ODPOWIEDZ
23 y/o, 170 cm
Student/Złota Rączka w PATH
Awatar użytkownika
Don't try me. I'm the kindest rude person You'll ever meet.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiwhatever
postać
autor

4
being intelligent doesn’t protect you from emotional damage


Przez taszczenie wielkiego, nieustawnego pudła pełnego klamotów Dylana na trzecie piętro po schodach Milo nie miał wolnej dłoni, by móc strzelić się w pysk za własną lekkomyślność i przydługi język. I to nie tak, że nie chciał pomóc. Naprawdę c h c i a ł tylko gdyby przemyślał to dwa razy, zaproponowałby inne rozwiązanie. Takie, w którym Gauthier znalazłby kąt za rozsądną cenę, a on zachowałby neutralność własnego, cichego mieszkania.

Zaraz po tym jak wstał z samego rana i na chwilę przysiadł na łóżku, przez moment, tak, jak miał to w zwyczaju, celebrował monotonne mruczenie wiatraków dwóch komputerów, z których jeden wciąż renderował i miał zakończyć... kiedyś na pewno. Tak. Ilekroć Milo budził się przy akompaniamencie białego szumu czuł się od razu lepiej i tak, jak dla większości osób komfortowym dźwiękiem rozpoczynającym dzień był śpiew ptaków, tak dla niego był to dźwięk pracującej wydajnie elektroniki.
Znalezienie okularów zajmowało zwykle trochę czasu, jako, że Rivera nie potrafił ich po prostu odkładać w to samo miejsce. Nie. One zawsze musiały leżeć gdzieś między kubkami pełnymi podsychającej herbaty, koło wybranego do połowy blistra paracetamolu, kilku puszek po energetykach (jakich zasadniczo nie powinien był w ogóle dotykać, bo za każdym razem fundował sobie pięć uderzeń serca w cenie jednego i miał wrażenie, że umiera) i batonikach zbożowych z automatu stojącego pod spożywczakiem zaraz za rogiem. Pomimo, że maszyna parokrotnie zamiast orzechowego batona wydała mu żurawinowy, Milo lubił w cieplejsze noce wciągnąć byle bluzę, założyć klapki i przespacerować się pod bajecznie świecącą na kolorowo maszynę pod nieczynnym o tak późnych godzinach sklepem.
Po znalezieniu okularów i przejrzeniu na oczy chętnie przystępował do obietnic sprzątnięcia pierdolnika, jaki sam się zrobił bóg wie kiedy i jakim sposobem, ignorował piętrzący się stos naczyń i wędrował do kuchni sprawdzić, czy w lodówce ostało się coś poza mlekiem, a jeśli nie, to czy jest ono przynajmniej nieprzeterminowane. ASAP podjeżdżał, Milo prosił o kawę i kolejną godzinę (jeżeli miał czas) spędzał z sympatycznym robotem w kuchni żując płatki, scrollując nowinki z cyfrowego świata i psychicznie szykując się na wyjście do pracy. W przeciwieństwie do większości znajomych z uczelni, on nie świętował laby w żadnym ciekawym miejscu, nie uczestniczył w festiwalach i z pełnym rozmysłem oraz satysfakcją unikał towarzyskich przyjemności, aby w czasie wolnym po powrocie z Simply Fix It znów wrócić do migających diod, półprzewodników, marzeń o Dolinie Krzemowej i łamigłówek z serii inżynierii wstecznej.
Mógł też, choć robił to rzadko i każdorazowo gnębił się później wyrzutami sumienia, spędzić dzień prawie kompletnie bezproduktywnie, w łóżku, w niekoniecznie świeżym dresie, na nieplanowanej głodówce i opływając w ponure wizje związane głównie z Dylanem. Jego osobiste top 10:
1. Dylan zaczyna spotykać się z dziewczyną.
2. Dylan zaczyna spotykać się z chłopakiem.
3. Dylan wyjeżdża na drugi koniec Kanady.
4. Dylan obraża się śmiertelnie za jakąś głupotę, którą on nierozważnie chlapnął.
5. Dylan odkrywa jego zauroczenie i publicznie je wyśmiewa.
6. Dylan odkrywa jego zauroczenie i więcej się do niego nie odzywa.
7. Dylan odkrywa jego zauroczenie i oznajmia, że jest hetero.
8. Dylan znajduje sobie ciekawsze towarzystwo.
9. Dylan jest zbyt miły by zostawić go w tyle.
10. Dylan tylko udaje, że go lubi.
Zapewne gdyby odrobinę się skupił, Milo byłby w stanie naprędce wyprodukować kolejny tuzin takich propozycji, ale dotychczasowe scenariusze i tak zajmowały go dostatecznie, aby myślał o kolejnych.
Bo o tym, że miał ewidentną słabość do najlepszego kumpla wiedział od dawna, niedługo miał stuknąć pełny rok i Rivera nie wiedział, czy z tej okazji powiesić się na kablu sieciowym czy wziąć samochód, stanąć przy punkcie widokowym za miastem, ulać się w trupa na smutno i zadzwonić po Jaya, by zgarnął jego żałosną dupę zanim nabawi się grypy na mrozie.
Były też takie rzeczy, o których nie wiedział nikt i Milo wolałby, aby tak pozostało. Lubił chociażby pośpiewać sobie pod prysznicem, najczęściej jakieś stare hiszpańskojęzyczne piosenki słyszane za dzieciaka w radiu. Lubił też w środku nocy, poza spontanicznymi wypadami pod automat, posiedzieć przy telewizorze z pudełkiem lodów (którymi zawsze musiał się nieludzko upierdolić), albo zarwać trzy noce z rzędu nad konieczną (w jego mniemaniu) automatyką domową czy zaprogramowaniem starszej roomby, aby przeklinała siarczyście za każdym razem gdy obijała się o jakiś obiekt. Głosem Sabriny Carpenter.
Ponadto zasypiał w każdej pozycji, ślinił się przez sen, lunatykował, rzucał jak ryba wyrzucona na płyciznę, mamrotał do siebie w co najmniej dwóch językach (nie licząc Javy, C, C++, Pythona, Java Scriptu, SQLa, Rusta, Asemblera, Kotlina i paru innych, w tym Brainfucka i Brainforka, choć nimi też zdarzało mu się mruczeć pod nosem), czasami przez trzy dni chodził w tym samym dresie, utytłany w smarze, kamforze, czy innym lepiszczu, dysocjował w absolutnie losowych momentach dnia i zdecydowanie zbyt często znosił do domu stare sprzęty celem ich uratowania. Niektórzy wracali z bezpańskim kotem, Milo potrafił stanąć w drzwiach o drugiej nad ranem ze znalezionym na śmietniku gramofonem.
A teraz w tej jego prywatnej, bezpiecznej przestrzeni miał rozgościć się człowiek, o którym myślał ostatnimi czasy zdecydowanie za często – niemal tak często, jak o procesorze Cabeus – i nie na chwilę, a... cóż, nie wiedział nawet na jak długo.
Ktoś inny zapewne dostrzegłby w tym swoją szansę, cieszyłby się i beztrosko snuł plany, natomiast Milo, który dotąd skrupulatnie oddzielał świat zewnętrzny od swojego kilkupokojowego Tardisa, miał ochotę zwymiotować z nerwów. Przerażała go bowiem myśl, że dotąd pilnowana dynamika i środowisko ich relacji miała ulec zmianie, takiej, nad jaką nie miał kontroli, a Dylan miał zobaczyć go w jeszcze mniej atrakcyjnym, zdziwaczałym i odpychającym wydaniu.
Zrobiłem zakupy... rano, uh... i nawet... joder, co ty tu wpakowałeś?! Bierz to ode mnie, to ty jesteś ten usportowiony!
To było co prawda ostatnie piętro, ale Rivera czuł, że jeszcze moment, parę chwil i kręgosłup trzaśnie mu pod ciężarem pudła.



Dylan Gauthier
default (dc: default_1010)
Please be kind ❤
24 y/o, 179 cm
student | kuchcik w Archeo
Awatar użytkownika
But don't you worry there's no hurry for tomorrow 'cause today's still young
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

#4
Dylan podejrzewał, że jego współlokatorzy byli w zmowie. To znaczy już byli współlokatorzy i zmowa odbyła się podczas ich ostatniego miesiąca razem, kiedy to zdecydowali się na raz zrzucić na niego bombę o rezygnacji ze studiów i, co za tym idzie, z przedłużania umowy na mieszkanie. Rozkładali skrzydła i wylatywali z gniazda zwanym Toronto, zostawiając Gauthiera ze zdecydowanie zbyt dużym mieszkaniem za zbyt wysoki czynsz. Poza prostym faktem finansów, których nie uratowałyby nawet darowizny od ojca, przelewającego swoje poczucie winy na konto bankowe syna, zaczął myśleć także o własnym spokoju ducha i tym jak bardzo nie widziało mu się dzielenie przestrzeni z kimś obcym. Dogrywanie się i dogryzanie z nowymi ludźmi potrafiło być dobrą rozrywką, jednak nie kiedy w grę wchodziły własne cztery kąty i chęć komfortu po ciężkim dniu na uczelni i zasuwania w pocie czoła w kuchni.
Podczas jednej z licznych sesji narzekania Milo na potrzebę podjęcia decyzji o tym, co zrobić ze swoim życiem, ze zgrozą dochodząc nawet do potencjalnego rozważania powrotu do domu ojca, otrzymał od niego ofertę nie do odrzucenia. W końcu kto by nie chciał zamieszkać ze swoim najlepszym kumplem? Gdyby nie fakt, że znał jego mieszkanie już prawie na wylot przez czas, jaki w nim spędzał, od kiedy wziął sobie do serca jego zaproszenie by nocować u niego kiedykolwiek, mógłby nawet powiedzieć, że brał w ciemno, bez zbędnych pytań.
I tak oto znaleźli się na środku klatki schodowej, przenosząc cały jego dobytek zapakowany schludnie, a przynajmniej na tyle, by nic nie wysypywało się bokami, w kartony i znalezione w szafach torby. Właśnie wspinał się tuż za gospodarzem z przewieszoną przez ramię torbą sportową, wypełnioną zdaje się zawiniętym w koc teleskopem i materiałami ze studiów poupychanymi w każdą wolną przestrzeń, podpierając na biodrze pękaty, ledwo trzymający się na taśmę karton zawierający książki, gry i zdaje się, że czajnik, którego nie miał już gdzie schować. O ile nauczył się przebywać z ASAPem w jednym pomieszczeniu i nawet potrafił korzystać z jego podstawowych funkcji, żaden gadający ekspres nie był w stanie zastąpić mu najzwyklejszego czajnika elektrycznego. Ich mała ekspedycja zdawała się doświadczać drobnych problemów, jeśli miałby oceniać po coraz cięższych oddechach dochodzących z góry i nieplanowanym postoju w połowie schodów.
- Widzisz, masz idealną okazję na zmianę tego stanu rzeczy - zaoferował z nieukrywanym, rozbawionym uśmiechem. - Zostało ci już jeszcze tylko... - obrzucił szybkim spojrzeniem pozostałe stopnie. - ... jakoś piętnaście powtórzeń. Chyba nie poddasz się na ostatniej prostej? - rzucił, lekko próbując wziąć go pod włos i naruszyć jego pewność siebie, licząc, że ten wystrzeli z nowymi pokładami energii, tylko by mu udowodnić, że może. Wcześniejsze pytanie zwróciło jednak jego wzrok na niesiony przez Milo karton i został postawiony przez zadaniem przypomnienia sobie, co w ogóle tam zapakował. - Pamiątkowe cegły - odparł najpierw, łypiąc na niego kątem oka by sprawdzić czy zarobił sobie to spojrzenie, na które w tej chwili liczył. - Chyba szkicowniki i inne takie, kilka winyli, może trzy kubki... - zmarszczył czoło i przygryzł wnętrze policzka, próbując wrócić do momentu sprzed zaklejenia tego konkretnego pudła. - ... I być może jeden bardzo rozległy atlas gwiazd - dokończył, unikając użycia słowa "ciężki". To Milo już wiedział, nie potrzebował przypomnienia. Rzeczywistość jednak wcale nie była aż tak oddalona od żartu z cegłami. - Jak nie dajesz rady to możesz go tu zostawić, zaraz się cofnę. Tylko się nie złam jak będziesz kucać - upomniał go w razie co, odnosząc się do rozległej lekcji dotyczącej noszenia ciężarów, jaką przeprowadził mu zanim zabrali się za wspinaczkę. Kolanami, nie plecami. A propos kolan, jego własne już od jakiegoś czasu protestowało na każde zgięcie i wyprostowanie, łydka zaczynała dawać mu się we znaki, a nawet krótkie postoje dawały mu zbyt wiele czasu na zrelaksowanie mięśni i zdwojony nawrót objawów.
- To zakupy? - przypomniał mu, odwracając własną uwagę i przechodząc kilka stopni wyżej by ponownie wprawić nogi w ruch. Jeszcze tylko jeden rzut schodków i mieli to z głowy. Nie licząc ostatniego regału czekającego na nich na parterze, jedynego mebla jaki zabierał z poprzedniego mieszkania. I jedynej rzeczy, jakiej przewiezienie przez pół miasta okazało się prawdziwym wyzwaniem. Granie w tetrisa z pudłami było w porównaniu czystą przyjemnością. - Jak z tym skończymy to zamawiamy obiad. Oczywiście stawiam, co chcesz - zaoferował się, jako że mało co robiło za lepszą rekompensatę niż darmowe jedzenie. Przynajmniej dla niego.

Milo Rivera
23 y/o, 170 cm
Student/Złota Rączka w PATH
Awatar użytkownika
Don't try me. I'm the kindest rude person You'll ever meet.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiwhatever
postać
autor

Gdyby chodziło o coś związanego z ułożeniem kostki Rubika na czas albo zautomatyzowanie czegoś, Milo zapewne łatwo dałby się urobić i Dylan nie musiałby nawet sięgać po takie metody.
Na wzmiankę o cegłach Rivera momentalnie obrócił głowę, aż mu coś boleśnie przeskoczyło w karku i zmrużył oczy w taki sposób, jakby Gauthier wyraził się nieprzychylnie o Torvaldsie.
Śmieszno ci? 一 fuknął pod nosem, zgięty w pół i z kropelką potu spływającą po skroni. 一 Ten tam kredens czy inny pierdolnik sam zaraz będziesz ciągnął na górę.
Naturalnie obaj wiedzieli, że nie zostawiłby go samego z regałem, Milo po prostu musiał sobie popsioczyć na niewygodę i przymus wykonywania ćwiczeń stricte fizycznych. Zażegnać drażliwość pomogło dopiero zaspokojenie jego ciekawości co do faktycznej zawartości taszczonego na górę pudła i obietnica obiadu, zwłaszcza, że nie jadł tego dnia śniadania, a zatem był bardzo plastyczny gdy w grę wchodziło przekonywanie go do czegokolwiek z jedzeniem jako kartą przetargową. Dwa czy trzy razy zaburczało mu w brzuchu zanim karton ze skarbami Dylana wylądował w przedpokoju, gdzie Rivera zachwiał się po delikatnym odstawieniu go między pozostałe graty i przysiadł sobie na innym pakunku. Obie dłonie wpuścił między włosy, otarł nadgarstkiem stróżkę potu klejącą mu kosmyk do skroni i głęboko nabrał powietrza w płuca. Wstrzymał oddech na kilka sekund i dopiero po chwili przy wydechu, gdy opadały mu ramiona poczuł jak bardzo rozbolał go kark. Sięgnął palcami w tył i rozmasował sobie pospiesznie najbardziej problematyczny fragment przy potylicy, jakby to miało w czymkolwiek pomóc.

Zamów cokolwiek, zjem wszystko 一 przywitał go w drzwiach wyznaniem, trochę półprzytomny, ale wciąż dość spostrzegawczy by zwrócić uwagę na pewien detal. Albo mu się wydawało, albo...
Dylan, czy ty utykasz? 一 zapytał podejrzliwie, nie do końca przekonany, czy mu się to przywidziało czy nie. 一 Ja tylko żartowałem tam na schodach, jak coś zostało na dole to ja przyniosę.
Rivera widocznie zapomniał, że na parterze nie czeka żaden dodatkowy karton, a pełnowymiarowy regał, jakiego samodzielnie nie ruszyłby choćby o cal, mimo to gdyby wiedział, że Gautier boryka się z czkawką po kontuzjowanym kolanie, zapewne zadzwoniłby po Jaya.
Obszedł go łukiem w przedpokoju i stanął znów w progu, tak, jakby próbował ocenić na oko czy Dylan do czegokolwiek się jeszcze tego dnia nadaje. Gdyby chodziło o urządzenie, diagnostyka byłaby kwestią paru minut, a naprawa, zakładając, że w pokoju znalazłyby się odpowiednie komponenty (bardzo możliwe, że tak by było) potrwałaby pewnie najwyżej kwadrans, ale z usterkami obiektów organicznych nie miał doświadczenia.

Zrobimy inaczej 一 zdecydował z rękami splecionymi na piersi, co w podręcznym słowników postaw Rivery oznaczało, że pomysł wskoczył mu już w miejsce gotowości do realizacji i bez wątpienia wykłócałby się pasjami, jeżeli w tym wypadku Dylan nie zechciałby się podporządkować. 一 Ja rozmontuję ten kredens... okay, ten regał, wszystko jedno. Rozkręcę go na dole, przyniosę na raty, a ty skręcisz go z powrotem, ey?
Para ciemnych, nieruchomo wpatrzonych w mężczyznę oczu wyrażała oczywisty upór i oczekiwanie potwierdzenia, mimo że dla Milo w tym wypadku nie było ono do niczego potrzebne. Miał już zresztą w ręce skrzynkę z podstawowym zestawem nasadek i imbusów i właśnie organizował sobie sportową torbę, z jaką Dylan przyszedł ledwie chwilę temu. Nie pytając o zgodę po prostu wybebeszył ją ze szkicowników (zerkając wcale nie tak dyskretnie do środka, ale zdążył najwyżej wypatrzyć jakiś wstępny szkic owcy czy innego pudlowatego stworzenia, zanim dotarło do niego, że to chyba nie wypada), z o wiele większą delikatnością i szacunkiem potraktował teleskop, notatki z uczelni wrzucone w roli upychacza byle gdzie wysypał jak ulotki. Potrzebował pustej torby do przeniesienia rozmontowanych półek i wkrętów, resztę mógł wziąć w ręce.

Mówię poważnie, dam radę.
Być może i dopiero co utyskiwał na ciężar kartonu w połowie klatki schodowej, ale wiedział, że miał w sobie jeszcze dość pary aby wykazać się przydatnością w potrzebie. Trzymaną w ręku skrzynką wskazał bardzo ogólnikowo na piętrzące się w przedpokoju pudła, a brodą na wolny pokój, który Dylan wybrał zanim ruszyli z akcją znoszenia jego dobytku na trzecie piętro.

Możesz zacząć się rozpakowywać czy coś. Tylko nie przenoś, przesuwaj, está claro?
W całym tym zamieszaniu umknął mu ma chwilę pisany od kilku dni czarny scenariusz na najbliższe miesiące życia, co pozwoliło zresztą zmienić kategorie myślenia na bardziej praktyczne i przedwstępnie ucieszyć się na obiecany obiad.



Dylan Gauthier
default (dc: default_1010)
Please be kind ❤
ODPOWIEDZ

Wróć do „#12”