ODPOWIEDZ
35 y/o, 169 cm
właścicielka i sommelier w George Restaurant
Awatar użytkownika
Let me hold your hand and dance 'round and 'round the flames in front of us, dust to dust.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#2
Najlepszą metodą na zapomnienie o wszystkich troskach było rzucenie się w wir pracy, zwłaszcza w ostatnich tygodniach. Nie tylko tej w restauracji, dlatego Stevie po godzinach praktycznie nie rozstawała się z Ruby, a gdy już musiało to nastąpić, chętnie zajmowała swoje myśli i ręce czymś innym - pomogła mamie odmalować pokój gościnny, zaliczyła z siostrą kurs ceramiki, a przede wszystkim piekła na potęgę. Do restauracji przynosiła swoje babeczki i ciasta, karmiła nimi wszystkich dookoła i następnego dnia powtarzała ten rytuał. Skupianie się na dodawaniu składników, dokładnym gnieceniu, polewaniu i dekorowaniu pomagało jej wygonić z głowy natrętne myśli. Innego lekarstwa nie znała.
Zapytanie o wynajęcie sali na wieczorne zaręczyny spadła jak z nieba, bo kwota, którą oferowano, mogłaby znacząco podreperować restauracyjny budżet. Hargrove wzięła na siebie znaczną część pracy z tym związaną, a więc zaoferowała, że będzie nie tylko serwować zamówione dania, ale także udekorowała salę i zapowiedziała, że pomoże w kuchni, byle tylko nie mieszać w grafiku i nie dokładać pracownikom powodów do niezadowolenia.
Oczywiście żadna z tych rzeczy nie miałaby racji bytu, gdyby John nie zgodził się na pracowanie w swój dzień wolny. Stevie wiedziała, że mogła na niego w tej sprawie liczyć, ale mimo wszystko odrobinę obawiała się jego reakcji - ich relacje pozostawały napięte, zwłaszcza po jej ostatnim wybuchu złości i rozpaczy, ale pod skórą czuła, że mimo wszystko podążają w dobrym kierunku. Jak obiecała, tak zrobiła i nie wtrącała się już do jego pracy, ze spokojem akceptując każdą decyzję, którą podejmował. Przez telefon pozwoliła sobie nawet na kilka żartów, czego Fogarty na pewno nie doświadczył z jej strony od momentu zniknięcia Joe. Stevie tęskniła za tamtą wersją siebie i co jakiś czas obiecywała sobie, że postara się być bardziej wyrozumiała i mniej kontrolująca, ale jej zaufanie zostało nadszarpnięte na tyle, że nie przychodziło jej to teraz z łatwością.
Bez trudu natomiast skupiała się na dzisiejszych zadaniach - udekorowała główną salę światełkami w ciepłym odcieniu, w strategicznych miejscach umieszczając bezwonne świece. Z głośników leciała romantyczna playlista z instrumentalnymi coverami popularnych piosenek, a kuchnia była już gotowa na nadejście jej szefa. Stevie miała grać dziś podwójną rolę, zaopatrzyła się więc we własny fartuch kuchenny, by podczas pomagania nie zabrudzić stroju kelnerskiego. Na całe szczęście zakochani goście nie widzieli nic dziwnego w tym, że obsługiwać ich będzie właścicielka, wręcz przeciwnie, uznali to za bardzo miły akcent ze względu na sentyment, jaki mieli do restauracji.
- Wina się chłodzą, menu wybrane, świeczki zapalone, gaśnica w pogotowiu, playlista zapętlona. O czymś zapomniałam? - zapytała Johna, gdy pojawił się wreszcie w kuchni i mogli zaczynać przygotowanie do kolacji; wyliczyła na palcach to, co zostało już zrobione, ale miała wrażenie, że o czymś chyba nie pamiętała.
- Mam nadzieję, że nie oderwałam cię dziś od jakichś specjalnych planów? - zaczęła zapinać swój fartuch, gotowa na wyzwania od szefa kuchni.
Stevie miała ten wieczór spędzić z Ruby, ale ta nie narzekała na szczęście na piżama party u dziadków, które zaproponowano jej w zamian.


John Fogarty
ness
Nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy.
36 y/o, 187 cm
szef kuchni george restaurant
Awatar użytkownika
szybciej ugotuje Ci obiad albo naprawi coś w domu niż powie, że ma do ciebie jakikolwiek pozytywny stosunek
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkijej/ona
postać
autor

W tym czasie John nie miał tak wiele na liście do odhaczenia jak ona. Żadnych kursów ceramiki, żadnego malowania ścian. Nie rzucał się w wir obowiązków jak Stevie. On po prostu w nich utknął. Praca stała się dla niego nie tyle ucieczką, co nawykiem – czymś, co się robi, bo się robi. Wstawał, gotował, wracał, czasem przynosił pracę do domu. Kroił, mieszał, doprawiał, byle coś robić. I choć aktualnie obowiązywało letnie menu pełne świeżych ziół, pomidorów i owoców, on i tak wolał zająć się planowaniem już menu jesiennego. Jeszcze zanim ktokolwiek w ogóle pomyślał o dyniach czy jabłkach z cynamonem, John wertował zeszyty, sprawdzał proporcje. Był to już pracoholizm. John nawet nie zauważył, kiedy przestał odpoczywać – nie miał już wieczorów „po pracy”, nie znał uczucia weekendu, nie czekał na dzień wolny. Dlatego kiedy Stevie zadzwoniła z informacją, że jakiś gość chce zarezerwować całą salę, Johna nie interesowała ani cena, ani termin.
Nie znał się na dekoracjach, muzyce, więc był dodatkowo wdzięczny Stevie, że nie musi się w to angażować. Poza tym, to ona z ich trójki miała najlepszy gust – naturalne wyczucie stylu, oko do szczegółu, intuicję, której nie dało się nauczyć. Nawet Joe, który lubił mieć ostatnie zdania, oddawał jej to poletko, kiedy mógł. John za to wiedział, że gdyby się wtrącił, tylko wszystko popsułby swoją zwięzłą opinią w stylu „wszystko jedno” albo „wygląda okej”. Estetyka była dla niego abstrakcyjna – coś, co doceniał dopiero wtedy, gdy już było gotowe, najlepiej oświetlone i z muzyką w tle.
Po jej ostatnim wybuchu płaczu między nimi zrobiło się napięcie, którego nie potrafił do końca rozgryźć. Zresztą wtedy, gdy już się uspokoiła, próbował jak najszybciej wymiksować się z tej kuchni, nie wiedząc jak ma dalej się zachować. Nie był gościem od wielkich słów czy czułych gestów. Raczej trzymał emocje pod kontrolą i skupiał się na tym, co miał zrobić. Chciał być dla niej wsparciem, ale bał się, że zbyt dużo mówienia może tylko pogorszyć sprawę. Miał jedynie nadzieję, że Stevie jego żartów nie uzna jako zgryźliwych.
John przed przyjazdem do pracy, tak jak obiecał, zatrzymał się jeszcze po limoncello i limonki dla ozdoby ido tiramisu. Stevie lubiła mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, więc nie chciał robić problemów i zgodził się na wszystko o czym mówiła.
John wszedł do kuchni i od razu zauważył, że stanowiska są już przygotowane — wszystko było na swoim miejscu, noże na stojakach, deski do krojenia wyczyszczone, składniki przygotowane a garnki powyciągane. Nie musiał się zastanawiać, co od czego zacząć — wszystko wyglądało tak, jak powinno przed dużym wieczorem. Położył torbę z limonkami na blacie i oparł się biodrem o ladę.
- Tylko o przetestowaniu gaśnicy, a tak chyba wszystko jest. - uśmiechnął się patrząc w stronę brunetki, a chwilę później rozejrzał się po kuchni. Stevie wiedziała co robi,. Nie miał zamiaru udawać, że jakoś szczególnie to wszystko analizował. - Łącznie z poczuciem zagrożenia z mojej strony - dodał jeszcze, z tym samym, nieco ironicznym tonem.
Chwilę później zdjął kurtkę, zawiesił ją na krześle i z tego samego podniósł swój fartuch. Wziął go w dłonie, rozłożył i zaczął zakładać, jakby ta rutynowa czynność była dla niego czymś więcej.
- Pytałaś się ich czy są na coś uczuleni? - zagaił w trakcie wiązania fartucha. - Bo nie mam dziś ochoty na dramat z EpiPenem w roli głównej. – dodał półgębkiem, jakby mówił to bardziej do siebie niż do niej. John myślał o wcześniejszych sytuacjach, które zdarzały się w restauracji — momentach, gdy goście nagle dostawali reakcji alergicznej, a potem byli wielce zdziwieni, że jakiś produkt był w daniu, chociaż menu było na tyle szczegółowe, że można było to w nim wyczytać. Nauczeni doświadczeniem, uczyli już załogę, że lepiej dmuchać na zimne i zawsze pytać, ale nawet wtedy, zdarzało się, że klienci o tym nie informowali.
- Kot może Ci mieć to za złe. Znowu wylądował u sąsiadki. Poczuł się pominięty i właście sam się do niej wybrał. Ruby też jest obrażona czy ucieszyła się, że od ciebie odpoczenie? - palnął co mu pierwsze przyszło do głowy.!- Tatar z łososia z awokado, mango i chrupiącym pieczywem jako przystawka. Tagliatelle z truflami i masłem szałwiowym - danie główne. Limoncello Tiramisu na koniec. Wszystko się zgadza? - ton zmienił na bardziej poważny i skupiony niż wcześniej. Chciał mieć od Stevie ostatni raz potwierdzenie zanim się zabiorą do pracy. Nie chciał żadnych niespodzianek. Ostatecznie uważał, że nie ma miejsca na improwizowanie czy nieprzemyślane decyzje. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Zwłaszcza za taką kwotę
Stevie Hargrove
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
umpa lumpa
35 y/o, 169 cm
właścicielka i sommelier w George Restaurant
Awatar użytkownika
Let me hold your hand and dance 'round and 'round the flames in front of us, dust to dust.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Miała szczerą nadzieję, że po tej nieszczęsnej kłótni w kuchni, John nie zacznie nagle traktować jej inaczej i obchodzić się z nią jak z jajkiem. Chyba nie wytrzymałaby, gdyby zaczął chodzić dookoła niej na palcach, chociaż podejrzewała, że ostatnio wszyscy dookoła tak robili - każdy miał jakąś wersję tego, jak powinien się do niej odnosić, a Hargrove irytowała każda z nich. Tak wiele zmieniło się ostatnio w jej życiu, że ostatnie, czego potrzebowała, to zmian w relacjach, jakie jej jeszcze pozostały. Dlatego liczyła, że jej wybuch pójdzie w zapomnienie i Fogarty będzie stałą wersją siebie, zdolną nawet nieco dokuczyć jej w granicach przyzwoitości.
- Nie będzie rzucania nożami - obiecała, składając palce jak do przyrzeczenia na skauta - Chociaż moje życie przypomina ostatnio cyrk, tej jednej sztuczki nie zaprezentuję - zapewniła, odpowiadając żartobliwie na jego ironię.
Odetchnęła, bo nadało to ich spotkaniu nieco luźniejszej atmosfery, a skoro mieli spędzić w kuchni kilka godzin we dwoje nie potrzebowali napięcia ani sztuczności. Stevie zamierzała dać z siebie wszystko i za punkt honoru postawiła sobie dobrą współpracę z mężczyzną, który wcześniej oskarżał ją o niepotrzebne wtrącanie się. Chciała mu pokazać, że potrafi słuchać i podporządkować się w momentach, kiedy jest to potrzebne. Wierzyła, że mają wspólny cel i to wystarczyło jej za motywację.
- W formularzu nie zaznaczyli alergii, ale to on wypełniał za nich oboje. Skoro się zaręczają to chyba powinien wiedzieć o jej ewentualnych uczuleniach, no nie? - w jej słowach nie było złośliwości, uznała to za coś oczywistego.
Gdy ona angażowała się w relacje, naturalnie przychodziło jej przyswajanie informacji o osobie, na której zaczynało jej zależeć, niezależnie od tego, czy była to relacja romantyczna, czy wyłącznie platoniczna i koleżeńska.
Obserwowała, jak John zakłada fartuch i wymienia po kolei wszystkie dania, a także zaczyna się z nią droczyć. Jak za starych, dobrych czasów.
- Jeśli zostanie trochę tego łososia, weź dla kota i przeproś go ode mnie - uśmiechnęła się, sprawdzając w telefonie, czy potencjalny narzeczony nie napisał czegoś o ewentualnym spóźnieniu, ale wyglądało na to, że wszystko miało odbyć się o czasie - Ruby na pewno się cieszy, bo dziadkowie rozpieszczą ją dziś do granic możliwości - przewróciła oczami na samą myśl o wieczorze swojej córki.
Pokiwała głową, gdy, Fogarty zmienił ton na poważniejszy, bo był to sygnał, by zabrać się do roboty.
- Tak, szef - nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu, ale była już w gotowości do pracy żeby myć, kroić, mielić, mieszać i robić inne cuda, jakich tylko będzie wymagał od niej John.
W kuchni radziła sobie przyzwoicie, preferując słodkie wypieki, ale potrafiła sprawnie posługiwać się nożem i miała po prostu wprawę, a to na pewno miało zadziałać dziś na jej korzyść, prawda?
Gdy nadszedł moment, w którym para zakochanych pojawiła się w restauracji, Stevie na moment przerwała swoje działania, zdjęła fartuch i udała się do głównej sali, by ich powitać. Zaproponowała odpowiednie wino, dała znać o czasie oczekiwania na przystawkę i zostawiła ich samych z romantyczną muzyką.
Nie czuła ukłucia zazdrości, widząc dwoje zakochanych w sobie ludzi, ale po powrocie do kuchni nie omieszkała skomentować swoich gości.
- O rany, żebyś ty widział jak oni na siebie patrzą, żaden deser nie będzie potrzebny przy takiej ilości cukru - była pewna, że jej słowa nie wyjdą poza to pomieszczenie, mogła więc pozwolić sobie na ten odrobinę zgorzkniały komentarz - A poza tym ona wciąż myśli, że to tylko kolacja z okazji rocznicy. To niemożliwe, żeby się nie domyślała, co nie? Jak to było u ciebie? - była ciekawa, ale nie zamierzała drążyć tematu, gdyby John nie miał na to ochoty.
Ponownie założyła fartuch, gotowa na wyzwania, które Fogarty miał przed nią postawić.


John Fogarty
ness
Nie steruj moją postacią, a na pewno się dogadamy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „George Restaurant”