ODPOWIEDZ
28 y/o, 168 cm
kobieta pracująca i wokalistka w punkowym zespole toxic
Awatar użytkownika
all eyes on me
in the center of the ring
just like a circus
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

4# Izzy Zaleski & Nathaniel Rourke

Dym papierosowy mieszał się z wonią taniej wody kolońskiej i zapachem wszechobecnej wilgoci. W pomieszczeniu panował półmrok, gdzieś w tle, przez szpary pomiędzy starymi deskami, z których zbudowane było pomieszczenie, przedzierało się światło księżyca, a blask kilku słabych żarówek, skoncentrowany był na stoliku, wokół którego siedziało kilkoro obcych dla siebie ludzi.
Ze wszelkich sił starałam się zachować spokój; w ciszy, spod pół przymkniętych powiek, obserwowałam otaczających mnie mężczyzn i kobiety, byleby nikt nie dostrzegł, jak bardzo żałuje, ze tam jestem. Towarzystwo co prawda uśmiechało się w moją stronę zachęcająco, jeden z obecnych gości, co chwilę puszczał w mą stronę oczko czy niby niezdarnie, niby przez przypadek zaczepiał swym kolanem o moje kolano, próbując mnie poderwać, ja jednak dobrze znałam powód ich zachowania
Pośród kart i żetonów, pomiędzy butelkami drogiej whiskey i wzbudzających w mojej osobie niesmak, kresek kokainy, trwała walka o przetrwanie, a każdy kolejny ruch, kolejne rozdanie i cichy szelest tasowanej przez prowadzącego rozgrywkę talii, wzbudzał we mnie niepokój. Ma twarz nie zdradzała jednak niczego, wyuczony uśmiech goszczący na mych ustach miał za zadanie wzbudzić w nich wszystkich zaufanie, byleby nie domyślili się, że ciągle przeliczam i kalkuluję, oceniam straty i korzyści płynące z wygranej.
Nagle ten marazm, w którym zdawaliśmy się znajdować został przerwany, liche drzwi, zamknięte od środka na zardzewiały zamek wypadły z zawiasów, a do środka wdarło się kilku mężczyzn. W tamtej chwili nie było już czasu na myślenie, w jednej chwili zerwałam się na równe nogi, z impetem przewracając niewygodne krzesło, na którym siedziałam, wyciągnęłam rękę w stronę kupki pieniędzy znajdującej najbliżej mojej dłoni i wpakowałam ją do kieszeni skórzanej ramoneski, by następnie bez zastanowienia, odwrócić się na pięcie, i pobiec przed siebie, pomiędzy półkami uginającym się pod ciężarem starych gratów i paletami worków.
W tle słyszałam odgłosy awantury; ktoś krzyczał, ktoś inny spokojnym, ale i stanowczym tonem rzucił w oddali, chyba do mnie "Stój", ja jednak wiedziałam, że nie mogę tego zrobić, że kolejne zatrzymanie może grozić czymś więcej niż zawiedziony wzrok przesłuchujących mnie policjantów czy krótka notatka, która trafi na stałe do moich akt, tworząc kolejną skazę na mym życiorysie.
Przede mną majaczyła chyba ostatnia deska ratunku, okno z wybitą szybą - niezgrabnie wgramoliłam się na parapet i wyskoczyłam, lądując po drugie stronie na betonowym bruku - bolało - najważniejsze było jednak, że znalazłam się na zewnątrz. Przez chwilę przystanęłam w miejscu, pozwalając piekącym od wysiłku płucom odetchnąć, na moje nieszczęście, jeden z mężczyzn, którzy wdarli się do pomieszczenia nie dawał za wygraną. Zanim się obejrzałam znów biegłam, przed siebie, w nieznane, modląc się do Boga, który przecież nie istniał, by chociaż raz w życiu okazał mi litość.

Nathaniel Rourke
sałata
byleby nie AI
38 y/o, 184 cm
detektyw ds. narkotyków w toronto police service headquarters
Awatar użytkownika
I don't understand what you're gonna do, I followed the rules, I took the abuse. I don't understand where you're coming from. I down all our pills.
I love you the most.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Rourke nie był największym fanem pracy w terenie, ale nie zawsze miał możliwość odmówić. Co prawda na głowie miał wiele ważniejszych rzeczy, którymi mógłby się zająć, ale jeżeli jego obecność była wymagana, wręcz obowiązkowa, to jedyne co mógł zrobić to spakować się i pojechać. Już osobiście wolał jakąś pracę pod przykrywką, w końcu był do tego wręcz stworzony, ale dzisiaj musiał jechać jako funkcjonariusz.
Przez chwilę myślał, że może to jest związane z tym, w czym grzebał od kilku dni, jednak westchnął zrezygnowany słysząc, że po prostu muszą zatrzymać jakąś zgraję handlarzy, których miejsce zlokalizowano w porcie i przy okazji przejąć od nich spore ilości narkotyków. O wiele bardziej wolałby, gdyby miało to jakiekolwiek powiązanie z Los Herederos, którzy spędzali mu sen z powiek. Ale tym też musiał się zadowolić.
Gdy wszyscy zebrali się na miejscu, przy starym budynku w porcie, który ewidentnie wyglądał na nieużytkowany, wykorzystał chwilę, by zapalić sobie papierosa, zanim wybrzmi dokładny plan wejścia. Wszystko musiało być zaplanowane, krok po kroku, a każdy z obecnych musiał dostać konkretne polecenie. Nie robił tego pierwszy raz, już bardziej setny w swoim życiu, dlatego ten moment najbardziej go nudził, bo według niego nie było żadnej filozofii - byleby się upewnić, że nikogo nie ma w najbliższej okolicy i wejść cicho. Reszta już sama rozwiązywała się w trakcie, gdy w grę wchodziła adrenalina, tutaj nawet żaden najlepiej napisany scenariusz się nie przydawał.
I tak też było - po wyłamaniu zamka i otworzeniu drewnianych, skrzypiących jak jasna cholera, drzwi policjanci sprawnie zatrzymywali prawie każdą osobę; większość nie uciekała, jedynie okazywała gest poddania się po “stój, policja” - być może byli na tyle odurzeni alkoholem lub narkotykami, że nie mieli odpowiednio szybkiej reakcji. Właśnie, prawie wszyscy, bo udało się zlokalizować kilku uciekinierów, za którymi reszta mundurowych rzuciła się w pogoń.
Nathaniel jedynie kiwnął głową dając do zrozumienia reszcie, że przejmuje kogoś, kto pobiegł w całkowicie drugą stronę, w głąb budynku. Zdążył jeszcze, jedynie krzyknąć do tej osoby (prawdopodobnie kobiety, co wywnioskował po długich włosach), aby się poddała i zatrzymała, a po chwili usłyszał dźwięk wybitego okna.
Przeklął pod nosem, bo dosłownie chwilę temu zapalił papierosa; jego płuca już go nienawidziły, to za ten dodatkowy wysiłek fizyczny gdyby mogły, to by zabiły. Ale bez zastanowienia ruszył tą samą drogą, nie oglądając się za siebie, ani pod siebie, wyskoczył i w sekundę znalazł się na zewnątrz. Odetchnął, próbując nie stracić ze swojego wzroku celu. Wyciągnął broń z kabury, którą miał przypiętą w pasie i ruszył przed siebie.
Zatrzymaj się — krzyknął głośno. Miał nadzieję, że albo kobieta się zmęczy albo faktycznie w końcu dojdą do niej słowa, bo zwiastował u siebie szybką zadyszkę. A nie chciał dać za wygraną.


Izzy Zaleski
ODPOWIEDZ

Wróć do „Port of Scarborough”