykręciła w lewo i już ładnie parkowała na jednym z wolnych miejsc.
Zanim pójdziemy.. Pokaż ręce — rzuciła rozkazem zaraz po odpięciu pasa i przekręciła w stronę Galena. — Trzeba ci podwinąć te zakrwawione rękawy — jak powiedziała, tak zrobiła. Przy okazji wyciągnęła jeszcze z torebki paczkę mokrych chusteczek i normalnie jak Jezus swoim uczniom mył nogi podczas Ostatniej Wieczerzy, tak Pilar Galenowi dłonie. Starała się być w tym delikatna i ostrożna, by nie drażnić ran, które i tak zdążyły porobić mu się na zaczerwienionych knykciach. — Dzielny pacjent — pochwaliła go jeszcze kiedy skoczyła. A I nawet uśmiech posłała. Jeden z tych bezinteresownych i szczerych.

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Ściągnął usta w wąską linię, kiedy powiedziała, że nigdy nie uważała go za głupca, zamknął jedno oko, bo nie do końca jej wierzył. Na tym przesłuchaniu chyba cały posterunek miał go za głupka, i to takiego, który nie potrafił obliczyć ile czasu będą szły spóźnione kontenery i dojść do wniosków, że zamiast europejskich dziewczyn będą tam trupy.
Otworzył nawet usta, żeby jej to powiedzieć, ale finalnie wzruszył ramionami. Może lepiej to brzmiało, że go jednak nie miała, po co to psuć gadaniem? Galen dużo rzeczy tak psuł. Trzy słowa za dużo, to była jego specjalność, a już zwłaszcza, kiedy tej whisky też było za dużo. Dzisiaj było. Ale dzisiaj zadziałała na niego jakoś tak inaczej. Nawet umiał się powstrzymać od głupich komentarzy, czasem. Ale za to myśli, tych w jego głowie, było tysiąc i niektóre bardzo nieprofesjonalne.
Uśmiechnął się na te słowa, że na kolacje chodzi z inteligentnymi i to tak ładnie, jakby mu powiedziała jakiś świetny żart, albo ładny komplement, bo w sumie... to tak było.
- Jeśli o tej kolacji mowa, to moja propozycja jest nadal aktualna, bo ta się nie liczy, była niezjadliwa - pokręcił głową, chociaż ten seitan jak się popiło wystarczającą ilością whisky to smakował jak pieczeń, zleżała i sucha, ale trochę tak. Albo może mózg Galena już tak to interpretował po alkoholu. Jakaś tam stara pieczeń.
Jeszcze raz w międzyczasie próbował zapiąć ten pas, ale on go łapał i szarpał... To na pewno się nie uda. Za to kiedy Pilar zaczęła wymieniać jaka jest Panna Moneypenny to uśmiechnął się szeroko i znowu kiwał głową jak ten piesek-kiwaczek.
- I do tego taka piękna... Cała Ty - może nie powinien mówić, że jest piękna? Ale przecież była, nie skłamał. Dzisiaj, w tej sukience, w tej kolii, w rozpuszczonych włosach, które rozpuściła po to, żeby trochę mu się podobać, wyglądała obłędnie. Przez chwilę patrzył na nią jakimiś takimi maślanymi oczami, a może pijanymi? Ciężko to stwierdzić.
Dopiero kiedy powiedziała, że Moneypenny postrzeliła Bonda, to uniósł jedną brew.
- No to może bez tego strzelania - pokręcił głową, bo jednak tego by pewnie nie przeżył, bo do tajnego agenta było mu daleko, a pewnie Pilar dobrze strzelała. Zamyślił się nad tym i miał dodać, że wystarczy tylko samo to seksualne napięcie, które było między Bondem a Moneypenny, otworzył usta, żeby to powiedzieć, ale wtedy Stewart tak namiętnie zaczęła się siłować z jego pasem, że... wylądowała mu na kolanach. I wtedy Galen poczuł to napięcie, o którym przed chwilą miał mówić. Miał sobie z tego żartować. Tak, żeby się z nią podrażnić.
Wyprostował się na tym fotelu i oparł plecami o oparcie, a ręce to chyba przez moment trzymał w górze, jakby rzeczywiście chciała do niego strzelać, a on się chciał poddać.
Poddałby się, ale nie mógł i to chyba najbardziej budowało to napięcie, a może to jej spojrzenie? Wbił w nią te niebieskie tęczówki, może zbyt intensywnie, ale była tak blisko, a jej perfumy tak pachniały, i ta marynarka zsunęła się odsłaniając nagą skórę na jej ramieniu.
Bardzo. Trudno. Było. Mu. Zebrać. Myśli.
Galen Wyatt zawsze była podatny na kobiece wdzięki. Pilar mu się podobała, temu nawet nie dało się zaprzeczyć.
Ale. No właśnie było takie jedno ważne ale, które sprawiło, że kiedy się odsunęła, to wypuścił płuc powietrze z jakąś taką ulgą. Nawet nie wiedział, w którym momencie je wstrzymał. Starał się już na nią nie patrzeć, tylko w szybę, ale te lampy, które mijali z tą zawrotną prędkością sprawiały tylko, że robiło mu się niedobrze. Jednak bezpieczniej było patrzeć na nią.
Może wcale nie?
- Właśnie takie miało być, niesamowite, jak ja - powiedział na temat tego auta, ale to też była całkowita prawda. Czarne Porsche miało w sobie coś takiego, co pasowało do niego idealnie, jak te dobrze skrojone garnitury i miękkie koszule. Niesamowite, dla niesamowitego Galena Wyatta.
Na to pytanie o Wendy's wzruszył ramionami.
- W prywatnych szkołach nie robią wycieczek w takie miejsca, a matka prędzej wysłałaby mnie do Afryki na jakiś wolontariat niż do fast fooda, a ja jakoś... jako dziecko się nie stawiałem, dopiero na studiach się to zmieniło - powiedział całkiem szczerze. Pewnie nawet ten dzieciak Galen by o takim czymś nigdy nie pomyślał, żeby w tajemnicy przed matką kupić sobie hamburgera. On wtedy był jej całkowicie podporządkowany. Więc właściwie nikogo nie dziwi chyba fakt, że na drugim roku studiów wyrzucili go z uczelni za romans z profesorką, w ogóle Wyattowie wtedy płacili krocie na uczelnię, żeby przytuszować jego niektóre wybryki, żeby skończył ekonomię. Skończył ją, ale nie prawo, a szkoda, teraz by mu się mogło przydać.
Słuchał jej kiedy opowiadała o tym Appetizer Platter, z wzrokiem utkwionym w jej profilu. Jakoś tak jego usta wygięły się w uśmiechu, bo sobie to trochę wyobraził. I mimo, że rzyganie też tam było, to było to takie jakieś miłe wyobrażenie, młodej Pilar, która ze pierwsze zarobione pieniądze najadła się tak, że jej się uszy trzęsły.
- Chcę to zjeść - stwierdził i pokiwał głową. Zamyślił się chwilę, bo zastanawiał się, co on zrobił z pierwszymi zarobionymi pieniędzmi, akurat tego nigdy mu nie brakowało i może to nie zrobiło jakiejś wielkiej różnicy, ta wypłata, bo miał już wtedy złotą kartę i rządził się majątkiem Wyattów, ale jednak...
- Ja moje pierwsze honorarium, po objęciu prezesury, wpłaciłem na bezdomnych - tak było, bo on wtedy kupował apartament, miał też willę, właściwie mieli ją jego rodzice, ale teraz już praktycznie należała do niego. No i jego pierwsza myśl była taka, że jest dużo ludzi, którzy nie mają takiego luksusu. Nie chciał jej się chwalić, ale tak to zabrzmiało, więc wzruszył ramionami.
- Też nie żałuję - zupełnie inne światy, a jednak mieli jakiś taki wspólny pierwiastek, tego samotnego dzieciaka. Jej w bidulu, a jego w pięknym domu.
Już chciał wysiadać, ale kiedy Pilar kazała mu pokazać ręce, to uniósł obie brwi i wyciągnął je przed siebie, obracając z jednej i drugiej strony. Ach, rękawy.
- Nie chcę mamo - jęknął, kiedy wyciągnęła te mokre chusteczki - umyję sobie rączki w łazience - dodał, ale ona już to zrobiła, a ona cały czas się jej przyglądał. Takie dziewczyny są za dobre, żeby na swojej drodze spotykać Galena Wyatta. Za dobre, zdecydowanie.
Wywrócił oczami na tego dzielnego pacjenta.
- Musi mi wystarczyć taka pielęgniarka, skoro ktoś tutaj nie chce mnie zawieźć na pogotowie - rzucił jeszcze, a później wysiadł z auta. Powietrze na zewnątrz było przyjemne, chłodne, bo w środku, w samochodzie, już zaczynało się robić zdecydowanie za gęste.
Kiedy weszli do budynku, to Galen rozglądał się po lokalu tak, jak Pilar po domu Seeleya, bo chyba rzeczywiście pierwszy raz był w takim miejscu. Nawet kiedy był w podróży i chciał coś zjeść, to jednak wybierał jakieś pięciogwiazdkowe restauracje, a nie fast food, on nawet z toalety pewnie korzystał w jakiś fancy miejscach dla bogaczy, gdzie płacisz złotą kartą i po wszystkim podają ci podgrzany ręczniczek o zapachu wody różanej.
Rozejrzał się dookoła, a jego wzrok zatrzymał się gdzieś na tych interaktywnych tablicach do zamawiania, widział takie w Japonii, w restauracji, w której dania serwowały roboty.
- Łoooo, możemy tym zamawiać? Czy te dania przyniesie nam robot? - oczy mu aż błyszczały, bo jeśli tak, to on będzie tu od dzisiaj jadał już zawsze. Spojrzał na Pilar i chwycił ją za łokieć, żeby pociągnąć ją za sobą do tej tablicy.
- Co trzeba naciskać? - zapytał, ale już naciskał wszystko po kolei, bo jednak takie było jego podejście do jakiś technologicznych nowinek, albo się zepsuje, albo zadziała, któryś guzik przecież musi działać.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Gdyby faktycznie teraz zaprosił ją na tą kolację, już wcale nie byłaby taka pewna odmowy. Może nawet chciałaby się zgodzić? Może w świecie, w którym ona nie prowadziła sprawy trupów w kontenerze, a on nie był głównym podejrzanym, nie odpychałaby z tak wielką desperacją tej dziwnej chemii, która się między nimi zradzała. Bo przecież ją czuła. Oczywiście, że tak. Tylko głupi nie zdawałby sobie sprawy z gęstego powietrza przy wydłużonych spojrzeniach i słownych gierkach. I może chwilami, przez ułamki sekund, pozwalała sobie na wpuszczenie tych myśli do głowy i zadumania się w standardowym a gdyby tak... Ale tylko na chwilę. Bo problem polegał na tym, że Pilar nie mogła sobie pozwolić na chwile słabości. Miała zadanie do wykonania, i to kurewsko ważne, wiec musiała zachować w tym wszystkim pełen profesjonalizm. Nawet jeśli gdzieś pomiędzy wersami pojawiała się nutka fantazji. Więc może faktycznie mieli w sobie coś z Bonda i Moneypenny. Może nawet więcej niż z początku Pilar mogła myśleć.
Ta cała historia, którą jej opowiadał, o tym jak w elitarnych szkołach nie bierze się dzieci na fast foody, może z początku była taką, na którą tylko przewracało się oczami i podsumowywało krótkim no tak. Jednak Pilar nie byłaby sobą, gdyby nie rozłożyła tego w głowie na czynniki pierwsze i nie doszła do wniosku, że takie fikuśne szkoły to bardzo się nie różniły od bidula. Wiadomo, oprócz jedzenia ze złotych talerzyków na stołówce i pisania ręcznie grawerowanymi piórami, wyglądało na to, że i tu i tu kładło się nacisk na żelazne zasady, a nie szczęście dzieciaków i dawanie im zasmakować życia. A może się myliła. Może Galen w szkole miał zajebisty czas, tylko po prostu nie w smacznych, niezdrowych fast-foodach.
Nie myliła się jednak co do jednego: kiedy już ostatnio wypomniała mu dobre serce. Wyśmiał ją wtedy i zaprzeczył. Tylko jakim prawem, skoro teraz sam osobiście siedząc w Porche opowiadał o tym, jak oddał swoje pierwsze zarobione pieniądze na bezdomnych. Aż Pilar popatrzyła na niego jak na wariata. Ale nie dlatego, że nie uwierzyła w jego słowa, a bo właśnie kompletnie nie zgadzały się z tą personą, którą Wyatt próbował dla siebie wykreować.
Szczyt bezinteresowności — prychnęła, kręcąc głową. — Trochę średnia cecha w CV renomowanego dupka — wzruszyła ramionami i ponownie tego wieczoru, posłała mu takie na pół rozbawione spojrzenie i słowa, które trzeba było zinterpretować, by zrozumieć, co miała na myśli. Bo przecież nie powie mu prosto w twarz, że miał dobre serce. Już i tak rzuciła w jego kierunku wystarczajaco komplementów, tym samym wyczerpując limit na zapewne kolejne pięć lat. Jak zrozumie, to zrozumie. Jak nie, to trudno.
Nie umyjesz rączek w łazience, bo pierwsze musiałbyś przejść przez lokal w takim stanie, z tymi zakrwawionymi łapskami — uniosła jedną w górę i machnęła mu przed nosem. — Jeszcze ktoś pomyśli, że przyszłam na skrzydełka z jakimś Kubą Rozpruwaczem. A akurat w Wendy’s to JA mam renomę i dobre imię do utrzymania — zajrzała w te jego granatowe oczy i zmarszczył brwi. No bo co on sobie myślał. Może na wielkich eventach, ściankach i hotelach piętnastogwiazdkowych to jego imię każdy znał, ale teraz wchodzili do jej świata. No i dobra, trochę podkolorozyowała, bo akurat w tym lokalu do którego właśnie mieli wejść, mogli kojarzyć Pilar tylko z tego jednego dnia, kiedy znalazła w swojej kanapce włosa (najpewniej swojego) i zrobiła taką aferę, że dali jej drugi taki zestaw i jeszcze lody na drogę, o. Ale tym to akurat nie miała zamiaru się dzielić.
Schowała ubabrane chusteczki do jego marynarki. Niech sobie chłopak sprząta własne DNA pomieszany z tym Seeleya. A kiedy rzucił komentarzem o pielęgniarce, uniosła na niego spojrzenie.
A przepraszam chcesz zgłosić jakąś reklamację? — zmarszczyła brwi. I oczy trochę też. Nawet chciała jeszcze rzucić komentarzem, że oprócz bycia zajebistą pielęgniarką, była też niesamowita fizjoterapeutką i robiła najlepsze masaże pleców, ale to już postanowiła zachować we własnej głowie. — Rączka ładna? Ładna. Galen czysty i gotowy do wyjścia? Gotowy. No to zapraszam — odpięła pas i wyszła z samochodu. Trochę może i gadała do niego jak do dzieciaka, ale przecież czy nie tak najlepiej komunikowało się z pijanymi ludźmi? Potrzebowali prostych komunikatów, gdy jeszcze Wyatt patrzył na nią tym dziecięcym spojrzeniem… no nic tylko wytarmosi go za poliki (koloryzowane).
W Wendy’s w ciągu dnia panował gwar. Było pełno ludzi, długa kolejka do kasy i praktycznie zerowa ilość wolnych stolików. Nie wspominając o przejezdnych wycieczkach, które potrafiły zablokować pracę całej restauracji na dobre pół godziny. Teraz, gdy zegar wskazywał prawie północ, w środku była jedynie marna garstka klientów, a rozmowy jakie odbywali, były na tyle ciche, że nawet dało się usłyszeć rytmiczną muzykę z głośników. No to Galen miał szczęście. Dostanie zdecydowanie ten lepszy experience i może nikt nawet nie napluje mu do kanapki z pośpiechu.
Tak, możemy zamówić w kiosku — skinęła głową na jego pierwsze pytanie. Na to drugie zaś spojrzała na niego jak na wariata, a następnie uśmiechnęła się głupio. — No raczej, że roboty! Nie dość, że zrobi za ciebie całe zamowienie, złapie osobiście te kurczaki, co potem dostaniesz, przyniesie do stolika, to jeszcze jak powiesz do niego Tańcz głupi, to wykona dla ciebie układ z Jeziora Łabędziego — oczy miała wielkie jak mu to wszystko mówiła, a policzek cały zagryziony od środka. I szczerze? Bo jego minie sama nie wiedziała czy to łyknął, czy zastanawiał się może skąd w Pilar taka złośliwość. Tylko, że to nie była złośliwość, a jedynie głupia odpowiedź na głupie pytanie. Tak samo głupie, jak to co zaczął już po chwili robić z tym biednym kioskiem. Wciskał wszystko jak leci i nim Pilar zdążyła tam podejść i odsunąć go od ekranu, mieli w koszyku już masę rzeczy.
Galen Leopold Wyatt — warknęła na niego, wciskając się miedzy jego ciało, a stoisko do zamawiania. Nawet palec wyciągnęła w górę, by trochę mu zagrozić, żeby nawet nie śmiał się ruszyć. A pełne imię? No cóż, przeglądała jego całe akta nie raz i wcale nie trudno było zakodować jego pełną godność. A teraz sytuacja była poważna i wymagała poważnych środków, doprawionych przeszywającym spojrzeniem w oczy. Już te niebieskie, nie granatowe, bo oświetlenie w Wendy’s było cholernie jasne. — Kroczek w tył i się nie ruszasz. Jak się będziesz zachowywać, to pozwolę ci przeklinać podsumowanie — wbiła mu ten wystawiony wcześniej palec w klatkę piersiowa i naparła delikatnie, by faktycznie zrobił krok w tył, a następnie odwróciła się do dotykowego ekranu. WYJEBAŁA te wszystkie bzdury, które pododawał i odnalazła odpowiednia pozycję. Do tego dorzuciła kilka sosów i nawet kubeczek z dolewką, gotowa pozwolić mu wybrać, co będą sobie popijać. — Teraz możesz podejść — zrobiła mu miejsce, sama opierając się biodrem o brzeg kiosku. Tak żeby go kontrolować i być w ewentualnej gotowości, jakby postanowił coś jednak spaprać. Całe szczęście wszystko poszło pomyślnie, a terminal podświetlił kwotę. I pewnie Wyatt coś tam zaczął grzebać po kieszeniach i wyciągać, żeby zapłącić, ale Pilar go ubiegła przystawiając telefon i realizując rachunek.
Po pierwsze, to nie randka, wiec nie musisz za mnie płacić — wyjaśniła od razu, kiedy spojrzał na nią zaskoczony. — A po drugie jesteś tutaj z Pilar, nie z Anitą. A więc na moich zasadach — krótko, prosto i na temat, bez jakiegokolwiek miejsca na sprzeciwy. Nawet nie chciała ich słuchać. Wskazała dłonią na paragonik z numerkiem. — Bierz i teraz idziemy tam — poczekała grzecznie aż urwał papierek. Troche krzywo, trochę wszystko pomiął, ale w końcu się udało, wiec Pilar złapała go za skrawek koszuli i przeciągnęła do miejsca, gdzie czekało się na wydawkę. Normalnie pewnie zeszłoby na to całe wieki i jeszcze dwie godziny dłużej, ale przez brak klientów i nadzwyczajny spokój, ich zamówienie było gotowe już po kilku minutach.
Wyglądało dokładnie tak, jak Pilar je zapamiętała: ogromne, składane pudełko z różnymi rodzajami kurczaczków, mini burgery, sicksy z mozzarelli, krążki cebulowe, frytki, a nawet jakieś panierowane warzywa. Wysłała Galena po picie, a sama poszła zając miejsce przy stole w rogu restauracji. Oczywiście rozłożyła wszytko na środku, równiutko, a kiedy Galen wrócił z kubkiem i spojrzał na to całe żarcie, Pilar aż szczerze prychnęła. Widziała ten blask w oczach. Pewnie sama też go miała, bo była tak głodna, że jej żołądek zasysał sam siebie.
I teraz tak. Mam dla ciebie propozycje — rzuciła jeszcze zanim zabrali się do jedzenia, zgarniając z tacki pudełko z kurczakami, które szybko schowała pod dłonią, a spojrzenie, naturalnie, wbiła w Galena. — Wszystko inne jemy jak leci, ale… — nachyliła się do przodu, stukając paznokciami w czerwone opakowanie. — Jeden kurczaczek, jedno pytanie. Ja tobie, a ty mi. Co powiesz?

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Tak to właśnie było z Galenem Wyattem, że on zupełnie inaczej się kreował, niż to wyglądało naprawdę. Ale po co ludzie mieli wiedzieć, że ma miękkie serce? Jak masz miękkie serce, to musisz mieć twardą dupę, bo wszyscy będą to wykorzystywać. A jak jesteś dupkiem, to raczej starają się ciebie unikać. Prosta matematyka.
Chociaż... Galen był też dupkiem. Temu się jednak nie da zaprzeczyć, może dupkiem z dobrym sercem po prostu.
- Dlatego nikt o tym nie wie Pilar, trzeba... pilnować reputacji - zwłaszcza jak się na nią przez lata pracowało skandalami, a teraz to już mu się powoli zaczynało nudzić. Już umówił się pewnie ze wszystkimi ładniejszymi modelkami i wyleciał pewnie ze wszystkich lepszych klubów. Nudy.
Zmarszczył brwi kiedy tak mówiła, że ma w tym lokalu renomę, on też miał w niektórych miejscach, dostawał najlepszy stolik i prywatnego kelnera, który miał mu dolewać whisky, tak, żeby nawet tego nie zauważył. Może Stewart też będą tutaj tak nadskakiwać, dolewać keczupu do frytek, kiedy nie będzie patrzyła?
- Jest jakaś lista skarg i zażaleń? Ankieta satysfakcji? Anonimowa najlepiej? - zapytał, ale w sumie to nawet nie czekał na odpowiedź, bo już oglądał swoje ręce, czyste, więc chyba był gotowy do wyjścia i do tego, żeby wreszcie spróbować tych wybornych dań. Nie wiedział czy będą wyborne, ale ostatnio jak dostał hot-doga w barze i tanie piwo, to był zachwycony, jednak chyba Wyatt nie miał takiego wysublimowanego podniebienia, może dlatego nie smakowało mu to whisky Seeleya.
Kiedy mówiła o tych robotach to wstrzymał powietrze, bo w pierwszej chwili przez myśl mu przeszło, że ma pod nosem taki szczyt nowoczesnej technologii, gdzie roboty łapią kurczaki serwują je i...
Z tym jeziorem łabędzim przesadziła, więc zmrużył oczy i spojrzał na nią spod na wpół przymkniętych powiek.
- Zdecydowanie sarkastyczna - rzucił w nawiązaniu do tego co ją łączyło z Moneypenny.
Popatrzył tak na ten koszyk, mogli kupić wszystko, bo przecież Galen miał gdzieś w kieszeni złotą kartę, może nawet mógłby kupić ten lokal? I robić tutaj imprezy firmowe? Ale jakoś nie wyobrażał sobie tutaj swojego zarządu. Byli zbyt nadęci, a przynajmniej na tych cotygodniowych spotkaniach.
Kiedy użyła jego pełnego imienia i tego drugiego, to uniósł do góry obie brwi, ale się odsunął. Matka tak do niego mówiła kiedy jej podpadł. Galen Leopold Wyatt jak to byłeś drugi, albo co ma znaczyć ta trója z algebry? Zrobił krok w tył, ale oczy wciąż miał zmrużone, wypuścił z płuc powietrze jakoś ciężko.
- Leopold to znaczy odważny, a Galen spokojny, spokojny i odważny, moja matka jest jednak pierdolnięta - powiedział, tak, żeby sobie bardziej pogadać, niż cokolwiek tym wnieść do rozmowy. Patrzył jak Pilar wyrzuca wszystko z koszyka i najbardziej szkoda mu było tych wszystkich smaków szejków, mógłby każdy spróbować. Kiedy pozwoliła mu podejść, to zrobił to od razu, kliknął to co trzeba, co mu kazała, ale kątem oka patrząc na nią tak, jak dziecko, które jednak planuje jakiś przekręt, z takimi ognikami w oczach, ale finalnie i tak tego nie zrobi, bo za bardzo się boi matki. On się trochę też bał Pilar, ale też miał trochę więcej lat niż cztery. Ze trzydzieści więcej. Kiedy wyskoczyła kwota to sięgnął do kieszeni po złotą kartę, tylko, że nie mógł jej od razu znaleźć, ale przecież miał zegarek! Gdyby nie zegarek którym mógł płacić, to Galen Wyatt by zginął, bo on wiecznie gubił portfel, telefon, złotą kartę, godność i inne takie, zwłaszcza po pijaku. Dlatego te jego zegarki, nawet te drogie i klasyczne były wyposażone w opcje płatności. Już chciał go przyłożyć, ale Stewart go ubiegła.
- Ej... - jęknął, ale słuchał jej słów, jakoś tak uważnie, a potem jeden kącik jego ust uniósł się ku górze - idąc tym tokiem rozumowania, to skoro za mnie zapłaciłaś, to to jest randka, na którą zabrała mnie Pilar, nie Anita - rozłożył ręce, no bo tak wynikało, znowu prosta matematyka. Spojrzał na ten papierek z numerkiem i rzeczywiście miał problem z urwaniem go, bo chciał to zrobić ostrożnie, a jak wiadomo, jak chcesz taki papierek oderwać powoli, to upierdoli ci się pół numerka. Porwał ten papierek i pomiął, ale liczba była na nim widoczna. Spojrzał na numer, potem spojrzał na Pilar, a na koniec na tę tablicę, na której wyświetlały się gotowe zamówienia. Trochę się nie mógł nadziwić jak to wszystko wygląda, zupełnie inaczej niż w restauracji, miał taką jedną ulubioną, gdzie siedział i obserwował kucharza, jak przygotowuje mu posiłek, ale tamten robił to zdecydowanie inaczej, a na koniec nawet podrzucał teatralnie tym ostrym jak brzytwa nożem. To był taki pokaz, który trwał póki Galen nie wypił pierwszej lampki wina. Tutaj wszystko działo się szybko i Wyatt był w małym szoku, kiedy dostali już jedzenie. Nawet nie zdążyłby wypić drinka jako aperitifu.
- Szybko - stwierdził i poszedł po picie, trochę myślał nad tym na co ma ochotę, ale wybrał dla nich Pepsi, niezbyt oryginalnie. Gdy wrócił do stolika to uniósł obie brwi, bo zdecydowanie nie tego się spodziewał. A to jedzenie wyglądało lepiej niż je sobie wyobrażał, aż przełknął ślinkę. Usiadł na przeciwko Pilar i pociągnął łyka ze słomki. Niebieskie tęczówki podniósł na Stewart, kiedy powiedziała, że ma propozycję.
- Czyli kurczak jest tutaj najlepszy? - zapytał i sięgnął po frytkę, żeby umazać ją w keczupie, zanim jednak wsadził ją sobie do ust to skinął głową - dobra, ale Ty musisz zacząć, żebym wyczuł klimat tych pytań - bo teraz to chyba czuł tylko głód i jakby miał ją o coś pytać to mogłoby się skończyć na gęstości stali, która jest odpowiednia do konstrukcji budynku pod garaże wielopoziomowe. A chyba to nie miały być pytania w tym stylu. W końcu zjadł tę frytkę i nawet nie uwalił sobie koszuli keczupem, bo ten kapnął na stolik. Galen wytarł to od razu serwetką.
- No to jeden kurczaczek dla Galena - powiedział i palce oparł na jej ręce, którą trzymała na tym pudełeczku, a spojrzenie utkwił w jej ciemnych oczach. Trochę nie wiedział czego się spodziewać po tych pytaniach, ale może będzie go wypytywała o te kontenery? Albo o Seeleya?

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Tak słuchała jego słów i bardzo szybko doszła do wniosku, że Galen Wyatt to jednak powinien mieć na nazwisko Newton albo Pitagoras. Taki z niego był kurwa matematyk i król dedukcji. Nawet delty nie potrzebował zastosować, żeby wyliczyć, że jego matka była jednak pierdolnięta. A potem jeszcze doszedł do tych wielkich wniosków, że skoro Pilar zapłaciła, to jednak byli na randce, ale takiej, którą to ona zainicjowała. No I gdyby tak iść tym tokiem myślenia, to chyba miał rację.
No to czuj się zaproszony — posłała mu delikatny uśmiech. — Nie dość, że zaprosiłam cię na randkę do Wendy’s, to jeszcze odwiozę cię do domu. Ale ze mnie romantyczka — aż poruszała zabawnie brwami, a potem, jak na Pilar Stewart przystało, przewróciła oczami. Energicznie i mocno. Tak żeby na pewno zauważył. A czy tak naprawdę była romantyczką? Może? Chociaż zdecydowanie od kwiatów wolała zastrzyk adrenaliny i zamiast iść na nudną kolacje przy świecach, wolałaby skoczyć ze spadochronem i przy okazji poświntuszyć słownie, niż tak tylko nad stekiem i winem. Ale Pilar trochę jak matka Galena, też była trochę pierdolnięta. Może nie w ten sam sposób, ale też nie miała równo pod sufitem.
Chociaż w brzuchu wszystko jej się przewracało i wolałam o jedzenie, grzecznie poczekała aż Galen wróci z napojem. Dopiero wtedy władowała sobie garść frytek na raz do ust, obserwują jak on bierze sobie tylko jedną i elegancko moczy w ketchupie. Dzikuska i elegancik, duet idealny.
Kurczak jest dobry, ale najlepsze to są jednak burgery — bo n i c, żaden drób, nijak miał się do idealnej wołowinki (w której chuj wie ile było tej wołowinki), z różnymi dodatkami i mięciutką bułeczką. Do tego ten sos… aż ślina zebrała się jej w ustach na samą myśl. — Pierwsze to — wzięła jego dłoń ze swojej i powoli przeniosła ją na jednego z mini burgerów, jakoś tak przyglądając mu się bardziej intensywnie niż powinna. — O ten. Baconator — powiedziała to prawie takim samym tonem jak wtedy w windzie, gdy rozmawiali po hiszpańsku. Tylko teraz cała jej ekscytacja nie wynika z udawanego podniecenia, a myśl na wgryzienie się w bułkę. A to, że nazwa była kurwa epicka, to już swoją drogą. — Dwa kotlety, dużo sera i aż trzy pasterki boczku Applewood, plus wiadomo klasyczne dodatki — mówiła, jakby była jakimś zajebistym przedstawicielem handlowym i chciała mu właśnie opchnąć odkurzacz za pięć tysięcy i darmowe garnki. Ale nic nie mogła poradzić na to, że kochała Wendy’s. Gdyby mogła to pewnie jadłaby tu codziennie.
Całe szczęście w zestawie wszystkiego było po dwa, wiec zgarnęła sztukę i dla siebie, a potem nawet nie czekając na Galena i jego WOLNE ruchy, wgryzła się w tą bułę z zachłannością i wielkim apetytem. Aż zamruczała pod nosem, przymykając oczy i delektując się dobrze znanym smakiem. Było i d e a l n e. To było jedzenie, a nie jakieś tam kurwa carpaccio z cukinii i rzygów.
I jak? — nachyliła się nad stołem, gdy w końcu skoczyła się delektować i wbiła spojrzenie w Galena. Bo chyba mu smakowało, ale też nie siedziała w jego głowie i nie była do końca przekonana, czy on jeszcze myśli, czy może już się namyślił, czy może właśnie wmawia sobie, że to jakiś wykwintny kotlet ze złotej krowy.
A kiedy już opierdolili po dwóch małych burgerach, przyszedł czas na kurczaki.
To teraz kurczaczek dla Galena — potworzyła jego słowa sprzed chwili i otworzyła pudełko. Zgarnęła z niego jednego, zajebiście soczyście wyglądającego kurczaka i wystawiła go w powietrze, by tak zawisł pomiędzy nimi, kiedy jej oczy wwiercały się w prezesa Northexu, zastanawiając się nad pierwszym pytaniem. Chociaż tak naprawdę miała je w głowie już od jakiegoś czasu.
Ulubione wspomnienie z dzieciństwa — wymierzyła w niego tym kurczakiem. Bo mogła zapytać o to, jaką supermoce chciałby mieć albo gdyby był warzywem to kurwa jakim, tylko że Pilar nie obchodziły takie bzdety. Lubiła poznawać ludzi głębiej. A skoro to i tak było najprawdopodobniej ich ostatnie spotkanie, mogła chociaż spróbować poznać go lepiej. Ale tak naprawdę.

Galen L. Wyatt
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane z słabą komedią.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

- Jestem pod wrażeniem, bo ja nie wszystkie moje randki odwożę, czasem zamawiam im taksówkę - stwierdził, ale najgorszej, że to nawet nie był żart, tylko szczera prawda, bo jak kobieta znudziła Wyatta to po prostu jej zamawiał ubera, a nie męczył się i udawał. A przecież dobrze udawał różne rzeczy, mógł to robić, po prostu czasem szkoda mu było energii.
Kiedy zaczęła opowiadać o tych burgerach, to Wyatt aż przełknął ślinkę, tylko, że nie patrzył wcale na burgerka, tylko na Pilar. Jak można z taką pasją opowiadać o kotlecie? Najwidoczniej można i on był pod wielkim wrażeniem tego, albo jej. Albo może jednak tego...
- Baconator? - powtórzył po niej unosząc obie brwi. Jego niebieskie ślepia spadły na ten cud fast foodowego żarcia. Brakowało tylko jakiegoś boskiego światła padającego na tego małego burgera, a Galen był gotowy uznać, że jest to dar od niebios, czy coś w tym stylu, dlatego, że Pilar go tak dobrze sprzedała. Sięgnął po niego, ale go nie ugryzł.
- Brzmi tak dobrze, że zastanawiam się czy jutro nie będę musiał jechać do szpitala na jakieś przepychanie żył - stwierdził z przekąsem, dwa kotlety, ser i trzy plasterki boczku. Wbił spojrzenie w ten burger i po chwili go ugryzł, mały gryz, ale był... zajebisty.
Dawno nie jadł czegoś tak dobrego, a przecież Lucita jego gosposia gotowała wybornie, tylko, że on jej wymyślał jakieś dziwne dania, które podrzucał mu pewnie czat gpt po wpisaniu promptu opracuj jadłospis dla młodego biznesmena na tydzień, tak, żeby mogła go przygotować meksykańska gosposia.
Przeżuwał tego burgera długo, jakby z jakimś namaszczeniem, bo naprawdę mu smakował. Ale zjadł go nawet chyba pierwszy od Pilar, bo po prostu brał duże gryzy, popił Pepsi.
Na pytanie i jak pokiwał głową z uznaniem.
- Jak grzech... - powiedział najpierw, a jakby się ktoś zastanawiał kto tak mówi, to Galen Wyatt tak właśnie mówi, na przykład Twoje usta smakują jak grzech Pilar… No to teraz ten burger tak smakował, nie wiedział czy jak usta Pilar, ale na pewno jak grzech - lepsze niż polędwica w śmietanie - dodał i uśmiechnął się szeroko.
A później sięgnął po tego kurczaka, ale kiedy wymierzyła w niego tym pytaniem i kurczakiem, to się cofnął i oparł o oparcie, zmarszczył brwi.
- Trudne... - stwierdził, bo już wolałby to na temat tej gęstości stali chyba, było zdecydowanie prostsze. Ulubione wspomnienie z dzieciństwa? Podrapał się po brodzie z tym kilkudniowym, ale idealnie przyciętym, zarostem.
- Jak pływaliśmy z siostrą łódką po stawie, matka nie pozwoliła, ale ojciec tak i nawet zabrał ją wtedy na kolację, żebyśmy mogli popływać, to było lato, upał, idealna pogoda na to. Powiedział mi wtedy - tylko pilnuj Yvonne, i to chyba był pierwszy raz kiedy mi zaufał. Co prawda Yvonne wtedy wypadła za burtę i była cała mokra, ale i tak było fajnie, wysuszałem ją i rodzice się o niczym nie dowiedzieli - wzruszył ramionami, a jego usta wygięły się w uśmiech na to wspomnienie, jedno z nielicznych, naprawdę przyjemnych. A wydawać by się mogło, że taki Galen Wyatt w swoim pięknym domu i tych luksusach miał całe dzieciństwo jak z bajki. Przez chwilę patrzył jeszcze na Pilar, ale zaraz sięgnął po kurczaka, żeby wziąć go z jej dłoni i połknąć w trzech gryzach, z dużą ilością sosu.
- Świetne, ciekawe czy moja gosposia umiałaby zrobić takiego kurczaka - zastanowił się i pochylił nad stołem. Bo teraz była kolej na jego pytanie, tylko musiało być mocne, może nie na temat dzieciństwa, bo spodziewał się, że to Pilar nie było takie kolorowe, chociaż, każdy chyba miał jakieś fajne wspomnienie z dzieciństwa, chociaż jedno. Zamrugał kilka razy nie odrywając wzroku od jej ciemnych oczu.
- Dlaczego policja? Zawsze chciałaś zostać gliną, czy była jakaś sytuacja, która Cię na to nakierowała? - zastanawiał się czy już ta mała Pilar z bidula wiedziała, że zostanie policjantką. Mały Galen na pewno nie wiedział, że chciał zostać prezesem. On nawet wcale nigdy tego nie chciał. Chociaż przecież był hodowany do tego od dziecka. Złote dziecko, które miało przejąć firmę.
Bardzo z tym walczył, a jednak teraz spełniał aspiracje swoich rodziców. Bez sensu.

Pilar Stewart
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
29 y/o, 169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

I dobrze, że był pod wrażeniem. Dostać jedzonko pod nos, zostać odstawionym LUKSUSOWYM Porche pod samiuśki dom, to wcale nie było to tamto. Toż to przecież była top-level randka. Jedyne czego brakowało, to żeby jeszcze Pilar nakarmiła go tymi kurczakami i pałeczkami z mozzarelli. Chociaż przecież noc jeszcze młoda, a oni byli… wyjątkowo beztroscy.
Sama nie wiedziała, kiedy to dokładnie się stało. Kiedy z poważnych rozmów o handlu ludźmi i bandytach przeszli na nonszalanckie dyskusje na temat randek i super smacznych burgerów? Gdyby ktoś teraz spojrzał na nich z boku, w życiu nie pomyślałby, że właśnie wracali z wypadu w domu gwałciciela i zdrajcy, odpowiedzialnego za śmierć wielu kobiet. Co więcej, nie jeden mógł pomyśleć, że wiedli sielskie życie, usłane stokrotkami i pięknymi wspomnieniami. Wyglądali na szczęśliwych. Chyba. Szczególnie, kiedy tak zajadali się tym niesamowitym burgerem, Baconatorem, który jak to Galen powiedział: smakował jak grzech. Podobało jej się to określenie. 
Co jeszcze smakuje jak grzech? — dopytała, wbijając swoje ciemne spojrzenie w to jego, niesamowicie błękitne. Dla Pilar dużo rzeczy było grzechu warte: jazda w środku nocy po mieście, kompletnie bez celu, zagryzanie słonych chipsów czekoladą, zrezygnowanie z lojalności wobec systemu na rzecz lojalności względem siebie i pocałunki, które nigdy nie powinny się wydarzyć. Bo emocje były tego warte. Tego ryzyka. Grzechu
Wpatrywała się w niego jeszcze chwilę. Trochę dłużej niż powinna, lekko wyzywająco, ale to nie był i tak pierwszy raz tego wieczoru. A kiedy zaczął opowiadać o swoim ulubionym wspomnieniu z dzieciństwa, uśmiechnęła się szczerze i nachyliła bardziej do przodu, by przypadkiem nie przegapić ani jednego szczegółu z tej historii. Widziała dokładnie jak w jego oczach pojawiły się drobne świetliki. Takie dziecięce i beztroskie. Jakby naprawdę na krótką chwilę wrócił do tego jednego dnia kiedy on i Yvonne pływali łódką po stawie. Miło było widzieć Galena tak rozmarzonego i szczerze uśmiechniętego. 
—  A teraz? — zainteresowała się szczerze, gdy tylko skończył mówić. — Dalej masz dobry kontakt z siostrą? — doprecyzowała. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek wcześniej wspomniał o rodzeństwie.. czy wspierali się w trudnych chwilami i mogli na siebie liczyć? Czy często za dzieciaka darli koty? Dla Pilar sprawy rodzinne zawsze były pełne zagwozdek. Sama nigdy nie wiedziała, jak to było mieć chociażby rodziców, a co dopiero rodzeństwo, dlatego kiedy ktokolwiek w jej towarzystwie opowiadał o podobnych sprawach albo nic nie rozumiała albo zadawała milion pytań. Lubiła te historie. Rozlewały dziwne ciepło w jej sercu. — A żeby nie było, te pytania były UZUPEŁNIAJĄCE i nie podlegają układowi — doprecyzowała, żeby przypadkiem zaraz nie było, że już przecież zadała mu swoje kolejne pytanie. Na te akurat nie musiał odpowiadać. Tylko, jeśli faktycznie chciał.
Oddała mu kurczaczka, a raczej pozwoliła, by szarpał jej go z dłoni i obserwowała, jak ze smakiem pochłania go w trzech gryzach. No, chyba smakowało. I dobrze, bo Wendy’s miało naprawdę dobre mięso. Jak na fast foody oczywiście. Aż jej samej ślinka pociekła na tej widok (kurczaka oczywiście, nie Galena). I autentycznie nie mogła się już doczekać aż zada to swoje cholerne pytanie, żeby mogła sobie opierdolić takiego stripsa.
Dlaczego policja?
Trochę ją to zaskoczyło.
Nie sądziła, że interesowały go takie rzeczy. I chociaż wcale nie musiała zastanawiać się nad odpowiedzią, opadła plecami na oparcie i zamyśliła na moment, zbierając myśli. Bo jednak nie był to łatwy temat.
— Może niekoniecznie akurat policja, ale wiedziałam, że jak dorosnę, to chce robić coś, dzięki czemu będę mogła bronić tych słabszych — przez moment na niego patrzyła, jednak po chwili spuściła spojrzenie gdzieś na jeszcze nie zjedzone kanapki i pudełko z kurczaczkami, które nieśmiało zaczęła skubać paznokciami. Zamilkła na kilka sekund i zgarnęła do płuc głęboki oddech. — Nie wiem, czy pamiętasz, jak w Quebec opowiadałam Marie o moim pobycie w bidulu.. no w każdym razie nie było tam za kolorowo. Przez większość czasu byłam mocno gnębiona, głownie przez kolor skóry, bo trochę jednak odstawałam od wszystkich innych. Z początku inne dzieciaki zabierały mi jedzenie, psuły zabawki i plątały włosy, a potem, jak byliśmy starsi, to i potrafili podtapiać mnie w toalecie, czy kopać jak nikt nie patrzył. I takie tam.. — nie było jej łatwo o tym mówić. Pomimo minionych lat i faktu, że teraz były to jedynie wspomnienia, to przecież to wszystko żyło w sercu Pilar. Nie mówiła o tym często. Kurwa, nie mówiła o tym praktycznie nigdy, a jednak jakimś cudem w obecności Galena działo się to po raz drugi. Może właśnie dlatego w końcu odważyła się podnieść na niego niepewne spojrzenie i kontynuować. — No innymi słowy nie było za wesoło. Raz nawet przypalili mi włosy i serio długo walczyłam, żeby odbudować te kudły, które teraz mam na głowie — uśmiechnęła się blado, bo głupio pomyślała, że wprowadzając żart do tej marnej historii będzie jakoś lepiej. Ale chyba niekoniecznie było. Wzruszyła ramionami. — W tym całym szaleństwie obiecałam sobie, że jak tylko dorosnę, będę bronić tych słabszych i pokrzywdzonych. Cokolwiek by to nie było: policja, straż, niebieska linia, cokolwiek. Padło na akademie policyjną. Bo jednak podkusiła mnie możliwość kopania tyłków i posiadania broni — podsumowała, próbując zakończyć trochę bardziej pozytywnie tę wcale nie tak pozytywną historie. Miała wielką pasję do swojej pracy i naprawdę szczere motywacje, by wykonywać najlepszą, możliwą robotę. Dlatego tak bardzo ruszała ją ta sprawa z kontenerami i handlem. Ruszała ją sytuacja Chloe. Bolała ją krzywda innych, szczególnie kobiet, które nie miały w sobie wystarczająco siły, by się bronić. Trochę się w tym wszystkim rozczuliła gdzieś w głębi duszy, dlatego szybko poprawiła się na miejscu i nachyliła, by zgarnąć swojego nuggetsa. A potem władowała go sobie do ust, d e l e k t u j ą c się nim jak najlepszym afrodyzjakiem.
Dobra, to teraz tak — zajrzała do pudełka i tym razem wygrzebała pikantne skrzydełko. Uniosła je obok siebie, na wysokości oczu i spojrzała na Galena. — Co sprawia, że jesteś szczęśliwy? Ale tak szczerze, że czujesz taką prawdziwą radość? — zadała swoje pytanie i zamachała jeszcze przed nim tym kurczakiem.

Galen L. Wyatt
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Kanadzie”