23 y/o
CHRISTMASSY
163 cm
technik kryminalistyki w Toronto Police Service
Awatar użytkownika
Nie wiedziałam kim chcę zostać na święta,
więc zostałam 🎄choinką🎄z torbą na głowie ✨
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji1os (bio), 3os (reszta)
czas narracjiprzeszły
postać
autor

5.
Choć Daphne starała się z całego serca nie słuchać owego złodzieja sprzed kilku tygodni, nieumyślnie poszła za jego sugestią i znalazła się w nadjeziornym parku, szukając liści i kasztanów. Jej mózg wyparł jednak fakt, że to on (po części) stał za tym wszystkim. Miała trochę na głowie - pracę, a także fakt, że świat był tak mały iż znajdowały się z siostrą w jednym kraju, nie mając o tym bladego pojęcia. To drugie zwłaszcza zaprzątało jej myśli. Nie mogła dojść do ładu i składu z tym, co o tym myśleć. Logiczne zatem, że nie myślała o tamtej kłótni od czasu, gdy miała miejsce. Zresztą, była przekonana że widzi typa po raz pierwszy i ostatni.
Och, jak bardzo się myliła.
Delikatne promienie słońca, przebijające się przez liczne chmury pełznące leniwie po niebie, dawały wrażenie przyjemnego ciepła. Taka pogoda sprawiała, że jesień stawała się naprawdę przyjemna i nieco mniej depresyjna. Cieszyła się zatem, że akurat dzisiaj miała pod opieką Arnolda, psa sąsiadki. Gdyby przyszło jej wyjść z nim na spacer w trakcie deszczu to chyba by się wściekła. Nie spodziewała się natomiast, że pod wpływem przyjemnego, jesiennego słońca wybierze się aż nad samo jezioro. Zadowoliła tym samym Arnolda, który biegał podekscytowany wokół jej nóg, wskakując od czasu w zgarnięte kupki z liśćmi. Obserwowała to zjawisko z uśmiechem, w głowie jednak zastanawiając się, czy powinna była obawiać się o kleszcze. Nigdy nie miała swojego zwierzaka, więc nie wiedziała, na co uważać lub nie. Cóż, przekona się o tym prędzej czy później.
Czując lekkie zmęczenie ciągłym chodzeniem (a raczej bieganiem za psem, który posiadał zdecydowanie zbyt dużo energii jak na tak małe ciałko), podeszła do jednej z ławek w parku i z ulgą usiadła, prostując nogi. Arnold, chcąc czy nie, musiał zgodzić się na przymusową przerwę i po krótkim spacerku w kółko również zajął miejsce tuż obok jej nóg. Delikatny wiaterek dmuchał jej w twarz, sprawiając, że padające na jej policzki ciepło nie było ani zbyt gorące, ani zbyt zimne. Aż przymknęła oczy, napawając się tą chwilą. Rzadko kiedy cieszyła się z czegoś, co było tak przyziemne i normalne.
Ale, oczywiście, ten stan był zbyt piękny, by mógł trwać wiecznie.

Filippo Carissoni
Lin (shad0wlin_)
sterowanie moją postacią bez mojej wiedzy i zgody
19 y/o
For good luck!
175 cm
za dnia student, w nocy zaś dj w The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Wszystkiego nawzajem!
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

#numerek_sprawdze_później

Filippo tego dnia nie planował spaceru po parku, tylko granie na kompie po zajęciach a przed pracą i w sumie to właśnie zaczął robić, gdy wrócił do domu. Usiadł przy biurku znajdującym się w sypialni, włączył laptopa, a następnie odpalił Fortnite'a. Grał w Battle Royal 1vs.1 i dwie rozgrywki szły mu całkiem nieźle - tak, że w jednej został sam na sam z ostatnim graczem, lecz umarł bo zabrakło mu materiałów i spadł, co spowodowało utracenie całego HP, a przy kolejnej szczęśliwej rozgrywce, przeciwnik był szybszy (rzecz jasna winę zwalał na swój internet). Gdy kolejny raz przegrał, wyłączył laptopa i odchylił się na swoim gamingowym krześle.
Zerknął na zegarek, który nosił na ręce i jakoś tak wyszło, że musiał kupić coś na obiad, więc wyszedł z domu. Koniec końców na wizycie w sklepie się nie skończyło, bo wylądował w parku - dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie, że o tym właśnie parku wspominał dziewczynie, którą poznał w geek sklepie. Czy chciał ją spotkać? Cóż... wolałby nie, ponieważ czuł, że mógłby dostać kasztanami po głowie albo czymś innym.
Szedł wymachując reklamówką, w której znajdowała się lasagne'a z bolognese, pepsi i żelki. W sumie, mógł od razu kupić dwie porcje, by mieć na następny dzień ale no cóż... może zajdzie znów do sklepu podczas powrotu, lub po prostu odwiedzi go nazajutrz.
Gdy tak maszerował przez park, nagle zachciało mu się pić, więc przystanął, zgarnął z reklamówki pepsi, odkręcił i wziął kilka łyków. Po zakręceniu butelki, zauważył nieopodal siedzącą na jednej z ławek dziewczynę....
Czy to jakiś żart? spytał samego siebie, zastanawiając się, czy lepiej byłoby a) po prostu przejść i udawać, że jej nie widział; b) zawrócić; c) przysiąść się
Odpalił maszynę losującą wewnątrz swojej głowy i ostatecznie wybrał opcję...
- Nie sądziłem, że na siebie tu wpadniemy. - powiedział szczerze, zachowując bezpieczną odległość na tej samej ławce i nie patrząc na dziewczynę, choć po kilku sekundach odważył się przekręcić głowę w bok (w stronę Daphne). Oczywiście zauważył psiaka i miał ogromną ochotę go pogłaskać.
- Ale słodki. Jak się wabi? - spytał, bo naprawdę był ciekawy. Lubił pieski i ogólnie zwierzątka. Ponieważ doskonale wiedział, jak powinien się zachować, nie robił żadnych agresywnych ruchów, tylko wyciągnął rękę, by czworonożny przyjaciel, obwąchał mu rękę.

Daphne van Laar
23 y/o
CHRISTMASSY
163 cm
technik kryminalistyki w Toronto Police Service
Awatar użytkownika
Nie wiedziałam kim chcę zostać na święta,
więc zostałam 🎄choinką🎄z torbą na głowie ✨
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji1os (bio), 3os (reszta)
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ach, ta jesień. Miała naprawdę sporą moc sprawczą, skoro mogła odciągnąć tę dwójkę od ekranu komputera lub innych rzeczy, od których ciężko było im się uwolnić. Spacery z psem sąsiadki nie były dla Daphne codziennością, a jednak dzisiaj coś ją podkusiło do poświęcenia swojej aspołecznej strony. Nie, żeby była całkiem przeciwko kontaktowi ze światem zewnętrznym, ale czasami miewała dni, gdzie wkurzała ją nawet mucha latająca po pokoju. Dzisiaj miała lepszy dzień, więc los najwidoczniej zdecydował się wykorzystać sprzyjające okoliczności do skonfrontowania ją z niedawnym przypadkiem, momentalnie gotującym krew w jej żyłach.
Nie spodziewała się spotkać nikogo znajomego, a co dopiero jego. Park był dość pustawy jak na tę porę dnia. Być może nie był on aż tak popularny jak jakieś inne parki w Toronto? Chłopak jednak mówił, że to było świetne miejsce…
I boom, znowu o nim pomyślała. Śmieszne, co nie?
Nie zauważyła go tak szybko jak on ją. Właściwie to przymykała stale oczy, czując lekką senność i znużenie nicnierobieniem, a przyjemna pogoda tylko pomagała w takiej formie „relaksu”. W pewnym momencie przymknęła oczy na krótki moment, a po ich otwarciu on już zbliżał się w jej kierunku. Nie zareagowała od razu, mając wrażenie, że to jakieś zwidy oznaczające, że w końcu straciła rozum. Nie była do końca przekonana co do tego, czy ta wizja nie byłaby czasami lepsza niż rzeczywistość. Nie bardzo miała chęć na kłótnie w taki dość… przyzwoity dzień. Przynajmniej tyle dobrze, że nie miał jej czego zwinąć. Psa nie mógł, bo nie należał do niej. Zresztą… Co za kretyn chciałby ukraść psa?
Zacisnęła zatem usta w cienką linię, obserwując jak zajmuje tą samą ławkę, zachowując pewien dystans od niej. I dobrze – mózg przy nim zaczynał jej wariować i kto wie, może posunęłaby się nawet i do rękoczynów. W jej przypadku byłaby to jedynie zwykła przepychanka, ale no wciąż.
Ta… Ja też nie. — gdyby posiadła tę kluczową wiedzę nieco wcześniej, prędzej wybrałaby ten park z dziećmi. Przynajmniej jej podopieczny miałby frajdę, bo pewnie nie brakowałoby tych małych latorośli, które zainteresowałyby się uroczym pieskiem. Ona miałaby praktycznie spokój, chociaż wydzierające się dzieci niekoniecznie były dobrym background trackiem. No cóż… Sama nie zaszczyciła go spojrzeniem, wlepiając oczy w Arnolda, który był chyba bardziej zainteresowany chłopakiem niż ona. Na ten widok aż zmarszczyła nosek.
Arnold. Nie jest mój, to pies koleżanki. — oznajmiła prosto z mostu, trochę licząc że tym samym straci zainteresowanie czy coś. Gdy wyciągnął rękę, mentalnie zaczęła dopingować psa, by ten jeden jedyny raz postanowił skosztować ludzkiej ręki po zapoznaniu się z jej zapachem.

Filippo Carissoni
Lin (shad0wlin_)
sterowanie moją postacią bez mojej wiedzy i zgody
19 y/o
For good luck!
175 cm
za dnia student, w nocy zaś dj w The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Wszystkiego nawzajem!
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

W sumie gdy Filip przechadzał się po parku, zastanawiał się, czy ktoś się tu rozłoży ze sprzętem i zacznie np. grać lub śpiewać, lecz sądząc po tym, iż było dość chłodno to zwyczajnie wątpił. Aczkolwiek niektórzy wykonywali różne utwory, pomimo niesprzyjających warunków pogodowych. Carissoniego zastanawiało, czy gdyby on wyszedł ze swoją konsoletą tutaj, to dużo ludzi by podeszło zainteresowanych, lecz z drugiej strony... obawiał się, że frekwencja mogłaby być dość... niska. Nie był jeszcze przecież Ani Davidem Guettą ani Alanem Walkerem, ani Martinem Garrixem. Poza tym, to już lepiej było śpiewać, bo takie miksy raczej nie przyciągały, a przynajmniej Filipowi się tak zdawało, porównując ile widział jakiego rodzaju występów i że zdecydowana większość albo śpiewała, grając na gitarze, albo tańczyła. O w sumie... może powinienem zaciągnąć się jeszcze do jakiejś grupy tanecznej. bo czemu nie? Zostałby jakimś backup dancnerem.
Tak czy inaczej, na pewno by go zaciekawiło, gdyby ktoś zaczął swój performance - szczególnie, że można powiedzieć, iż miał pewnego rodzaju sentyment gdy ktoś śpiewał w parku, ponieważ przypominało mu to jego początki, gdy słuchał jednego grajka, który został jego inspiracją i mentorem do pewnego czasu tj. dopóki sam nie zaczął odstawiać solówek w parkach, ponieważ wtedy uznał, że już może się usamodzielnić. Poza tym, w grę wchodziły studia, praca i... dodatkowa praca.
Posłał dziewczynie ironiczny uśmiech, słysząc tę jakże wielką radość, spowodowaną wpadnięciem na siebie.
- Nie martw się. Zaraz będę szedł dalej. - Albo zawsze Ty możesz po prostu zmienić ławkę. dokończył w myślach, choć zaraz swoje myśli przeniósł na słodkiego psiaka.
- Arnold. - powtórzył.
- Schwarzenegger. Czy to pies terminator? - spytał, rzucając pierwszym skojarzeniem, a że był to popularny aktor, to po prostu zarzucił takim nawiązaniem. Chcąc coś sprawdzić, wstał by podejść do pobliskiego drzewa, pod którym leżało kilka patyków. Wziął jeden, pokazał Arnoldowi i rzucił, zastanawiając się, czy czworonożny przyjaciel po pierwsze, biegał za patykami, a po drugie, aportował.
- Czyli... robisz za nianię. Wymagający jest? - spytał, choć sam aktualnie nie planował adopcji czworonoga. Sam raz czy dwa też opiekował się psem kumpla.
- Karmiłaś już wiewiórki? - spytał nagle, całkowicie randomowo, z rękami schowanymi do tylnych kieszonek, by je sobie nieco ogrzać. On między innymi z takim zamiarem tu przyszedł i nawet w kieszonce kurtki miał woreczek z żołędziami. Taki był przygotowany.

Daphne van Laar
23 y/o
CHRISTMASSY
163 cm
technik kryminalistyki w Toronto Police Service
Awatar użytkownika
Nie wiedziałam kim chcę zostać na święta,
więc zostałam 🎄choinką🎄z torbą na głowie ✨
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji1os (bio), 3os (reszta)
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Uliczni wykonawcy też tracili coraz więcej uwagi z każdym rokiem. Ktoś taki jak Daphne, idący ulicą ze słuchawkami na uszach, nawet takich nie zauważał. Zresztą, jak ktoś zarabiał mało, to szkoda mu było odpalać nawet drobniaki na kogoś, kto obrał tak ciężką ścieżkę karierową. Muzycy mieli naprawdę ciężko, w dodatku bez względu na ich specjalizację. Pozornie wydawało się prosto nagrać coś i wrzucić chociażby na tiktoka, ale posiadanie talentu nie równało się niestety z zaskarbieniem sobie uwagi innych. Trzeba było mieć zwyczajnego fuksa, by się czegoś faktycznie dorobić. I nawet tacy grajkowie na gitarze czy saksofonie pewnie przeklinali z każdym dniem, w którym musieli wyjść na taką ulicę i grać dla tłumu, który miał to wszystko gdzieś. Za marne grosze.
Nic dziwnego, że wielu zwyczajnie się poddawało i tym samym znikało. Van Laar nieszczególnie zwracała na to uwagę. Nie sądziłaby nawet, że kogokolwiek mógł martwić brak takiej osoby w jakimś miejscu.
Super. — odpowiedziała niby beznamiętnie, ale w myślach krzyczała, by szedł sobie czym prędzej. A on dalej tam siedział. Ugh. Tak, jakby istniał tylko po to, by ją irytować.
Być może. — odparła tajemniczo, od niechcenia wzruszając ramionami. Czy on myślał, że nawet jakby była świadoma tego sekretu to powiedziałaby o nim akurat jemu? Marne szanse.
Przyglądała się, jak ten podszedł pod drzewo i wziął jakiś patyk. Daphne aż nie mogła się powstrzymać przed przewróceniem oczyma. Przecież miał sobie iść chwilę temu. Zaczynała trochę żałować, że Arnold nie był typem agresywnego psa.
Nie. Normalna dawka ruchu mu zazwyczaj wystarcza. — oczywiście pominęła fakt, że w dniu dzisiejszym Arnold był wyjątkowo nadpobudliwy. Starała się też zachować neutralną twarz, gdy psiak wstał na widok patyka. Nie zatrzymała go jednak – może wykorzysta chłopaka, skoro już tutaj był, by się pomęczył zamiast niej.
Eee… Nie. — pytanie zbiło ją z tropu. To ostatnie o czym by pomyślała, idąc dzisiaj do parku. Była tutaj z psem, na którego musiała uważać. W jej przypadku rozglądanie się jeszcze za wiewiórkami byłoby zgubą.

Filippo Carissoni
Lin (shad0wlin_)
sterowanie moją postacią bez mojej wiedzy i zgody
19 y/o
For good luck!
175 cm
za dnia student, w nocy zaś dj w The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Wszystkiego nawzajem!
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

- Tak czułem, że Cię to ucieszy. - powiedział bez większych emocji, no bo jak mógł się spodziewać innej reakcji, skoro jeszcze niedawno prawie się pożarli w sklepie? Tak naprawdę to w ogóle nie powinienem był się zatrzymywać. A mimo wszystko się zatrzymał. Zawsze przecież też mógł wybrać inną ławkę, bo tych było pod dostatkiem w tym parku. A może kilka dni po kłótni zastanawiał się, czy istniała szansa na zakopanie tego toporu wojennego? Tylko czy był sens go zakopywać?
- Mhm. - no to się dowiedział.
- To przynajmniej masz dobrego obrońcę. - dodał, uśmiechając się do psiaka. Dobrze, że chociaż on jest dla mnie miły. pomyślał, bo jeszcze by brakowało, by słyszał szczekanie wraz z warkiem w swoją stronę. Wystarczył mu wark ludzi, otaczających go na każdego dnia - włącznie z klientami klubu gdzie grywał, ponieważ także i tam się zdarzyło, że ktoś miał jakieś wąty lub upił się tak, że zaczynał pluć jadem dookoła (kilka razy nawet musiała interweniować ochrona). Psiak przynajmniej nie oceniał, nie zadawał pytań, nie oczekiwał niczego poza odrobiną uwagi. Będąc młodszym, FIlip zastanawiał się, jakby to było być psem - nic tylko by jadł, spał i żądał wyjścia na spacer bądź po prostu wypuszczenia na zewnątrz Niesamowite, że czasami ludzie potrafili zachowywać się o wiele gorzej od zwierząt. taka prawda.
Filip skinął głową, przyjmując słowa Daphne do wiadomości.
- Czyli o tyle dobrze, że nie musisz z nim robić pięciu kilometrów lub biegać po całym mieście, by się zmęczył. - odparł, bo jeden z jego znajomych miał takiego psa, który wymagał sporej ilości kilometrów podczas spaceru oraz ciągłej uwagi, inaczej potrafił zamienić mieszkanie w pobojowisko - raz nawet sam był świadkiem stanu mieszkania. Skrzywił się lekko, przypominając sobie tamto wydarzenie, bo nie dość, że zdemolowane było pomieszczenie, to jeszcze ucierpiały jego nowe buty - automatycznie spojrzał w dół na swoje, jakby chciał mieć pewność, że gdy pamięcią wrócił do sceny z przeszłości, to nic im się nie stało.
- Ja się przygotowałem. - odparł, klepiąc się po kieszonce, w której miał woreczek z orzechami.
- Ale nie wiem, czy już nie jest za późno, w sensie, czy jeszcze opuszczają swoje norki. - dodał, wzruszając ramionami i rzucając psiakowi patyk. Gdy ten pobiegł, Filip dostrzegł coś kilka kroków od siebie. Podszedł, kucnął i uśmiechnął się, a w następnej chwili podniósł kasztana.

Daphne van Laar
23 y/o
CHRISTMASSY
163 cm
technik kryminalistyki w Toronto Police Service
Awatar użytkownika
Nie wiedziałam kim chcę zostać na święta,
więc zostałam 🎄choinką🎄z torbą na głowie ✨
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji1os (bio), 3os (reszta)
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Słowa chłopaka po raz kolejny sprawiły, że Daphne wywróciła teatralnie oczyma. Nawet miała ochotę prychnąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.
Czy ty masz jakiś problem? — spytała, spoglądając na niego tak, jakby spotkania z polskimi Sebixami były u niej na porządku dziennym. Zaraz jednak przymknęła oczy, kręcąc głową, a następnie głęboko westchnęła. — Serio, dzisiaj jest taki spoko dzień i byłabym wdzięczna za brak ukrytego sarkazmu czy wyrzutów w jakimkolwiek kierunku. Sama mogę zaoferować to samo. — oczywiście nie ręczyła za siebie, gdyby ten dalej brnął w te gierki bo nie dałaby sobą pomiatać, ale wolałaby tego uniknąć.
Obrońca to akurat z niego mierny. Jest zbyt przyjazny. — i to nie było tylko jej zdanie, a fakt. Sąsiadka to widziała i widzieli to ludzie, którzy podchodzili do pieska i nie zostali witani z agresywny sposób. W tym wypadku pies nie był obrońcą, ale wciąż mógł być przyjacielem człowieka. Van Laar mogła go za takiego uważać – słuchał uważnie każdej jej zagadki czy zwykłej paplaniny i choć nie odpowiadał, wcale jej to nie przeszkadzało. Przynajmniej miała świadomość, że nie oceniał jej i nie uważał za dziwaka tak jak inni. Też wolała czasami towarzystwo takiego pieska, który poprzytula się i pomerda ogonkiem zamiast tych wiecznie oceniających, krytycznych spojrzeń.
Niestety taki pies to nie na moje zdrowie. Gdybym musiała biegać z nim pół miasta to z miejsca bym odpadła. Arnold jest mało wymagający, więc oboje zyskujemy. — przyznała i, choć pewnie by zaprzeczyła gdyby ktoś to zauważył, spojrzała poczciwie na psiaka, który w odpowiedzi pomachał do niej wesoło ogonem. Nawet nie mówiąc o wysiłku fizycznym, bo żwawy pies to też duża odpowiedzialność psychiczna. Daphne natomiast powinna była unikać takich źródeł stresu ze względu na wadę serca. Nie na jej głowę przewrócone do góry nogami mieszkania czy psy biegnące bez zadyszki przez pół ogromnego Toronto.
O, super. — powiedziała bez absolutnie grama emocji. — Jest dopiero popołudnie, więc pewnie jeszcze można je spotkać. — wzruszyła ramionami, bo o ile mogła znać jakieś podstawowe szczegóły o tych zwierzątkach, nie znała harmonogramu wiewiórek w Toronto. Nie przyglądała się im jeszcze aż tak mocno.
Patrzyła, jak jej rozmówca bawi się z psem jej sąsiadki, a potem podnosi kasztany. To jej przypomniało o jej własnych planach. Podniosła się zatem z ławki, choć zrobiła to niezwykle powoli i leniwie. Dopiero wtedy skierowała swoje kroki na kawałek trawy nieco oddalony od Filippo, żeby nie było że za nim łazi. Arnold zaraz do niej przybiegł, wąchając zawzięcie w trawie.
Co, chcesz mi pomóc szukać, vriend? — rzuciła w jego kierunku, uśmiechając się delikatnie.

Filippo Carissoni
Lin (shad0wlin_)
sterowanie moją postacią bez mojej wiedzy i zgody
19 y/o
For good luck!
175 cm
za dnia student, w nocy zaś dj w The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Wszystkiego nawzajem!
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

Filippo już miał kręcić głową, kiedy usłyszał powód, dla którego powinien odpuścić wszelkie ukryte sarkazmy i ironie. Normalnie nie poszedłby na taki układ ale z jakiegoś powodu, odpuścił. Po prostu. Już wystarczyła mu scena w sklepie, tutaj... jeszcze zostałby poszczuty psem albo zaraz zebrałaby się większa ilość gapiów a on... tak naprawdę też chciał pochillować - dlatego właśnie przyszedł do parku no i po to, by pokarmić wiewiórki ale to był drugi powód.
- Nie będę obiecał... ale się postaram. - odpowiedział, tym samym akceptując ofertę. Wziął więc głęboki wdech i spojrzał przed siebie, choć nic ani nikogo tam nie było.
- Ale pozory sprawi. - stwierdził, głaszcząc psiaka. On nie miał żadnego zwierzątka, bo prowadząc taki tryb życia, jedyne co mógłby mieć to rybka lub chomik - aczkolwiek istniało dość spore prawdopodobieństwo, iż i je zapominałby karmić. Wystarczyło mu, że kilka razy proszono go o opiekę nad pupilami - do swojego CV mógł wpisać opiekę nad: kotem, psem, papugą i świnką morską.
Carissoni skinął głową na znak, iż przyjął słowa dziewczyny do wiadomości.
- A no chyba, że tak. - powiedział, nie dopytując o nic więcej. Po prostu pomyślał, że Daphne tak po prostu powiedziała lub zwyczajnie nie była fanką biegania - nie przypuszczał, że choruje na coś poważnego.
- Mam taką nadzieję, bo inaczej będę musiał uznać swoją misję za nieudaną. - odparł traktując karmienie wiewiórek tak, jakby to był jakiś quest w grze, a siebie mając za główną postać tejże gry. W sumie kiedyś tak myślał, że jego życie jest grą niczym GTA albo Simsy, tylko, że kody w tej grze nie działały. Musiał sam próbować i popełniać błędy, bo to było normalne.
- W sumie to jest niesamowite, że mają zdolność zapamiętywania, by odnaleźć swoje ukryte zapasy. To pewnie dzięki zmysłowi węchu. - naprawdę uważał to za ciekawą ciekawostkę, którą postanowił się podzielić, nawet jeśli Daphne nie chciała tego wiedzieć. Jakiś czas temu w celu zaspokojenia swojej ciekawości, zaczął czytać o wiewiórkach i ten fakt uznał za naprawdę ciekawy. Szczególnie, że tych orzeszków zazwyczaj zakupywały dość sporo, bo musiały mieć zapas na zimę.
No ale potem oddalił się od dziewczyny i nie zdziwiło go to, że psiak zaraz wrócił do Daphne. Zaczął iść przed siebie, co jakiś czas podnosząc kasztany lub zatrzymując się, by podziwiać widoczki tak, jakby po raz pierwszy szedł tą ścieżką w tym parku.

Daphne van Laar
23 y/o
CHRISTMASSY
163 cm
technik kryminalistyki w Toronto Police Service
Awatar użytkownika
Nie wiedziałam kim chcę zostać na święta,
więc zostałam 🎄choinką🎄z torbą na głowie ✨
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
typ narracji1os (bio), 3os (reszta)
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Widocznie zdziwiła ją reakcja chłopaka, po którym nie spodziewała się takiej skruchy i zgody. Nawet uniosła brwi, przyglądając mu się w milczeniu, finalnie kiwając głową. Trochę sztywno, ale można to było zwalić na taki obrót spraw. Była też w zbyt pozytywnym humorze, by się z tego nabijać czy przedrzeźniać. Właśnie z tego powodu postanowiła też zaryzykować, nie chcąc robić tego pierwszego kroku w stronę kolejnej sprzeczki.
Co jest rzeczą, którą najtrudniej znaleźć, a najłatwiej stracić? — oczywiście, że odpowiedziała mu zagadką, ale ton jej głosu był zdecydowanie bardziej łagodny niż przed momentem. Po nim można było wnioskować, że mimo wszystko van Laar była wdzięczna za taką reakcję.
To prawda. — choć nie brzmiała na do końca przekonaną, widziała w jego słowach ździebko faktu. Od razu inaczej spoglądało się na człowieka z psem, nawet takim kurduplem. Przecież to chihuahua była jednym z najgroźniejszych piesków pod względem chociażby chęci zaszczekania kogoś na śmierć. Niepozorne, ale jakie wredne! Wiadomo, nie wszystkie, ale wiadomo o co chodziło.
Gdy nie spytał o szczegóły, Daphne po części poczuła ulgę, ale w głębi ducha zawsze było jej trochę smutno gdy nikt nie interesował się nią nieco bardziej. Tutaj mogła się tego spodziewać, bo z Filippo ostatnio się praktycznie pożarli. Pewnie miałby gdzieś fakt, że nie jest do końca zdrową osobą. Usiłowała zatem przekonać samą siebie, że brak pytań z jego strony był jak najbardziej w porządku.
Misję? A jakie są za nią nagrody? — spytała trochę żartobliwym tonem. W rzeczywistości poza jakąś osobistą satysfakcją i radością wiewiórek nie widziała w tym nic specjalnego. Ale może czegoś nie była świadoma?
Węch im pomaga, ale z tego co mi wiadomo mają też świetną pamięć przestrzenną. — odparła leniwie, jakby ta wiedza była dla niej czymś pokroju „jak posmarować kromkę masłem”. Nie, żeby interesowała się akurat wiewiórkami w szczególności. Po prostu zapamiętywała wiele głupich, ale naprawdę nietypowych ciekawostek z internetu.
Kontynuowała swoje poszukiwania kasztanów, na chwilę zapominając o obecności Filippo. Przy okazji zebrała też parę ładniejszych liści, myśląc o wysuszeniu ich i zatrzymaniu w ramach pamiątki. Może powinna zrobić jakiś album liści, jakieś z Niderlandów, te z Kanady, a potem może jakieś z przyszłego miejsca zamieszkania? Nawet, jeśli póki co nie chciała opuszczać tego kraju – w końcu dopiero co do niego przyjechała.
I byłoby fajnie, gdyby Arnold nagle nie wyczaił czegoś w oddali. Możliwe, że jakiejś wiewiórki właśnie.
Arnold, stój... — nawet nie dokończyła, a piesek już wesoło rzucił się za drobniutkim stworzonkiem.

Filippo Carissoni
Lin (shad0wlin_)
sterowanie moją postacią bez mojej wiedzy i zgody
19 y/o
For good luck!
175 cm
za dnia student, w nocy zaś dj w The Fifth Social Club
Awatar użytkownika
Wszystkiego nawzajem!
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
typ narracjityp narracji
czas narracji-
postać
autor

- Powiedziałbym, że zaufanie, tylko zaufanie to nie rzecz. - powiedział w pierwszej chwili, kopiąc jakiś kamyczek, który miał przed nogą - kopnął tak, że ten wylądował na liściach obok. Naprawdę zaufanie pasowało mu tu idealnie. Dlaczego? Z tego względu iż zaufanie jest trudne do zdobycia, wymaga czasu i dowodów, a można je stracić w mgnieniu oka - jakby za pstryknięciem palcami.
Inne pasujące odpowiedzi zdaniem Filipa to czas, szacunek czy miłość, czyli wszystko co potrzebuje fundamentów i budowane jest powoli, a mimo wszystko można je utracić szybciej, niż się zdobyło.
- Hmm... może klucze? Szczególnie kiedy są noszone luzem i odkłada się je w różnych miejscach, więc łatwo je gdzieś położyć „na chwilę” i zapomnieć gdzie. - wyjaśnił, naprawdę starając się odpowiedzieć sensownie - aczkolwiek nastawiał się, że zaraz usłyszy, iż jego odpowiedź jest błędna.
Uniósł lekko kąciki ust, kiedy usłyszał, że dziewczyna zgodziła się z jego wcześniejszymi słowami o psiaku stwarzającym pozory.
To chociaż tu jesteśmy zgodni. powiedział w myślach, bo po prostu nie uważał, by musiał to wypowiadać na głos. Skinął głową, potwierdzając, że karmienie wiewiórek było jedną z jego misji podczas spaceru po parku.
- Pamiątka w postaci zdjęcia.. o ile zdążę ją zrobić. - odpowiedział po dłuższym namyśle oraz parsknął krótkim śmiechem.
- Poza tym, ja będę szczęśliwy i one. - dodał, bo to chyba również mógł uznać za nagrodę tzw. wewnętrzna satysfakcja, a wiewióry będą miały zapas na zimę, więc win-win.
Spojrzał zaskoczony na dziewczynę, bo nie spodziewał się usłyszeć takiej ciekawostki od niej.
- A to małe skubańce. Ale w sumie to dobrze. Przynajmniej nie muszą szukać orzeszków nie wiadomo ile czasu. Ciekawe ile ich już tutaj sobie zakopały. - odparł, naprawdę mając taką rozkminę w tamtym momencie. Ciekawiło go też, czy np. podbierały sobie, czy każda zgarniała tylko swoje.
No ale w momencie kiedy Daphne zbierała listki oraz kasztany, on również zbierał kasztany i rozglądał się za wiewiórkami - oczywiście nie omieszkał wykonać kilku zdjęć, by wrzucić na story swojego IG. W momencie przesyłania zdjęcia, usłyszał szczekanie. Podniósł głowę i zauważył Arnolda sunącego w stronę małego stworzonka.
- O NIE! - krzyknął, szybko chowając telefon i czym prędzej starając się jakoś zatrzymać psiaka, lecz to nie było takie proste.
Westchnął głośno, bo maluch zdążył wdrapać się po drzewie i schować w dziupli.
- Arnold.... nie musiałeś go straszyć... - powiedział, patrząc na dziuplę i mając nadzieję, że wiewiórka zaraz postanowi wyjść Aczkolwiek jeśli czuła nas... to mogła chcieć przeczekać by wyjść gdy już sobie pójdziemy, ech.

Daphne van Laar
ODPOWIEDZ

Wróć do „Coronation Dog Park”