50 lat.
Prawie nie mogła w to uwierzyć. Miała wrażenie, jakby jeszcze wczoraj grała z braćmi w różnego rodzaju gry, pływała kajakiem po jeziorze w Thunder Bay, a w Toronto zawitała wczoraj. Czas płynął nieubłaganie szybko. Dla Lauren wyjątkowo przez ostatnie lata. Gdzieś pomiędzy odwykiem, a gabinetami prawników nie miała nawet czasu, by celebrować swój jubileusz. Zajęta była ratowaniem tego, co jej pozostało i przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości. Prawdopodobnym było, iż wspomnienia z tego okresu na zawsze pozostaną już gorzkie, lecz skrycie, Lauren pragnęła je trochę osłodzić, chcąc uczcić to życiowe osiągnięcie.
-
Wciąż nie mogę uwierzyć, że naprawdę tyle skończyłam. - zaśmiała się cicho, kręcąc lekko głową. -
Mam wrażenie, jakbym jeszcze niedawno wciąż bawiła się ze swoimi braćmi, pływała kajakiem po jeziorze w Thunder Bay, a dopiero wczoraj przeprowadziła się do Toronto. - na moment powróciła do swoich młodzieńczych lat, beztroskiego okresu i problemów, które wydawały się błahe z obecnego punktu widzenia. -
Mam podobne odczucia, Auroro. Trochę nazbierałam tych doświadczeń, a czasami zdaje mi się, że nadal kompletnie nic nie wiem o życiu. - dodała, nieco się pochylając i podtrzymując swój podbródek dłonią, brnąc w meandry rozmyślań. -
Z jednej strony, czuję, że wycisnęłam z życia ile się dało. Nawet więcej. Nie miałam takiego wyobrażenia swojego życia, swojej kariery, która się wydarzyła. Byłam tylko normalną dziewczyną z turystycznego miasteczka nad jeziorem, która znalazła się w wielkim mieście. Owszem, chciałam być dziennikarką, ale co najwyżej widziałam siebie gdzieś za biurkiem, ewentualnie pracującą w terenie. Nie przypuszczałam, że będę widzieć swoją twarz na przystankach autobusowych czy billboardach. - uśmiechnęła się ponownie, wciąż nie mogąc uwierzyć, jak przypadkowe potrafiło być życie. Często przybierało różny obrót, dla jednych lepszy, dla innych gorszy. Lauren nie mogła prosić o więcej, dostała naprawdę dużo. Przy tym była również dumna z siebie, iż miała w sobie na tyle odwagi i determinacji, by wykorzystać te małe szanse. -
Mimo to... Nie czuję się jeszcze spełniona. Ba, nie mam nawet poczucia, że jestem usatysfakcjonowana ze swojego życia choćby w połowie. I nie chodzi nawet o to, co zrobiłam. Raczej o całokształt mojego życia. Może to ten naglący czas, który z wiekiem płynie coraz szybciej? To uczucie, że jest tyle do zrobienia albo czego się jeszcze nie zrobiło i widmo tego, iż już się nie zdąży? - zerknęła na Aurorę i wzruszyła ramionami z nostalgicznym wyrazem twarzy. Czasu nikt nie potrafił cofnąć. Zamartwianie się i tonięcie w przemyśleniach również Lauren nie wychodziło na dobre. Nie chciała więc już dłużej zastanawiać się, co by było, gdyby...
Lauren wyprostowała się, widząc ten szelmowski uśmiech, który zdradzał już knuty przez Aurorę plan, jeżeli chodzi o świętowanie urodzin. Lauren nie mogła powstrzymać uśmiechu, z zamkniętymi oczami kręcąc głową. Zakryła twarz dłonią, nawet nie mogąc sobie wyobrazić, jakie pomysły wpadły do głowy przyjaciółce.
-
Ja wiem, że jesteś niezrównana, jeżeli chodzi o przygotowywanie imprez, Auroro. Nikomu innemu bym nie zleciła takiego zadania. Jednocześnie... obawiam się ciebie i tego, co może się wydarzyć. Masz jednak moją zgodę. - pokręciła głową, siadając nieco wygodniej na swoim krześle w wyraźnym rozbawieniu. -
Tylko proszę, niech mnie nikt nie porywa dla niespodzianki, niech nikt nie zakrywa mi oczu i nie usypia, bym potem obudziła się na drugim krańcu świata. Moje serce nie wytrzyma takich ekscesów, Auroro. A pamiętaj, że ono ma już swój przebieg. - dodała pół żartem, pół serio, patrząc Aurorze w oczy. Nie narzekając na własną formę i zdrowie, na niektóre rzeczy już czuła się po prostu za stara. -
Nie miałam nawet żadnej wizji tego, jak chciałabym spędzić ten moment. Cóż... ok, może jakieś wyobrażenie miałam, lecz nie jest już możliwe do spełnienia. - cicho westchnęła, ewidentnie referując to spędzenia czasu w otoczeniu bliskich, a w szczególności do celebrowania urodzin w rodzinnym gronie. -
Tak naprawdę jakaś kolacja, dobre wino albo szampan będą w porządku... - dodała, lecz na moment głos jej się zawiesił, gdy znów wpadła w mały tok przemyśleń. Spojrzała na przyjaciółkę, lekko mrużąc oczy, po czym energicznie wyprostowała się na swoim siedzeniu. -
Wiesz co? Walić to. Chodźmy do klubu. Zadzwońmy po nasze znajome, choć tak naprawdę do szczęścia wystarczy mi twoja obecność. Zaszalejmy. Zbyt długo się z tym wstrzymywałam. W końcu, pięćdziesiąt lat kończy się tylko raz. - machnęła ręką w znaczącym geście, jednocześnie śmiejąc się sama z siebie, z jaką łatwością i szybkością zmieniło się jej nastawienie względem uroczystości. -
Już mam naprawdę potąd siedzenia samotnie w domu i użalania się nad sobą. Na to będę miała czas za kolejne półwiecze. - dodała ze stałą stanowczością.
Kątem oczu obserwowała, jak Aurora wyciąga swój notes i notuje dzisiejszą datę. Na początku Lauren nie była pewna, co to oznacza, lecz nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, bo szybkim wyjaśnieniu. Przez moment wpatrywała się w Aurorę, która takimi małymi gestami pomogła jej stanąć na nogi.
-
Nic dziwnego, że jesteś właściwą osobą na właściwym miejscu w swojej fundacji. - odrzekła patrząc, jak blondynka zamyka notatnik z symbolicznym hukiem. -
Masz rację. Dzisiejsza data, nasze spotkanie to oficjalne zamknięcie tego co było i rozpoczęcie czegoś nowego. - przytaknęła, czując jak niemal cały ciężar z którym żyła, całkowicie znika. To było zamknięcie, którego właśnie potrzebowała. Nareszcie była wyzwolona i wolna od tłumiącej ją winy i żalu.
Sięgnęła po swoją filiżankę i dopiła do końca kawę, która zdążyła wystygnąć w międzyczasie. Za oknem powoli zapadał barwny zmierzch. W świetle lamp i żarówek lokal zdawał się być jeszcze bardziej przytulny. Obecność ludzi, a przede wszystkim przyjaciółki powodował, że Lauren trudno było opuścić to miejsce. Zwłaszcza po wewnętrznej metamorfozie, którą przechodziła. Niemniej, czas o którym rozmawiały, pędził nadal, niezależnie od okoliczności.
-
Będę się powoli zbierać, Auroro. Obowiązki wzywają. Muszę jeszcze posiedzieć dzisiaj nad paroma sprawami. - zainicjowała pożegnanie, choć w głosie nie było żadnej ochoty, by jeszcze kończyć. -
Kawa jest na mój koszt. - zapewniła, zwracając się jednocześnie twarzą do jednej z pracownic, by gestem poprosić o rachunek. Skupiła się jeszcze szybko na Aurorze, wpatrując się w jej oczy. Ponownie ułożyła dłoń na jej dłoni, delikatnie ją ściskając. -
Auroro, nie wiem jak ci dziękować za to wszystko, za rozmowę i za to, że nie straciłaś wiary i nadal jesteś przy mnie. Bardzo mi pomogłaś. Dzięki Tobie, mogę ruszyć dalej. Nigdzie nie znikam. Wiedz, że ty również masz mnie przy sobie i możesz zwracać się do mnie ze wszystkim. - kącik ust delikatnie drgnął do góry, gdy Lauren znów siłowała się, by powstrzymać wzruszenie i nie rozkleić się na sam koniec. Teraz już nie wypadało. Nie, kiedy stawała się nową wersją siebie.
-
A więc, rezerwuj datę i idziemy się bawić! Możemy wcześniej wyskoczyć na jakieś zakupy. Na swoje pięćdziesiąte urodziny wypada wyglądać szałowo i olśniewająco. A skoro jestem teraz wolna... to również seksownie. - zaśmiała się, powoli zbierając swoje rzeczy ze stolika, w międzyczasie płacąc za ich kawy. -
Tak czy inaczej, jesteśmy w kontakcie. - dodała, promieniując całkowicie odmienionym, dobrym humorem. Nim jednak powstała, zerknęła jeszcze raz w stronę Aurory. -
Odwieźć cię do domu, Auroro? Lub odstawić w inne miejsce? Jeszcze nie jechałaś ze mną moim nowym nabytkiem. - poruszyła zabawnie brwiami, a nieco diabelski uśmieszek namalował się na jej twarzy, gdy w powietrzu pomachała czerwonym brelokiem, robiącym również za automatyczny pilot z migoczącym na nim emblematem rumaka.
Aurora Lennox