-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Ale też dosyć szybko zdała sobie sprawę, że to nie będzie lekki zawód. Mimo braku wykształcenia stricte medycznego, to przecież miała do czynienia z chorobami i to często znacznie gorszymi, bo takimi , które nie widać na rentgenie. Z chorobami bardzo często bagatelizowanymi, a nie raz prowadzącymi do śmierci. Dlatego już na studiach uczono ich jak sobie radzić ze stresem oraz jak odpowiednio rozdzielać pracę od życia osobistego.
Nie było to zawsze łatwe zadanie. Szczególnie, gdy w grę wchodziło tak realne zagrożenie jak porwanie przez seryjnego mordercę. Do takiej terapii zaliczały się spotkania z Zaylee, której starała się pomóc już od jakiegoś czasu. Widząc delikatną poprawę z każdym kolejnym dniem, co było w oczach Mary niesamowitym osiągnięciem. Starała się też na nią nie naciskać i dawać jej bezpieczną przestrzeń, aby mogła się poczuć na tyle komfortowo, by móc jej zaufać. Jednak po takich przeżyciach, Lakefield była przygotowana na długą przeprawę.
- Co dobrego słychać Zaylee? Czy jesteś w stanie wymienić dwie pozytywne rzeczy, które wydarzyły się w Twoim życiu w ostatnim tygodniu?- spytała z delikatnym uśmiechem, gdy brunetka usiadła na kanapie naprzeciwko. Mara lubiła zaczynać spotkania od pozytywnych akcentów. Przynajmniej w momencie, gdy wiedziała, że już jakiś etap przepracowali. Siedziała ze swoim notesem i długopisem w ręce, by móc notować najważniejsze informacje. Nie chciała o niczym zapomnieć, a pisanie przy komputerze wydawało jej się swego rodzaju nietaktem w trakcie rozmowy z drugą osobą.
zaylee miller
-
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Tutaj — w tym pomieszczeniu z ciepłym światłem lamp i spokojnym spojrzeniem Lakefield — mogła rozkładać swoje myśli i uczucia na części. Trochę tak, jak sama robiła to z ciałami podczas autopsji. Oddzielenie przyczyny od skutku było teraz jej sekcją jej osobistego świata. Czasem zjawiała się na wizytach zmęczona, z oczami podkreślonymi bezsenną nocą albo natłokiem pracy. Czasem całkiem zobojętniała. A czasem z dłoniami zaciśniętymi tak mocno, że aż jej knykcie bielały, bo chciała po prostu wrócić do domu po całym dniu spędzonym w prosektorium i nie marzyła o niczym innym, jak o szybko skończonej sesji.
Tego późnego popołudnia było jej naprawdę wszystko jedno. Zajęła miejsce naprzeciwko psychoterapeutki i uniosła do ust szklankę z wodą. Przez chwilę zastanawiała się nad jej pytaniem z wysoko uniesionymi brwiami, ale w końcu wzruszyła ramionami, odkładając naczynie na stolik.
— Zajebisty seks z narzeczoną i nietypowy przypadek na stole sekcyjnym — odparła w końcu, zakładając nogę na nogę. Przywarła plecami do oparcia, co pozwoliło jej poczuć się swobodniej. Pamiętała swoje pierwsze wizyty w tym gabinecie, które odbywały się trzy razy w tygodniu i które pozwoliły jej wrócić do pracy. Bez tego przełożeni nie mieliby pewności, że Miller faktycznie była gotowa. — Czy to wystarczająco pozytywne aspekty? Chcesz znać szczegóły? — zapytała z kpiącym uśmiechem, ale nie sądziła, żeby Lakefield zapragnęła wdawać się w detale. O ile Swanson prawie doprowadziła ją w łóżku do dewastacji, co było niesamowicie przyjemne, to porzucone w lesie ciało denatki, które nie miało w sobie żadnych wnętrzności, mogło być dla niektórych dość obrzydliwe.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Spotkania z Zaylee były jednak wyzwaniem pod innym względem. Wiedziała, że dzisiaj przychodziła już z własnej woli. Dostrzegała tą różnicę w jej zachowaniu, gdy ramiona były minimalnie mniej spięte i chętniej odpowiadała na pytania. Mara się tego trzymała, starając ze wszystkich sił jej nie wystraszyć. Chciała stworzyć dla Miller poczucie komfortu i bezpieczeństwa w tych czterech ścianach, chociaż w tym przypadku akurat kwestia bezpieczeństwa była dosyć kontrowersyjna zważając na jej porwanie i prawie zamordowanie przez seryjnego mordercę.
Przyglądała się jej uważnie, gdy zastanawiała się nad odpowiedzią. To też jej wiele mówiło - każda dłuższa przerwa, każdy gest. Mara obserwowała jak jej ramiona podnoszą się i zaraz opadają, jakby te pozytywne rzeczy, które po dłuższej chwili wybrała, nie były czymś istotnym, a jedynie zapchajdziurą na jej pytanie. Szybko to sobie zanotowała.
- Tylko jeśli Twoim zdaniem są pozytywne- uśmiechnęła się łagodnie rozkładając dłonie. - Zaylee, jeżeli chcesz mi o czymś opowiedzieć, to wiesz że zawsze chętnie Cię wysłucham - dodała nie odpowiadając wprost na jej pytanie, bo to była terapia Miller, a nie Lakefield. Jasne, ruda zadawała pytania, ale zostawiała dużo przestrzeni na to czym pacjent chce się podzielić. Dla niektórych coś mogło być mało istotne, ale dla niej wszystko co padało z ust Miller czy każdy jej ruch, miało ogromne znaczenie. Zajebisty seks z narzeczoną jako jedna z dwóch pozytywnych rzeczy? To już świadczy o ich silnej relacji. Czy rozwinie swoje myśli czy nie, to również wiele jej powie. Nie chciała jej ograniczać i stopować w wypowiedzi. Wyznawała zasadę, że małymi krokami wszystkie punkty poruszą. Zakopią każdą dziurę, która powstała w jej ciele na wskutek różnych sytuacji, które się wydarzyły w ciągu całego jej życia. Mara potrafiła być cierpliwa i taka zamierzała być zawsze w stosunku do pacjentów. Poza gabinetem? Bywała nieco złośliwa, porywcza, ale w kontakcie z pacjentami wchodziła na swój najwyższy poziom empatii. Niczego nie przyspieszała, nie krytykowała. Była, słuchała, uczyła.
zaylee miller
-
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Ale Zaylee nie uważała, aby wymienione przez nią dwa pozytywne aspekty minionego tygodnia były czymś nieistotnym. Wręcz przeciwnie — gdyby Mara lepiej jej słuchała i należycie wypełniała swoje obowiązki, wiedziałaby, że seks i praca odgrywały w życiu Miller ważne role. Może nawet najważniejsze. Może jednak trzeba będzie zmienić terapeutę?
— Poczekaj — parsknęła pod nosem, odrywając plecy od kanapy i pochylając się w przód, aby móc lepiej przyjrzeć się Lakefield. — Daję ci odpowiedź, a gdy masz szansę na poznanie szczegółów, znów nawiązujesz do tych zasranych pozytywów. No, kurwa, chyba są pozytywne, skoro ci o tym mówię. Ale nie będę z tobą rozmawiać o ruchaniu. Ani o zwłokach bez wnętrzności. I nie jest to ze sobą powiązane — zaznaczyła, gdyby jednak Mara jakimś cudem chciała połączyć te dwie rzeczy.
Miller nigdy nie była łatwą pacjentką, ze względu na swój cięty język i wszechobecny sarkazm. Dodatkowo zaczynała uważać, że już wcale nie potrzebuje tych durnych terapii. Nie sądziła, że Mara zdoła wykrzesać z niej jeszcze cokolwiek, poza ironią i łapaniem za słówka.
Ponownie opadła na kanapę, krzyżując ręce na piersiach. Pozycja zamknięta, niech lepiej dobrze to zanotuje w tym swoim kajeciku.
— Sęk w tym, że wcale nie mam ochoty ci o niczym opowiadać — stwierdziła po chwili. Zresztą całkowicie zgodnie z prawdą. Nie czuła takie potrzeby. Zdawała sobie sprawę z tego, że Lakefield wykonuje swoją robotę, ale nigdy nie było powiedziane, że Zaylee będzie z nią współpracować bez większych komplikacji. Nigdy nie była zbyt wylewna i nie odczuwała wewnętrznej chęci, aby dzielić się z kimkolwiek o tym, co czuła. Może dlatego od początku ich sesji Miller nie była do końca szczera i wielokrotnie mówiła to, co terapeutka chciała usłyszeć. — To ty jesteś tutaj od zadawania pytań — przypomniała jej, jasno dając do zrozumienia, że nie zamierzała mówić sama z siebie.
Zaylee była z zawodu lekarzem. Wiedziała, jak działa ludzkie ciało, łącznie z głową. Wiedziała też, za co odpowiadają poszczególne receptory w mózgu i że niski poziom serotoniny powoduje irytację, a kora przedczołowa przez nadmiar stresu nie potrafi tego zahamować. A po tym, co wydarzyło się dwa miesiące temu, Miller często była wkurwiona.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Dlatego Lakefield była przyzwyczajona już do naprawdę przeróżnych zachowań- od nadmiernej ekscytacji, poprzez wybuch gniewu, na płaczu kończąc. Nie raz wszystko to się działo w ciągu zaledwie paru minut. Przez lata w zawodzie pracowała w szpitalach, przychodniach czy prowadząc prywatną praktykę, więc miała doświadczenie z całym wachlarzem pacjentów. Dlatego reakcja Zaylee ją nie zaskoczyła, a jedynie znacznie zainteresowała. Mimo, że miała otwarty zeszyt na kolanach i chęć zapisania kilku haseł, to obawiała się utraty kontaktu wzrokowego. Nie, gdy Miller gwałtownie się poruszyła do przodu, by po chwili znowu przyjąć postawę zamkniętą. Mara natomiast nie poruszyła się ani o milimetr. Nawet powieka jej nie drgnęła ani kącik ust. Słuchała jej wypowiedzi bez żadnej szczególnej mimiki.
- Tak, powiedziałaś o nich, ale na koniec zadając mi pytanie czy są wystarczająco pozytywne - zwróciła uwagę powracając do jej odpowiedzi na zadane na początku spotkania pytanie.- Jak myślisz, dlaczego chciałaś tego potwierdzenia u mnie? One dla Ciebie mają być pozytywne, nie dla mnie - podejrzewała, że to pytanie może podziałać na nią nieco jak płachta na byka, ale o to czasami chodzi. Według Mary, Zaylee mogła nawet krzyczeć, byleby mówiła wtedy co czuje i myśli. Dla terapeuty najgorsza była cisza pacjenta. Jak można mu wtedy pomóc, jeżeli milczy? Jak to mówią - nawet nienawiść jest lepsza niż obojętność. Jedyne na czym rudowłosej najbardziej zależało to szczerość i zaufanie, którym darzy ją pacjent. Gdy uzyska te dwa, z całą resztą sobie poradzi. Nie musi jej kochać czy uwielbiać. Wystarczy żeby ufał jej na tyle, aby być szczerym.
- I nie do końca tak to działa Zaylee. Terapia nie polega tylko na zadawaniu pytań przez terapeutę. Ty również możesz mi zadać pytania, jeżeli masz wątpliwości odnośnie czegoś ze swojego życia- mówiąc to zaczęła trochę gestykulować wskazując to na siebie, to na koronerkę. - U mnie terapia to w dużej mierze rozmowa. Tak, ja zazwyczaj więcej pytam, a pacjent odpowiada, ale zależy mi na swobodnej konwersacji , a nie suchym przepytywaniu jak na jakimś sprawdzianie- starała się jej to wyjaśnić. Wiedziała, że Miller pracowała raczej w nieco innym środowisku, więc stąd mogła wynikać ta różnica w postrzeganiu terapii. W dodatku wiele aspektów o psychoterapii było już tylko stereotypem. I w tym momencie do głowy Mary wpadł pewien pomysł, ale żeby go zrealizować musiała uzyskać od swojej pacjentki jeszcze paru wypowiedzi. Nie była jeszcze na tym etapie pewna czy to będzie dla Miller coś odpowiedniego, a nie chciała jej zrazić do siebie, skoro już nieco się przed nią otworzyła.
zaylee miller
-
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
— Mówisz, że też mogę zadawać pytania, więc ci je zadałam — zauważyła, bo czy nie o tym właśnie wspomniała Lakefield? Czy nie powiedziała, że Zaylee również może je zadawać? No właśnie. — Dlatego zapytałam, czy według ciebie seks i nietypowy przypadek autopsji są według ciebie wystarczająco pozytywnym aspektami. Nie odpowiedziałaś — powiedziała, nie spuszczając z niej wzroku.
Odnosiła nieodparte wrażenie, że Mara czasami sama gubiła się w swoich wypowiedziach. Najpierw twierdziła, że jej terapie nie polegają na przepytywaniu i że Miller również mogła pytać, a kiedy już tak się działo, Lakefield chciała potwierdzeń. Chociaż wyraziła się jasno. No jaśniej, to już się chyba nie dało.
— Nie mam żadnych wątpliwości związanych z moim życiem — dodała pewnie. Bo nawet jeśli takie gdzieś się pojawiały, nie zamierzała dzielić się nimi z obcą osobą. Bo jakby nie patrzeć, Mara nie była dla niej nikim bliskim. Wykonywała swoje obowiązki. Zupełnie, jak Zaylee, która przychodziła tutaj z poczucia obowiązku. — Ale podrzucę ci małą sugestię — nachyliła się w przód. — W moim przypadku, jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć, musisz zadawać pytania — powiedziała konspiracyjnym tonem. — Przychodzę do ciebie od dwóch miesięcy i jeszcze tego nie zauważyłaś? Nie mogę ciągle prowadzić cię za rękę — pokręciła głową z udawanym niedowierzaniem.
W rzeczywistości naprawdę tak myślała. Za każdym razem musiała naprowadzać Marę, aby ta cokolwiek z niej wyciągnęła. A przecież nietrudno było zakodować, że Miller nie była skora do zwierzeń. Pokazała to już na pierwszym spotkaniu. A później na kolejnym. I jeszcze jednym. I tak przez bite dwa miesiące. Teoretycznie Lakefield miała jej pomagać, w praktyce Zaylee brnęła przez wszystko bez jej pomocy. Może wcale już nie potrzebowała tej terapii? Może to był właśnie moment, w którym powinny się rozstać i podziękować sobie wzajemnie za współpracę, która przez ten cały czas była mniej niż bardziej udana? Skoro do tej pory Mara nie umiała jej rozgryźć, nic nie wskazywało, że w najbliższej przyszłości to się wydarzy.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Dlatego słowa i reakcję Zaylee przyjmowała z należnym opanowaniem. Gdyby to była rozmowa poza pracą, jej zachowanie mogłoby być nieco inne. Lecz nie były przyjaciółkami z Miller. Łączyła je relacja pacjent - terapeuta i na tym się skupiała, więc jedynie siedziała wygodnie oparta na fotelu ze skrzyżowanymi nogami i dłońmi złączonymi nad notesem. Przekręciła tylko raz głowę obserwując uważnie nie tylko twarz kobiety naprzeciwko, ale też pozostałe gesty jej ciała.
- Odpowiedziałam na to pytanie, ale najwyraźniej moja odpowiedź Cię nie usatysfakcjonowała, więc dalej naciskasz nieco naginając przy tym rzeczywistość. Czy poza tym pomieszczeniem też zdarzają Ci się takie manewry?- spytała unosząc znacząco brew. Zastanawiała się czy to może nie zadziałać trochę jak punkt zapalny, ale nie miała obaw ku temu. Nawet złość jest lepsza od obojętności.
- Zadaję pytania Zaylee, które w moim odczuciu są w danej sytuacji odpowiednie. I dzięki nim oraz obserwacji Ciebie, mam kilka spostrzeżeń. Jak chociażby to, że dalej słabo sypiasz, co widać po Twoich zaciśniętych dłoniach, gdy na koniec tygodnia marzysz pewnie o piątkowym seksie z narzeczoną i porządnym śnie, a musisz spędzać ten czas tutaj- pozwoliła sobie na lekki uśmiech, który nie był ani prześmiewczy ani też filuterny. Po prostu pokazała jej, że widzi więcej, niż sobie Miller zdaje sprawę i próbuje jej wmówić. A tego Mara nie lubiła najbardziej - gdy ktoś próbował kreować rzeczywistość pod siebie. Dlatego właśnie w tym momencie zamknęła notes, tak jak zawsze robiła to na koniec spotkania, ale tym razem się nie podniosła, a kontynuowała swoją wypowiedź.
- I właśnie w tym rzecz, że nie musisz. Nie zostałaś tutaj zaciągnięta siłą. Nikt nie dałby rady Cię do tego zmusić. Przekonać odpowiednimi argumentami? Możliwe. Ponadto do pracy wróciłaś już miesiąc temu, nie potrzebujesz ode mnie żadnych kwitów dla przełożonych- więc skoro nie musiała tutaj być, skąd wynikała jej bojowa postawa i wytykanie nieistniejących błędów?
- Masz w tym momencie szereg możliwości. Możesz wstać i zakończyć terapię. W tym scenariuszu możesz od razu pójść do nowego terapeuty, którego sama sobie wybierzesz albo mogę Ci kogoś polecić, ale skoro nie chcesz, abym ja prowadziła Twoją terapię, to pewnie I moją rekomendację masz w głębokim poważaniu- posłała jej wymowne spojrzenie, ale nie czuła się tym faktem zraniona.
- Możesz też wrócić do domu z poczuciem, że w sumie nie potrzebujesz już terapii. Że na kiepski sen weźmiesz leki. Że w sumie to nie cierpisz rozmawiać o emocjach i ta terapia nic Ci nie dała i ze wszystkim poradziłaś sobie sama, aż pojawi się kolejny kryzys i podważysz własną decyzję- a że prędzej czy później to nastąpi, Mara była pewna.
- Ale możesz też nie marnować tych dwóch miesięcy, które razem spędziłyśmy. Bo prawda jest taka, że w głębi siebie wiesz, że potrzebujesz tutaj przychodzić. Nie tak często jak początkowo, ale jednak dosyć systematycznie. Dalej musisz na nowo się nauczyć oddzielać emocje od pewnych faktów. I dlatego nie musisz mnie darzyć jakąkolwiek sympatią, ale żeby terapia miała sens musisz darzyć mnie zaufaniem na takim poziomie, aby być ze mną szczerą, a nie próbować ze mną walczyć- na chwilę zamilkła pozwalając, by słowa zawisły między nimi na dodatkową sekundę , zanim kontynuowała dalej.- Więc skoro chcesz pytań ode mnie, to powiedz mi Zaylee dlaczego wciąż tutaj przychodzisz, skoro nie masz żadnych wątpliwości w swoim życiu? Nie towarzyszą Ci żadne lęki?- spytała szczerze zainteresowana i liczyła na szczerą odpowiedź. Miała nadzieję, że nie odpowie jej głośne trzaśnięcie drzwi.
zaylee miller
-
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
— Manewry? — parsknęła śmiechem. — Masz na myśli naciąganie rzeczywistości? Nie, zwykle mocno stąpam po ziemi, bo jestem pierdoloną realistką. Tylko tutaj czuję się, jak w innym świecie. Odrealniona. Bo próbujesz mi wmówić, że powinnam coś czuć i okazywać te uczucia, nawet jeśli nie mam na to ochoty — odparła niewzruszenie. Albo jedynie ze wzruszeniem ramion.
Nie mogła się z nią zgodzić w kwestii snu. Od pewnego czasu przesypiała całe noce, bez wybudzania i sprawdzania, czy nikt przypadkiem nie chce jej skrzywdzić. Zresztą w jej zawodzie sen nigdy nie był priorytetem. Zwykle sypiała krótko, a z łóżka zrywał ją telefon, zmuszający do stawienia się na miejscu zbrodni, gdzie musiała ustalić przyczynę i czas zgonu. Żyła szybko i intensywnie, ale nigdy nie zganiała tego na brak wystarczającej ilości snu.
— To zrozumiałe, że wolałabym być teraz w domu i pieprzyć się ze swoją kobietą — odparła, bo to akurat było oczywiste. — Ale jestem tutaj. Mimo że, jak stwierdziłaś, wcale nie muszę. Nie chcę zmieniać terapeuty i nie potrzebuję brać tabletek nasennych. Stawiasz mi psychoanalizę, a jednak podążasz w złym kierunku. I nie chodzi tutaj o to czy cię lubię, czy nie — urwała na moment, zastanawiając się przez chwilę, czy w ogóle darzyła Lakefield jakimiś uczuciami. Szybko stwierdziła, że kobieta była dla niej kompletnie neutralna. Nie znały się na innej płaszczyźnie, niż obecna. — Jestem tutaj, bo chcę to dopiąć do końca. Tylko nie pomagasz, kiedy zachowujesz się tak, jakbyś siedziała mi w głowie. Bo nie siedzisz w niej. Starasz mi się wmówić, co myślę, ale nie masz o niczym pojęcia. Masz po prostu niewłaściwie podejście do pacjenta. Konkretnie do mnie, bo może innych rozgryzasz bez problemu. Nie jestem typem, który zacznie ci się zwierzać albo nagle zaleję się potokiem łez. Zamiast podważać każde moje słowo i doszukując się w nich drugiego dna, wydedukuj cokolwiek z tego, co próbuję ci przekazać. Wydaje mi się, że nasze swobodne rozmowy, zanim zaczęłaś naciskać, szły nam znacznie lepiej — stwierdziła po obszernych wyjaśnieniach.
Zaylee nigdy nie była skora do zwierzeń i dostawała szału, gdy ktoś usiłował ciągnąć ją za język. Wszystko musiało wyjść samoistnie, właśnie podczas rozmowy. Ale bez co drugiego dlaczego i po co. To tak nie działało. Nie w jej przypadku. Cóż, nikt nigdy nie powiedział Marze, że będzie miała z nią lekko.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
- Zaylee, w którym momencie Ci powiedziałam, że masz coś czuć i to okazywać?- spytała lekko ściągając brwi, bo nie przypominała sobie takich swoich słów. Czyżby powinna zacząć nagrywać sesje?
- Nie podążam w złym kierunku ?- uniosła znacząco brew do góry i na jej twarzy pojawił się delikatny, acz szybki uśmiech. Nie była pewna czy to przejęzyczenie czy może umysł Zaylee podpowiadał jedno, a usta wypuszczały drugie. W jej przypadku nie była już niczego pewna, bo miała teraz wrażenie, że wszystko co udało im się wypracować przez ostatnie dwa miesiące właśnie trafia szlag. Czy było jej tego żal? Oczywiście, że tak. To był czas, który jej przecież poświęciła, a mogła go poświęcić komuś, kto chciał tej pomocy i nie walczyłby z nią, jakby robił jej łaskę przychodząc tutaj. Marze oczywiście nie udało się zawsze wszystkim pomóc. Traktowała to jako porażkę na wielu płaszczyznach, ale zawsze po takiej sytuacji podnosiła się bogatsza o kolejne nowe doświadczenie zawodowe. Czy tak będzie i tym razem?
W pewnym momencie sądziła, że faktycznie Miller zaraz wstanie i wyjdzie. Nie byłaby tym zaskoczona. Może nawet nieco by odetchnęła z ulgą? Prowadziła psychoterapię, ale od lat już tylko dla ludzi, którzy sami się do niej zgłaszali. Nie pracowała w szpitalu. Dlatego nieco się zdziwiła, że jej obecna pacjentka, choć mogła, nie wyszła. Choć nie chciała tutaj być, chciała coś zakończyć. Lakefield jednak nie wiedziała co dokładnie.- Co masz na myśli mówiąc „to dopiąć” ? O co dokładnie Ci chodzi?- spytała nieco zdezorientowana jej słowami i zachowaniem. Nie kleiło jej się to ani trochę, dlatego wciąż uważała, że Miller ma ogromny problem, który powinna wypracować. Jeżeli nie z nią, to chociaż z innym terapeutą. A skoro tutaj siedziała, to potrzebowała czegoś od Mary. Tylko czego skoro jej nie dopuszczała do siebie?
- Zauważ jak się potoczyła nasza rozmowa. Zadałam Ci jedno proste pytanie - jakie się wydarzyły dwie pozytywne rzeczy w ostatnim tygodniu. Wskazałaś je, a ja wcale ich nie negowałam. Nawet się mnie zapytałaś czy są wystarczająco pozytywne. Powiedziałam, że najważniejsze, aby były dla Ciebie, nie dla mnie, pozytywne. Więc wskaż w którym momencie Ci coś narzuciłam?- przedstawiła jej jak wyglądał początek ich spotkania. Początek , który od razu podziałał na nią jak płachta na byka. Mara nie czuła, aby coś jej narzucała, naciskała czy podważała jej słowa. Nietypowy przypadek na stole? Ok, jeżeli tak twierdziła, to niech tak będzie. Żadna krytyka z jej ust nie padła przecież.
zaylee miller
-
znowu z dziewczętami
śmiejemy się trzema
chuj zostawcie paczki
i tak nic w nich nie ma
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
— Mówisz, że muszę nauczyć się oddzielać emocje od faktów. To nie sugestia, co powinnam robić i jak czuć? — tym razem to ona uniosła brwi. — Słowo "musisz" nadaje temu ton nakazu, a nie propozycji. Nie oczekuj, że dobiorę to jako prostą radę czy możliwość wyboru, bo właśnie próbujesz wskazać, jak mam zarządzać swoimi emocjami — wyjaśniła, zupełnie niewzruszona. I nie do końca wiedziała, o co chodziło Marze z kolejnymi słowami, bo chyba wyraziła się wystarczająco dobitnie, że ta podążała w niewłaściwym kierunku. Może gdzieś tam wdało się jakieś przejęzyczenie podczas słowotoku, ale nie zamierzała się w to dalej zagłębiać. Chyba nie było sensu.
W ogóle jak w całej tej terapii, która bardziej ją wkurwiała, niż przynosiła efekty. Może po prostu chodziło o to, że Zaylee nie nadwała się do czegoś takiego, bo nie lubiła, kiedy ktoś ją analizował i nietrafnie oceniał. Czy Lakfield naprawdę nie widziała, że Miller nie była jak każdy inny pacjent, który wdawał się z nią w dyskusje? Że nie można było sobie jej podporządkować według własnego widzimisię? Mówiła, kiedy miała na to ochotę i wyciągała własne wnioski z podejścia Mary. I wcale się z nimi nie zgadzała.
— Nie lubię przerywać czegoś w trakcie — oznajmiła, bo skoro już tutaj przyszła i zapłaciła za wizytę, nie zamierzała wychodzić w połowie jej trwania. — Ale podejrzewam, że to będzie nasze ostatnie spotkanie — zaznaczyła i chyba obie mogły odetchnąć z ulgą. Dwa miesiące nadszarpywania sobie nerwów. Po co dalej psuć sobie krew, jeśli mogły dać sobie spokój?
Zaylee doskonale pamiętała, jak przebiegł początek ich rozmowy. Wedle życzenia Mary, podała dwa pozytywne aspekty, których była pewna i zapytała, czy według psychoterapeutki są one wystarczająco pozytywne. A ta dopierdoliła się, uważając, że Miller miała jakieś wątpliwości, skoro o to zapytała. Nie, nie miała. Seks był zajebisty, trudny przypadek w prosektorium również. Gdyby nie była pewna, nie mówiłaby o tym. Ale chyba Lakefield nie byłaby sobą, gdyby nie snuła jakichś podejrzeń.
— Już wyjaśniłam — zaczęła, zakładając nogę na nogę, po czym znów przywarła plecami do oparcia kanapy, krzyżując ramiona. Bez znaczenia, po prostu tak było jej wygodniej. — Skoro o nich powiedziałam, to były w chuj pozytywne. A kiedy zainteresowałam się, czy według ciebie są wystarczająco pozytywne, przy czym posłużyłam się luźnym tonem na rozładowanie atmosfery, ty od razu zaczęłaś doszukiwać się drugiego dna. Po co? Czy przez te miesiące nie zauważyłaś, że zawsze mówię to, co myślę? — w tym miejscu rozłożyła bezradnie ręce, bo nigdy nie dała Marze powodów, aby uważała inaczej. Zawsze waliła prosto z mostu, nie pozostawiając żadnych wątpliwości. Nie ściemniała i nie owijała bawełnę, ale dla Mary to wciąż pozostawało niejasne. W takim razie w tej terapii coś było nie tak.
Mara Lakefield