-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Północ nie była dobrą porą na odwiedziny. Tym bardziej, jeśli były one niezapowiedziane.
Eden wydawała się nie robić sobie z tego absolutnie żadnego problemu. Jedynym co mogło wpłynąć na jej decyzję to fakt, że sąsiedzi Cema mogliby zainteresować się postacią snującą się na podjeździe domu mężczyzny, tylko dlatego, że między jej nogami zaplątały się kable od niesionej w jej dłoniach konsoli. Nie było łatwo wyplątać się z tego pnącza, tym bardziej jeśli oprócz elektronicznego sprzętu trzymało się także pod ramieniem dwie paczki chipsów i butelkę ginu. Z daleka Eden mogła wyglądać jak karykatura słabego tancerza, który wypił stanowczo za dużo wyskokowych drinków. Albo ktoś, komu za bluzę wpełzł obślizgły wąż, którego chciała wyrzucić spod odzieży.
Dała radę. W końcu po ciężkiej walce udało się jej podejść pod drzwi i czołem wcisnąć przycisk dzwonka, który agresywnie rozbrzmiał w zatopionym w ciszy domu. Nie wysłała wcześniej żadnej wiadomości, nie uprzedziła o nocnym wtargnięciu. Ta relacja nauczyła ją zostawiania po sobie jak najmniejszej ilości śladów i wracania do domu na czas. Potrafiła nawet obliczyć z dokładnością do pięciu minut, kiedy w domu pojawi się Elias. Tylko po to, aby być przed nim i udawać, że tego dnia akurat nie wymknęła się z domu. Telefon i zegarek także nauczyła się zostawiać w salonie, podczas gdy sama oddawała się eskapadom pod znajomy adres. Czuła się jak jedna z postaci swoich książek, chcąca przechytrzyć swojego oprawcę. I niebezpiecznie bardzo się to jej podobało.
Nie musiała długo czekać na otwarcie drzwi. - Dorwałam od dzieciaków z sąsiedztwa starą konsolę, gramy? - powinna mówić wolniej i dokładniej. Z pewnością jej ekscytacja nie była dobrym rozwiązaniem w rozmowie z kimś, kogo najprawdopodobniej wyrwała ze snu. Była okropnie samolubna, jednak nie uważała tego za coś złego. W dodatku gdyby Cem zaczął narzekać, że nie jest to najlepsza pora na rozgrywki w Mario, szepnęłaby, że w takim razie może pograć z kimś innym. Zupełnie świadoma tego, że przyjaciel wcale nie chciał słyszeć takich słów pod swoim adresem. Bywała manipulacyjna, jednak w stosunku do Ayersa bardzo rzadko. Skłamałaby gdyby powiedziała, że nie rozszyfrowała go; pewnie zostało jej na koncie jeszcze kilka szyfrów i tajemnic, jednak to co wiedziała wystarczało jej na tyle, aby od czasu do czasu osiągnąć swój cel.
A dzisiejszym celem było wyjście z domu i skupienie myśli na jakiejś kompletnie bezużytecznej rzeczy. Gra na konsoli wydawała się być idealnym wyjściem, a gra na konsoli i popijanie drinków oraz zajadanie się niezdrowym jedzeniem, w ogóle niebem.
Wcisnęła się bokiem do wnętrza domu. Dokładnie wiedziała gdzie znajduje się salon, jednak zanim zajęła się podłączaniem sprzętu, zostawiła na stole cały swój żywieniowy ekwipunek. - Ruby przekonywała mnie, że da się to podłączyć także do tych wszystkich fikuśnych, nowoczesnych telewizorów. Zaraz to sprawdzimy. - przekonywała chyba bardziej samą siebie, bo wiele wskazywało na to, że nie potrafiła nawet odnaleźć prawidłowej wtyczki, a co dopiero podłączyć całą konsolę. - O patrz, upaćkoliłam to w czymś. - zauważyła, przecierając końcówkę kabla o swoją bluzę. Musiała przeciągnąć nią po jakimś błocie w momencie nierównej walki z okablowaniem między jej nogami.
Mówiła. Mówiła dużo, czasami bez sensu i ładu. Mówiła tylko po to, aby zagłuszyć to co obijało się o jej głowę. Wolała analizować kolorystykę ubioru bohaterów gry, niż spojrzeć prosto w twarz przyjaciela. Przeszkadzał jej dzisiaj, mimo tego, że właśnie to jego obecności potrzebowała najbardziej. Działał jej na nerwy i jednocześnie koił. Był żarem i wodą i to tak bardzo, cholernie bardzo jej dzisiaj wadziło.
Cem Ayers
Eden wydawała się nie robić sobie z tego absolutnie żadnego problemu. Jedynym co mogło wpłynąć na jej decyzję to fakt, że sąsiedzi Cema mogliby zainteresować się postacią snującą się na podjeździe domu mężczyzny, tylko dlatego, że między jej nogami zaplątały się kable od niesionej w jej dłoniach konsoli. Nie było łatwo wyplątać się z tego pnącza, tym bardziej jeśli oprócz elektronicznego sprzętu trzymało się także pod ramieniem dwie paczki chipsów i butelkę ginu. Z daleka Eden mogła wyglądać jak karykatura słabego tancerza, który wypił stanowczo za dużo wyskokowych drinków. Albo ktoś, komu za bluzę wpełzł obślizgły wąż, którego chciała wyrzucić spod odzieży.
Dała radę. W końcu po ciężkiej walce udało się jej podejść pod drzwi i czołem wcisnąć przycisk dzwonka, który agresywnie rozbrzmiał w zatopionym w ciszy domu. Nie wysłała wcześniej żadnej wiadomości, nie uprzedziła o nocnym wtargnięciu. Ta relacja nauczyła ją zostawiania po sobie jak najmniejszej ilości śladów i wracania do domu na czas. Potrafiła nawet obliczyć z dokładnością do pięciu minut, kiedy w domu pojawi się Elias. Tylko po to, aby być przed nim i udawać, że tego dnia akurat nie wymknęła się z domu. Telefon i zegarek także nauczyła się zostawiać w salonie, podczas gdy sama oddawała się eskapadom pod znajomy adres. Czuła się jak jedna z postaci swoich książek, chcąca przechytrzyć swojego oprawcę. I niebezpiecznie bardzo się to jej podobało.
Nie musiała długo czekać na otwarcie drzwi. - Dorwałam od dzieciaków z sąsiedztwa starą konsolę, gramy? - powinna mówić wolniej i dokładniej. Z pewnością jej ekscytacja nie była dobrym rozwiązaniem w rozmowie z kimś, kogo najprawdopodobniej wyrwała ze snu. Była okropnie samolubna, jednak nie uważała tego za coś złego. W dodatku gdyby Cem zaczął narzekać, że nie jest to najlepsza pora na rozgrywki w Mario, szepnęłaby, że w takim razie może pograć z kimś innym. Zupełnie świadoma tego, że przyjaciel wcale nie chciał słyszeć takich słów pod swoim adresem. Bywała manipulacyjna, jednak w stosunku do Ayersa bardzo rzadko. Skłamałaby gdyby powiedziała, że nie rozszyfrowała go; pewnie zostało jej na koncie jeszcze kilka szyfrów i tajemnic, jednak to co wiedziała wystarczało jej na tyle, aby od czasu do czasu osiągnąć swój cel.
A dzisiejszym celem było wyjście z domu i skupienie myśli na jakiejś kompletnie bezużytecznej rzeczy. Gra na konsoli wydawała się być idealnym wyjściem, a gra na konsoli i popijanie drinków oraz zajadanie się niezdrowym jedzeniem, w ogóle niebem.
Wcisnęła się bokiem do wnętrza domu. Dokładnie wiedziała gdzie znajduje się salon, jednak zanim zajęła się podłączaniem sprzętu, zostawiła na stole cały swój żywieniowy ekwipunek. - Ruby przekonywała mnie, że da się to podłączyć także do tych wszystkich fikuśnych, nowoczesnych telewizorów. Zaraz to sprawdzimy. - przekonywała chyba bardziej samą siebie, bo wiele wskazywało na to, że nie potrafiła nawet odnaleźć prawidłowej wtyczki, a co dopiero podłączyć całą konsolę. - O patrz, upaćkoliłam to w czymś. - zauważyła, przecierając końcówkę kabla o swoją bluzę. Musiała przeciągnąć nią po jakimś błocie w momencie nierównej walki z okablowaniem między jej nogami.
Mówiła. Mówiła dużo, czasami bez sensu i ładu. Mówiła tylko po to, aby zagłuszyć to co obijało się o jej głowę. Wolała analizować kolorystykę ubioru bohaterów gry, niż spojrzeć prosto w twarz przyjaciela. Przeszkadzał jej dzisiaj, mimo tego, że właśnie to jego obecności potrzebowała najbardziej. Działał jej na nerwy i jednocześnie koił. Był żarem i wodą i to tak bardzo, cholernie bardzo jej dzisiaj wadziło.
Cem Ayers
-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Gdyby ktoś mu powiedział, że w środku nocy będzie mieć gościa, postukałby się w czoło. Jeśli ktoś przychodził do jego domu, to wcześniej, lub po prostu dawał znać telefonicznie. Może dlatego Ayers pogrążony był we śnie, w którym na pewno było wiele głupot. Mimo to nie było problemem dla niego obudzić się, gdy tylko usłyszał, że ktoś dzwoni do drzwi. Zwlókł się z łóżka i usiadł na nim, przetarł oczy i zerknął na telefon, kogoś naprawdę zdrowo porąbało, albo miał naprawdę dobry powód, by go o tej porze zerwać z wyra. Wstał i wyszedł z pokoju, kierując się wolno ku drzwiom wejściowym. Jako, że spodziewał się czegoś innego – prędzej żartu jakiegoś dzieciaka (a zdarzało mu się to już) niż poważnej sprawy – nawet nie założył na siebie koszulki, było ciepło, był u siebie i w dodatku kto go o tej porze zobaczy, prawda? Miał więc na sobie sportowe spodenki, w których spał kiedy było ciepło jak teraz, a o górę się nie troszczył. Kiedy więc Eden zobaczyła go przed sobą, był rozkopany, zaspany i roznegliżowany. I po prostu oniemiał, widząc ją teraz przed sobą.
Eden? Tutaj? O tej porze? – powiedział do siebie w myślach. Coś mu się nie zgadzało, zdecydowanie. Była chyba ostatnią osobą, którą by się spodziewał o tej godzinie i akurat w swoim domu.
- Hę? – mruknął, przecierając oczy, ale szybko zrobił jej miejsce, by przeszła dalej. Przecież jej nie wyrzuci, tym bardziej, że obładowana była jak polska przekupka. – Jaaaasne – powiedział udając, że jest w idealnym stanie do prowadzenia rozgrywek o tej porze.
Cem zamknął drzwi i po prostu poszedł za kobietą. Nie miał bałaganu, bo tak rzadko siedział w domu, że nie było czego sprzątać. Poszedł jeszcze do pokoju, by zgarnąć jakąś koszulkę i nie świecić tak gołą klatą po nocy, gdy nie był sam. Ubrał ją pewnie na drugą stronę, ale kto by się tym przejmował.
Wrócił do salonu i zerknął na poczynania swojej przyjaciółki. Chociaż spotykali się w różnych chwilach, musiał przyznać, że ten napad na jego dom był jednym z oryginalniejszych poczynań. Z każdą minutą czuł się bardziej otrzeźwiony. Zaczął rozmyślać o powodzie jej nocnej wycieczki, ale nie zadawał pytań. Przez ten czas, który sobie dali, nauczył się wiele o Eden. Także tego, że jeśli robiła coś dziwnego, to znaczyło, że coś było nie tak. I on, jako cierpliwy słuchacz i godny swego tytułu przyjaciela facet, czekał na odpowiedni moment, by jakoś się otworzyła i wyjaśniła swój prawdziwy cel.
Podszedł do niej i sam spróbował się połapać w tych wszystkich kablach i wtyczkach.
- No nie wiem, czy uda nam się to odpalić – nie za bardzo wiedział, czy to do siebie będzie pasowało, ale się nie poddawał. – Ale możemy w razie czego improwizować. Od biedy można pograć na laptopie, to nie to samo, ale jest na to wersja – pewnie uda im się to prędzej w ten sposób, niż z pomocą urządzenia, które przyniosła. Przyznał, że wracają wspomnienia, grywało się kiedyś i przeklinało się, gdy dobrze szło i nagle w piekielnej rundzie pokonywały cię te ogniste ośmiorniczki, czy co to tam było.
- Rozgość się – powiedział, zastanawiając się, czy nie powinna usiąść i po prostu odetchnął.
Znała jego dom dość dobrze i wiedziała gdzie czego szukać. A on? Kombinował i nie odzywał się. Eden rzadko miewała słowotok, bo zwykle to on więcej mówił. Teraz było na odwrót i zaczął się tym martwić. Zerkał na dziewczynę od czasu do czasu i zastanawiał się, co skłoniło ją do odwiedzin właśnie jego, właśnie teraz i skąd wziął się ten dziwny nastrój. Musiał czekać, aż sama zacznie opowieść. Jeśli nie, nie będzie jej naciskał. Prosty układ, który im dotychczas pasował.
Martwił się, to prawda. Przez ostatnie miesiące jego uczucia wobec Eden zmieniały się jak wynik meczu w jego ulubionym sporcie – siatkówce. Początkowo naprawdę udawało mu się być przyjacielem bez podtekstów. Dopiero po pewnym czasie zdał sobie sprawę z tego, że czuł do niej coś więcej. Kiedy pozwoliła się do siebie zbliżyć, korzystał z tego. Czasem szturchał ją ramieniem, lub obejmował jak młodszą siostrę, a nie kobietę, która mu się podobała. Czasami pozwalał jej być podporą, gdy coś robiła, lub po prostu droczył się z nią, gdy chciała coś sięgnąć z wysokiej półki, a on odkładał tę rzecz wyżej. Przepychali się wtedy jak zawodnicy na meczu. Szukał każdego możliwego kontaktu, który nie zdradzi jego prawdziwych emocji. Eden nie była głupia i był pewien, że ta się domyśli, co też zasiała w jego sercu, a co wzrastało z każdym kolejnym dniem, którego była częścią.
Musiał zadowolić się rolą przyjaciela, ale nie podda się bez walki. Chciał być dla niej wszystkim, czego szukała w mężczyźnie, tylko czy miał szansę? Najwidoczniej pasowało jej to, co znała i do czego przywykła. Jeśli tamten ją naprawdę kochał, a nie był tylko przyzwyczajony do pięknej kobiety u swego boku, miał szczęście, bo taka kobieta była prawdziwym skarbem, a o skarb trzeba dbać. Gdyby tylko chciała, to Cem troszczyłby się o nią i starał się każdego dnia uczyć się jej na pamięć.
Sprawiała zamęt w jego sercu i duszy, działała na niego jak magnes, przyciągała go całą sobą. I nawet w tej chwili, kiedy byli w dziwnej sytuacji, czuł to, co zawsze. Kolejny rozdział ich wspólnej historii właśnie się zaczął i mógł zawierać naprawdę wszystko.
- To chyba powinno być tutaj – wziął do ręki jedną część, a potem zerknął, czy w ogóle miał odpowiednie wejście dla wtyczki. I tu chyba zaczął się pojawiać mały problem, bo coś nie szło.
Wolałby wiedzieć o jej odwiedzinach, ale prawdą było to, że już się obudził, bo sama jej obecność wystarczyła, by poczuć się jak po najmocniejszej kawie. Jedyne czego nie posmakował, to jej ust i bliskiego kontaktu, ale wystarczył gest, muśnięcie dłoni, by po prostu poczuł ten przepływ energii, która między nimi istniała. Iskra prosiła się o coś więcej, ale czekała, cierpliwie na ten moment.
eden de poesy
Eden? Tutaj? O tej porze? – powiedział do siebie w myślach. Coś mu się nie zgadzało, zdecydowanie. Była chyba ostatnią osobą, którą by się spodziewał o tej godzinie i akurat w swoim domu.
- Hę? – mruknął, przecierając oczy, ale szybko zrobił jej miejsce, by przeszła dalej. Przecież jej nie wyrzuci, tym bardziej, że obładowana była jak polska przekupka. – Jaaaasne – powiedział udając, że jest w idealnym stanie do prowadzenia rozgrywek o tej porze.
Cem zamknął drzwi i po prostu poszedł za kobietą. Nie miał bałaganu, bo tak rzadko siedział w domu, że nie było czego sprzątać. Poszedł jeszcze do pokoju, by zgarnąć jakąś koszulkę i nie świecić tak gołą klatą po nocy, gdy nie był sam. Ubrał ją pewnie na drugą stronę, ale kto by się tym przejmował.
Wrócił do salonu i zerknął na poczynania swojej przyjaciółki. Chociaż spotykali się w różnych chwilach, musiał przyznać, że ten napad na jego dom był jednym z oryginalniejszych poczynań. Z każdą minutą czuł się bardziej otrzeźwiony. Zaczął rozmyślać o powodzie jej nocnej wycieczki, ale nie zadawał pytań. Przez ten czas, który sobie dali, nauczył się wiele o Eden. Także tego, że jeśli robiła coś dziwnego, to znaczyło, że coś było nie tak. I on, jako cierpliwy słuchacz i godny swego tytułu przyjaciela facet, czekał na odpowiedni moment, by jakoś się otworzyła i wyjaśniła swój prawdziwy cel.
Podszedł do niej i sam spróbował się połapać w tych wszystkich kablach i wtyczkach.
- No nie wiem, czy uda nam się to odpalić – nie za bardzo wiedział, czy to do siebie będzie pasowało, ale się nie poddawał. – Ale możemy w razie czego improwizować. Od biedy można pograć na laptopie, to nie to samo, ale jest na to wersja – pewnie uda im się to prędzej w ten sposób, niż z pomocą urządzenia, które przyniosła. Przyznał, że wracają wspomnienia, grywało się kiedyś i przeklinało się, gdy dobrze szło i nagle w piekielnej rundzie pokonywały cię te ogniste ośmiorniczki, czy co to tam było.
- Rozgość się – powiedział, zastanawiając się, czy nie powinna usiąść i po prostu odetchnął.
Znała jego dom dość dobrze i wiedziała gdzie czego szukać. A on? Kombinował i nie odzywał się. Eden rzadko miewała słowotok, bo zwykle to on więcej mówił. Teraz było na odwrót i zaczął się tym martwić. Zerkał na dziewczynę od czasu do czasu i zastanawiał się, co skłoniło ją do odwiedzin właśnie jego, właśnie teraz i skąd wziął się ten dziwny nastrój. Musiał czekać, aż sama zacznie opowieść. Jeśli nie, nie będzie jej naciskał. Prosty układ, który im dotychczas pasował.
Martwił się, to prawda. Przez ostatnie miesiące jego uczucia wobec Eden zmieniały się jak wynik meczu w jego ulubionym sporcie – siatkówce. Początkowo naprawdę udawało mu się być przyjacielem bez podtekstów. Dopiero po pewnym czasie zdał sobie sprawę z tego, że czuł do niej coś więcej. Kiedy pozwoliła się do siebie zbliżyć, korzystał z tego. Czasem szturchał ją ramieniem, lub obejmował jak młodszą siostrę, a nie kobietę, która mu się podobała. Czasami pozwalał jej być podporą, gdy coś robiła, lub po prostu droczył się z nią, gdy chciała coś sięgnąć z wysokiej półki, a on odkładał tę rzecz wyżej. Przepychali się wtedy jak zawodnicy na meczu. Szukał każdego możliwego kontaktu, który nie zdradzi jego prawdziwych emocji. Eden nie była głupia i był pewien, że ta się domyśli, co też zasiała w jego sercu, a co wzrastało z każdym kolejnym dniem, którego była częścią.
Musiał zadowolić się rolą przyjaciela, ale nie podda się bez walki. Chciał być dla niej wszystkim, czego szukała w mężczyźnie, tylko czy miał szansę? Najwidoczniej pasowało jej to, co znała i do czego przywykła. Jeśli tamten ją naprawdę kochał, a nie był tylko przyzwyczajony do pięknej kobiety u swego boku, miał szczęście, bo taka kobieta była prawdziwym skarbem, a o skarb trzeba dbać. Gdyby tylko chciała, to Cem troszczyłby się o nią i starał się każdego dnia uczyć się jej na pamięć.
Sprawiała zamęt w jego sercu i duszy, działała na niego jak magnes, przyciągała go całą sobą. I nawet w tej chwili, kiedy byli w dziwnej sytuacji, czuł to, co zawsze. Kolejny rozdział ich wspólnej historii właśnie się zaczął i mógł zawierać naprawdę wszystko.
- To chyba powinno być tutaj – wziął do ręki jedną część, a potem zerknął, czy w ogóle miał odpowiednie wejście dla wtyczki. I tu chyba zaczął się pojawiać mały problem, bo coś nie szło.
Wolałby wiedzieć o jej odwiedzinach, ale prawdą było to, że już się obudził, bo sama jej obecność wystarczyła, by poczuć się jak po najmocniejszej kawie. Jedyne czego nie posmakował, to jej ust i bliskiego kontaktu, ale wystarczył gest, muśnięcie dłoni, by po prostu poczuł ten przepływ energii, która między nimi istniała. Iskra prosiła się o coś więcej, ale czekała, cierpliwie na ten moment.
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach
-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Absolutnie nie przeszkadzało jej to, że mężczyzna otworzył jej drzwi bez koszulki. Skłamałaby, gdyby stwierdziła, że jest nieatrakcyjny, więc grzechem było zakrywać to, czym mógł się pochwalić. Zresztą, oboje byli dorośli. Eden nie rumieniła się już od kilkunastu lat na widok półnagiego, męskiego ciała. Potrafiła przelotnie przyjrzeć się pracy włożonej w budowanie sylwetki tak, aby nie wyglądało to nachalnie. I tak też zrobiła względem Ayersa: szybkim spojrzeniem otuliła jego nagi tors, w myślach przyznała, że był mocną dziewiątką i ponownie skupiła swoje myśli na konsoli.
Dobra, był dychą. Ale Eden nigdy w życiu by się do tego nie przyznała, bo osiągnięcie najwyższej noty w zestawieniu stawiało go w jednym szeregu z jej ulubionymi aktorami.
- Nie uda nam się jedynie otworzyć parasola w tyłku, z całą resztą damy radę. - bywała bardziej płodna w złote myśli niż czasami przypuszczała. Tym bardziej gdy była poddenerwowana, a jej głowa pracowała na najwyższych obrotach. Miała wrażenie, że coś w jej organizmie się przegrzewa i jeśli jeszcze przez moment Cem nie podłączy tej cholernej konsoli, wetknie mu paluchy w kontakt. Miał więc wybór: albo szybki montaż gry albo szybka śmierć. - Już wolę pograć w łapki, niż grać w Super Mario na laptopie. - burknęła. - Musisz się pośpieszyć. Jest już po północy, Elias kończy dyżur o szóstej. Nie pogramy zbyt długo jeśli będziesz się tak gramolił. - klasnęła dwukrotnie w dłonie w ramach dopingu. Jako dobry trener mogłaby nawet rozmasować mu kark, jednak nie chciała aż tak bardzo nadużywać i tak już mocno nadszarpniętej, cierpliwości mężczyzny.
Był dla niej niewiarygodnie dobry. Była przekonana, że po śmierci dostąpi najwyższego zaszczytu. Tyle cierpliwości ile on miał do niej, nie posiadał nikt inny we wszechświecie. Bywała przecież jak ciekawskie dziecko: zadawała dziesiątki pytań, celowo igrała z jego opiniami idąc na przekór, spóźniała się na umówione spotkania, a gdy prosił ją aby kupiła waniliowe lody, ona z dumą wracała ze sklepu z truskawkowymi, mimo, że sama za nimi nie przepadała. Nie była to jednak forma znęcania się nad nim: w zamian starała się być naprawdę niezłą przyjaciółką. Była dobrym słuchaczem, chętnie wydawała opinie na temat scenariuszy, które otrzymywał oraz rozwiązywała wszelkie wątpliwości, które go dopadały. Byli naprawdę zgranym zespołem, takim, który próbował nadrobić te ponad dwadzieścia lat nieobecności w swoich życiorysach.
Musiała czymś się zająć. W czasie gdy Cem walczył z podłączeniem konsoli, ona pozwoliła sobie przesypać chipsy do znalezionej w jednej z szafek misek, oraz zrobić dwa, dość mocne drinki. Nie była fanką napojów wyskokowych, jednak bywały dni, w których niezbędnym było znieczulenie tego rodzaju. Skosztowała nawet niewielki łyk, po którym wykrzywiła twarz w grymasie. Oznaczało to, że smak był odpowiedni, aby przeżyć dzisiejszą noc. - Masz gdzieś słomki? Lubię pić przez słomki. - przypomniało się jej, bo przecież przez ostatnie tygodnie nie tknęła ani jednej słomki. Były one jej totalnie zbędne, a dzisiaj okazały się jedynie powodem do tego, że mogła ponownie przelecieć szafki w kuchni przyjaciela.
- Dostałeś już może zaproszenie na urodziny Eliasa? - odezwała się, szabrując w szufladzie ze sztućcami. Dźwięk obijanego aluminium nie był przyjemny dla ucha, przez co sama się delikatnie skrzywiła. - Powiedział, że Cię zaprosi. - panowie mieli okazję się poznać. Eden sama uznała, że dla komfortu obu mężczyzn będzie to dobre rozwiązanie. Mogłaby nawet stwierdzić, że partner polubił jej przyjaciela z dzieciństwa do tego stopnia, że postanowił zaprosić go na świętowanie swoich czterdziestych urodzin. - Tydzień po przyjęciu lecę z nim do Maroko. Nie wiem skąd wziął mu się akurat ten kierunek. - ciągnęła, porzucając szufladę ze sztućcami i rzucając się równie energicznie na szafkę pełną garnków, jakby wierząc, że znajdzie tam słomki. Przesuwanie garnków okazało się być równie głośnym zajęciem co niezwykle cieszyło Eden, która poszukiwała czegoś co zagłuszy mętlik w jej głowie.
Nie znajdując upragnionej słomki, stanęła na równe nogi. Westchnęła głośno i rozejrzała się po pokoju, jakby szukając kolejnego celu, na którym będzie mogła się fizycznie wyżyć. Jednak dostrzegła coś innego, coś co dla jej poukładanej głowy było totalnym kosmosem. - Koszulkę masz źle założoną, kolego. - skarciła go, kręcąc głową.
Cem Ayers
Dobra, był dychą. Ale Eden nigdy w życiu by się do tego nie przyznała, bo osiągnięcie najwyższej noty w zestawieniu stawiało go w jednym szeregu z jej ulubionymi aktorami.
- Nie uda nam się jedynie otworzyć parasola w tyłku, z całą resztą damy radę. - bywała bardziej płodna w złote myśli niż czasami przypuszczała. Tym bardziej gdy była poddenerwowana, a jej głowa pracowała na najwyższych obrotach. Miała wrażenie, że coś w jej organizmie się przegrzewa i jeśli jeszcze przez moment Cem nie podłączy tej cholernej konsoli, wetknie mu paluchy w kontakt. Miał więc wybór: albo szybki montaż gry albo szybka śmierć. - Już wolę pograć w łapki, niż grać w Super Mario na laptopie. - burknęła. - Musisz się pośpieszyć. Jest już po północy, Elias kończy dyżur o szóstej. Nie pogramy zbyt długo jeśli będziesz się tak gramolił. - klasnęła dwukrotnie w dłonie w ramach dopingu. Jako dobry trener mogłaby nawet rozmasować mu kark, jednak nie chciała aż tak bardzo nadużywać i tak już mocno nadszarpniętej, cierpliwości mężczyzny.
Był dla niej niewiarygodnie dobry. Była przekonana, że po śmierci dostąpi najwyższego zaszczytu. Tyle cierpliwości ile on miał do niej, nie posiadał nikt inny we wszechświecie. Bywała przecież jak ciekawskie dziecko: zadawała dziesiątki pytań, celowo igrała z jego opiniami idąc na przekór, spóźniała się na umówione spotkania, a gdy prosił ją aby kupiła waniliowe lody, ona z dumą wracała ze sklepu z truskawkowymi, mimo, że sama za nimi nie przepadała. Nie była to jednak forma znęcania się nad nim: w zamian starała się być naprawdę niezłą przyjaciółką. Była dobrym słuchaczem, chętnie wydawała opinie na temat scenariuszy, które otrzymywał oraz rozwiązywała wszelkie wątpliwości, które go dopadały. Byli naprawdę zgranym zespołem, takim, który próbował nadrobić te ponad dwadzieścia lat nieobecności w swoich życiorysach.
Musiała czymś się zająć. W czasie gdy Cem walczył z podłączeniem konsoli, ona pozwoliła sobie przesypać chipsy do znalezionej w jednej z szafek misek, oraz zrobić dwa, dość mocne drinki. Nie była fanką napojów wyskokowych, jednak bywały dni, w których niezbędnym było znieczulenie tego rodzaju. Skosztowała nawet niewielki łyk, po którym wykrzywiła twarz w grymasie. Oznaczało to, że smak był odpowiedni, aby przeżyć dzisiejszą noc. - Masz gdzieś słomki? Lubię pić przez słomki. - przypomniało się jej, bo przecież przez ostatnie tygodnie nie tknęła ani jednej słomki. Były one jej totalnie zbędne, a dzisiaj okazały się jedynie powodem do tego, że mogła ponownie przelecieć szafki w kuchni przyjaciela.
- Dostałeś już może zaproszenie na urodziny Eliasa? - odezwała się, szabrując w szufladzie ze sztućcami. Dźwięk obijanego aluminium nie był przyjemny dla ucha, przez co sama się delikatnie skrzywiła. - Powiedział, że Cię zaprosi. - panowie mieli okazję się poznać. Eden sama uznała, że dla komfortu obu mężczyzn będzie to dobre rozwiązanie. Mogłaby nawet stwierdzić, że partner polubił jej przyjaciela z dzieciństwa do tego stopnia, że postanowił zaprosić go na świętowanie swoich czterdziestych urodzin. - Tydzień po przyjęciu lecę z nim do Maroko. Nie wiem skąd wziął mu się akurat ten kierunek. - ciągnęła, porzucając szufladę ze sztućcami i rzucając się równie energicznie na szafkę pełną garnków, jakby wierząc, że znajdzie tam słomki. Przesuwanie garnków okazało się być równie głośnym zajęciem co niezwykle cieszyło Eden, która poszukiwała czegoś co zagłuszy mętlik w jej głowie.
Nie znajdując upragnionej słomki, stanęła na równe nogi. Westchnęła głośno i rozejrzała się po pokoju, jakby szukając kolejnego celu, na którym będzie mogła się fizycznie wyżyć. Jednak dostrzegła coś innego, coś co dla jej poukładanej głowy było totalnym kosmosem. - Koszulkę masz źle założoną, kolego. - skarciła go, kręcąc głową.
Cem Ayers
-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Mruknął coś pod nosem, wywrócił oczami i z anielską cierpliwością nadal grzebał w kablach. Jak się okazało później, musiał zmienić kilka ustawień w telewizorze, podpiąć odpowiednią wtyczkę w odpowiednie miejsce – co nie było takie oczywiste - i po pewnym czasie udało mu się nawet osiągnąć częściowy sukces. Po włączeniu telewizora nawet coś zaczęło pracować, więc chyba był na dobrym tropie. W międzyczasie Eden zaczęła myszkować w kuchni i dobrze, przynajmniej się nie nudziła.
- Słomki? – powtórzył po kobiecie. – Chyba nie mam, ale sprawdź w szufladzie, tej po lewej stronie zmywarki – powiedział po chwili, ale wątpił w jej poszukiwania. Nie były mu potrzebne, aczkolwiek jego kumpel ze szkoły średniej, który wychowywał samotnie syna, przychodził czasem do niego i młody lubił pić przez słomkę, więc pamiętając o tym kupił paczkę, ale czy nadal je miał, czy przypadkiem nie wywalił gdzieś, to nie wiedział. Jeśli tam ich nie znajdzie, to zdecydowanie ich nie posiadał. Oj tam, małe piwo, przynajmniej tak mu się wydawało.
Kiedy Cem nadal sprawdzał, czy jest bliżej osiągnięcia celu, usłyszał pytanie, które go zaskoczyło.
- Zaproszenie? Nie, nic nie przyszło – odparł i trochę zbiło go to z tropu. Spotykali się czasem i rozmawiali na różne tematy, ale nie sądził, że zasłuży sobie na zaproszenie na urodziny. Gdyby Elias wiedział, co Cem czuje do jego dziewczyny… oj, nie byłoby już tak miło. Póki co sam sobie powtarzał, że jest to na tyle niewinne, że nawet nie widać, jak uwielbiał każdy kawałek ziemi, po której stąpała. Oczywiście starał się odgrywać swoją rolę oscarowo, ale kiedyś nie będzie w stanie tego ukryć. Ba, nie będzie chciał udawać, że jest inaczej. Kiedyś postawi wszystko na jedną kartę i powie jej prawdę.
Tymczasem cenił to, co miał. Chciała go w swoim życiu i nie mógł tego zniszczyć. Choćby miał cierpieć przez całe życie i odrzucać sygnały innych kobiet, będzie cierpiał. Wystarczyło spojrzeć na to, co teraz robił. Był środek nocy, został wyrwany ze snu i zachowywał się jak na przyjaciela przystało. Po prostu robił swoje z anielską cierpliwością.
- Może zrezygnował albo zapomniał – odparł niby ot tak sobie na jej uwagę. Z jednej strony cieszył się, że mieli dobry kontakt, ale z drugiej, to była niezła szopka. Był przyzwoitym człowiekiem, pewnie w innych okolicznościach by się mocno zaprzyjaźnili, ale jakoś nie potrafił przekroczyć pewnej granicy. Rozmawiali normalnie, wymieniali się uwagami, ale każde słowo i gest odnośnie Eden, sprawiały ból Cemilowi. Cóż on by oddał za to, by być na jego miejscu. Elias dopytywał się czasem o to, czy kogoś nie ma, zupełnie jakby wyczuwał coś. A może tak się tylko zdawało Cemowi? Każdy widział coś innego, ale Ayers doskonale wiedział, co myśli i czuje.
Gdy padła nazwa Maroko, odsunął ręce od sprzętu i odwrócił na chwilę spojrzenie w stronę okna. Nie widziała tego Eden, gdyż ciągle był sam w salonie, ale to trochę go zbiło z tropu i sprawiło, że wewnętrzny spokój oddalał się coraz bardziej, robiąc miejsce zwyczajnej zazdrości. Było tyle miejsc, które chciałby pokazać swojej przyjaciółce, ale nie mógł. Nie wolno mu było tego zrobić, nie wypadało nawet zaproponować czegoś takiego. Utknął w czymś, co było bardzo niewygodne. Był przyjacielem, który kochał swoją najlepszą kumpelę. Brzmi jak serialowa drama, ale tak właśnie było.
- Dobry wybór – powiedział lekko zmienionym głosem, ale po dwóch głębszych wdechach poczuł się nieco lepiej i mógł mówić dalej. – Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić – był szczery, życzył im miłej wycieczki, ale gdyby mógł, spełniłby swoją dawną groźbę wobec kobiety. Porwałby ją.
Nie mógł o tym myśleć, ale wracało to do niego jak bumerang. Był w stanie ją złapać, przewiesić sobie przez ramię, wrzucić do samochodu i odjechać w siną dal. To był dobry plan, ale chyba nierealny w tym przypadku. Bo jeśli czegoś by nie mógł przetrawić, to jej odrzucenia.
- No dobrze, chyba mi się udało to podłączyć – powiedział w końcu, kiedy wszystko wydawało się mieć już swoje docelowe miejsce i wyglądało to dość… nieźle. W każdym razie podparł boki i odsunął się od telewizora. – Najwyżej coś wybuchnie – powiedział po chwili, chociaż nie sądził, by go słyszała. Chociaż może?
Wróciła, energiczna jakby był środek dnia i pełna zapału wytknęła mu źle założoną koszulkę. Zmrużył oczy i pokręcił głową.
- Czepiasz się, wiesz? Kto mnie tu poza tobą widzi? – ano nikt. Mimo to zdjął koszulkę i zamiast ją poprawnie założyć, rzucił ją w stronę kanapy. Podszedł później do okna i uchylił je, by wpuścić trochę powietrza. Było mu gorąco, a jeszcze nawet nie zaczęli pić alkoholu. Wystarczyła mu chyba sama obecność Eden.
- Znalazłaś te słomki w końcu? – zapytał, ale wyglądało na to, że nie. – Sam poszukam – zaoferował się, po czym posprawdzał tam, gdzie Eden mogła nie zajrzeć. W końcu znalazł, ale w zupełnie innym miejscu niż się spodziewał.
- No dobrze, przygotowałaś się odpowiednio – mieli drinki, coś do jedzenia. I prawdopodobnie uda im się odpalić grę. Latami w to nie grał, ale wracały wspomnienia. Kiedyś dobrze się przy tym bawił, nawet setny raz powtarzając te same poziomy, gdy mu nie szło.
- Siadaj, gdzie ci będzie wygodnie – zachęcił, a potem sam to zrobił. – Jeśli masz wszystko, co chciałaś, to możemy zaczynać. Przypominam, że ci się spieszy – wziął do ręki szklankę z drinkiem i upił trochę. Zdecydowanie nie wyrobiłby bez procentów tej nocy. Cem nie należał do tych osób, które piły zbyt wiele, ale nie odmawiał alkoholu. Po prostu nie lubił tracić nad sobą kontroli. Taka ilość to nic, ale na pewno go trochę ruszy. Może zacznie mówić więcej? W każdym razie w tej chwili nie mógł zapomnieć o tym planowanym wyjeździe Eden i jej chłopaka. I to sprawiło, że zmarszczył nieco czoło, co świadczyło o tym, że intensywnie nad czymś myślał.
eden de poesy
- Słomki? – powtórzył po kobiecie. – Chyba nie mam, ale sprawdź w szufladzie, tej po lewej stronie zmywarki – powiedział po chwili, ale wątpił w jej poszukiwania. Nie były mu potrzebne, aczkolwiek jego kumpel ze szkoły średniej, który wychowywał samotnie syna, przychodził czasem do niego i młody lubił pić przez słomkę, więc pamiętając o tym kupił paczkę, ale czy nadal je miał, czy przypadkiem nie wywalił gdzieś, to nie wiedział. Jeśli tam ich nie znajdzie, to zdecydowanie ich nie posiadał. Oj tam, małe piwo, przynajmniej tak mu się wydawało.
Kiedy Cem nadal sprawdzał, czy jest bliżej osiągnięcia celu, usłyszał pytanie, które go zaskoczyło.
- Zaproszenie? Nie, nic nie przyszło – odparł i trochę zbiło go to z tropu. Spotykali się czasem i rozmawiali na różne tematy, ale nie sądził, że zasłuży sobie na zaproszenie na urodziny. Gdyby Elias wiedział, co Cem czuje do jego dziewczyny… oj, nie byłoby już tak miło. Póki co sam sobie powtarzał, że jest to na tyle niewinne, że nawet nie widać, jak uwielbiał każdy kawałek ziemi, po której stąpała. Oczywiście starał się odgrywać swoją rolę oscarowo, ale kiedyś nie będzie w stanie tego ukryć. Ba, nie będzie chciał udawać, że jest inaczej. Kiedyś postawi wszystko na jedną kartę i powie jej prawdę.
Tymczasem cenił to, co miał. Chciała go w swoim życiu i nie mógł tego zniszczyć. Choćby miał cierpieć przez całe życie i odrzucać sygnały innych kobiet, będzie cierpiał. Wystarczyło spojrzeć na to, co teraz robił. Był środek nocy, został wyrwany ze snu i zachowywał się jak na przyjaciela przystało. Po prostu robił swoje z anielską cierpliwością.
- Może zrezygnował albo zapomniał – odparł niby ot tak sobie na jej uwagę. Z jednej strony cieszył się, że mieli dobry kontakt, ale z drugiej, to była niezła szopka. Był przyzwoitym człowiekiem, pewnie w innych okolicznościach by się mocno zaprzyjaźnili, ale jakoś nie potrafił przekroczyć pewnej granicy. Rozmawiali normalnie, wymieniali się uwagami, ale każde słowo i gest odnośnie Eden, sprawiały ból Cemilowi. Cóż on by oddał za to, by być na jego miejscu. Elias dopytywał się czasem o to, czy kogoś nie ma, zupełnie jakby wyczuwał coś. A może tak się tylko zdawało Cemowi? Każdy widział coś innego, ale Ayers doskonale wiedział, co myśli i czuje.
Gdy padła nazwa Maroko, odsunął ręce od sprzętu i odwrócił na chwilę spojrzenie w stronę okna. Nie widziała tego Eden, gdyż ciągle był sam w salonie, ale to trochę go zbiło z tropu i sprawiło, że wewnętrzny spokój oddalał się coraz bardziej, robiąc miejsce zwyczajnej zazdrości. Było tyle miejsc, które chciałby pokazać swojej przyjaciółce, ale nie mógł. Nie wolno mu było tego zrobić, nie wypadało nawet zaproponować czegoś takiego. Utknął w czymś, co było bardzo niewygodne. Był przyjacielem, który kochał swoją najlepszą kumpelę. Brzmi jak serialowa drama, ale tak właśnie było.
- Dobry wybór – powiedział lekko zmienionym głosem, ale po dwóch głębszych wdechach poczuł się nieco lepiej i mógł mówić dalej. – Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić – był szczery, życzył im miłej wycieczki, ale gdyby mógł, spełniłby swoją dawną groźbę wobec kobiety. Porwałby ją.
Nie mógł o tym myśleć, ale wracało to do niego jak bumerang. Był w stanie ją złapać, przewiesić sobie przez ramię, wrzucić do samochodu i odjechać w siną dal. To był dobry plan, ale chyba nierealny w tym przypadku. Bo jeśli czegoś by nie mógł przetrawić, to jej odrzucenia.
- No dobrze, chyba mi się udało to podłączyć – powiedział w końcu, kiedy wszystko wydawało się mieć już swoje docelowe miejsce i wyglądało to dość… nieźle. W każdym razie podparł boki i odsunął się od telewizora. – Najwyżej coś wybuchnie – powiedział po chwili, chociaż nie sądził, by go słyszała. Chociaż może?
Wróciła, energiczna jakby był środek dnia i pełna zapału wytknęła mu źle założoną koszulkę. Zmrużył oczy i pokręcił głową.
- Czepiasz się, wiesz? Kto mnie tu poza tobą widzi? – ano nikt. Mimo to zdjął koszulkę i zamiast ją poprawnie założyć, rzucił ją w stronę kanapy. Podszedł później do okna i uchylił je, by wpuścić trochę powietrza. Było mu gorąco, a jeszcze nawet nie zaczęli pić alkoholu. Wystarczyła mu chyba sama obecność Eden.
- Znalazłaś te słomki w końcu? – zapytał, ale wyglądało na to, że nie. – Sam poszukam – zaoferował się, po czym posprawdzał tam, gdzie Eden mogła nie zajrzeć. W końcu znalazł, ale w zupełnie innym miejscu niż się spodziewał.
- No dobrze, przygotowałaś się odpowiednio – mieli drinki, coś do jedzenia. I prawdopodobnie uda im się odpalić grę. Latami w to nie grał, ale wracały wspomnienia. Kiedyś dobrze się przy tym bawił, nawet setny raz powtarzając te same poziomy, gdy mu nie szło.
- Siadaj, gdzie ci będzie wygodnie – zachęcił, a potem sam to zrobił. – Jeśli masz wszystko, co chciałaś, to możemy zaczynać. Przypominam, że ci się spieszy – wziął do ręki szklankę z drinkiem i upił trochę. Zdecydowanie nie wyrobiłby bez procentów tej nocy. Cem nie należał do tych osób, które piły zbyt wiele, ale nie odmawiał alkoholu. Po prostu nie lubił tracić nad sobą kontroli. Taka ilość to nic, ale na pewno go trochę ruszy. Może zacznie mówić więcej? W każdym razie w tej chwili nie mógł zapomnieć o tym planowanym wyjeździe Eden i jej chłopaka. I to sprawiło, że zmarszczył nieco czoło, co świadczyło o tym, że intensywnie nad czymś myślał.
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach
-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Dałaby sobie obie ręce uciąć, że Elias wysyłał zaproszenia w zeszłym tygodniu. Prosił też o adres Cema, więc skłonna była uwierzyć, że jeden egzemplarz przygotował także aktorowi. Eden cieszyła się z tej decyzji: wskazywałaby ona na to, że panowie złapali nić porozumienia i nie ma absolutnie żadnej złej krwi między jej chłopakiem, a przyjacielem.
Nie wszyscy przecież wierzyli w damsko-męską przyjaźń. Byli też tacy, którzy i na nich patrzyli z przymrużeniem oka, kpiąco śmiejąc się, będąc zapewniani o czystości intencji. Kto wie, może Ci wątpiący widzieli nieco więcej niż sama Eden chciała do siebie dopuścić. Bo przecież każde przeciągnięte spojrzenie tłumaczyła po prostu tym, że w tej samej chwili rozbawiła ich ta sama rzecz. Każdy dotyk był dla niej dziełem przypadku, śmiech nie mający końca - wspomnieniem dzieciństwa. Łapali się też czasami na tym, że w tej samej chwili wypowiadali tę samą myśl, co było zarazem straszne i piękne. Jakby ktoś kiedyś rozpołowił jedną duszę i dla zabawy wcisnął w dwa, zupełnie obce ciała.
- Ja mu przypomnę. Bo to bardzo niemiłe z jego strony. - westchnęła cicho, bo naprawdę liczyła na obecność Cema podczas urodzin jej chłopaka. Miały być huczne, miało pojawić się bardzo wiele znanych i cenionych osób. Miał być gwar, śmiech i litry alkoholu. I w tym wszystkim ona, potrzebująca osoby, która ukoi jej rozkołatane serce i przebodźcowaną głowę. Potrzebowała jego spokoju, głosu, który w najbardziej spektakularnym i głośnym punkcie imprezy, z balkonu będzie próbował zlokalizować wielki wóz, wskazując zupełnie inną konstelację, na co Eden wcale się nie nabierze.
Chciała mieć w sobie tyle samo entuzjazmu na wieść o Maroko, co Cem. Albo przynajmniej tyle ile jej się wydawało, że miał. Bo przecież nie widziała jego prawdziwej reakcji, wręcz alergicznej, na samo wspomnienie tego pomysłu. Dla niej wycieczka do Afryki nie była jedynie urlopem, którego potrzebowała. Była rozpoczęciem zupełnie innego etapu, a ona za bardzo lubiła swoje dotychczasowe życie, aby tak szybko z niego rezygnować. - Elias nie potrafił mi powiedzieć czym pachnie Maroko. - a wręcz uznał to za dziecinne pytanie i żart, o którym szybko zapomniał. Musiała więc sama poczytać i znaleźć informacje o kraju, który miał być nowym p o c z ą t k i e m .
Była urażona jego komentarzem. Zakomunikowała to nawet odpowiednim wyrazem twarzy, dumnie unosząc podbródek. - A to ja nie zasługuję na to, abyś wyglądał przy mnie jak człowiek? - może nie była wyjątkowym gościem w jego domu, jednak bagatelizowanie jej osoby sprawiło, że zrobiło się jej nieco przykro.
Nie sądziła jednak, że swoim komentarzem spowoduje, że Ayers ponownie zaprezentuje swój nagi tors. Była pewna, że robi to specjalnie, bo wcześniej dostrzegł jej zainteresowanie męskim ciałem. Postanowiła jednak udawać niewzruszoną i nie pozwalając sobie na wzrokowe wycieczki po jego ciele, zajęła miejsce na ziemi, tyłem do mężczyzny.
Tak dla bezpieczeństwa. - Może umówmy się, że kolejnym razem dresscode powinien być bardziej kompletny? - nie odwróciła się w jego stronę. W jej głosie na próżno było szukać nutki żartu, jednak powagi także nie było tam za grosz. Była to forma niewinnego flirtu, na który Eden pozwoliła sobie względem mężczyzny chyba po raz pierwszy. I to tylko dlatego, że chyba za bardzo zaangażowała się w testowanie przygotowanych drinków.
Podziękowała mu za słomki skinieniem głowy, bo dłonie miała zajęte szybką rozgrzewką. Miała zamiar spuścić mu srogi łomot, dobiegając pierwsza do księżniczki. - Którym się skacze? - odchyliła głowę do tyłu, kładąc ją na kanapie. Zanim zacznie, chciała przypomnieć sobie do czego służą absolutnie wszystkie przyciski na padzie. Gdy już konsola nie miała przed nią żadnych tajemnic, wyprostowała się i ponownie wbiła wzrok w ekran telewizora, na którym migotały kwadratowe napisy. Przed rozpoczęciem rozgrywki pociągnęła jeszcze przez słomkę kilka łyków drinka, traktując go prawie jak izotonik.
Nie widziała wyrazu twarzy Cema, tak samo jak on nie był świadomy tego jak na jej twarzy obojętność zamieniała się w lęk, pod postacią łez gnieżdżących się w kącikach oczu. Nie mogła zrzucić tego na wzruszenie dzisiejszą nocą. Musiała mrugnąć kilkukrotnie, aby pozbyć się problemu. Westchnęła cicho, dziarsko krocząc przed siebie swoim Mario, całkiem nieźle zbierając po drodze wszystkie gwiazdki, grzybki i inne kolorowe stwory. - W Marrakeszu jest podobno piękny ogród, w którym rozsypane są prochy Yves Sant Laurenta. Mawia się, że uwielbiał tam przebywać ze swoim partnerem. - rozpoczęła niewinnie, nadal nie przestając kroczyć naprzód swoją postacią w grze. - Elias mówił, że to piękne miejsce na zaręczyny. - dodała po chwili, tuż przed tym jak jej postać wpadła w przepaść przed samym końcem rozgrywki. Wydawała się nie przejmować tą porażką. Chwyciła za to ponownie za szklankę z drinkiem, która stała spokojnie obok niej, na podłodze. Tym razem skosztowała nieco więcej, jakby czując, że zaschło jej w gardle. I nie odwróciła się w stronę przyjaciela, czekała aż wciśnie ponownie START, aby rozpocząć rozgrywkę od nowa.
Cem Ayers
Nie wszyscy przecież wierzyli w damsko-męską przyjaźń. Byli też tacy, którzy i na nich patrzyli z przymrużeniem oka, kpiąco śmiejąc się, będąc zapewniani o czystości intencji. Kto wie, może Ci wątpiący widzieli nieco więcej niż sama Eden chciała do siebie dopuścić. Bo przecież każde przeciągnięte spojrzenie tłumaczyła po prostu tym, że w tej samej chwili rozbawiła ich ta sama rzecz. Każdy dotyk był dla niej dziełem przypadku, śmiech nie mający końca - wspomnieniem dzieciństwa. Łapali się też czasami na tym, że w tej samej chwili wypowiadali tę samą myśl, co było zarazem straszne i piękne. Jakby ktoś kiedyś rozpołowił jedną duszę i dla zabawy wcisnął w dwa, zupełnie obce ciała.
- Ja mu przypomnę. Bo to bardzo niemiłe z jego strony. - westchnęła cicho, bo naprawdę liczyła na obecność Cema podczas urodzin jej chłopaka. Miały być huczne, miało pojawić się bardzo wiele znanych i cenionych osób. Miał być gwar, śmiech i litry alkoholu. I w tym wszystkim ona, potrzebująca osoby, która ukoi jej rozkołatane serce i przebodźcowaną głowę. Potrzebowała jego spokoju, głosu, który w najbardziej spektakularnym i głośnym punkcie imprezy, z balkonu będzie próbował zlokalizować wielki wóz, wskazując zupełnie inną konstelację, na co Eden wcale się nie nabierze.
Chciała mieć w sobie tyle samo entuzjazmu na wieść o Maroko, co Cem. Albo przynajmniej tyle ile jej się wydawało, że miał. Bo przecież nie widziała jego prawdziwej reakcji, wręcz alergicznej, na samo wspomnienie tego pomysłu. Dla niej wycieczka do Afryki nie była jedynie urlopem, którego potrzebowała. Była rozpoczęciem zupełnie innego etapu, a ona za bardzo lubiła swoje dotychczasowe życie, aby tak szybko z niego rezygnować. - Elias nie potrafił mi powiedzieć czym pachnie Maroko. - a wręcz uznał to za dziecinne pytanie i żart, o którym szybko zapomniał. Musiała więc sama poczytać i znaleźć informacje o kraju, który miał być nowym p o c z ą t k i e m .
Była urażona jego komentarzem. Zakomunikowała to nawet odpowiednim wyrazem twarzy, dumnie unosząc podbródek. - A to ja nie zasługuję na to, abyś wyglądał przy mnie jak człowiek? - może nie była wyjątkowym gościem w jego domu, jednak bagatelizowanie jej osoby sprawiło, że zrobiło się jej nieco przykro.
Nie sądziła jednak, że swoim komentarzem spowoduje, że Ayers ponownie zaprezentuje swój nagi tors. Była pewna, że robi to specjalnie, bo wcześniej dostrzegł jej zainteresowanie męskim ciałem. Postanowiła jednak udawać niewzruszoną i nie pozwalając sobie na wzrokowe wycieczki po jego ciele, zajęła miejsce na ziemi, tyłem do mężczyzny.
Tak dla bezpieczeństwa. - Może umówmy się, że kolejnym razem dresscode powinien być bardziej kompletny? - nie odwróciła się w jego stronę. W jej głosie na próżno było szukać nutki żartu, jednak powagi także nie było tam za grosz. Była to forma niewinnego flirtu, na który Eden pozwoliła sobie względem mężczyzny chyba po raz pierwszy. I to tylko dlatego, że chyba za bardzo zaangażowała się w testowanie przygotowanych drinków.
Podziękowała mu za słomki skinieniem głowy, bo dłonie miała zajęte szybką rozgrzewką. Miała zamiar spuścić mu srogi łomot, dobiegając pierwsza do księżniczki. - Którym się skacze? - odchyliła głowę do tyłu, kładąc ją na kanapie. Zanim zacznie, chciała przypomnieć sobie do czego służą absolutnie wszystkie przyciski na padzie. Gdy już konsola nie miała przed nią żadnych tajemnic, wyprostowała się i ponownie wbiła wzrok w ekran telewizora, na którym migotały kwadratowe napisy. Przed rozpoczęciem rozgrywki pociągnęła jeszcze przez słomkę kilka łyków drinka, traktując go prawie jak izotonik.
Nie widziała wyrazu twarzy Cema, tak samo jak on nie był świadomy tego jak na jej twarzy obojętność zamieniała się w lęk, pod postacią łez gnieżdżących się w kącikach oczu. Nie mogła zrzucić tego na wzruszenie dzisiejszą nocą. Musiała mrugnąć kilkukrotnie, aby pozbyć się problemu. Westchnęła cicho, dziarsko krocząc przed siebie swoim Mario, całkiem nieźle zbierając po drodze wszystkie gwiazdki, grzybki i inne kolorowe stwory. - W Marrakeszu jest podobno piękny ogród, w którym rozsypane są prochy Yves Sant Laurenta. Mawia się, że uwielbiał tam przebywać ze swoim partnerem. - rozpoczęła niewinnie, nadal nie przestając kroczyć naprzód swoją postacią w grze. - Elias mówił, że to piękne miejsce na zaręczyny. - dodała po chwili, tuż przed tym jak jej postać wpadła w przepaść przed samym końcem rozgrywki. Wydawała się nie przejmować tą porażką. Chwyciła za to ponownie za szklankę z drinkiem, która stała spokojnie obok niej, na podłodze. Tym razem skosztowała nieco więcej, jakby czując, że zaschło jej w gardle. I nie odwróciła się w stronę przyjaciela, czekała aż wciśnie ponownie START, aby rozpocząć rozgrywkę od nowa.
Cem Ayers
-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Cem chciał powiedzieć, że absolutnie się nie gniewa z tego powodu, ale wyszło mu jedynie chrząknięcie, które można było interpretować w różny sposób. No cóż, zaproszenie byłoby miłym gestem, ale jeśli miał być szczery, nie obraziłby się, gdyby został pominięty. Nie chodziło o niego czy to, że nie chciał się nigdzie pokazywać towarzysko. Chodziło o Eden. Za każdym razem, gdy widział tę dwójkę szczęśliwych ludzi, czuł się tak podle, że nie potrafił sobie poradzić z natrętnymi myślami. Najgorsze było to, że będąc facetem bardzo wysokim, nie mógł tak łatwo zniknąć w tłumie. Choćby nie chciał, przyjaciółka szybko go odnajdywała, tak jak jej chłopak.
Ayers szukał zawsze spokoju, by na chwilę uspokoić myśli i serce. Wychodził na zewnątrz, czy siadał w jakimś kącie, gdzie można go było przeoczyć. I wierzył, że tym razem będzie podobnie. Zawsze mógł też wyjść z przyjęcia, wymawiając się jakimś głupim i oczywiście nieprawdziwym powodem.
- W porządku. Zrobi co zechce – powiedział niby to obojętnym tonem. Kiepsko przy niej kłamał, więc postanowił po prostu mówić inaczej, omijając prawdę szerokim łukiem.
Musiał jakoś maskować prawdziwe odczucia. Nie miał wyboru. Zawsze śmiał się z tego, gdy ktoś powiedział, że się uzupełniają, bo co miał zrobić? Ona też nie domyślała się, co tak naprawdę kryło się za tym uśmiechem, bo wcale nie dobry żart czy trafna uwaga. Ironia losu raczej. Ktoś, kto by ich nie znał, mógłby śmiało powiedzieć, że są jak stare małżeństwo, podroczą się, pogniewają na siebie, ale na końcu po prostu podsumują to śmiechem i poklepią się po ramionach.
Ileż to razy stojąc za Eden, która coś trzymała w rękach i przeglądała zawzięcie, on nachylał się ponad jej ramieniem, by móc chociaż przez chwilę upajać się zapachem jej włosów. Tych samych, które chciał przeczesać palcami i wtulać w nie swoją twarz. Oszałamiała go za każdym razem. Był zakochany jak wariat i nie potrafił nic na to poradzić.
- A nie wyglądam? – zapytał zaczepnie. – Jest gorąco, więc po drinku i tak bym się rozebrał – wzruszył ramionami. Poza tym był u siebie i mógł robić, co chciał. Także zrezygnować z koszulki.
- Przeszkadza ci to, naprawdę? – zdziwił się trochę, ale tak naprawdę trochę ją podpuszczał. Uprawiał sport i dbał o siebie, co było widać. Gdyby chciała się jeszcze przyjrzeć jego sylwetce, zauważyłaby tatuaż pod ramieniem, ciągnący się od pleców do klatki piersiowej. Był to cytat, który kazał sobie wytatuować kilka lat temu. Rzadko był tak dobrze widoczny, bo nieczęsto pokazywał się bez koszulki publicznie.
Uśmiechnął się, gdy usiadła tyłem do niego. Kiedy jednak zapytała go o przyciski, po prostu się nachylił i pokazał co i jak, o ile oczywiście dobrze pamiętał wszystko. Sam wziął drugiego pada i zaczął się nim bawić. Trochę przeszkadzało mu to, że kontroler był zdecydowanie dla praworęcznych osób i układ guzików trochę mu nie leżał, ale z drugiej strony kiedyś było tak samo i dawał radę. No cóż poradzić, tak się złożyło akurat.
Skupił się na ekranie i tym, co się na nim działo. Sięgnął po swojego drinka i napił się go akurat w momencie, kiedy wspomniała o romantycznym miejscu w sam raz na oświadczyny. Zaczął się krztusić i chyba niewiele brakowało, by się biedak udusił.
- Czy… możesz… - nie dokończył zdania, tylko wskazał na swoje plecy, gdy spojrzała w jego stronę. Chodziło mu oczywiście o to, by go poklepała, a może mu przejdzie. Nie spodziewał się takich słów i zaskoczyła go. Wiedział, że byli ze sobą długo, ale mimo to… jeśli do tego dojdzie i ona się zgodzi…
Wolał o tym nie myśleć, ale miał wrażenie, że jego nadzieje wtedy zostaną pogrzebane na dobre.
Kaszlał i prychał jeszcze przez chwilę, a później, gdy już doszedł do siebie, po prostu starał się udawać, że wcale się nie przejął jej słowami i to był zwykły zbieg okoliczności. Nie był. Unikał spojrzenia jej czujnych oczu. Wolał się zająć grą, która tak naprawdę wcale nie szła mu zbyt dobrze jakby chciał. Zupełnie stracił humor i kusił na prostych przeszkodach.
- w Kapadocji o wschodzie słońca można wzbić się balonem w powietrze i podziwiać widoki. Gdybym miał się komuś oświadczyć, zrobiłbym to właśnie tam. Podobno to piękne widoki i niesamowite przeżycie – nie sądził, by miał to zobaczyć na własne oczy czy poczuć klimat miejsca, gdy jego ukochana zdawała się z każdym dniem oddalać się coraz bardziej od niego. Niby byli obok siebie, mógłby ją teraz objąć i powiedzieć, by nie uciekała od niego, a wręcz przeciwnie. Mogłaby zostać z nim i poczuć wiatr wolności we włosach. On by jej nie ograniczał, chciałby dotrzymywać jej kroku. Gdyby tylko dała mu jakiś znak, gest, słowo – cokolwiek, by się w tej chwili nie poddawał. Zamiast na grze skupił się na jej postaci. Jego jasne oczy były smutne, ale wiedział, że nic na to nie poradzi. Co ma być, to będzie. Życzył jej szczęścia, zawsze, ale chciałby to uczucie dzielić z nią wspólnie.
eden de poesy
Ayers szukał zawsze spokoju, by na chwilę uspokoić myśli i serce. Wychodził na zewnątrz, czy siadał w jakimś kącie, gdzie można go było przeoczyć. I wierzył, że tym razem będzie podobnie. Zawsze mógł też wyjść z przyjęcia, wymawiając się jakimś głupim i oczywiście nieprawdziwym powodem.
- W porządku. Zrobi co zechce – powiedział niby to obojętnym tonem. Kiepsko przy niej kłamał, więc postanowił po prostu mówić inaczej, omijając prawdę szerokim łukiem.
Musiał jakoś maskować prawdziwe odczucia. Nie miał wyboru. Zawsze śmiał się z tego, gdy ktoś powiedział, że się uzupełniają, bo co miał zrobić? Ona też nie domyślała się, co tak naprawdę kryło się za tym uśmiechem, bo wcale nie dobry żart czy trafna uwaga. Ironia losu raczej. Ktoś, kto by ich nie znał, mógłby śmiało powiedzieć, że są jak stare małżeństwo, podroczą się, pogniewają na siebie, ale na końcu po prostu podsumują to śmiechem i poklepią się po ramionach.
Ileż to razy stojąc za Eden, która coś trzymała w rękach i przeglądała zawzięcie, on nachylał się ponad jej ramieniem, by móc chociaż przez chwilę upajać się zapachem jej włosów. Tych samych, które chciał przeczesać palcami i wtulać w nie swoją twarz. Oszałamiała go za każdym razem. Był zakochany jak wariat i nie potrafił nic na to poradzić.
- A nie wyglądam? – zapytał zaczepnie. – Jest gorąco, więc po drinku i tak bym się rozebrał – wzruszył ramionami. Poza tym był u siebie i mógł robić, co chciał. Także zrezygnować z koszulki.
- Przeszkadza ci to, naprawdę? – zdziwił się trochę, ale tak naprawdę trochę ją podpuszczał. Uprawiał sport i dbał o siebie, co było widać. Gdyby chciała się jeszcze przyjrzeć jego sylwetce, zauważyłaby tatuaż pod ramieniem, ciągnący się od pleców do klatki piersiowej. Był to cytat, który kazał sobie wytatuować kilka lat temu. Rzadko był tak dobrze widoczny, bo nieczęsto pokazywał się bez koszulki publicznie.
Uśmiechnął się, gdy usiadła tyłem do niego. Kiedy jednak zapytała go o przyciski, po prostu się nachylił i pokazał co i jak, o ile oczywiście dobrze pamiętał wszystko. Sam wziął drugiego pada i zaczął się nim bawić. Trochę przeszkadzało mu to, że kontroler był zdecydowanie dla praworęcznych osób i układ guzików trochę mu nie leżał, ale z drugiej strony kiedyś było tak samo i dawał radę. No cóż poradzić, tak się złożyło akurat.
Skupił się na ekranie i tym, co się na nim działo. Sięgnął po swojego drinka i napił się go akurat w momencie, kiedy wspomniała o romantycznym miejscu w sam raz na oświadczyny. Zaczął się krztusić i chyba niewiele brakowało, by się biedak udusił.
- Czy… możesz… - nie dokończył zdania, tylko wskazał na swoje plecy, gdy spojrzała w jego stronę. Chodziło mu oczywiście o to, by go poklepała, a może mu przejdzie. Nie spodziewał się takich słów i zaskoczyła go. Wiedział, że byli ze sobą długo, ale mimo to… jeśli do tego dojdzie i ona się zgodzi…
Wolał o tym nie myśleć, ale miał wrażenie, że jego nadzieje wtedy zostaną pogrzebane na dobre.
Kaszlał i prychał jeszcze przez chwilę, a później, gdy już doszedł do siebie, po prostu starał się udawać, że wcale się nie przejął jej słowami i to był zwykły zbieg okoliczności. Nie był. Unikał spojrzenia jej czujnych oczu. Wolał się zająć grą, która tak naprawdę wcale nie szła mu zbyt dobrze jakby chciał. Zupełnie stracił humor i kusił na prostych przeszkodach.
- w Kapadocji o wschodzie słońca można wzbić się balonem w powietrze i podziwiać widoki. Gdybym miał się komuś oświadczyć, zrobiłbym to właśnie tam. Podobno to piękne widoki i niesamowite przeżycie – nie sądził, by miał to zobaczyć na własne oczy czy poczuć klimat miejsca, gdy jego ukochana zdawała się z każdym dniem oddalać się coraz bardziej od niego. Niby byli obok siebie, mógłby ją teraz objąć i powiedzieć, by nie uciekała od niego, a wręcz przeciwnie. Mogłaby zostać z nim i poczuć wiatr wolności we włosach. On by jej nie ograniczał, chciałby dotrzymywać jej kroku. Gdyby tylko dała mu jakiś znak, gest, słowo – cokolwiek, by się w tej chwili nie poddawał. Zamiast na grze skupił się na jej postaci. Jego jasne oczy były smutne, ale wiedział, że nic na to nie poradzi. Co ma być, to będzie. Życzył jej szczęścia, zawsze, ale chciałby to uczucie dzielić z nią wspólnie.
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach
-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Wiedziała, że celowo ciągnął temat braku koszulki. I dopóki ona będzie zwracała na to uwagę, on jeszcze bardziej będzie się nakręcał. Zupełnie jak z dzieckiem, które testowało granice rodzica. Jednak ta jedna komórka w jej ciele nie pozwalała jej odpuścić zbyt łatwo. Musiała podjąć się tej szermierki słownej, chociażby po to, aby przez kilka sekund czuć triumf nad rozmówcą. - Nie przeszkadza. Widuję to często, chociażby na siłowni. - nie wiedząc czemu, panowie uczestniczący w zajęciach na siłowni, byli wielkimi fanami nagich torsów, oczywiście swoich własnych. Całe szczęście, że i w tym przypadku było na czym zawiesić oko, bo nie zniosłaby dwóch godzin w miejscu, gdzie były marne doznania wzrokowe. Nie to, że oceniała ludzi po okładce. Po prostu wychodziła z założenia, że skoro masz już się czymś chwalić, to rób to dobrze. Półśrodki nie wchodziły wtedy w grę. - A jeszcze lepiej jak mężczyzna ma czarną, obcisłą bluzkę na ramiączka. Taką to rozerwałabym sama. - brnęła w to dalej, całe szczęście nie musząc obserwować reakcji przyjaciela. Siedzenie tyłem do niego okazało się być bardzo wygodne: jej twarz mogła przybrać wszelki grymas, a on nie będzie tego absolutnie świadomy.
Dopiero słysząc groźnie brzmiące zadławienie, obróciła się za siebie. Z początku myślała, że jest to głupi żart, więc skarciła przyjaciela wzrokiem. Jej samej też nie było przecież do śmiechu z tymi zaręczynami, jednak nie wygłupiała się w taki sposób. Dopiero gdy otwarcie poprosił o pomoc, wskoczyła na kanapę, zajmując miejsce obok niego. Zdenerwowana, poklepywała go po plecach, bojąc się o jego zdrowie a nawet życie. Nie chciała, aby zszedł z tego świata w takich okolicznościach: nie umiała udzielić pierwszej pomocy, a przecież była ostatnią osobą, która widziała go żywego. Oczami wyobraźni widziała już te wszystkie nagłówki w gazetach i rozprawy sądowe.
Jakże jej ulżyło, gdy Cem zaczął łapać spokojnie oddech. - Spójrz na mnie. Wciągnij powietrze spokojnie nosem, a wypuść ustami. - instruowała go, nie wiedząc czy ma to jakieś medyczne przełożenie. Jej zawsze pomagało więc dlaczego miałaby nie podzielić się z nim tym sposobem? - Wyglądało to naprawdę groźnie. - przyznała, jednak teraz mogła spokojnie odetchnąć. W geście troski, palcem wskazującym przetarła kąciki oczu mężczyzny, aby pozbyć się z nich łez, które pojawiły się zapewne na wskutek zakrztuszenia.
Gdy sytuacja była opanowana, nie wróciła na swoje poprzednie miejsce. Oparła się wygodnie o kanapę, wbijając wzrok w ekran telewizora.
Czy miała mu za złe, że nie wyczytał w jej tonie smutku? Tak, choć wiedziała, że nie powinna. Cem był człowiekiem wielu talentów, żadnym z nich nie było jednak czytanie w myślach. Z drugiej strony, słyszała też niejednokrotnie o lojalności mężczyzn, więc popieranie Eliasa też nie wydawało się jej jakieś kontrowersyjne.
Jednak musiała przyznać, że czekała na inną reakcję. Że jako jedyny zauważy to, że nie była pewna. Poznał ją przecież na tyle, że mógł wiedzieć, że zaręczyny z takim człowiekiem były pewną formą ubezwłasnowolnienia. Że straci swoją tożsamość, iskrę, którą przecież tak bardzo doceniał.
Nie powiedziała jednak nic. Starała się pogodzić z reakcją przyjaciela, albo raczej z brakiem reakcji. Na opowieść o jego wymarzonym miejscu na oświadczyny, mruknęła jedynie coś w stylu świetne miejsce, zacięcie rozgrywając kolejną rundę.
Nie odwracała głowy w jego stronę, co jakiś czas tylko sięgała po drinka, aby zapić swój marny los i zapomnieć chociaż na moment o problemie. Nie rozumiała, dlaczego n a g l e , po tylu latach związku, Elias zapragnął ustatkowania się, białej sukni i kwartetu smyczkowego. Doskonale było im jak dotychczas. Przez wiele lat nie rozmawiali nawet o takim zobowiązaniu, aż nagle mężczyzna zapragnął ślubu. Nie konsultował z nią tej kwestii, zarządził wyjazd, do którego miała się dostosować i tyle. I to także jej niemiłosiernie wadziło.
- Może byś się wreszcie obudził, co? - odezwała się w końcu, rzucając mu pełne bólu spojrzenie, odkładając kontroler na kanapę. - Zachowujesz się jakby Ci było wszystko jedno. A ja bez Ciebie nie pójdę, nie dam rady. - próbowała mu wyperswadować swoje zdanie najspokojniej jak umiała, jednak szargające nią emocje spowodowane brakiem reakcji na jej wyjazd, nie dawały za wygraną. - Jesteś straszną łamagą. Musisz się skupić, bo smok zeżre księżniczkę! - wskazała w końcu ruchem głowy na telewizor, na którym bohater Cema popełniał co raz to większą ilość błędów. Jeśli dalej mieli współpracować to musiał wziąć się w garść. Narobił zbyt wiele błędów i nie reagował na zbyt wiele zagrożeń, aby ona teraz miała sama się z tego wykaraskać. - Chyba, że nie chcesz grać. To powiedz, zrozumiem. - nie musiał zmuszać się do rzeczy, na które nie miał ochoty. To, że wymusiła na nim wspólną rozgrywkę nie znaczyło, że nie może jej wyprosić ze swojego własnego domu. Była tu jedynie gościem, chociaż momentami się zapominała.
Cem Ayers
Dopiero słysząc groźnie brzmiące zadławienie, obróciła się za siebie. Z początku myślała, że jest to głupi żart, więc skarciła przyjaciela wzrokiem. Jej samej też nie było przecież do śmiechu z tymi zaręczynami, jednak nie wygłupiała się w taki sposób. Dopiero gdy otwarcie poprosił o pomoc, wskoczyła na kanapę, zajmując miejsce obok niego. Zdenerwowana, poklepywała go po plecach, bojąc się o jego zdrowie a nawet życie. Nie chciała, aby zszedł z tego świata w takich okolicznościach: nie umiała udzielić pierwszej pomocy, a przecież była ostatnią osobą, która widziała go żywego. Oczami wyobraźni widziała już te wszystkie nagłówki w gazetach i rozprawy sądowe.
Jakże jej ulżyło, gdy Cem zaczął łapać spokojnie oddech. - Spójrz na mnie. Wciągnij powietrze spokojnie nosem, a wypuść ustami. - instruowała go, nie wiedząc czy ma to jakieś medyczne przełożenie. Jej zawsze pomagało więc dlaczego miałaby nie podzielić się z nim tym sposobem? - Wyglądało to naprawdę groźnie. - przyznała, jednak teraz mogła spokojnie odetchnąć. W geście troski, palcem wskazującym przetarła kąciki oczu mężczyzny, aby pozbyć się z nich łez, które pojawiły się zapewne na wskutek zakrztuszenia.
Gdy sytuacja była opanowana, nie wróciła na swoje poprzednie miejsce. Oparła się wygodnie o kanapę, wbijając wzrok w ekran telewizora.
Czy miała mu za złe, że nie wyczytał w jej tonie smutku? Tak, choć wiedziała, że nie powinna. Cem był człowiekiem wielu talentów, żadnym z nich nie było jednak czytanie w myślach. Z drugiej strony, słyszała też niejednokrotnie o lojalności mężczyzn, więc popieranie Eliasa też nie wydawało się jej jakieś kontrowersyjne.
Jednak musiała przyznać, że czekała na inną reakcję. Że jako jedyny zauważy to, że nie była pewna. Poznał ją przecież na tyle, że mógł wiedzieć, że zaręczyny z takim człowiekiem były pewną formą ubezwłasnowolnienia. Że straci swoją tożsamość, iskrę, którą przecież tak bardzo doceniał.
Nie powiedziała jednak nic. Starała się pogodzić z reakcją przyjaciela, albo raczej z brakiem reakcji. Na opowieść o jego wymarzonym miejscu na oświadczyny, mruknęła jedynie coś w stylu świetne miejsce, zacięcie rozgrywając kolejną rundę.
Nie odwracała głowy w jego stronę, co jakiś czas tylko sięgała po drinka, aby zapić swój marny los i zapomnieć chociaż na moment o problemie. Nie rozumiała, dlaczego n a g l e , po tylu latach związku, Elias zapragnął ustatkowania się, białej sukni i kwartetu smyczkowego. Doskonale było im jak dotychczas. Przez wiele lat nie rozmawiali nawet o takim zobowiązaniu, aż nagle mężczyzna zapragnął ślubu. Nie konsultował z nią tej kwestii, zarządził wyjazd, do którego miała się dostosować i tyle. I to także jej niemiłosiernie wadziło.
- Może byś się wreszcie obudził, co? - odezwała się w końcu, rzucając mu pełne bólu spojrzenie, odkładając kontroler na kanapę. - Zachowujesz się jakby Ci było wszystko jedno. A ja bez Ciebie nie pójdę, nie dam rady. - próbowała mu wyperswadować swoje zdanie najspokojniej jak umiała, jednak szargające nią emocje spowodowane brakiem reakcji na jej wyjazd, nie dawały za wygraną. - Jesteś straszną łamagą. Musisz się skupić, bo smok zeżre księżniczkę! - wskazała w końcu ruchem głowy na telewizor, na którym bohater Cema popełniał co raz to większą ilość błędów. Jeśli dalej mieli współpracować to musiał wziąć się w garść. Narobił zbyt wiele błędów i nie reagował na zbyt wiele zagrożeń, aby ona teraz miała sama się z tego wykaraskać. - Chyba, że nie chcesz grać. To powiedz, zrozumiem. - nie musiał zmuszać się do rzeczy, na które nie miał ochoty. To, że wymusiła na nim wspólną rozgrywkę nie znaczyło, że nie może jej wyprosić ze swojego własnego domu. Była tu jedynie gościem, chociaż momentami się zapominała.
Cem Ayers
-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Cem wywrócił oczami, ale nic nie powiedział. Było lato, więc widoki były jak najbardziej naturalne. Nie robił tego specjalnie, naprawdę było mu gorąco, ale Eden nie miała pojęcia, że najbardziej grzało go ciepło związane z jej osobą. Nie wiedział kiedy i w jakich okolicznościach, ale będzie musiał jej powiedzieć prawdę, obawiał się tylko tego, że albo będzie zbyt późno, albo straci nawet jej przyjaźń. To, że u niego była, wiązało się z wyraźnym zaufaniem, ale czy ona zauważyła, że z jego strony granica była cienka? To, że powstrzymywał się przed komentarzami także miało swoje granice.
Rozmawiali kiedyś o braniu i dawaniu. I teraz naprawdę chciał wziąć, po prostu odbić ją facetowi, którego lubił. Chciał ją objąć, zamknąć w swoich ramionach i nie wypuszczać z nich. Gdyby wiedziała, jak na niego działa, jak powstrzymuje uwagi, gesty, spojrzenia. Kiedy zamierzał naprowadzić ją na coś, ona wtrącała akurat wtedy wieści o swoim facecie.
Kiedy zaczął się dusić, na szczęście mu pomogła. Chyba w porę zareagowała. Poczuł jej rękę na swoich plecach i walczył o oddech, na szczęście interwencja się udała i zaczął wracać do siebie. Pewnie wyglądał teraz żałośnie, ale co tam. Patrzył tylko na nią. Czyżby nie zauważyła, że stało się tak przez jej nowiny? Akurat w momencie, gdy powiedziała mu o wyjeździe.
- Dzięki – powiedział w końcu. Gdy usiadła obok, nie potrafił się skupić na grze, udawanie, że nie myśli teraz o nowościach, jakie mu przedstawiła szło mu chyba kiepsko. Był wyraźnie nieobecny, ale doskonale słyszał i rozumiał jej słowa.
- Przepraszam – odparł w końcu i odwrócił do niej głowę. Oparł ją na kanapie i po prostu patrzył na kobietę, którą kochał. – Zastanawiam się po prostu nad czymś. Nie wiem, co się stało, że tu jesteś, o czym tak naprawdę chcesz porozmawiać, o ile w ogóle, ale cieszę się, że przyszłaś akurat tutaj – może to da jej trochę do myślenia. On odbierał jej sygnały, ale nie chciał jej przestraszyć swoimi reakcjami. Dlatego patrzył, ciągle ja obserwował i kiedy powiedziała mu o grze, on się roześmiał.
- Nie chodzi o to, naprawdę. Spróbuj pograć trzymając odwrotnie pad, zobaczymy czy będzie ci tak dobrze szło – podniósł rękę i pstryknął Eden w nos.
- Nie bocz się na mnie – zrobił teraz smutną minę, szturchnął ją ramieniem i ciągnął dalej. – Nie chodzi tu o grę, może to nie pora na to, ale chciałbym najpierw pogadać. Mówisz mi o tylu rzeczach, że staram się wszystko poukładać w głowie. Będę brzmieć teraz samolubnie, ale powiem, że nie chcę, byś wyjeżdżała – mówił to poważnie, z serca. Nie wyzna jej od razu miłości, to nie ta chwila, nie te okoliczności, ale musiał dać wyraźny sygnał kobiecie.
- Boję się, że kiedy wrócisz, coś się zmieni, albo nawet wszystko – jeśli powie mu teraz, że bredzi, albo go wyśmieje, obawiał się, że nie powie już nic więcej. On się nie zmuszał do wyznań. Wykrzyczałby jej to od razu, albo wziął do ręki gitarę i zaśpiewał piosenkę o miłości. Niestety serenada pod oknem nie była dobrym pomysłem, bo była w związku. No właśnie, ten pieprzony związek…
- Jesteś szczęśliwa? – zadawał jej to pytanie od czasu do czasu, bo chciał wiedzieć, czy się coś zmieniło. O ile nie obróci w żart swojej odpowiedzi, albo sama jakoś nie odwróci kota ogonem. A i tak potrafiła zrobić, oj umiała tak. Odwrócił spojrzenie od kobiety i sam się do czegoś przyznał.
- Ja też wkrótce wyjeżdżam – powiedział nagle. Nie spieszyło mu się tak, jak się teraz wydawało, ale musiał to zrobić. Tak miało być lepiej. Ucieknie, tak jest najprościej.
- Nie wiem jeszcze na jak długo – dodał, wyraźnie unikając jej spojrzenia. Co miałby powiedzieć?
- Jeśli chciałabyś gdzieś uciec… – nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, ale mówił na głos to, co pomyślał - …zrób to ze mną – zakończył i jego oczy znów skupiły się na Eden. Jak to odbierze? Była tak nieprzewidywalna, że nie miał zielonego pojęcia, co zrobi. Da mu w twarz? Zacznie się śmiać? A może odbierze jej mowę? On chciałby usłyszeć jedno. Czy wiedziała, co takiego?
Usiadł prosto i lekko się pochylił. Splótł ze sobą swoje dłonie i czekał. Potrzebowała czasu na odpowiedź? A może stwierdzi, że to czas na ewakuację? Nie chciał, by odchodziła. Nigdy.
- Nie chcę, byś odeszła – dodał. Z nim. Z mojego życia. Teraz. Zostań ze mną.
eden de poesy
Rozmawiali kiedyś o braniu i dawaniu. I teraz naprawdę chciał wziąć, po prostu odbić ją facetowi, którego lubił. Chciał ją objąć, zamknąć w swoich ramionach i nie wypuszczać z nich. Gdyby wiedziała, jak na niego działa, jak powstrzymuje uwagi, gesty, spojrzenia. Kiedy zamierzał naprowadzić ją na coś, ona wtrącała akurat wtedy wieści o swoim facecie.
Kiedy zaczął się dusić, na szczęście mu pomogła. Chyba w porę zareagowała. Poczuł jej rękę na swoich plecach i walczył o oddech, na szczęście interwencja się udała i zaczął wracać do siebie. Pewnie wyglądał teraz żałośnie, ale co tam. Patrzył tylko na nią. Czyżby nie zauważyła, że stało się tak przez jej nowiny? Akurat w momencie, gdy powiedziała mu o wyjeździe.
- Dzięki – powiedział w końcu. Gdy usiadła obok, nie potrafił się skupić na grze, udawanie, że nie myśli teraz o nowościach, jakie mu przedstawiła szło mu chyba kiepsko. Był wyraźnie nieobecny, ale doskonale słyszał i rozumiał jej słowa.
- Przepraszam – odparł w końcu i odwrócił do niej głowę. Oparł ją na kanapie i po prostu patrzył na kobietę, którą kochał. – Zastanawiam się po prostu nad czymś. Nie wiem, co się stało, że tu jesteś, o czym tak naprawdę chcesz porozmawiać, o ile w ogóle, ale cieszę się, że przyszłaś akurat tutaj – może to da jej trochę do myślenia. On odbierał jej sygnały, ale nie chciał jej przestraszyć swoimi reakcjami. Dlatego patrzył, ciągle ja obserwował i kiedy powiedziała mu o grze, on się roześmiał.
- Nie chodzi o to, naprawdę. Spróbuj pograć trzymając odwrotnie pad, zobaczymy czy będzie ci tak dobrze szło – podniósł rękę i pstryknął Eden w nos.
- Nie bocz się na mnie – zrobił teraz smutną minę, szturchnął ją ramieniem i ciągnął dalej. – Nie chodzi tu o grę, może to nie pora na to, ale chciałbym najpierw pogadać. Mówisz mi o tylu rzeczach, że staram się wszystko poukładać w głowie. Będę brzmieć teraz samolubnie, ale powiem, że nie chcę, byś wyjeżdżała – mówił to poważnie, z serca. Nie wyzna jej od razu miłości, to nie ta chwila, nie te okoliczności, ale musiał dać wyraźny sygnał kobiecie.
- Boję się, że kiedy wrócisz, coś się zmieni, albo nawet wszystko – jeśli powie mu teraz, że bredzi, albo go wyśmieje, obawiał się, że nie powie już nic więcej. On się nie zmuszał do wyznań. Wykrzyczałby jej to od razu, albo wziął do ręki gitarę i zaśpiewał piosenkę o miłości. Niestety serenada pod oknem nie była dobrym pomysłem, bo była w związku. No właśnie, ten pieprzony związek…
- Jesteś szczęśliwa? – zadawał jej to pytanie od czasu do czasu, bo chciał wiedzieć, czy się coś zmieniło. O ile nie obróci w żart swojej odpowiedzi, albo sama jakoś nie odwróci kota ogonem. A i tak potrafiła zrobić, oj umiała tak. Odwrócił spojrzenie od kobiety i sam się do czegoś przyznał.
- Ja też wkrótce wyjeżdżam – powiedział nagle. Nie spieszyło mu się tak, jak się teraz wydawało, ale musiał to zrobić. Tak miało być lepiej. Ucieknie, tak jest najprościej.
- Nie wiem jeszcze na jak długo – dodał, wyraźnie unikając jej spojrzenia. Co miałby powiedzieć?
- Jeśli chciałabyś gdzieś uciec… – nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, ale mówił na głos to, co pomyślał - …zrób to ze mną – zakończył i jego oczy znów skupiły się na Eden. Jak to odbierze? Była tak nieprzewidywalna, że nie miał zielonego pojęcia, co zrobi. Da mu w twarz? Zacznie się śmiać? A może odbierze jej mowę? On chciałby usłyszeć jedno. Czy wiedziała, co takiego?
Usiadł prosto i lekko się pochylił. Splótł ze sobą swoje dłonie i czekał. Potrzebowała czasu na odpowiedź? A może stwierdzi, że to czas na ewakuację? Nie chciał, by odchodziła. Nigdy.
- Nie chcę, byś odeszła – dodał. Z nim. Z mojego życia. Teraz. Zostań ze mną.
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach
-
Wychowała się w cieniu ortodoksyjnych murów, gdzie cisza była językiem, a świat – zakazanym snem. Uciekła w słowa, które stały się jej wolnością i bronią, pisząc książkę, w której zakodowała własne dzieciństwo.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Czy kupując konsolę od Ruby sądziła, że spowoduje ona wodospad tak ważnych i szczerych słów? Absolutnie nie. W zasadzie nie sądziła, że jakiekolwiek okoliczności spowodują, że Cem podejmie się rozmowy na temat ich relacji. Bo to co ich łączyło, nie obejmowała absolutnie żadna definicja. Czasami zachowywali się jak rodzeństwo, często droczyli się jak stare małżeństwo, które już nie miało do siebie cierpliwości, a nawet zdarzało im się wspólnie czytać i analizować wiersze, jak zakochanym nastolatkom, którzy dorwali się pierwszy raz do romantycznej twórczości. Byli poza jakimikolwiek ramami, sami tworzyli rzeczywistość, w której umiejscawiali się każdego dnia od nowa.
Uśmiechnęła się blado gdy pstryknął ją w nos. Wiedziała, że to marna próba odwrócenia uwagi od tego co żarzyło się w jego głowie. Łatwiej było mu tym gestem wprowadzić atmosferę żartu, niż od razu podjąć rękawice dyskusji. Jednak nie oceniała go, sama zapewne odwlekałaby moment dyskomfortu na później, napawając się tymczasem dużo przyjemniejszymi rzeczami. Pozwoliła mu jednak spokojnie wypowiedzieć kilka zdań, zanim sama wtrąciła swoje myśli. - Bardzo lubię gdy jesteś samolubny. - zawsze. Bo uważała, że to nie tylko wartościowa lekcja, dla kogoś tak dobrodusznego i ciepłego jak Cem, ale także coś, co i jej sprawiało przyjemność. Chociażby takimi wyznaniami, których często przecież nie słyszała z męskich ust.
Odłożyła kontroler na bok. Obróciła swoje ciało tak, aby móc swobodnie obserwować nie tylko twarz przyjaciela, ale przede wszystkim naturalne reakcje jego ciała. Bo mógł kłamać, mógł uśmiechać się w momentach, gdy odczuwał ból. Jednak jego oczy będą zdradzały prawdę, zdemaskują go w najmniejszym procencie.
Ona z kolei oddychała spokojnie. Panowała nad emocjami, chociaż już pierwsza reakcja Cema na jej wieści była dość burzliwa. Teraz jednak była bardziej ciekawa, przez co wwierciła wzrok w jasne tęczówki mężczyzny, dając mu przestrzeń na pełną wypowiedź.
Nie odpowiedziała od razu. Pytanie o szczęście zdawało się być stałym elementem w repertuarze ich rozmów. Jakby Ayers kiedyś przeszukał głowę Eden, wygrzebał cały zestaw uczuć, których jej brakuje i zdecydował się katować ją tym, co było najbardziej dotkliwe. I chociaż do tej pory udawało jej się zręcznie wymigiwać przed odpowiedzią, tym razem nie czuła takiej potrzeby. - Tak, jestem szczęśliwa. - przyznała zupełnie szczerze. Czy jednak mieli podobną definicję co do tego pojęcia? Co jeśli każde z nich pojmowało to inaczej, przypisywało tę cechę zupełnie innemu stanowi? - Ale to ja jestem źródłem mojego szczęścia. - dodała po chwili, już nieco ciszej, chociaż nikt ich przecież nie podsłuchiwał. Jedynym świadkiem ich świadectwa mogą być bohaterowie gry, którzy czekali aż znowu staną się użyteczni tej nocy.
Czy zdziwiła ją decyzja o jego wyjeździe? Oczywiście, że tak! Przecież wcześniej o tym nie wspominał, a sądziła, że dzielą się naprawdę lwią częścią swojego życia. Poczuła rozczarowanie, może nawet gniew, przez co zmarszczyła brwi, a jej usta otworzyły się kilkukrotnie i zamknęły, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów w tym chaosie myśli.
Zostawiał ją. Znowu ją zostawiał. I to w takiej chwili gdy potrzebowała go najbardziej. Kiedy wątpiła w słuszność swoich decyzji i potrzebowała kogoś, kto powie jej, że stawiane przez nią kroki są tymi w dobrym kierunku. Znowu się na nią wypiął! Zniknie gdy tylko pojawią się problemy! A ona zaufała, ponownie mu zaufała. I chciała złapać go za podbródek i siłą przyciągnąć go do siebie, aby tym razem prosto w oczy powiedział jej, że z n i c h rezygnuje.
Na całe szczęście opamiętała się w odpowiednim momencie, jednak niezrozumienie nadal pozostawało wymalowane na jej twarzy.
Wstała z kanapy. Zaczęła nerwowo krążyć przed meblem, zatapiając dłonie w swoich włosach. Czuła się jakby miała zaraz zwymiotować. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, a mimo to czuła ogromną potrzebę maszerowania. Jakby chód miał zmniejszyć poziom stresu w jej organizmie. - Dlaczego mi to proponujesz? - potrzebowała konkretów, nawet jeśli miały okazać się kłamstwem. Mógł powiedzieć, że otrzymał darmowy bilet i w sumie zabiera ją na wycieczkę. Albo, że jego kuzynka wyprawia ślub, a on nie chce pojawiać się na nim sam. Chciała suchych faktów, czystego kłamstwa, bo przecież tak bardzo bała się usłyszeć tego co Cem mógł mieć na myśli, że wolała dać sobą manipulować.
Bo co miałaby zrobić z tą wiedzą? Przecież to nienormalne! Byli zbyt poważni i zbyt d o r o ś l i na takie problemy. To wszystko mogło dziać się w filmach dla nastolatków, ale nie w ich życiu.
Zatrzymała się dopiero słysząc ostatnie zdanie. To, które fizycznie zadało jej ból. Przez które wydała z siebie głośne westchnienie, to które zmusiło ją do zamknięcia oczu, chociaż na sekundę. - Przyszłam tu, bo chciałam, żebyś mnie zatrzymał. I przecież to robisz, a ja ... ja nie wiem nadal co dalej. - przyznała się do ciążącego jej na barkach uczucia n i e w i a d o m e j. Bo to nie powinno się dziać, doskonale o tym wiedziała. Nie w tej chwili i nie w tych okolicznościach. Ale uczucia nie pytają o pozwolenie: wślizgują się nieproszone i zostają na dłużej.
Bała się, że zadaje mu ból, jednak chciała być wobec niego szczera. Tej szczerości oczekiwała także w zamian, skoro już zdecydowali się na tak trudną rozmowę. - Ja nigdy się tak nie czułam. Ja ... ja zawsze wiedziałam co powiedzieć i myśleć. A teraz nic ... nie wiem nic, Cem. - nazwać to mętlikiem to mało powiedziane. Ona czuła się jak w kołowrotku, który rozpoczął swoją pracę i ani śnił skończyć. I bała się, że tak już zostanie na zawsze.
Cem Ayers
Uśmiechnęła się blado gdy pstryknął ją w nos. Wiedziała, że to marna próba odwrócenia uwagi od tego co żarzyło się w jego głowie. Łatwiej było mu tym gestem wprowadzić atmosferę żartu, niż od razu podjąć rękawice dyskusji. Jednak nie oceniała go, sama zapewne odwlekałaby moment dyskomfortu na później, napawając się tymczasem dużo przyjemniejszymi rzeczami. Pozwoliła mu jednak spokojnie wypowiedzieć kilka zdań, zanim sama wtrąciła swoje myśli. - Bardzo lubię gdy jesteś samolubny. - zawsze. Bo uważała, że to nie tylko wartościowa lekcja, dla kogoś tak dobrodusznego i ciepłego jak Cem, ale także coś, co i jej sprawiało przyjemność. Chociażby takimi wyznaniami, których często przecież nie słyszała z męskich ust.
Odłożyła kontroler na bok. Obróciła swoje ciało tak, aby móc swobodnie obserwować nie tylko twarz przyjaciela, ale przede wszystkim naturalne reakcje jego ciała. Bo mógł kłamać, mógł uśmiechać się w momentach, gdy odczuwał ból. Jednak jego oczy będą zdradzały prawdę, zdemaskują go w najmniejszym procencie.
Ona z kolei oddychała spokojnie. Panowała nad emocjami, chociaż już pierwsza reakcja Cema na jej wieści była dość burzliwa. Teraz jednak była bardziej ciekawa, przez co wwierciła wzrok w jasne tęczówki mężczyzny, dając mu przestrzeń na pełną wypowiedź.
Nie odpowiedziała od razu. Pytanie o szczęście zdawało się być stałym elementem w repertuarze ich rozmów. Jakby Ayers kiedyś przeszukał głowę Eden, wygrzebał cały zestaw uczuć, których jej brakuje i zdecydował się katować ją tym, co było najbardziej dotkliwe. I chociaż do tej pory udawało jej się zręcznie wymigiwać przed odpowiedzią, tym razem nie czuła takiej potrzeby. - Tak, jestem szczęśliwa. - przyznała zupełnie szczerze. Czy jednak mieli podobną definicję co do tego pojęcia? Co jeśli każde z nich pojmowało to inaczej, przypisywało tę cechę zupełnie innemu stanowi? - Ale to ja jestem źródłem mojego szczęścia. - dodała po chwili, już nieco ciszej, chociaż nikt ich przecież nie podsłuchiwał. Jedynym świadkiem ich świadectwa mogą być bohaterowie gry, którzy czekali aż znowu staną się użyteczni tej nocy.
Czy zdziwiła ją decyzja o jego wyjeździe? Oczywiście, że tak! Przecież wcześniej o tym nie wspominał, a sądziła, że dzielą się naprawdę lwią częścią swojego życia. Poczuła rozczarowanie, może nawet gniew, przez co zmarszczyła brwi, a jej usta otworzyły się kilkukrotnie i zamknęły, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów w tym chaosie myśli.
Zostawiał ją. Znowu ją zostawiał. I to w takiej chwili gdy potrzebowała go najbardziej. Kiedy wątpiła w słuszność swoich decyzji i potrzebowała kogoś, kto powie jej, że stawiane przez nią kroki są tymi w dobrym kierunku. Znowu się na nią wypiął! Zniknie gdy tylko pojawią się problemy! A ona zaufała, ponownie mu zaufała. I chciała złapać go za podbródek i siłą przyciągnąć go do siebie, aby tym razem prosto w oczy powiedział jej, że z n i c h rezygnuje.
Na całe szczęście opamiętała się w odpowiednim momencie, jednak niezrozumienie nadal pozostawało wymalowane na jej twarzy.
Wstała z kanapy. Zaczęła nerwowo krążyć przed meblem, zatapiając dłonie w swoich włosach. Czuła się jakby miała zaraz zwymiotować. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, a mimo to czuła ogromną potrzebę maszerowania. Jakby chód miał zmniejszyć poziom stresu w jej organizmie. - Dlaczego mi to proponujesz? - potrzebowała konkretów, nawet jeśli miały okazać się kłamstwem. Mógł powiedzieć, że otrzymał darmowy bilet i w sumie zabiera ją na wycieczkę. Albo, że jego kuzynka wyprawia ślub, a on nie chce pojawiać się na nim sam. Chciała suchych faktów, czystego kłamstwa, bo przecież tak bardzo bała się usłyszeć tego co Cem mógł mieć na myśli, że wolała dać sobą manipulować.
Bo co miałaby zrobić z tą wiedzą? Przecież to nienormalne! Byli zbyt poważni i zbyt d o r o ś l i na takie problemy. To wszystko mogło dziać się w filmach dla nastolatków, ale nie w ich życiu.
Zatrzymała się dopiero słysząc ostatnie zdanie. To, które fizycznie zadało jej ból. Przez które wydała z siebie głośne westchnienie, to które zmusiło ją do zamknięcia oczu, chociaż na sekundę. - Przyszłam tu, bo chciałam, żebyś mnie zatrzymał. I przecież to robisz, a ja ... ja nie wiem nadal co dalej. - przyznała się do ciążącego jej na barkach uczucia n i e w i a d o m e j. Bo to nie powinno się dziać, doskonale o tym wiedziała. Nie w tej chwili i nie w tych okolicznościach. Ale uczucia nie pytają o pozwolenie: wślizgują się nieproszone i zostają na dłużej.
Bała się, że zadaje mu ból, jednak chciała być wobec niego szczera. Tej szczerości oczekiwała także w zamian, skoro już zdecydowali się na tak trudną rozmowę. - Ja nigdy się tak nie czułam. Ja ... ja zawsze wiedziałam co powiedzieć i myśleć. A teraz nic ... nie wiem nic, Cem. - nazwać to mętlikiem to mało powiedziane. Ona czuła się jak w kołowrotku, który rozpoczął swoją pracę i ani śnił skończyć. I bała się, że tak już zostanie na zawsze.
Cem Ayers
-
Cemil (czyt. Dżemil) jest kanadyjsko-tureckim aktorem. Należy do osób ambitnych i lubiących wyzwania. Mieszkał przez 12 lat w Stambule, do którego myśli się przeprowadzić w przyszłości.
Jest empatyczny, towarzyski i udziela się charytatywnie. Chciałby się ustatkować, ale jego ukochana Eden ma już chłopaka, tylko... czy to na pewno jest problem? ♥nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona, jejpostaćautor
Odpowiedź odnośnie szczęścia, z jednej strony go nie zaskoczyła, ale jej ton sugerował, że dzieje się coś, o czym nie wiedział. To przecież jasne, że nie mówili sobie o wszystkim. Mieli swoje życie, problemy, różnych ludzi wokół i tak wiele myśli, które nie dawały im spokoju. Była szczęśliwa, to dobrze. Przynajmniej ty jesteś szczęśliwa – znowu powiedział do siebie w myślach. Pokiwał wolno głową, nie śmiał jej pytać o nic więcej. Po prostu następne słowa same zaczęły się wydobywać na powierzchnię i powoli odsłaniały go jako człowieka, który walczy ze sobą każdego dnia, by po prostu nie pójść do niej i wyznać, co do niej czuje. To było trudne, łatwiej było udawać miłość na ekranie, niż pokazywać ją dosłownie, równocześnie nie mówiąc najważniejszego.
- Wkrótce jest premiera mojego filmu, muszę się tam pojawić – oj, zapomniał o tym powiedzieć. I chciałbym, żebyś tam ze mną poszła, ale pomarzyć sobie mogę. Mógłbym ci pokazać to, co kocham i odkryć z tobą coś nowego, tylko musiałabyś się zgodzić, a tego nie zrobisz. Wiem, że nie – nie powiedział tego na głos, nie potrafił.
Później milczał, bo nie wiedział, co odrzec. Nie mógł wyznać prawdziwego powodu, to jasne. Nie potrafił też skłamać, nie jej. Wybrał inną drogę ucieczki.
- Bo widzę, że tego potrzebujesz – powiedział w końcu. – Nie przyszłaś tutaj bez powodu, potrzebowałaś mnie - a ja potrzebuję ciebie. – Proponuję ci wspólny wyjazd, żebyś się zdystansowała od wszystkiego i wszystkich. Odpoczęła fizycznie i psychicznie. Bo chciałbym, żebyś sama poczuła jak pachnie Turcja – i żebyś przestała udawać, że nie widzisz tego, co do ciebie czuję. Ucieknijmy tam razem, zróbmy coś szalonego – to ostatnie mówiło jego spojrzenie.
Nie odtrącaj mnie, daj mi szansę. Daj NAM szansę.
Szedł wszędzie, gdzie go prowadziła, pojawiał się w miejscach, które lubiła, poznał jej faceta i nie udawał tego, że się polubili. Był przy niej i chciał, żeby ona poszła chociaż raz za nim.
- Chciałbym, żebyś zrobiła to dla mnie – podniósł się powoli i stanął, bezradnie rozkładając ręce.
- Jeśli proszę o zbyt wiele, wybacz mi to – patrzył wprost na nią. Nie był pewien, co chciała usłyszeć, prawdę czy jakieś suche kłamstwo, które zrozumie i przyjmie, bo miało być lepsze od najcięższej prawdy. Naprawdę nie wiedział, co teraz należało powiedzieć.
- Nie chciałem cię zdenerwować, tylko pomóc – wyjaśnił spokojnie, chociaż w środku szalała w nim burza. – Zrobisz, co zechcesz, ale przynajmniej już… wiesz – podszedł do okna i oparł ręce na parapecie, pochylając się, by zaczerpnąć jak najwięcej powietrza. Oddychał głęboko, wciągając świeże powietrze i czując je na swojej skórze. Zadrżał, ale nie był pewien, czy to chłód z zewnątrz, czy to spojrzenie kobiety, na którą bał się spojrzeć w tej chwili, by nie zdradzić głębi swojego pomysłu.
Czy była świadoma tego, że chciał ją naprowadzić na coś innego? Albo o tym powie, albo zignoruje i wciąż nie osiągną zbyt wiele w tej rozmowie. Wreszcie odsunął się od okna i przeszedł przez pokój, by sięgnąć po swojego drinka. Nie chciał, żeby się zmarnował. Potrzebował tego i najchętniej zapaliłby papierosa, jak zwykle, gdy się denerwował. To była oznaka tego, że coś się działo i nad czymś myśli.
- Obiecałem ci, że będę obok, gdy będziesz mnie potrzebować i nieskromnie powiem, że robię to całkiem dobrze – czy ją kiedykolwiek zawiódł? Nie. Czy był obok, gdy go potrzebowała? Tak, o ile oczywiście mógł być przy niej. W innym wypadku zwyczajnie do niej dzwonił czy pisał. Cem czuł, że wiele osób nie rozumie ich relacji, bo jak można się przyjaźnić ot tak. Ayers musiał grać swoją rolę najlepiej jak potrafił. Chociaż nie, nie udawał. Był jej przyjacielem naprawdę, to było szczere. Dawał jej prawdę i tylko prawdę. Po prostu zataił najważniejsze, albo pragnął, by sama odkryła, co jest w jego sercu. Czy nie widziała tych tęsknych spojrzeń? Nie dostrzegała jak denerwował się przy jej facecie?
- Ja też cię potrzebuję – powiedział prawdę, a potem po prostu wrócił na swoje miejsce. W ręku nadal miał szklankę z alkoholem. – Mówiłaś, że lubisz, gdy myślę o sobie i tak właśnie jest teraz. Chcę, byś ty też przy mnie była. Chcę cię słuchać, widzieć i wymieniać się z tobą uwagami na różne, czasem dziwne tematy – a jeszcze bardziej chciałbym cię przytulić, pocałować, a potem kochać się z tobą, aż zabraknie nam tchu. Cholera, Eden! Spójrz na mnie i zobacz to, co się ze mną dzieje. Kocham cię, dziewczyno, rozumiesz? Jestem w tobie zakochany i nie wiem, co zrobić ze swoim pieprzonym życiem, bo ty jesteś dla mnie nieosiągalna. Daj mi nadzieję, zgódź się. A jeśli nie, przestanę wracać do tego tematu i po prostu odpuszczę, znowu.
- Czy to coś złego? – zapytał. – Czy ja nie mogę cię potrzebować? – no właśnie, Eden. Odpowiedz mu. Czy naprawdę robił coś niewłaściwego?
eden de poesy
- Wkrótce jest premiera mojego filmu, muszę się tam pojawić – oj, zapomniał o tym powiedzieć. I chciałbym, żebyś tam ze mną poszła, ale pomarzyć sobie mogę. Mógłbym ci pokazać to, co kocham i odkryć z tobą coś nowego, tylko musiałabyś się zgodzić, a tego nie zrobisz. Wiem, że nie – nie powiedział tego na głos, nie potrafił.
Później milczał, bo nie wiedział, co odrzec. Nie mógł wyznać prawdziwego powodu, to jasne. Nie potrafił też skłamać, nie jej. Wybrał inną drogę ucieczki.
- Bo widzę, że tego potrzebujesz – powiedział w końcu. – Nie przyszłaś tutaj bez powodu, potrzebowałaś mnie - a ja potrzebuję ciebie. – Proponuję ci wspólny wyjazd, żebyś się zdystansowała od wszystkiego i wszystkich. Odpoczęła fizycznie i psychicznie. Bo chciałbym, żebyś sama poczuła jak pachnie Turcja – i żebyś przestała udawać, że nie widzisz tego, co do ciebie czuję. Ucieknijmy tam razem, zróbmy coś szalonego – to ostatnie mówiło jego spojrzenie.
Nie odtrącaj mnie, daj mi szansę. Daj NAM szansę.
Szedł wszędzie, gdzie go prowadziła, pojawiał się w miejscach, które lubiła, poznał jej faceta i nie udawał tego, że się polubili. Był przy niej i chciał, żeby ona poszła chociaż raz za nim.
- Chciałbym, żebyś zrobiła to dla mnie – podniósł się powoli i stanął, bezradnie rozkładając ręce.
- Jeśli proszę o zbyt wiele, wybacz mi to – patrzył wprost na nią. Nie był pewien, co chciała usłyszeć, prawdę czy jakieś suche kłamstwo, które zrozumie i przyjmie, bo miało być lepsze od najcięższej prawdy. Naprawdę nie wiedział, co teraz należało powiedzieć.
- Nie chciałem cię zdenerwować, tylko pomóc – wyjaśnił spokojnie, chociaż w środku szalała w nim burza. – Zrobisz, co zechcesz, ale przynajmniej już… wiesz – podszedł do okna i oparł ręce na parapecie, pochylając się, by zaczerpnąć jak najwięcej powietrza. Oddychał głęboko, wciągając świeże powietrze i czując je na swojej skórze. Zadrżał, ale nie był pewien, czy to chłód z zewnątrz, czy to spojrzenie kobiety, na którą bał się spojrzeć w tej chwili, by nie zdradzić głębi swojego pomysłu.
Czy była świadoma tego, że chciał ją naprowadzić na coś innego? Albo o tym powie, albo zignoruje i wciąż nie osiągną zbyt wiele w tej rozmowie. Wreszcie odsunął się od okna i przeszedł przez pokój, by sięgnąć po swojego drinka. Nie chciał, żeby się zmarnował. Potrzebował tego i najchętniej zapaliłby papierosa, jak zwykle, gdy się denerwował. To była oznaka tego, że coś się działo i nad czymś myśli.
- Obiecałem ci, że będę obok, gdy będziesz mnie potrzebować i nieskromnie powiem, że robię to całkiem dobrze – czy ją kiedykolwiek zawiódł? Nie. Czy był obok, gdy go potrzebowała? Tak, o ile oczywiście mógł być przy niej. W innym wypadku zwyczajnie do niej dzwonił czy pisał. Cem czuł, że wiele osób nie rozumie ich relacji, bo jak można się przyjaźnić ot tak. Ayers musiał grać swoją rolę najlepiej jak potrafił. Chociaż nie, nie udawał. Był jej przyjacielem naprawdę, to było szczere. Dawał jej prawdę i tylko prawdę. Po prostu zataił najważniejsze, albo pragnął, by sama odkryła, co jest w jego sercu. Czy nie widziała tych tęsknych spojrzeń? Nie dostrzegała jak denerwował się przy jej facecie?
- Ja też cię potrzebuję – powiedział prawdę, a potem po prostu wrócił na swoje miejsce. W ręku nadal miał szklankę z alkoholem. – Mówiłaś, że lubisz, gdy myślę o sobie i tak właśnie jest teraz. Chcę, byś ty też przy mnie była. Chcę cię słuchać, widzieć i wymieniać się z tobą uwagami na różne, czasem dziwne tematy – a jeszcze bardziej chciałbym cię przytulić, pocałować, a potem kochać się z tobą, aż zabraknie nam tchu. Cholera, Eden! Spójrz na mnie i zobacz to, co się ze mną dzieje. Kocham cię, dziewczyno, rozumiesz? Jestem w tobie zakochany i nie wiem, co zrobić ze swoim pieprzonym życiem, bo ty jesteś dla mnie nieosiągalna. Daj mi nadzieję, zgódź się. A jeśli nie, przestanę wracać do tego tematu i po prostu odpuszczę, znowu.
- Czy to coś złego? – zapytał. – Czy ja nie mogę cię potrzebować? – no właśnie, Eden. Odpowiedz mu. Czy naprawdę robił coś niewłaściwego?
eden de poesy
Angellore / dc: xangellorex
wyjdzie po ewentualnych ustaleniach