ODPOWIEDZ
52 y/o, 177 cm
Prezeska fundacji Nova
Awatar użytkownika
„Za każdym razem, gdy milczę, świat klaszcze. Za każdym razem, gdy mówię, zaczyna się wojna. A mimo to mówię dalej.”
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiOn, jego
postać
autor

001. We haven't seen each other for a long time

Poranki miały dla mnie znaczenie. Były jedynym momentem dnia, w którym nikt niczego ode mnie nie chciał. Żadnych telefonów, żadnych spotkań, żadnych decyzji do podjęcia. Tylko ja, cisza i rytuały, które zbudowałam przez lata. Najpierw kawa o 6:15, joga o 6:45 i prysznic o 7:20. Nieprzerwana rutyna była moją formą medytacji i tylko wtedy czułam, że mam nad czymkolwiek kontrolę.
Tego ranka obudziłam się kilka minut przed budzikiem, co w sumie było dla mnie normalne. Mój wewnętrzny zegar działał precyzyjniej niż jakikolwiek Apple Watch. Sięgnęłam po jedwabny szlafrok leżący starannie złożony na krześle i podeszłam do okna. Miasto dopiero budziło się do życia. Mgła unosiła się nisko nad dachami, światła sygnalizacji migały leniwie, a na chodnikach widać było zaledwie pojedyncze sylwetki spieszące się do pracy. Toronto o poranku miało w sobie pewną kruchość, którą lubiłam. Przypominało mi, że nawet to twarde, betonowe miasto czasem potrzebuje chwili na rozruch.
W kuchni włączyłam ekspres i wyjęłam z szafki filiżankę z drobnym pęknięciem przy uchu. Tę samą używam od lat. Miała w sobie coś, czego nie dało się wymienić na nową, błyszczącą porcelanę. Aromat świeżo mielonej kawy wypełnił przestrzeń i poczułam, jak napięcie ze snu powoli opuszcza moje barki. Włączyłam cicho radio i usiadłam przy wyspie kuchennej, delektując się pierwszym łykiem. W myślach przechodziłam przez plan dnia, ale zatrzymałam się na jednym ważnym punkcie, czyli Lauren.
Nie widziałam jej od miesięcy. A może lat? Czas w naszej rzeczywistości płynął inaczej. Spotkania były odkładane, telefony nieodebrane, wiadomości zbyt krótkie, by cokolwiek wyjaśnić. A jednak... dzisiaj miałyśmy się zobaczyć. Po prostu, bez oficjalnych zaproszeń, bez obecności osób trzecich. Jak dawniej. Tylko my.
Ubrałam się powoli. Wybór stroju nie był przypadkowy. Chciałam wyglądać elegancko i z klasą. Zrobiłam delikatny makijaż, taki bez przesady. Zajrzałam na chwilę do gabinetu. Na biurku czekały papiery do podpisania, ale zignorowałam je celowo. Dziś byłam tylko sobą. Na chwilę przystanęłam przed lustrem w holu. Lustra w naszym domu były jak lustra w muzeach — wielkie i zdobione. Odbijały perfekcję, ale nie pokazywały prawdy. Spojrzałam na siebie i z trudem odczytałam własne emocje. Ekscytacja? Niepokój? Tęsknota? Wszystko po trochu. Lauren zawsze widziała więcej, niż chciałam pokazać. I może właśnie dlatego tak długo unikałam tego spotkania.
Zabrałam płaszcz i klucze. Na zewnątrz było chłodniej niż się spodziewałam. Wiatr rozwiał mi kilka kosmyków włosów i wymusił lekki skręt ramion. Samochód czekał. Kierowca otworzył drzwi, ale nie powiedział ani słowa. Wiedział, że dziś nie potrzebuję rozmów. Droga do miejsca spotkania minęła mi zaskakująco szybko, choć nie potrafiłabym przywołać żadnego obrazu zza okna. Byłam gdzieś indziej — w głowie, we wspomnieniach.
Wysiadłam, poprawiając szalik i kierując się w stronę kawiarni, którą kiedyś odwiedzałyśmy prawie codziennie. Ten sam lokal, ten sam zapach, te same skrzypiące drzwi. Wszystko się zmieniło, a jednak nie zmieniło się nic. Weszłam do środka. Serce zabiło mi odrobinę szybciej, jakbym miała za chwilę zdać egzamin z przeszłości. Zobaczyłam ją. Siedziała już przy stoliku, z filiżanką przed sobą. Podeszłam więc do niej. - Witaj Lauren — powiedziałam cicho, z lekkim uśmiechem, który zaskoczył nawet mnie. — Jak to możliwe, że minęło tyle czasu?

Lauren Bernard
50 y/o, 165 cm
dyrektor programowa, gospodyni talk show CBC Toronto
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

001

outfit


Czerwone Ferrari zawyło głośno i niespodziewanie, by ostatecznie zamilknąć, znajdując swoje miejsce przy chodniku na tyłach dawnej, ceglanej destylarni. Lauren poczuła nagły podmuch wiatru, sprawnie powstając z nisko zawieszonego auta. Zebrała kosmyki włosów z twarzy, które miotały denerwująco na wszelkie strony. Lekko przyciemniane okulary oddzielały ją od ciekawskich spojrzeń przechodniów. Bynajmniej nie czuła presji, przyzwyczajona do tego, że przez lata, milion par oczu skupionych w obiektywie kamer wpatrywało się właśnie na nią.
Stukot obcasów zdradzał jej pewne, szybkie kroki. W szybkim stylu pokonywała kolejne metry, zmierzając do kolejnego celu. Tak właśnie żyła. Od celu do celu, od jednego zadania do następnego. Nie zatrzymywała się, nie wahała. To ona nadawała ton. Tylko na moment pozwoliła sobie unieść wzrok, spojrzeć na miejsce, które odwiedzała kiedyś dużo częściej. Czuła się w nim komfortowo, wygodnie, chociaż przez ostatnie dwa, może trzy lata wszędzie czuła się nieswojo.
Miała nadzieję, że dziś uda jej się to zmienić.
Nie mogła nacieszyć się chwilą, gdy stanęła u progu starych, wysokich, zielonych drzwi. Sygnał kolejnego, przychodzącego połączenia, który zdążyła znienawidzić. Praca nie dawała jej wytchnienia. Nigdy się nie kończyła. Musiała zażegnać kolejne kryzysy, spadające na nią bezustannie. Zarząd, który w ostatniej chwili informował ją o nowych zachciankach i postanowieniach. Goście jej telewizyjnego talk show, którzy odwoływali spotkanie. Niekompetentni asystenci, dla których telefon do Lauren był nieprzyjemną ostatecznością.
Podwójna, czarna kawa.
Tymi słowami zwróciła się do baristki, przy ladzie, jedną ręką trzymając telefon przy ucho, drugą wskazując stolik, który właśnie zamierzała zajać. Lauren nie chciała być arogancka, choć bezpośredni zwrot i poważny ton głosu mogły świadczyć inaczej. Nie zastanawiała się jednak nad tym nawet przez sekundę. Rzadko kiedy też przepraszała. Zajęła miejsce przy stoliku. Wspierając się o niego łokciami, z lekko pochyloną do przodu sylwetką słuchała tłumaczeń i wydawała polecenia. Przymknęła na moment oczy, pocierając skroń. Potrzebowała ukojenia... Na już.
Telefon został odłożony na blacie, tuż obok okularów i kluczyka do samochodu. Lauren potrzebowała na chwilę się odciąć, przywrócić równowagę i kawy. Zdecydowanie kawy. Przez krótką chwilę wpatrywała się w okno, rzucające do środka blade, naturalne światło przenikające się z tym sztucznym, generowany przez ozdobny, wysoko zawieszony żyrandol. Lauren rozejrzała się dookoła. Nie patrzyła na ludzi, a raczej łapała szczegóły miejsca, do którego ciągle powracała. Tak jak teraz.
Nerwowość i niepewność nie były w jej zwyczaju. Nie dzisiaj, nie teraz. To było głupie. Spotykały się z Aurorą setki razy. Dobrze się czuła w jej towarzystwie. Relacja była naturalna. Okazji i wspólnych tematów nigdy nie brakowało. Przez moment, był to niemalże rytuał. Sposób, by odreagować, podzielić się rodzinnymi historiami, czy obgadać kilka osób. Nie było powodów do obaw.
A jednak.
Wszystko to działo się przed rewelacjami i oskarżeniami, a także feralnym wypadkiem, które prawie kosztowały Lauren karierę. Chaos, jaki został wywołany, zmusił ją do chwilowego wycofania się, stłumienia go i przeredefiniowania własnego życia na nowo. Potrzebowała czasu, wyciszenia i znalezienia w sobie nowych sił na dalsze działanie.
- Aurora. - imię przyjaciółki w ustach Lauren zabrzmiały gdzieś pomiędzy zaskoczeniem, a ulgą. Powstając z miejsca najpierw spojrzała w oczy swojej towarzyszce, a następnie z delikatnym uśmiechem na twarzy przywitała ją krótkim uściskiem i całusem w policzek. - Naprawdę nie wiem. Minęło go zbyt długo, lecz wiem, że jestem temu winna. - wyznała, zdobywać się na jakąkolwiek formę skruchy, do której wyrażania nie była przyzwyczajona. Była jednak świadoma, że tutaj ponosi stuprocentową odpowiedzialność.
Wskazującym gestem zaprosiła Aurorę do stolika. Szybkie spojrzenie, kolejna wymiana uśmiechów. Lauren miała wrażenie, że nowe siły, których tak bardzo potrzebowała właśnie w nią wstąpiły. Poczuła się spokojniejsza, wpadając w stan dobrze jej znany. Miała jednak z tyłu głowy niepewność. To uczucie zazwyczaj ją irytowało. Teraz, wzbudzało wątpliwość. Pytania nasuwały się same. Czy dużo się między nimi zmieniło? Jak, po tym wszystkim, Aurora będzie ją postrzegać?
- Wyglądasz rewelacyjnie. - komplement wypłynął z jej ust naturalnie. Lauren potrzebowała napędzić tę charakterystyczną dla niej pewność siebie. Łatwo potrafiła udawać, zagrać przed kamerą, wejść w rolę i pokazać się od najlepszej strony. Szukała jednak tej naturalności, która w ostatnim czasie się zatarła. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę. - kontynuowała, przybierając nieco poważniejszą pozycję na krześle, opadając plecami do tyłu i zarzucając nogę za nogę. Kolejna krótka chwila milczenia, która pozwoliła Lauren wczuć się w sytuację i obecność Aurory. - Zapewne masz trochę pytań, a ja mam się z czego tłumaczyć. Trochę nabroiłam. - kącik ust powędrował lekko w górę, próbując zdjąć napięcie z dramatycznie brzmiących słów. Jednocześnie, ten mały gest świadczył o tym, iż w przypadku Lauren oraz jej historii, nie wszystko było takie jednoznaczne. - Wiem, że to ja powinnam się spowiadać, ale powiedz, jak żyjesz? Co u Ciebie? Chcę wiedzieć wszystko. - popijając jeszcze parującą, czarną kawę, Lauren spojrzała na przyjaciółkę, gotowa w tej chwili nadrobić utracony czas.

Aurora Lennox
gall anonim
52 y/o, 177 cm
Prezeska fundacji Nova
Awatar użytkownika
„Za każdym razem, gdy milczę, świat klaszcze. Za każdym razem, gdy mówię, zaczyna się wojna. A mimo to mówię dalej.”
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiOn, jego
postać
autor

Kiedy usłyszałam swoje imię wypowiedziane przez Lauren, miałam wrażenie, że przez chwilę czas się zatrzymał. Nie dlatego, że tak dramatycznie wyobrażałam sobie to spotkanie. Nie. Po prostu... dawno nikt nie wypowiedział go w taki sposób. Bez funkcji, bez tytułu, bez tej całej oprawy, w której tonęłam każdego dnia. "Aurora" - czysta, pozbawiona ozdobników wersja mnie samej.
Odwzajemniłam uśmiech. Naturalnie, miękko, jakbyśmy widziały się wczoraj, choć przecież od ostatniego razu dzieliły nas nie tylko miesiące, ale i pewna wersja nas samych, która w międzyczasie przestała istnieć. - Też się cieszę - odpowiedziałam, pozwalając sobie na uścisk, nieco dłuższy niż te z automatu, które codziennie składam na policzkach kobiet w fundacji czy na bankietach. To nie była formalność, lecz szczera ulga.
Zajęłam miejsce przy stoliku, ostrożnie odwieszając torebkę na oparcie krzesła. Mój wzrok na moment padł na filiżankę z resztką jej kawy. Niby nic wielkiego, ale znałam ją zbyt dobrze, by nie zauważyć drobnych sygnałów, takich jak lekko drżące palce, ten zbyt szybki łyk, czy napięcie w barkach. Lauren zawsze była perfekcyjną aktorką. Wchodziła w kadry, jakby wchodziła do własnego domu z pewnością siebie i pazurem. Ale ja znałam te niuanse. Wiedziałam, że pod pancerzem "wszystko mam pod kontrolą" kryło się coś więcej.
Zerknęłam na nią jeszcze raz, lecz tym razem uważniej. Nie potrzebowałam obiektywu, by zobaczyć zmęczenie. Choć perfekcyjny makijaż, okulary odłożone na stół i dobrze wyćwiczony uśmiech mówiły zupełnie co innego. Dla mnie sprawiała wrażenie, jakby świat trochę ją wytarł, przetarł i zostawił po sobie ślady. Te niewidoczne dla obcych, które widzi tylko ktoś, kto zna twoje prawdziwe kolory.
- Powiem ci coś, czego nie usłyszysz ode mnie zbyt często - zaczęłam, zdejmując koronkowe rękawiczki i układając je starannie do torebki. - Naprawdę się martwiłam. I byłam wściekła jednocześnie. Bo nie miałaś obowiązku zniknąć, a ja nie miałam prawa tego oczekiwać... ale mimo wszystko - westchnęłam cicho, pozwalając sobie na chwilę prawdy. - Czułam się jak porzucona wersja siebie. Jakbym nagle została wymazana z historii, w której przecież też grałam jakąś rolę.
Nie mówiłam tego z wyrzutem. To nie był teatr. Tylko bardziej... oczyszczenie. Potrzebowałam wypowiedzieć to głośno, zanim wrócimy do wygodnych półprawd i pozornych rozmów o "co tam u ciebie". Zamilkłam na moment, pozwalając temu wybrzmieć, zanim sięgnęłam po kartę menu, choć znałam je na pamięć. Po prostu musiałam zająć czymś ręce. - Zamówię flat white, chyba nie zmieniłam się aż tak bardzo — rzuciłam, zerkając na nią z ukosa, już z cieplejszym uśmiechem.
Gdy padł komplement, uniosłam brew. - Och, przestań. Gdybyś widziała mnie dziesięć minut po przebudzeniu, zmieniłabyś ton. Ale doceniam. Ty z kolei... - spojrzałam na nią celowo przeciągającym wzrokiem - wyglądasz jak ktoś, kto właśnie wygrał proces, przejęcie i wybory w jednym tygodniu. A może to tylko dobrze dobrana szminka?
To był mój sposób na skrócenie dystansu. Sarkazm lekko podszyty troską. Wiedziała, że potrafię kąsać, ale też że nigdy nie celuję prosto w serce. Raczej w iluzję, którą ktoś akurat przywdział. - Pytania... - powtórzyłam cicho, kładąc dłoń na stoliku, opuszkami palców muskając kant filiżanki, którą postawiła przede mną kelnerka. - Mam ich mnóstwo. Ale wiesz co? Na razie nie zadam żadnego. Nie dlatego, że nie chcę odpowiedzi. Po prostu... nie chcę cię znowu stracić, zanim odzyskam.
Wzruszyłam ramionami, przyjmując to, co było we mnie, czyli szczerość, ale też delikatną ostrożność. Jakbym stąpała po cienkiej tafli lodu i nie chciała usłyszeć pęknięcia. Zatopiłam usta w kawie. Aromat był znajomy, kojący, dokładnie taki jak sprzed lat. Nie zmieniło się wiele. A jednak coś było innego. - Żyję - odpowiedziałam po dłuższej chwili, przytrzymując spojrzenie Lauren. - To na pewno. Funkcjonuję, spełniam, przewodzę, zarządzam i pomagam. Zgodnie z oczekiwaniami. Moimi, ich i całego świata. - Mój głos zadrżał lekko przy ostatnim słowie, ale stonowałam to uśmiechem. - A prywatnie? Prywatnie to... mam swoje bitwy. Codziennie inne. Dzieci mnie testują. Mąż czasami znika w politycznym świecie na zbyt długo. Fundacja ssie z każdej strony. A ja? Ja próbuję nie zgubić siebie w tym wszystkim.
Odstawiłam filiżankę. - Ale dziś... dziś nie chcę rozmawiać o mnie. Chcę słuchać. O twoim chaosie. O tym, czego nie powiedziałaś nikomu. O tym, co cię rozbiło, ale też z czego się podniosłaś. Bo wiem, że się podniosłaś. Siedzisz tu, naprzeciwko mnie i to już coś znaczy. - Uśmiechnęłam się łagodnie, z ciepłem, jakim nie obdarzałam ludzi na co dzień. To była lojalność względem przyjaciółki. Prawdziwa, a może nawet jedyna, jaka jeszcze mi została.

Lauren Bernard
50 y/o, 165 cm
dyrektor programowa, gospodyni talk show CBC Toronto
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Słowa Aurory były ważne. Wzruszające, a jednocześnie emocjonalne, powodujący uścisk w żołądku w człowieczym odruchu. Lauren nerwowo założyła kosmyki włosów za ucho, na moment opuszczając wzrok lub zerkając gdzieś w dal. Potrzebowała to usłyszeć i wiedzieć, że nie wszyscy się od niej odwrócili. Nawet w momencie, kiedy ona sama odsunęła się od całego świata, próbując przeczekać burzę, będąc z samą sobą w samotni, chcąc posklejać swoje życie z powrotem. Swoimi słowami i obecnością Aurora dała jej wsparcie i siły, których Lauren tak mocno pragnęła.
- Tak, to na pewno ta szminka. - Lauren odchrząknęła krótko, otrząsając się z tej przytłaczającej dla niej chwili. Dawno nie słyszała takich komplementów. Żartobliwych, choć prawdziwych. Ceniła je sobie. - Wiesz, że nie potrafię się zatrzymać. Muszę działać. Mam dużo na głowie. Ostatnie miesiące były szalone. Wszystko dzieje się tak szybko. Lecz dobrze się w tym czuje. Potrzebowałam tego. Samotne siedzenie w domu nie było takie kojące, jak mogłam sobie wcześniej wyobrażać. - kącik ust powędrował do góry, dyskretnie zakryty podczas popijania kawy z filiżanki.
Lauren delikatnie pochyliła się, opierając o stolik, kierując całą swoją atencję w stronę przyjaciółki. Pragnęła usłyszeć wszystkie drobnostki, wszelkie banały i prozę dnia codziennego. Miały dużo wspólnego, przez co wiele ich łączyło. Stawiały czoła sytuacjom i problemom na różnych gruntach swojego życia, wymieniały doświadczeniami i wspierały siebie nawzajem. Lauren podziwiała Aurorę za jej stoicki spokój oraz trzeźwie i spokojne spojrzenie na świat. Kiedy wkradała się nerwowość, zjawiała się Lauren by pocieszyć i podbudować przyjaciółkę. Wierzyła, że w ten sposób idealnie się uzupełniają.
Lauren dobrze wiedziała jednak, że należą się pewne wyjaśnienia. Nie łatwo było o tym mówić. Nie chciała o tym mówić. Wiele słów, opinii i ocen było wypowiedziane za nią. Nie czuła żadnej presji, lecz potrzebowała przemówić, zwierzyć się komuś zaufanemu, przedstawić swoje odczucia. Aurora była jej papierkiem lakmusowym. Testem, przez który Lauren musiała przejść, aby dowiedzieć się, czy nie jest złą osobą, za jaką siebie czasami wyobrażała. Również to, czy ma jeszcze szansę wszystko naprawić. Na głosach z zewnątrz wcale już jej nie zależało. Liczyła na szczerość tych, kogo nie chciała stracić ze swojego życia na dobre.
- Auroro... nawet nie wiem, od czego mam zacząć. - przerwała krótką ciszę, choć na moment ponownie głos się zaciął. Tym razem, Lauren nie straciła jednak odwagi wiedząc, że musi przebrnąć przez swoje myśli, które zaczęły zakłębiać się w jej głowie, przywołując serię wspomnień. - Nie będę Tobie opowiadać o tym, co zrobiłam. Na pewno widziałaś i słyszałaś o wszystkim, co o mnie pisano. Nie będę ukrywać, wszystko to jest prawdą. - wpatrzyła się w Aurorę ze stonowanym wyrazem twarzy. - Nie chciałam znikać, lecz poczułam się przytłoczona. Nie wiedziałam, co robić, jak się zachować. Nie było to dla mnie normalne. Pogubiłam się. W pewnym momencie miałam wrażenie, że naprawdę żyję przed jakąś kamerą i wszyscy na mnie patrzą. Starałam się jakoś to wszystko odsunąć, odeprzeć od siebie, lecz sytuacja zaczęła się nawarstwiać. - zaczęła, próbując ująć w najlepszy sposób swoje odczucia, przedstawić swój punkt widzenia. Palcem zastukała delikatnie o blat stołu, zbierając swoje myśli. - Doszło do takiego etapu w moim życiu, że nie wiedziałam, kim jestem. Myślałam, że cokolwiek nie zrobię, będzie to złe i odbierane negatywnie. Byłam oceniana przez krótki wycinek mojego życia, chociaż byłam kimś więcej. Owszem, zależało i zależy mi na karierze, na uznaniu i szacunku ludzi, lecz nie robiłam niczego na pokaz. Uwielbiam swoje życie, naprawdę przytrafiło mi się dużo dobrego. Zawsze jednak chciałam dać coś w zamian. - odparła, znów opadając na oparcie krzesła. Skrzyżowała ręce na swojej klatce piersiowej, zerkając w bok. Mogła wydawać się obrażona na świat, który ją zawiódł i zostawił. Tak myślała wcześniej, lecz teraz... Teraz chciała pokazać, że wcale się nie złamała. Mogła stracić pewność siebie, lecz kompletnie jej nie straciła. Izolacja na nowo pomogła jej spojrzeć na świat i na samą siebie. - Zraniło mnie to i nadal rani, gdy każdy ocenia mnie powierzchowo, w ogóle mnie nie znając. To naprawdę podcina skrzydła. Ludzie myślą, że jak zdradziłam i przespałam się z kimś innym, to mówią, że mam kryzys wieku średniego. Jak kupiłam sobie następne auto to znaczy, że nadal gwiazdorzę, a najlepiej to powinnam zawczasu trafić do więzienia, bo coś znowu się stanie. - westchnęła ciężko, próbując przepić gorycz w jej głosie ciemną kawą.
Rozejrzała się po lokalu, szybko zerkając na innych gości. Każdy zajęty był sobą, rozmowami, dobrym czasem spędzonym z drugą osobą. Atmosfera zdawała się być przyjazna. Panowała normalność. Taka, jaka powinna być zawsze.
- Nie zrozum mnie źle, Auroro, nie jestem dumna z rzeczy, które się stały. Mój mąż... Cóż, były mąż, nie zasługiwał na taki koniec, nawet jeżeli w ten czy inny sposób miało do tego dojść. Moja córka nie zasługiwała na rozpad rodziny i na to, że stała się ofiarą, choć niczemu nie zawiniła. Ten wypadek... Też nie powinien się wydarzyć. - kontynuowała po chwili, mając przebłyski z tamtych momentów. Z ostatniej rozmowy z mężem, wizytami na sądowych salach i w gabinetach prawników czy zdjęć jej rozbitego samochodu wraz z dwoma innymi. Przełknęła jednak te wspomnienia, nie tracąc tak szybko rezonu. Spojrzała na Aurorę poraz kolejny, z twardą postawą i świadomością, że nie cofnie czasu i nie zmieni biegu wydarzeń. Mogła tylko wyciągnąć lekcje i iść przez życie dalej, próbując naprawić to, co jeszcze się dało.
Dobrnęła niemalże do końca. Wyspowiadała się Aurorze najlepiej jak potrafiła. Dała powody, dla których stała sie niedostepna. Powinna odczuć katarsis, rozmieniając na drobne to z czym się zmagała, próbując nadać temu jakiś sens. Wcale jednak się tak nie czuła. Wręcz przeciwnie. Patrząc na nią wcale nie było widać, że jest to koniec. Delikatnie zaciągnięta zębami warga, odruchy ręką czy zamyślona twarz zwiastawałcoś więcej.
- Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? - zerknęła na Aurorę, utrzymując kontakt nieco dłużej. - Mam wrażenie... nie wiem, dlaczego. Nie powinnam, ale mam... Wydaje mi się, że czasami nie żałuję tego, co się stało. Zupełnie, jakby tak miało być, jakby to było zaplanowane. Niektóre z tych rzeczy nie powinny się wydarzyć, a ja mam poczucie, iż nie zatrzymałam się nad nimi odpowiednio długo. Nie wyciągnęłam żadnych refleksji. Tylko idę dalej i się nie zatrzymuję. - wyznała przyjaciółce z utkwionymi w nią oczami, nastawiając się na najgorsze.

Aurora Lennox
gall anonim
52 y/o, 177 cm
Prezeska fundacji Nova
Awatar użytkownika
„Za każdym razem, gdy milczę, świat klaszcze. Za każdym razem, gdy mówię, zaczyna się wojna. A mimo to mówię dalej.”
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiOn, jego
postać
autor

Nie przerywałam jej ani na moment. Nawet gdy w mojej głowie pojawiały się pytania, wątpliwości czy emocje, które próbowały wyprzedzić jej kolejne słowa. Pozwoliłam, by mówiła, gdyż miała do tego prawo. I miała do tego przestrzeń. Utrzymywałam spokojne spojrzenie, które czasem wydawało się zbyt nieruchome i zbyt opanowane jak na to, co działo się wewnątrz mnie. Ale musiałam taka być, dla niej.
Ułożyłam dłonie na kolanach, krzyżując palce ze sobą. Delikatnie poruszyłam jedną nogą, próbując zrzucić napięcie właśnie w tym geście. Na zewnątrz wciąż trzymałam się twardo, ale w środku... w środku wszystko we mnie drżało. Przypominało to niekończący się szum wiatru, który przelatuje przez puste pomieszczenie i porusza zasłony w oknach.
Spojrzałam na Lauren, kiedy skończyła mówić. W jej oczach widziałam więcej, niż była gotowa wypowiedzieć. Zaciśnięta warga, palce nerwowo muskające filiżankę, drobne ruchy, które w innym kontekście byłyby niezauważalne, ale znałam ją. Znałam zbyt dobrze, by się nie domyślać, ile ją kosztowało każde słowo.
Oparłam się lekko o oparcie krzesła i dopiero wtedy odważyłam się odezwać. - Wiesz, co mnie w tym wszystkim najbardziej poruszyło? - Zapytałam cicho, niemal szeptem. - Nie to, co powiedziałaś. Nie to, że się pogubiłaś... ale to, że sama się do tego przyznałaś.
Moje palce zsunęły się powoli z kolan, gdy wyciągnęłam jedną dłoń w stronę filiżanki. Chciałam coś zrobić, jakikolwiek gest, który zatrzyma mnie w rzeczywistości. Kiedy kawa dotknęła moich ust, zorientowałam się, że jest już zimna, ale to nie miało w tej chwili najmniejszego znaczenia.
- Każdy w końcu się gubi, Lauren - kontynuowałam, patrząc w dal, jakby słowa łatwiej przychodziły, gdy nie patrzyłam wprost. - Tylko nie każdy ma odwagę to wypowiedzieć. Nie każdy staje twarzą w twarz z tym, co mu nie wyszło. Większość udaje i układa historię na nowo, żeby lepiej się sprzedawała. Ty tego nie zrobiłaś i za to cię podziwiam.
Zamilkłam na moment, pozwalając, by cisza między nami dała chwilę na oddech i wypełniła się lekkim szumem rozmów z innych stolików. Mimo to, dla mnie w tej chwili istniałyśmy tylko my dwie, a reszta świata mogła nie istnieć. - Pamiętasz, jak kiedyś mówiłaś mi, że każda z nas jest jak książka? Że nie powinno się nikogo oceniać po fragmencie wyrwanym z kontekstu? - zapytałam, a mój głos się nieco załamał. Nie z powodu łez, a z powodu wspomnienia, które uderzyło z niespodziewaną siłą. - Miałam wtedy wrażenie, że mówisz to o mnie, ale teraz wiem, że to było o nas obu. O wszystkich kobietach, które w oczach innych mają być nieskazitelne, silne, ułożone i rozsądne. A kiedy coś się sypie... jesteśmy nagle definiowane przez jedno zdarzenie, czy jedno potknięcie.
Odstawiłam filiżankę, choć nadal czułam gorycz zimnej kawy w ustach. I może dobrze, bo pasowała do tonu tej rozmowy. - Nie będę ci mówić, że wszystko się ułoży. Nie będę cię pocieszać tanimi frazesami. Ty nie potrzebujesz litości. Tylko potrzebujesz kogoś, kto ci przypomni, że jesteś czymś więcej niż to, co o tobie mówią. Jesteś więcej niż tylko swoim błędem. - Wzięłam głębszy oddech. - A jeśli mówisz, że czasami nie żałujesz... to znaczy, że coś się w tobie przebudziło. Nie każdy żal oznacza skruchę. Czasem żal jest tylko świadectwem, że potrafimy czuć i że potrafimy myśleć. Ale życie... ono nie jest sprawiedliwe. I nie rozlicza nas z właściwych powodów.
Zsunęłam wzrok na swoje dłonie, a potem znowu na nią. W jej oczach coś drgnęło. Może cień ulgi, może zawahania, albo obawa, że moje słowa są zbyt łagodne. Tak przynajmniej mi się wydawało. Ale nie zamierzałam jej atakować. Ona już zrobiła to sobie wystarczająco. - Ja nie zapomniałam, Lauren. Nie o tym, co się wydarzyło, ale też nie o tym, kim byłaś dla mnie zanim wszystko się posypało. - W moim głosie nie było goryczy, tylko spokój. - Wiem, że możesz być lepsza. Wiem, że możesz znów zbudować coś z tego chaosu, ale nie zrobię tego za ciebie. Mogę jedynie iść obok.
Wyciągnęłam rękę przez stolik, kładąc ją delikatnie w pobliżu jej dłoni. Nie dotykałam jej, tylko zostawiałam przestrzeń. Decyzja należała do niej. Zawsze należała. - Zbyt wielu ludzi żyje na pokaz. Ty zniknęłaś, bo przestałaś udawać. To nie było tchórzostwo, tylko była to twoja wersja odwagi. Nawet jeśli wtedy tego nie czułaś.
Zamilkłam. W moim gardle zaległa fala emocji, którą musiałam przełknąć. Nie byłam osobą, która łatwo się otwiera. Nie mówiłam o swoich uczuciach z lekkością. Lecz dla niej... dla niej robiłam wyjątek. Z resztą jak zawsze. Spojrzałam za okno. W cieniu chmur dzień powoli przechodził w wieczór. Wszystko dookoła nas zdawało się przygaszone i stonowane.
- Powiem ci coś, co sama musiałam sobie powtarzać przez wiele tygodni - odezwałam się po chwili, głosem nieco bardziej cichym, ale wyraźnym. - To, że nie potrafimy zatrzymać się nad niektórymi wydarzeniami, nie znaczy, że ich nie przeżyłyśmy. Czasem refleksja przychodzi z opóźnieniem. A czasem uczymy się, idąc dalej, a nie stojąc w miejscu.
Zamknęłam oczy na ułamek sekundy, niepewna, czy naprawdę wypowiedziałam te słowa. Potem otworzyłam je z powrotem i utkwiłam wzrok w Lauren. W mojej twarzy nie było już cienia wątpliwości. - Nie potrzebuję, byś była idealna. Potrzebuję, byś była prawdziwa. A teraz... jesteś bardziej prawdziwa, niż kiedykolwiek. I jeśli to ma być twój nowy początek... to wiedz, że nie jesteś w nim sama.
Nie chciałam dodawać nic więcej na chwilę obecną. Nie potrzebowałam puenty, bo ona znała mnie. Wiedziała, że kiedy kończę mówić, to znaczy, że właśnie teraz, w tej ciszy, najwięcej się dzieje. Oparłam się z powrotem o oparcie krzesła, pozwalając sobie na moment refleksji.

Lauren Bernard
ODPOWIEDZ

Wróć do „Balzac's Coffee Roastery”