Wcześniej celowo unikała rozmów na tematy, które mogły balansować na granicy legalności, bo nie chciała zaprzątać sobie nimi głowy ani być w żaden sposób pociągnięta do odpowiedzialności, gdyby cokolwiek poszło nie tak. Teraz odrobinę tego żałowała, ale tylko dlatego, że lubiła mieć w dłoni wszystkie karty, gdy przystępowała do gry.
Pośmiertny list od męża oraz wytyczne nie pozostawiły jej złudzeń - musiała zamknąć kilka spraw za niego, bo Arnaud nie zdążył uczynić tego za życia. Liczyła na to, że nie rzuci jej na pożarcie lwom i spotkanie będzie miało charakter bardziej biznesowy niż mafijny, ale na dobrą sprawę nie wiedziała, czego miała się spodziewać.
A tym bardziej kogo.
Czas i miejsce były z góry określone, a Desrochers domyśliła się, że powinna możliwie jak najbardziej wtopić się w tłum, wybrała więc strój, jaki w rzeczywistości założyłaby na wizytę w galerii sztuki. Zabrała wszelkie niezbędne rzeczy - w tym kartę kredytową, którą na tę specjalną okazję zostawił jej mąż - i przywołała kierowcę. Podróż na miejsce upłynęła jej w ciszy i z jednym przystankiem na kawę w ulubionej kawiarni. Tym sposobem Sophia dojechała na miejsce we względnie dobrym nastroju, skupiona i gotowa na to, co przynieść miał los.
Wiedziała, pod którym obrazem miał czekać na nią kontakt jej męża, ale dla pozorów nie omieszkała obdarzyć uwagą innych dzieł sztuki, które znajdowały się w pierwszej części galerii. Poruszała się pomiędzy nimi niespiesznie, przesuwając wzrok po abstrakcyjnych kreskach i szokujących formach, aż stanęła wreszcie ramię w ramię z wysokim mężczyzną.
- Wyjątkowo dosłowna interpretacja, nie uważa pan? - zapytała płynnie po rosyjsku, nie podnosząc jeszcze spojrzenia na swojego rozmówcę.
Jej oczy wpatrzone były w jedną z tysiąca wersji Sądu Ostatecznego; ta nie znajdowała się nawet w czołówce jej ulubionych.
Marco Todorovski