25 y/o, 185 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

   Ale jaki przystojny
  No wyglądał po tym jak ten shiba z gifa. Uśmiechnięty, jednocześnie zawstydzony. Bo ktoś go pochwalił, że był dobrym pieskiem. Podobnie tutaj – Jiwoong miał mocno ukontentowaną minę, bo ktoś mu powiedział, że jest przystojny. Potrzebował to usłyszeć od czasu do czasu, nie dlatego, że był jakiś próżny i potrzebował komplementów ot tak. Bardziej przez fakt, że Sora była śliczną babką, a obracała się w świecie showboznesu, gdzie… no nietrudno było o kogoś bardzo przystojnego. I nie to, żeby zaraz podejrzewał Sorę, że rzuci go dla pierwszego lepszego przystojnego. Ale tak aby utwierdzić się w przekonaniu, że nawet jak na standardy showbiznesu on był całkiem wyględny.
  Samo przebieranie i prezentowanie stroju nie zajęło mu dużo czasu, ale też nie spieszył się specjalnie. Czas go nie gonił, jedyne co mogłoby wywołać u niego rozważenie pospieszenia się do wyjścia to świadomość, że jego brat już tam czekał na nich w krzaczorach, a oni mieli jeszcze kawałek drogi do przejścia.
  Będzie mógł to wykorzystać na poproszenie drzewa, aby go dotknęło. Ostatnio to jakieś bardzo modne.
  — Kozica górska? Aha? Obrażasz mnie teraz? Że niby co? Tylko zwierzętom będę się podobał? Skandaliczne. — Zaplótł ramiona na torsie w jawnej manifestacji swojego focha. Tak naprawdę go nie miał, bo wiadomo – to były tylko żarty i to w dodatku tak bardzo w ich stylu, ale mógł jej podokuczać. Dla, tak zwanego, contentu.
  Ona teraz była upierdliwa, ale on to był wyjątkowo upierdliwy dzień wcześniej, więc miał za swoje.
  — Idziemy i żadnego autografu. Sorry bardzo. Niech ci jakaś kozica przybije za mnie kopytko. — I tutaj odwrócił od niej spojrzenie jak ta obrażona foka z gifa – bardzo dużo odniesień do gifów.
  Ale samego wyjścia nie zamierzał przeciągać.
  Upewnił się tylko, bardzo subtelnym i sneaky gestem, kiedy akurat nie patrzyła, czy ma w kieszeni to, co powinien mieć w tak ważnym dniu – oczywiście klucze, gdyby pytała – a potem opuścił z nią domek, by właśnie tymi kluczami, które miały być najważniejsze – zamknąć zamek. Wsunął pęk do kieszeni, raz jeszcze pomacał się po tej drugiej – telefon sprawdzał czy ma, gdyby pytała – a potem wypruł kilka kroków do przodu, by zatrzymać się i wykonać słynny gest przywołania.
  Wyciągnął rękę za siebie, czekając aż Sora wsunie w nią swoją własną, a potem ruszył przed siebie jednym z oznaczonych szlaków. I to oznaczonych tymi ulubionymi kolorami Sory, czyli tymi, które oznaczały łatwy.
  — Jakie mamy plany na wieczór? — spytał, zerkając na nią, kiedy przemierzali wytyczoną ścieżkę wijącą się nieopodal jeziora. — Wiem, że to ja jestem tu animatorem i to wszystko ma nam upłynąć pod znakiem czilowania bomby, ale może masz jakieś super pomysły? Coś, czego nie mogłaś wypróbować w mieście, ale już na totalnym odludziu, z jedynie mordercą w okolicy, to już możesz? I nie było tutaj żadnego podtekstu. — To było ważne to zaznaczenia, bo Sora nabrała brzydkiej cechy od niej – aby sprowadzać wszystko na tereny sprośnych żarcików. No, może nie wszystko. Ale z nim to pewnie zdecydowaną większość. Zwłaszcza, kiedy nikt nie patrzył i nikt nie słuchał.
  Już wczoraj się tym popisywali.
  Potem oczywiście wyciągnął telefon, aby rzekomo zrobić parę zdjęć – aby pokazać mamie, nawet Sorze zrobić zdjęcie, którego nigdy nie zrobił i nigdy nie pokazał, bo w tym czasie pisał na szybko, jednym kciukiem, z bratem aby update’ować go na temat stanu faktycznego ich ekspedycji.
  Ostatnie czego chciał, to usłyszeć „czy to nie Jaehyun” ze strony Sory, kiedy będą sobie szli szlakiem. Bo akurat bratu się zachce w krzaki, a postanowi, że trochę jednak głupio obsikiwać im, przygotowaną wcześniej, scenerię. Dlatego starał się być na łączach, ale jednocześnie – nie wzbudzać za bardzo podejrzeń. Bo jeszcze najgorsze co mogło być to była ta cała babska intuicja, która mogła spalić wszystko. Naoglądał się sporo rolek o tym, jak laski opowiadały, że już się domyślały, że ich partner klęknie, a one udawały, że niczego się nie spodziewały, żeby im nie było głupio.
  No jemu by było głupio. I przykro. Chociaż nie tak bardzo przykro, jak mogłoby mu być, gdyby Sora mu odmówiła na zadane jej pytanie. Albo gorzej – nie powiedziała nic, tylko uciekła. Albo rozbiła mu ukulele na głowie. Nawet jeśli tam nie miało być żadnego ukulele.
  Właśnie z tego powodu.

Sora Wolff
25 y/o, 165 cm
piosenkarka w Universal Music Canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

A przepraszam, kozica to gorsza? — spytała, wpatrując się w niego wymownie. Może kozicy byłoby teraz przykro, że ona by na niego leciała, a on uważałby ją zaledwie za zwierzę. Jak dla niej, to taka sama konkurencja co każda, a Sora nie brała niczego za pewnik, bo wiadomo, mówiło się, że każdy wagon da się odłączyć. Znaczy, aby nie było, nie podejrzewała Jiwoonga o żadne końskie zaloty z kimś innym, ani o zdradę, ani nawet o głupi flirt (chyba, że w pracy i tyczył się on klientów, aby zdobyć tipy - tego akurat była świadoma). Niemniej zazdrosna bywała. To było niezależne od niej. — Wolę się bić z kozicą niż jakąś siksą. — Gorzej jak będzie musiała się bić z facetem, to wtedy od razu będzie na przegranej pozycji, bo nie była tak duża i silna. Nawet jeśli nie byłby to byczek z siłowni, to jako kobieta i tak była słabsza. To była już biologia, a ona nie ćwiczyła niewiadomo jak, aby mieć pewność, że kogoś poskłada.
Nikogo na dobrą sprawę by nie poskładała jak już wiadomo.
Aha? No weź no — rzuciła za nim, kiedy odmówił jej autografu udając obrażoną fokę. Jak dla niej to nie była żadna obelga z tą kozicą! Może powinna się poprawić, że każda zagubiona w górach kobieta też będzie jego? Chociaż gorzej jak się przyczepi z „aha, a to nie zagubiona to już nie?”.
No ale nie był aż taki zły, bo jak tylko opuścili ich piękny dom nad jeziorem, wyciągnął w jej stronę rękę ze słynnym gestem przywołującym, który działał na nią bardziej, niż cokolwiek innego. Bo tylko zauważyła jego rękę, to uśmiechnęła się zadowolona pod nosem i przyspieszyła kroku, aby go złapać za dłoń, splatając się z nim palcami.
I nawet nie pytała czego szuka w kieszeniach, bo raczej się domyślała, że chodziło o klucze. Nawet jak nie musiało o to chodzić. Sora kompletnie niczego nie podejrzewała i nawet jej intuicja w tej chwili była uśpiona. Siyeon też jej nic nie mówiła, ale to może dlatego, że nic nie wiedziała? A może wiedziała, ale udawało jej się nie rzucać nawet żadnych aluzji co do wyjazdu?
Kącik ust jej drgnął na jego słowa, ale nie odpowiedziała od razu. Zastanowiła się przez chwilę czy było coś, co chciała zrobić. Na dobrą sprawę było dużo takich rzeczy, bo przecież w mieście nie mogła robić większości, a jak już gdzieś wyjeżdżała, to zwykle towarzyszyły jej kamery, bo kręcono program, lub fani, którzy z jakiegoś powodu nie mieli własnego życia, tylko interesowali się tym jej. Ale teraz? Tutaj? Gdzie nie było niczego i nikogo?
Możemy rozpalić ognisko i poopowiadać straszne historie. — Jak w tych wszystkich horrorach, gdzie siedziało się przy piwie, smażyło pianki na patyku i potem ktoś szedł się odlać w krzaki, ale już nigdy nie wracał, bo został porwany lub zamordowany. Skoro już ustalili, że mieli jakiegoś mordercę dookoła, który był grzeczny i się nie pokazywał, to mogli go nieco sprowokować. Może wtedy się pokaże! — I pójść się kąpać o północy. — Nago. W pełnię. Czy była dzisiaj pełnia? — Albo, widziałam tam jakąś łódkę — ciekawe czy należała do właściciela domku i czy była sprawna — to możemy pójść podryfować z kocem i jakimś żarciem. — To też był super pomysł jak na jej. Gorzej jak wypłyną i łódź okaże się być dziurawa, i kiedy już się ułożą, aby sobie dryfować pod kocykiem, to zaczną nagle tonąć. Zważając na ich szczęście, to było dość prawdopodobne i w zasadzie wcale by się nie zaskoczyła. — Potem pewnie zgubimy wiosła i utkwimy na środku jeziora. — Nie żeby planowała takie dziwne scenariusze, ale jak to się mówiło, lepiej być przygotowanym na najgorsze!
Chociaż liczyła, że ten weekend będzie niezapomniany, jak każdy z nim, i obędzie się bez większych przypałów. Z drugiej strony, będą mieli co opowiadać, nie? Gdyby tylko Sora wiedziała, że i bez dziwnych akcji będzie mieć co opowiadać, to może teraz nie snułaby planów z mordercami i tonięciem w tle.
W sumie nie wiem co jeszcze możemy porobić. Granie w podchody we dwóch się nie opłaca. — Bo wiedziała czym są podchody! I grała kiedyś, za dzieciaka, jak miała jeszcze czas na takie swobodne, dziecięce zabawy. Trochę za tym tęskniła, ale… możliwym było, że z jej orientacją w terenie, to dość prędko by nie zauważyła jakiegoś znaku i się zgubiła. Sama. W lesie.


Jiwoong Ahn
25 y/o, 185 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

  Przez chwilę zastanawiał się, jakby na poważnie, czy ta kozica to faktycznie obraza, czy jednak komplement, no ale jakby się nad tym tak głębiej zastanowić to jednak pocisk. No bo co? Tylko jakieś zwierzęta by na niego leciały? A co jak na szlaku spotkają jakiegoś innego podróżnika? To znaczy – nie żeby mu zależało, żeby na szlaku jakaś baba wykręcała za nim głowę, bo… no to by wszystko popsuło. Może nie wszystko, ale mogłoby zamącić atmosferę, a tego by nie chciał!
  — Tylko żebyś potem nie była zazdrosna, jak jakaś kozica faktycznie się we mnie zapatrzy i będzie szła za mną do domu — burknął, niby to dalej obrażony, zerkając na nią kątem oka, chcąc sprawdzić czy jego bardzo zabawny żarcik wywarł na niej jakikolwiek efekt. A dopiero co sam myślał, że nie chciałby aby jakaś baba mąciła atmosferę, a tu on prowadził się z fochem.
  Do czasu.
  Bo mógł sobie gadać i odgrywać królewicza dramatu, a jednak sama świadomość, że złapała jego rękę bez zawahania, wystarczyła m, aby mu przeszło. I aby zapomniał faktycznie, że był o coś obrażony. Ciekawe czy działałoby to na prawdziwego focha.
  Jak tak słuchał tych jej planów na dzień dzisiejszy, to aż mu się ten głupawy uśmieszek pogłębiał. Jakieś straszne historie przy ognisku, to akurat legendarna sztampa, kąpiel o północy, to też i to całkiem przyjemna. Na dobrą sprawę nie potrafił sobie wyobrazić, jak będzie wyglądało potem, czyli czas po wycieczce do „instagramowego miejsca” po „nową tapetę”. Wszystko zależało od jej odpowiedzi. To znaczy – nie to, żeby po odmowie miałby się totalnie na nią obrazić i przestać odzywać, ale na pewno potrzebowaliby trochę czasu dla siebie.
  Co byłoby trudne, bo mają wspólną sypialnię! Było co prawda kilka innych, no ale…
  — Ognisko brzmi spoko — przyznał w końcu, aby cokolwiek odpowiedzieć. Aby wciąż być z nią w tym dialogu, który w zasadzie sam zaczął. I w tej rzeczywistości. A nie paręset metrów czy kilometrów dalej i parędziesiąt godzin później. Należało przecież zachować pozory. — Tylko patrz, pianek nie kupiliśmy. — A patrzył na tę wielką, rodzinną pakę, kiedy w końcu dotarli na te zakupy. Nie było to typowo koreańskie, bo amerykańskie, ale tyle się tego motywu naoglądał, a nigdy w zasadzie nie spróbował.
  Do nadrobienia.
  Ścieżka biegła sobie spokojnie między drzewami, ale tuż przy brzegu jeziora. Mogli obserwować jak bardzo – albo jak niewiele – oddalali się od swojego domku w perspektywie czasu.
  — W sumie to mogę ci opowiedzieć straszną historię już teraz, żeby zrobić sobie dobrą reklamę na wieczór — zaczął tonem godnego dobrze płatnego narratora. A przynajmniej – tak mu się wydawało. Było niestety za jasno, aby mógł sobie latarką podświetlać twarz w ten creepy sposób. — Dawno, dawno temu, w strasznym lesie, podobnym do tego, jak ten, była dziewczyna, która myślała, że trafiła okazję, kiedy spiknęła się z takim jednym kolesiem. Zabawnym, bardzo zabawnym. Dobrym. No i, o matko, ależ on był przystojny! Matka ziemia to nigdy wcześniej kogoś tak przystojnego jak on nie nosiła. — Kładł specjalną emfazę na te konkretne słowa, akcentując je tak, jakby to była najważniejsza rzecz w całej tej historii.
  Odwrócił się, gdy upewnił się że szlak przed nimi był prosty i w miarę bez wybojów. A to po to, by móc na nią spojrzeć, idąc tyłem – a frontem do niej.
  — Ale miał on swoją mroczną tajemnicę — dodał z powagą, zawieszając pauzę dla dramatycznego suspensu. — Otóż… — Kolejna pauza, w czasie trwania której zbliżył się do niej, rozglądając się wcześniej, jak gdyby chcąc się upewnić, czy nikt ich nie podsłuchuje. A potem dodał z grozą, konspiracyjnym szeptem: — Nie dopijał nigdy energoli z puszek i sięgał po nowe, przez co na blatach stołów często zostawiał kolekcje z puszek, które niby można było wyrzucić, ale z drugiej strony – nie. Bo nie były puste!
  Tutaj przyjął pozycję godną przestraszonego patyczaka. Bo to musiała być naprawdę straszna historia.
  Dla niej.
  On jej dokuczał. I to swoimi własnymi mankamentami.
  — I jak? Przerażona?

Sora Wolff
25 y/o, 165 cm
piosenkarka w Universal Music Canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

No właśnie, Sora, abyś się nie zdziwiła jak kozica zacznie wyrywać ci chłopaka, bo jakby nie było, to one mają spore rogi i dużo siły, aby ci przywalić. W końcu Jiwoong miał w sobie tyle uroku osobistego, że nawet by się nie zdziwiła, gdyby faktycznie musiała konkurować ze zwierzyną. I jakimiś przypadkowymi paniami, które spotkaliby zagubione na drodze. Kto jak kto, ale była tego w pełni świadoma i dlatego też bywała zazdrosna. No ale musiałaby mieć serio pecha, aby w tym odludnym miejscu spotkać kogoś, kto chichotałby pod nosem, bo Ahn powiedział coś niesamowicie zabawnego.
Nie miała super pomysłów jak chodziło o wieczór, ale szczerze mówiąc to lubiła te wszystkie sztampowe, przereklamowane rzeczy, bo dla niej nie były takie w ogóle. Wyglądały fajnie, brzmiały fajnie i co to za problem, aby czegoś wypróbować, nie? Zwłaszcza, że mieli doskonałą okazję co do tego. Co prawda nigdy sama nie rozpalała ogniska od podstaw, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby się nauczyła. I ewentualnie podpaliła lub zrezygnowała w trakcie.
Może być cokolwiek innego niż pianki. — Albo nic, bo chyba nawet kiełbasek nie mieli, które też były raczej amerykańskie. Mogli też po prostu ogarnąć ognisko, dla samej atmosfery i klimatu. Chodziło przede wszystkim o wspomnienia.
Zerknęła na niego z boku, kiedy stwierdził, że już może jej opowiedzieć straszną historię i zważając na jego wyraz twarzy, a także fakt, że było zupełnie jasno, chyba spodziewała się, że to będzie kolejny śmieszek niż faktyczna creepypasta. Nie żeby się na tym znała, ale znała jego, ok? I wiedziała czego mogłaby oczekiwać w takiej chwili.
No dawaj — powiedziała wyraźnie zainteresowana, a potem już tylko słuchała.
Z szerokim, rozbawionym uśmiechem obserwowała jak się wczuwa w swoją opowieść, jak podkręca klimat i w piękny, aktorski sposób przedstawia jej wszystko. Problem w tym, że z każdym jego kolejnym słowem, kręciła coraz mocniej w niedowierzaniu głową, uśmiechając się w ten swój naturalny, niewymuszony sposób.
Zwłaszcza w momencie jak doszedł do strasznej tajemnicy nieznanego, kompletnie wyimaginowanego chłopaka, który przecież nie istniał na prawdę. I aby nie było, gdy Jiwoong przedstawił jej sekret, wydawała się być równie wystraszona, co on. Pełna niedowierzania nawet zakryła usta dłonią, nie mogąc uwierzyć w ten… występek.
Okropnie! — odpowiedziała, wczuwając się w swoją rolę. Bo jak tak było można! To była dopiero przerażająca maniera, zwłaszcza jeśli ktoś był pedantem. Wtedy to byłby dla kogoś faktyczny koszmar.
Powiedz jeszcze, że otoczenie dookoła niego było nawiedzone, i przypadkowe rzeczy pojawiały się w przypadkowych miejscach. I nikt nie umiał wytłumaczyć skąd to się tam wzięło, to już w ogóle nie będę spać w nocy — przyznała, oczywiście nie spodziewając się takiego zakończenia, bo to już byłoby za wiele! Ale hej, gdyby to tak przedstawić w wersji nawiedzenia, że to nie dana osoba przestawia rzeczy i o nich zapomina, a jakiś duch, który mieszka w ich domu, to faktycznie nie byłoby się z czego śmiać.
Nie żeby piła do kogokolwiek. To też było oczywiście wymyślone!
Już mam ciarki, a nawet ciemno nie jest — przyznała, w dalszym ciągu będąc wczutą w swoją rolę. — Zachowaj te historie na wieczór, jak już będzie ciemno, a ja będę się bać każdego szmeru. — Wtedy dopiero będzie się przytulać w nocy. Jak nigdy! Albo jak Hunter podczas wieczorów z horrorami z Suczin.

Jiwoong Ahn
25 y/o, 185 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

  Snucie planów na wieczór zostawił na potem. Na późniejsze potem, bo teraz faktycznie mogli sobie mówić o tym czy o tamty, ale jeśli miało przyjść co do czego, to wszystko miało zweryfikować później. Parę momentów po tym, jak dotrą w to rzekome instagramowe miejsce.
  Uniósł jednak lekko brew, słysząc jej pytanie. No trochę chyba jego dziewczynę poniosło, że takie straszne rzeczy tworzyła.
  — Nie nooo, już bez przesady. To horror, a nie psychologiczna opowieść o psychopacie z nadprzyrodzonymi mocami. — To akurat brzmiało jak naturalny, codzienny problem jaki miał mieć jego brat z Siyeon. Jiwoongowi do faktycznych, uporczywych objawów ADHD było daleko. Być może miał ich kilka (no bo przecież wszyscy mają jakieś objawy!!), ale chyba nie na tyle, by mówić o faktycznym problemie. Oszołomem może był, ale raczej dobrze zorganizowanym. I może preferował spontaniczność ponad sztywne ramy, ale do tych drugich także umiał się dostosować.
  Jak faktycznie chciała posłuchać takich horrorów, to może powinna poprosić Jaehyuna o kilka opowieści z życia wziętych. O ile w niedalekiej przyszłości się nie rozstanie z partnerką, faktycznie mając dość.
  Z nim, na szczęście, takich problemów nie było. Może był jebnięty, ale nie aż tak. W zdrowych ramach. Na krawędzi, ale dalej w zdrowych ramach!
  — Nie wiem, czy chcę ci to zrobić. Mogłabyś się z pewnej traumy już nie wykaraskać. — Więc może też lepiej, żeby nie prosiła jego brata o historie, bo on miał pewnie jeszcze gorsze, niż te Jiwoonga. — Zastanowię się. Do wieczora jeszcze szmat czasu, może mi jeszcze podpadniesz. — Mrugnął do niej porozumiewawczo, sygnalizując że – kto wie, może faktycznie ją pognębi, ale do tego musiałaby się naprawdę postarać.
  Jako że trochę ten spacer trwał – na szczęście cały czas było płasko, a także przez to, że nie zerwali się przecież z samego rana, to słońce powoli zaczynało zachodzić. Bardzo powoli, trudno było mówić o całkowitym zmierzchu, ale nie było już tak ekstremalnie jasno.
  Powoli już docierali na miejsce, przynajmniej tak zdradzała mapa w jego telefonie, więcna pewien moment ucichł, aby wymienić jeszcze kilka wiadomości z bratem, aby upewnić się, że wszystko było już dograne. Ale Jaehyun, już po raz kolejny, zapewnił go, że wszystko było gotowe i że po prostu czekał. Sam. Siyeon nie zaprosili. Z powodów wiadomych jej nie powiedzieli. Nie żeby była wielką plotkarą, ale były pewne sprawy, które na pewno trudno byłoby zachować w tajemnicy przed koleżanką. Albo nie robić głupkowatych aluzji, które wszystko by spaliły.
  Niby nie był to jakiś wielki pomysł z tysiącem gołębi wypuszczonym przy pytaniu, bo Jiwoong, chociaż chciał zadać pytanie, to wolał zrobić to w mniejszym stylu, ale z tak samo wielkim uczuciem.
  Schował telefon i złapał głębszy oddech, na gębie starając się utrzymać ten sam delikatny uśmiech, który towarzyszył mu od początku. O jego pulsie, mogli na razie nie rozmawiać, zresztą w tej chwili wydawało się być jeszcze tylko ciut… powyżej normy.
  Zeszli z głównej ścieżki szlaku i zakręcili w taki, który zagłębiał się w las, ale prowadził w stronę jeziora, które jakiś czas temu zniknęło za zasłoną z drzew. I niedługo potem, jeszcze w leśnej gęstwinie, ukazała się im skromna sceneria. Rozłożony koc, na nim ustawiony koszyczek z pokaźnym bukietem a także winem i paroma przekąskami, ale nie rodem z walmarta. Najważniejszym jednak aspektem całego tego miejsca było kilka tasiemek z lampek, przewieszonych pomiędzy dwoma drzewami. A pomiędzy lampkami – zapięte niewielkimi spinaczami zdjęcia. I, kiedy podeszli bliżej, to już pewnym było, że to były ich zdjęcia.
  Te, które robili razem do prywatnej galerii, podczas ich mniejszych czy większych przygód.
  Idealna miejscówka na świętowanie rocznicy spotkania, no kto by pomyślał. To może mogło coś sugerować, ale z drugiej strony – przecież pokrywało się z tą całą okazją, o której on mówił. Więc mogła to być niespodzianka z tego powodu. I może coś, co albo go wyda (a raczej wyda jego zamiary), albo już całkowicie zdejmie z niego podejrzenia.
  — O patrz, ale ktoś to ładnie przyszykował! — Na pewno nie ty, Jiwoong. Ale gdyby ktoś pytał, to na razie zamierzał zeznawać, że on. Z samego rana. Raczej nie planował opowiadać, nie na tym etapie, że po lesie nieopodal biegał jego brat. I ogarniał kolejne rzeczy. W dodatku pouczony tak, żeby absolutnie się nie wydać. A teraz był bardzo w pobliżu, więc musiał być jak Wielka Stopa. Nieuchwytny.
  Zbliżył się z dziewczyną do miejsca, a raczej – pozwolił jej się zbliżyć, podczas gdy sam podszedł do kosza, aby wyciągnąć z niego bukiet z licznych czerwonych róż.
  — To co, Sora? Za ten nasz pierwszy rok i za rocznicę najwspanialszego i najgorszego dnia twojego życia? — spytał, wręczając jej kwiaty. Dla niego to oczywiście tylko najlepszy, ale Wolff to pewnie jeszcze przez pół wieku będzie przeżywać z zażenowaniem ten swój okres. — Słyszałem, że lubisz róże.

Sora Wolff
25 y/o, 165 cm
piosenkarka w Universal Music Canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

A to horror nie może być też psychologiczną opowieścią? Może nie byłoby to aż tak straszne, jakby ktoś się wdał w szczegóły czemu psychopata jest psychopatą, albo właśnie dlatego byłoby to dość przerażające patrząc na to, że każdy seryjny morderca miał pojebaną przeszłość i rodzinę, ale… no, pewnie dlatego lepiej było słuchać historii o czymś, co nie istniało, bo rzeczywistość mogła być czasami faktycznie zbyt przerażająca, a tak? Tak, to chociaż wiedziało się, że coś nie istnieje i to zwykła fikcja.
Onie, mówisz, że musiałabym się ciagle przytulać? To byłoby straszne — zasmuciła się, bo przecież obydwoje by tego nie przeżyli, jakby miała taką traumę, że potem musiałaby być do niego wiecznie przyklejona. No dobra, może na dłuższą metę byłoby to upierdliwe i dla niej, i dla niego, ale przez pierwszy dzień byłoby śmiesznie.
Przez całą podróż rozmawiała i opowiadała o różnych rzeczach. Przez cały ten czas nawet nie puszczała jego ręki, po prostu sprzedając mu różne plotki ze swojego środowiska, których mógłby jeszcze nie znać, albo po prostu rozwijała to, co już wiedział. I ani razu nawet nie pomyślałaby, aby cokolwiek podejrzewać. To był zwyczajny, normalny spacer. Taki jak każdy. W spokoju, z rozmową i spokojem… przynajmniej u niej, bo gdyby uważniej patrzyła na Jiwoonga, może dostrzegłaby, że temu pikawa lata trochę bardziej niż normalnie, i że jest jakiś… niespokojny.
Jako, że nic nie podejrzewała, to nawet nie zauważyła, że co jakiś czas gapi się w telefon.
I jak zeszli z głównej ścieżki, to także nie myślała, że to dziwna trasa i coś się nie zgadza. Ona zupełnie nie znała się na lasach, ścieżkach i kierunkach, więc ufała mu co do drogi. Gdyby się kiedyś zgubiła, to pewnie dość szybko by umarła w przeciwieństwie do jej chłopaka, który był ogarnięty w terenie. Dlatego po prostu szła tam, gdzie jej wskazywał, wierząc nie, że w końcu dojdą do celu.
Tylko, nie spodziewała się chyba tego, co zobaczą jej oczy.
Dostrzegła dość prędko rozłożony koc, a także koszyczek, duży bukiet czerwonych róż oraz, co ważniejsze, linki z porozwieszanymi zdjęciami, które zdradzały, że nie natrafili na przypadkową randkę w lesie, ale… jej randkę. I gdy tylko to dostrzegła, momentalnie przerwała swoją opowieść z plotkami, a kolejne słowo ugrzęzło jej w gardle. Zamknęła się, ze pewnym niedowierzaniem, ale też rozczuleniem wgapiając się w kolejne zdjęcia oraz szczegóły, jakie były widoczne coraz bardziej z następnymi krokami.
O patrz, ale ktoś to ładnie przyszykował!
Śmieszne.
Kiedy ty to przygotowałeś? — spytała, rozglądając się na boki, na ich zdjęcia i całą resztę, na koniec przenosząc wzrok na niego. I w tym momencie… nie spodziewała się niczego innego, jak tego, że jest to niespodzianka ze względu na rocznicę. W życiu by nie pomyślała, że gdzieś tutaj biega Jaehyun, który stara się być mistrzem ninja.
Gdy zbliżyli się bliżej przygotowanego koca z koszyczkiem, ręce już totalnie jej opadły w tym rozczuleniu, które malowało się na jej twarzy, zwłaszcza jak podszedł do niej z kwiatami na które miała ochotę się popłakać. Tak po prostu, ze wzruszenia na ten gest.
Jesteś najsłodszym człowiekiem na świecie — powiedziała, z lekko już drżącym głosem, przyjmując bukiet. Już nawet teraz ten okres nie był taki straszny. Dalej był żenujący, ale doprowadził ją do tak cudownego momentu i połączył ją z takim super człowiekiem, że chyba nie mogła już narzekać.
Zbliżyła się, aby wychylić się zza kwiatów i go pocałować. Sięgnęła także do jego policzka, przytrzymując go przy sobie dłużej w tym geście podziękowania i ogromnego uczucia.
Nawet nie pytam jak przemyciłeś kwiaty, ale są piękne… Dziękuję. — Bo przecież nie widziała ich w aucie, a kawałek jechali… no ale może ogarnął to jakoś inaczej? A może jak pojechał do sklepu po zakupy, to wtedy zahaczył o kwiaciarnię? Cokolwiek nie zrobił, była mu wdzięczna za wszelkie starania, bo niespodzianka mu się udała. — Ej mogłeś mi powiedzieć albo rzucić wskazówki, że to wyjazd rocznicowy, bo ja jestem nieprzygotowana... — No i kurwa ładnie, Sora. Teraz powinno ci być głupio, że nie pamiętałaś o rocznicy pierwszego spotkania! — Mogę ci oddać jednego kwiatka. — Którego tobie kupił. Ty się już lepiej nie pogrążaj.

Jiwoong Ahn
25 y/o, 185 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

  — Magik nie zdradza swoich technik czy jakoś tak — odpowiedział, posyłając jej wielce szelmowski uśmiech. Nie mógł jej przecież powiedzieć teraz, że gdzieś po lesie gania jego brat, bo odebrałoby to faktycznie całej tej magii, którą obecnie roztaczał. Oczywiście, że wiedział, że wobec Jaehyuna będzie miał ogromny dług, ale to byli bracia – w stu procentach za sobą. Wiedział też, że robota młodszego Ahna wcale jeszcze nie była skończona, bo to była dopiero pierwsza połowa tego planu. I domyślał się, że szykował on powoli już tę drugą, nie tak daleko stąd.
  A teraz zadaniem Jiwoonga było po prostu przetrzymać tutaj Sorę przez kilkadziesiąt kolejnych minut, co wcale nie będzie aż takim trudnym zadaniem. Odpowiednio to przeciągnąć, aby zaczął się już faktyczny zmierzch. I aby ona mogła odpocząć i nie zarzuciła mu, że ściga ją bezdusznie przez ten las.
  Uśmiechnął się, już bez zgrywy, słysząc jej komplement, bardziej przejęty faktem, jak reagowała na to wszystko. Jej rozczulenie poruszało jego miękkie serce, ale jednocześnie widząc ją taką, wiedział że dobrze robił. I nie chodziło tylko o sam fakt tej niespodzianki. Tylko tego, do czego miała ta niespodzianka finalnie doprowadzić.
  — Bez przesady, to jest przecież bare minimum, jakie mogłem dla ciebie zrobić — odpowiedział, absolutnie szczerze. Sora była dla niego wszystkim i to dość naturalne, aby czuła się przez niego doceniała. Mniejszym czy większym gestem. Chciał, aby wiedziała, że pamiętał o niej, że doceniał każdy moment spędzony z nią – nawet ten, według niej, wstydliwy.
  Ale odwzajemnił jej pocałunek, bardzo czule i z uczuciem. Powoli smakując jej wargi. Ilekroć to robił, to wciąż miał wrażenie, że nigdy mu się to nie znudzi. Że każdorazowo odkrywał jej smak na nowo. I to nie w rozumieniu – jakby całował kogo innego. Jakby w każdy dzień zakochiwał się w niej na nowo.
  I przez każdy taki drobny, kolejny gest, był jeszcze bardziej przekonany, że ona była tą jedyną. Tą właściwą. Tą, z którą chciał spędzić resztę swojego życia. Mieć rodzinę i… No generalnie snuć z nią plany na daleką, daleką przyszłość. Na zgarbiałą, odległą starość.
  Przemilczał, z bardzo tajemniczym uśmiechem, jej komentarz co do jego przemycania kwiatów, bo mógłby powiedzieć jej dokładnie to samo, co chwilę temu – że magik nie zdradza swoich sztuczek czy tam technik. Ale było to niepotrzebne, bo przecież nie pytała. Jeśli już – to głośno myślała.
  — A do czego ty masz być przygotowana? — spytał, przechylając delikatnie głowę, w zabawny sposób, podczas gdy jedną swoją dłonią przesunął spokojnie po jej ramieniu. — Wystarczy, że jesteś. Wystarczy, że przetrwałaś cały ten rok. Wystarczy, że w końcu dałaś mi szansę. I teraz tu jesteśmy, więc mam prawo w ramach wdzięczności zasypywać cię niespodziankami czy kwiatami, nie? Kwiaty to też akurat niespodzianka w tym wypadku. — Uśmiechnął się w ten swój dobrze znany jej, poczciwy sposób. Podczas gdy w jego oczach było zamknięte to samo uczucie, które niezmiennie było tam, ilekroć na nią patrzył, czy po prostu wodził za nią spojrzeniem.
  — Ale mogę przyjąć kwiatka, będziemy matching jeszcze bardziej wtedy. — Jak już mieli plus-minus matching outfity, bo przecież Jiwoong po to się przebierał (a nie dla głupiej prezentacji jak u modelki).
  Ale przeszli sobie na ten kocyk, aby Jiwoong mógł wyciągnąć stylowe, s z k l a n e, kieliszki a potem odkorkować tego szampana, który też znajdował się w środku. I solidną paczkę truskawek w czekoladzie, które jakimś cudem przeżyły upał. Nalał jej alkoholu do kieliszka, potem jak na menela przystało – polał i sobie i odstawił butelkę z powrotem do kosza.
  Najpierw zrobił jej zdjęcie. A raczej sporo zdjęć, żeby mieć w czym przebierać w kwestii nowej tapety. A później zrobił sobie z nią kilka samojebek z ręki i kiedy uznali, że na pewno coś się nada do ich prywatnego albumu, odłożył telefon na bok. Stuknął się z nią kieliszkiem, mówiąc przy tym:
  — Za ciebie, Sora. I nie przyjmuję odmowy. — Mógłby powiedzieć za nas, ale w tym wszystkim, w tym całym dniu, jemu chodziło tak naprawdę o nią i tylko o to. On był jedynie dodatkiem. Dodatkiem, który chciał zostać przy niej już na zawsze. Pewnie upijał ją, żeby nie była w stanie mu odmówić.
  Wypił ze dwa łyki szampana, rozsiadając się nieco wygodniej. Wziął jedną z truskawek, aby podsunąć jej pod usta, karmiąc ją tym samym. No dbał o nią cały czas. I niby to takie proste – szampan i truskawki (w czekoladzie!), ale z drugiej strony, przy tej, na pozór skromnej, oprawie to wydawało się być całkiem znaczącym gestem. Robiącym na pewno wrażenie. I zapadającym w pamięć. A o to mu chodziło.
  Ten dzień był bardzo, ale to bardzo ważny.
  — To teraz, jak już wytrzymałaś ze mną rok, możesz mi w końcu powiedzieć, co o mnie myślałaś na początku. Jak ci się tak narzucałem?

Sora Wolff
25 y/o, 165 cm
piosenkarka w Universal Music Canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Właśnie w tym tkwiła cała magia, kiedy nie wiedziało się wszystkiego. Kiedy nie znało się jak do czegoś doszło. I chociaż nie miała pojęcia jakim cudem wszystko to zorganizował, to nie zamierzała go ciągnąć za język. Wystarczał jej sam gest oraz pamięć. To, że się postarał, aby porozwieszać te wszystkie zdjęcia, aby zainicjować piknik, kupić kwiaty i ogarnąć piękną kolację w lesie, robiąc z tego niespodziankę. Bo chociaż to faktycznie była rocznica ich spotkania, to nie spodziewała się, że poza wyjazdem, będzie więcej niespodzianek.
No ale Jiwoong lubił ją zaskakiwać. Pozytywnie.
To nie jest tylko bare minimum. — Bare minimum to było to, że jej słuchał, przytulał, kiedy tego potrzebowała. Kiedy odpisywał na wiadomość, wkładał wysiłek w utrzymywanie kontaktu i spędzanie z nią wolnego czasu, jak okazywał jej szacunek i troskę, wspierał w trudnych chwilach i wykazywał chęć budowania czegoś wspólnie. To było bare minimum, którego od niego oczekiwała, ale jak się okazywało, on stawiał sobie poprzeczkę o wiele wyżej.
I doceniała to każdego dnia. I każdego dnia też zakochiwała się coraz bardziej, coraz mocniej. Jiwoong nawet nie dawał jej powodów, aby mogła w coś wątpić czy się zastanawiać. On po prostu sprawiał, że było dobrze. Że czuła się przy nim dobrze, że czuła się zaopiekowana nawet nie musząc o to prosić, bo sam wykazywał zainteresowanie. Nie musiała mówić mu co powinien zrobić, bo sam to robił.
A ona nie potrzebowała niczego więcej, niż tej inicjatywy.
Kącik ust uniósł jej się w rozczulonym uśmiechu na jego słowa.
To nie tylko ja się staram i nie tylko moja zasługa, że to działa — powiedziała, sięgając do jego koszuli, łapiąc ją delikatnie w palce po jednej stronie. — Mam też prawo dawać ci prezenty za to, że chciałeś w ogóle spróbować, że wytrzymujesz te wszystkie niedogodności związane z moim idolowaniem i że jesteś taki cierpliwy oraz wyrozumiały. Zwłaszcza jeśli to jest rocznica naszego spotkania. — A ona w ogóle nie pomyślała, że to może być okazją do prawdziwego świętowania. I kto tu był gorszym człowiekiem? — Byłam gotowa na pierwszą rocznicę związku, ale tego się nie spodziewałam — dodała. Bo wiadomo, dzień w który się zeszli to pamiętała, bo to mocno wbiło jej się w pamięć. Do końca życia chyba zapamięta moment, jak stał w jej drzwiach z wyraźną skruchą wymalowaną na twarzy.
I masz. Bądźmy matching — powiedziała, puszczając koszulę, aby sięgnąć po jedną różę z bukietu, który trzymała. Ułamała ją nieco przy kwiecie, tak aby łodyga nie była zbyt długa i włożyła mu ją między zapięte guziki. Dzięki temu trzymała się na słowo honoru, ale się trzymała. I teraz faktycznie byli matching! Nie miał butonierki do której mogła dać mu kwiatka, to wymyśliła inny sposób.
Usiadła z nim na kocyku, ostrożnie układając swój bukiet obok siebie. Sięgnęła po kieliszek z nalanym szampanem i… jak to na idolkę przystało, zapozowała raz, a potem kolejny, aby miał odpowiednie foteczki na tapetę, bo przecież nie wrzuci takich na swojego instagrama, bo zaraz ludzie się sprują. Bo pije i pozuje z alkoholem. Ale zrobili sobie zdjęcia też wspólnie, aby mogła też mieć coś na swoją korkową tablicę, gdzie miała przypięte ich wspólne zdjęcia z różnych miejsc.
Okay, za mnie. To dobry toast — powiedziała jakże skromnie, aby zaraz upić dwa łyki alkoholu, którego bąbelki poczuła na języku.
Musiała przyznać, że się postarał i w dalszym ciągu to robił, kiedy karmił ją truskawkami. I nawet nie przejmowała się tym, że ukruszona czekolada spadała na jej super ubiór. Zrobiła sobie nawet z dłoni talerzyk, aby to zminimalizować. I nawet teraz nic nie podejrzewała. W końcu dał jej porządny powód, aby wierzyć, że to wszystko było związane tylko z rocznicą ich spotkania.
Przegryzła truskawkę uśmiechając się pod nosem na jego zapytanie.
Że jesteś słodki i szkoda, że nie mogę się z tobą umówić — powiedziała, opierając się wygodniej na jednej ręce. — Serio, nie słodzę ci teraz. Uważałam, że jesteś zabawny, przystojny i w moim typie, ale nie pójdę z tobą na randkę, bo moja wytwórnia miałaby problem, że się z kimś spotykam i ty byś potem miał problem, a nie chciałam cię wpierdalać w gówno. — Bo kto jak kto, ale była świadoma tego jak nieprzyjemne mogło być spotykanie się z idolem. Dużo osób o tym marzyło, ale gdy sami by się znaleźli już w czymś takim, to szybko by pożałowali. W końcu wraz z tym szła cała tajemnica, ukrywanie się, brak możliwości pochwalenia się większemu gronu, bo albo ktoś wygada, albo i tak nie weźmie cię na poważnie… Było tam sporo wyrzeczeń i nie było to tak kolorowe jak można by było sobie wyobrażać. I Jiwoong coś o tym wiedział. — Ale byłeś taki uparty, że zaryzykowałam i hej, patrz, opłaciło mi się. — Oby jemu też się opłaciło! Ale skoro siedział przy tobie rok i akceptował wszystkie te niedogodności, to chyba coś w tym było. — I kompletnie nie żałuję. Najlepsza decyzja w moim życiu — dodała z tym swoim rozanielonym, wypełnionym uczuciem uśmiechem. I może brzmiało jak słodzenie, to jednak to była czysta prawda, bo dopiero jak się z nim związała, przestała się czuć tak… odizolowana, samotna i na ciągłej krawędzi. Dopiero wtedy poczuła się tak, jakby znalazła swoje miejsce. — No ale dobra, to teraz ty - twoja pierwsza myśl. I czy miałeś kiedyś takie „nie było warto”, albo że miałeś ochotę to walnąć w pizdu. — I to nie tylko przez nią, ale przez tych nieszczęsnych fanów, przez jej umawianie się, a potem odwoływanie, przez brak możliwości swobodnego wyjścia i wyjazdu… Mógł mieć sporo takich momentów i to było przecież kompletnie zrozumiałe. Nie miał z nią w końcu łatwo. Albo raczej - nie miał łatwo z jej wytwórnią. I karierą.

Jiwoong Ahn
25 y/o, 185 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

  Patrząc na ten, nie da się ukryć: głupi, trend na Instagramie, kiedy facet ma odpowiadać czy dana czynność jest princess treatment czy jednak bare minimum, to chyba sporo rzeczy, które zdroworozsądkowo uznanoby (albo raczej on by uznał) za princess treatment okazywało się być podstawą podstaw. Okazywało się, że facet miał służyć i po stopach kobietę całować w ramach podstawowego minimum. I jeśli chodziło o szacunek, to oczywiście – była to podstawa podstaw, ale niektóre wymagania były po prostu… przesadzone. I ciekawe jakby to wyglądało, gdyby druga strona przesłuchiwałaby kobiety. Po pierwsze – zaraz by podeszło to pod znęcanie się, że polewają je bezdusznie wodą, a po drugie wyszłoby, że przytulanie to jest princess treatment czy wysłuchiwanie go, jak mówi o tym, co go boli to też byłoby księżniczkowanie.
  Bo przecież społeczeństwo narzucało ramy, że facet nie mógł ani kwęknąć, ani chcieć by o niego też zabiegano, bo z góry stawał się babą.
  No ale nie mniej – to co zrobił dla niej teraz, zwłaszcza w obliczu ważnej daty – było po prostu podstawą. W końcu to nie było tysiąc gołębi wypuszczonych w tej samej minucie i prywatny koncert Taylor Swift – chociaż wiedział, żeby się cieszyła – tylko prosty mały gest, aby pokazać, że pamięta i że tamta chwila była dla niego ważna.
  — Shhhh, chyba nie zrozumiałaś. To ja tu ci dziękuję i to ja pokazuję ci, jak szczęśliwy jestem, że jednak dałaś mi szansę. Więc się nie wpychaj ze swoimi wyznaniami, okej? Tu chodzi o ciebie i tylko ciebie. Nie o mnie. O mnie może chodzić w moje urodziny i nie wiem… W święta bożonarodzeniowe bo są prezenty. Teraz liczysz się ty. — Nazwałby ją może nawet księżniczką, skoro rzekomo dostawała princess treatment a nie bare minimum, ale tamto określenie podobno było już zajęte.
  A nie chciał ryzykować tym, że zaraz Hunter wybiegnie znikąd z ryjem, że to jest jego określenie. A nie, Hunter przecież był singlem. No, chyba że księżniczkował też swoim toaletowym przygodom.
  Przyjął od niej kwiatek, aby móc nosić go z dumą, nawet jeśli trzymał się faktycznie na przysłowiowe słowo honoru. Większych jednak ekscesów i tak nie planował, więc może i się utrzyma, choćby na czas sesji zdjęciowej. Potem już tylko siedzieli, więc aż przez takie turbulencje nie musiałby przechodzić.
  Słuchał jej z niewielkim półuśmiechem w kąciku ust. To było coś, czego się spodziewał – po czasie, a czego jeszcze wtedy nie do końca rozumiał. Szczęśliwie Jiwoong może nie miał godności i ta jedna czy druga odmowa wcale na niego nie podziałały.
  Zamiast stwierdzić, że nie ta, to inna, to się uparł na tę konkretną.
  I jak wyszło? Dobrze.
  — Ugh, słodki? — powtórzył z teatralną odrazą, marszcząc przy tym nos. — Super męski, ociekający testosteronem czy coś. Zajebiście przystojny. A nie słodki. Jestem facetem, Sora! Traktuj mnie jak faceta. Dobrze, że nie powiedziałaś „wyglądałem na miłego”. — No bo to nawet on wiedział, że to był żaden komplement, nic dobrego, tylko grzeczne określenie dla kogoś, kto swoją aparycją dupy nie urywał. Oczywiście fakt był taki, że Jiwoonga nie oburzało określenie, którego używała i robił to wszystko tylko dla zgrywy.
  No ale gdy Sora odbiła piłeczkę, to nie zastanawiał się nad odpowiedzią szczególnie długo.
  — Od początku, nieprzerwanie, uważam że było warto, Sora. I chociaż bywa ciężko, bo pracę masz, jaką masz, to akurat nauczony jestem, że nie będzie zawsze idealnie. Nie zawsze będzie pięknie i ładnie, czasami trzeba będzie się napocić więcej i czasami będzie gorzej. Ale jednocześnie ojciec mnie nauczył, że te gorsze chwile też są potrzebne, bo bez nich nie potrafilibyśmy docenić tych dobrych. — To była rodowa mądrość, z którą nie sposób było się kłócić. Ale Jiwoong był z tego wychowania, które zawsze starało się naprawiać, a nie szukać czegoś nowego i łatwiejszego. I tak wszystko było stosunkowo łatwe na początku. Komplikacje zaczynały się po tym, gdy pył i kurz opadały po wielkiej fascynacji. Chociaż jemu to jeszcze chyba nic nie opadło. W tej materii.
  Była to też prawda taka, której mógł użyć, ale czy to była cała prawda? Cóż – niejednokrotnie już musiał zaciskać zęby, bo było ciężko. Bo plany się sypały przez jej karierę. I miał też niewypowiedziany wyrzut, że Sora po prostu daje się doić, co mu nie pasowało, jako osobie, która twierdziła, że dla pieniędzy i sławy nie należało się dawać wykorzystywać.
  No ale tego jej przecież nie powie. Na pewno nie tego dnia. Zresztą – chociaż miał takie myśli i denerwowało go to nie raz i nie dwa, to przecież finalnie wszystko przestawało mieć znaczenie. I całą tę treść zamknął w tym dyplomatycznym, ojcowskim powiedzeniu.
  Zresztą – nie miał ochoty walnąć tego w pizdu. Mimo wszystko. Bo to znów zawracało do tego, że wolał naprawiać niż wymieniać na nowy model.
  — Także sorry — podjął, słowem podsumowania wcześniejszych słów — jeśli chcesz się mnie pozbyć, to nie zwalisz odpowiedzialności na mnie. — Żeby to on zerwał czy raczej „rzucił w pizdu”.
Sora Wolff
25 y/o, 165 cm
piosenkarka w Universal Music Canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Dobrze, dobrze, poczekam do twoich urodzin — powiedziała z uśmiechem, nieco rozbawiona jego zachowaniem, że tak pilnował, aby przypadkiem go nie komplementowała w ten dzień. Co prawda nie rozumiała dokładnie dlaczego, bo przecież to było ich święto i to ich wspólny sukces, że dotrwali do tego dnia. Jej zasługa, że dała mu w końcu szansę, a jego, że był taki uparty, aby się nie wycofać po pierwszej oraz drugiej odmowie, a także wtedy, jak wrócił przyznając się do błędu. Gdyby nie to, to przecież nie byłoby niczego.
No ale odpuściła, pozwalając na to, aby to ona głównie otrzymała komplementy i prezenty.
Niemniej jak przyjdzie okres świąt, kolejnej rocznicy, albo właśnie tych jego urodzin, to odpowiednio mu się odwdzięczy za to wszystko, aby wiedział, że ona także go docenia i cieszy się z jego obecności. Nie tylko ona mogła tu być rozpieszczana, chociaż musiała mu przyznać, że ta niespodzianka była czymś, czego się nie spodziewała. I coś, co mocno poruszyło jej wrażliwe serducho.
Zaśmiała się pod nosem, kręcąc głową w niedowierzaniu.
A, przepraszam — zaczęła, podnosząc ręce w obronnym geście. — Jiwoong, jak cię spotkałam pomyślałam sobie, że nigdy nie widziałam tak seksownego, męskiego faceta, który je pszczoły zamiast miodu, bo jest taki męski. Nie mówiąc o tym, że serki też jesz tylko heterogenizowane, aby przypadkiem nikt nie powiedział, że jesteś mniej męski — dodała, oczywiście wszystko teraz wyolbrzymiając. — Wtedy sobie pomyślałam, że muszę go mieć, bo nigdy już nie spotkam kogoś tak niesamowitego. Lepiej? — Skoro miała się poprawić, to właśnie to zamierzała zrobić. I pokazać mu, że wcale nie uważa go za takiego słodziaka, tylko… męskiego słodziaka. Nie takiego jak niektórzy, co mają poliki i się za nie miziają, i ciamkają czy tam mlaszczą, ale no.
Znaczy nie żeby coś.
Kąciki ust jej się uniosły w pewnym rozczuleniu, gdy zaczął odpowiadać na zadane przez nią pytanie. Musiała przyznać, że miło się tego słuchało, bo… no wiedziała, że zapewne nie raz i nie dwa było mu ciężko przy jej tempie pracy oraz wszystkich ograniczeniach. Nie był to normalny związek, gdzie mogli robić rzeczy. Nie mieli swobody, nie mogła tak po prostu pokazać się z nim na swoim Instagramie czy oznajmić wszem i wobec, że jest zajęta. Były znaki, jak chociażby pierścionek na jej palcu, który niezmiennie nosiła, niemniej to był taki subtelny sygnał, że większość tego nie zauważała. Ale zapewne byli tacy, co to widzieli i już zaczęli snuć domysły.
To bardzo męskie podejście. — Bo przecież nie powie „słodkie” czy „kochane”! Ale ledwo to powiedziała, a raz jeszcze się wysunęła w jego kierunku, aby go pocałować w geście… nie tyle co podziękowania za te słowa, ale tak po prostu. Za to, że był mimo wszystko.
Nie spodziewała się, że kiedyś spotka kogoś takiego, kto będzie ją uzupełniał i przy tym, będzie jeszcze w wytwórni. W końcu mało było idoli, którzy byli w związkach właśnie przez ograniczenia, przez fanów i wszystkie wady z tym związane. Zwykle idole łączyli się z innymi idolami, bo mieli więcej okazji do spotkań, do interakcji i łatwiej było im przetrwać, chociaż wtedy też wychodziły większe dramy, gdy ktoś ich przyłapał. W przypadku „nie idoli”, tylko jedna osoba miała przejebane… no chyba, że wizerunek tej drugiej także wychodził na jaw. Niemniej były to relacje względnie trudniejsze do utrzymania, ale hej, im się udawało. I to całkiem nieźle.
Ale do tego trzeba było dwóch, upartych osób.
Ja bym chciała się ciebie pozbyć? Chyba ci szyszka na łeb spadła — rzuciła, zerkając na niego wymownie. — Prędzej ty mnie. — Bo to związek z nią miał więcej wyrzeczeń i kłód pod nogami, niż w drugą stronę! Więc jeśli mieli się przekrzykiwać, to ona była zdania, że on miał do tego większe prawo.
Wychyliła w jego stronę kieliszek z szampanem.
No ale dobra, zakładając, że nie chcesz się mnie pozbyć — żebyś tylko wiedziała, Sora — to oby ten rok był tylko początkiem i abyś w kolejnych latach wciąż się na mnie patrzył tak samo, jak dotychczas — dodała, nie spuszczając wzroku z jego twarzy, uśmiechając się przy tym wymownie. Widziała to rozczulone, szczeniakowe spojrzenie i umiała je rozpoznać. Przez to też będzie wiedziała, że jeśli kiedyś przestanie, to coś się zmieni. — I abyśmy mieli więcej powodów do świętowania — dodała, wyciągając szkło, aby się z nim, heh, stuknąć. Ale tylko kieliszkiem.


Jiwoong Ahn
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ W czasie”