ODPOWIEDZ
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ale... Madox też twierdził, że Pilar jest pierdolnięta, tylko w przeciwieństwie do tych jej kolegów z bidula, którym chyba nie szczególnie to pasowało, Madoxa właśnie chyba z tego powodu tak do niej ciągnęło, bo była taka, a nie inna. Bo była pierdolnięta i zjadłaby nawet robaka, a on by wcale nawet nie stwierdził, że to obrzydliwe, tylko by mu tym zaimponowała, bo może on też był całkiem pierdolnięty? I dlatego oni teraz siedzieli w tej kuchni, pośrodku tego chaosu i rozumieli się jakoś tak bez słów, bo wystarczyło, że patrzyli sobie w oczy. Bo oboje nie byli wcale normalni.
Pierdolnięta Pilar i pierdolnięty Madox i ich niedorzeczna rozmowa na temat jedzenia robaków i tego, że to mogłoby nawet komuś zaimponować. Nie pasowało tylko to, zakochanie i to, że mały Madox mógł być komuś potrzebny.
Bo przecież nie był i nie raz słyszał to od matki i ojca, że nie był. No i przecież on się nie zakochiwał. Raz, dawno temu, i nieprawda. A już na pewno nie zakochałby się w Pilar, bezsensu. No chyba, że by teraz zjadła tego robaka, i by mu to zaimponowało i może wtedy by się zakochał? A ona by stwierdziła, że w końcu trafiła na dobrego chłopca. Tylko, że Madox wcale nie był dobrym chłopcem, nigdy. Jako dzieciak, a teraz tym bardziej.
A jednak po chwili już sam powiedział, że zna na to sposoby, żeby kogoś w sobie rozkochać, tylko, że na pewno nie myślał o Hamlecie i kiedy Pilar to powiedziała to uniósł jedną brew. Nie chciał dać po sobie tego poznać, a jednak trafiła w jakiś jego czuły punkt, w jakiś taki prawdziwy. Zamiłowanie do teatru chował gdzieś na samym dnie duszy i nikomu by się do niego nie przyznał, nawet na torturach, a ją tam zabrał. Może tego wcale nie żałował, a jednak była to dla niego jakaś taka chwila słabości. Takie coś, co może nie powinno się wydarzyć? Bo przecież Madox nie miał słabości. Oprócz Pilar. Wywrócił oczami.
- Za dużo koksu - mruknął, bo przecież to nie tak, że chciał jej pokazać jakiś taki jego najbardziej osobisty akcent, to Medellin jego oczami, takie, jak je pamiętał, w tym starym, zakurzonym teatrze. Na pewno nie tak. Szczegół, że on nawet wtedy jeszcze nie wciągał koksu.
Parsknął śmiechem kiedy powiedziała, że jej szczyt umiejętności to ugotowanie ryżu, rzeczywiście się dobrali. Obiadu z tego raczej nie będzie, ani żadnej kolacji przy świecach, chociaż z drugiej strony...
- Moglibyśmy na tym wyżyć, na ryżu i kanapkach - co prawda nie byłaby to zróżnicowana dieta, ale taka do przeżycia. Tylko szkoda wielka, że on co najwyżej będzie mógł sobie sam jeść te kanapki, a ona sama gotować ten ryż. I może tylko sobie pomyśleć wtedy o tej rozmowie, w tej cudownej Kolumbii oddalonej od Toronto tysiące kilometrów, kiedy już właśnie będą w Kanadzie.
Na razie jednak nie byli, chociaż myśli Madoxa wciąż jakoś tak wokół tego krążyły, aż nawet przez chwilę pomyślał o Emptiness i tym, jak sobie tam bez niego radzą, ale chyba dobrze, skoro nie niepokoili go telefonami.
Dopiero słowa Pilar, że myśli, że długo nie zapomni tego smaku sprowadziły go na ziemię. Do niej. Do Kolumbii.
- Ja też - powiedział odruchowo, ale na pewno nie chodziło mu o to danie, bo ten smak był już głęboko wyryty w jego pamięci, chodziło mu chyba o coś zupełnie innego...
Na pewno chodziło mu o coś zupełnie innego, bo już zaraz miał na języku ten smak, którego on na pewno długo nie zapomnie. Smak jej ust. I chociaż chciałby jej od razu pokazać, co miał jej do zaoferowania, zatracając się w tym pocałunku do końca, to odsunął się, żeby podać jej deser.
Tylko, że on się wcale nie spodziewał wtedy, że Pilar to doznanie, którym miały być słodkie lody w pucharkach to może przenieść na jakiś zupełnie inny level.
I nawet kiedy tak jej pytał co wybiera, to wcale się tego nie spodziewał, on od razu wybrałby usta, bo może Madox wcale nie był tak pomysłowy jak Stewart? Albo był nią tak bardzo zaślepiony, że teraz tylko widział jej usta. Chociaż już po chwili widział te jej ciepłe uda i pudełko lodów między nimi i chociaż to ona poczuła to zimno, to po plecach przeszedł mu jakiś dreszcz, bardzo przyjemny zresztą.
- Nie trzeba? - zapytał i spuścił spojrzenie na to pudełko z lodami, zmrużył oczy zastanawiając się przez chwilę, co kombinowała, a kiedy nabrała na łyżeczkę lody, to przechylił na bok głowę. W jego mózgu było teraz dużo różnych myśli, ale jedna wychodziła przed szereg. Jakaś taka niecierpliwość pomieszana z wyczekiwaniem i z zagadką. A Madox lubił zagadki, lubił gry, lubił tez dzikie fantazje.
- Myślę, że chcę ich spróbować - lodów, które już topiły się na jej języku. Albo tych prosto z tego pudełka miedzy jej udami. Tylko, że wcale nie było mu to dane, bo pierwsza była Pilar…
Madox jednak nie był z tego powodu zawiedziony, kiedy poczuł na swojej szyi ten chłód loda, ale też ciepło jej warg, odchylił do tyłu głowę, kiedy tak lizała jego rozgrzaną już od nowa skórę. I chociaż jego ręce przesunęły się po jej udach pod tę łobuzerską koszulkę, to pozwolił jej też zlizać te lody z jego klaty, z tego lwa, i tego widoczku, i nawet z tego pieprzonego Medellin, i kiedy to tam znalazły się jej usta, jej język, to przez chwilę walczył ze sobą, żeby jej głowy nie poprowadzić jeszcze niżej. Lody były chłodne, ale na jego rozgrzanej skórze, w połączeniu z jej gorącymi ustami topiły się w sekundzie. A Madox w sekundzie znowu cały płonął. Więc kiedy te jej usta, wraz z porcją loda odnalazły te jego, to aż mruknął, całował ją znowu zachłannie i znowu wcale nie chciał się od niej odrywać, ale jego dłonie wędrowały już po jej brzuchu w górę, na piersi, więc musiał się od niej oderwać, żeby ściągnąć z niej przez głowę tę swoją koszulkę.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Madox? — zaspany, kobiecy głos wybrzmiał gdzieś w korytarzu, a Pilar w sekundę zamarła. Nawet serce przestało jej bić w piersi, kiedy płuca wstrzymały oddech, a przez ciało przeszedł niekontrolowany dreszcz. Tylko ten dreszcz nie miał w sobie nic z gorącej rozkoszy, a bardziej był jak kubeł zimnej wody, sprowadzający ją na ziemię z tego wielkiego uniesienia, w jakim jeszcze chwile temu trwała.
Przesłyszała się?
Nie mogła się przesłyszeć, bo nawet on przestał się ruszać. Z twarzą między jej nogami.
Oboje się przesłyszeli?
Niño, to ty?
No chyba jednak kurwa nie. I po tym kolejnym pytaniu nawet Pilar doskonale wiedziała, kto właśnie wchodził do kuchni. Dlatego niewiele myśląc, jednym ruchem ODEPCHNĘŁA Madoxa spomiędzy swoich nóg, a sama szybko zsunęła się z blatu, dosłownie chowając za tą przeklętą wyspą, przy okazji klnąc pod nosem, ledwo słyszalnie.
Kurwa.
Jak oni w ogóle mogli pomyśleć, że igraszki w kuchni w domu pełnym ludzi będzie świetnym pomysłem?! I teraz jeszcze ta jego ciotka, która po łokcie urabiała się przy tym całym jedzeniu, zastanie ich nagich (a raczej ją, bo przecież on miał na sobie cokolwiek) W JEJ KUCHNI, podczas gdy jej niño robił dobrze swojej pseudo dziewczynie.
Za-je-bi-ście.
Madox, a co ty tu robisz o tej porze? — jej głos był już przerażająco blisko, pewnie w pomieszczeniu, jednak Pilar nie mogła tego wiedzieć, bo przecież CHOWAŁA się między nogami Madoxa, na czworaka przesuwając się po tą przeklętą, łobuzerską koszulkę, by chociaż cokolwiek na siebie zarzucić. Bo jej majtki wciąż były na blacie… tuż obok tego pudełka z roztopionymi lodami. A ona przecież nie mogła się wiecznie chować. Czy mogła? Nie no kurwa, nie mogła. — …Pilar? — rzuciła ciotka, gdy tylko Stewart wyłoniła się cała czerwona spod lady, próbując przykryć to zawstydzenie uśmiechem. No i świetnie kurwa, to na pewno nie wyglądało dziwnie. Wcale.
Ja-pier-do-le.
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description

Nawet nie zdążył poprawić bokserek, więc kiedy cioteczka stanęła w drzwiach, to odwrócił się tyłem, żeby jednak się trochę poprawić i spojrzał na Pilar, która wciągała na siebie koszulkę chowając się pod blatem. Uśmiechnął się, chociaż może to wcale nie było takie zabawne, zostać przyłapanym przez cioteczkę na seksie w jej własnej kuchni. Byli dorośli, ale no... to była jej kuchnia. Jej królestwo.
Dopiero kiedy się odwrócił i spojrzał na ciotkę stojącą w drzwiach, to doszedł do wniosku, że ona nie jest wcale jakaś zła. Uśmiechnęła się nawet jakoś pobłażliwie.
- Byliśmy... głodni - rzucił, no i to w zasadzie była prawda, bo po to tutaj przyszli, tylko, że później to już byli głodni czegoś zupełnie innego niż jedzenie, to inna sprawa. A Madox to wciąż był tak głodny, że kiedy Pilar wstała, to przesunął ręką po jej udzie zahaczając o pośladek, tylko, że zapomniał, że ona nie miała majtek, wiec zaraz zabrał dłoń. Dobrze, że ta koszulka jednak sięgała do połowy jej uda, to cioteczka może nie zauważy, jeśli nie będzie jej podwijał. Ale gdzie były majtki Pilar?
A tak, tylna kieszeń. Sięgnął do dłoni Stewart, żeby podnieść do ust jej rękę, żeby musnąć ciepłymi wargami, na których wciąż czuł jej smak i to pulsujące ciepło, jej palce.
- Chciałem żeby Pilar spróbowała Twojego bandeja paisa, w Toronto takiego nie robią, tylko jakieś gówno - powiedział do ciotki, a ona się roześmiała. Madox sięgnął tą dłonią Pilar, którą trzymał w palcach do swojej tylnej kieszeni spodni, tej, w której miał jej majtki.
- Oj, to może wam przygotuję coś jeszcze - powiedziała cioteczka z pełnym przejęciem. Chociaż ona przecież doskonale sobie zdawała sprawę z tego, co się tutaj działo, zwłaszcza kiedy widziała te zarumienione policzki Pilar i klatę Madoxa uciapaną lodami.
- Nie trzeba, już pojedliśmy - mruknął Madox i zerknął z ukosa na Pilar - zaraz tu posprzątam i pójdziemy spać, bo jutro czeka nas długi dzień - tak, na pewno pójdą, jakoś Madox tego wcale nie widział, a jednak pewne było jedno, że na pewno stąd pójdą. Ciocia spojrzała na ten blat.
- Ja posprzątam niño - powiedziała i uśmiechnęła się do nich ciepło.
- Ale... - zaczął Madox, ale ciocia już ściągnęła do siebie brwi i nadęła usta, a Madox chociaż nie było go tutaj dziesięć lat, to wiedział, że z taką miną już się nie dyskutuje.
- Posprzątam, idźcie... zajmijcie się sobą - chyba było to po nich widać, że oni tylko o tym myśleli, żeby zajmować się sobą, całą noc, do rana. Madox się uśmiechnął i może nawet gdyby nie był brudny to by tę cioteczkę przytulił, bo ona to czytała go lepiej niż jego własna matka. Już miał wyjść z Pilar z kuchni, ale ciocia jeszcze go zatrzymała, zawołała do siebie, a kiedy do niej podszedł, to zmierzwiła mu znowu te włosy, które teraz to były w takim nieładzie, że sterczały we wszystkie strony, a potem przyciągnęła go, żeby mu coś powiedzieć na ucho. Jej wzrok zatrzymał się na Pilar i Madox też na nią spojrzał, bardzo intensywnie...
- Wiem - odpowiedział tylko cioteczce, a później to już wreszcie mogli iść z tej kuchni. A Pilar mogła też pewnie założyć majtki, chyba że wcześniej potajemnie to zrobiła? Madox postanowił sprawdzić znowu wsuwając dłoń pod jej koszulkę, kiedy szli po schodach. Tylko chyba jednak tym razem powinni lepiej wybrać miejsce, chociaż kurwa... każda szafka na tym korytarzu wyglądała zachęcająco, tak jakby mógł znowu na którejś posadzić Pilar i dokończyć to, co zostało im tak brutalnie przerwane. Na każdej jednej szafce po kolei, a potem jeszcze na tej w ich pokoju.
Tylko... w tej chwili to chyba w ogóle nie będzie im dane dokończyć, bo kiedy oni już stali na korytarzu, tuż obok drzwi do ich pokoju, kiedy Madox jeszcze przyparł Pilar do ściany, a ona patrzyła mu głęboko w oczy, z rękami zarzuconymi na szyję, pytając co mu powiedziała ciotka. A on nawet chciał jej to powiedzieć. Chciał jej znowu powiedzieć wszystko. Chociaż to mogło jeszcze więcej pokomplikować.
- Że jestem w... - zaczął, ale nie dokończył, bo znowu gdzieś za jego plecami padło jego imię.
- Madox? - tylko tym razem to nie był głoś ciotki, ani nawet Marie, cichutki głosik, który jednak sprawił, że Madox od razu puścił Pilar i się odwrócił. Na korytarzu stała dziewczynka, przecierała zaspane oczy rączkami zaciśniętymi w pięści, okrągłą buzię otaczała burza ciemnych włosów, patrzyła na nich tymi dużymi, brązowymi oczami, w jednej ręce ściskała jakiś swój kocyk. Na oko mogła mieć pięć lat, chociaż Madox się kompletnie na tym nie znał, ale znał ją. I wiedział, że miała jakieś pięć lat, przyszła na świat w połowie tej jego banicji, kiedy trochę rzeczy zostało mu już wybaczone.
- Dolores... - uśmiechnął się, pierwszy raz właściwie widział na żywo tę małą księżniczkę, ale Marie często przesyłała mu jej zdjęcia, a zresztą rozmawiał z nią na kamerkach, pewnie dlatego go poznała. Dolores była córką siostry Ticiano, więc Madox mógłby być jakimś jej wujkiem. Ale, że był daleko, to był po prostu Madoxem.
- Co się stało? - zapytał i podszedł do małej Dolores, ale ona teraz zamiast patrzeć na niego, to wyglądała zza niego na Pilar.
- Miałam zły sen - powiedziała, a Madox nie za bardzo wiedział co ma z tym zrobić, on też obejrzał się na Pilar.
- Obudzić mamę? Albo babcia jest... - zaczął, ale Dolores pokręciła głową i złapała go za rękę.
- Nie, Ty ze mną posiedzisz aż usnę - zarządziła i z jednej strony to było rozczulające, że pięciolatka tak potrafiła się rządzić, ale z drugiej trochę przerażające, ale Madox znał jej matkę, wiedział po kim to miała. Madox spojrzał na Pilar i też chciał do niej wyciągnąć rękę, jak to dziecko, które chyba nie do końca wiedziało co zrobić. Chociaż Dolores akurat zdawała się doskonale wiedzieć.
- Ale my właśnie szliśmy spać - mruknął, a Dolores zrobiła taką samą minę jak jego ciotka, te zmrużone oczy i wywalona dolna warga, mina, z którą się kurwa nie dyskutuje - ale Pilar pójdzie z nami - powiedział w końcu i kucnął, żeby wziąć Dolores na ręce. Chyba nie mieli wyjścia. Dziewczynka się zgodziła, ale kiedy podeszła do nich Pilar to patrzyła na nią z zaciekawieniem.
- Pilar to jest twoja żona? - zapytała, a Madox aż parsknął, ale Dolores go tylko zdzieliła tą małą rączką w ramię - Madox... to jest twoja dziewczyna? - dopytywała, a Madox naprawdę nie wiedział co ma jej powiedzieć.
- Tak... - mruknął tylko i już otworzył drzwi do pokoju Dolores, który wyglądał swoją drogą jak wycięty z jakiejś bajkowej krainy dla księżniczek. Dolores aż się rwała, żeby ją postawił, więc to zrobił, a ona wtedy złapała za rękę Pilar i ciągnęła ją za sobą.
- Chodź Pilar, pokażę Ci coś - powiedziała podekscytowana. A Madox trochę zwątpił, bo chyba myślał, że wsadzi ją do łóżka, przykryje kołderką, a Dolores w sekundzie uśnie i będą mogli sobie pójść. Tylko, że Dolores już pokazywała Pilar swoją śliczną różową sukienką z falbankami, którą miała naszykowaną na jutro, a później do tego jeszcze wianuszek, który miała mieć na włosach, a później uparła się, że Pilar musi go przymierzyć, stwierdziła, że wyglądała pięknie.
I Madox też musiał to przyznać, chociaż wcale się nie znał na wianuszkach, ale rzeczywiście Pilar wyglądała pięknie, nawet biorąc pod uwagę fakt, że miała na sobie wciąż tę jego koszulkę. A może zwłaszcza biorąc pod uwagę ten fakt.
- Trzeba iść spać Dolores, bo jutro wielki dzień - mruknął i usiadł na wielkiej poduszce koło łóżka, która chyba robiła za fotel, tylko Madox nawet się nie spodziewał, że cały się w niej zapadnie, na co Dolores roześmiała się głośno.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Cała drżała. Ale wcale nie tylko dlatego, że już praktycznie szczytowała na tym chłodnym, kuchennym blacie i teraz czuła całą tą kumulacje wrażeń między nogami, boleśnie czekającą na ujście, ale też dlatego, że ciotka Madoxa stała tuż przed nimi, przyłapując ich na gorącym uczynku. Bo chociaż Pilar zdążyła się schować i założyć koszulkę na nagie ciało, to nie zmieniało faktu, że la tía doskonale wiedziała, co tu się święciło. Było to widać w jej spojrzeniu, w tych błyszczących oczach i delikatnym uśmiechu, jaki słała w ich stronę. I to był chyba jedyny pozytyw tej całej niedorzecznej sytuacji — że zamiast być zła na to cudzołożenie w jej kuchni, przyjęła to jako ludzki akt beztroski. Chociaż Pilar i tak stała przy tym blacie cała zawstydzona, zgarniając z tylnej kieszeni Madoxa swoje majtki, które szybko i zwinnie schowała w zamkniętej dłoni.
Całe to uczucie wstydu było dla niej czymś zupełnie nowym, bo Stewart rzadko kiedy czuła się zawstydzona. Raczej miała w głębokim poważaniu, co myśleli o niej inni, niezależnie od tego w jakich warunkach ją zastali. A jednak tutaj, w malowniczym Medellin, w domu rodzinnym Madoxa, przed jego ciotką, która była mu jak matka… Pilar wcale nie była taka obojętna. Zupełnie jakby wyjątkowo zależało jej opinii rodziny Noriegi. Jakby chciała, żeby dobrze ją przyjęli. Żeby on ją tu dobrze przyjął. Żeby może kiedyś ją tu jeszcze zabrał? Może by chciał? Bo ona na pewno by chciała.
…które swoją drogą było przepyszne! — wtrąciła się w pół słowa Madoxowi, kiedy tak tłumaczył ciotce, że przyszli tu tylko po to, żeby zjeść troszkę tego wybornego bandeja paisa. Może niepotrzebne, ale chciała pochwalić to niesamowite danie. I chyba faktycznie dla cioteczki był to po części miód na uszy, bo uśmiechnęła się do Pilar jakoś czuło. A może to była tylko reakcja na tą koszulkę, którą miała na sobie? Łobuz kocha najbardziej. Bo potem przeniosła wzrok na Madoxa, równie ciepły i matczyny.
I kiedy Pilar myślała, że już bardziej GŁUPIO nie mogło jej być, ciotka oznajmiła, że ona posprząta. ONA. Ten ich bałagan, rozjebane lody i blat upaćkany do reszty bitą śmietaną. No chyba nie. Nie było nawet takiej opcji, że jego ciotka będzie za nich sprzątać o trzeciej w nocy, bo zachciało im się pieprzyć po środku kuchni. Pilar już otworzyła usta, żeby zaprotestować, powiedzieć cokolwiek, jakoś namówić ją, żeby jednak poszła spać, bo to przecież ich bałagan, ale wtedy Noriega jej przytaknął. No kurwa.
Madox.. — rzuciła spokojnie, układając dłoń (tą, w której nie trzymała majtek) na jego nagiej klacie, uciapkanej od lodów i spojrzała mu w oczy z pewną stanowczością. Chciała, żeby zostali i pomogli. Chciała, żeby jakoś wyjaśnił to ciotce, tylko że jej spojrzenie chyba działało na niego o wiele bardziej niż to Pilar, bo w następnej chwili on już ciągnął ją do wyjścia z kuchni. Nie była zadowolona, a jednak uległa i posłała kobiecie jedynie przepraszające spojrzenie pomieszane ze szczerą wdzięcznością, bo ona naprawdę nie musiała tego robić.
A potem oni jeszcze sobie o czymś pogadali z cioteczką, kiedy Pilar tak stała w przejściu w odpowiedniej odległości w samej koszulce, BEZ MAJTEK i to w dodatku gadali chyba o niej, bo patrzyli na nią jakoś tajemniczo. A kiedy Pilar próbowała się potem w korytarzu dowiedzieć o co chodziło, gdy Madox tak ochoczo przyciskał ja do ściany, a ona już praktycznie muskała ustami te jego, znowu czując te niedokończone sprawy między nogami… znowu ktoś im przeszkodził. Tylko tym razem imię Noriegi zostało wypowiedziane zupełnie inaczej niż to z ust Pilar czy chociażby cioteczki. Może dlatego, że właścicielką głosu okazała się jakaś mała, prześliczna dziewczynka o bujnych włosach. Pilar w pierwszej chwili nie ruszyła się z miejsca. Trwała przyspawana do ściany, spoglądając na tą niespodziewaną sytuację, która działa się tuż przed nią. Dlaczego mała Dolores nie spała? Było już przecież grubo po trzeciej. Czy to możliwe, że byli tak głośno, że pobudzili tym deserem cały dom?
Dziewczynka znowu wbiła w Pilar spojrzenie i tym razem spytała, czy była żoną Madoxa, co również i u Stewart wywołało uśmiech na twarzy. Bo przecież dla dzieci wszystko było takie zero jedynkowe — ktoś trzymał się za ręce i całował, to przecież wiadomo, że byli małżeństwem. Bo kim innym? Na pewno nie dwójką ludzi, która nawet nie powinna być razem widywana i która tylko udawała parę, walcząc z buntującym się sercem.
Cześć, Dolores — złapała za jej drobną rączkę i zacisnęła delikatnie, gładząc nieznacznie kciukiem. — Ale masz czadowy kocyk — ciemne oczy dziecka momentalnie wwrierciły się w te Stewart, analizując twarz nowo poznanej dziewczyny Madoxa, a potem uśmiechnęła się pod nosem, jakby to miał być znak, że zaakceptowała Pilar, tym samym dając jej pozwolenie, by poszła razem z nimi do pokoju.
I faktycznie tak się stało. Z początku Stewart trzymała się z tyłu. Kroczyła spokojnie za nimi, przyglądając się z jakąś dziwną czułością na ten niecodzienny widok Madoxa z dzieckiem. Jej umysł był tak bezczelny, że nawet śmiał uznać, że było mu z tym do twarzy, szczególnie, kiedy Dolores tak ochoczo się w niego wtulała, jakby zaraz miała zasnąć na jego ramieniu. Bo chociaż w sercu miała już zapewne zabawę i setki pomysłów na spędzenie czasu z wujkiem, tak jej ciało ewidentnie chciało wracać do łóżka. I chyba taki był plan? Żeby po prostu położyć ją spać?
No może i był, ale z chwilą, w której przeszli próg tego różowego królestwa, szybko okazało się, że Dolores wcale nie chciała wracać pod pierzynkę. Zgarnęła Pilar za rękę i pociągnęła do szafy, na której klamce zawieszona na wieszaku była piękna, malutka sukienka, a tuż obok niej kwiecisty wianuszek, który dziewczyna postanowiła przymierzyć na Stewart.
I co, jak wyglądam? — zapytała z uśmiechem, przekręcając głowę na boki, żeby Dolores mogła obejrzeć ją sobie z każdej strony, w pełnej okazałości.
Ślicznie!! — dziewczynka aż zaklaskała w dłonie i odwróciła głowę Pilar tak, że teraz jej twarz spoglądała bezpośrednio na Noriegę. — Zobacz Madox, ślicznie, prawda? — dopytała jakimś takim głosem nieznoszącym sprzeciwu, który nawet nie rozważał innej opcji, niż że przytaknie na jej słowa.
Ty na pewno będziesz wyglądać w nim jeszcze lepiej — stwierdziła i delikatnie zdjęła wianuszek, by tym razem umieścić to na głowę Dolores. Przy okazji musnęła też jej bujne włosy, które aktualnie były całe poszarpane. Trochę jak te Pilar, tylko Stewart akurat była rozczochrana z nieco innego powodu.
A może mogłybyśmy ci też ci taki załatwić? Jutro poproszę o to moją mamę, chcesz? — spojrzała na nią wyczekująco tymi wielkimi, ciemnymi oczami i Pilar nawet jakby chciała, nie miałaby serca jej odmówić. Dlatego skinęła energicznie głową, posyłając jej uśmiech, na co Dolores rzuciła się jej na szyję. A Stewart jakoś tak mimowolnie objęła jej drobne ciałko, przyciskając do siebie delikatnie, podczas gdy serce zabiło jej szybciej. Małe dzieci jakoś zawsze ją rozczulały. A może to ta dziecięca, bezinteresowna czułość to tak na nią działała? — A ty, Pilar, jaką będziesz mieć sukienkę? Jakąś ładną? — zainteresowała się, odsuwając nieznacznie, by odłożyć wianuszek na miejsce.
Moja będzie czerwona — odpowiedziała wręcz od razu, przy okazji łapiąc spojrzenie Madoxa, który rozsiadł się już wygodnie na wielkiej pufie, w którą zapadł się z impetem.
A czemu czerwona? Czemu nie różowa?
Ponieważ.. — ano właśnie, czemu? Bo to pytanie chyba powinno paść nie do niej, a do tego o tam, siedzącego na ogromnej poduszcze, który teraz z intensywnym spojrzeniem wpatrywał się w Pilar.
Chociaż fajnie! Lubię czerwony. To mój trzeci ulubiony kolor — i na jego szczęście, Dolores nawet nie czekała na odpowiedź i znowu się odezwała. — Babcia mówi, że to kolor miłości. To prawda?
Prawda — zaśmiała się, kiwając głową. Jak to było, że ten mały pięcioletni szkrab tak wiele wiedział? I że nie był jeszcze w łóżku o tak późnej porze? — To kolor serca — wyjaśniła, powoli zbierając się z podłogi, by zaprowadzić Dolores nieco bliżej łóżka. — Ale też oznacza odwagę i siłę. To taki kolor silnych emocji.
A miłość jest tą taką NAJSILNIEJSIEJSZĄ? — spytała o dziwo zaangażowana w tą wymianę zdań na temat kolorów, przy okazji wdrapując się na łóżko. I chociaż to pytanie w pewnym sensie zaskoczyło Pilar, nie dała tego po sobie poznać. Bo przecież ona o tej miłości tak mało jeszcze wiedziała. Przez moment miała wrażenie, że ta pięcioletnia Dolores wiedziała więcej. Bo miała rodziców, którzy ją kochali i wychowywali na ewidentnie mądrą i czułą dziewczynkę.
Dokładnie tak — uśmiechnęła się szczerze, podtrzymując jej różową kołdrę, by drobne ciałko mogło się wygodnie ułożyć na miękkim materacu. — Jesteś bardzo mądra, wiesz?
Babcia też mi tak mówi!
I ma racje — Pilar skinęła głową, śmiejąc się pod nosem, po czym przykryła przykryła Dolores szczelnie cienką pierzynką. Już miała się odwrócić i pozwolić dziewczynce odpłynąć w sen, kiedy ta jej drobna dłoń zacisnęła się na materiale koszulki Pilar.
Zostań jeszcze — poprosiła cichutko, chociaż jej oczy były już na wpół otwarte. Pilar przekręciła głowę, by spojrzeć na Madoxa. Jednak z niego była tak wielka pomoc, że aż kurwa żadna. Tylko siedział i patrzył na Stewart tymi swoimi ciemnymi, pięknymi oczami. No i co oni mieli teraz zrobić? — Na chwilke — Dolores znowu się odezwała, ściągając Pilar w dół, żeby ta usiadła na łóżku.
I jak ona miała jej odmówić? No jak?
Dobrze — więc nie odmówiła. Przysiadła się z brzegu i zaraz potem opadła na jeden bok. — Opowiedzieć ci jakąś historię? — dopytała, bo w sumie co innego? Mieli tak siedzieć w ciszy? Dolores mrukneła pod nosem i skinęła głową, więc Pilar tylko na szybko przewertowała w głowie kilka pozycji, jakie często opowiadała dzieciakom z bidula, gdy wpadała w odwiedziny. Wahała się między trzema, ale finalnie postawiła na to ostatnie.
Małego księcia.
I chociaż nie była to najbardziej szczęśliwa opowieść, to Pilar miała gotową właśnie taką wersję dla najmłodszych. Taką, która skupiała się na chłopcu, który mieszka na małej planecie, ma swoją ukochaną różę i wyrusza w podróż, żeby poznać te wszystkie różne ciekawe postacie. Bardziej jako przygodówka, niż wielki morał o tym, że kocha się nie za to, że coś jest doskonałe, tylko dlatego, że jest nasze, pomimo niedoskonałości.
I nawet nie wiedzieć kiedy Pilar skończyła jakoś bliżej Dolores, głaszcząc jej włosy, podczas gdy drobna rączka trzymała jej nadgarstek. A kiedy oddech dziewczynki zrobił się głębszy i spokojniejszy, Pilar spojrzała na Madoxa jakimś takim wymownym wzrokiem, że chyba już najwyższy czas IŚĆ. Tylko kurwa jak, skoro Stewart była zakleszczona w szczelnym uścisku? Bez jego pomocy to na pewno się nie uda.

Madox A. Noriega
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Mała Dolores wpatrywała się zachwycona w Pilar, ale nie tylko ona się tak w nią wpatrywała, bo Madox też, kiedy tak zagadała do dziewczynki. Bo chociaż już sam widok Pilar i tej małej, która patrzyła na nią badawczo, był jakiś rozczulający, to Madoxowi i tak bardziej chodziło chyba o to, że ona wciąż go nie zostawiła. Że nawet, kurwa, z taką trywialną rzeczą, jak położenie do łóżka pięciolatki, ona zdecydowała mu się pomóc. A może to on zdecydował, kiedy powiedział, że Pilar idzie z nimi?
Ale przecież wciąż mogła się wykręcić, wciąż mogła powiedzieć, że jest zajęta, a ona zamiast tego chwaliła już kocyk Dolores. A chwilę później przymierzała jej wianek. Chociaż Madox naprawdę myślał, że tylko położy Dolores do łóżka, a ona już zaśnie, bo znowu tarła oczy w jego ramionach, a jednak odrobinę ożywiła się w tym swoim pokoju.
Nie ważne czy to pięciolatka, czy dwudziestopięciolatka i tak rozmowy o sukienkach były jakieś takie ożywione, od razu to sobie pomyślał Madox.
Jego spojrzenie wciąż utkwione było w Pilar, kiedy Dolores zakładała jej ten wianek, jeszcze bardziej targając czarne, gęste włosy. Te włosy, które tak mu się podobały.
Na to pytanie, czy jest ślicznie, pokiwał głową.
- Prześlicznie - powiedział, ale dopiero po chwili sobie pomyślał jak śmiesznie to brzmi, chociaż z drugiej strony jakoś słodko, do pięciolatki pasowało i do Pilar w tym małym wianuszku nawet też. Bo wyglądała w nim prześlicznie, taka potargana i taka w tej jego łobuzerskiej koszulce, chociaż kiedy padło to pytanie o sukienkę Pilar to Madox sobie pomyślał, że w niej też na pewno będzie wyglądała prześlicznie. W czerwonej sukience, o którą ją wtedy poprosił. A to dlatego, że on miał czerwoną koszulę, nie klasyczną białą, tylko czerwoną i do tego miał w niej stać przed ołtarzem jako świadek Ticiano, ale w sumie czy kogoś to zdziwi? Madox podejrzewał, że nie, bo czerwony to był kolor...
Dolores powiedziała, że miłości i Madox się uśmiechnął, bo pięciolatka mówiąca o kolorze miłości, to było coś zdecydowanie chwytającego za serce, ale czego on mógł się spodziewać w tym domu, gdzie ta miłość rzeczywiście była obecna. Gdzie nawet dziecko mordercy i zdrajczyni mogło ją dostać? Nie powinien się spodziewać niczego innego.
Chociaż dla niego może właśnie bardziej to był kolor tej odwagi, którą chciał udowodnić przyjeżdżając tutaj. Stając między tymi ludźmi, z których nie wszyscy byli mu przychylni. Pokazać, że on już się wcale nie boi, bo jest silny?
Chociaż teraz to sam już zupełnie nie wiedział jaki jest, kiedy patrzył na Pilar i Dolores. Pewne było jedno, że targały nim silne emocje. Miłość była najsilniejszą?
Jaka miłość?
Potrząsnął głową, bo jakoś za bardzo przepadł w tę rozmowę pięcioletniej, mądrej dziewczynki i kobiety, która...
Od której nie mógł wciąż oderwać wzroku, kiedy położyła wreszcie do łóżka Dolores. Znowu mu pomagając, bo przecież to miał zrobić Madox. Tak jak powinien sam opatrzeć sobie rękę, przesunął palcami po tych szwach, które założyła mu Pilar. Tak, jak sam powinien sobie tutaj radzić. Ale nie był sam. Nie czuł się tutaj nawet przez chwilę sam, a najgorsze jest to, że jakoś mu to pasowało, że mógłby się do takiego czegoś przyzwyczaić. Do bycia, nie sam.
- Ale postaraj się zasnąć Dolores - powiedział tylko, kiedy poprosiła Pilar, żeby została jeszcze chwilkę. Mogli przecież zostać jeszcze chwilkę, w tym uroczym, cichym pokoju, wsłuchując się w spokojny oddech małej Dolores i w te spokojniejsze bicie ich własnych serc. Spokojniejsze, ale wciąż bijące w jednym rytmie.
A już za chwilę mogli też wsłuchiwać się w spokojny głos Pilar, kiedy opowiadała Dolores tę bajkę i chociaż Madox ją znał, to ta opowieść i tak wydała mu się ekscytująca, a może ekscytujące było to jak Pilar to opowiadała? Albo samo to, że robiła to tak spokojnie, w jego prawie rodzinnym domu? Przymknął powieki i w zasadzie on też mógłby tu usnąć, w tej pufie, słuchając jej głosu, a jednak kiedy ucichła od razu otworzył oczy, żeby na nią spojrzeć, a potem spojrzeć na małą Dolores. Uśmiechnął się, bo taka mała Dolores, która obejmowała Pilar to też był jakiś prześliczny widok.
Złapał jej spojrzenie i przewrócił oczami, a potem pochylił się do jej ucha.
- Chyba musisz tutaj dzisiaj spać Pilar - mruknął, ale prawda była taka, że chyba by jej na to nie pozwolił. Bo to Madox zamierzał dzisiaj ją obejmować podczas snu, jeśli uda im się w ogóle zmrużyć oko. Chociaż w tej chwili Noriega poczuł, że jest naprawdę zmęczony, w tym małym spokojnym, różowym pokoiku.
Chciał się z tej pufy podnieść, ale ona wydała z siebie jakiś skrzypiący dźwięk, gdy tylko ruszył się gwałtowniej, więc chwilę mu to zajęło, takie powolne, bezszelestne wstawanie, które też wymagało od niego jakiś akrobacji. W końcu jednak stanął na równe nogi i pochylił się nad Pilar i Dolores. Szkoda tylko, że Madox nie był nigdy jakiś delikatny, ale starał się, nawet bardziej się starał niż wtedy, kiedy chciał się delikatnie obchodzić z czerwoną szyją Pilar. Podniósł rączkę małej Dolores, a kiedy Pilar się wyślizgnęła z tego uścisku, to na jej miejscu umieścił jakiegoś pluszaka, który leżał obok.
Nawet sprawnie mu to poszło, im, to poszło, bo Dolores się nie obudziła, chociaż jak Madox chciał ją później pogłaskać po tych ciemnych, zmierzwionych włoskach, to się przekręciła, więc Noriega cofnął się jak oparzony i tym razem to on wpadł na Pilar.
Sięgnął do jej ręki, żeby po cichu wyprowadzić ją z tego pokoiku i dopiero za drzwiami nabrał głośno powietrze w płuca, bo tam chyba nieświadomie je wstrzymywał, żeby nie obudzić Dolores.
- Myślałem, że już stamtąd nie wyjdziemy... - mruknął i ciemne tęczówki znowu zawiesił na twarzy Pilar, znowu stając bardzo blisko niej - dokończymy to co nam przerwali? - bo chociaż w tym pokoiku nastrój się zmienił, diametralnie, to jednak kiedy ona stała tak blisko w tej jego koszulce, to znowu miał ochotę...
- Zanim ktoś nam znowu przerwie - dodał i pochylił się w jej kierunku i już znowu chciał zamknąć ich usta w pocałunku, kiedy nagle drzwi tego pokoju na przeciwko nich zaskrzypiały. Mógł tego wcale nie mówić.
- Kurwa... - przeklął pod nosem odchylając do tyłu głowę. I wtedy znowu usłyszeli to - Madox? - bo chyba tylko głupi Madox chodzi po tym domu po nocy i przeklina. Bo kto inny?
Posłał Pilar jakieś takie tęskne spojrzenie, takie pełne zawodu, ale odwrócił się, bo na korytarzu stała już Marie w swoim cienkim, ładnym szlafroczku.
- Co tutaj robicie? - zapytała, ale Madox tylko wzruszył ramionami i skierował się do drzwi ich pokoju.
- Idziemy spać - rzucił, ale Marie poprawiła ten szlafroczek i objęła się ramionami, ewidentnie znowu miała jakiś problem. Tylko, że Madox już wcale nie chciał się dzisiaj przejmować żadnymi cudzymi problemami. Chciał iść z Pilar do pokoju.
- Bo ja nie mogę spać - powiedziała cicho Marie ze smutną miną. Kurwa. To teraz kogo miał obudzić? Ciotkę? Ticiano? Spojrzał na Pilar i znał tę jej minę, taką pełną współczucia i troski, których Madoxowi na co dzień brakowało. Westchnął ciężko. Nie chciał pytać. Nawet nie musiał, bo Marie zaraz kontynuowała.
- Bo mam problem Madox, Rosa zniknęła, moja siostra jest w ciąży i... ja nie mam kogo wziąć na świadka - Madox już miał zapytać czy ciężarna nie może być świadkową, ale może to był jakiś kolumbijski przesąd? Albo może ona nie wystoi w kościele, już otworzył usta, żeby dopytać, ale wtedy Marie wyjrzała zza niego, te swoje wielkie oczy zatrzymując na Pilar.
- Bo ja pomyślałam, że może Ty byś się zgodziła Pilar, bo jesteś lekarzem i jesteś taką mądra i dobra - Madox też obejrzał się na Pilar. Akurat z tym, że była mądra i dobra mógł się zgodzić od razu. Chociaż... patrząc na te szwy, które nie puściły, to lekarzem też była niezłym. Tylko czy by się zgodziła?
Madox uniósł jedną brew, bo sam był zaskoczony, ale z drugiej strony to on tutaj nie znalazłaby lepszej kandydatki niż Pilar. Chociaż widząc tę zaskoczoną minę Stewart, to zrobił krok w jej kierunku.
- A może o tym porozmawiamy rano Marie? - zapytał, ale Marie zrobiła taką minę, jakby miała się zaraz rozpłakać.
- Jak rano Madox? Jak rano ja muszę się z moją świadkową szykować, Ty myślisz, że to jest takie proste, jak u was, że wciągasz na tyłek spodnie i jesteś gotowy - pokręciła głową, Madox chyba tak trochę myślał, mu wystarczyło piętnaście minut, żeby się wyszykować na ten cały ślub, z ubieraniem tych swoich wszystkich pierścionków i łańcuszków, i z prasowaniem koszuli - muszą nas pomalować, zrobić fryzury, nie wiadomo czy sukienka Rosy będzie pasować...
- Ale Pilar ma swoją sukienkę, czerwoną, jak moja koszula - wtrącił, a Marie zmarszczyła brwi.
- Masz czerwoną koszulę?
- A jaka miała być?
- Różowa.
- Nie będę tam stał w różowej koszuli - i może ta wymiana zdań trwałaby jeszcze do rana, ale na szczęście wtrąciła się Pilar i ją przerwała.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Faktycznie było coś rozczulającego w tej całej scenrii, w jakiej nagle się znaleźli. Bo przecież to tak bardzo do nich nie pasowało. Madox i Pilar siedzący przy słodkiej pięciolatce, opowiadając jej bajki na dobranoc w środku nocy, jakby conajmniej byli jej rodzicami. Było to tak niedorzeczne, że aż skłaniało do myślenia. I nawet sama Pilar, kiedy tak opowiadała spokojnie historię o Małym Księciu i Róży, gładząc Dolores po głowie i spoglądając na równie wsłuchanego Madoxa, łapała jakieś dziwne uczucia. Uczucia, których nigdy wcześniej nie znała. Taka dziwna nostalgia za czymś czego nigdy nie miała i czego mieć nie będzie. Nawet nie potrafiła tego nazwać. Coś ściskało się w niej w środku na sam widok Madoxa w tej malowniczej, różowej, dziecięcej scenerii. Ale przecież nawet nie tylko tutaj, to działo się przez cały dzień.
Cały. Jebany. Dzień.
Noriega odsłaniał przed nią tak wiele warstw, że można by się przytłoczyć. Praktycznie na każdym kroku był tak bardzo inny niż ten Madox z Toronto. I chociaż Pilar od dłuższego czasu czuła, że jest po jego skórą o wiele więcej, niż po sobie pokazywał, tak tutaj naprawdę miał przy niej serce jak na dłoni. Odkrywał się przed nią kawałek po kawałku, pozwalając się poznać, takiego jakim jest albo takiego jakim chciałby być. I najgorsze w tym wszystkim było to, że Pilar cholernie się to podobało. Chłonęła go w całości. Cały jego charakter — to co dobre i to co złe. Doceniała tą niesamowitą czułość, którą w sobie miał, ale też w pełni akceptowała ten wybuchowy i impulsywny temperament, który często sprowadzał na niego kłopoty. Była to taka mieszanka, wręcz idealna, w której Pilar naprawdę mogłaby się zakochać. Ale przecież ona nie bawiła się w zakochanie. Ta. To co ona kurwa tu robiła? Bo po dzisiejszym dniu mogła spokojnie stwierdzić, że szło jej co najmniej chu-jo-wo.
Całe szczęście cichutkie podchrapytanie Dolores, skutecznie wyrwało ja z tego obłędnego toku myśli. I całe szczęście, bo strach pomyśleć, gdzie by z nim doszła, gdyby miała więcej czasu ze swoją głową sam na sam. Może to nie była taka zła rzecz, że wiecznie coś się wokół nich działo? Przynajmniej nie było czasu się zastanawiać. Chociaż z drugiej strony, mogliby w końcu zaznać nieco świętego spokoju sam na sam, bo odkąd wyszli z pokoju, ciągle ktoś im przerywał.
Wyciągnęła dłoń w stronę Madoxa, żeby pomógł jej wstać, a kiedy jakimś cudem w końcu im się to udało, bez budzenia Dolores, Pilar uśmiechnęła się pod nosem, stajac nieco z boku. Z głośnym westchnieniem potraktowała to, jak Madox nachylił się nad dziewczynką i z tą właśnie czułością, która tak ją rozbrajała na łopatki, musnął jej gęste włosy. A potem ta jego nerwowa reakcja, rozbroiła Pilar równie mocno, tylko tym razem z jej ust wyrwało się również prychnięcie, gdy tak odskoczył od Dolores i wpadł w jej ramiona jak jakiś słodziak.
Spokojnie — złapała jego spojrzenie i mimowolnie umieściła dłoń na jego policzku. Usta wykrzywiła w delikatnym uśmiechu, podczas gdy jej palce przejechały po ciemnym zaroście. Madox Noriega bał się pobudki dziecka chyba bardziej niż niejednego gangusa, z którym przyszło mu się bić. I to rozbawiło ją w jakiś taki niezdrowy sposób. A może to już to zmęczenie dawało się we znaki? W każdym razie zaczęła się śmiać coraz głośniej, aż Noriega musiał przytkać jej rękę do ust i ostrożnie wyprowadzić z pokoju, żeby przypadkiem nie obudzić Dolores. Więc szła tyłem, dając się prowadzić, co jakiś czas przygryzając tą jego dłoń przy swoich ustach, aż nie przeszli przez framugę. Madox zamknął drzwi do pokoju pięciolatki i w końcu przyciągnął ją do siebie, tak jak Pilar lubiła najbardziej; mocno i pewnie.
Uśmiechnęła się, wodząc spojrzeniem po jego twarzy, podczas gdy dłonie zarzuciła na jego ramiona. Bo to w końcu wydawał się właśnie ten moment, w którym zostaną sami i Pilar będzie mogła w końcu na nowo posmakować tych ciepłych, pełnych ust, które tego wieczoru tak bardzo uwi…
Madox?
Nie.
No kurwa, no nie.
Wstrzymała powietrze.
Może to jednak tylko powiew wiatru? Jakiś szelest z gałęzi za oknem, które zupełnie przez przypadek ułożyły się w dźwięk przypominający jego imię? Bo Pilar już naprawdę wolałaby słyszeć słowa w głowie jak ostatnia wariatka, niż zobaczyć czyjąś twarz, kiedy się odwróci.
Jej niedoczekanie. Bo tym razem, kiedy przekręciła ciało, zobaczyła nikogo innego jak Marie, stojąca w drzwiach w cieniutkim szlafroku. Twarz miała jakąś zmartwioną, a oczy podkrążone, jakby jeszcze chwile temu płakała. I Pilar naprawdę miała ochotę ją tak zostawić. Przecież to nie ich sprawa. Tylko wtedy przez głowę przemknęła jej myśl, że to może płacz przez Tio, który znowu coś odjebał i…
Nie mów tylko, że on znowu ci coś… — zaczęła, już wyrywając się z uścisku Madoxa, żeby podejść bliżej i spojrzeć jej z bliska w oczy. Tylko wtedy Marie znowu się odezwała i bardzo szybko wyjaśniła, że to wcale nie chodziło o Ticiano, a bardziej o Rosę. A raczej jej brak. No tak, przecież miała być świadkową na ślubie. Z drugiej jednak strony może to nawet lepiej dla Marie? Przecież ta świruska pieprzyła jej przyszłego męża, kto o zdrowych zmysłach chciałby takiego potwora obok siebie przy ołtarzu? Zdecydowanie powinna wziąć sobie jakąś bardziej ogarniętą przyjaciółkę albo kuzynkę, bo przecież tutaj musieli ich mieć od groma…
Bo ja pomyślałam, że może Ty byś się zgodziła Pilar
Co kurwa?
Bo jesteś lekarzem i jesteś taką mądra i dobra
Nie wiedziała, co było bardziej absurdalne; ta propozycja czy może jednak ta argumentacja? Bo co to kurwa za argument, żeby wziąć kogoś na świadka bo jest LEKARZEM? Planowała tam umierać? Oby nie, bo wtedy Pilar i tak wcale jej nie pomoże. Albo bo jest mądry? Chociaż to dobra była jeszcze w stanie zrozumieć, biorąc pod uwagę konkurencję w postaci Rosalindy. Dużo nie trzeba, żeby być lepszą od niej. Wystarczyło nie obciągać komu wlezie. I w ogóle ta propozycja była po prostu niedorzeczna. Przecież ona nawet jej nie znała. Naprawdę nie miała nikogo, kto faktycznie by jej bliższy? Albo kogoś kto kilka godzin temu wcale nie próbował ją namówić, by jebła Ticiano i za niego nie wychodziła? Bo jakby tak zebrać wszystkie za i przeciw, to jednak chyba więcej było tych drugich.
A może o tym porozmawiamy rano Marie?
Tak, to zdecydowanie był dobry pomysł. Pilar skinęła głową, robiąc przy tym wielkie oczy, jakby to faktycznie mogło zadziałać. Świetny pomysł, a rano może Marie już znajdzie sobie kogoś innego i zapomni o tym, że chciała…
Jak rano Madox? Jak rano ja muszę się z moją świadkową szykować
A, czyli jednak nie było co liczyć na to, że ta rozmowa skończy się w przeciągu najbliższych trzydziestu sekund. I że będą mogli wrócić do tego ich wspólnego pokoju, za którym Pilar jakoś tak szczerze zatęskniła. Marzenie ściętej głowy. Bo ta dyskusja dopiero co zdawała się rozkręcać i do tego robiła się coraz bardziej intensywna. Do momentu, w którym Pilar już nie potrafiła milczeć i zostawić załatwienie tego w rękach Madoxa. Może prowadzenie klubu wychodziło mu bezbłędnie, ale relacje międzyludzkie i asertywność jednak wymagały nieco poprawy.
Żadnej, kurwa, sukienki Rosy — tak, dokładnie, to były pierwsze słowa, które wyszły z jej ust. Wymowne do tego stopnia, że oboje spojrzeli na Pilar w ułamku sekundy, unosząc wysoko brwi. Zbyt dosadnie? — Nie ma nawet takiej opcji, że założę na siebie cokolwiek, co ta… co było przeznaczone dla Rosalindy — poprawiła się i odsunęła nieco od Madoxa. Nie dlatego, że chciała się zdystansować, tylko bardziej, że chciała zarzucić ręce na klatkę piersiową i je skrzyżować. Bo to był chyba taki kulminacyjny moment, w którym Pilar powinna w końcu odpowiedzieć na tą propozycje Marie, żeby tak nie stali tu przez resztę nocy.
Marie, posłuchaj… — zaczęła jednak na nowo, bo może ten nagły wkurw spowodowany wspomnieniem Rosy nie był jednak wskazany. Tylko co ona mogła poradzić na to, że samo wspomnienie tej kobiety, działało na Pilar jak płachta na byka. Gdyby mogła, rozszarpałaby ją tu i teraz za to, co zrobiła Marie i przede wszystkim za to, co zrobiła Madoxowi. Chociaż kolejność powinna być może odwrotna? Kobiety ważniejsze? Ale może jednak teraz Madox? Skup się, Stewart. — Jeśli właśnie tego sobie życzysz, żebym stanęła obok ciebie na tym ołtarzu i była twoim wsparciem jutro, to możesz na mnie liczyć — wyrzuciła z siebie w końcu, już o wiele bardziej spokojnie. I zajrzała w te jej znowu wilgotne oczy, które teraz tak intensywnie wpatrywały się w Pilar z pewną nagłą ekscytacją i wdzięcznością.
Jejku, naprawdę?! Pilar, dziękuje ja… — Marie ruszyła w jej kierunku, żeby pewnie rzucić się jej na szyję, tylko Stewart zrobiła krok w tył, nabierając dystansu. Bo ona wcale jeszcze nie skończyła stawiać swoich warunków.
ALE zrobię to tylko i wyłącznie, kiedy będę mogła założyć sukienkę, którą przywiozłam — rzuciła stanowczym tonem, spoglądając jej w oczy. — I Madox też zakłada swoją czerwoną koszulę — i tyle. Proszę bardzo. Jedyne warunki umowy po stronie Pilar. Wszystko inne mogło być jak Marie sobie tego zamarzyła. Ale nie było kurwa siły, która zmusiłaby Pilar, żeby weszła w sukienkę po Rosie. A skoro i on nie chciał ubierać różu, bo nie był jakimś jebanym słodziakiem, to nikt nie powinien go do tego zmuszać. I chuj.
Marie przez moment milczała, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiała. Wodziła spojrzeniem po twarzy Pilar i nawet na jej czole pojawiła się jakaś pojedyncza zmarszczka.
Rozumiem, że to nie to, co chciałaś, ale ja naprawd—
Okej.
Co?
W porządku — Marie skinęłą głową. — Zgadzam się — wyprostowała się i rozluźniła twarz. Nawet ta zmarszczka zniknęła z jej twarzy. A Pilar tylko stała i mrugała. Serio? Poszło tak łatwo? Bo prawda była taka, że miała w rękawie jeszcze kilka argumentów, które mogły ja przekonać.. no tylko wyglądało na to, że Marie była bardziej uległa niż mogło się wydawać. — Możecie być na czerwono. Będzie wam pasować — dodała jeszcze po chwili, przyglądając się im z jakimś dziwnym, podejrzanym uśmiechem. Bo co to niby miało znaczyć, że pasuje do nich kolor czerwony? Że byli gorący? Pojebani? A w sumie czy to było w tamtym momencie aż takie ważne?
No to jesteśmy umówion… — i znowu nie było jej dane dokończyć, bo Marie już rzucałą się Pilar na szyję, przyciskając do jej łobuzerskiej koszulki, przy okazji przyciągając do tego uścisku jeszcze Madoxa. A potem złożyłą im na policzkach po jednym buziaku i zanim zniknęła za drzwiami powiedziała jeszcze z dziesięć razy o tym, że bardzo się cieszy i żeby szybko poszli spać, bo jutro będzie intensywnie (jakby kurwa tego dnia wcale nie było) oraz że zgarnie Pilar zaraz po śniadaniu. A potem zniknęła. A oni stali jeszcze chwile, wpatrzeni w te zamknięte drzwi, chyba nie mogąc uwierzyć, że to koniec? Jakby czekali aż znowu ktoś wyjdzie na korytarz jeszcze z jakimiś niecierpiącymi zwłoki sprawami.
Cisza.
Cisza.
Cisza.
Czas dla wszechświata, żeby znowu się przypierdolił… i po czasie.
Pilar spojrzała tylko przelotnie na Madoxa, a potem nie czekając już na nic, złapała za materiał jego koszuli i dosłownie POCIĄGNĘŁA go do tego pokoju, który chyba był dla nich nowym azylem. W całym tym chaosie i ludziach, którzy wiecznie czegoś od nich chcieli.
Pieprzona Rosa — odezwała się dopiero, kiedy drzwi do pokoju się zamknęły. Jakoś tak musiała z siebie wyrzucić ten nadmiar myśli, który kłębił się w jej głowie. — Nie dość, że zrobiła Marie takie świństwo z Tio, to jeszcze zniknęła bez śladu, zostawiając ją kurwa w dniu ślubu. Nie wspominając o tym, co zrobiła te dziesięć lat temu, kiedy… Kurwa, jakbym ją teraz zobaczyła to… — to by ją kurwa zabiła. Z przyjemnością. Przeszła się po pokoju, musząc to wszystko rozchodzić, ale kiedy ponownie się odwróciła i spojrzała na Madoxa, podczas gdy jej klatka piersiowa tak falowała z irytacji, te wszystkie negatywne myśli jakoś nagle zaczęły mieszać się z tymi o wiele bardziej pozytywnymi, tworząc w Pilar jakąś chorą mieszankę emocji.

Madox A. Noriega
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie chciał obudzić Dolores, bo nie chciał już tutaj siedzieć, tak... powiedzmy, prawda jest taka, że Madox nie chciał, żeby ta opowieść Pilar się zmarnowała? Chociaż nie chciał też po prostu zbudzić tej małej istotki, która już tak prześlicznie chrapała. Dlatego tak odskoczył, zrobił jakiś unik i chyba naprawdę się wystraszył, że takim małym gestem on znowu wszystko spierdolił. Ale całe szczęście nie. Chociaż Pilar chichotała coraz głośniej... On już oczami wyobraźni widział, jak Dolores się budzi i pyta z czego się śmieją, widział tę jej minę, którą wcześniej zrobiła, więc zasłonił Pilar usta dłonią. Poprowadził ją powoli do drzwi opierając drugą rękę na jej przedramieniu, a kiedy go ugryzła, to tylko wywrócił oczami, ale zaraz się uśmiechnął.
- Loca chica - wyszeptał przysuwając twarz do tej jego ręki opartej na jej ustach i patrząc jej z bliska w te ciemne, piękne oczy. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko wyszli, to znowu przyciągnął ją do siebie, znowu chciał ją całować i ugryźć ją w jakiejś małej zemście, ale oczywiście nie było mu to dane...
Bo oczywiście oni znowu musieli ratować sytuację, chociaż tym razem, to chyba naprawdę musieli. A może nie musieli? Bo może Marie mogła o to poprosić kogoś innego? Przecież było tutaj tyle dziewcząt... Tylko, że żadna z nich nie była jak Pilar. Żadna nie była Pilar.
I kiedy Stewart tak zareagowała na widok smutnej Marie wyrywając mu się z rąk, to Madox wiedział co nią kierowało. Bo Pilar naprawdę była dobra i była mądra. Mądrzejsza i lepsza niż wiele dziewczyn z Medellin, więc to nie było wcale jakieś takie dziwne, że Marie ją o to poprosiła, a przynajmniej nie według Madoxa, który jednak w tym Medellin żył. Który jednak trochę się poznał na ludziach, którzy tutaj mieszkali.
Mimo wszystko chciał, żeby zostawili ten temat na rano, ale dzisiaj to, czego on chciał, nie liczyło się wcale. Bo dzisiaj te uparte kobiety i pięciolatki z Medellin, miały swoje plany i Marie też je miała.
Tylko zaraz się okazało, że nie tylko kobiety z Medellin są nieustępliwe i uparte, bo kiedy Pilar tak kategorycznie odmówiła założenie sukienki Rosy, to Madox aż się uśmiechnął, ale uniósł do góry brwi, no bo może nie powinien się uśmiechać? Ale jednak mu się to podobało, że Pilar była tak bardzo po jego stronie, albo może po Marie, ważne, że nie po Rosy. Podobało mu się też to, że Pilar jednak potrafiła postawić na swoim... Zresztą co mu się dzisiaj w Pilar nie podobało?
Nie było chyba takiej rzeczy.
Chociaż odrobinę nie podobało mu się to, kiedy się od niego odsunęła. Nie ruszył się jednak z miejsca, tylko przyglądał Pilar, a co chwilę zerkał na Marie. Chociaż oni oboje chyba byli najbardziej ciekawi, co w końcu powie Stewart, a kiedy się zgodziła, to twarz Marie momentalnie się zmieniła. Ta Madoxa jednak wcale nie, chociaż trochę na to może liczył. Zdecydowanie wolał brać w tym udział przy boku Pilar, niż Rosalindy. Ale przecież nie mógł dać tego tak od razu po sobie poznać. Chociaż gdyby musiał, to zacisnąłby zęby i stanął na przeciw tej wariatki... Na ołtarzu. Aż go zemdliło, bo budziło to w nim jakieś pojebane wspomnienia, które on przecież już tak dawno wyrzucił z głowy. No i teraz nie będzie musiał wcale tego robić, chyba powinien za to podziękować Pilar. Albo może Rosie? Albo Ticiano, że ją pogonił? Albo jakiemuś przeznaczeniu, które jednak nad nim czuwało?
Kiedy Pilar zaczęła jednak stawiać warunki, to Madox aż wstrzymał powietrze, bo Stewart właśnie teraz walczyła o swoją sukienkę, ale o jego koszulę też. Czerwoną, a nie jakąś uroczo różową. Jak on by wyszedł w tej różowe koszuli na gangsterskim weselu, gdzie przychodził jako jakiś banita, to chyba by go wyśmiali i zjedli, a on co najwyżej mógłby dołączyć do jakiegoś gangu słodziaków, a nie medellińskiej mafii. Nie to, że chciał dołączyć do mafii, ale jednak nie chciał się wyróżniać. I tak będzie.
Patrzył na Marie, kiedy się tak nad tym zastanawiała, a gdy się zgodziła, to aż ściągnął do siebie brwi, bo też był zdziwiony, że jakoś łatwo to poszło. Że oni w ogóle coś tutaj mogą, a do tego mogą być na czerwono. Jakby ktoś im już przykleił łatkę z tego koloru miłości, bo chyba Marie też im coś takiego właśnie przykleiła. Chociaż Madox to uważał, że to jest kolor odwagi, a oni tutaj byli najodważniejsi z całego towarzystwa. Bili się, mówili, to co myślą, bronili się nawzajem i cały czas o siebie walczyli, ale o innych też, o Marie na przykład.
To, że byli popierdoleni, to już swoją drogą. A zresztą kto w tym gorącym mieście nie był?
Marie też trochę była, kiedy tak ich przytulała do siebie i kiedy nadawała jak katarynka, jaka to jest wdzięczna i jak bardzo się cieszy. Madox nie mógł powiedzieć, że on się nie cieszy. Cieszył się, chociaż nagle zaczął się zastanawiać czym on sobie na to zasłużył, bo jednak nie był lekarzem, tylko gangusem. Nie był za mądry i nie był też dobry. Chyba przy Pilar wypadnie blado, chociaż... może nie w tej czerwonej koszuli?
Patrzył na te drzwi, za którymi zniknęła Marie, bo może jednak zaraz przyjdzie Ticiano i powie, że on też potrzebuje lepszego świadka?
Nie przyszedł. Może nie potrzebował?
Dopiero kiedy Pilar pociągnęła go tak za koszulę do ich pokoju, to jego myśli znów wróciły do niej. Prosto do niej, zamknął za nimi drzwi i oparł się o nie. I zastanowił się przez chwilę czy oni rzeczywiście nie powinni iść spać, skoro jutro szykował się przed nimi taki wymagający dzień. Ale przecież mogli, mieli... robić dużo innych rzeczy, do samego rana. Pilar jednak zaczęła swoją wycieczkę po pokoju i zaczęła znowu mówić o Rosie. A przecież ta jebana Rosa miała już nie wracać, mieli o niej zapomnieć, i może nawet im się to uda, skoro nawet ta jej sukienka jutro pozostanie w kartonie.
- Hej, hej... chodź do mnie Pilar - wyciągnął do niej ręce, kiedy tak się unosiła, a gdy stanęła przed nim, to chwycił jej dłonie i przyciągnął ją do siebie tak, że teraz dzieliły ich te ich dłonie splecione na jego klatce piersiowej. Spojrzał jej głęboko w oczy, te piękne oczy, w których znowu było tyle emocji, do których znowu jego serce zaczęło się jakoś dziko rwać w piersi.
- Rosa może się pierdolić... - powiedział spokojnie, ale kiedy dotarły do niego te słowa to aż parsknął śmiechem i spuścił głowę, żeby oprzeć czoło o jej skroń - gorzej, że rzeczywiście może to teraz robić, w jakiejś publicznej toalecie na przykład - pokręcił głową i odsunął się od niej tak, żeby znowu móc spojrzeć jej w oczy - chodzi mi o to, że Rosa zawiodła tutaj dużo osób, ale taka jest Rosa - wzruszył ramionami. Nie było co do tego wątpliwości, że Rosa nie nadawała się na świadka, a już tym bardziej na żonę. Żonę Madoxa kurwa, przecież on by z nią nie wytrzymał, zabiłby ją i może teraz by sobie grał ze swoim ojcem w karty siedząc w jednej celi. Więc chyba dobrze, że ta Rosa jednak zniknęła z jego życia, a teraz zaraz miała zniknąć też z życia Marie, bo miała zastąpić ją Pilar. Puścił jej dłoń i sięgnął do jej policzka, żeby oprzeć na nim palce.
- I słuchaj mnie jeszcze dalej... - zarządził, kiedy ona tak na niego patrzyła, bo wcale jeszcze nie skończył, chociaż na temat Rosy to już chyba skończył. Jednak przez głowę przemknęła mu taka myśl, że chciałby zobaczyć Pilar, która by tę Rosę wyszarpała za kudły chociaż.
- Ty za to dzisiaj... Tutaj dużo osób wsparłaś - a najbardziej to jego - i byłaś, jesteś... zupełnym jej przeciwieństwem i... - i Madox nie wiedział jak to ma dalej powiedzieć. Patrzył w jej twarz i chciał jakoś ująć w słowa to, ile dla niego dzisiaj znaczyło jej wsparcie, jej każdy troskliwy gest, ile dla niego dzisiaj znaczyła ona. Ale nie za bardzo potrafił. Mógł jej powiedzieć, że jest wszystkim, spełnieniem marzeń i wszystkim czego chciał i potrzebował. Mógł jej powiedzieć, że jest warta każdego grzechu. Ale czy mógł, czy umiał, jej powiedzieć jaka jest dla niego ważna, jak ważne jest dla niego to jej wsparcie?
Chyba nie umiał, bo wciąż tylko patrzył w te jej oczy, kiedy jego kciuk czule gładził jej policzek.
- Dziękuję Ci Pilar - wydusił z siebie w końcu, co też nie było wcale proste. Bo Madox rzadko dziękował. Używał tego słowa, owszem, ale czeto w towarzystwie jakiegoś sztucznego uśmiechu. A dzisiaj, a do niej, było to najszczersze dziękuję, jakie kiedykolwiek wypowiedział. Taka wdzięczność, którą czuł całym swoim sercem. Za wszystko, co ona dzisiaj, przez ten jeden dzień dla niego zrobiła. Za to co robiła już wcześniej. I za to co jeszcze mogła zrobić.
Bo mogła dużo, począwszy od tego, że miała zamiar z nim stanąć przy tym ołtarzu, jako wsparcie, nie dla niego, ale dla Ticiano i dla Marie (ale dla Madoxa też, kurewsko też). Przez tą czerwoną sukienkę, którą zamierzała dla niego ubrać, żeby on mógł założyć tę czerwoną koszulę, żeby pokazać, że wcale się nie boi. Skończywszy...
Madox wcale nie wiedział jak to wszystko się skończy. On nie chciał, żeby to się kończyło wcale. Nigdy w życiu niczego tak nie chciał, jak tego, żeby ta chwilą z nią po prostu... trwała. Żeby byli.

Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Zawsze taka była. Zawsze czuła bardziej niż te wszystkie dzieci z bidula, a potem ludzie, których napotykała na swojej drodze. Jakiekolwiek emocje chłonęła dwa razy mocniej niż inni. Nawet najdrobniejsze odczucie potrafiło rozlać się w jej ciele w zastraszającym tempie i siać spustoszenie. Może była to kwestia tego latynoskiego temperamentu, który podobno miała? Jakiejś pozostałości po rodzicach, których nigdy nie poznała. Czy jej matka też taka była? Taka niecierpliwa i narwana? Czy mówiła głośno o tym co szalało w jej głowie? A no właśnie, bo Pilar chociaż czuła dużo, bardzo rzadko faktycznie to pokazywała. Do perfekcji wręcz miała wypracowane chowanie tych wszystkich emocji, kotłujących się pod czaszką. Potrafiła zachować zimną krew i nic nie dać po sobie poznać, a jednak… nie przy nim.
Bo przy Madoxie jakimś cudem ten język zaczynał się rozwiązywać, coraz bardziej, a ona naprawdę przestała już to kontrolować. Zaczynając od najdrobniejszych rzeczy, jak opowiadanie historii z dzieciństwa, których n i g d y wcześniej nie powiedziała na głos, a kończąc na tym, że pozwalała sobie przy nim czuć. Jak wcześniej i jak w tamtej chwili, kiedy wrócili do pokoju, a Pilar wykonała niespokojne kółko, wyrzucając z siebie całą tą irytacje na Rosę.
Bo chociaż to nie była nawet jej sprawa, to wszystko co miało miejsce z Marie, a tym bardziej kurwa to, co tyczyło się Madoxa i jego przeszłości, ona i tak chciała ją zatłuc. Czuła w sobie tą wielką niesprawiedliwość, tak duży gniew i nienawiść, że to kurwa nie było normalne. Żeby aż tak się angażować. Ale kiedy ona była normana? Nigdy kurwa. Jedyną różnicą właśnie było to, że kiedyś umiałaby zatrzymać to w sobie i przetrawić na własną rękę. A teraz? Teraz chodziła jak pojebana, nie wiedząc co za sobą zrobić.
Dopiero spokojny głos Madoxa sprawił, że stanęła w miejscu.
Chodź do mnie, Pilar.
A ona kurwa poszła. Idiotka. Bez zastanowienia ruszyła w jego kierunku, ujmując jego ciepłe dłonie, które teraz tak mocno kontrastowały z tymi Pilar. Bo z jej to chyba odeszła cała krew. No tylko czemu? Z powodu gniewu na Rosę, czy może jednak powrotu do tej bliskości, której przez ostatnią godzinę tak bardzo brakowało? Uniosła spojrzenie do jego ciemnych oczu, jednak nie na długo, bo on już opierał czoło o jej skroń, a Stewart jakoś tak mimowolnie przymknęła oczy. Słuchała jego słów, ale również czuła na sobie jego oddech i mocne bicie serca, które pulsowało nawet przy tej cholernej skroni.
Rosa faktycznie mogła się pierdolić. Dosłownie i w przenośni. Obie wersje były jak najbardziej prawdopodobne. Nawet ten średniej klasy komentarz o toalecie wywołał u Pilar żałosne prychnięcie. Może jednak nie był taki średni? Może całkiem nawet trafiony i zabawny? I może kiedy Madox tak do niej mówił, z tym dziwnym spokojem, który był do niego tak bardzo niepodobny, Pilar zrobiła się jakaś bardziej wyciszona? Bo chociaż jej serce wciąż biło mocno, a klatka piersiowa unosiła się w nierównych ratach, w środku już wcale nie miała tak dużo gniewu.
A im więcej mówił, tym coraz to nowe emocje zaczęły się w niej kumulować.
Szczególnie, kiedy uniósł dłoń do jej policzka, zaglądając głęboko w oczy..
Szczególnie, kiedy tak mówił o tym wsparciu, które ona dała tego dnia tak wielu osobom.
Szczególnie, kiedy był jej tak wdzięczny.
Bo to krótkie dziękuję wcale nie brzmiało na wymuszone, bo tak wypada, bo chciał ją po prostu uspokoić. Ono wybrzmiało tak szczerze, w ten najpiękniejszy możliwy sposób, że serce Pilar znowu zerwało się z miejsca. Wyrwało do niego, jakby to właśnie tam, koło tego jego serca, tak wdzięcznego za jej obecność, chciało się ulokować i zabić w jednym rytmie.
Uniosła dłoń, by mimowolnie umieścić ją na nagiej klatce piersiowej, a dokładniej po jego lewej stronie, gdzie najlepiej pod skórą było czuć te energiczne uderzenia, podczas gdy wzrok wciąż miała tak intensywnie w niego wpatrzony. Widziała w tych oczach tak wiele. O wiele więcej niż powinna. I czuła też zdecydowanie więcej niż powinna.
Bo Pilar też była mu wdzięczna. Za wiele rzeczy. Ale najbardziej to chyba za to, jaki dla niej był. Jak o nią dbał, jak się przed nią otwierał i z jak wielką czułością ją traktował. Miała pełną świadomość, że te wszystkie cechy Madoxa, które przed nią odkrył w malowniczym Medellin, to był produkt naprawdę premium. Coś, czego nie dostawał każdy, o ile ktokolwiek. Znała go przecież nie od wczoraj, doskonale wiedziała, jak zachowywał się w Toronto, na kogo się kreował i może to nie tak, że teraz stał przed nią ktoś zupełnie inny, ale ten jego obraz w głowie Pilar był z u p e ł n i e inny. Bardziej przejrzysty. A już na pewno o wiele bardziej kolorowy. Jak te jego koszule. Jakby z małego kadru było jej dane nagle oglądać całą panoramę i widoki były naprawdę piękne.
I ona też chciała mu to wszystko powiedzieć. Chciała jakoś ubrać w słowa to, co czuła pod skórą i w sercu.. tylko że Pilar w tych sprawach była naprawdę chu-jo-wa. Bo co innego podnosić innych na duchu, co innego namawiać biedne dziewczyny do porzucenia zdradliwego faceta przed ołtarzem, co innego mówić pięknie o miłości i odwadze do osób trzecich, a co innego obnażać samego siebie. Przekazywać własne emocje. Bo tego to ona akurat nie potrafiła. Ale może kiedyś się nauczy? A może nigdy nie będzie w stanie? Chociaż kiedy tak spoglądała w ciemne oczy Madoxa, może nawet by chciała?
Cóż, na ten moment musiało wystarczyć mu jej spojrzenie, tak wymowne, i szczery uśmiech pełen wdzięczności, podczas gdy wolną dłoń umieściła na jego karku, a następnie utorowała sobie ścieżkę do tyłu jego głowy, gdzie wplotła palce w już tak dobrze znane miejsce i przejechała kciukiem po jego zaroście. A potem przysunęła się jeszcze bliżej.
Ty też jesteś wart każdego grzechu, wiesz o tym, prawda? — wyszeptała tuż przy jego twarzy, podczas gdy spojrzenie błądziło po tych obłędnie ciemnych oczach. Może nie był to szczyt romantyzmu, może nie były to jakieś najpiękniejsze słowa, ale były… ich. Bo może właśnie oni wyrażali siebie i to co w środku przez pryzmat tego przysłowiowego grzechu? Tego, że coś było warte. I może dla kogoś innego, byłby to pusty zlepek liter, ale jednak dla nich znaczył o wiele więcej? Może całą resztę dopowiadały oczy? — Wszystkich razem i każdego z osobna — chciała, by to wiedział. Że był wart wszystkiego. Że zasługiwał na dobro. Że pomimo tego, co myślał o sobie i swoim sercu, Pilar widziała tam same piękne rzeczy. Nawet jeśli on próbował to wypierać.
Serce zabiło jej mocniej, kiedy po raz ostatni rzuciła mu przeszywające spojrzenie, zanim kompletnie skasowała odległość i złączyła ich usta w ciepłym pocałunku. Z początku delikatnym, taktownym, takim, który pozwalał się dokładnie smakować i badać miękką skórę, by zaraz potem pogłębić go coraz pewniejszymi posunięciami języka i dłońmi, które na nowo zaczęły błądzić po ciele, nie potrafiąc zdecydować się, w którym miejscu wolałyby zostać na dłużej. Serce w moment przyspieszyło, a z płuc uleciały ostatki powietrza. I po tym całym gniewie na Rose i niesprawiedliwość w ciele Pilar nie było już śladu. Niesamowite. Był już tylko i wyłącznie on. I te różne myśli i zachcianki, które na nowo kłębiły się w jej głowie..
Nie wiem… jak ty… — wydyszała pomiędzy pocałunkami, kierując dłonie przez kark do ramion Madoxa, zwinnie wdzierając się pod materiał cienkiej koszuli, by już po chwili zsunąć mu ją wzdłuż tych obłędnych tatuaży aż do łokci. — Ale ja idę pod prysznic — oderwała się od niego, przy okazji łapiąc jego dłonie, które tak ochoczo badały ciało Pilar i zrzuciła je w dół, co bardzo szybko spowodowało, że koszula, która trzymała się na jego przedramieniu, spadła na ziemię. Przynajmniej tym razem obyło się bez rozwalania guzików. Chociaż to może tylko dlatego, że już była rozpięta?
Stewart niechętnie wykonała dwa kroki w tył, by spojrzeć na jego ciało tak odkryte i przejechać wzrokiem po każdym z tatuaży, których nie miała jeszcze czasu oglądać. Zęby mimowolnie złapały dolną wargę, przygryzając to napięcie budujące się w jej cele, podczas gdy wzrok znowu wrócił do jego twarzy.
Zaczęła się cofać w kierunku łazienki nie spuszczając z niego wzroku.
A ty nie wiem, może puść sobie Natflixa? — zaproponowała z wymownym uśmiechem, podczas gdy jej dłonie powędrowały po własnym ciele, zatrzymując się na biodrach. Wyprężyłą palce, łapiąc cienki materiał koszuki i ślamazarnymi ruchami zaczęła ją podwijać. Wyżej i wyżej. Aż pod opuszkami nie poczuła zagiętych krawędzi. — Poczytaj jakąś książkę? — bo na pewno miał ochotę jakaś sobie właśnie poczytać, kiedy Pilar w końcu zacisnęła dłonie mocniej na materiale, by jednym zwinnym ruchem pozbyc sie tej wspaniałej, łobuzerskiej koszulki z ciała, zostając przed nim w samych majtkach. Jeszcze dwa kroki w tył. A potem odwróciła się na pięcie i przeszła przez próg łazienki.
Dopiero tam ściągnęła z siebie resztki bielizny, tylko zamiast zostawić ją na chłodnych kafelkach, Stewart trąciła ją stopą tak, że wypadła tuż przed wejscie do toalety. Zgarnęła jeszcze tą zaschniętą szmatę w postaci fartuszka, która ciągle leżała na podłodze i wyrzuciła do kosza, a potem odkręciła deszczownice, czując zimne krople wody, które tak mocno kontrastowały z jej rozgrzanym do czerwoności ciałem. No tylko czy Madox miał zamiar się przyłączyć? Czy jednak wolał oglądać tego Netflixa? Jakby na to nie spojrzeć, też był przecież upaćkany lodami…

Madox A. Noriega
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
34 y/o
CHRISTMASSY
184 cm
właściciel klubu i informator policji | Emptiness
Awatar użytkownika
świąt nie będzie!
miał być cichy, niewidoczny, w końcu balansuje na granic między kokainą na złotych tacach i bronią ukrytą pod drogimi marynarkami, a kajdankami i odznaką przy pasku... a jednak tak bardzo rzuca się w oczy, że trudno go nie zauważyć, z tymi jego tatuażami, z tymi kolorowymi koszulami, złotymi łańcuchami na opalonym karku i... niewyparzoną gębą
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkinie
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Zabawne, że na co dzień byli w zasadzie takimi dobrymi aktorami, umieli tak ukryć te wszystkie emocje, a tutaj nie umieli wcale, tutaj każde spojrzenie było nimi przesiąknięte do cna. Każdy gest i te słowa, które padały z jakąś taką trudnością, ale padały. No bo przecież one by na pewno nie padły w Toronto, nie z takim wydźwiękiem, nie z całą tą otoczką, której towarzyszyły te jakieś czułe gesty. Madox i czułe gesty, to w ogóle było jakieś dziwne połączenie. Połączenie, na które on sobie w życiu nie pozwalał, w tym swoim nowym życiu, które prowadził w Kanadzie.
Aż się zastanowił, czy on kiedykolwiek z taką właśnie czułością dotykał policzka jakiejkolwiek kobiety? Czy on w ogóle kiedykolwiek czuł, to co czuł teraz? Przy Pilar?
Jednocześnie ten jej temperament, tą jej gorącą krew, która jemu też się udzielała, która kurwa udzielała się chyba wszystkim dookoła, ale też spokój. Jakiś taki spokój, którego on nawet nie potrafił wytłumaczyć. Jakby... Kurwa. Oni razem to mogli pokonać każdą jakąś trudność, cały jebany świat. Rosę, Alvaro, to, że nie było świadkowej i to, że mogli ubrać się jak chcą. Oni wszystko mogliby razem. I to było ekscytujące, pociągające jak cholera, ale też z jednej strony jakieś przerażające. Jak to się mogło w ogóle zadziać, przez tak krótki czas? Ale mogło.
I na pewno wpływ na to miała ta ich gorąca, latynoska krew, to wszystko co się tutaj działo, a działo się bardzo dużo.
Ale Madoxowi to nawet pasowało, to że cały czas coś, że nie było takiej chwili, żeby dać przejąć kontrolę rozumowi, bo cały czas prowadziło serce. Chociaż... on chyba dla niej też postradał już rozum, bo kiedy tak patrzył w te jej piękne oczy otoczone kurtyną ciemnych rzęs, kiedy dotykał jej policzka, a ona znowu układała dłoń na jego sercu, to oprócz tej wdzięczności, czuł jeszcze coś, dużo więcej. Tylko, że tego już wcale nie umiał ubrać w słowa, ale czy musiał?
Czy tego wszystkiego nie było widać w tych jego ciemnych tęczówkach tak intensywnie wpatrzonych w jej twarz? W tym przyspieszonym biciu serca, dzikim, niespokojnym, nierównym. Jakby to serce chciało się wyrwać z piersi, bo to już kurwa nie było jego serce, tylko jej.
Przerażające.
Przerażające, ale też bardzo przyjemne, było to, jak jego ciało reagowało na każdy jej dotyk, jak czuł mrowienie pod skórą, gdy opierała mu tę dłoń na karku, gdy wplatała palce w jego włosy. Patrzył jej w oczy i widział w nich wszystko i widział w nich to, że jest wart każdego grzechu. Każdego, który już popełnili i jeszcze popełnią, tak jak ona. Mieli dużo grzechów na sumieniu, ale nie byli świeci, jeszcze więcej przed nimi.
- Wiem... - odpowiedział cicho prosto w jej rozchylone wargi, bo to wiedział. Bo to czuł. A to wiem było jak prawdziwe wyznanie. Tak jak to co mu powiedziała.
Oni, policjantka i kret, i tak wielu ludzi patrzyło na nich z myślą, że czego oni są warci. Madox na pewno nie był warty funta kłaków, ani wśród policji, ani wśród półświatka. A ona... może była dobrym gliną, ale połowa klienteli Emptiness pewnie chętnie by się jej pozbyła.
A jednak dla siebie nawzajem byli warci, dużo. Każdego grzechu. A oni akurat na grzeszeniu trochę się znali. Nie raz mieli krew na rękach i z niejednego pewnie musieli się spowiadać.
I z tej nocy pewnie też powinni, bo chyba zamierzali grzeszyć dalej. Dobrze, że nie byli religijni, a przynajmniej Madox nie był, a jedyna spowiedź jaką uznawał, to ta przed nią, gdy otwierał swoje serce. I teraz też ono było otwarte, jakby trzymał je na dłoni, kiedy znowu te ich wargi połączyły się w pocałunku. Miękkim i z początku nawet takim mającym w sobie coś niewinnego, coś czułego i rzeczywiście chyba zarezerwowanemu dla tych nielicznych, a przynajmniej jeśli chodzi o Madoxa, który jednak zazwyczaj nie był taki taktowny. Nie był taki delikatny. A już czuły to on nie był wcale.
Chociaż dzisiaj trochę był, kiedy te jego palce sunęły po jej pośladkach, wyżej i wyżej, pod tę jej koszulkę, której jednak nie ściągnął, a przecież cały czas o tym myślał. O tym, żeby jednak dokończyć to wszystko, co im przerwali. Dlatego kiedy Pilar to znowu przerwała, to wyrwał mu się z płuc głośny jęk zawodu.
- Nie... - zaczął i chciał ją chwycić i znowu do siebie przyciągnąć. Bo do mózgu jeszcze wcale nie dotarło to co powiedziała. Bo w całym jego mózgu teraz tylko pulsowała jedna myśl, to jak znowu chciał jej.
Przechylił na bok głowę, kiedy wreszcie przetrawił te jej słowa. Prysznic? Może to był dobry pomysł? A na pewno była to jakaś propozycja, przecież widział to w jej zaczepnym spojrzeniu, w tym jak przygryzała dolną wargę i jak patrzyła na te tatuaże. I on od razu pomyślał o tych jej i o tym, który tak zachęcał do rozgoszczenia się między jej gorącymi udami.
- Netflix? - powtórzył po niej, a jego brew momentalnie uniosła się do góry - i co mam sobie puścić? Narcos? - bo chyba nie komedię romantyczną? Zwłaszcza, że on teraz aż wstrzymał powietrze, kiedy Pilar tak powoli podwijała tę koszulkę, on by to zrobił zdecydowanie szybciej - książkę? - znowu po niej powtórzył tym razem unosząc drugą brew. Ale już nie rzucił żadną propozycję, chociaż co mógł czytać Madox? Jakiegoś "Ojca Chrzestnego"? Chyba, że Paula Coelho i potem stąd miał te swoje teksty, nie myśl Pilar, tylko czuj.
On teraz właśnie czuł, jak oblewa go kolejna fala gorąca, kiedy w końcu ściągnęła z siebie tę koszulkę, i chociaż każda komórka w jego ciele chciała, żeby w jednym momencie znalazł się przy niej, to stał w miejscu i tylko powiódł za nią spojrzeniem. Nie umknęły mu też te jej majtki lądujące przed drzwiami łazienki.
Tylko, że Madox zamiast iść za nią od razu, to rzeczywiście odnalazł pilota i włączył telewizor, odpalił ten Netflix i usiadł nawet na łóżku na dwie minuty, żeby znaleźć Narcos, co było łatwe, bo miał ten serial w ulubionych, odpalił jakiś odcinek, podgłaszając tak, że mogła go słyszeć w łazience. I chociaż widział jej sylwetkę przez tę wodną ścianę, to musiał się z nią troszeczkę podrażnić. Dał jej kolejne może pół minuty takich myśli, czy on naprawdę wybrał serial, zanim ściągnął z siebie spodnie wraz z bokserkami, zanim pieprznął je gdziekolwiek, czyniąc ten pokój jeszcze bardziej malowniczym, i wszedł do tej łazienki.
Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Pilar Stewart
zgrozo
stania w miejscu
29 y/o
CHRISTMASSY
169 cm
śledcza at toronto police service
Awatar użytkownika
lepiej strzela niż gotuje.
a świąt to kurwa nienawidzi
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracji3 os
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description


Madox A. Noriega
kasik
nudy. a tak poza tym, to używania AI, czytania mojej postaci w myślach i braku inicjatywy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Po Świecie”