Madox miał tylko przynieść choinkę, bo jak w barze może jeszcze nie być choinki, skoro wszędzie już są?
Miał to być szybki wypad na ten jarmark, zahaczenie może o stoisko z grzańcem, żeby się wprawić w świąteczny nastrój, a potem pierwsze lepsze drzewko i z powrotem do klubu.
Szybka akcja, bez zbędnego kręcenia się po jarmarku.
Chociaż kiedy Noriega tylko tam dotarł i zobaczył, że całe ustawienie jest jakieś inne niż w zeszłym roku...
A może on tak naprawdę był tutaj jakieś pięć lat temu? To też było możliwe, bo on przecież nie przepadał za takimi miejscami. Dzieciakami biegającymi dookoła i wrzeszczącymi, bo wypiły za dużo gorącej czekolady. Ale akurat do tego stoiska z grzańcem musiał się przedrzeć przez kolejkę do Świętego Mikołaja, którego swoją drogą nie było wcale na miejscu. Aż jakiś zasmarkany małolat w świątecznym sweterku chwycił Noriegę za nogawkę od spodni i zarzucił mu, że nie powinien się wpychać w kolejkę.
- Ale ja chcę tylko... - zaczął, ale za dzieciakiem już stanęła jego matka i też zaczęła się rzucać, że Madox nie powinien się wpychać w kolejkę, no i kiedy on chciał wyjaśnić, że tylko chciał przejść, to zanim stanęła jakaś mała latynoska dziewczynka. A matka od razu, że chciał wepchnąć się do kolejki ze swoją córką.
- Ale to nawet nie jest moje dziecko... - rzucił, ale jakby nikt go nie słuchał, bo tamta matka zaczęła się wykłócać i pojawiła się kolejna matka, tej dziewczynki chyba. I ta Latynoska zaczęła się w pewnym momencie tak rzucać, że Madox chciał, czy nie, to musiał ją złapać w pasie i odciągnąć, bo ona już rzuciła się z łapami na matkę chłopaczka w świątecznym sweterku.
- Ja pierdole... - wyrwało się Noriedze, na co te wszystkie dzieci w kolejce zaczęły wskazywać na niego paluchami. Ale to nie było najgorsze, bo najgorsze było to, że ta matka świątecznego sweterka zaraz złapała Latynoskę za włosy i szarpnęła.
I wtedy to już w ogóle zaczęła się wojna, bo Madox to aż nie mógł utrzymać tej niby matki swojego dziecka, które tak naprawdę nim nie było. A tamta druga ciągnęła ją za włosy.
Jednak na szczęście wtedy wkroczył gość w tym swoim czerwonym wdzianku, czyli sam Święty Mikołaj.
Tylko, że facet wkroczył tak pechowo, że dostał kopniaka od tej kobiety, z którą szarpał się Noriega, a potem jeszcze z liścia dostał od niej właśnie Madox. Tylko, że to już akurat umknęło Świętemu, bo jak ten się pozbierał po tym kopie, to nawet się nie zastanowił, tylko rzucił się na Madoxa i oni razem polecieli na jakiś stolik, przy którym właśnie gorącą czekoladę sobie piła jakaś śliczna brunetka. Ups.
Duffy Summers