-
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkisątyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Tylko, że on teraz nie mógł się tak bardzo nad tym rozwodzić, bo zanim się obejrzeli, to oni już zostali tak ładnie przyjęci do tej hipisowskiej komuny, że Galen nawet dostał w pierwszej kolejności to bongo. Jako gość.
No i był zachwycony, nie tylko tym, że poczuł jak ten dym wypełnia całe płuca, jak masuje mózg i powoduje, że ciało się odprężą. Bo też tym jak Cherry ładnie go przejęła, tym, jak jej usta całowały miękko te jego. A nawet tym jej chichotem gdzieś pomiędzy, który sprawił, że i on się uśmiechnął. I uśmiechał się też później kiedy patrzył jej w oczy, kiedy wyciągał do niej rękę i chciał to powtórzyć, chciał zobaczyć jak ten gęsty, biały dym wychodzi jej nosem. Jak ten dymowy wąż wychodzi prosto z tych pełnych, miękkich warg, które jeszcze przed chwilą tak zachłannie całował. Było coś podniecającego w dymie, który gęstymi smugami spływał po brodach, szyjach, który kręcił się w leniwym tańcu nad głowami. Tylko, że Galenowi wcale nie było dane tego zobaczyć, bo kiedy zaproponowali im kwas, to Cherry się nagle rozmyśliła.
I Galen aż strzelił oczami, aż odchylił do tyłu głowę, poruszył nią na boki rozluźniając spięte mięśnie na karku, a potem westchnął ciężko.
Czy on tak dużo od niej oczekiwał? Za dużo wymagał?
Odrobiny szaleństwa, którego tak mu brakowało w życiu. W tym ciągłym siedzeniu w biurze, w tym ich ułożonym życiu jak z jakiegoś katalogu, gdzie nawet kubki na blacie były katalogowe.
I kiedy Cherry to powiedziała baw się kochanie, to on aż na moment opadł znowu na tę kanapę między tę dziewczynę we wianku i Kudłatego.
- Kiedy ona tak mówi, to wcale nie znaczy, że ja się mam bawić, tylko teraz mam mieć wyrzuty sumienia - stwierdził, gdy ta dziewczyna jeszcze namawiała go na kwas. Oczywiście, że go nie wziął, chociaż ona pokazała mu język, na którym spoczywał ten kolorowy, magiczny kartonik. I Wyatt nawet na moment się do niej przysunął, ale finalnie wstał z tej wygodnej kanapy, na której mógłby teraz usnąć, finalnie poszedł na ganek i stanął w drzwiach, oparł się o framugę.
- Jedziemy dalej? Zanim wyjedziemy z tej drogi, to akurat będę trzeźwy. Dalej podobno nic nie ma, i tak trzeba zawrócić - powiedział to co mu przekazali hipisi, a potem podszedł do niej powoli. Przesunął palcami po jej biodrach, obejmując ją od tyłu, przytulając się do niej, głowę oparł na jej ramieniu.
- Przecież nie zrobiłbym czegoś wbrew Tobie Cherry - stwierdził, bo Galen może i był okropny, ale nie aż tak, żeby się bawić i brać kwas, kiedy ona tego nie popierała. Kiedy była przeciwna, a oni przecież wciąż mimo wszystko byli tutaj razem. Przecież zawsze mieli być w tym razem. We wszystkim.
Tylko Galen coraz częściej widział, że Cherry nie popierała wszystkich jego zajawek, więc on z niektórych rezygnował. I z siebie rezygnował.
Dla niej.
Chociaż ten domek, do którego w końcu dotarli był tragiczny, a Galen wcale nie umiał rozpalić w kominku, to spędzili miło czas, w tym podwójnym śpiworze, który kupili w Wallmarcie i w tanich piżamach. Było miło.
Dowiedzieli się też, że z jeziora nigdy nie wyłowili żadnych zwłok i nikt nie słyszał w ogóle o Morgan.
Czyli mimo wszystko można zaliczyć wyjazd do udanych.
Tylko do udanych na pewno nie można zaliczyć tego, co działo się potem. Bo to przekreśliło wszystko.
Może to za sprawą tego spotkania z Pilar?
A może dlatego, że Galen Wyatt nie był odpowiednim materiałem na narzeczonego?
Możnaby nad tym gdybać.
A jednak był to koniec ich wspónego rodziału, zatytułowanego...
"Kocham Cię Cherry."
/zt
Cherry Marshall