-
Świąteczny psi renifer
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/hertyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Kawa z rana to podstawa. To jedna z wielu zasad, którymi kierowała się na co dzień Price. Nieważne, o której dokładnie wstała. Nie liczyła się też jej forma. Zależało jej jedynie na dostarczeniu kofeiny do organizmu, by móc rozpocząć funkcjonowanie. Tak, aby oczy się jej szerzej otworzyły, a głowa stała się bardziej świadoma tego, co działo się dookoła niej. Lubiła poranki takie jak ten. Z odrobiną śnieżnej atmosfery, kiedy nie musiała się na nic śpieszyć. No, nie licząc tych jednych ćwiczeń na studia, które rozpoczynały się za parę godzin. Zdążyła wstać, zjeść śniadanie i wyjść z psem. W miarę uszykowana wyszła z domu, ale tej jej rzeczy piekielnie jej brakowało.
Była to kawa.
Dlatego zawędrowała do jednej z lepszych kawiarni, które uwielbiała odwiedzać. Jeszcze niezbyt wyjściowa, ubrana w luźne, niebieskie dresy i płaszcz. Stylizacja bardziej gryzła się ze sobą, niż pasowała do siebie. Na głowie miała czapkę z daszkiem z napisem ferrari. Podeszła do lady niezbyt rozgarnięta. Cały czas próbowała znaleźć gotówkę oraz kartę, by móc zapłacić za swoje zamówienie. Niestety, jak zawsze wszystko gubiła. Westchnęła ciężko, grzebiąc po kieszeniach płaszczu, aż znalazła banknot, dzięki któremu będzie mogła zapłacić.
— Dzień dobry, ale piękny dzień — wymruczała, nawet nie unosząc głowy. Za swój życiowy cel wzięła znalezienie karty bankowej. Jak ona by bez niej funkcjonowała? Niby była też na telefonie, ale pod tym względem Claire bardzo lubiła wszystko, co jest klasyczne — Poproszę latte z jakimś fancy, dobrym syropem — i w końcu znalazła najważniejszą rzecz, którą posiadała, wtedy dopiero uniosła głowę — taki syrop, który sam by Pan wypił — wydukała, wzdychając przy tym ciężko i wtedy zobaczyła go. Starego znajomego z całkiem przyjemnych imprez. Przekręciła głowę, bo w jej głowie dalej znajdował się jako bogaty dzieciak, który nigdy nie zazna smaku dorywczej roboty — Charlie... to ty? — spytała finalnie, obrzucając go zdziwionym spojrzeniem. Jej wzrok niemalże od razu padł na plakietkę z imieniem. Wszystko się zgadzało, ale szok mentalny był przeogromny. Jakby nagle wleciał zbyt duży plik do aktualizacji.
-
goodnight, sleep tight, don't let the dead bite. wrap a rope around your head and watch you as you take flight
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiw sumie obojętnie, może być ona/ichtyp narracji3 osobaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Nawet dzisiaj, kiedy nieco przymroziło mu nos i czubki palców jak otwierał kawiarnię, nie pomyślał o tym, żeby jutro wziąć ze sobą szalik czy rękawiczki. Ba, zapomniał o tym, kiedy tylko zrobił sobie pierwszą kawę i zaczął sprawdzać, czy aby na pewno wszystko było na swoim miejscu.
Klient za klientem, krótkie rozmowy ze współpracownikami; jakoś ten czas leciał. Nawet go szczególnie nie liczył; lubił swoją pracę. Lubił to, że czasem mógł pożartować sobie z bardziej otwartym klientem, albo umilić komuś dzień zwykłym kubkiem kawy. Czasem mógł załapać się na jakieś plotki, czasem podłapać informacje pogodowe, a innym razem dowiedzieć się, kto z kim i dlaczego, chociaż nawet imion nie znał. Nie łączył. Zupełnie tak, jak nie rozpoznał początkowo ani głosu, ani twarzy, która znalazła się przed nim. Odruchowo nabił latte, średnie, z syropem; sam sobie spojrzał aż po nich, żeby zaraz wrócić dopiero spojrzeniem do dziewczyny. Jaki ten świat mały.
— Ciebie też miło widzieć, Claire — bo kiedy to mieli okazję po raz ostatni pogadać? Na jednej z imprez? I to już na tyle dawno, że sam ich nie do końca pamiętał? — Mamy syrop churros, chyba najbardziej ci zasmakuje. Dodajemy moc do kawy? — standardowa obsługa klienta. Zawsze więcej pytań, zawsze ładny uśmiech, zawsze tak, jakby wcale nie miał ochoty wyjść i pogadać. Chociaż, chyba zbliżała się godzina jego przerwy, to z tego mógł skorzystać...
Claire Price
-
Świąteczny psi renifer
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/hertyp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
Spanikowała. Jej brwi uniosły się wysoko, a buzia szeroko się jej otworzyła. Nie chciała brzmieć bucowato. Dawno nie widziała Charlie'go. Sama do końca nie pamiętała tamtej imprezy. Ktoś głośno poinformował ją o tym, kto ją uratował. Padło na Marlowa. Była mu za to wdzięczna i trochę żałowała, kiedy zniknął gdzieś pod ziemię. Go na imprezach nie było, za to kojarzyła panienkę Cindy, która była tak przesłodzoną mordoklejką, że czasem na jej widok miała ochotę puścić pawia. Nie wiedziała, co jej nie pasowało w kobiecie, przypominała wielką, chodzącą czerwoną flagę.
— Ale Ciebie naprawdę miło widzieć — stwierdziła niemalże od razu nerwowym głosem. Była zmieszana, ale trzeźwa Claire była typową kluską. Nigdy nie starała się kogoś umyślnie zranić, nawet jeśli ktoś na to zasługiwał. Potrzebne było mocne nadepnięcie jej na odcisk buta, by w jakikolwiek sposób mocny zareagowała — przepraszam, ja... — nabrała powietrza do płuc, próbując stworzyć jak najmniej pretensjonalną i chamską odpowiedź. Tylko się nie dało. Cokolwiek by powiedziała, zabrzmiałoby to co najmniej niegrzecznie — nie spodziewałam się Ciebie w takim miejscu, wiesz? — zagadnęła, unosząc oba kąciki ust ku górze. Na jej twarzy pojawił się przepraszający uśmiech. Szybko jednak zdała sobie sprawę, jak kolejka za nią rośnie w siłę.
— Tak, dodajemy — moc na słaby poranek. Kawa sprawiała, że Claire zamieniała się w prawdziwego super bohatera — zdam się na Ciebie. Na pewno robisz przepyszną kawę — dorzuciła, wymieniając krótko uprzejmości z Charlie'm. Widziała tę nerwową kolejkę. Szybko zapłaciła za swoje zamówienie, wrzucając trochę więcej napiwku, niż miała to w zwyczaju. Już miała odchodzić, ale coś ją tknęło.
— Dziękuję, a... — chwyciła już kawę i miała odchodzić, ale ostatni raz wbiła w niego swoje spojrzenie — wiesz, ja chciałam podziękować za pilnowanie mnie klęczącej — mruknęła lekko zawstydzonym głosem. Sama po sobie nie spodziewała się takiej szczerości. Nawet nie pamiętała, kiedy to było. Zniknięcie Marlowa było dla niej czymś nie do znalezienia na jej osi czasu — masz czas na przerwę? — zaproponowała finalnie. Przerwa na papieroska. Co prawda obejrzała się jeszcze raz na ludzi spragnionych kawy, ale... nie był sam na zmianie.